5 maja 2014

Sto dwanaście

Alessia
Ariela nie było w mieszkaniu, kiedy dotarła na miejsce, ale to nie powstrzymało jej przed tym, by na niego zaczeka. Zjawił się jakieś pół godziny później, niespecjalnie zaskoczony jej widokiem; podejrzewała, że musiał ją wyczuć, zwłaszcza, że nawet nie starała się zatrzeć swojego zapachu. Nie miała powodów do ukrywania swojej obecności – nie przed nim i nie w wypadku, kiedy nade wszystko pragnęła znaleźć się w jego ramionach.
Obecność Ariela miała w sobie coś kojącego, poza tym nareszcie poczuła się tak, jakby była na swoim miejscu. Głęboko wdychała jego leśny zapach do płuc, mając niejasne wrażenie, że sam dotyk i bliskość wilkołaka, korzystnie wpływając na jej nerwy. Już nie czuła nawet cienia gniewu, który towarzyszył jej podczas spotkania z przyjaciółmi. Pierwotnie chciała o tym Arielowi opowiedzieć, ale ostatecznie rozmyśliła się, zadowalając się oszczędnymi wyjaśnieniami na temat tego, że wtajemniczyła Hayley, Zoe i Quinna w to, co jest między nimi, ale ich reakcja nie była do końca taka, jakiej oczekiwali. Cóż, to mimo wszystko była prawda, a ona przemilczała fakt, że pod koniec rozmowy to z nią stało się coś niedobrego i po prostu uciekła, ogarnięta jakimś dziwnym szałem. Nie chciała go martwić, poza tym samo wspomnienie tamtego momentu przyprawiało ja o dreszcze.
– Powiedziałaś im? – Ariel był zaskoczony, ale nie zły. Obejmował ją, w zamyśleniu przypatrując się jej twarzy i bezwiednie przeczesując palcami jej włosy. – Hm, to dobrze. Bardzo dobrze.
– Słyszałeś, co dopiero powiedziałam? – westchnęła, nieznacznie unosząc brwi ku górze. – Nie ucieszyli się. Tak po prawdzie, pokłóciliśmy się – dodała z naciskiem, bo do tego to wszystko wydawało się sprowadzać.
Ariel usiadł, pozostawiając ją na wpół leżącą na jego łóżku. Jego oczy zabłysły, kiedy rzucił jej jedno z tych swoich nieodgadnionych spojrzeń.
– Przykro mi. Ale wiesz… To naprawdę dobrze, że ktokolwiek wie, że spotykasz się ze mną – powiedział i pozornie zabrzmiało to beztrosko, ale do jego głosu wkradła się niepokojąca nuta, której nie potrafiła zidentyfikować. – Wiesz, codziennie ryzykujemy. Kiedyś naprawdę stanie się coś niedobrego, więc uznaj to jako swego rodzaju zabezpieczenie albo coś w tym stylu. Wiesz, co mam na myśli?
– Żartujesz sobie? – żachnęła się, ledwo powstrzymując od wywrócenia oczami. – Coś jak wiadomość „wiem, kto mnie zabił”?
Uśmiechnął się kącikiem ust.
– Coś w tym rodzaju. Nie żebym coś sugerował, ale taka podpowiedź jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła. – Na moment spoważniał. – Chociaż bardziej odpowiadałoby mi „wiem, kto próbuje mnie zabić”, jeśli nie masz nic przeciwko.
Cóż, biorąc pod uwagę to, że już raz wilkołak omal nie rozerwał jej gardła, może coś w tym było. Mimo wszystko nie zakładała, żeby którekolwiek z jej przyjaciół w pierwszej kolejności poleciało pomówić z jej bratem albo kimkolwiek z rodziny, więc może faktycznie warto było doszukać się w tej decyzji czegoś pozytywnego. Co prawda wiedział Rufus (albo przynajmniej domyślał się), ale Alessia nie mogła czuć się bezpiecznie, mając za perspektywę ewentualnego wsparcia szalonego naukowca, skoro jego imieniem mogłaby otworzyć listę możliwych oprawców.
– No dobra – podjął Ariel, siadając naprzeciwko niej. Podniosła się, żeby jego oczy znalazły się na wysokości jego własnych. Nie lubiła mieć wrażenia, że ktokolwiek nad nią góruje, a Ariel jakby nie patrzeć przewyższał ją o kilka znaczących centymetrów. – Teraz jeszcze raz opowiedz mi o Michaelu. Co tam się stało?
– O Michaelu? – Lekko uniosła brwi ku górze. – Nic, co byłabym w stanie zrozumieć. Na kilka minut jakby odleciał… Wiesz, wyglądał jak lunatyk, chociaż wampiry nie sypiają. Coś o tym wiem, skoro sama kontroluję sny. Tak czy inaczej, wydaje mi się, że przez jakiś czas był przekonany, że znajduje się w zupełnie innym miejscu i, cóż, czasie. Nie wiem, może to u niego normalne, bo coś mu się w głowie poprzewracało od ciągłych skoków w przeszłość i przyszłość, aczkolwiek wyglądało niepokojąco.
Nie widziała sensu ciągnięcia tematu, ale Ariel najwyraźniej tak, bo przyjrzał jej się bardziej uważnie. Alessia zauważyła, że napiął mięśnie i zamyślił się, dokładnie analizując jej słowa. Nie miała pojęcia, jakie wyciągnął wnioski, ale musiała przyznać, że zaczynał ją martwić.
– Co takiego mówił? Ali, to ważne – dodał, widząc jej skonsternowaną minę. – Co było później? Mam na myśli…
– To, czy zapomniał? – przerwała mu niecierpliwie. – Nazwał mnie Annie czy jakoś tak. Mama myślała, że chodzi mu o Annę i ja na początku też, ale jego słowa sugerowały coś innego. Dopiero po chwili zorientował się, że musiał się pomylić. Wtedy wyglądał… Na pewno na zagubionego, może nawet na przerażonego, chociaż po Michaelu nigdy nic nie wiadomo.
– A potem zapomniał… – dopowiedział w zamyśleniu Ariel, kiwając głową. – Zachowywał się, jakby nic się nie stało.
To nie było pytanie, ale Alessia i tak potaknęła.
– Jeszcze warknął na mamę tylko dlatego, że próbowałam pomóc. Nie żeby mnie to dziwiło, bo od początku wiedziałam, że to dupek. – Wzruszyła ramionami. – Niemniej nawet jak na niego wydawało się to dziwne, chociaż teraz wydaje mi się, że może nie ma czym się martwić. Może starszym wampirom, na dodatek o takich zdolnościach, takie rzeczy czasami się przytrafiają – dodała i taka możliwość naprawdę wydała się jej sensowna.
– Obawiam się, że to nie jest takie proste – wymamrotał nerwowo Ariel. Kurczowo zaciskał dłonie w pięści, chyba nawet nie będąc tego w pełni świadomym. – Ali, Michael nie jest jedyny. To się szerzy po całym mieście i to o dłuższego czasu – wyznał, wyraźnie poruszony. – Ludzie, wampiry, wilkołaki… Bez wyjątku. Oni wszyscy zachowując się dziwnie, zapominają… Niedawno widziałem się ze swoim ojcem – dodał, a Alessia zesztywniała. – Byłem taki zły, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło, ale kiedy już przyszedłem… Wiesz, to było dziwne. On nie pamiętał niczego, co się wydarzyło. Ba! On nie pamiętał, że już dawno mam za sobą pierwszą przemianę. Był przekonany, że mam szesnaście lat i całe dwa lata przed sobą.
Sama nie była pewna, która wiadomość bardziej nią wstrząsnęła: ta, że spotkał się z Yves’em, czy to, co wydarzyło się później. Pośpiesznie przysunęła się bliżej Ariela i z braku lepszych pomysłów, czując się kompletnie rozbitą, położyła dłoń na jego ramieniu. Spojrzał na nią z wdzięcznością, a na jego ustach pojawił się blady uśmiech, jednak tym razem nie wyglądało to szczerze. Ariel wyglądał na przybitego.
On sam nie wiem, co takiego czuje, uświadomiła sobie z zaskakującą pewnością. Nie była pewna skąd to wie, ale pewne sprawy nagle wydały jej się oczywiste. To mimo wszystko jego ojciec. Czegokolwiek by o nim nie powiedzieć… Poza tym, to musiało zaboleć. Sama myśl o dwóch dodatkowych latach człowieczeństwa…
– Och, Arielu – westchnęła, ale nie była pewna co i w jaki sposób powinna mu w tym momencie powiedzieć.
– Wiem. – Jego palce zacisnęły się wokół jej dłoni, kiedy chwycił ją za rękę. – Ale może tak było lepiej. Gdyby nie to, nie wiem, co takiego by się między nami wydarzyło. Jako człowiek, byłem dla Yves’a nikim, a jedynym dowodem na to, że jesteśmy spokrewnieni, jest to, że po prostu mnie zignorował i kazać mi odejść.
– Ale przypomniał sobie?
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Pewnie tak, ale mnie już przy tym nie było. – Zacisnął usta w wąską linijkę. – Nie wiem, co o tym myśleć. Wszyscy zapominają, na dłuższa lub krótszą chwilę, ale później… Pamięć zawsze wraca. A oni nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że coś jest nie tak.
Przeszedł ją dreszcz, bynajmniej nie mający związku z temperaturą. Gdyby chodziło o samego Michaela, to byłby do wyjaśnienia, ale w takiej sytuacji… Co się działo? Wszystko to brzmiało niepokojąco, zwłaszcza kiedy sama mogła zaobserwować szczerzące się szaleństwo. Nie słyszała o innych wypadkach, ale jakby nie patrzeć, do tej pory nie zwracała uwagi na nic poza Arielem i ich własnymi kłopotami. Tak czy inaczej, nie była w stanie zaobserwować żadnej prawidłowości, żadnej zasady…
Niczego.
Ariel zamrugał i raz jeszcze ścisnąwszy jej dłoń, zsunął się z łóżka. Natychmiast skoncentrowała na nim wzrok, kiedy przemierzył pokój, podchodząc do najbardziej zacienionego kąta, gdzie znajdował się stosik niedbale odrzuconych ubrań. W pośpiechu zaczął czegoś szukać, przerzucając rzeczy i przetrząsając kieszenie. Alessia obserwowała go w milczeniu, zdezorientowana i jednocześnie zafascynowana skupionym wyrazem jego twarzy.
– Ech… Ariel?
Machnął ręką, w ten sposób prosząc ją o cierpliwość. Westchnęła, ale odpuściła, opadając na łóżko i wbijając wzrok w popękany sufit. Kątem oka obserwowała Ariela, póki nie wyprostował się, wydawszy z siebie cichy okrzyk zadowolenia.
– Mam coś dla ciebie – oznajmił i widać było, że jest z siebie dumny. Szybko wrócił do łóżka, rzucając się na nie tak gwałtownie, że materac ugiął się, a Alessia omal nie spadła na podłogę. Natychmiast odzyskała równowagę i wyprostowała się, gotowana niego warknąć, ale nie dał jej po temu okazji. – Nie wiem, co dzieje się w mieście, ale nie podoba mi się to. Tak czy inaczej, nawet bez tego mamy problemy. Sama wiesz – mój ojciec, Riddley… Pewnie tez inni. Nie mogę cię pilnować tyle, ile bym sobie życzył, ale…
– Nie musisz mnie pilnować – żachnęła się, wydymając usta. Przecież potrafiła o siebie zadbać, przynajmniej teoretycznie.
– A mogłabyś mi nie przerywać? – Wywrócił oczami, jednocześnie rzucając jej przeciągłe, rozdrażnione spojrzenie.
– W takim razie przestań zachowywać się jak każdy przekonany o swoje wyższości samiec alfa. – Wyszczerzyła się, widząc jego minę, kiedy wychwycił związaną z wilkami aluzję. – Poza tym, skoro tak ci na tym zależy, sam przyznaj, że zawsze jesteś na miejscu, kiedy cię potrzebuję. Naprawdę czuję się bezpieczna – dodała już poważniej i jak najbardziej szczerze.
Trudno było jej określić, co takiego Ariel myślał sobie o jej wyjaśnieniach, ale chyba go zaskoczyła. Spojrzał na nią jakoś dziwnie, a w jego oczach dostrzegła trudną do zidentyfikowania mieszankę najróżniejszych, w większości sprzecznych ze sobą emocji.
– Och, Ali… Widzisz mnie lepszym niż w rzeczywistości jestem. To cudowne, ale zarazem niepokojące – wyznał, wyciągając rękę i czule układając ją na jej policzku. W drugiej ściskał coś, czego nie mogła zobaczyć, a co musiało mieć dla niego ogromne znaczenie, skoro szukał tego z taką zawziętością. – Chciałbym, żeby tak było – żebym mógł przyjść wtedy, kiedy mnie potrzebujesz – ale to nie jest takie proste. Dzisiaj chociażby wypada nów. Wiesz, że to dla nas równie istotna noc, co i pełnia. Wtedy jesteśmy najbardziej bezbronni, ale przy tym… Wciąż się o ciebie boję. Oni mogą się pojawić każdej nocy, a ja nie mam pewności, czy uda mi się przybyć na czas. Chciałbym być obok, ale dziś nie mogę, bo to byłoby zbyt podejrzane, gdybym nie pojawił się na zbiórce dziś po zachodzie słońca. Nienawidzę siebie za to, ale tej nocy naprawdę nie będziesz mogła na mnie liczyć, dlaczego… – Zerknął na swoją zaciśniętą pięść.
Instynktownie chciała zaprotestować i jakoś go pocieszyć, ale Ariel nie dał jej po temu okazji. Wyciągnął przed siebie zwiniętą w pięść dłoń, po czym rozprostował palce, żeby mogła zobaczyć, co takiego ściskał. Wyrwało jej się ciche westchnienie, kiedy zobaczyła, że to…
Cóż, po prosu grzebyk. Srebrzysty, misternie wykonany, ale przy tym wciąż pozostający najzwyklejszym w świecie grzebykiem, podobnych do tych, którymi mama czasami spinała włosy.
– Dziękuję, Arielu – powiedziała, uśmiechając się blado. – Jest piękny – zapewniła i wyciągnęła rękę, żeby dotknąć drobiazgu, ale wtedy Ariel znów zacisnął palce, nie pozwalając jej go tknąć.
– Nie zrozumiałaś. Widzę po twojej minie – stwierdził, ale nie wyglądał na zagniewanego. Chcąc nie chcąc wzruszyła ramionami, dając mu do zrozumienia, że w istocie nie widzi sensu pomiędzy zdobionym grzebieniem a rozmową na temat jej bezpieczeństwa. – To nie taka zwykła błyskotka. Po pierwsze, jest ze srebra. Nie przepadamy za srebrem. – Uśmiechnął się gorzko, podkreślając to „my”. Skrzywiła się, bo nie lubiła utożsamiać go z wilkołakami. – Po drugie, zobacz. Tu jest taka mała wypustka…
Ujął grzebyk w obie dłonie, żeby mogła zobaczyć ozdobne, kwiatowe motywy, które go zdobiły. Na bok, wyglądająca niczym płatek jednego z kwiatów, rzeczywiście znajdowało się niewielkie wybrzuszenie. Ariel zahaczył o nie paznokciem, aż się przesunęło, a potem…
Grzebyk zmienił kształt, kiedy przeznaczone do wpięcia we włosy ząbki, wygięły się pod najróżniejszymi kątami, złączając razem i tworząc małe, ale groźnie wyglądające, lśniące nawet w pogrążonym w półmroku ostrze. Przypominało trochę nóż albo szpikulec, ale niezależnie do wszystkiego, w tej postaci grzebyk aż prosił się o to, żeby wykorzystać go do obrony.
To była broń. Misternie wykonana, niepozorna i łatwa do ukrycia broń.
Ariel znów podważył wypustkę, tym razem przesuwając ją w drugą stronę, a przedmiot w jego dłoniach znów stał się niepozornie wyglądającą błyskotką. Chłopak przesunął się bliżej, wcześniej kładąc dłoń na policzku Alessi. Zrozumiała i przekręciła głowę w taki sposób, żeby mógł bez przeszkód spiąć jej włosy, wykorzystując srebrny grzebyk. Poczuła się dziwnie, poza tym przez ułamek sekundy była przekonana, że broń sama się rozłoży i ją pokaleczy, ale oczywiście nic podobnego się nie wydarzyło.
– Uczyłaś się kiedyś używać noża? Nie? Szkoda – westchnął, dostrzegając niedowierzający wyraz jej twarzy. – Nie patrz tak na mnie. Nie każę ci zabijać, poza tym to byłoby szczytem marzeń, ale gdybyś miała kłopoty…
– Jasne – przerwała mu, przysuwając się na tyle blisko, żeby nie miał innego wyjścia, a jedynie przygarnąć ją do siebie i mocno przytulić. Było w tym coś kurczowego, jakby podejrzewał, że w każdej chwili coś mogłoby wyrwać ją z jego ramion, ostatecznie odebrać. Sama myśl o tym była niepokojąca, chociaż nie tak jak świadomość tego, że zaledwie dwa tygodnie dzieliły ich od następnej pełni. – Dziękuję ci.
Pocałował ją w kark, przyprawiając o dreszcze i doprowadzając do tego, że wyrwało jej się ciche westchnienie. Na ustach Ariela pojawił się blady uśmiech, jakby taka reakcja sprawiała mu szczerą przyjemność. Raz jeszcze musnął wargami jej odsłoniętą szyję, więc błyskawicznie okręciła się w jego ramionach tak, że wpadła mu w ramiona. Bez trudu wywróciła go na materac, lądując na nim. Nie zaprotestował, w odpowiedzi przyciągając ją bliżej i spoglądając na nią w tak wygłodniały sposób, że aż poczuła się zaniepokojona.
Pożądanie już nie było jej obce, bo przy Arielu odczuwała je coraz częściej. To było niczym jakaś pierwotna wersja głodu; ta chemia między nimi, sposób w jaki ocierały się o ciebie ich ciała i czego w efekcie pragnęła… Ariel miał w sobie coś, co pobudzało jej ciało i sprawiało, że pragnęła czegoś, co jeszcze kilka miesięcy wcześniej było jej obce. Sam dotyk chłopaka wzbudzał w niej te najbardziej intymne pragnienia, ukryte rządze, które tak bardzo chciała zaspokoić. Wiedziała, że czuł to samo i coraz częściej zastanawiała się, co by było, gdyby któregoś dnia przekroczyli wszelakie granice, decydując się dostać to, czego oboje tak bardzo chcieli. Jak byłoby poczuć go w sobie, tak po prostu stać się jednością i stworzyć ten najbardziej intymny rodzaj więzi, bardziej trwały niż ten, który łączył ją z bratem? Co byłoby, gdyby miała okazję posmakować krwi Ariela i przekonać się, czy jest tak fantastyczna, jak zawsze jej się wydawało?
Coś wewnątrz niej wydawało się wyrywać, skomląc i prosząc o możliwość wyzwolenia. Alessia niemal czuła, jak jakaś obca istota kotłuje się w jej wnętrzu, niecierpliwie szukając wyjścia i możliwości przejęcia kontroli. Wyczuwała to również w Arielu, w sposobie w jaki całował jej usta i nagle przyciągnął ją do siebie, niemal miażdżąc w uścisku swoich ramion. Był silniejszy niż mogłoby sugerować jego wychudzone ciało, poza tym w jego wnętrzu było to coś – bestia, której czasami udawało się dojść do głosu.
W niej również to było. Ta dziwna istota – ta sama, która odpowiadała za gniew i która wydawała się istnieć w niej od chwili, kiedy zmuszona była walczyć o życie, gdy zaatakował ją Yves. Teraz wydawała się szczęśliwa i pobudzona; już nie łaknęła śmierci, ale… czegoś innego.
Wyrywała się do tego, co znajdowało się wewnątrz Ariela, spragniona w ten najbardziej pierwotny sposób. Jej pragnienia wydawały się wypełniać Alessię, pobudzając uczucia, które wyzwalał w niej sam dotyk Ariela, sama obecność jego ciała i pocałunki… Och, dobrze. Dotykał ja i to było dobre, może nawet lepsze.
Jakaś część niej podpowiadała jej, że obecność tej dziwnej istoty – jakby osobnej jaźni w jej wnętrzu – powinna ją zaniepokoić, ale Alessia stanowczo uciszyła głos zdrowego rozsądku. Z pasją odwzajemniła pieszczoty, którymi Ariel obdarowywał jej ciało. Pozwoliła, żeby sytuacja się zmieniła i tym razem to chłopak znalazł się nad nią, wciskając ją w materac. Jej ciało samo z siebie wygięło się pod nim w łuk, spragnione bliskości i pieszczoty, spragnione… jego.
– Wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważna, prawda? – zapytał nieco zachrypniętym od nadmiaru emocji głosem. Szeptał wprost do jej ucha, oszołomiony równie mocno co i ona intensywnością doznań oraz tym, co nagle zrodziło się między nimi. Oboje dyszeli ciężko, pobudzeni i spragnieni siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. – Najważniejsza. Nie wiem, czy powinienem ci to powiedzieć, ale…
Zawahał się i odsunął. Ali wciąż drżała, zdezorientowana tym bardziej, że przywykła już do bliskości jego ciała i teraz ten dystans między nimi wydawał się tak wielki, że to niemal bolało. Jęknęła cicho i zmusiwszy mięśnie do współpracy, usiadła, żeby popatrzeć na siedzącego przed nią Ariela. Jego oczy lśniły niezdrowym blaskiem, rozjarzone za sprawą tych wszystkich emocji, które oboje odczuwali. Ciemne włosy miał w nieładzie, podobnie jak i ubranie, chociaż Alessia nie przypominała sobie, kiedy i w jaki sposób zaczęła dobierać się do jego bluzy.
Podążył za jej wzrokiem i uśmiechnął się blado. Podejrzewała, że sama wygląda podobnie, równie zarumieniona i podniecona. Nerwowo wygładziła ubranie, świadoma tego, że nie powinni – jeszcze nie teraz; to byłoby nie rozsądne, a ona mimo wszystko nie była pewna, czy jest gotowa, żeby posunąć się aż tak daleko. Sądzą po wyrazie twarzy Ariela i tym, że się odsunął, myślał podobnie.
Poza tym, co najistotniejsze, nie mogła podjąć żadnej decyzji, póki nie wiedziała jednego. To stanowiło podstawę wszystkiego, a Ariel…
Spojrzała na niego wyczekująco. Jego słowa były wyraźną sugestią, stanowiły podpowiedź i dawały jej świadomość tego, co do niej czuł… Ale wciąż tego nie powiedział. Wciąż wprost nie określił tego, co do niej czuł, a ona nade wszystko pragnęła te dwa słowa usłyszeń.
Z tym, że Ariel milczał i jasnym stało się, że nawet jeśli przymierzał się do ostatecznego określenia ich relacji, stchórzył.
– Chyba powinnam już iść – wymamrotała cicho, decydując się przerwać panującą ciszę. Przeczesała włosy palcami, poprawiła srebrzący się w jej ciemnych kosmykach grzebyk i powoli spuściła stopy na podłogę. – Ja… Dziękuję ci, Arielu.
Rzucił jej nieodgadnione spojrzenie. W jego oczach wciąż czaił się ten rozemocjonowany, intensywny błysk.
– Zobaczymy się jutro, dobrze? Obiecuję, że nie pozwolę, żeby spotkało cię cokolwiek złego – powiedział cicho i jasnym stało się, że mówi szczerze.
– Oczywiście, że nie pozwolisz. W końcu sam powiedziałeś, że jestem dla ciebie ważna – przypomniała, kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo.
Pokiwał w zamyśleniu głową. Zadrżała, czując na sobie przenikliwe spojrzenie jego ciemnych oczu.
– Jesteś – potwierdził z takim uczuciem, że aż się zarumieniał. Nie było to „kocham”, ale… – Jesteś najważniejsza.
Nawet gdyby chciała, nie mogłaby mu nie uwierzyć.

1 komentarz:

  1. Sweet rozdział :)

    Alessia i Ariel... Moja ulubiona para w opowiadaniu.
    Lubię czytać jak są właśnie w tym Jego pokoju, to jest takie trochę magiczne bo przecież nikt inny o nim nie wie. Tak sami se siedzą... Jestem odwieczną romantyczną.

    Grzebyk jako broń? Świetny pomysł, sama chciałabym mieć taki :)

    Rozdział przecudny, czekam na nn :)
    Pozdrawiam

    Lila

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa