13 maja 2014

Sto dziewiętnaście

Alessia
Damien wciąż milczał, nieruchomy i blady, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Alessia spojrzała na niego niespokojnie, ogarnięta coraz silniejszym niepokojem. Wyczuła ruch od strony okna, kiedy Gabriel odwrócił się w ich stronę, opierając się plecami o parapet. Jego twarz przypominała maskę i jedynie w ciemnych oczach dało się dostrzec najróżniejsze, sprzeczne ze sobą emocje, ale tych było zbyt wiele, żeby zdążyła za nimi nadążyć i je zidentyfikować.
Na pewno był zły. Gabriel był zdenerwowany, a bacząc na to, że próbował nad sobą panować i nie do końca mu to wychodziło, dziwiła się, że jeszcze w szale nie cisnął czymś przez pokój. Fakt, że trzymał się z daleka od mamy, jakby niepewny, czy zdoła zapanować nad nerwami i czy jej nie krzywdzi, wydawał się jeszcze bardziej niepokojący i irracjonalny jednocześnie. Alessia mogłaby podejrzewać ojca o wiele – wiedziała, że zdarzało mu się zabić i że gdyby musiał, zrobiłby to raz jeszcze – ale na pewno nie uwierzyłaby w to, że byłby w stanie skrzywdzić któregokolwiek ze swoich bliskich.
– Tato? – zapytała cicho, chcąc przerwać przeciągające się milczenie.
Gabriel rzucił jej ostre, stanowcze spojrzenie, które wystarczyło, żeby zamilkła. Nieświadomie cofnęła się o krok, potknęła o własne nogi i byłaby upadła, gdyby nagle nie zmaterializował się przy niej Edward.
– My porozmawiamy sobie później – powiedział Gabriel, kiedy już pewnie stanęła na nogach. Nawet jeśli odczuwał jakiekolwiek wyrzuty sumienia z powodu tego, że ją przerażał, nie okazywał tego. – Najpierw Damien.
– Co Damien? – zapytał Edward, zaciskając palce na ramionach Alessi. Skrzywiła się, nie dlatego, że przytrzymywał ją jakoś specjalnie mocno. Jego lodowate palce naruszyły wrażliwe, obolałe miejsce na jej ramieniu, wzmagając ból, który już i tak odczuwała. – Wszyscy jesteście na nią źli. Jasne, ja też jestem – zastrzegł, po czym westchnął, bo się wzdrygnęła – ale, do cholery, sam już nie mam pojęcia, co tutaj się dzieje. Alessia w tajemnicy spotykała się z jednym z dzieci księżyca, a te teraz zaatakowały i omal nie zabiły Quinna – mruknął, najwyraźniej w jednym zdaniu postanawiając zebrać wszystko to, co powiedział im Damien. Ani słowa o pocałunkach; ani słowa o… czymkolwiek więcej. – Wilkołaki. Dlaczego to za każdym razem muszą być wilki? – dodał z przekąsem, nie kryjąc rozdrażnienia.
Alessia nie miała pojęcia o co mu chodzi, ale z jakiegoś powodu komentując temat wilków i ich istnienia, spojrzał w stronę swojej córki. Ali postanowiła roztrząsnąć to później, a jej wzrok znów powędrował w stronę Damiena, a ten poruszył się niespokojnie, jakby mógł wyczuć jej spojrzenie. Co się z nami dzieje, braciszku?, pragnęła zapytać, ale kiedy tylko spróbowała przekazać mu myśl, natknęła się na litą, nieprzenikliwą ścianę, która otaczała jego umysł. Zamknął się przed nimi – również, a może zwłaszcza przed nią – i nie była w stanie do niego dotrzeć, odtrącona i jeszcze bardziej samotna. Miała wrażenie, że dystans między nimi rośnie z każdą kolejną sekundą, jakby sam pocałunek i to, co w ten sposób próbował dać jej do zrozumienia Damien, nie było wystarczająco złe.
Chłopak wyprostował się i powoli wstał. Przez cały czas uparcie wpatrywał się w dywan, teraz jednak podniósł głowę, a jego czekoladowe oczy wydawały się nieco zamglone i bardzo odległe.
– Damienie Nicholasie Licavoli! – ostrzegł go Gabriel, natychmiast na niego spoglądając. To było tylko kilka słów, pełne imiona i nazwisko, ale wyrażały więcej niż gdyby zaczął wykrzykiwać długie zdania.
Ale Damien go zignorował.
– Isabeau – zwrócił się do ciotki, zachowując się tak, jakby w salonie nie było nikogo innego, a on nie usłyszał wcześniejszych wypowiedzi. – Zaprosiłem tutaj ciebie i Dimitra, bo mam w tym konkretny cel. Chcę prosić… – Zawahał się i wyglądał na chętnego, żeby spojrzeć na Gabriela, ale ostatecznie tego nie zrobił. – Nie, ja wnoszę o azyl. Co prawda jeszcze nie nawiązaliśmy z Alessią więzi, ale rytuał przyjęcia się odbył, więc mam do tego prawo.
– Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, czego w tym momencie ode mnie wymagasz? – zapytała natychmiast Isabeau. Jej błękitne niczym zamarzająca woda oczy zdawały się lśnić w panującym półmroku. – Czy rozumiesz, że…?
– Tak, kapłanko – wyszeptał, składając jej delikatny, ale olśniewający ukłon, dokładnie tak, jak wymagał tego zwyczaj. Nagle stał się formalny, czarujący i we właściwy dla siebie sposób pewny siebie. „Kapłanko”. Nie „ciociu” albo „Isabeau”. – Tak.
Być może mówił coś jeszcze, ale Alessia już tego nie słyszała. Aż zachłysnęła się powietrzem, kiedy dotarła do niej pełnia wypowiedzianych przez Damiena słów. Zrozumienie pojawiło się w jednej chwili, a kolana ugięły się pod nią i naprawdę upadłaby, gdyby Edward jej nie podtrzymał. Wampir zaklął pod nosem i chyba wypowiedział imię Carlisle’a, ale Ali nawet nie zwróciła na to uwagi.
Doktor nawet nie zdążył do niej podejść, jak znalazła w sobie dość siły, żeby skoczyć na równe nogi i wyrwawszy się Edwardowi, zrobiła kilka chwiejnych kroków w stronę Damiena. Brat popatrzył na nią obojętnie, ale wiedziała, że to tylko pozory – mogła zobaczyć to po wyrazie jego oczu.
– Ty… ty… Ty nie możesz! – wykrzyczała, nagle tracąc nad sobą kontrolę. Łzy popłynęły same, a ona już tylko miotała się i szlochała, walcząc z pragnieniem, żeby raz jeszcze uderzyć bliźniaka w twarz, tym razem zdecydowanie mocniej. – Słyszysz mnie, Damien?! Ty nie możesz! Nie… Powiedzcie mu, że on nie może… – wyszeptała, nagle tracąc całą pewność siebie.
W desperacji powiodła wzrokiem po twarzach bliskich, ale nigdzie nie dostrzegła tego, czego mogłaby oczekiwać. Większość wyrażała dezorientację i jedynie Gabriel, Dimitr i Isabeau tak naprawdę rozumieli, co właściwie się dzieje. Tata westchnął i pokręcił głową, wyraźnie rozeźlony. Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że spróbujesz raz jeszcze spróbować na Damiena wpłynąć albo że przynajmniej weźmie ją w ramiona, ale nie zdecydował się na to. Król po prostu stał, milcząc i obserwując; jego twarz wydawała się spokojna, ale oczy lśniły w niepokojący sposób, zwłaszcza kiedy spoglądał na zastygłą w bezruchu Isabeau.
Alessia zwróciła się w stronę tej ostatniej, spoglądając wprost w te znajome, błękitne tęczówki. Beau by jej tego nie zrobiła. Beau musiała rozumieć…
Ale Isabeau wyglądała tak, jakby ktoś właśnie przycisnął ją do ściany i groził przebiciem serca drewnianym kołkiem.
– Ciociu…
– Mogę o to prosić – usłyszał cichy głos Damiena. – Mogę, a ona nie ma prawa mi odmówić – dodał ponuro, bynajmniej nie z satysfakcją. – To ty mnie do tego zmusiłaś, Ali.
W tamtym momencie naprawdę zapragnęła go uderzyć, a może nawet posunąć się o krok dalej – cokolwiek, byleby przerwać to szaleństwo, póki jeszcze była w stanie. Patrzyła na Isabeau, ale to wciąż stała, milcząca i zimna w ten swój charakterystyczny sposób, który upodabniał ją do lodowatej książnicy albo pewnej siebie kapłanki, którą przecież była.
– Masz rację, Damienie – powiedziała, kiwając w zamyśleniu głową. – Masz prawo o to prosić. Ale nie masz prawa wymagać ode mnie, żebym podjęła decyzję od razu.
– Cóż… – Chłopak nie wydawał się zaskoczony. – Wiedziałem, że to powiesz. Ale nie zapominaj, że jesteś nie tylko nasza ciotką, ale również kapłanką. Oboje wiemy, że nie masz żadnego powodu, by mi odmówić. – Zacisnął usta, po czym pokręcił głową. – Znam zasady, Isabeau. Ty też. Będziesz musiała się zgodzić.
Nie odpowiedziała od razu, wciąż nienaturalnie spokojna i chłodna, ale Alessia znała ją na tyle dobrze, żeby doszukać się w jej oczach bezradności. Była zła i bezradna, chociaż starała się to ukryć, niechętna do okazywania słabości.
– Trzy dni. Zgodnie ze zwyczajem, mam prawo odwlec podjęcie decyzji o trzy dni.
Trzy dni…
Tylko trzy dni.
Aż trzy dni.
Isabeau próbowała kupić jej czas, ale to było zbyt mało, a ona miała związane ręce. Alessia zapragnęła rzucić jej się w ramiona i mocno uściskać – przynajmniej za to oraz za sam fakt zrozumienia – ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Czuła się zesztywniała, oszołomiona i bliska omdlenia, ale jednocześnie nie wyobrażała sobie tego, że mogłaby zamknąć oczy. Wiedziała jedynie, że nie chce dłużej być w tym miejscu, nie w obecności Damiena i tych wszystkich osób, które spoglądały na nią w najróżniejszy sposób.
Wciąż roztrzęsiona, niczym w transie obróciła się w stronę Damiena. Ich spojrzenia się spotkały – czarne i czekoladowe oczy, tak bardzo do siebie podobne.
– Nienawidzę cię – wyszeptała, drżącym od nadmiaru emocji głosem, wkładając w te słowa cały odczuwany gniew, żal i zawód.
Zaraz po tym odwróciła się na pięcie i nie zważając na nikogo i na nic, rzuciła się w stronę wyjściowych drzwi.
Już ułamek sekundy później pochłonęła ją noc.
Renesmee
Żadne z nas nawet nie ruszyło się z miejsca, kiedy Alessia jak oparzona wybiegła z domu. Głupia, zatrzymaj ją, pomyślałam w oszołomieniu, ale zanim podjęłam decyzję, moja córka już zniknęła, a ja wciąż siedziałam na kanapie, zesztywniała i zdezorientowana, co wszyscy inni wokół.
Damien wciąż stał w tym samym miejscu, spoglądając w ślad za swoją siostrą. W pierwszym odruchu zrobił krok do przodu, jakby chciał za nią pobiec i siłą sprowadzić z powrotem, ale wtedy drogę zastąpił mu wyraźnie rozeźlony Gabriel.
– Zostaw – powiedział stanowczo, rzucając chłopakowi niechętne spojrzenie. To oszołomiło mnie jeszcze bardziej, zwłaszcza, że nie przypominałam sobie, żeby mój mąż kiedykolwiek w ten sposób na którekolwiek z naszych dzieci. – Już dość zrobiłeś – dodał, nie szczędząc sobie ironii.
– Zrobiłem to, co było trzeba – zaoponował natychmiast Damien. Już nie wyglądał na tak pewnego siebie, poza tym wydawał mi się zmęczony, jakby właśnie cudem udało mu się przetrwać najgorszy dzień w swoim życiu. Z jakiegoś powodu byłam pewna, że właściwie nie było to takie dalekie od prawdy. – Nie zamierzam pozwolić, żeby ona się narażała. Tato, nie rozumiesz? Nie widzieliście, jak wyglądał Quinn. Ja nie zamierzam czekać, żeby następnym razem musieć walczyć o życie mojej siostry!
– Ja też nie! Nie wierzę, że w ogóle mogłeś to zasugerować! – obruszył się, spoglądając z niedowierzaniem na Damiena. – Ale można było to załatwić inaczej. Nie tak, Damien! Nie w ten sposób!
Chłopak zacisnął usta w wąską linijkę, jedynie spoglądając na Gabriela ponurym wzrokiem. Byłam coraz bardziej zdezorientowana i poirytowana tym, że po raz kolejny biorę udział w czymś, czego nie rozumiałam. Obserwowałam niespokojnie Gabriela i Damiena, próbując jakkolwiek nadążyć za tokiem ich rozmowy, ale to było trudne, a ja wciąż nie miałam pojęcia, co takiego się dzieje.
Gabriel musiał wyczuć na sobie moje spojrzenie, bo krótko zerknął w moją stronę. Jego ciemne oczy pałały gniewem, ale ich wyraz złagodniał, kiedy mój mąż skoncentrował się na mnie. Spojrzałam na niego pytająco, próbując w ten sposób nakłonić go do wyjaśnienia mi czegokolwiek, ale nawet jeśli zamierzał to zrobić, nie miał po temu okazji, bo wtedy odezwała się Esme:
– O co właśnie poprosił cię Damien? – zapytała, zwracając się do Isabeau. Dosłownie wyjęła mi to pytanie z ust. – I o co tutaj właściwie chodzi? O Ariela… Tego Ariela, który był z tobą, kiedy sądziliśmy, że jesteś… – zawahała się, nie chcąc wprost mówić o tym, co wydarzyło się siedem lat wcześniej.
– Martwa? – podsunęła usłużnie Isabeau. Wampirzyca skrzywiła się, ale skinęła głową. – Tak, tak sądzę. Znam tylko jednego Ariela – odparła wymijająco, nie przypadkowo unikając odpowiedzi na wcześniejsze pytanie Esme.
– Mówimy w tym momencie o synu Yves’a? – upewnił się Carlisle, a ja cała zesztywniałam, bo ten fakt jeszcze nie był mi znany. Krew zawrzała we mnie, kiedy pomyślałam o tym, że Ali mogłaby być narażona na obecność kogoś takiego jak Yves, ale zmusiłam się do tego, żeby nie wyciągać pochopnych wniosków. Alessia nie jest głupia. A syn nie musi być taki jak ojciec, powiedziałam sobie stanowczo. Miałam przecież więcej niż jeden dowód na potwierdzenie tej teorii – chociażby Carlisle’a i Gabriela, którzy byli mi bliscy, podczas gdy miałam wiele powodów, żeby darzyć niechęcią Lawrence’a i Marco… Delikatnie mówiąc. – Zresztą nieistotne. Naprawdę musimy o tym dyskutować teraz? Wszyscy jesteśmy zdenerwowani, a podejmowanie decyzji pod wpływem emocji nigdy nie jest dobre. To, co mówisz na temat Ali… – Dziadek spojrzał na Damiena i pokręcił głową, jakby sam nie był pewien, co powinien sądzić o zachowaniu mojego syna. – Nie twierdzę, że zachowuje się rozsądnie i że przebywanie z jakimkolwiek wilkołakiem jest bezpieczne, ale to w tym momencie najmniej istotne. Martwię się o nią, zwłaszcza teraz, kiedy wyszła na zewnątrz w takim stanie.
Jego wypowiedź chwilowo zamknęła wszystkim usta, nawet Damienowi, który nagle wydał mi się bezradny, zmęczony i niepewny własnych decyzji. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, dlatego machinalnie podniosłam się i zrobiłam kilka kroków w jego stronę, pragnąć wziąć go w ramiona. Jego wzrok natychmiast powędrował w moją stronę, a chłopak pokręcił głową i odsunął się o krok.
– Nic mi nie jest, mamo – rzucił i spojrzał na mnie przepraszająco, uświadamiając sobie, jak to musiało zabrzmieć. Poczułam się odtrącona, ale nie skomentowałam tego nawet słowem, powtarzając sobie, że po prostu jest zdenerwowany i rozdrażniony. – Mam tego wszystkiego dość – dodał i z jękiem ukrył twarz w dłoniach, nerwowo pocierając skronie, jakby bolała go głowa.
Popatrzyłam na niego bezradnie, nie wiedząc, co powinnam zrobić. Czułam się bezużyteczna, a fakt, że wciąż niczego nie rozumiałam, wcale mi nie pomagał.
– Co w tym momencie masz na myśli? – zapytał Edward. Zwracał się do Carlisle’a, reagując na jego słowa i myśli, ale kątem oka obserwował Damiena. – Co jest nie tak z Alessią?
– Nie mam pojęcia – przyznał doktor – ale obserwowałem ją w szpitalu i wydawała mi się nieswoja. Może to nerwy, ale… – Wzruszył ramionami. – Tak czy inaczej, nie sądzę, żeby powinna być poza domem.
– W takim razie jej poszukajcie, bo mnie nie chce widzieć – wtrącił Damien. Wciąż uciskał skronie, ale oczy miał otwarte, pociemniałe od nadmiaru emocji. – Jestem zmęczony. Właśnie próbowałem pomóc przyjacielowi, którego wilkołak omal nie rozszarpał na kawałeczki… To tak, jakbyście zapomnieli i mieli do mnie pretensje. – Jeszcze kiedy mówił, ruszył w stronę schodów, błyskawicznie materializując się po drugiej stronie salonu. Był już na pierwszych stopniach, kiedy zdecydował się obejrzeć przez ramię. – Trzy dni, Isabeau. Obiecałaś mi.
Zniknął, pozostawiając za sobą napiętą atmosferę i ciszę, która doprowadzała mnie do szaleństwa. Zastygłam w bezruchu, niczego już nie rozumiejąc i czując się tak, jakby od świata odgradzała mnie gruba szyba, przytępiająca moje zmysły i sprawiając, że wszystko wydawało się dziwnie przytłumione i odległe. Aż wzdrygnęłam się, kiedy Gabriel znikąd pojawił się przy mnie, bez słowa biorąc mnie za rękę i masując moje palce. Zaczął bawić się moją obrączką, raz po raz zerkając na moją twarz, jakby sądził, że w ten sposób będzie w stanie łatwiej zapanować nad emocjami.
Krzyk frustracji i brzdęk tłuczonego szkła brutalnie sprowadziły mnie na ziemię. Isabeau krzyknęła ponownie, a ja zorientowałam się, że siostra Gabriela miota się po salonie, szukając czegoś, co mogłoby podzielić los kryształowego wazonu, który chwilę wcześniej roztrzaskała o ścianę. Z niedowierzaniem spojrzałam na jej blada twarz i nienaturalnie rozszerzone oczy, uświadamiając sobie, że do tej pory wkładała mnóstwo wysiłku w to, żeby zachować spokój.
Dimitr bez słowa do niej podszedł i mocno objął ją od tyłu, przyciągając do siebie. Zaklęła i szarpnęła się w jego ramionach, ale nie zaprotestowała, kiedy w odpowiedzi przygarnął ją do siebie bardziej stanowczo. Zaczęła drżeć, ostatecznie mu się poddając, a ja w oszołomieniu uprzytomniłam sobie, że płakała – co prawda z frustracji i gniewu, ale jednak płakała.
Isabeau Licavoli nie miała w zwyczaju okazywać słabości – nie przy innych, nie kiedy wszyscy na nią patrzyli. A jednak płakała, chociaż starała się to ukryć, gniewnymi ruchami ocierając oczy i próbując udawać, że wcale nie potrzebuje objęć i słów, które szeptał jej do ucha Dimitr.
– Wiem, wiem… Beau, w porządku. Nie musisz… – zaczął król, ale wcale nie brzmiał pewnie, poza tym zamilkł, kiedy tylko spojrzała na niego tymi swoimi błękitnymi oczami.
– Nic nie wiesz. Do diabła, Dimitrze, ty niczego nie wiesz! – Zdoła mu się wyrwać i znów zaczęła nerwowo krążyć, przypominając zamknięte w klatce dzikie zwierzę. – To się znów dzieje. Myślałam, że jestem przewrażliwiona. Myślałam… O bogini, powinnam była wiedzieć! Powinnam była to powstrzymać… – szeptała gorączkowo, bardziej do siebie niż któregokolwiek z nas.
Miałam dość tego, co się dzieło, zwłaszcza, że wciąż nikt nie pofatygował się, żeby wytłumaczyć mi to, co było najważniejsze. Wciąż trzymając dłoń Gabriela, zrobiłam krok do przodu, przypatrując się swojej szwagierce.
– Isabeau, o czym mówisz? Czym jest azyl o który poprosił cię Damien? – zapytałam niecierpliwie, gotowa zacząć krzyczeć, jeśli ktoś znowu spróbuje się wykręcać od odpowiedzi.
Jasne, znałam znaczenie tego słowa, ale to nie miało dla mnie sensu. Nie rozumiałam, dlaczego Damien miałby o niego prosić, poza tym zakładałam, że tutaj musi chodzić o coś innego, co niekoniecznie musiało mi się spodobać – w innym wypadku nie wzbudzałoby takich emocji.
Uświadomiłam sobie, że drżę, kiedy ramiona Gabriela znalazły się na moich biodrach. Pozwoliłam, żeby mój mąż objął mnie jedną ręką w talii, drugą kładąc na moim brzuchu, żeby dyskretnie przypomnieć mi o tym, dlaczego powinnam zachować spokój. Posłusznie spróbowałam wyrównać oddech, ale ciężko było mi być rozluźnioną, kiedy atmosfera pozostawała tak gęsta, że można było ją kroić nożem.
Azyl… Brzmi ładnie, kiedy się o tym mówi, prawda? – Isabeau rzuciła mi przeciągłe, niechętne spojrzenie. – Ale tak nie jest. Damien poprosił mnie o azyl dla Alessi, a więc o to, żebym oficjalnie respektowała jego prawo do opieki nad nią. Wygrał pojedynek podczas ceremonii przyjęcia, złożył przysięgę… Jest za nią odpowiedzialny, a więc może zrobić wszystko, co uzna za słuszne, żeby tylko zapewnić jej bezpieczeństwo – powiedziała cicho, po czym wypuściła powietrze ze świstem. – Najkrócej mówiąc, twój syn właśnie poprosił mnie o to, żebym ubezwłasnowolniła jego siostrę.
– Że co?!
Isabeau rzuciła mi ponure spojrzenie.
– To stary termin, ale nie dziwię się, że Damien je zna. Jest mądry, utalentowany… Jest niezwykły – stwierdziła i parsknęła pozbawionych wesołości śmiechem. – Nie rozumiesz? Sięgnął po ostateczność. Przyjął ją i obiecał chronić, a więc w jakimś stopniu stała się od niego zależna. Większość telepatów traktuje ten rytuał jako formalność, ale to bardziej złożone. To będzie niczym przymus, coś podobnego do tego, co robi Lawrence… Kto jak kto, ale Damien Licavoli na pewno jest zdolny, żeby wykorzystać azyl. Jego moc, jego umysł… On ją stłamsi, uzależni od siebie. A ja będę musiała mu w tym pomóc – ciągnęła, a ja byłam coraz bardziej otępiała. – Damien ma rację. Ja nie mam prawa odmawiać mu tego, co mu się należy. Odsunęłam decyzję o ile mogłam, ale zarówno ja jak i on wiemy, że to bez sensu. Ariel jest wilkołakiem i z technicznego punktu widzenia zagraża Alessi. Mogłabym stanąć na głowie, a nie znajdę sposobu na to, żeby obalić ten argument. Kocham Ali i tego nie chcę, ale jestem też kapłanką i nie mogę mu odmówić. Renesmee, rozumiesz? Nie mogę!
– Nie, nie, nie… On by tego nie zrobił. Nie Alessi – wyszeptałam nerwowo, spoglądając na nią tak, jakby była szalona. Słyszałam, ale nie wierzyłam i nic nie mogłam na to poradzić. – To niemożliwe. On się opamięta, Isabeau. Może powiedział tak teraz, ale…
– W normalnym wypadku pewnie też bym tak pomyślała. W normalnym wypadku… – Beau zacisnęła dłonie w pięści tak mocno, że aż pobledły jej kłykcie. – Ale tutaj chodzi o coś więcej. Zapytaj swojego męża. Zapytaj go o to, dlaczego nigdy nie zrobiłby tego Layli.
Niczym w transie odwróciłam się, żeby spojrzeć na Gabriela, ale nawet nie otworzyłam ust. Nie musiałam zresztą, bo mój ukochany sam zdecydował się odpowiedzieć:
– Bo nie kocham jej tak, jak on kocha Alessię – powiedział oszołomiony, jakby dopiero teraz uświadomił sobie coś istotnego.
– Właśnie – podjęła Isabeau, ale wcale nie wydawała się zadowolona z tego, co wiedziała. – Obserwowałam ich odkąd tylko pamiętam, ale zawsze odsuwałam od siebie myśl o tym, że mogliby… Patrzyłam i próbowałam przekonać samą siebie, że po prostu są zżyci. Widziałam jak Damien wodzi za Ali wzrokiem, jak zawsze jest blisko niej i wmawiałam sobie, że to nic złego. Że to nie może być tak, jak było w przypadku moim i Aldero. – Zamknęła oczy. Minęło kilka długich sekund, zanim znowu zdecydowała się odezwać: – To znowu się dzieje. Nie wiem jak, ale musimy to zatrzymać. Musimy to zatrzymać, bo jeśli nie… – Nie dokończyła, ale nie musiała.
Zdarzało się, że relacje bliźniąt zmieniały się, idąc w kierunku, który wydawał się nieprawdopodobny – bo i nieprawdopodobnym wydawało się to, że rodzeństwo mogłoby darzyć siebie nawzajem miłością inną niż ta bratersko-siostrzana.
Historia lubi się powtarzać, usłyszałam jakiś złośliwy, przygnębiający głosik w mojej głowie. Wraz z tymi słowami pojawiło się zrozumienie, ale wcale nie poczułam się z tego powodu lepiej.
Brat Isabeau również się kiedyś pogubił – a teraz był martwy.

2 komentarze:

  1. Wiem już o co chodziło Ci z ostrą oceną Damiena. Ty myślisz, że ja mu to płazem puszczę?! Czy on już ostatecznie rozum stracił? No chyba go Bóg opuścił, aby wymyślić takie coś! Słodki Jezu to się nie dzieje naprawdę. Jaki mam teraz mętlik w głowie! Nie wiem na czym się skupić - tak wiele myśli, a ani jedna się nie nadaje do tego, aby jakoś sobie to poukładać - no nie potrafię przyjąć tego do wiadomości. Powiedz mi, że ten azyl to żart. Niezbyt śmieszny (jak moja pani na matmie -,-), ale żart. Boże to się nie dzieje ,-, Damien kocha Ali w TEN sposób i... Matko już rozumiem czemu Gabriel był taki spokojny w poprzednim rozdziale. Damien go wyprowadził z równowagi -_- nie lubię go xd i chyba zdania nie zmienię, bo jakoś on mnie tak irytuje ;-;
    Rzucająca rzeczami Isabeau to naprawdę wkurzona Beau. Nie dziwię się jej, że się tak wkurzyła. Sama byłabym mega zdenerwowana za to co Damien czuje do Alessi.
    Nie mogę jednak znieść tego, że chce z niej zrobić niewolnicę. Przynajmniej ja to tak odbieram. Będzie mogła rozmawiać z tym z kim on jej pozwoli. Będzie robić to na co on jej pozwoli. Och, niech idzie sobie zniewolić Grace!
    Rozdział trzymał w napięciu, czytałam szybko (za szybko!) I chcę więcej, ale muszę poczekać do jutra -_- kocham czekać ♡♡

    Pozdrawiam,
    Gabrysia ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Z każdym kolejnym rozdziałem, coraz bardziej mnie zaskakujesz :)

    Nie mogę w to uwierzyć! Azyl? Ta chora miłość Damiena coraz bardziej mnie denerwuje.

    Zły Gabriel... Ale ekstra. Lubię kiedy jest właśnie taki zdenerwowany :)

    Perspektywa Renesmee <3 Już zdążyłam się za nią stęsknić.

    Rozdział cudowny, ale mi chyba serce z nerwów wyskoczy! Proszę pisz szybciutko. :***
    Pozdrawiam i życzę weny

    Lila

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa