22 września 2016

Trzysta dwanaście

Claire
Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego. Raz po raz rozglądała się dookoła, nie dowierzając temu, gdzie i w jakich okolicznościach się znalazła. W gruncie rzeczy nie przypuszczała nawet, że kiedykolwiek podejmie decyzję o tym, żeby pojechać z Sethem do rezerwatu, gdzie na każdym kroku mogła zauważyć któregokolwiek z jego pobratymców. Z drugiej strony, jeszcze jakiś czas temu nie przyszłoby jej do głowy, że będzie w stanie poczuć się względnie swobodnie przy jakimkolwiek zmiennokształtnych, który po przemianie przybierał kształt wilka, więc może nie powinna czuć się zaskoczona – w końcu już dawno miała okazję zauważyć, że w przypadku nieśmiertelnych przewidzenie czegokolwiek graniczyło z cudem.
Wciąż czuła lekkie napięcie, zwłaszcza kiedy przypominała sobie, kim tak naprawdę są Quileuci, ale zaskakująco łatwo przychodziło jej ignorowanie tego uczucia. Wszystko jest w porządku, powtarzała sobie na każdym kroku i chyba naprawdę w to wierzyła, co zresztą przyjmowała z ulgą. Atmosfera była przyjemna, magiczna wręcz, co jak nic miało związek z płonącym ogniskiem i panującym dookoła półmrokiem. Chociaż na zewnątrz panował chłód, to nie przeszkadzało żadnemu z jej towarzyszy, tym bardziej, że zmiennokształtni z natury mieli wyższa temperaturę. Sam Seth przypominał Claire trochę przenośny piecyk, co okazało się całkiem przyjemne, zwłaszcza kiedy trzymała się blisko. Już zdążyła przywyknąć do tego, że chłopak mógłby tak po prostu ją obejmować albo że sama miałaby usiąść przy nim, jak gdyby nigdy nic opierając się o jego tors.
Rozpalone przy pomocy wyrzuconego przez morze drewna ognisko, niezmiennie ją zachwycało. Dobrze wiedziała, skąd brał się niebieski kolor płomieni – chemia od zawsze stanowiła tę dziedzinę nauki, którą lubiła i z której była dobra – ale obserwując ogień, zdecydowanie nie zamierzała zastanawiać się nad jakimkolwiek logicznym wyjaśnieniem tego stanu. Łatwiej było myśleć o tym, jak o przejawach magii – czymś, co teoretycznie nie istniało, ale w takich warunkach stanowiło idealne tłumaczenie dla wszystkiego, co się działo. Z tym było trochę tak, jak z poezją – chciała w to wierzyć, czując przyjemność z możliwości oszukiwania samej siebie. To, że w ten sposób łatwiej było jej się rozluźnić, również wydało się Claire na tyle dobre, by pokusić się o myślenie kategoriami zupełnie innymi niż zazwyczaj, co zresztą przy Secie zdarzało jej się dość często. Chłopak miał na nią swego rodzaju wpływ, którego wciąż nie rozumiała, a który niezmiennie wzbudzał w dziewczynie tylko i wyłącznie pozytywne uczucia.
Początkowo miała wątpliwości co do tego, czy przyjazd do La Push będzie dobrym pomysłem. Nie chodziło o reakcję Rufusa, ale o jej własne obawy – chociażby przed tym, czy nie rozczaruje Setha, zaraz po przekroczeniu granicy wpadając w panikę na myśl o bliskości większej liczby zmiennokształtnych, którzy w każdej chwili mogli przybrać formę olbrzymich, niebezpiecznych wilków. W pamięci wciąż miała moment, w którym zobaczyła chłopaka jako zwierzę; nie widziała samej przemiany, ale doświadczenie i tak okazało się nietypowe, wzbudzając w Claire emocje, których do tej pory nie potrafiła należycie uporządkować. W gruncie rzeczy przy tym nieśmiertelnym raz po raz popadała w konsternację, chyba będąc na dobrej drodze do tego, żeby wyzbyć się lęków, ale z drugiej strony…
Ale kolejne godziny mijały, a ona czuła się po prostu dobrze, mając wrażenie, że otacza ją banda wyjątkowo wyluzowanych nastolatków, a nie bestii w ludzkiej skórze. Początkowo czuła się dziwnie ze świadomością tego, że wszyscy się na nią patrzą, wydając się oceniać to, jaka była i sporadycznie rzucając jakieś złośliwe uwagi na temat Setha (z tego, co zrozumiała, była jego pierwszą sympatią – i wpojeniem na dodatek), ale z czasem i do tego zaczęła przywykać. Przez większość czasu trzymała się blisko Clearwatera, bo tak było bezpieczniej, jednak i to zaczęło się zmieniać, w miarę jak upewniła się, że nikt w rezerwacie nie traktuje jej z wrogością. Miało to chyba jakiś związek z Nessie, która pół dzieciństwa spędziła w tym miejscu, tym samy pozwalając członkom watahy oswoić się z bliskością hybrydy – kimś, kogo łatwiej było im tolerować niż wampira, co również wydawało się działać na jej korzyść.
Nie była jedynym obiektem wilczej magii, co na swój sposób także zadziałało na dziewczynę kojąco. Co prawda jako jedyna nie była człowiekiem, ale to wydawało się znośne, przynajmniej teoretycznie. Zawahała się dopiero w chwili poznania Emily, mimo wcześniejszego ostrzeżenia Setha, ledwo będąc w stanie zachowywać się naturalnie, kiedy dostrzegła twarz kobiety. W tamtej chwili zaczęła błogosławić fakt, że była w rezerwacie sama, a Rufus nie był telepatą, bo raczej nie przekonałaby go o tym, że jest bezpieczna, wspominając o „małym” wypadku z udziałem kobiety i jej męża. Wręcz nieprawdopodobnym wydało jej się to, że po tym wszystkim Emily i Sam wciąż mogliby być razem, tworząc szczęśliwą rodzinę i jak gdyby nigdy nic wychowując dziecko. Nie miała pojęcia, co tak naprawdę powinna o tym wszystkim myśleć, a już zwłaszcza o bliznach – o wiele gorszych niż te, które sama miała, a do tego znajdujących się w tak widocznym miejscu. Pomyślała, że w tamtym hotelu mimo wszystko miała szczęście, bo mogła skończyć o wiele gorzej, ale takie rozumowanie również nie przyniosło Claire spodziewanego ukojenia.
Najbardziej niepojęte było dla niej to, że pomimo tych niedoskonałości, Sam mógł spoglądać na żonę z taką czułością – bez cienia poczucia winy czy obrzydzenia. Nie uważała Emily za brzydką, wręcz przeciwnie; problem polegał na tym, że myślenie o bliznach – zwłaszcza tej, którą sama miała – przyprawiało ją o mdłości, bo nie wyobrażała sobie tego, żeby kiedykolwiek miała okazać je potencjalnemu partnerowi. Skoro sama ich nie akceptowała, jak miałaby oczekiwać, że jakikolwiek facet spojrzy na nią tak, jak Sam na Emily… albo Dimitr na Beau, chociaż myślenie o tej drugiej parze zaczynało być problematyczne.
Jakkolwiek by nie było, sam pobyt w La Push okazał się wyjątkowo przyjemny, nawet pomimo skojarzeń i wątpliwości, które w niej wzbudzał. Rozluźniła się zwłaszcza w chwili, w której Seth zabrał ją na klif, by mogła rozejrzeć się po okolicy przed planowanym ogniskiem. Wzniesienie okazało się równie imponujące, co i to w Mieście Nocy, gdzie stała świątynia. Co prawda spoglądając w pieniące się poniżej morze, odniosła wrażenie, że miejsce jest bezpieczniejsze – znajomy jej klif wieńczyły liczne skały, na które lepiej było nie spaść – ale widok mimo wszystko okazał się niezwykły.
– Ładnie, nie? – rzucił pogodnym tonem Seth. Miał dobry humor, wciąż chyba niedowierzając temu, że byli gdziekolwiek razem i że już nie musiał trzymać się od niej na bezpieczną odległość. – Latem jest lepiej, zwłaszcza kiedy woda robi się ciepła. Można poskakać.
Uniosła brwi, początkowo niepewna temu, czy dobrze go zrozumiała.
– Ale chyba nie stąd, prawda?
Chłopak zaśmiał się nieco nerwowo, po czym podszedł bliżej. Obserwowała go w milczeniu, kiedy przysiadł na krawędzi, sama dopiero po kilku sekundach decydując się do niego dołączyć. Nie obawiała się tego, że nagle straci równowagę, ale i tak wolała zachować ostrożność, bardzo ostrożnie siadając i mocno zaciskając dłonie na brzegu, zanim zdecydowała się spojrzeć w dół.
– A niby dlaczego nie? Cały czas tak robimy – oznajmił ze spokojem Seth, kolejny raz wzbudzając w niej konsternację. – Jak się wie kiedy i potrafi pływać, wtedy to naprawdę fajna zabawa. Nessie ci nie wspominała? – dodał, a ona spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Nessie skakała z klifu? – zapytała z powątpiewaniem.
To nie tylko brzmiało jak szaleństwo, ale również coś nieprawdopodobnego. Trudno jej było myśleć pozytywnie, skoro zdawała sobie sprawę z tego, że zarówno Esme, jak i Isabeau, niejako zakończyły swoje wcześniejsze żywoty właśnie w taki sposób – każda z innym skutkiem i z równych przyczyn, ale jednak. Tak czy inaczej, rzucanie się z takiej wysokości do wody, skutecznie przyprawiło ją o dreszcze.
– Jasne, że tak. Tyle czasu spędzała z Jacobem, że trudno byłoby, żeby kiedyś tego nie spróbowała. – Entuzjazm Setha wyraźnie przygasł, kiedy wyczuł zmianę w jej nastroju. – Na początek zawsze można zacząć z tamtego miejsca – podjął ze spokojem, decydując się zmienić temat. Jeszcze kiedy mówił, wychylił się do przodu, by móc wskazać jej znajdująca się mniej więcej w połowie wysokości klifu półkę skalną. Tamto miejsce wydało się Claire o wiele bardziej przystępne, ale i tak nie wierzyła w to, co słyszała. – Ale my, miejscowi, wolimy klif. Nie żebym uważał się za eksperta, ale to naprawdę genialne doświadczenie.
– Na pewno – rzuciła z przekąsem, ledwo powstrzymując się przed wywróceniem oczami. Już nie chodziło nawet o sam skok, ale perspektywę tego, że najpewniej musiałaby założyć kostium kąpielowy, a to… No cóż, z oczywistych względów nie wchodziło w grę. – Zabawa w samobójcę to świetna sprawa – dodała, nie mogąc się powstrzymać.
– Może kiedyś ci pokażę i zmienisz zdanie – zreflektował się pośpiesznie chłopak. Westchnęła cicho, uświadamiając sobie, że kolejny raz udało jej się go zranić, a przynajmniej takie odniosła wrażenie. – Oczywiście nic na siłę. Jeśli masz inny sposób spędzania wolnego czasu, to nie ma problemu.
Skinęła głową, tym razem decydując się nie odzywać. W milczeniu wpatrywała się we wzburzoną wodę, wciąż nie wyobrażając sobie tego, że tak po prostu można było zsunąć się w dół, wprost w lodowate objęcia żywiołu. To, że właśnie Renesmee mogłaby zabawiać się w ten sposób, również do niej nie docierało, chociaż z drugiej strony, co tak naprawdę wiedziała o przeszłości dziewczyny? Na każdym kroku przekonywała się, że w rzeczywistości nie miała pojęcia o niczym, często zaskoczona rzeczami, które innym wydawały się czymś najzupełniej oczywistym.
Cóż, książki to nie wszystko…
Nie wrócili do tematu klifu, a później z łatwością o nim zapomniała, w zamian koncentrując się na perspektywie ogniska. Mimo wszystko poczuła się o wiele pewniej, kiedy przenieśli się na nisko położoną plażę, skąd mogła swobodnie obserwować morze, w ciemnościach przypominające raczej wylany atrament, aniżeli wodę. W oddali widziała majaczące kształty odległych wysp – coś, co w takich warunkach musiało być dla ludzi niewidoczne. Siedziała na ziemi, raz po raz przesypując pomiędzy palcami piasek i kamienie, i jakby od niechcenia opierając się o Setha. To w jakiś pokrętny sposób wydało jej się naturalne, tak jak i korzystanie z bijącego od ciała chłopaka ciepła, co samo w sobie sprawiało, że czuła się dobrze.
– Och, jak słodko… Kolejny desperat, który wierzy w powodzenie integracji międzygatunkowej – usłyszała damski głos, więc natychmiast poderwała głowę, sama niepewna tego, jak powinna odebrać wypowiedziane przez nowoprzybyłą słowa.
Mimo wszystko zamarła na ułamek sekundy, kiedy zauważyła Shelby. Nie widziała wilczycy od lat, właściwie od czasu, kiedy ta na jej oczach zmieniła się w zwierzę, by móc walczyć z demonami. Claire wiedziała, że niejako zawdzięczała kobiecie życie, nie tylko przez tamten incydent z tuneli, ale przede wszystkim oddanej przez zmiennokształtną krwi – czymś, czego ta zdecydowanie nie musiała robić, a na co z jakiegoś powodu się zdecydowała.
– Zgubiłaś Jacoba, Shell? – mruknął jakby od niechcenia Seth. Jego uścisk stał się bardziej zaborczy, chociaż Claire nie widziała powodu, dla którego chłopak miałby próbować ją chronić. – Nieważne. To jest Shelby… Ale to chyba wiesz, nie? – dodał, wymownie spoglądając na stojącą przy nich dziewczynę.
– O, tak… Znamy się. – Zmiennokształtna wywróciła oczami. – Wciąż żyjesz… A to chyba dobrze, nie? – wypaliła nieoczekiwanie. – Tak mi się wydaje.
– Ehm… Dziękuję? – Claire spojrzała na nią z powątpiewaniem.
Kobieta wzruszyła ramionami, najwyraźniej nie zamierzając drążyć tematu. Zaraz po tym popędziła w swoją stronę, zarzucając ciemnymi włosami i najwyraźniej dostrzegając coś, co zaintrygowało ją bardziej od nietypowej pary – hybryda i zmiennokształtnym. Claire wyraźnie usłyszała śmiechy i to, że najpewniej zmierzała ku nim reszta plemienia, ale nie zwróciła na to uwagi, przejęta przede wszystkim tym, jak miała wyglądać reszta wieczoru.
– Nie lubię jej – mruknął Seth.
Uniosła głowę, aż nazbyt świadoma tego, że musiał mówić o Shelby.
– Dlaczego? – zapytała. – Bywa miła… Czasami, a przynajmniej dla mnie taka była – dodała, a chłopak wywrócił oczami.
– Za Shelby nie nadążysz, zresztą tak jak i za moją siostrą – wyjaśnił rozdrażnionym tonem. – Może to jakaś specjalna właściwość kobiet z naszego plemienia, nie wiem. Tak czy inaczej, bywają cholernie trudne.
Być może coś w tym było, a przynajmniej takie wrażenie odniosła Claire, mając okazję obserwować zachowanie Lei. Siostra Setha faktycznie powiła być równie złośliwa, co i czarująca, poza tym wyraźnie miała problem z tym, żeby w pełni zaakceptować to, w kogo wpoił się jej brat. Jasne, pomagała mu, ale Claire była gotowa przysiąc, że zmiennokształtna mimo wszystko nie darzy jej sympatią. Co prawda nie była to aż tak silna niechęć, by zaczęła czuć się nieswojo, ale coś w spojrzeniu i zachowaniu tej z Clearwaterów, skutecznie wzbudzało w dziewczynie wątpliwości. Nie chciała, żeby ktokolwiek próbował traktować ją jak wroga, chociaż dzięki temu, czego dowiedziała od Setha, zorientowała się, że w przypadku jego siostry takie zachowanie było absolutnie normalne.
Cudownie.
Nie miała pojęcia, czego powinna spodziewać się po samym wieczorze, choć chłopak zdążył uświadomić ją, że zamierzali opowiadać plemienne historie – opowieści, które jego przodkowie przekazywali sobie od pokoleń, a które w znamienitej większości były prawdziwe. Sama wzmianka o tym wystarczyła, żeby jeszcze bardziej ją zaintrygować, tym bardziej, że – zdaniem Setha – opowieści miały dotyczyć początków jego plemienia oraz tego, jak miały się relacje wampirów oraz zmiennokształtnych. Twierdził, że część mogła brzmieć niepokojąco, ale Claire szczerze wątpiła w to, żeby cokolwiek zaniepokoiło ją bardziej od tego, co słyszała na temat Upadku, o własnych doświadczeniach w związku z powrotem matki wampirów nie wspominając. Ostatecznie nie skomentowała tego nawet słowem, próbując skoncentrować się przede wszystkim na słuchaniu, co zresztą wcale nie okazało się takie trudne, bo atmosfera wręcz sprzyjała temu, żeby zamknąć czy i spróbować uporządkować sobie wszystko to, czego dopiero miała się dowiedzieć.
Było coś wyjątkowego zarówno w panującym skupieniu, przenikliwej ciszy, a ostatecznie brzmieniu głębokiego, spokojnego mężczyzny, który wydawał się wręcz stworzony do tego, żeby mówić. Początkowo była co najmniej zaskoczona widokiem człowieka, a dodatek w podeszłym już wieku i na wózku, ale po chwili wahania doszła do wniosku, że to wcale nie takie dziwne, tym bardziej, że Quileuci jakby nie patrzeć, byli ludźmi – wyjątkowymi, niemniej pod wieloma względami po prostu kruchymi śmiertelnikami, o ile nie przemieniali się regularnie. Kiedy na dodatek przyjrzała się uważniej, odniosła wrażenie, że – choć zniekształcone przez czas – rysy twarzy nieznajomego wydają się dość charakterystyczne, jakby spotkała się z nimi już wcześniej albo.
– Masz szczęście – usłyszała tuż przy uchu głos Setha. – Billy rzadko się pokazuje, ale opowiada najlepiej z nas wszystkich. Jacob jeszcze nie jest taki dobry – dodał, a ona wymownie uniosła brwi. Miała przez to rozumieć, że miała przed sobą kolejnego Blacka?
W milczeniu skinęła głową, dochodząc do wniosku, że z pytaniami spokojnie może poczekać na inną, bardziej sprzyjającą okazję. W tamtej chwili była w stanie już tylko zamknąć oczy i słuchać.
To przypominało bajki, choć w dzieciństwie słyszała ich mało, głównie od Lucasa i Matta kiedy tym akurat zbierało się na to, żeby pobawić się w niańki. Zawsze wolała obracać się w otoczeniu bardziej rzeczowych książek, zresztą przede wszystkim takie znajdowała w laboratorium. Były jeszcze wiersze, które ukochała w szczególny sposób, a które mim wszystko różniły się od opowieści, które miała okazję usłyszeć teraz. Chociaż historie o Zimnych LudziachWojownikach Duchach nie były dla niej szczególnym zaskoczeniem, skoro doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że po świecie chodziły istoty nadnaturalne, coś w doborze słów oraz głębokim, na swój sposób rytmicznym brzmieniu głosu opowiadającego mężczyzny, momentalnie wprawiło ją w dość nietypowy, trudny do opisania stan. Czuła się trochę tak, jakby śniła na jawie, co w połączeniu z bliskością płomieni i ciepłych ramion Setha, okazało się po prostu niezwykłe.
Trudno było jej stwierdzić, jak długo siedziała w bezruchu, wtulona w obejmującego chłopaka. Wiedziała jedynie, że ten w którymś momencie zaczął bawić się jej włosami i że poczuła się senna, chociaż nie przypuszczała, że w takich warunkach mogłaby choć próbować zasnąć. Tym większym zaskoczeniem okazał się dla niej moment, w którym Seth zaczął wypowiadać jej imię, zmuszając do otwarcia oczu. Zamrugała nieco nieprzytomnie, wciąż jeszcze rozespana, by móc przekonać się, że kilka rzeczy uległo zmianie – ognisko dogasało, a większość obecnych dotychczas osób, zdążyła dyskretnie się ewakuować.
– Hej – rzucił Seth, podchwyciwszy jej spojrzenie.
Potarła oczy. Nie miała pojęcia, która jest godzina, ale zdążyło zrobić się wystarczająco ciemno, by doszła do wniosku, że oboje powinni się zbierać.
– Dałeś mi zasnąć – zarzuciła mu, po czym pośpiesznie usiadła, chcąc doprowadzić się do porządku. – Ile czasu…? Nieważne. Powinnam…
– Jeszcze nie jest aż tak późno – stwierdził, wywracając oczami. – Z tego co wiem, twój kuzyn dopiero się po ciebie wybiera, więc spokojnie możemy się przejść do granicy. Powiesz mi, jak ci się podobało – zaproponował z uśmiechem.
Nie zaprotestowała, dochodząc do wniosku, że każdy pomysł jest równie dobry dla zabicia czasu. Umówiła się z bliźniakami, że później odwiozą ją do Seattle, więc zaskoczyła jej wzmianka sugerująca, że ostatecznie pojawi się tylko jeden z chłopaków, to jednak wydało się Claire najmniej istotne. Zdążyła zauważyć, że Aldero i Cammy w ostatnim czasie rzadziej pojawiali się razem, przede wszystkim z winy tego pierwszego, który już od dłuższego czasu wydawał jej się co najmniej nieswój. Nie potrafiła tego opisać, ale sam fakt tego, że Al mógłby być przygnębiony, jednoznacznie świadczył o tym, że działo się coś… co najmniej dziwnego – jakkolwiek oczywiście powinna to rozumieć.
Seth pomógł jej wstać, początkowo trzymając dłonie na jej ramionach, a ostatecznie przenosząc niżej. Spojrzała na niego z powątpiewaniem, gdy chwycił ją za nadgarstek, zwracając uwagę na bransoletkę, którą na urodziny dostała od Lucasa. Doszukała się w czach chłopaka rozczarowania, jakby zmartwiło go to, że mogłaby nosić jakąkolwiek biżuterię.
– Co jest? – zapytała, nie rozumiejąc tego, skąd mógłby brać się jakikolwiek problem, skoro miała ten drobiazg od początku ich znajomości.
– Nic takiego – zapewnił, po czym wydał z siebie sfrustrowany jęk. – W zasadzie to mam dla ciebie prezent, ale nie wiem, czy będzie pasował, skoro nosisz coś innego – przyznał zrezygnowanym tonem.
– Prezent? – powtórzyła. – Z jakiej znowu okazji?
Chłopak wywrócił oczami.
– A musi być okazja? Wiesz, zauważyłem, że ty nie z tych, które na każdym kroku obrzuca się kwiatami i czekoladkami, ale mimo wszystko… – Urwał, po czym ostatecznie sięgnął do kieszeni spodni. – Jak ci się nie spodoba, to nic nie szkodzi. Leah musiała mi trochę pomóc, bo jestem w tym beznadziejny, ale…
Mruczał coś jeszcze, jednak nie zwracała już na niego uwagi, bardziej skupiona na drobiazgu, który jej podał. Co faceci mają ze mną i tymi bransoletkami?, pomyślała mimochodem, z zaciekawieniem przypatrując się tej, którą dostała o Setha – całkowicie odmiennej od drogiej biżuterii od Lucasa, tym razem ręcznie robionej i wyglądającej na wyjątkowo skomplikowaną plecionkę. Już sam fakt tego, że akurat ten chłopak mógł pokusić się o zrobienie czegoś takiego, sprawił, że mimowolnie się uśmiechnęła, bez chwili wahania zakładając podarek na nadgarstek.
Cóż, może faktycznie do siebie nie pasowały – rzemyki i lśniące subtelnie zawieszki – ale z jej perspektywy prezentowały się doskonale.
– Podoba mi się – stwierdziła, a Seth natychmiast zamilkł, spoglądając na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy.
– Serio? – wypalił, ale nie czekał na odpowiedź. Wyraźnie się rozpogodził, uśmiechając w tak szczery sposób, że momentalnie zrobiło jej się cieplej. – Zapytaj później Nessie, co oznacza, okej? Niech to będzie taka mała niespodzianka – dodał, a Claire uniosła brwi.
A to niby co miało znaczyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa