4 kwietnia 2016

Sto pięćdziesiąt osiem

Elena
– Że co proszę?
Zmierzyła Rafaela wzrokiem, co najmniej skonsternowana jego zachowaniem. To, że mógłby ją przytrzymywać, szarpać albo zachowywać się w dość… nieprzewidywalny sposób, ale zazwyczaj dochodziło do tego, kiedy dała mu jakiś konkretny powód. Zwłaszcza na początku znajomości wyglądał na chętnego rzucić jej się do gardła pod każdym z możliwych pretekstów, czym zwykle skutecznie wprawiał ją w konsternacje. Nie sądziła, żeby ta jedna kwestia uległa zmianie, nawet jeśli w ostatnim czasie Rafa groził ją śmiercią z mniejszą częstotliwością niż na początku. Podejrzewała raczej, że oboje przywykli do swoich zachowań na tyle, żeby powstrzymywać się przed irytowaniem drugiego, o ile akurat nie próbowali się wzajemnie drażnić.
Tym razem nie miała okazji zrobić niczego, co mogłoby go zdenerwować – przynajmniej teoretycznie. W efekcie tym bardziej czuła się oszołomiona tym, że wciąż trzymał ją za ramiona, nie zamierzając rozluźnić uścisku w nawet najmniejszym stopniu. Jego spojrzenie wydawało się przenikać ją na wskroś, tak intensywne, że z wrażenia aż zawirowało jej w głowie. Czuła na sobie jego intensywne spojrzenie, dodatkowo oszałamiające tym, czego doszukała się w jego oczach. Nie miała wątpliwości co do tego, że jej przypuszczenia były słuszne, nawet jeśli wydawały się czymś całkowicie niedorzecznym.
– Zapytałem się o coś – przypomniał jej niecierpliwie Rafael. – Mam być z tobą szczery? Wyglądasz jak panna lekkich obyczajów – zarzucił jej, a Elena prychnęła.
– Dziękuję ci bardzo, mistrzu taktu! – zadrwiła, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Skoro już tak ładnie mnie oceniłeś, możesz mnie puścić. Mam zajęcia – oznajmiła, ale demon najwyraźniej nie miał takiego zamiaru.
– Nie rozumiesz, co do ciebie mówię, Eleno? Na wrota piekielne… – Urwał, a jego spojrzenie nie po raz pierwszy przesunęło się po jej szczupłej sylwetce, koncentrując zwłaszcza na płaskim brzuchu i odsłoniętych nogach. – Robisz to specjalnie?
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, mają wrażenie, że mówił do niej w jakimś obcym języku. Powiedzieć, że była zdezorientowana, zdecydowanie nie oddałoby pełni tego, czego doświadczała. Nie miała pojęcia, co takiego chodziło Rafaelowi po głowie, ale zdecydowanie nie spoglądał na nią w typowy dla siebie sposób – jakkolwiek powinna rozumieć jego sposób odbierania rzeczywistości. Nie miała pewności jak najlepiej to opisać, ale zachowanie demona nie dawało jej spokoju, zwłaszcza odkąd jego postępowanie względem niej się zmieniło. Wciąż nie zawsze radził sobie z ludzkimi emocjami, uważając je jako coś, czego nie powinien doświadczać, co bynajmniej nie powstrzymywało go przed obsypywania jej ciała pocałunkami, wzajemnym dotykaniem i bliskością, która w innym wypadku zdecydowanie nie miałaby racji bytu.
Teraz stał przy niej, praktycznie trzymając ją w ramionach, chociaż zdecydowanie nie było to tym rodzajem uścisku, którego mogłaby się spodziewać. Gdyby się zapędził, najpewniej bez większego problemu byłby w stanie połamać jej obojczyki, tym bardziej, że w nerwach zwykle nie zastanawiał się nad czymś tak „błahym” jak kontrolowanie siły. Dopiero kiedy wyrwał jej się cichy, ostrzegawczy jęk, zapanował nad sobą na tyle, żeby poluzować uścisk, ale i to nie przyniosło efektu, którego mogłaby oczekiwać. Znowu trwała w uścisku mordercy, który w każdej chwili mógł jednak uznać, że zrobienie jej krzywdy nie będzie takim złym pomysłem, o ile tylko pozostawałaby przy życiu – w końcu tylko i wyłącznie tego tyczyły się rozkazy, które otrzymał.
Tylko że to już dawno przestały być wyłącznie rozkazy…, przeszło jej przez myśl, a jej ciałem jak na zawołanie wstrząsnął nagły dreszcz. Wciąż nie miała pewności czy to strach, czy może coś innego, ale nie miała poczucia, by to miało jakiekolwiek głębsze znaczenie.
– Jesteś zazdrosny? – wypaliła pod wpływem impulsu, a Rafael spojrzał na nią tak, jakby wciąż wahał się nad tym, czy powinien jej pytanie zignorować, czy może od razu pokusić się o zrobienie komuś krzywdy.
– Ja? – obruszył się.
Nie, skąd! To przecież ja zachowuję się jak dzikie zwierzę, pomyślała z przekąsem, jednak zdecydowała się go nie prowokować.
– Widzisz tutaj kogoś innego? – zapytała w końcu, po czym z wolna przeniosła dłonie na jego tors. Zmrużył oczy, kiedy go dotknęła, ale przynajmniej nie próbował się przed tym wzbraniać. – To normalnie pytanie, Rafa. Dziewczyna ma prawo zapytać o coś takiego faceta, kiedy… – zaczęła, po czym urwała, dochodząc do wniosku, że zaczynanie takiego tematu z kimś do tego stopnia niestabilnym emocjonalnie, może być… dość problematyczne.
– Kiedy co? – ponaglił ją Rafael. – Nienawidzę, gdy zaczynasz mówić, a potem milczysz – zarzucił jej, ale puściła jego słowa mimo uszu.
Nerwowo przygryzła dolną wargę, gorączkowo myśląc nad tym, co, ile i dlaczego mogłaby mu powiedzieć. W ostatnim czasie jej życie składało się tylko i wyłącznie na szkołę, dom i czas, który spędzali razem. Co więcej, tego ostatniego wciąż nie miała dosyć, chociaż powinna była niepokoić się perspektywą spotkań z kimś, kto z powodzeniem mógł okazać się jej katem. Co więcej, odkąd sama przed sobą przyznała się do tego, że to coś więcej od zwykłej fascynacji, sprawa była tym bardziej skomplikowana, bo nie sądziła, żeby Rafael był w stanie ot tak pojąć jej uczucia. Wciąż się uczył, a ona próbowała tłumaczyć mu to i owo, ale…
Niemniej chyba naprawdę był o nią zazdrosny, a to o czymś świadczyło, prawda? Wiedziała, że sposób w jaki postrzegał rzeczywistość, był o wiele prostszy od tego, który znała – przynajmniej teoretycznie. Ktoś, kto nie rozróżniał bólu fizycznego od psychicznego, doświadczając bardzo zubożałej części bodźców, miał prawo czuć się sfrustrowany, kiedy ta kwestia tak nagle uległa zmianie. Tak czy inaczej, Rafa mógł postępować w bardziej przystępny sposób absolutnie nieświadomie, najpewniej mając mocno sfrustrować się, gdyby spróbowała skomplikować sprawy nieprzewidzianymi wyznaniami. Swoją droga, każdy inny facet już dawno zorientowałby się, że a) była nim zainteresowana i b) chciała zrobić wszystko, byleby ich relacje w końcu się unormowały, jednak w jego przypadku to wcale nie musiało być takiego oczywiste.
Trwała w impasie, a to niczego nie ułatwiało.
To, że demon całował  ją i zachowywał się tak, jakby należała do niego, również nie sprawiało, że była jakkolwiek pewniejsza podejmowanych przez siebie decyzji. Czuła się zdezorientowana, a Rafa jedynie to potęgował.
– Nieważne – rzuciła wymijająco, aż nazbyt świadoma tego, że milczała o wiele za długo, by zabrzmiało to w naturalny sposób. Przez jego twarz przemknął cień, ale była przygotowana na taką reakcję, wręcz wyczekując tego, że znowu zaczną się kłócić. – Muszę iść.
– To już słyszałem – stwierdził rozdrażnionym tonem. – Nie rozumiem tylko, dlaczego musisz paradować w tak odważnym stroju – dodał, a Elena wywróciła oczami.
– Ponieważ tańczę. Od tego są cheerleaderki, tak? – obruszyła się, po czym westchnęła cicho. Świetne. Siedzę i spędzam popołudnie z demonem, tłumacząc mu sens wymachiwania pomponami! – Dbamy o to, żeby nie było nudno, poza tym motywujemy sportowców. To taki ładny zwyczaj, który wprowadziła większość szkół… I zaszczyt, jeśli wiesz, co takiego mam na myśli.
– Postępowanie w tak wulgarny sposób nazywasz zaszczytem? – powtórzył z powątpiewaniem, nie kryjąc zaskoczenia. – To nie jest właściwe, a już na pewno nie przystoi kobiecie, której ciała w naturalny sposób się pożąda! – wypalił, a Elena drgnęła niespokojnie.
– Pożądasz mnie? – zapytała z zaciekawieniem.
Rafael jęknął, po czym w końcu cofnął się o krok, zachowując w co najmniej taki sposób, jakby próbowała go uderzyć. Jego skrzydła wydały cichy, odrobinę szeleszczący odgłos, który skutecznie przyprawił Elenę o dreszcze. Po demonie nigdy nie można było jednoznacznie stwierdzić, jaka miała być jego reakcja, a tym razem zdecydowanie nie wyglądał na usatysfakcjonowanego. Nie miała pojęcia, dokąd zmierzała ta rozmowa, chociaż jego punkt widzenia przynajmniej w teorii był jasny; dla kogoś, kto istniał od wieków i widział naprawdę wiele, zachowanie kobiet mogło być czymś nie do pojęcia, jeśli zestawiło je się z tym, co wypadało płci pięknej w zamierzchłych czasach.
– Nie łap mnie za słówka – wymamrotał nerwowo Rafa, ale jego zachowanie jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że trafiła w sedno. – Zabraniam ci się tak pokazywać, bo w ten sposób jedynie niepotrzebnie prowokujesz mężczyzn. Jesteś bardzo piękna, Eleno, co już ci mówiłem, ale to żaden komplement. Nie, skoro znamienita większość tych bezmyślnych istot najchętniej zrobiłaby ci krzywdę, by posiąść twoje ciało… A to w żadnym stopniu nie ułatwia mi zadania – stwierdził oschłym tonem.
Nie miała pojęcia, jak to w ogóle możliwe, ale ta piekielna istota zawsze potrafiła sprawić, by to, co z założenia miało być komplementem, nagle zabrzmiało jako najgorsza z możliwych obelg. Wydęła usta, potrząsając z niedowierzaniem głową i raz po raz zastanawiając się, dlaczego demony musiały być takie uparte. Zwłaszcza w przypadku Rafaela przeprowadzenie jakiejkolwiek rozsądnej rozmowy wydawało się być czymś wyjątkowo trudnym, a skoro tak…
– Ty mi zabraniasz? – zapytała z niedowierzaniem. – Serio wydaje ci się, że możesz mi czegokolwiek zabronić? – zapytała wzburzona, ale jej gniew nie zrobił na Rafaelu najmniejszego nawet wrażenia.
– Nie tyle sądzę, co po prostu to robię – odpowiedział ze stoickim spokojem. – I spuść z tonu, piękna Eleno, bo będę musiał cię ukarać. Nie muszę robić ci krzywdy, byś szybko pożałowała swoich słów – zagroził, a dziewczyna nie miała najmniejszych wątpliwości co do tego, że byłby do tego zdolny. – Już i tak daję ci bardzo dużo swobody po tym, co zrobiłaś ostatnim razem. Gdybym poszedł za przykładem mojego brata i po prostu gdzieś cię zamknął, wtedy na pewno nie musiałbym się przejmować twoim bezpieczeństwem.
Dosłownie zagotowało się w niej w odpowiedzi na te słowa, chociaż jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że demon specjalnie próbował ją prowokować. Podobne zachowanie zdarzało mu się stosunkowo często, kiedy oboje zapędzali się na tyle daleko, by czuł potrzebę „przypomnienia jej”, kto tak naprawdę podejmował decyzję. Czasami miała ochotę go zabić albo zostawić, a potem demonstracyjnie nie pokazywać się przez kilka następnych dni, ale nie potrafiła się na to zdobyć z błahego powodu. Coś ciągnęło ją do tej diabelskiej istoty, zresztą sama świadomość tego, że niezmiennie wysyłał za nią Ravena, jedynie utrudniała podjęcie ostatecznej decyzji. Ze strony Rafy to była niemalże troska, a skoro tak, musiałaby być prawdziwym potworem, by tego nie docenić.
Czy można było określić to mianem uzależnienia? Być może, bo chyba nauczyła się polegać na jego obecności bardziej, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć. Miała wrażenie, że wciąż pozwala sobie na nadzieję, która prędzej czy później mogła jej przynieść co najwyżej ból, ale nie potrafiła się przed tym powstrzymać. W przypadku Rafy nic nie było takim, jakim być powinno, a skoro tak…
Chciała powiedzieć mu, że mimo wszystko nie ma na co liczyć, kiedy wyczuła, że demon sztywnieje. Nagle zmaterializował się przy niej, tym razem jednak nie po to, by nią potrząsać, by z jakiegokolwiek powodu brać ją ramiona. W pierwszym odruchu nie zrobiła tego, na dłuższą chwilę zamierając za jego plecami, kiedy zdecydował się ją osłonić. Oboje milczeli, a po postawie i zachowanie Rafy poznała, że nasłuchiwał, być może świadom czegoś, czego sama mogłaby się co najwyżej domyślać. Rzuciła mu skonsternowane spojrzenie, ale nie otrzymała odpowiedzi, ta jednak okazała się zbędna, bowiem wystarczyło zaledwie kilka sekund, żeby zorientowała się, w czym leży problem.
Nie była pewna, co doszło ją pierwsze – kroki czy znajomy zapach, który jednoznacznie świadczył o czyjejkolwiek obecności. Wiedziała, że Rafa był spięty, choć zdecydowanie nie obawiał się o siebie. Był wprawionym wojownikiem, a rana na jego plecach wyglądała już na tyle dobrze, by mógł swobodnie latać i w razie potrzeby skopać komuś tyłek. Miała okazję się o tym przekonać, kiedy walczył z Hunterem, jedynie przez wzgląd na nią nie rzucając się w pogoń za bratem. Podejrzewała, że gdyby sprawy potoczyły się inaczej, Rafa najzwyczajniej w świecie rozerwałby jej oprawcę na kawałeczki – tak po prostu, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świcie. Nawet nie chciała się nad tym zastanawiać, ale podejrzewała, że pierwsze spotkanie tych dwóch nieśmiertelnych mogło zakończyć się tylko w jeden sposób.
Z tym, że osoba, która się do nich zbliżała, zdecydowanie nie była Hunterem. Elena zrozumiała to nagle i chociaż początkowo doświadczała przede wszystkim ulgi, w następnej sekundzie wszystko to zostało zaburzone przez zrozumienie.
Słodka bogini, nie.
Ostatnim, czego potrzebowała, było to, żeby tłumaczyć się przed…
– To Aldero – wyszeptała i coś ścisnęło ją w gardle, kiedy utwierdziła się w przekonaniu, że ma do czynienia z kuzynem. – Rafa…
– Syn kapłanki? – upewnił się, więc niecierpliwie skinęła głową. – Miałaś być ostrożna! – syknął na nią, ale to zdecydowanie nie był najlepszy moment na to, żeby się kłócić.
Elena odetchnęła, kiedy demon tak po prostu rozłożył skrzydła i zostawił ją samą. Poruszał się błyskawicznie, ale zdążyła zauważyć, że poderwał się ku górze, najpewniej zamierzając się gdzieś ukryć, a nie rzucać do ataku. Odprowadziła go wzrokiem, mimowolnie zastanawiając się nad tym, co powinna powiedzieć Al'owi, nie wspominając o tym, że nie miała pojęcia, czy istniała jakakolwiek sensowna wymówka, którą mogłaby mu zaserwować. Cóż, to i tak było lepsze niż interwencja Rafy, gdyby jednak doszedł do wniosku, że oboje są zagrożeni. Wtedy musiałaby wybierać, zdecydowanie nie zamierzając pozwolić na to, by któremukolwiek z nich stała się krzywda, a to nie było szczytem jej marzeń.
Nie zastanawiając się nad tym, co robi, pośpiesznie ruszyła przed siebie, dla pewności woląc oddalić się od miejsca spotkania z Rafaelem. Na sobie wciąż czuła zapach demona, ten jednak skutecznie mieszał się z wonią jej perfum i zapachami lasu. Była w znacznym oddaleniu od kapliczki, która wciąż stanowiła punt docelowy, w którym mogła znaleźć Rafę, chociaż zawsze wydawało jej się, że demon opuści to miejsce, gdy tylko poczuje się lepiej. Teraz nie miał żadnej wymówki, a Elena doszła do wniosku, że jedynym powodem, dla którego wciąż wracał, musiała być ona – z tym, że wciąż nie miała pewności, co to tak naprawdę oznaczało.
– Elena?! – usłyszała i omal nie wyszła z siebie, słysząc ponaglający głos kuzyna.
Omal na niego nie wpadła, kiedy nagle zmaterializował się pomiędzy drzewami. Zastygła w bezruchu, przybierając pozycję obronną i ledwo powstrzymując się przed rzuceniem się mu do gardła, choć Al zdecydowanie nie miał w planach tego, żeby ją wystraszyć. Zmrużyła oczy, uważnie mierząc go wzorkiem i próbując ocenić, co takiego musiał sobie myśleć albo czuć, to jednak okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby zakładać. Była zaniepokojona, nie tyle jego obecnością, ale również samą świadomością tego, że znajdował się tak blisko niej – i że zdecydowanie nie znalazł się w pobliżu kapliczki przypadkiem.
– Co ty tutaj robisz? – rzuciła zamiast powitania, potrząsając z niedowierzaniem głową; jej głos zabrzmiał oschle i nieprzyjemnie, zresztą tak jak i wypowiedziane przez nań słowa, chociaż starała się jakkolwiek nad sobą zapanować.
– Aleś ty miła. – Aldero wywrócił oczami; z gardła wyrwało mu się przeciągłe westchnienie, zdecydowała się jednak tego nie komentować. – Mógłbym zapytać o to samo – zauważył, ale na tę uwagę akurat była przygotowana.
– Możliwe, ale byłam pierwsza – stwierdziła, zaplatając ramiona na piersiach. – Więc? Śledzisz mnie, Aldero Drake’u Devile? – rzuciła gniewnie, specjalnie kładąc nacisk na jego pełne nazwisko, aż nazbyt świadoma tego, że dzięki temu zwykle brzmiała o wiele poważniej.
Zmierzyła kuzyna wzrokiem, nie po raz pierwszy mając wrażenie, że spoglądał na nią w dziwny, przenikliwy sposób. Al miał to do siebie, że mało kiedy potrafił zachować powagę, zwłaszcza w jej obecności, jednak Elena była skłonna przysiąc, że w ostatnim czasie ich relacje nie były takie, jak do tej pory. Wciąż pamiętała jego minę, kiedy tak po prostu odmówiła jakichkolwiek zwierzeń, w zamian zamykając mu drzwi przed nosem. Wiedziała, że tym go zraniła, chociaż później nie mieli okazji zamienić nawet słowa na temat tej sytuacji. Cóż, jeśli miała być ze sobą szczera, od tamtej chwili nie rozmawiali ani razu, może pomijając tych kilka zwyczajowych kłótni, kiedy zbytnio grzebała się z wyjściem do szkoły, to jednak w najmniejszym nawet stopniu nie miało związku z jakąkolwiek rozmową w cztery oczy. Teraz po praz pierwszy od dawna byli sami, a ona z jakiegoś powodu czuła się z tym bardzo niezręcznie, choć Aldero zawsze traktował ją jak najlepszą przyjaciółkę.
– Nie, skądże – przyznał, ale nie zabrzmiało to jakoś szczególnie przekonywująco. – To znaczy… Rany, zauważyłem, że urwałaś się ze szkoły, więc za tobą poszedłem. To śledzenie?
– Tak!
Wywrócił oczami.
– Poszłaś na wagary i nawet mnie o tym nie poinformowałaś? Czuję się pominięty, kuzyneczko – rzucił tonem, który w normalnym wypadku pewnie zabrzmiałby w zwyczajowy sposób złośliwie albo zaczepnie, jednak wyczuła coś… wyjątkowo przygnębionego w jego tonie.
– Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza… Ale za chwilę mam trening, więc już i tak wracam do szkoły – odpowiedziała wymijająco, planując go wyminąć, ale zastąpił jej drogę. – Ech… Mam rozumieć, że chcesz iść ze mną?
– Mogłabyś przestać to robić, Eleno? – zapytał wprost, puszczając mimo uszu jej pytanie.
Spięła się, aż nazbyt świadoma tego, że właśnie dobrnęli do istotnego punktu – i to takiego, którego żadne z nich nie było w stanie zignorować. Zastygła w bezruchu, wbijając wzrok w stojącego przed nią chłopaka i czując coraz silniejsze pragnienie, żeby rzucić się do ucieczki. Zdecydowanie nie miała ochoty na ciągnięcie tej rozmowy, ale skoro nie zamierzał ot tak pozwolić jej się wycofać…
Cholera, w ostatnim czasie faceci, którymi się otaczała, wydawali się wyjątkowo zaborczy i chętni do tego, by próbować narzucić jej swoją wolę.
– O co ci chodzi? – westchnęła, chociaż to wydawało się aż nazbyt oczywiste. – Powiedziałam ci, że się śpieszę. To najmniej odpowiedni moment na tę rozmowę, więc…
– A kiedy będzie dobry? – przerwał jej. – Unikasz mnie i to już od dłuższego czasu. Ja wiem, że zdaniem wujka Rufusa nie jestem zbyt rozgarnięty, ale to jeszcze nie znaczy, że oślepłem – obruszył się, a Elena westchnęła.
– Aldero…
Nie pozwolił jej dokończyć, ale to nie miało znaczenia. W zasadzie sama nie była pewna, co chciała albo mogłaby mu powiedzieć, tym bardziej, że ich relacje już od jakiegoś czasu były zagmatwane. Mogła brnąc w kłamstwa, znowu go spławić albo w inny sposób się przeciwstawić, ale… jaki to tak naprawdę miało sens?
– Powiedz mi, co tak naprawdę zrobiłem, bo tego nie rozumiem, Eleno! Chyba tyle możesz dla mnie zrobić, prawda? – zapytał, po czym westchnął przeciągle. – Mijamy się ze sobą, chociaż zwykle dobrze się przy sobie czuliśmy. Nie wiem, może to ten mój nieszczęsny pocałunek, ale minęło tyle czasu… A ja cię za to przeprosiłem, pamiętasz? Wiem, że wy, kobiety, macie czasami w zwyczaju obrażać się za nic, ale to coś znacznie więcej i nie wmówisz mi, że jest inaczej. Martwię się, kuzyneczko… O siebie i o nas, bo nigdy nie chciałem żebyś obraziła się na mnie aż tak.
Otworzyła i zamknęła usta, czując się trochę tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim w brzuch Miała ochotę odwrócić się na pięcie i uciec z krzykiem, chcąc choć na moment odwlec w czasie konieczność przeprowadzenia tej rozmowy, ale nie była w stanie tego zrobić. Chłopak zasłużył sobie na coś znacznie więcej, chociaż Elena nie miała najmniejszego pojęcia, jak powinna wytłumaczyć mu to, co tak naprawdę się popsuło – tym, bardziej, że to zdecydowanie nie była jego wina. Tamtego pocałunku również nie, nawet jeśli była na niego za to zła.
– Aldero…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa