Elena
– Że co proszę?
Zmierzyła
Rafaela wzrokiem, co najmniej skonsternowana jego zachowaniem. To, że mógłby ją
przytrzymywać, szarpać albo zachowywać się w dość… nieprzewidywalny
sposób, ale zazwyczaj dochodziło do tego, kiedy dała mu jakiś konkretny powód.
Zwłaszcza na początku znajomości wyglądał na chętnego rzucić jej się do gardła
pod każdym z możliwych pretekstów, czym zwykle skutecznie wprawiał ją w konsternacje.
Nie sądziła, żeby ta jedna kwestia uległa zmianie, nawet jeśli w ostatnim
czasie Rafa groził ją śmiercią z mniejszą częstotliwością niż na początku.
Podejrzewała raczej, że oboje przywykli do swoich zachowań na tyle, żeby
powstrzymywać się przed irytowaniem drugiego, o ile akurat nie próbowali
się wzajemnie drażnić.
Tym razem
nie miała okazji zrobić niczego, co mogłoby go zdenerwować – przynajmniej
teoretycznie. W efekcie tym bardziej czuła się oszołomiona tym, że wciąż trzymał
ją za ramiona, nie zamierzając rozluźnić uścisku w nawet najmniejszym
stopniu. Jego spojrzenie wydawało się przenikać ją na wskroś, tak intensywne,
że z wrażenia aż zawirowało jej w głowie. Czuła na sobie jego
intensywne spojrzenie, dodatkowo oszałamiające tym, czego doszukała się w jego
oczach. Nie miała wątpliwości co do tego, że jej przypuszczenia były słuszne,
nawet jeśli wydawały się czymś całkowicie niedorzecznym.
– Zapytałem
się o coś – przypomniał jej niecierpliwie Rafael. – Mam być z tobą
szczery? Wyglądasz jak panna lekkich obyczajów – zarzucił jej, a Elena
prychnęła.
– Dziękuję
ci bardzo, mistrzu taktu! – zadrwiła, potrząsając z niedowierzaniem głową.
– Skoro już tak ładnie mnie oceniłeś, możesz mnie puścić. Mam zajęcia –
oznajmiła, ale demon najwyraźniej nie miał takiego zamiaru.
– Nie
rozumiesz, co do ciebie mówię, Eleno? Na wrota piekielne… – Urwał, a jego
spojrzenie nie po raz pierwszy przesunęło się po jej szczupłej sylwetce,
koncentrując zwłaszcza na płaskim brzuchu i odsłoniętych nogach. – Robisz
to specjalnie?
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, mają wrażenie, że mówił do niej w jakimś obcym języku.
Powiedzieć, że była zdezorientowana, zdecydowanie nie oddałoby pełni tego,
czego doświadczała. Nie miała pojęcia, co takiego chodziło Rafaelowi po głowie,
ale zdecydowanie nie spoglądał na nią w typowy dla siebie sposób –
jakkolwiek powinna rozumieć jego sposób odbierania rzeczywistości. Nie miała
pewności jak najlepiej to opisać, ale zachowanie demona nie dawało jej spokoju,
zwłaszcza odkąd jego postępowanie względem niej się zmieniło. Wciąż nie zawsze
radził sobie z ludzkimi emocjami, uważając je jako coś, czego nie powinien
doświadczać, co bynajmniej nie powstrzymywało go przed obsypywania jej ciała
pocałunkami, wzajemnym dotykaniem i bliskością, która w innym wypadku
zdecydowanie nie miałaby racji bytu.
Teraz stał
przy niej, praktycznie trzymając ją w ramionach, chociaż zdecydowanie nie
było to tym rodzajem uścisku, którego mogłaby się spodziewać. Gdyby się
zapędził, najpewniej bez większego problemu byłby w stanie połamać jej
obojczyki, tym bardziej, że w nerwach zwykle nie zastanawiał się nad czymś
tak „błahym” jak kontrolowanie siły. Dopiero kiedy wyrwał jej się cichy, ostrzegawczy
jęk, zapanował nad sobą na tyle, żeby poluzować uścisk, ale i to nie
przyniosło efektu, którego mogłaby oczekiwać. Znowu trwała w uścisku
mordercy, który w każdej chwili mógł jednak uznać, że zrobienie jej
krzywdy nie będzie takim złym pomysłem, o ile tylko pozostawałaby przy
życiu – w końcu tylko i wyłącznie tego tyczyły się rozkazy, które
otrzymał.
Tylko że to już dawno przestały być
wyłącznie rozkazy…, przeszło jej przez myśl, a jej ciałem jak na
zawołanie wstrząsnął nagły dreszcz. Wciąż nie miała pewności czy to strach, czy
może coś innego, ale nie miała poczucia, by to miało jakiekolwiek głębsze
znaczenie.
– Jesteś
zazdrosny? – wypaliła pod wpływem impulsu, a Rafael spojrzał na nią tak,
jakby wciąż wahał się nad tym, czy powinien jej pytanie zignorować, czy może od
razu pokusić się o zrobienie komuś krzywdy.
– Ja? –
obruszył się.
Nie, skąd! To przecież ja zachowuję się jak
dzikie zwierzę, pomyślała z przekąsem, jednak zdecydowała się go nie
prowokować.
– Widzisz
tutaj kogoś innego? – zapytała w końcu, po czym z wolna przeniosła
dłonie na jego tors. Zmrużył oczy, kiedy go dotknęła, ale przynajmniej nie
próbował się przed tym wzbraniać. – To normalnie pytanie, Rafa. Dziewczyna ma
prawo zapytać o coś takiego faceta, kiedy… – zaczęła, po czym urwała,
dochodząc do wniosku, że zaczynanie takiego tematu z kimś do tego stopnia
niestabilnym emocjonalnie, może być… dość problematyczne.
– Kiedy co?
– ponaglił ją Rafael. – Nienawidzę, gdy zaczynasz mówić, a potem milczysz
– zarzucił jej, ale puściła jego słowa mimo uszu.
Nerwowo
przygryzła dolną wargę, gorączkowo myśląc nad tym, co, ile i dlaczego
mogłaby mu powiedzieć. W ostatnim czasie jej życie składało się tylko i wyłącznie
na szkołę, dom i czas, który spędzali razem. Co więcej, tego ostatniego
wciąż nie miała dosyć, chociaż powinna była niepokoić się perspektywą spotkań z kimś,
kto z powodzeniem mógł okazać się jej katem. Co więcej, odkąd sama przed sobą
przyznała się do tego, że to coś więcej od zwykłej fascynacji, sprawa była tym
bardziej skomplikowana, bo nie sądziła, żeby Rafael był w stanie ot tak
pojąć jej uczucia. Wciąż się uczył, a ona próbowała tłumaczyć mu to i owo,
ale…
Niemniej
chyba naprawdę był o nią zazdrosny, a to o czymś świadczyło,
prawda? Wiedziała, że sposób w jaki postrzegał rzeczywistość, był o wiele
prostszy od tego, który znała – przynajmniej teoretycznie. Ktoś, kto nie
rozróżniał bólu fizycznego od psychicznego, doświadczając bardzo zubożałej
części bodźców, miał prawo czuć się sfrustrowany, kiedy ta kwestia tak nagle
uległa zmianie. Tak czy inaczej, Rafa mógł postępować w bardziej
przystępny sposób absolutnie nieświadomie, najpewniej mając mocno sfrustrować się,
gdyby spróbowała skomplikować sprawy nieprzewidzianymi wyznaniami. Swoją droga,
każdy inny facet już dawno zorientowałby się, że a) była nim zainteresowana i b)
chciała zrobić wszystko, byleby ich relacje w końcu się unormowały, jednak
w jego przypadku to wcale nie musiało być takiego oczywiste.
Trwała w impasie,
a to niczego nie ułatwiało.
To, że
demon całował ją i zachowywał się
tak, jakby należała do niego, również nie sprawiało, że była jakkolwiek
pewniejsza podejmowanych przez siebie decyzji. Czuła się zdezorientowana, a Rafa
jedynie to potęgował.
– Nieważne
– rzuciła wymijająco, aż nazbyt świadoma tego, że milczała o wiele za
długo, by zabrzmiało to w naturalny sposób. Przez jego twarz przemknął
cień, ale była przygotowana na taką reakcję, wręcz wyczekując tego, że znowu
zaczną się kłócić. – Muszę iść.
– To już słyszałem
– stwierdził rozdrażnionym tonem. – Nie rozumiem tylko, dlaczego musisz
paradować w tak odważnym stroju – dodał, a Elena wywróciła oczami.
– Ponieważ
tańczę. Od tego są cheerleaderki, tak? – obruszyła się, po czym westchnęła
cicho. Świetne. Siedzę i spędzam
popołudnie z demonem, tłumacząc mu sens wymachiwania pomponami! –
Dbamy o to, żeby nie było nudno, poza tym motywujemy sportowców. To taki
ładny zwyczaj, który wprowadziła większość szkół… I zaszczyt, jeśli wiesz,
co takiego mam na myśli.
–
Postępowanie w tak wulgarny sposób nazywasz zaszczytem? – powtórzył z powątpiewaniem,
nie kryjąc zaskoczenia. – To nie jest właściwe, a już na pewno nie
przystoi kobiecie, której ciała w naturalny sposób się pożąda! – wypalił, a Elena
drgnęła niespokojnie.
– Pożądasz
mnie? – zapytała z zaciekawieniem.
Rafael
jęknął, po czym w końcu cofnął się o krok, zachowując w co najmniej
taki sposób, jakby próbowała go uderzyć. Jego skrzydła wydały cichy, odrobinę
szeleszczący odgłos, który skutecznie przyprawił Elenę o dreszcze. Po
demonie nigdy nie można było jednoznacznie stwierdzić, jaka miała być jego
reakcja, a tym razem zdecydowanie nie wyglądał na usatysfakcjonowanego. Nie
miała pojęcia, dokąd zmierzała ta rozmowa, chociaż jego punkt widzenia
przynajmniej w teorii był jasny; dla kogoś, kto istniał od wieków i widział
naprawdę wiele, zachowanie kobiet mogło być czymś nie do pojęcia, jeśli
zestawiło je się z tym, co wypadało płci pięknej w zamierzchłych
czasach.
– Nie łap
mnie za słówka – wymamrotał nerwowo Rafa, ale jego zachowanie jedynie
utwierdziło ją w przekonaniu, że trafiła w sedno. – Zabraniam ci się
tak pokazywać, bo w ten sposób jedynie niepotrzebnie prowokujesz mężczyzn.
Jesteś bardzo piękna, Eleno, co już ci mówiłem, ale to żaden komplement. Nie,
skoro znamienita większość tych bezmyślnych istot najchętniej zrobiłaby ci
krzywdę, by posiąść twoje ciało… A to w żadnym stopniu nie ułatwia mi
zadania – stwierdził oschłym tonem.
Nie miała
pojęcia, jak to w ogóle możliwe, ale ta piekielna istota zawsze potrafiła
sprawić, by to, co z założenia miało być komplementem, nagle zabrzmiało
jako najgorsza z możliwych obelg. Wydęła usta, potrząsając z niedowierzaniem
głową i raz po raz zastanawiając się, dlaczego demony musiały być takie
uparte. Zwłaszcza w przypadku Rafaela przeprowadzenie jakiejkolwiek
rozsądnej rozmowy wydawało się być czymś wyjątkowo trudnym, a skoro tak…
– Ty mi
zabraniasz? – zapytała z niedowierzaniem. – Serio wydaje ci się, że możesz
mi czegokolwiek zabronić? – zapytała wzburzona, ale jej gniew nie zrobił na Rafaelu
najmniejszego nawet wrażenia.
– Nie tyle
sądzę, co po prostu to robię – odpowiedział ze stoickim spokojem. – I spuść
z tonu, piękna Eleno, bo będę
musiał cię ukarać. Nie muszę robić ci krzywdy, byś szybko pożałowała swoich
słów – zagroził, a dziewczyna nie miała najmniejszych wątpliwości co do
tego, że byłby do tego zdolny. – Już i tak daję ci bardzo dużo swobody po
tym, co zrobiłaś ostatnim razem. Gdybym poszedł za przykładem mojego brata i po
prostu gdzieś cię zamknął, wtedy na pewno nie musiałbym się przejmować twoim
bezpieczeństwem.
Dosłownie
zagotowało się w niej w odpowiedzi na te słowa, chociaż jednocześnie
zdawała sobie sprawę z tego, że demon specjalnie próbował ją prowokować.
Podobne zachowanie zdarzało mu się stosunkowo często, kiedy oboje zapędzali się
na tyle daleko, by czuł potrzebę „przypomnienia jej”, kto tak naprawdę
podejmował decyzję. Czasami miała ochotę go zabić albo zostawić, a potem
demonstracyjnie nie pokazywać się przez kilka następnych dni, ale nie potrafiła
się na to zdobyć z błahego powodu. Coś ciągnęło ją do tej diabelskiej
istoty, zresztą sama świadomość tego, że niezmiennie wysyłał za nią Ravena,
jedynie utrudniała podjęcie ostatecznej decyzji. Ze strony Rafy to była
niemalże troska, a skoro tak, musiałaby być prawdziwym potworem, by tego
nie docenić.
Czy można
było określić to mianem uzależnienia? Być może, bo chyba nauczyła się polegać
na jego obecności bardziej, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć. Miała wrażenie,
że wciąż pozwala sobie na nadzieję, która prędzej czy później mogła jej
przynieść co najwyżej ból, ale nie potrafiła się przed tym powstrzymać. W przypadku
Rafy nic nie było takim, jakim być powinno, a skoro tak…
Chciała
powiedzieć mu, że mimo wszystko nie ma na co liczyć, kiedy wyczuła, że demon
sztywnieje. Nagle zmaterializował się przy niej, tym razem jednak nie po to, by
nią potrząsać, by z jakiegokolwiek powodu brać ją ramiona. W pierwszym
odruchu nie zrobiła tego, na dłuższą chwilę zamierając za jego plecami, kiedy
zdecydował się ją osłonić. Oboje milczeli, a po postawie i zachowanie
Rafy poznała, że nasłuchiwał, być może świadom czegoś, czego sama mogłaby się
co najwyżej domyślać. Rzuciła mu skonsternowane spojrzenie, ale nie otrzymała
odpowiedzi, ta jednak okazała się zbędna, bowiem wystarczyło zaledwie kilka
sekund, żeby zorientowała się, w czym leży problem.
Nie była
pewna, co doszło ją pierwsze – kroki czy znajomy zapach, który jednoznacznie
świadczył o czyjejkolwiek obecności. Wiedziała, że Rafa był spięty, choć
zdecydowanie nie obawiał się o siebie. Był wprawionym wojownikiem, a rana
na jego plecach wyglądała już na tyle dobrze, by mógł swobodnie latać i w razie
potrzeby skopać komuś tyłek. Miała okazję się o tym przekonać, kiedy
walczył z Hunterem, jedynie przez wzgląd na nią nie rzucając się w pogoń
za bratem. Podejrzewała, że gdyby sprawy potoczyły się inaczej, Rafa najzwyczajniej
w świecie rozerwałby jej oprawcę na kawałeczki – tak po prostu, jakby to
było najoczywistszą rzeczą na świcie. Nawet nie chciała się nad tym
zastanawiać, ale podejrzewała, że pierwsze spotkanie tych dwóch nieśmiertelnych
mogło zakończyć się tylko w jeden sposób.
Z tym, że
osoba, która się do nich zbliżała, zdecydowanie nie była Hunterem. Elena
zrozumiała to nagle i chociaż początkowo doświadczała przede wszystkim
ulgi, w następnej sekundzie wszystko to zostało zaburzone przez
zrozumienie.
Słodka
bogini, nie.
Ostatnim,
czego potrzebowała, było to, żeby tłumaczyć się przed…
– To Aldero
– wyszeptała i coś ścisnęło ją w gardle, kiedy utwierdziła się w przekonaniu,
że ma do czynienia z kuzynem. – Rafa…
– Syn
kapłanki? – upewnił się, więc niecierpliwie skinęła głową. – Miałaś być
ostrożna! – syknął na nią, ale to zdecydowanie nie był najlepszy moment na to,
żeby się kłócić.
Elena
odetchnęła, kiedy demon tak po prostu rozłożył skrzydła i zostawił ją
samą. Poruszał się błyskawicznie, ale zdążyła zauważyć, że poderwał się ku
górze, najpewniej zamierzając się gdzieś ukryć, a nie rzucać do ataku.
Odprowadziła go wzrokiem, mimowolnie zastanawiając się nad tym, co powinna
powiedzieć Al'owi, nie wspominając o tym, że nie miała pojęcia, czy
istniała jakakolwiek sensowna wymówka, którą mogłaby mu zaserwować. Cóż, to i tak
było lepsze niż interwencja Rafy, gdyby jednak doszedł do wniosku, że oboje są
zagrożeni. Wtedy musiałaby wybierać, zdecydowanie nie zamierzając pozwolić na
to, by któremukolwiek z nich stała się krzywda, a to nie było
szczytem jej marzeń.
Nie zastanawiając
się nad tym, co robi, pośpiesznie ruszyła przed siebie, dla pewności woląc
oddalić się od miejsca spotkania z Rafaelem. Na sobie wciąż czuła zapach
demona, ten jednak skutecznie mieszał się z wonią jej perfum i zapachami
lasu. Była w znacznym oddaleniu od kapliczki, która wciąż stanowiła punt
docelowy, w którym mogła znaleźć Rafę, chociaż zawsze wydawało jej się, że
demon opuści to miejsce, gdy tylko poczuje się lepiej. Teraz nie miał żadnej
wymówki, a Elena doszła do wniosku, że jedynym powodem, dla którego wciąż
wracał, musiała być ona – z tym, że wciąż nie miała pewności, co to tak naprawdę
oznaczało.
– Elena?! –
usłyszała i omal nie wyszła z siebie, słysząc ponaglający głos
kuzyna.
Omal na
niego nie wpadła, kiedy nagle zmaterializował się pomiędzy drzewami. Zastygła w bezruchu,
przybierając pozycję obronną i ledwo powstrzymując się przed rzuceniem się
mu do gardła, choć Al zdecydowanie nie miał w planach tego, żeby ją
wystraszyć. Zmrużyła oczy, uważnie mierząc go wzorkiem i próbując ocenić,
co takiego musiał sobie myśleć albo czuć, to jednak okazało się o wiele
trudniejsze, aniżeli mogłaby zakładać. Była zaniepokojona, nie tyle jego obecnością,
ale również samą świadomością tego, że znajdował się tak blisko niej – i że
zdecydowanie nie znalazł się w pobliżu kapliczki przypadkiem.
– Co ty
tutaj robisz? – rzuciła zamiast powitania, potrząsając z niedowierzaniem
głową; jej głos zabrzmiał oschle i nieprzyjemnie, zresztą tak jak i wypowiedziane
przez nań słowa, chociaż starała się jakkolwiek nad sobą zapanować.
– Aleś ty
miła. – Aldero wywrócił oczami; z gardła wyrwało mu się przeciągłe
westchnienie, zdecydowała się jednak tego nie komentować. – Mógłbym zapytać o to
samo – zauważył, ale na tę uwagę akurat była przygotowana.
– Możliwe,
ale byłam pierwsza – stwierdziła, zaplatając ramiona na piersiach. – Więc?
Śledzisz mnie, Aldero Drake’u Devile? – rzuciła gniewnie, specjalnie kładąc
nacisk na jego pełne nazwisko, aż nazbyt świadoma tego, że dzięki temu zwykle
brzmiała o wiele poważniej.
Zmierzyła
kuzyna wzrokiem, nie po raz pierwszy mając wrażenie, że spoglądał na nią w dziwny,
przenikliwy sposób. Al miał to do siebie, że mało kiedy potrafił zachować
powagę, zwłaszcza w jej obecności, jednak Elena była skłonna przysiąc, że w ostatnim
czasie ich relacje nie były takie, jak do tej pory. Wciąż pamiętała jego minę,
kiedy tak po prostu odmówiła jakichkolwiek zwierzeń, w zamian zamykając mu
drzwi przed nosem. Wiedziała, że tym go zraniła, chociaż później nie mieli
okazji zamienić nawet słowa na temat tej sytuacji. Cóż, jeśli miała być ze sobą
szczera, od tamtej chwili nie rozmawiali ani razu, może pomijając tych kilka
zwyczajowych kłótni, kiedy zbytnio grzebała się z wyjściem do szkoły, to
jednak w najmniejszym nawet stopniu nie miało związku z jakąkolwiek
rozmową w cztery oczy. Teraz po praz pierwszy od dawna byli sami, a ona
z jakiegoś powodu czuła się z tym bardzo niezręcznie, choć Aldero zawsze
traktował ją jak najlepszą przyjaciółkę.
– Nie,
skądże – przyznał, ale nie zabrzmiało to jakoś szczególnie przekonywująco. – To
znaczy… Rany, zauważyłem, że urwałaś się ze szkoły, więc za tobą poszedłem. To
śledzenie?
– Tak!
Wywrócił
oczami.
– Poszłaś
na wagary i nawet mnie o tym nie poinformowałaś? Czuję się pominięty,
kuzyneczko – rzucił tonem, który w normalnym wypadku pewnie zabrzmiałby w zwyczajowy
sposób złośliwie albo zaczepnie, jednak wyczuła coś… wyjątkowo przygnębionego w jego
tonie.
– Musiałam
zaczerpnąć świeżego powietrza… Ale za chwilę mam trening, więc już i tak
wracam do szkoły – odpowiedziała wymijająco, planując go wyminąć, ale zastąpił
jej drogę. – Ech… Mam rozumieć, że chcesz iść ze mną?
– Mogłabyś
przestać to robić, Eleno? – zapytał wprost, puszczając mimo uszu jej pytanie.
Spięła się,
aż nazbyt świadoma tego, że właśnie dobrnęli do istotnego punktu – i to
takiego, którego żadne z nich nie było w stanie zignorować. Zastygła w bezruchu,
wbijając wzrok w stojącego przed nią chłopaka i czując coraz
silniejsze pragnienie, żeby rzucić się do ucieczki. Zdecydowanie nie miała
ochoty na ciągnięcie tej rozmowy, ale skoro nie zamierzał ot tak pozwolić jej
się wycofać…
Cholera, w ostatnim
czasie faceci, którymi się otaczała, wydawali się wyjątkowo zaborczy i chętni
do tego, by próbować narzucić jej swoją wolę.
– O co
ci chodzi? – westchnęła, chociaż to wydawało się aż nazbyt oczywiste. –
Powiedziałam ci, że się śpieszę. To najmniej odpowiedni moment na tę rozmowę,
więc…
– A kiedy
będzie dobry? – przerwał jej. – Unikasz mnie i to już od dłuższego czasu.
Ja wiem, że zdaniem wujka Rufusa nie jestem zbyt rozgarnięty, ale to jeszcze
nie znaczy, że oślepłem – obruszył się, a Elena westchnęła.
– Aldero…
Nie
pozwolił jej dokończyć, ale to nie miało znaczenia. W zasadzie sama nie
była pewna, co chciała albo mogłaby mu powiedzieć, tym bardziej, że ich relacje
już od jakiegoś czasu były zagmatwane. Mogła brnąc w kłamstwa, znowu go
spławić albo w inny sposób się przeciwstawić, ale… jaki to tak naprawdę
miało sens?
– Powiedz
mi, co tak naprawdę zrobiłem, bo tego nie rozumiem, Eleno! Chyba tyle możesz
dla mnie zrobić, prawda? – zapytał, po czym westchnął przeciągle. – Mijamy się
ze sobą, chociaż zwykle dobrze się przy sobie czuliśmy. Nie wiem, może to ten
mój nieszczęsny pocałunek, ale minęło tyle czasu… A ja cię za to
przeprosiłem, pamiętasz? Wiem, że wy, kobiety, macie czasami w zwyczaju
obrażać się za nic, ale to coś znacznie więcej i nie wmówisz mi, że jest
inaczej. Martwię się, kuzyneczko… O siebie i o nas, bo nigdy nie
chciałem żebyś obraziła się na mnie aż tak.
Otworzyła i zamknęła
usta, czując się trochę tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś
ciężkim w brzuch Miała ochotę odwrócić się na pięcie i uciec z krzykiem,
chcąc choć na moment odwlec w czasie konieczność przeprowadzenia tej
rozmowy, ale nie była w stanie tego zrobić. Chłopak zasłużył sobie na coś
znacznie więcej, chociaż Elena nie miała najmniejszego pojęcia, jak powinna
wytłumaczyć mu to, co tak naprawdę się popsuło – tym, bardziej, że to
zdecydowanie nie była jego wina. Tamtego pocałunku również nie, nawet jeśli
była na niego za to zła.
– Aldero…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz