Layla
Pierwszym,
co wróciło, było czucie. Layla aż jęknęła i skrzywiła się, czując
przeszywający ból głowy. Wrażenie było takie, jakby ktoś w skronie wbijał
jej gwoździe, chociaż nie miała pełnego porównania, skoro nigdy czegoś podobnego
nie doświadczyła. Czuła się wymęczona, obolała, a na domiar złego jej
żołądek zaczynał się buntować, grożąc wywróceniem się na drugą stronę, co w sumie
mogłoby być całkiem ciekawe, aczkolwiek niepokojące.
Wyczuła jakiś ruch gdzieś po swojej lewej stronie, ale nie
była nim zainteresowana. Bardziej koncentrowała się na zaciskaniu powiek i pilnowaniem,
żeby przypadkiem nie poruszyć się zbyt gwałtownie. Niestety, to najwyraźniej
okazało się niewykonalne, bo ledwo ostrożnie spróbowała przewrócić się na czymś
miękkim tak, żeby było jej wygodniej, ból przybrał na sile, a przez kilka
sekund naprawdę była przekonana, że za moment zwymiotuje. Co gorsza, nie
pamiętała niczego, nie wspominając o świadomości miejsca, w którym
się aktualnie znajdowała. Jej ostatnim żywym obrazem, który udało jej się
przywołać w pamięci, zanim wszystko zaczęło się ze sobą zlewać,
zamieniając w czarną dziurę, była… Lorena.
No dobrze, więc Lorena. To już był jakiś trop, który
doprowadził ją kolejno do ogrodów Niebiańskiej Rezydencji, a później do
kawiarni Michaela. Zaraz po tym wspomnienia się urywały, a Layla
ostatecznie odważyła się zaryzykować stwierdzenie, że może doszło do jakiejś
bójki albo później ktoś je zaatakował, albo…
Dobra bogini, nie mogę myśleć…
– Och, doprawdy? – Głos Rufusa przypominał tarcie
paznokciami o szkolną tablicę. Krzyknęła i jakoś zdołała unieść swoje
ociężałe ręce do głowy, gdzie zaczęła próbować energiczni pocierać skronie. –
To faktycznie zdumiewające odkrycie, Laylo – mruknął i mimo bólu głowy,
była na tyle przytomna, żeby wyczuć w jego tonie sarkastyczną nutę.
Powiedziała to na głos? Zresztą nieważne. Mając wrażenie,
że całe jej ciało jest przeciwko niej, spróbowała otworzyć oczy. Obecność
wampira uprzytomniła jej, że najprawdopodobniej leży na łóżku w Niebiańskiej
Rezydencji, co w sumie musiało być prawdą, bo teraz wyraźnie wyczuwała ich
słodkie zapachy w pościeli. Kiedy w końcu uniosła powieki, zaraz
musiała je zamknąć, bo poraziło ją światło – co prawda słabe i anemiczne,
chyba mające swoje źródło tak gdzie zwykle, czyli w kilku strategicznych
miejscach, gdzie znajdowały się świece, ale nie była pewna. W zasadzie
blask świec był ostatnio jedynym, który preferował Rufus, więc pewnie coś w tym
było, ale światło i tak wydawało jej się zbyt ostre.
Potrzebowała kilku długich sekund, żeby zapanować nad
przyspieszonym oddechem i mdłościami. Efekt był dość marny, ale
przynajmniej przestała mieć wrażenie, że zwymiotuje, jeśli tylko spróbuje
otworzyć usta.
– Rufus…? – zapytała cicho, chociaż i odzywanie
okazało się wyzwaniem. Dawno tak bardzo nie chciało jej się pić, co bynajmniej
nie miało związku z pragnieniem krwi, chociaż… Cóż, w zasadzie było
jej wszystko jedno. – Czy może… Może przypadkiem wiesz, co takiego się stało? –
dodała i westchnęła; własny głos również wydawał jej się niezwykle
nieprzyjemny.
Nie odpowiedział, chociaż bez wątpienia ją usłyszał.
Wyczuła, że się poruszył, więc raz jeszcze zmusiła się do otwarcia oczu. Tym
razem udało jej się ich nie zamknąć, choć okazało się to nie lada wyzwaniem.
Rufus spokojnie stał przy starej, ale niezwykle pięknej
toaletce, która zdobiła tę z komnat Dimitra. Obie dłonie wsparł na blacie
mebla, a plecy wygiął tak, że mimowolnie i tak zwracał się bardziej w stronę
sufitu. Wyglądał na w pełni rozluźnionego, co zwłaszcza w jego
przypadku było niezwykle wyraźną różnicą. Wampir rzadko pozwalał sobie na
chwilę wytchnienia, zachowując czujność nawet wśród tych, których – gdyby
chciał – mógłby określić mianem przyjaciół, więc ten spokój wydał jej się
podejrzany.
Nie miała pojęcia, która jest godzina, ale sądząc po
zaciągniętych zasłonach i widocznym na twarzy wampira zmęczeniu, musiał
być już dzień. Co więcej, Rufus zdążył już się pozbyć garnituru, chociaż
sądziła, że w tak eleganckim stroju prezentował się świetnie. Niestety,
najwyraźniej postanowił porzucić komplet, który sama dla niego wybrała na rzecz
wysłużonych jeansów i koszuli, która w ciągu całego swoje istnienia
musiała służyć jako szmata do wycierania chemikaliów z laboratorium.
Westchnęła zrezygnowana i zmrużyła oczy. Weź tu
kobieto zrozum szalonego naukowca.
– Mógłbyś, proszę, je zgasić? – zapytała, oczywiście mając
na myśli świece. Jeszcze kiedy mówiła, uprzytomniła sobie własną głupotę i westchnęła.
– Zresztą nieważne. Sama to zrobię…
Spróbowała skoncentrować się na płomieniach, ale szło jej
to marnie. Ogień na moment przygasł, co przyjęła z ulgą, ale zaraz zrzedła
jej mina, kiedy płomienie niespodziewanie pojawiły się ponownie – i to o wiele
bardziej pobudzone. Zanim się obejrzała, ogień wystrzelił w górę, a w
pokoju na kilka chwil zrobiło się niemal tak jasno jak w dzień. Z jękiem
frustracji zakryła oczy dłonią, a kiedy to nie pomogło, spróbowała
zanurzyć twarz w pościeli, jednocześnie mocno zaciskając powieki.
– Cholera, Layla! – Rufus zaklął, błyskawicznie rzucając
się w stronę świec.
Mimo rozdrażnienia światłem, odważyła się podejrzeć i na
ułamek sekundy zamarła, kiedy wampir rzucił się ugasić ogień, zanim ten
zdążyłby wymknąć się spod kontroli. Nerwowo rozglądając się dookoła,
błyskawicznie chwycił dzbanek z wodą, który ktoś zostawił na stoliku, po
czym bezceremonialnie wylał całą zawartość na świece. Rozległ się głośny syk,
para wodna natychmiast wzbiła się w górę, a potem w końcu
zapanował jakże upragniony spokój i niemal absolutna ciemność. Słyszała
jedynie jego przyspieszony oddech, którego w gruncie rzeczy nie
potrzebował, skoro na swój sposób był martwy.
Tym razem nie miała żadnego problemu z tym, żeby na
niego spojrzeć. Doskonale widziała smukłą, wychudzoną wręcz sylwetkę i bladą
skórę. Jasne włosy miał w nieładzie, jego czekoladowe oczy zaś zdawały się
jarzyć w ciemności jak o kota albo jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Z jakiegoś
powodu przeszedł ją dreszcz, kiedy na niego spojrzała. Rufus zawsze miał w sobie
coś groźnego, rozsiewając wokół siebie aurę zagrożenia, nawet wtedy, kiedy
zarzekał się, że wcale nie ma ochoty na polowanie i w pełni nad sobą
panuje.
– Chyba coś jest ze mną nie tak – westchnęła, decydując się
przerwać panującą ciszę. Jedna brew wampira powędrowała ku górze, na ustach zaś
pojawił się zawadiacki półuśmiech, co było lepsze niż nic, chociaż ją
zaniepokoiło. „Co ty nie powiesz?” – zdawały się mówić oczy wampira, a ona
ni cholery nie miała pojęcia o co mu chodzi. – Rufusie, co się stało? Nic
nie pamiętam, poza tym czuję fatalnie – poskarżyła mu się, znów wtulając twarz w pościel.
– Hm, czujesz się chora? – zapytał, obrzucając krótkim
spojrzeniem dzbanek z wodą, który nadal trzymał w rękach. Trochę
płynu zostało, więc sięgnął po szklankę, żeby przelać do niej płyn.
Sądziła, że go tym zaniepokoi, bo dla pół-wampirów
jakiekolwiek objawy nie były normą, ale w jego głosie wyczuła jedynie
rozbawienie i coś jeszcze, czego nie potrafiła zidentyfikować. W jego
przypadku takie zachowanie znacznie odbiegało od normy, poza tym nie podobało
jej się to, w jakim był nastroju. Od dawna nie doświadczyła czegoś
podobnego i teraz poczuła się szczerze zaniepokojona. Przecież była
przekonana, że Rufus w pełni już zapanował nad swoją chwiejną naturą, a względny
spokój ostatnich lat wydawał się to potwierdzać, ale teraz…
Chyba powinna spróbować dostać się do tego, co zostało w laboratorium.
Były marne szanse, że lek nad którym pracowali na początku swojej znajomości
przetrwał, poza tym Rufus pewnie by ją wyśmiał, ale to nie miało znaczenia.
Swoją drogą, zawsze mogła spróbować przemycić mu trochę swojej krwi, mieszając
ją z tym, co przyniesie dla niego z CK. Może to oraz jej obecność
miały okazać się pomocne, bo jeśli nie, mogli mieć problem.
Rufus rzucił jej przenikliwe spojrzenie, bez pośpiechu
pokonując dzielącą ich odległość. Bawiąc się pełną szklanką, którą trzymał w jednej
ręce, w milczeniu przysiadł przy Layli, od niechcenia przykładając dłoń do
jej czoła. W porównaniu z jej wiecznie rozpaloną skórą, jego dotyk
wydawał się lekki i przyjemnie chłodny.
– No tak, głupie pytanie. Oczywiście, że czujesz się chora
– podjął, obserwując ją w zamyśleniu. – Ale nie przejmuj się, moja
kochana. Na kaca już dawno wynaleziono lekarstwo.
– Na ka… Na co? – Poderwała się gwałtownie i musiał ją
przytrzymać, bo inaczej pewnie by się wywróciła. W którymś momencie
naprawdę zwymiotuje. I lepiej, żeby zaczął się modlić o to, żeby nie
zrobiła tego teraz, kiedy siedział tak blisko. – Rufus, do cholery, o czym
ty do mnie mówisz? – Fakt, że szeptała, raczej nie dodał jej słowom
stanowczości.
Kolejny złośliwy uśmieszek.
– Nie pamiętasz nic, prawda? – zagadnął, chociaż doskonale
znał odpowiedź. Najwyraźniej świetnie bawił się jej kosztem, ale przynajmniej
zreflektował się, podając jej szklankę wody. – Lorena wyciągnęła cię do
kawiarni… Ale oczywiście nie na kawę, skądże znowu! Coś ci zaświtało, czy mam
mówić dalej? – zaproponował irytująco uprzejmym tonem.
– Lorena… – Zmarszczyła brwi, próbując wszystko sobie
uporządkować. Teraz już pamiętała rozmowę w ogrodzie i to, że z Lo
piły, ale to była tylko butelka wina. Z kolei potem… – Dobra bogini…
– Tylko tyle masz do powiedzenia? – Rufus westchnął. – No
dobrze, a pamiętasz może, jak trafiłaś z powrotem tutaj? Nie? Tak
sądziłem – stwierdził, nie spuszczając z niej wzroku. – Napij się.
Wyglądasz jakbyś miała mi tutaj zemdleć, a na to nie mam jakoś ochoty. –
Miała ochotę wywrócić oczami, ale nawet to było trudne. Nie miał ochoty?! – Abstrahując
od kaca, dobrze się czujesz? Wolałbym mieć pewność, że nie przesadziłaś
bardziej niż mi się wydaje.
– Poza tym, że w najgorszym wypadku na ciebie
zwymiotuję? Jest fantastycznie – zadrwiła, nie mogąc się potrzymać od
złośliwości.
Skinął głową, ale chyba mu ulżył. Jej niekoniecznie,
dlatego pośpiesznie uniosła do ust szklankę, żeby wziąć kilka szybkich łyków. W pośpiechu
omal się nie zadławiła, ale przynajmniej poczuła się troszeczkę lepiej.
– Wracając do kwestii tego, jak wróciłaś do domu – podjął
radosnym tonem Rufus, od niechcenia wpatrując się we własne dłonie – to mniej
więcej koło drugiej pojawił się u mnie Michael. Dosłownie pojawił, na
dodatek nie był w najlepszym humorze. I podejrzewasz, co takiego mi
powiedział, oczywiście pomijając kilka naprawdę uroczych słów za które ktoś
kiedyś naprawdę wybije mi zęby?
– Wypiłyśmy co najwyżej kilka drinków – zaoponowała Layla,
woląc sobie nie wyobrażać, co takiego wydarzyło się podczas rozmowy z Michaelem.
– Na dodatek rozcieńczonych w krwi. Przecież…
– Laylo… – Wampir westchnął i roześmiał się nerwowo. –
Naprawdę? Z krwią? – zapytał z niedowierzaniem, jakby spodziewał się,
że robiła sobie z niego żarty. – Jak sądzisz, dlaczego wampiry mieszają
alkohol z krwią.
Wzruszyła ramionami.
– A ja wiem? Może to lubią – zasugerowała, chociaż po
jego minie poznała, że jest daleka od prawdziwego powodu albo przynajmniej
wniosku, który by go usatysfakcjonował. – Nie wiem. Nigdy nie zapytałam o to
Gabriela, ale myślałam…
– Z powodów czysty logicznych. Szlag, myślałem, że
jednak cię czegoś nauczyłem, zwłaszcza w dziedzinach chemii – żachnął się.
– Wampiry najlepiej przyswajają sobie krew, a dzięki niej alkohol łatwiej
się wchłania. Taka mieszanka działa nawet na prawdziwe wampiry, chociaż w ich
przypadku potrzeba trochę wysiłku, żeby doprowadzić się do takiego stanu. Jak
wampiry chce się urżnąć, pije doprawioną krew. W przypadku twoim i Loreny,
to była istna mieszanka wybuchowa – i to dosłownie, bo trochę sobie
zaszalałyście. Michael zareagował, jak już Lorena zaczęła próbować się
rozbierać, ku uciesze pozostałych klientów. Może nie powinienem ci o tym
wspominać, ale prędzej czy później się dowiesz, więc… – Zawahał się i lekko
przekrzywił głowę, spoglądając na nią w wymowny sposób. – Twój taniec na
stolikach też podobno był całkiem niezły, a jak potem zaczęłaś się na mnie
rzucać…
– O nie! – Teatralnie padła na łóżko, wbijając wzrok w sufit.
Nie pamiętała niczego z tego, co powiedział, ale jeśli mówił prawdę… – Zabij
mnie.
– To byłoby zbyt proste… – Warknęła na niego, ale w ten
sposób bardziej zaszkodziła jedynie sobie, bo głowa rozbolała ją jeszcze
bardziej. – Dobrze, przepraszam, ale prawda jest taka, że jestem na ciebie zły.
Albo na Lorenę, ale to na jedno wychodzi. Co oczywiście nie zmienia faktu, że
ją też odstawiłem do domu. Wyglądało, co prawda, że już ma chętnego do opieki,
ale nie powiedziałbym, żeby ten jej słodki Dean wyglądał na jakoś szczególnie
godnego zaufania – przyznał, rzucając jej znaczące spojrzenie; wyraźnie nie był
wampirem zachwycony.
Layla odetchnęła, pierwszy raz od chwili przebudzenia
czując ulgę. Co prawda Rufus był złośliwy, a w obejściu tak nieprzyjemny,
jakim nie widziała go od dawna, ale zdawała sobie sprawę z tego, że robił
to specjalnie. Słyszała kiedyś, że wampiry to mściwe stworzenia i teraz
miała doskonały dowód na to, że w istocie tak jest.
Kiedy nie odpowiedziała, Rufus w końcu westchnął.
Wyraz jego twarzy nieco złagodniał, a kiedy nachylił się, żeby musnąć
wargami jej odsłoniętą szyję, doszła do wniosku, że już trochę mu przeszło. Z zaciekawieniem
zatrzepotała powiekami i spojrzała na niego, uważnie lustrując wzrokiem
jego twarz.
– Dziękuję ci. Co prawda niekoniecznie tak to sobie
wyobrażałam, ale… – Wzruszyła ramionami. – Lorena pewnie też. Chociaż wątpię,
żeby była zachwycona tym, że wyręczyłeś jej chłopaka.
– Nie chcę być zrzędliwy ani nic, ale facet mi się nie
podoba – przyznał, zaciskając usta w wąska linijkę. W jego oczach
pojawił się niezrozumiały błysk, a tęczówki przez ułamek sekundy zalśniły
czerwienią, ale prawie natychmiast wszystko wróciło do normy.
– Pewnie przesadzasz. – Zrezygnowała z uwagi na temat
tego, że jemu tak naprawdę nikt w pełni się nie podoba. W zasadzie w pełni
ufał chyba jedynie jej, chociaż i tego nie mogła być pewna. – Poza tym,
powiedz to Lorenie. Ona serio nikogo nie miała od śmierci Angela.
Rufus nie podjął tematu, więc nie naciskała, ale z jakiegoś
powodu czuła się zaniepokojona. Teraz, kiedy już trochę zapanowała nad
mdłościami i bólem głowy (najwyraźniej wampirza natura przyśpieszała
dochodzenie do siebie), mogła skupić się na nielicznych wspomnieniach, które
była w stanie do siebie przywołać. Dean jawił się w nich jako
przystojny, dobrze zbudowany, a przy tym niezwykle niewinny – jeśli nie
liczyć krwistych tęczówek – wampir. Z jasnymi włosami i przenikliwym
spojrzeniem, którym obdarzył ją i Lorenę, faktycznie wyglądał słodko,
chociaż nie sądziła, że kiedykolwiek powie tak o jakimś mężczyźnie
Ułożyła się na łóżku, zamykając oczy. Marzyła o śnie, a skoro
Rufus przestał się z niej naigrywać, mogła spróbować się przespać. Co
prawda nie sądziła, żeby tak szybko dał jej zapomnieć o całej sytuacji,
ale może przy następnej rozmowie miała być bardziej przytomna i zdolna do
tego, żeby się bronić. Czuła zresztą, że palcami muska jej rozrzucone dookoła
głowy włosy, a to chyba znaczyło, że jednak się o nią martwił.
Jakakolwiek czułość z jego strony była czymś naprawdę pożądanym, co
przynosiło jej ulgę i pomagało się rozluźnić.
Właśnie wtedy mdłości wróciły i to silniejsze niż do
tej pory. Zerwała się z miejsca tak gwałtownie, że dla pozbawionego
wampirzych zdolności obserwatora musiała wyglądać jak barwna smuga, po czym na
oślep rzuciła się w stronę łazienki. W ułamku sekundy znalazła się
przy toalecie, gdzie najzwyczajniej w świecie zwymiotowała, wcześniej w ostatniej
chwili przypominając sobie o odgarnięciu włosów. Rwało ją długo, a nawet
po tym, jak już zwymiotowała wszystko, co mogła, mdłości nie ustąpiły. Pewnie
gdyby to było możliwe zwróciłaby swoje wnętrzności, chociaż ta perspektywa
bynajmniej nie napawała jej entuzjazmem.
– Hm… – Myślała, że oszaleje, kiedy usłyszała za sobą
wymowne mruknięcie Rufusa. Kiedy otarła usta i obejrzała się przez ramię,
dostrzegła go nonszalancko opartego o framugę łazienkowych drzwi. –
Powstrzymam się do komentarza – stwierdził litościwie.
– Byłabym wdzięczna.
Faktycznie się nie odezwał, ale przynajmniej podszedł do
niej, raz jeszcze kładąc dłoń na jej czole. Przez jego twarz przemknął cień,
chociaż równie dobrze mogło być to zmartwieniem. Cokolwiek sobie teraz myślał
albo czuł, był doskonałym aktorem – w końcu miał całe wieki, żeby się w tym
wprawiać.
Drżąc, jakoś zdołała stanąć na równe nogi. Natychmiast
podeszła do umywalki i przytrzymując się jej, odkręciła wodę i przemyła
nią twarz. Ostatecznie przytrzymała włosy i nachyliła się nad płynącym
strumieniem, pozwalając, żeby trochę wody spłynęło do jej rozchylonych ust.
Szybko przełknęła, żeby pozbyć się nieprzyjemnego posmaku w ustach.
Dopiero wtedy odwróciła się i oparłszy plecami o umywalkę, spojrzała
na Rufusa.
– Ech… Czy mógłbyś sobie stąd pójść? – zapytała, ostrożnie
dobierając słowa. – To chyba trochę potrwa, a wolałabym, żebyś nie oglądał
mnie w takim stanie.
– Dlaczego? – zdziwił się. – Boisz się, że przestaniesz być
dla mnie atrakcyjna? – Zabłysnął białymi zębami, w tym dwoma wydłużonymi
kłami, kiedy posłał jej uśmiech,
– Nie. Po prostu jak tak dalej pójdzie, osobiście spełnię
groźby Allegry – mruknęła, rzucając mu wymowne spojrzenie; może i dobrze
bawił się, mogąc ją drażnić, ale z jej perspektywy wcale nie było to takie
zabawne. – Wiesz dobrze, że cię kocham, Rufusie, ale ty świętego byłbyś w stanie
wpędzić do grobu.
Rufus zawahał się, a ją przez moment naszła myśl o tym,
że coś go niepokoi. Ostatecznie musiał dojść do wniosku, że od kaca się nie
umierał, bo westchnął i wywrócił oczami.
– No dobra, jak wolisz – dał za wygraną. – W takim
razie zerknę, co tam w laboratorium. Wciąż jest kiepsko, ale przynajmniej
udało mi się usunąć dość śmieci, żeby tam zejść.
– Jest środek dnia – zaoponowała, zaskoczona. Sama miała
ochotę zacząć ironizować, słuchając o laboratorium.
– Sądzę, że sobie poradzę. – Kolejny drapieżny uśmiech. –
Wypij coś i idź spać. Może potem podeślę tu któregoś z Pavarottich,
żeby upewnić się, że wciąż żyjesz. – Jak na jego standardy, to jak najbardziej
była troska.
Kiedy wyszedł, poczuła się trochę lepiej, przynajmniej
jeśli chodziło o komfort psychiczny. Marzyła o prysznicu, ale czuła
się zbyt wymęczona, poza tym nadal robiło jej się niedobrze. Zrezygnowana,
szybko zamknęła klapę toalety i usiadła na niej, ukrywając twarz w dłoniach,
skoro już mogła sobie na to bez świadków pozwolić. Chciało jej się wyć z rozpaczy,
chociaż to przy bólu głowy nie było najlepszym pomysłem. Jakby tego było mało,
brzuch cały czas ją bolał, chociaż po pozbyciu się całej zawartości żołądka
powinna poczuć się chociaż trochę lepiej.
Och, a tak swoją drogą, to niedługo powinna dostać
okresu. A w zasadzie, już powinna być w trakcie. Zwykle o tym
pamiętała, bo to były dni podwyższonego ryzyka, przynajmniej jeśli chodziło o napięte
nerwy Rufusa, ale teraz…
Zmarszczyła brwi. Coś tutaj się nie zgadzało, choć nie
miała pewności. Zmuszenie ociężałego umysłu do współpracy było trudne, a kiedy
już zaczęła liczyć, była przekonana, że cały czas się myli. W jej stanie
było to całkiem prawdopodobne, ale od momentu przebudzenia nie opuszczał jej
dziwny niepokój, a teraz sądziła, że coś faktycznie musi być na rzeczy.
Och, gdyby przynajmniej wiedziała o co chodzi…
Mdłości wciąż nią targały, ale jakby słabnąć. Machinalnie
położyła dłoń na płaskim brzuch i zawahała się. W głowie jej się
kręciło, a sen był kuszącą perspektywą, jednak nie wyobrażała sobie, że
tak po prostu miałaby zasnąć.
Bo co, jeśli to nie była wyłącznie wina alkoholu, ale…?
Tak…
Nie.
Tak.
Zerwała się z miejsca, nawet nie próbując się nad taką
możliwością zastanawiać. Natychmiast wypadła z łazienki, a potem –
tak jak stała – ruszyła w stronę drzwi. Jak najszybciej musiała zobaczyć się
z Michaelem, a później…
Dobra bogini, później się zobaczy.
No, no, no to się dziewczęta zabawiły! :)
OdpowiedzUsuńNormalnie wyobraziłam sobie Rufusa jak tak stoi i jej wszystko wyjaśnia to mi się śmiać zachciało :)
A ta końcówka to dzisiaj bardzo ciekawa :)
Może Layla jest w ciąży??? W sumie fajnie by było, wszyscy z rodzeństwa Licavolich mieliby dzieciaczki :)
Z drugiej strony nie wyobrażam sobie Rufusa w roli ojca... Ale nic nie przesądzam zobaczymy co tam wymyśliłaś :)
Rozdział przecudny, życzę weny i do nn
Lila
Nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Tęskniłam za Loreną musze to przyznać i cieszę się, że pojawiła się chociaż na moment. Fajnie ją znowu zobaczyć^^ Już wiem co miałaś na myśli mówiąc mi o Layli, Lo i pełnej butelce wina. Nie podejrzewałam jednak tego, że tak bardzo się zagalopują i będą tańczyć na stole w kawiarni przed jakimiś facetami. Kto zrozumie pijane kobiety ten tylko się dowie, kto pijaną kobietą jest xD
OdpowiedzUsuńTroska Rufusa jest taka... Inna. Za to bardzo mi się podoba. Sam chyba niechętnie zostawił Laylę w łazience i udał się do lab. (mam problem z napisaniem tego słowa, więc pisze w skrócie XD). No, ale trzeba się upewnić, że nic jej nie będzie i przysłać kogoś aby to sprawdzili.
Ha! Wiedziałam, że w końcu nadejdzie taki moment, kiedy będziesz musiała jakoś to umieścić w opowiadaniu. No, jestem podekscytowana! Layla nie może się różnić od reszty i niech urodzi, małego ślicznego bobaska *.* Haha, nie potrafię wyobrazić sobie Rufusa jako ojca - serio, trudna rola xD - no, a Layla jako mama odpowiada mi całkowicie^^
Pozdrawiam,
Podekscytowana Gabi ♥