
Alessia
Łazienka
znajdowała się na końcu korytarza, dokładnie tam, gdzie wskazał jej Theo. Było
to małe, wyłożone kafelkami pomieszczenie, a w zasadzie dwa, bo na
końcu salki, gdzie znajdowały się umywalki, umiejscowiono kolejne drzwi, tym
razem prowadzące do toalety.
Alessia nawet nie zwróciła na nie uwagi, od razu podchodząc
do jednej z trzech porcelanowych umywalek i zaciskają dłonie na jej
brzegach. Teraz mogła pozwolić sobie na słabość i na to, żeby przestać
udawać, że utrzymanie się w pionie przychodzi jej z łatwością.
Słabość wróciła, kiedy tylko nerwy opadły wystarczająco, żeby poczuła się
spokojniejszą. Adrenalina wciąż krążyła w jej żyłach, ale już nie tak
intensywnie, a Ali czuła się zmęczona – tak bardzo zmęczona i to
zarówno psychicznie, jak i fizycznie.
Uświadomiła sobie, że drży i machinalnie wzmocniła
uścisk na brzegach umywalki, żeby przypadkiem nie upaść. Jakaś część niej
pragnęła poddać się osłabieniu i osunąć się na ziemię, a później na
dodatek zacząć płakać, ale łzy nie chciały płynąć, a ona czuła się zbyt
dumna, żeby sobie na to pozwolić. Pieprzona duma Licavolich, przeszło jej przez myśl, ale nawet wiedząc, że to nie jest
najrozsądniejsze, nie była w stanie się przełamać.
Uniosła głowę, żeby spojrzeć w wiszące na ścianie
lustro. Natychmiast zauważyła to, co Theo miał na myśli – nie tylko była
chorobliwie blada, ale również dostrzegła cienką stróżkę krwi, która ciągnęła
się aż od nosa, kończąc się przed ustami. Rozmazała osokę, kiedy na korytarzu
otarła twarz dłonią, ale to nie powstrzymało krwawienia, chociaż krew nie
płynęła na tyle intensywnie, żeby zaczęła panikować. Raz jeszcze przycisnęła do
twarzy płócienną chusteczkę, którą dostała od Theo, próbując jakoś doprowadzić
się do porządku, ale mimo upływu minut plama czerwieni na materiale jedynie się
powiększała.
Jęknęła z frustracji i nachyliła się bardziej,
decydując się pozwolić krwi płynąć swobodnie. Kilka kropel spadło do umywalki,
mocno odcinając się na tle białej porcelany. Alessia zacisnęła usta, czując jak
jej żołądek skręca się i buntuje, co wydawało się tym bardziej ironiczne,
że jako pół-wampirzyca nie powinna brzydzić się krwi, na dodatek własnej.
Czuła, że przyczyna leży w czymś innym, ale nie potrafiła albo raczej nie
chciała wprost przyznać się do tego, co było powodem jej stanu. Wiedziała, że
istoty takie jak ona nie chorowały tak normalnie i w innym wypadku
pewnie nie zbyłaby Theo albo od razu poszłaby do Carlisle’a, ale nie tym razem.
Nie, skoro tak wiele działo się w koło i istniała możliwość tego, że
to po prostu stres, nerwy i…
Och, głupia, kogo ty próbujesz oszukać?, zadrwił cichy głosik w jej głowie, jeszcze bardziej
uprzykrzając jej życie. Jej ciało zdawało się pulsować bólem, co musiało mieć
związek z tym, że nieświadomie napięła wszystkie mięśnie do granic
możliwości. Miała wrażenie, że całe ciało wypełnione jest ołowiem, niemożliwie
ciężkie i ściągające ją w dół. W jednej chwili zapragnęła
znaleźć się znowu w domu i położyć do łóżka, ale jednocześnie
wątpiła, żeby była w stanie zasnąć, skoro wciąż martwiła się o Quinna,
a jej żołądek skręcał się, grożąc wywróceniem się na drugą stronę.
Przeszła ją fala ciepła, mająca swoje źródło gdzieś w lewym ramieniu,
rozchodząc się po całym jej ciele w postaci nieprzyjemnego, gorącego
dreszczu. Nie minęła sekunda, a ciepło przeszło w coś, co była
skłonna określić mianem bólu. Po raz kolejny czuła się tak źle, walcząc
z objawami, które powinny być jej obce, skoro była nieśmiertelna.
Wciąż drżąc i usiłując utrzymać się na nogach,
przekręciła kurek, pozwalając, żeby popłynęła zimna woda. Lodowaty strumień
zabarwił się na ułamek sekundy na różowo, zmywając zalegające na dnie umywalki
kropelki krwi i zabierając je ze sobą do odpływu. Obserwowała je
w milczeniu, zaledwie przez kilka sekund, zanim zanurzyła
w strumieniu palce, żeby otrzeć twarz. Zimna woda przyniosła jej
przynajmniej częściowe ukojenie, ale nie pozwoliła jej poczuć się lepiej.
Przynajmniej zapanowała nad płynącą krwi, to jednak i tak było marnym
pocieszeniem, skoro nadal nie potrafiła zrozumieć, co takiego się z nią
działo.
Słabo. Tak bardzo słaba…
Prawie nie usłyszała skrzypnięcia drzwi, kiedy ktoś cicho
wślizgnął się do łazienki. Alessia zesztywniała, czując na sobie czyjeś
spojrzenie, ale nie odwróciła się. Metodycznie wyprostowała się, zakręciła wodę
i otarła chusteczką twarz, a i wtedy wciąż stała, tępo wpatrując
się w umywalkę.
– Theo, powiedziałam ci, że… – zaczęła
z westchnieniem, nadal na sobie czując intensywne spojrzenie czyichś oczu,
po czym gwałtownie urwała. W lustrze mrugnęła jej para znajomych,
czekoladowych oczu. – Damien?
Obejrzała się, żeby spojrzeć na brata. Stał przy drzwiach,
opierając się o nie plecami i cały czas się jej przypatrując.
Błogosławiąc, że w porę pozbyła się śladów krwi, dyskretnie wsunęła
zakrwawioną chusteczkę do kieszeni spodni.
– Theo powiedział mi, że tutaj weszłaś – wyjaśnił cicho
chłopak. Jego głos zabrzmiał dziwnie, tak bardzo nienaturalnie spokojny.
– Och, Damien, nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak
bardzo cieszę się, że ciebie widzę – westchnęła, nagle tracąc nerwy
i energię. Zanim zdążyła się nad tym zastanowić, przebiegła przez łazienkę
i wpadła bliźniakowi w ramiona, mocno do niego przywierając. Poczuła
gromadzące się pod powiekami łzy, więc zamrugała pośpiesznie, usiłując
powstrzymać się od płaczu. Cała złość na Damiena wyparowała w jednej
chwili, a ona chłonęła całą sobą jego bliskość, znajomy zapach i to,
że był przy niej. – Braciszku, tak bardzo się boję. Quinn… Damien, on…
– Tak, Ali – przerwał jej Damien tym samym spokojnym
i cichym głosem. Obejmował ją mocno, ale w jego uścisku było coś
dziwnego, czego nie potrafiła określić. – Wiem dobrze, co przytrafiło się
Quinnowi. Byłem u niego.
Wzięła kilka drżących oddechów, przyswajając sobie nowe
informacje i próbując wyciągnąć wnioski. Momentalnie zapomniała
o wszelakich wątpliwościach i o tym, że w zachowaniu brata
dostrzegała coś, co ją niepokoiło i nie pozwalało w pełni się
rozluźnić.
– Byłeś u niego? – powtórzyła i zadrżała. Ciepłe
palce brata musnęły jej włosy w uspokajającym geście, ale nadal jej czegoś
brakowało. Damien nie raz ją pocieszał, więc i tym razem jego bliskość
przynosiła jej ulgę, ale… No właśnie. Było jakieś „ale”. – Pomogłeś mu? Damien,
proszę! Powiedz, że Quinnowi nic nie będzie!
– Oczywiście, że u niego byłem. Przyszedłem, kiedy
tylko rodzice powiedzieli mi, gdzie i dlaczego zabrał cię Carlisle.
Lakoniczne wyjaśnienia, pozbawione szczegółów i tego
na czym naprawdę jej zależało. Ostrożnie oswobodziła się z jego objęć,
przynajmniej na tyle, żeby móc odchylić się w jego ramionach
i spojrzeć mu w oczy. Jego twarz wydawała się nienaturalnie wręcz
poważna, oczy zaś sprawiały wrażenie równie pustych i chłodnych, co
w przypadku Hayley. Damien zachowała się dziwnie, mimo tego, że wciąż jej
dotykał i pocieszał, wydając się szorstkim i tak odległym, że
w jednej chwili zrobiło jej się zimno.
Spróbowała wytłumaczyć sobie jego zachowanie tym, że
podobnie jak i ona się martwił – Quinn w końcu był również jego
przyjacielem – ale to było jak próba zamydlenia oczu samej sobie. Wiedziała, że
chodzi o coś więcej i ta świadomość coraz bardziej ją niepokoiła.
– Damien, na litość bogini, przestań mnie dręczyć! –
wybuchła, spoglądając w jego czekoladowe, pociemniałe za sprawą
nieokazanych, zduszonych emocji oczy. – Co z Quinnem? Chcę wiedzieć
wszystko, nawet jeśli… Och, po prostu powiedz mi wszystko. – Wzięła drżący
oddech, żeby się uspokoić. – Proszę.
Rzucił jej długie, nieodgadnione spojrzenie i przez
kilka okropnych sekund była tego, żeby uwierzyć, że chłopak nie odpowie albo
powie jej to, czego tak bardzo nie chciała usłyszeć. Błagam, nie… Powiedz mi, że on nie umarł. Powiedz mi, że on
nie umarł, powtarzała niczym mantrę, coraz
bardziej oszołomiona.
– Uzdrowiłem wszystkie obrażenia, a przynajmniej mam
taką nadzieję – powiedział w końcu Damien, łagodniejąc na widok paniki
w jej oczach. Sądziła, że wyraz jej twarzy i to, jak bardzo czuła się
roztrzęsiona, jakkolwiek go poruszą i sprawią, że będzie jej wsparciem,
ale nic podobnego się nie wydarzyło. Damien był formalny, chłodny i taki…
odległy. – Wiesz, że mogłem coś pominąć. Dlatego uczę się medycyny, dlatego…
Ale go uzdrowiłem. Dziadek mówi, że spisałem się dobrze – dodał i tym
razem do jego głosu wkradło się ciepło, jak zawsze wspominał o Carlisle’u.
Doktor był dla niego autorytetem.
– Ale? – wtrąciła Alessia po chwili milczenia. – Czuję, że
jest jakieś ale…
Kolejne dziwne, nienaturalnie wręcz puste spojrzenie.
– On wciąż jest nieprzytomny, Ali. Zoe mówi, że mógł
uderzyć się w głowie. A ja nie mam pojęcia, co powinienem zrobić,
jeśli okaże się, że to uszkodzenie mózgu – wyznał, a do jego dotąd
spokojnego głosu, wkradły się gorycz i gniew – złość na samego siebie, na
bezsilność i to, że jego dar mógł okazać się bezużytecznym.
– Co w tym momencie próbujesz mi powiedzieć? –
Odsunęła się o krok, znów drżąc i czując, że ziemia w każdej
chwili może usunąć jej się spod stóp. – Damien, do cholery, co to znaczy?!
– Przecież wiesz. Odpowiedz sobie na to pytanie i sama
zobacz, co zrobiły mu twoje wilki.
Nie od razu pojęła pełen sens wypowiedzianych przez niego
słów. W pierwszej chwili skoncentrowała się na Quinnie oraz na tym, że
faktycznie wiedziała, co takiego Damien próbował jej swoimi słowami przekazać.
Jeśli jej brat dobrze zajął się ranami Quinna, a wiedziała, że na pewno
tak było – innej możliwości nie zamierzała nawet brać pod uwagę – a jednak
chłopak wciąż pozostawał nieprzytomny, to mogło znaczyć, że już się nie obudzi.
Ta perspektywa wydawała się z jakiegoś powodu gorsza od śmierci; to, że
mógłby trwać zawieszony między życiem a śmiercią, będąc niczym żywe
warzywo, raniące nadzieją, którą przecież wszyscy mieli. Hayley już teraz
odchodziła od zmysłów, a jeśli miałaby nadal czekać na przebudzenie brata,
kto wie, co mogłoby się z nią stać. Ali słyszała niejedną historię, kiedy
to jedno z telepatycznych bliźniąt traciło zmysły, gdy drugiemu stało się
coś złego, a Hayley wcale nie była taka silna za jaką zawsze ją miała –
Alessia przekonała się już o tym, chociaż wciąż nie była w stanie tak
po prostu przyjąć tego do wiadomości, tak jak i nie docierała do niej
złożoność i powaga stanu Quinna.
Miała wrażenie, że wszystko wymyka jej się między palcami,
nieuchwytne i tak ulotne, zupełnie jakby walczyła o złapanie dymu
albo mgły gołymi rękami. Czuła jak się rozpada, chociaż było inaczej i to
wszystko wokół wydawało się sypać, podczas gdy ona pozostawała taka sama. Nie
rozumiała, co takiego zrobiła źle, że teraz wszyscy jej bliscy musieli ponosić
konsekwencje, ale jednocześnie nie potrafiła zmusić się do żałowania decyzji,
które do tej pory podejmowała. Jeśli spotkanie Ariela i miłość były czymś
złym, świat był niesprawiedliwy, a ona nie zamierzała zmusić się do
pokutowania za coś, co było piękne,
A jednak Quinn gdzieś tam jest i walczy o życie.
W każdej chwili może umrzeć, może również w tym trwać, wciąż trwać…
Czy tego chciałaś? Czy jesteś z siebie zadowolona?, zapytała samą z siebie i przy końcu niemal
wyobraziła sobie głos Hayley. Jej wina czy nie, dziewczyna jak nic miała ją za
wszystko znienawidzić.
Cofnęła się chwiejnie o kilka kroków, jedynie cudem
nie potykając się o własne nogi i nie upadając na ziemię. Damien
obserwował ją w milczeniu, chociaż przez ułamek sekundy mięśnie mu drgnęły
i była pewna, że gdyby faktycznie miała upaść, nie pozwoliłby jej na to,
gotów w porę ją złapać. Nie ruszył się z miejsca, a ona jakoś
zdołała odzyskać równowagę i teraz stała na drżącym nogach, oszołomiona
i bliska omdlenia.
Minęło kila dłuższych sekund, zanim raz jeszcze
przeanalizowała słowa Damiena i zwróciła uwagę na inną kwestię,
niekoniecznie związaną z Quinnem. W jednej chwili zrobiło jej się
jeszcze bardziej niedobrze, nagle też zmartwiała, wpatrując się brata
w taki sposób, jakby wdziała go po raz pierwszy w życiu.
Twoje wilki…
Nie. Niemożliwe.
– Coś ty właśnie powiedział? – wychrypiała, nieco
niewyraźnie, ale po błysku gniewu w brązowych oczach brata pojęła, że
doskonale ją zrozumiał.
Nagle zrzucił maskę i przestał grać, uwalniając skryte
za pozornym spokojem i chłodem emocje. Jego czekoladowe oczy zabłysły
gniewem, całkowicie ją oszałamiając, zwłaszcza kiedy twarz jej brata wykrzywił
spazm bólu. Wyglądał krucho, blado i na tak rozczarowanego, że taki widok
wydawał się niemal bolesny.
– Czy ty myślałaś, że ja nigdy się o niczym nie
dowiem? Sądziłaś, że nie zorientuję się, że przez cały czas postępujesz
w najgłupszy z możliwych sposób, że… – Pobladł i odrzucił wszelakie
dotychczasowe hamulce. Aż wzdrygnęła się, tak nagle się przed nią
zmaterializował, zaciskając dłonie wokół jej nadgarstków tak mocno, że aż się
skrzywiła. – Wilkołak! Znikałaś, ignorowałaś mnie i doprowadziłaś do tego,
że odchodziłem od zmysłów i to wszystko dlatego, żeby spotykać się
z wilkołakiem!
– Nie krzycz na mnie! Damien, do cholery, to nie jest jakiś
tam wilkołak. Nie znasz Ariela, więc… Hej, to boli! – zaprotestowała
i szarpnęła się, kiedy jego uścisk stał się na tyle nieprzyjemny, że aż zachłystnęła
się z bólu powietrzem. – Puść mnie!
Nie puścił, wciąż trzymając ją w żelaznym uścisku
i patrząc się na nią z gniewem, dziwnie zamglonymi oczami. Miała
wręcz wrażenie, że jej nie widział, chociaż stała tuż przed nim, dosłownie na
wyciągnięcie ręki.
Szarpnęła się znowu, zbyt słaba i zmęczona, żeby mu
się wyrwać. Chciała zacząć krzyczeć, ale i na to nie potrafiła się zdobyć,
poza tym nie wyobrażała sobie tego, żeby Damien był w stanie ją skrzywdzić
– nie specjalnie przynajmniej. A jednak nie poznawała go, nie wspominając
o tym, żeby kiedykolwiek była w stanie wyobrazić sobie, że mógłby
zareagować w ten sposób, dowiedziawszy się o Arielu. Wcześniej miała
wątpliwości co to tego, czy powinna ukrywać przed nim prawdę, ale teraz już wiedziała,
że postąpiła słusznie.
Poczuła znajomy jej już gniew, a jej żołądek zaczął
się jeszcze bardziej skręcać, przypominając kotłujące się w jej wnętrzu
zwierze – dzikie, rozdrażnione, pragnące wyrwać się na zewnątrz. Alessia
napięła mięśnie, jakkolwiek próbując zwrócić uwagę brata na to, że ją
krzywdzić. Spojrzała na niego ostro, wręcz naciskając na niego oczami, chociaż
taka taktyka wydawała się bez sensu, bo Damien nie wyglądał na skorego
rozluźnić uścisku.
A przynajmniej nie wydawał się taki do momentu, kiedy ich
spojrzenia się spotkały, a tęczówki chłopaka rozszerzyły się nieznacznie,
jakby w jej oczach dostrzegł coś, co całkiem wytrąciło go
z równowagi. Natychmiast doszedł do siebie i puścił ją, pozwalając
żeby doskoczyła do tyłu, przyciskając obie ręce do piersi i nerwowo
pocierając posiniaczone nadgarstki. W jego oczach natychmiast dostrzegła
żal i poczucie winy, poza tym zaraz ponownie wyciągnął ręce w jej
stronę – tym razem zachęcająco, chcąc ją uzdrowić – ale w odpowiedzi na
ten gest jeszcze bardziej zwiększyła dzielący ich dystans, wzdrygając się tak,
jakby myśl o tym, że mógłby jej dotykać, napawała go obrzydzeniem.
Oczy Damiena pociemniały. Odpuścił, ale po sposobie
w jaki zaciskał usta, zrozumiała, że tym razem to ona go zraniła.
– Alessia… – westchnął i mimo błagalnej nuty,
w jego głosie wyczuła zniecierpliwienie i wciąż wszechobecny gniew,
który ją zirytował.
– Zostaw. Już mnie nie dotykaj – powiedziała ostro,
świadoma tego, że i w ten sposób sprawi mu ból. – Właśnie dlatego ci
nie powiedziałam… Nie powiedziałam żadnemu z was. – Spojrzała mu
w oczy w wyzywający sposób. – Żadne z was by nie zrozumiało.
– A jak, do diabła, zrozumieć coś takiego?! – warknął,
nagle znów tracąc cierpliwość. – Słyszałem twoją kłótnie z Hayley! Nie
zgadzam się ze wszystkim, ale to… Sama zobacz, co takiego zrobiły te twoje
tajemnice! Cokolwiek sądzisz, Ariel jest wilkołakiem, a to…
– Ależ ty jesteś krótkowzroczny! Święty Damien, który
zawsze wie lepiej, w przeciwieństwie do swojej głupiutkiej, szalonej
siostry, która jak zwykle zachowała się jak dzieciak. Uważasz, że jesteś taki
mądry, ale prawda jest taka, że jesteś równie ślepy i uprzedzony, co
wszyscy inni wkoło! – wyrzuciła z siebie na wydechu, dając upust całemu
temu gniewowi i goryczy, który odczuwała już od jakiegoś czasu.
Łzy, o których sądziła, że już nie popłynął, popłynęły
gwałtownym strumieniem, a Alessia poczuła, że jest bliska histerii
i tego, żeby wpaść w szał. Miała ochotę kogoś uderzyć, zacząć
piszczeć i tupać, rzucać rzeczami… Chciała kogoś zranić, dając tym samym
powody do radości istoty, która od jakiegoś czasu żyła w jej wnętrzu,
radośnie reagując za każdym razem, kiedy Ali wpadała w gniew nad którym za
żadne skarby nie była w stanie zapanować.
– Kiedy tak się zachowujesz. Zachowujesz się jak bezmyślny
dzieciak, a nie jak dorosła za którą tak bardzo chcesz być uważana –
przerwał jej, korzystając z tego, że zamilkła i teraz ciężko łapała
oddech. – On cię skrzywdzi, tak samo jak skrzywdzili Quinna! Już teraz to
zaszło za daleko, a ja nie pozwolę, żebyś następnym razem to ty tam
leżała!
– To, co robię i z kim się spotykam, nie jest
twoją sprawą – powiedziała, wkładając w te słowa tyle jadu, na ile tylko
było ją stać.
– Doprawdy? A ja sądzę, że jest inaczej.
Kiedy do mówił, dostrzegła w jego oczach niepokojący
błysk, którego nie rozumiała, ale który w równym stopniu ją zaatakował, co
i rozjuszył. Zacisnęła dłonie w pięści tak mocno, że poczuła zapach
krwi, kiedy paznokciami przebiła skórę dłoni; rubinowe krople poznaczyły jej
bladą cerę, ale nawet nie była tego świadoma.
– W takim razie się mylisz. Podobnie jak myślisz się
w sprawie Ariela, a więc i mojej. – Siliła się na cierpliwość,
chociaż głos jej drżał, a emocje wydawały się rozsadzać ją od wewnątrz.
Miała wrażenie, że jedynie siłą woli jest w stanie utrzymać się
w całości, powstrzymując przed rozpadnięciem na kawałki. – Nie chcę
zresztą o tym rozmawiać, zwłaszcza teraz, w tym miejscu. A tak
swoją drogą, ja nie wytrącam się między ciebie a Grace, więc daruj sobie.
Idź do niej i gadajcie sobie o mnie do woli, a wtedy naprawdę
poczujesz się lepiej! – dodała chłodno, a do jej głosu wkradła się nutka
zazdrości, która bynajmniej nie uszła uwadze Damiena.
Zesztywniał cały, jakby co najmniej uderzyła go
w brzuch albo inne czułe miejsce. Wykorzystała chwilę jego oszołomienia,
żeby w pośpiechu spróbować przedostać się co drzwi, ale w ostatniej
chwili zastąpił jej drogę i znów ją pochwycił, tym razem za przedramiona.
Tym razem uścisk był zdecydowanie delikatniejszy, ale przy tym dość stanowczy,
żeby nie mogła się oswobodzić.
– Co ty wygadujesz? Co ty…? – Pokręcił
z niedowierzaniem głową. – Grace? Ty naprawdę sądzisz, że ja i Grace…
– Nie obchodzi mnie to, czy się z nią pieprzysz. Może
być i tak, tylko w końcu daj mnie i Arielowi spokój. Wszyscy
dajcie nam spokój! – dodała, nagle tracąc kontrolę nad głosem. – Damien, puść
mnie!
– Nie! – przerwał. Jego oczy rozszerzyły się, ciemne
i jakby obłąkane. – Dobra bogini, dziewczyno, jak ty nic nie rozumiesz! To
ja jestem ślepy? Alessia, do diabła…
– Czego znowu według ciebie nie rozumiem? – westchnęła
zmęczonym głosem, ale przestała się wyrywać.
Damien spojrzał na nią i tym razem w jego wzroku
coś się zmieniło. Nie potrafiła tego opisać aż do ostatniego momentu, ale nawet
kiedy już zrozumiała, po prostu zmartwiała i nie powstrzymała tego, co
miało nastąpić.
Właśnie wtedy Damien – jej brat, jej bliźniak! – nachylił
się i musnął wargami jej usta.
O rany...
OdpowiedzUsuńStan Alessi coraz bardziej mnie niepokoji, w dodatku dzisiaj Damien...
Po prostu nie mogę! Nad tym momentem gdy on dowie się prawdy rozmyślałam bardzo długo. Myślałam że może ich razem przyłapie albo że Ali powie sama ale nie w takim momencie. To musiał być dla Alessi duży cios. Jej kolega leży poturbowany przez wilkołaka, a jej własny brat robi jej scenę. Gdyby on jeszcze tylko się złościł dlatego że ona spotyka się z wilkołakiem...
Na końcówce się popłakałam. Boże przecież to rodzeństwo! Jestem wściekła na Damiena, własnej siostrze? Dobrze że Alessia kocha Ariela.
Wiesz, ten rozdział powalił mnie na kolana, już po prostu nie mogę doczekać się następnego rozdziału, tylko błagam niech będzie o Alessi i Damienie, jestem mega ciekawa jej reakcji :)
Pozdrawiam i życzę weny
Lila