
Alessia
Ariela
nie było w mieszkaniu, kiedy dotarła na miejsce, ale to nie powstrzymało
jej przed tym, by na niego zaczeka. Zjawił się jakieś pół godziny później,
niespecjalnie zaskoczony jej widokiem; podejrzewała, że musiał ją wyczuć,
zwłaszcza, że nawet nie starała się zatrzeć swojego zapachu. Nie miała powodów
do ukrywania swojej obecności – nie przed nim i nie w wypadku, kiedy
nade wszystko pragnęła znaleźć się w jego ramionach.
Obecność Ariela miała w sobie coś kojącego, poza tym
nareszcie poczuła się tak, jakby była na swoim miejscu. Głęboko wdychała jego
leśny zapach do płuc, mając niejasne wrażenie, że sam dotyk i bliskość
wilkołaka, korzystnie wpływając na jej nerwy. Już nie czuła nawet cienia
gniewu, który towarzyszył jej podczas spotkania z przyjaciółmi. Pierwotnie
chciała o tym Arielowi opowiedzieć, ale ostatecznie rozmyśliła się,
zadowalając się oszczędnymi wyjaśnieniami na temat tego, że wtajemniczyła
Hayley, Zoe i Quinna w to, co jest między nimi, ale ich reakcja nie
była do końca taka, jakiej oczekiwali. Cóż, to mimo wszystko była prawda, a ona
przemilczała fakt, że pod koniec rozmowy to z nią stało się coś niedobrego
i po prostu uciekła, ogarnięta jakimś dziwnym szałem. Nie chciała go
martwić, poza tym samo wspomnienie tamtego momentu przyprawiało ja
o dreszcze.
– Powiedziałaś im? – Ariel był zaskoczony, ale nie zły.
Obejmował ją, w zamyśleniu przypatrując się jej twarzy i bezwiednie
przeczesując palcami jej włosy. – Hm, to dobrze. Bardzo dobrze.
– Słyszałeś, co dopiero powiedziałam? – westchnęła,
nieznacznie unosząc brwi ku górze. – Nie ucieszyli się. Tak po prawdzie,
pokłóciliśmy się – dodała z naciskiem, bo do tego to wszystko wydawało się
sprowadzać.
Ariel usiadł, pozostawiając ją na wpół leżącą na jego
łóżku. Jego oczy zabłysły, kiedy rzucił jej jedno z tych swoich
nieodgadnionych spojrzeń.
– Przykro mi. Ale wiesz… To naprawdę dobrze, że ktokolwiek
wie, że spotykasz się ze mną – powiedział i pozornie zabrzmiało to
beztrosko, ale do jego głosu wkradła się niepokojąca nuta, której nie potrafiła
zidentyfikować. – Wiesz, codziennie ryzykujemy. Kiedyś naprawdę stanie się coś
niedobrego, więc uznaj to jako swego rodzaju zabezpieczenie albo coś w tym
stylu. Wiesz, co mam na myśli?
– Żartujesz sobie? – żachnęła się, ledwo powstrzymując od
wywrócenia oczami. – Coś jak wiadomość „wiem, kto mnie zabił”?
Uśmiechnął się kącikiem ust.
– Coś w tym rodzaju. Nie żebym coś sugerował, ale taka
podpowiedź jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła. – Na moment spoważniał. –
Chociaż bardziej odpowiadałoby mi „wiem, kto próbuje mnie zabić”, jeśli nie
masz nic przeciwko.
Cóż, biorąc pod uwagę to, że już raz wilkołak omal nie
rozerwał jej gardła, może coś w tym było. Mimo wszystko nie zakładała,
żeby którekolwiek z jej przyjaciół w pierwszej kolejności poleciało
pomówić z jej bratem albo kimkolwiek z rodziny, więc może faktycznie
warto było doszukać się w tej decyzji czegoś pozytywnego. Co prawda
wiedział Rufus (albo przynajmniej domyślał się), ale Alessia nie mogła czuć się
bezpiecznie, mając za perspektywę ewentualnego wsparcia szalonego naukowca,
skoro jego imieniem mogłaby otworzyć listę możliwych oprawców.
– No dobra – podjął Ariel, siadając naprzeciwko niej.
Podniosła się, żeby jego oczy znalazły się na wysokości jego własnych. Nie
lubiła mieć wrażenia, że ktokolwiek nad nią góruje, a Ariel jakby nie
patrzeć przewyższał ją o kilka znaczących centymetrów. – Teraz jeszcze raz
opowiedz mi o Michaelu. Co tam się stało?
– O Michaelu? – Lekko uniosła brwi ku górze. – Nic, co
byłabym w stanie zrozumieć. Na kilka minut jakby odleciał… Wiesz, wyglądał
jak lunatyk, chociaż wampiry nie sypiają. Coś o tym wiem, skoro sama
kontroluję sny. Tak czy inaczej, wydaje mi się, że przez jakiś czas był
przekonany, że znajduje się w zupełnie innym miejscu i, cóż, czasie. Nie
wiem, może to u niego normalne, bo coś mu się w głowie poprzewracało
od ciągłych skoków w przeszłość i przyszłość, aczkolwiek wyglądało
niepokojąco.
Nie widziała sensu ciągnięcia tematu, ale Ariel
najwyraźniej tak, bo przyjrzał jej się bardziej uważnie. Alessia zauważyła, że
napiął mięśnie i zamyślił się, dokładnie analizując jej słowa. Nie miała
pojęcia, jakie wyciągnął wnioski, ale musiała przyznać, że zaczynał ją martwić.
– Co takiego mówił? Ali, to ważne – dodał, widząc jej
skonsternowaną minę. – Co było później? Mam na myśli…
– To, czy zapomniał? – przerwała mu niecierpliwie. – Nazwał
mnie Annie czy jakoś tak. Mama myślała, że chodzi mu o Annę i ja na
początku też, ale jego słowa sugerowały coś innego. Dopiero po chwili
zorientował się, że musiał się pomylić. Wtedy wyglądał… Na pewno na
zagubionego, może nawet na przerażonego, chociaż po Michaelu nigdy nic nie
wiadomo.
– A potem zapomniał… – dopowiedział w zamyśleniu
Ariel, kiwając głową. – Zachowywał się, jakby nic się nie stało.
To nie było pytanie, ale Alessia i tak potaknęła.
– Jeszcze warknął na mamę tylko dlatego, że próbowałam pomóc.
Nie żeby mnie to dziwiło, bo od początku wiedziałam, że to dupek. – Wzruszyła
ramionami. – Niemniej nawet jak na niego wydawało się to dziwne, chociaż teraz
wydaje mi się, że może nie ma czym się martwić. Może starszym wampirom, na
dodatek o takich zdolnościach, takie rzeczy czasami się przytrafiają –
dodała i taka możliwość naprawdę wydała się jej sensowna.
– Obawiam się, że to nie jest takie proste – wymamrotał
nerwowo Ariel. Kurczowo zaciskał dłonie w pięści, chyba nawet nie będąc
tego w pełni świadomym. – Ali, Michael nie jest jedyny. To się szerzy po
całym mieście i to o dłuższego czasu – wyznał, wyraźnie poruszony. –
Ludzie, wampiry, wilkołaki… Bez wyjątku. Oni wszyscy zachowując się dziwnie,
zapominają… Niedawno widziałem się ze swoim ojcem – dodał, a Alessia
zesztywniała. – Byłem taki zły, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło, ale kiedy
już przyszedłem… Wiesz, to było dziwne. On nie pamiętał niczego, co się
wydarzyło. Ba! On nie pamiętał, że już dawno mam za sobą pierwszą przemianę.
Był przekonany, że mam szesnaście lat i całe dwa lata przed sobą.
Sama nie była pewna, która wiadomość bardziej nią
wstrząsnęła: ta, że spotkał się z Yves’em, czy to, co wydarzyło się
później. Pośpiesznie przysunęła się bliżej Ariela i z braku lepszych
pomysłów, czując się kompletnie rozbitą, położyła dłoń na jego ramieniu.
Spojrzał na nią z wdzięcznością, a na jego ustach pojawił się blady
uśmiech, jednak tym razem nie wyglądało to szczerze. Ariel wyglądał na
przybitego.
On sam nie wiem, co takiego czuje, uświadomiła sobie z zaskakującą pewnością. Nie była
pewna skąd to wie, ale pewne sprawy nagle wydały jej się oczywiste. To mimo wszystko jego ojciec. Czegokolwiek by o nim
nie powiedzieć… Poza tym, to musiało zaboleć. Sama myśl o dwóch
dodatkowych latach człowieczeństwa…
– Och, Arielu – westchnęła, ale nie była pewna co
i w jaki sposób powinna mu w tym momencie powiedzieć.
– Wiem. – Jego palce zacisnęły się wokół jej dłoni, kiedy
chwycił ją za rękę. – Ale może tak było lepiej. Gdyby nie to, nie wiem, co
takiego by się między nami wydarzyło. Jako człowiek, byłem dla Yves’a nikim,
a jedynym dowodem na to, że jesteśmy spokrewnieni, jest to, że po prostu
mnie zignorował i kazać mi odejść.
– Ale przypomniał sobie?
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Pewnie tak, ale mnie już przy tym nie było. –
Zacisnął usta w wąską linijkę. – Nie wiem, co o tym myśleć. Wszyscy
zapominają, na dłuższa lub krótszą chwilę, ale później… Pamięć zawsze wraca.
A oni nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że coś jest nie tak.
Przeszedł ją dreszcz, bynajmniej nie mający związku
z temperaturą. Gdyby chodziło o samego Michaela, to byłby do
wyjaśnienia, ale w takiej sytuacji… Co się działo? Wszystko to brzmiało
niepokojąco, zwłaszcza kiedy sama mogła zaobserwować szczerzące się szaleństwo.
Nie słyszała o innych wypadkach, ale jakby nie patrzeć, do tej pory nie
zwracała uwagi na nic poza Arielem i ich własnymi kłopotami. Tak czy
inaczej, nie była w stanie zaobserwować żadnej prawidłowości, żadnej
zasady…
Niczego.
Ariel zamrugał i raz jeszcze ścisnąwszy jej dłoń, zsunął
się z łóżka. Natychmiast skoncentrowała na nim wzrok, kiedy przemierzył
pokój, podchodząc do najbardziej zacienionego kąta, gdzie znajdował się stosik
niedbale odrzuconych ubrań. W pośpiechu zaczął czegoś szukać, przerzucając
rzeczy i przetrząsając kieszenie. Alessia obserwowała go w milczeniu,
zdezorientowana i jednocześnie zafascynowana skupionym wyrazem jego
twarzy.
– Ech… Ariel?
Machnął ręką, w ten sposób prosząc ją
o cierpliwość. Westchnęła, ale odpuściła, opadając na łóżko
i wbijając wzrok w popękany sufit. Kątem oka obserwowała Ariela, póki
nie wyprostował się, wydawszy z siebie cichy okrzyk zadowolenia.
– Mam coś dla ciebie – oznajmił i widać było, że jest
z siebie dumny. Szybko wrócił do łóżka, rzucając się na nie tak
gwałtownie, że materac ugiął się, a Alessia omal nie spadła na podłogę.
Natychmiast odzyskała równowagę i wyprostowała się, gotowana niego
warknąć, ale nie dał jej po temu okazji. – Nie wiem, co dzieje się
w mieście, ale nie podoba mi się to. Tak czy inaczej, nawet bez tego mamy
problemy. Sama wiesz – mój ojciec, Riddley… Pewnie tez inni. Nie mogę cię
pilnować tyle, ile bym sobie życzył, ale…
– Nie musisz mnie pilnować – żachnęła się, wydymając usta.
Przecież potrafiła o siebie zadbać, przynajmniej teoretycznie.
– A mogłabyś mi nie przerywać? – Wywrócił oczami,
jednocześnie rzucając jej przeciągłe, rozdrażnione spojrzenie.
– W takim razie przestań zachowywać się jak każdy
przekonany o swoje wyższości samiec alfa. – Wyszczerzyła się, widząc jego
minę, kiedy wychwycił związaną z wilkami aluzję. – Poza tym, skoro tak ci
na tym zależy, sam przyznaj, że zawsze jesteś na miejscu, kiedy cię potrzebuję.
Naprawdę czuję się bezpieczna – dodała już poważniej i jak najbardziej
szczerze.
Trudno było jej określić, co takiego Ariel myślał sobie
o jej wyjaśnieniach, ale chyba go zaskoczyła. Spojrzał na nią jakoś
dziwnie, a w jego oczach dostrzegła trudną do zidentyfikowania
mieszankę najróżniejszych, w większości sprzecznych ze sobą emocji.
– Och, Ali… Widzisz mnie lepszym niż w rzeczywistości
jestem. To cudowne, ale zarazem niepokojące – wyznał, wyciągając rękę
i czule układając ją na jej policzku. W drugiej ściskał coś, czego
nie mogła zobaczyć, a co musiało mieć dla niego ogromne znaczenie, skoro
szukał tego z taką zawziętością. – Chciałbym, żeby tak było – żebym mógł
przyjść wtedy, kiedy mnie potrzebujesz – ale to nie jest takie proste. Dzisiaj
chociażby wypada nów. Wiesz, że to dla nas równie istotna noc, co
i pełnia. Wtedy jesteśmy najbardziej bezbronni, ale przy tym… Wciąż się
o ciebie boję. Oni mogą się pojawić każdej nocy, a ja nie mam
pewności, czy uda mi się przybyć na czas. Chciałbym być obok, ale dziś nie
mogę, bo to byłoby zbyt podejrzane, gdybym nie pojawił się na zbiórce dziś po
zachodzie słońca. Nienawidzę siebie za to, ale tej nocy naprawdę nie będziesz
mogła na mnie liczyć, dlaczego… – Zerknął na swoją zaciśniętą pięść.
Instynktownie chciała zaprotestować i jakoś go
pocieszyć, ale Ariel nie dał jej po temu okazji. Wyciągnął przed siebie
zwiniętą w pięść dłoń, po czym rozprostował palce, żeby mogła zobaczyć, co
takiego ściskał. Wyrwało jej się ciche westchnienie, kiedy zobaczyła, że to…
Cóż, po prosu grzebyk. Srebrzysty, misternie wykonany, ale
przy tym wciąż pozostający najzwyklejszym w świecie grzebykiem, podobnych
do tych, którymi mama czasami spinała włosy.
– Dziękuję, Arielu – powiedziała, uśmiechając się blado. –
Jest piękny – zapewniła i wyciągnęła rękę, żeby dotknąć drobiazgu, ale
wtedy Ariel znów zacisnął palce, nie pozwalając jej go tknąć.
– Nie zrozumiałaś. Widzę po twojej minie – stwierdził, ale
nie wyglądał na zagniewanego. Chcąc nie chcąc wzruszyła ramionami, dając mu do
zrozumienia, że w istocie nie widzi sensu pomiędzy zdobionym grzebieniem
a rozmową na temat jej bezpieczeństwa. – To nie taka zwykła błyskotka. Po
pierwsze, jest ze srebra. Nie przepadamy za srebrem. – Uśmiechnął się gorzko,
podkreślając to „my”. Skrzywiła się, bo nie lubiła utożsamiać go
z wilkołakami. – Po drugie, zobacz. Tu jest taka mała wypustka…
Ujął grzebyk w obie dłonie, żeby mogła zobaczyć
ozdobne, kwiatowe motywy, które go zdobiły. Na bok, wyglądająca niczym płatek
jednego z kwiatów, rzeczywiście znajdowało się niewielkie wybrzuszenie.
Ariel zahaczył o nie paznokciem, aż się przesunęło, a potem…
Grzebyk zmienił kształt, kiedy przeznaczone do wpięcia we
włosy ząbki, wygięły się pod najróżniejszymi kątami, złączając razem
i tworząc małe, ale groźnie wyglądające, lśniące nawet w pogrążonym
w półmroku ostrze. Przypominało trochę nóż albo szpikulec, ale niezależnie
do wszystkiego, w tej postaci grzebyk aż prosił się o to, żeby
wykorzystać go do obrony.
To była broń. Misternie wykonana, niepozorna i łatwa
do ukrycia broń.
Ariel znów podważył wypustkę, tym razem przesuwając ją
w drugą stronę, a przedmiot w jego dłoniach znów stał się
niepozornie wyglądającą błyskotką. Chłopak przesunął się bliżej, wcześniej
kładąc dłoń na policzku Alessi. Zrozumiała i przekręciła głowę w taki
sposób, żeby mógł bez przeszkód spiąć jej włosy, wykorzystując srebrny grzebyk.
Poczuła się dziwnie, poza tym przez ułamek sekundy była przekonana, że broń
sama się rozłoży i ją pokaleczy, ale oczywiście nic podobnego się nie
wydarzyło.
– Uczyłaś się kiedyś używać noża? Nie? Szkoda – westchnął,
dostrzegając niedowierzający wyraz jej twarzy. – Nie patrz tak na mnie. Nie
każę ci zabijać, poza tym to byłoby szczytem marzeń, ale gdybyś miała kłopoty…
– Jasne – przerwała mu, przysuwając się na tyle blisko,
żeby nie miał innego wyjścia, a jedynie przygarnąć ją do siebie
i mocno przytulić. Było w tym coś kurczowego, jakby podejrzewał, że
w każdej chwili coś mogłoby wyrwać ją z jego ramion, ostatecznie
odebrać. Sama myśl o tym była niepokojąca, chociaż nie tak jak świadomość
tego, że zaledwie dwa tygodnie dzieliły ich od następnej pełni. – Dziękuję ci.
Pocałował ją w kark, przyprawiając o dreszcze
i doprowadzając do tego, że wyrwało jej się ciche westchnienie. Na ustach
Ariela pojawił się blady uśmiech, jakby taka reakcja sprawiała mu szczerą
przyjemność. Raz jeszcze musnął wargami jej odsłoniętą szyję, więc
błyskawicznie okręciła się w jego ramionach tak, że wpadła mu
w ramiona. Bez trudu wywróciła go na materac, lądując na nim. Nie
zaprotestował, w odpowiedzi przyciągając ją bliżej i spoglądając na
nią w tak wygłodniały sposób, że aż poczuła się zaniepokojona.
Pożądanie już nie było jej obce, bo przy Arielu odczuwała
je coraz częściej. To było niczym jakaś pierwotna wersja głodu; ta chemia
między nimi, sposób w jaki ocierały się o ciebie ich ciała
i czego w efekcie pragnęła… Ariel miał w sobie coś, co pobudzało
jej ciało i sprawiało, że pragnęła czegoś, co jeszcze kilka miesięcy
wcześniej było jej obce. Sam dotyk chłopaka wzbudzał w niej te najbardziej
intymne pragnienia, ukryte rządze, które tak bardzo chciała zaspokoić.
Wiedziała, że czuł to samo i coraz częściej zastanawiała się, co by było,
gdyby któregoś dnia przekroczyli wszelakie granice, decydując się dostać to,
czego oboje tak bardzo chcieli. Jak byłoby poczuć go w sobie, tak po
prostu stać się jednością i stworzyć ten najbardziej intymny rodzaj więzi,
bardziej trwały niż ten, który łączył ją z bratem? Co byłoby, gdyby miała
okazję posmakować krwi Ariela i przekonać się, czy jest tak fantastyczna,
jak zawsze jej się wydawało?
Coś wewnątrz niej wydawało się wyrywać, skomląc
i prosząc o możliwość wyzwolenia. Alessia niemal czuła, jak jakaś
obca istota kotłuje się w jej wnętrzu, niecierpliwie szukając wyjścia
i możliwości przejęcia kontroli. Wyczuwała to również w Arielu,
w sposobie w jaki całował jej usta i nagle przyciągnął ją do
siebie, niemal miażdżąc w uścisku swoich ramion. Był silniejszy niż mogłoby
sugerować jego wychudzone ciało, poza tym w jego wnętrzu było to coś –
bestia, której czasami udawało się dojść do głosu.
W niej również to było. Ta dziwna istota – ta sama, która
odpowiadała za gniew i która wydawała się istnieć w niej od chwili, kiedy
zmuszona była walczyć o życie, gdy zaatakował ją Yves. Teraz wydawała się
szczęśliwa i pobudzona; już nie łaknęła śmierci, ale… czegoś innego.
Wyrywała się do tego, co znajdowało się wewnątrz Ariela,
spragniona w ten najbardziej pierwotny sposób. Jej pragnienia wydawały się
wypełniać Alessię, pobudzając uczucia, które wyzwalał w niej sam dotyk
Ariela, sama obecność jego ciała i pocałunki… Och, dobrze. Dotykał ja
i to było dobre, może nawet lepsze.
Jakaś część niej podpowiadała jej, że obecność tej dziwnej
istoty – jakby osobnej jaźni w jej wnętrzu – powinna ją zaniepokoić, ale
Alessia stanowczo uciszyła głos zdrowego rozsądku. Z pasją odwzajemniła
pieszczoty, którymi Ariel obdarowywał jej ciało. Pozwoliła, żeby sytuacja się
zmieniła i tym razem to chłopak znalazł się nad nią, wciskając ją
w materac. Jej ciało samo z siebie wygięło się pod nim w łuk,
spragnione bliskości i pieszczoty, spragnione… jego.
– Wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważna, prawda? – zapytał
nieco zachrypniętym od nadmiaru emocji głosem. Szeptał wprost do jej ucha,
oszołomiony równie mocno co i ona intensywnością doznań oraz tym, co nagle
zrodziło się między nimi. Oboje dyszeli ciężko, pobudzeni i spragnieni siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. – Najważniejsza. Nie wiem, czy powinienem
ci to powiedzieć, ale…
Zawahał się i odsunął. Ali wciąż drżała,
zdezorientowana tym bardziej, że przywykła już do bliskości jego ciała
i teraz ten dystans między nimi wydawał się tak wielki, że to niemal
bolało. Jęknęła cicho i zmusiwszy mięśnie do współpracy, usiadła, żeby
popatrzeć na siedzącego przed nią Ariela. Jego oczy lśniły niezdrowym blaskiem,
rozjarzone za sprawą tych wszystkich emocji, które oboje odczuwali. Ciemne
włosy miał w nieładzie, podobnie jak i ubranie, chociaż Alessia nie
przypominała sobie, kiedy i w jaki sposób zaczęła dobierać się do
jego bluzy.
Podążył za jej wzrokiem i uśmiechnął się blado.
Podejrzewała, że sama wygląda podobnie, równie zarumieniona i podniecona.
Nerwowo wygładziła ubranie, świadoma tego, że nie powinni – jeszcze nie teraz;
to byłoby nie rozsądne, a ona mimo wszystko nie była pewna, czy jest
gotowa, żeby posunąć się aż tak daleko. Sądzą po wyrazie twarzy Ariela
i tym, że się odsunął, myślał podobnie.
Poza tym, co najistotniejsze, nie mogła podjąć żadnej decyzji,
póki nie wiedziała jednego. To stanowiło podstawę wszystkiego, a Ariel…
Spojrzała na niego wyczekująco. Jego słowa były wyraźną
sugestią, stanowiły podpowiedź i dawały jej świadomość tego, co do niej
czuł… Ale wciąż tego nie powiedział. Wciąż wprost nie określił tego, co do niej
czuł, a ona nade wszystko pragnęła te dwa słowa usłyszeń.
Z tym, że Ariel milczał i jasnym stało się, że nawet
jeśli przymierzał się do ostatecznego określenia ich relacji, stchórzył.
– Chyba powinnam już iść – wymamrotała cicho, decydując się
przerwać panującą ciszę. Przeczesała włosy palcami, poprawiła srebrzący się
w jej ciemnych kosmykach grzebyk i powoli spuściła stopy na podłogę.
– Ja… Dziękuję ci, Arielu.
Rzucił jej nieodgadnione spojrzenie. W jego oczach
wciąż czaił się ten rozemocjonowany, intensywny błysk.
– Zobaczymy się jutro, dobrze? Obiecuję, że nie pozwolę,
żeby spotkało cię cokolwiek złego – powiedział cicho i jasnym stało się,
że mówi szczerze.
– Oczywiście, że nie pozwolisz. W końcu sam
powiedziałeś, że jestem dla ciebie ważna – przypomniała, kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo.
Pokiwał w zamyśleniu głową. Zadrżała, czując na sobie
przenikliwe spojrzenie jego ciemnych oczu.
– Jesteś – potwierdził z takim uczuciem, że aż się
zarumieniał. Nie było to „kocham”, ale… – Jesteś najważniejsza.
Nawet gdyby chciała, nie mogłaby mu nie uwierzyć.
Sweet rozdział :)
OdpowiedzUsuńAlessia i Ariel... Moja ulubiona para w opowiadaniu.
Lubię czytać jak są właśnie w tym Jego pokoju, to jest takie trochę magiczne bo przecież nikt inny o nim nie wie. Tak sami se siedzą... Jestem odwieczną romantyczną.
Grzebyk jako broń? Świetny pomysł, sama chciałabym mieć taki :)
Rozdział przecudny, czekam na nn :)
Pozdrawiam
Lila