26 marca 2014

Siedemdziesiat sześć

Layla
Pierwszym, co wróciło, było czucie. Layla aż jęknęła i skrzywiła się, czując przeszywający ból głowy. Wrażenie było takie, jakby ktoś w skronie wbijał jej gwoździe, chociaż nie miała pełnego porównania, skoro nigdy czegoś podobnego nie doświadczyła. Czuła się wymęczona, obolała, a na domiar złego jej żołądek zaczynał się buntować, grożąc wywróceniem się na drugą stronę, co w sumie mogłoby być całkiem ciekawe, aczkolwiek niepokojące.
Wyczuła jakiś ruch gdzieś po swojej lewej stronie, ale nie była nim zainteresowana. Bardziej koncentrowała się na zaciskaniu powiek i pilnowaniem, żeby przypadkiem nie poruszyć się zbyt gwałtownie. Niestety, to najwyraźniej okazało się niewykonalne, bo ledwo ostrożnie spróbowała przewrócić się na czymś miękkim tak, żeby było jej wygodniej, ból przybrał na sile, a przez kilka sekund naprawdę była przekonana, że za moment zwymiotuje. Co gorsza, nie pamiętała niczego, nie wspominając o świadomości miejsca, w którym się aktualnie znajdowała. Jej ostatnim żywym obrazem, który udało jej się przywołać w pamięci, zanim wszystko zaczęło się ze sobą zlewać, zamieniając w czarną dziurę, była… Lorena.
No dobrze, więc Lorena. To już był jakiś trop, który doprowadził ją kolejno do ogrodów Niebiańskiej Rezydencji, a później do kawiarni Michaela. Zaraz po tym wspomnienia się urywały, a Layla ostatecznie odważyła się zaryzykować stwierdzenie, że może doszło do jakiejś bójki albo później ktoś je zaatakował, albo…
Dobra bogini, nie mogę myśleć…
– Och, doprawdy? – Głos Rufusa przypominał tarcie paznokciami o szkolną tablicę. Krzyknęła i jakoś zdołała unieść swoje ociężałe ręce do głowy, gdzie zaczęła próbować energiczni pocierać skronie. – To faktycznie zdumiewające odkrycie, Laylo – mruknął i mimo bólu głowy, była na tyle przytomna, żeby wyczuć w jego tonie sarkastyczną nutę.
Powiedziała to na głos? Zresztą nieważne. Mając wrażenie, że całe jej ciało jest przeciwko niej, spróbowała otworzyć oczy. Obecność wampira uprzytomniła jej, że najprawdopodobniej leży na łóżku w Niebiańskiej Rezydencji, co w sumie musiało być prawdą, bo teraz wyraźnie wyczuwała ich słodkie zapachy w pościeli. Kiedy w końcu uniosła powieki, zaraz musiała je zamknąć, bo poraziło ją światło – co prawda słabe i anemiczne, chyba mające swoje źródło tak gdzie zwykle, czyli w kilku strategicznych miejscach, gdzie znajdowały się świece, ale nie była pewna. W zasadzie blask świec był ostatnio jedynym, który preferował Rufus, więc pewnie coś w tym było, ale światło i tak wydawało jej się zbyt ostre.
Potrzebowała kilku długich sekund, żeby zapanować nad przyspieszonym oddechem i mdłościami. Efekt był dość marny, ale przynajmniej przestała mieć wrażenie, że zwymiotuje, jeśli tylko spróbuje otworzyć usta.
– Rufus…? – zapytała cicho, chociaż i odzywanie okazało się wyzwaniem. Dawno tak bardzo nie chciało jej się pić, co bynajmniej nie miało związku z pragnieniem krwi, chociaż… Cóż, w zasadzie było jej wszystko jedno. – Czy może… Może przypadkiem wiesz, co takiego się stało? – dodała i westchnęła; własny głos również wydawał jej się niezwykle nieprzyjemny.
Nie odpowiedział, chociaż bez wątpienia ją usłyszał. Wyczuła, że się poruszył, więc raz jeszcze zmusiła się do otwarcia oczu. Tym razem udało jej się ich nie zamknąć, choć okazało się to nie lada wyzwaniem.
Rufus spokojnie stał przy starej, ale niezwykle pięknej toaletce, która zdobiła tę z komnat Dimitra. Obie dłonie wsparł na blacie mebla, a plecy wygiął tak, że mimowolnie i tak zwracał się bardziej w stronę sufitu. Wyglądał na w pełni rozluźnionego, co zwłaszcza w jego przypadku było niezwykle wyraźną różnicą. Wampir rzadko pozwalał sobie na chwilę wytchnienia, zachowując czujność nawet wśród tych, których – gdyby chciał – mógłby określić mianem przyjaciół, więc ten spokój wydał jej się podejrzany.
Nie miała pojęcia, która jest godzina, ale sądząc po zaciągniętych zasłonach i widocznym na twarzy wampira zmęczeniu, musiał być już dzień. Co więcej, Rufus zdążył już się pozbyć garnituru, chociaż sądziła, że w tak eleganckim stroju prezentował się świetnie. Niestety, najwyraźniej postanowił porzucić komplet, który sama dla niego wybrała na rzecz wysłużonych jeansów i koszuli, która w ciągu całego swoje istnienia musiała służyć jako szmata do wycierania chemikaliów z laboratorium.
Westchnęła zrezygnowana i zmrużyła oczy. Weź tu kobieto zrozum szalonego naukowca.
– Mógłbyś, proszę, je zgasić? – zapytała, oczywiście mając na myśli świece. Jeszcze kiedy mówiła, uprzytomniła sobie własną głupotę i westchnęła. – Zresztą nieważne. Sama to zrobię…
Spróbowała skoncentrować się na płomieniach, ale szło jej to marnie. Ogień na moment przygasł, co przyjęła z ulgą, ale zaraz zrzedła jej mina, kiedy płomienie niespodziewanie pojawiły się ponownie – i to o wiele bardziej pobudzone. Zanim się obejrzała, ogień wystrzelił w górę, a w pokoju na kilka chwil zrobiło się niemal tak jasno jak w dzień. Z jękiem frustracji zakryła oczy dłonią, a kiedy to nie pomogło, spróbowała zanurzyć twarz w pościeli, jednocześnie mocno zaciskając powieki.
– Cholera, Layla! – Rufus zaklął, błyskawicznie rzucając się w stronę świec.
Mimo rozdrażnienia światłem, odważyła się podejrzeć i na ułamek sekundy zamarła, kiedy wampir rzucił się ugasić ogień, zanim ten zdążyłby wymknąć się spod kontroli. Nerwowo rozglądając się dookoła, błyskawicznie chwycił dzbanek z wodą, który ktoś zostawił na stoliku, po czym bezceremonialnie wylał całą zawartość na świece. Rozległ się głośny syk, para wodna natychmiast wzbiła się w górę, a potem w końcu zapanował jakże upragniony spokój i niemal absolutna ciemność. Słyszała jedynie jego przyspieszony oddech, którego w gruncie rzeczy nie potrzebował, skoro na swój sposób był martwy.
Tym razem nie miała żadnego problemu z tym, żeby na niego spojrzeć. Doskonale widziała smukłą, wychudzoną wręcz sylwetkę i bladą skórę. Jasne włosy miał w nieładzie, jego czekoladowe oczy zaś zdawały się jarzyć w ciemności jak o kota albo jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Z jakiegoś powodu przeszedł ją dreszcz, kiedy na niego spojrzała. Rufus zawsze miał w sobie coś groźnego, rozsiewając wokół siebie aurę zagrożenia, nawet wtedy, kiedy zarzekał się, że wcale nie ma ochoty na polowanie i w pełni nad sobą panuje.
– Chyba coś jest ze mną nie tak – westchnęła, decydując się przerwać panującą ciszę. Jedna brew wampira powędrowała ku górze, na ustach zaś pojawił się zawadiacki półuśmiech, co było lepsze niż nic, chociaż ją zaniepokoiło. „Co ty nie powiesz?” – zdawały się mówić oczy wampira, a ona ni cholery nie miała pojęcia o co mu chodzi. – Rufusie, co się stało? Nic nie pamiętam, poza tym czuję fatalnie – poskarżyła mu się, znów wtulając twarz w pościel.
– Hm, czujesz się chora? – zapytał, obrzucając krótkim spojrzeniem dzbanek z wodą, który nadal trzymał w rękach. Trochę płynu zostało, więc sięgnął po szklankę, żeby przelać do niej płyn.
Sądziła, że go tym zaniepokoi, bo dla pół-wampirów jakiekolwiek objawy nie były normą, ale w jego głosie wyczuła jedynie rozbawienie i coś jeszcze, czego nie potrafiła zidentyfikować. W jego przypadku takie zachowanie znacznie odbiegało od normy, poza tym nie podobało jej się to, w jakim był nastroju. Od dawna nie doświadczyła czegoś podobnego i teraz poczuła się szczerze zaniepokojona. Przecież była przekonana, że Rufus w pełni już zapanował nad swoją chwiejną naturą, a względny spokój ostatnich lat wydawał się to potwierdzać, ale teraz…
Chyba powinna spróbować dostać się do tego, co zostało w laboratorium. Były marne szanse, że lek nad którym pracowali na początku swojej znajomości przetrwał, poza tym Rufus pewnie by ją wyśmiał, ale to nie miało znaczenia. Swoją drogą, zawsze mogła spróbować przemycić mu trochę swojej krwi, mieszając ją z tym, co przyniesie dla niego z CK. Może to oraz jej obecność miały okazać się pomocne, bo jeśli nie, mogli mieć problem.
Rufus rzucił jej przenikliwe spojrzenie, bez pośpiechu pokonując dzielącą ich odległość. Bawiąc się pełną szklanką, którą trzymał w jednej ręce, w milczeniu przysiadł przy Layli, od niechcenia przykładając dłoń do jej czoła. W porównaniu z jej wiecznie rozpaloną skórą, jego dotyk wydawał się lekki i przyjemnie chłodny.
– No tak, głupie pytanie. Oczywiście, że czujesz się chora – podjął, obserwując ją w zamyśleniu. – Ale nie przejmuj się, moja kochana. Na kaca już dawno wynaleziono lekarstwo.
– Na ka… Na co? – Poderwała się gwałtownie i musiał ją przytrzymać, bo inaczej pewnie by się wywróciła. W którymś momencie naprawdę zwymiotuje. I lepiej, żeby zaczął się modlić o to, żeby nie zrobiła tego teraz, kiedy siedział tak blisko. – Rufus, do cholery, o czym ty do mnie mówisz? – Fakt, że szeptała, raczej nie dodał jej słowom stanowczości.
Kolejny złośliwy uśmieszek.
– Nie pamiętasz nic, prawda? – zagadnął, chociaż doskonale znał odpowiedź. Najwyraźniej świetnie bawił się jej kosztem, ale przynajmniej zreflektował się, podając jej szklankę wody. – Lorena wyciągnęła cię do kawiarni… Ale oczywiście nie na kawę, skądże znowu! Coś ci zaświtało, czy mam mówić dalej? – zaproponował irytująco uprzejmym tonem.
– Lorena… – Zmarszczyła brwi, próbując wszystko sobie uporządkować. Teraz już pamiętała rozmowę w ogrodzie i to, że z Lo piły, ale to była tylko butelka wina. Z kolei potem… – Dobra bogini…
– Tylko tyle masz do powiedzenia? – Rufus westchnął. – No dobrze, a pamiętasz może, jak trafiłaś z powrotem tutaj? Nie? Tak sądziłem – stwierdził, nie spuszczając z niej wzroku. – Napij się. Wyglądasz jakbyś miała mi tutaj zemdleć, a na to nie mam jakoś ochoty. – Miała ochotę wywrócić oczami, ale nawet to było trudne. Nie miał ochoty?!  Abstrahując od kaca, dobrze się czujesz? Wolałbym mieć pewność, że nie przesadziłaś bardziej niż mi się wydaje.
– Poza tym, że w najgorszym wypadku na ciebie zwymiotuję? Jest fantastycznie – zadrwiła, nie mogąc się potrzymać od złośliwości.
Skinął głową, ale chyba mu ulżył. Jej niekoniecznie, dlatego pośpiesznie uniosła do ust szklankę, żeby wziąć kilka szybkich łyków. W pośpiechu omal się nie zadławiła, ale przynajmniej poczuła się troszeczkę lepiej.
– Wracając do kwestii tego, jak wróciłaś do domu – podjął radosnym tonem Rufus, od niechcenia wpatrując się we własne dłonie – to mniej więcej koło drugiej pojawił się u mnie Michael. Dosłownie pojawił, na dodatek nie był w najlepszym humorze. I podejrzewasz, co takiego mi powiedział, oczywiście pomijając kilka naprawdę uroczych słów za które ktoś kiedyś naprawdę wybije mi zęby?
– Wypiłyśmy co najwyżej kilka drinków – zaoponowała Layla, woląc sobie nie wyobrażać, co takiego wydarzyło się podczas rozmowy z Michaelem. – Na dodatek rozcieńczonych w krwi. Przecież…
– Laylo… – Wampir westchnął i roześmiał się nerwowo. – Naprawdę? Z krwią? – zapytał z niedowierzaniem, jakby spodziewał się, że robiła sobie z niego żarty. – Jak sądzisz, dlaczego wampiry mieszają alkohol z krwią.
Wzruszyła ramionami.
– A ja wiem? Może to lubią – zasugerowała, chociaż po jego minie poznała, że jest daleka od prawdziwego powodu albo przynajmniej wniosku, który by go usatysfakcjonował. – Nie wiem. Nigdy nie zapytałam o to Gabriela, ale myślałam…
– Z powodów czysty logicznych. Szlag, myślałem, że jednak cię czegoś nauczyłem, zwłaszcza w dziedzinach chemii – żachnął się. – Wampiry najlepiej przyswajają sobie krew, a dzięki niej alkohol łatwiej się wchłania. Taka mieszanka działa nawet na prawdziwe wampiry, chociaż w ich przypadku potrzeba trochę wysiłku, żeby doprowadzić się do takiego stanu. Jak wampiry chce się urżnąć, pije doprawioną krew. W przypadku twoim i Loreny, to była istna mieszanka wybuchowa – i to dosłownie, bo trochę sobie zaszalałyście. Michael zareagował, jak już Lorena zaczęła próbować się rozbierać, ku uciesze pozostałych klientów. Może nie powinienem ci o tym wspominać, ale prędzej czy później się dowiesz, więc… – Zawahał się i lekko przekrzywił głowę, spoglądając na nią w wymowny sposób. – Twój taniec na stolikach też podobno był całkiem niezły, a jak potem zaczęłaś się na mnie rzucać…
– O nie! – Teatralnie padła na łóżko, wbijając wzrok w sufit. Nie pamiętała niczego z tego, co powiedział, ale jeśli mówił prawdę… – Zabij mnie.
– To byłoby zbyt proste… – Warknęła na niego, ale w ten sposób bardziej zaszkodziła jedynie sobie, bo głowa rozbolała ją jeszcze bardziej. – Dobrze, przepraszam, ale prawda jest taka, że jestem na ciebie zły. Albo na Lorenę, ale to na jedno wychodzi. Co oczywiście nie zmienia faktu, że ją też odstawiłem do domu. Wyglądało, co prawda, że już ma chętnego do opieki, ale nie powiedziałbym, żeby ten jej słodki Dean wyglądał na jakoś szczególnie godnego zaufania – przyznał, rzucając jej znaczące spojrzenie; wyraźnie nie był wampirem zachwycony.
Layla odetchnęła, pierwszy raz od chwili przebudzenia czując ulgę. Co prawda Rufus był złośliwy, a w obejściu tak nieprzyjemny, jakim nie widziała go od dawna, ale zdawała sobie sprawę z tego, że robił to specjalnie. Słyszała kiedyś, że wampiry to mściwe stworzenia i teraz miała doskonały dowód na to, że w istocie tak jest.
Kiedy nie odpowiedziała, Rufus w końcu westchnął. Wyraz jego twarzy nieco złagodniał, a kiedy nachylił się, żeby musnąć wargami jej odsłoniętą szyję, doszła do wniosku, że już trochę mu przeszło. Z zaciekawieniem zatrzepotała powiekami i spojrzała na niego, uważnie lustrując wzrokiem jego twarz.
– Dziękuję ci. Co prawda niekoniecznie tak to sobie wyobrażałam, ale… – Wzruszyła ramionami. – Lorena pewnie też. Chociaż wątpię, żeby była zachwycona tym, że wyręczyłeś jej chłopaka.
– Nie chcę być zrzędliwy ani nic, ale facet mi się nie podoba – przyznał, zaciskając usta w wąska linijkę. W jego oczach pojawił się niezrozumiały błysk, a tęczówki przez ułamek sekundy zalśniły czerwienią, ale prawie natychmiast wszystko wróciło do normy.
– Pewnie przesadzasz. – Zrezygnowała z uwagi na temat tego, że jemu tak naprawdę nikt w pełni się nie podoba. W zasadzie w pełni ufał chyba jedynie jej, chociaż i tego nie mogła być pewna. – Poza tym, powiedz to Lorenie. Ona serio nikogo nie miała od śmierci Angela.
Rufus nie podjął tematu, więc nie naciskała, ale z jakiegoś powodu czuła się zaniepokojona. Teraz, kiedy już trochę zapanowała nad mdłościami i bólem głowy (najwyraźniej wampirza natura przyśpieszała dochodzenie do siebie), mogła skupić się na nielicznych wspomnieniach, które była w stanie do siebie przywołać. Dean jawił się w nich jako przystojny, dobrze zbudowany, a przy tym niezwykle niewinny – jeśli nie liczyć krwistych tęczówek – wampir. Z jasnymi włosami i przenikliwym spojrzeniem, którym obdarzył ją i Lorenę, faktycznie wyglądał słodko, chociaż nie sądziła, że kiedykolwiek powie tak o jakimś mężczyźnie
Ułożyła się na łóżku, zamykając oczy. Marzyła o śnie, a skoro Rufus przestał się z niej naigrywać, mogła spróbować się przespać. Co prawda nie sądziła, żeby tak szybko dał jej zapomnieć o całej sytuacji, ale może przy następnej rozmowie miała być bardziej przytomna i zdolna do tego, żeby się bronić. Czuła zresztą, że palcami muska jej rozrzucone dookoła głowy włosy, a to chyba znaczyło, że jednak się o nią martwił. Jakakolwiek czułość z jego strony była czymś naprawdę pożądanym, co przynosiło jej ulgę i pomagało się rozluźnić.
Właśnie wtedy mdłości wróciły i to silniejsze niż do tej pory. Zerwała się z miejsca tak gwałtownie, że dla pozbawionego wampirzych zdolności obserwatora musiała wyglądać jak barwna smuga, po czym na oślep rzuciła się w stronę łazienki. W ułamku sekundy znalazła się przy toalecie, gdzie najzwyczajniej w świecie zwymiotowała, wcześniej w ostatniej chwili przypominając sobie o odgarnięciu włosów. Rwało ją długo, a nawet po tym, jak już zwymiotowała wszystko, co mogła, mdłości nie ustąpiły. Pewnie gdyby to było możliwe zwróciłaby swoje wnętrzności, chociaż ta perspektywa bynajmniej nie napawała jej entuzjazmem.
– Hm… – Myślała, że oszaleje, kiedy usłyszała za sobą wymowne mruknięcie Rufusa. Kiedy otarła usta i obejrzała się przez ramię, dostrzegła go nonszalancko opartego o framugę łazienkowych drzwi. – Powstrzymam się do komentarza – stwierdził litościwie.
– Byłabym wdzięczna.
Faktycznie się nie odezwał, ale przynajmniej podszedł do niej, raz jeszcze kładąc dłoń na jej czole. Przez jego twarz przemknął cień, chociaż równie dobrze mogło być to zmartwieniem. Cokolwiek sobie teraz myślał albo czuł, był doskonałym aktorem – w końcu miał całe wieki, żeby się w tym wprawiać.
Drżąc, jakoś zdołała stanąć na równe nogi. Natychmiast podeszła do umywalki i przytrzymując się jej, odkręciła wodę i przemyła nią twarz. Ostatecznie przytrzymała włosy i nachyliła się nad płynącym strumieniem, pozwalając, żeby trochę wody spłynęło do jej rozchylonych ust. Szybko przełknęła, żeby pozbyć się nieprzyjemnego posmaku w ustach. Dopiero wtedy odwróciła się i oparłszy plecami o umywalkę, spojrzała na Rufusa.
– Ech… Czy mógłbyś sobie stąd pójść? – zapytała, ostrożnie dobierając słowa. – To chyba trochę potrwa, a wolałabym, żebyś nie oglądał mnie w takim stanie.
– Dlaczego? – zdziwił się. – Boisz się, że przestaniesz być dla mnie atrakcyjna? – Zabłysnął białymi zębami, w tym dwoma wydłużonymi kłami, kiedy posłał jej uśmiech,
– Nie. Po prostu jak tak dalej pójdzie, osobiście spełnię groźby Allegry – mruknęła, rzucając mu wymowne spojrzenie; może i dobrze bawił się, mogąc ją drażnić, ale z jej perspektywy wcale nie było to takie zabawne. – Wiesz dobrze, że cię kocham, Rufusie, ale ty świętego byłbyś w stanie wpędzić do grobu.
Rufus zawahał się, a ją przez moment naszła myśl o tym, że coś go niepokoi. Ostatecznie musiał dojść do wniosku, że od kaca się nie umierał, bo westchnął i wywrócił oczami.
– No dobra, jak wolisz – dał za wygraną. – W takim razie zerknę, co tam w laboratorium. Wciąż jest kiepsko, ale przynajmniej udało mi się usunąć dość śmieci, żeby tam zejść.
– Jest środek dnia – zaoponowała, zaskoczona. Sama miała ochotę zacząć ironizować, słuchając o laboratorium.
– Sądzę, że sobie poradzę. – Kolejny drapieżny uśmiech. – Wypij coś i idź spać. Może potem podeślę tu któregoś z Pavarottich, żeby upewnić się, że wciąż żyjesz. – Jak na jego standardy, to jak najbardziej była troska.
Kiedy wyszedł, poczuła się trochę lepiej, przynajmniej jeśli chodziło o komfort psychiczny. Marzyła o prysznicu, ale czuła się zbyt wymęczona, poza tym nadal robiło jej się niedobrze. Zrezygnowana, szybko zamknęła klapę toalety i usiadła na niej, ukrywając twarz w dłoniach, skoro już mogła sobie na to bez świadków pozwolić. Chciało jej się wyć z rozpaczy, chociaż to przy bólu głowy nie było najlepszym pomysłem. Jakby tego było mało, brzuch cały czas ją bolał, chociaż po pozbyciu się całej zawartości żołądka powinna poczuć się chociaż trochę lepiej.
Och, a tak swoją drogą, to niedługo powinna dostać okresu. A w zasadzie, już powinna być w trakcie. Zwykle o tym pamiętała, bo to były dni podwyższonego ryzyka, przynajmniej jeśli chodziło o napięte nerwy Rufusa, ale teraz…
Zmarszczyła brwi. Coś tutaj się nie zgadzało, choć nie miała pewności. Zmuszenie ociężałego umysłu do współpracy było trudne, a kiedy już zaczęła liczyć, była przekonana, że cały czas się myli. W jej stanie było to całkiem prawdopodobne, ale od momentu przebudzenia nie opuszczał jej dziwny niepokój, a teraz sądziła, że coś faktycznie musi być na rzeczy. Och, gdyby przynajmniej wiedziała o co chodzi…
Mdłości wciąż nią targały, ale jakby słabnąć. Machinalnie położyła dłoń na płaskim brzuch i zawahała się. W głowie jej się kręciło, a sen był kuszącą perspektywą, jednak nie wyobrażała sobie, że tak po prostu miałaby zasnąć.
Bo co, jeśli to nie była wyłącznie wina alkoholu, ale…?
Tak…
Nie.
Tak.
Zerwała się z miejsca, nawet nie próbując się nad taką możliwością zastanawiać. Natychmiast wypadła z łazienki, a potem – tak jak stała – ruszyła w stronę drzwi. Jak najszybciej musiała zobaczyć się z Michaelem, a później…
Dobra bogini, później się zobaczy.

2 komentarze:

  1. No, no, no to się dziewczęta zabawiły! :)
    Normalnie wyobraziłam sobie Rufusa jak tak stoi i jej wszystko wyjaśnia to mi się śmiać zachciało :)

    A ta końcówka to dzisiaj bardzo ciekawa :)
    Może Layla jest w ciąży??? W sumie fajnie by było, wszyscy z rodzeństwa Licavolich mieliby dzieciaczki :)
    Z drugiej strony nie wyobrażam sobie Rufusa w roli ojca... Ale nic nie przesądzam zobaczymy co tam wymyśliłaś :)

    Rozdział przecudny, życzę weny i do nn

    Lila

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Tęskniłam za Loreną musze to przyznać i cieszę się, że pojawiła się chociaż na moment. Fajnie ją znowu zobaczyć^^ Już wiem co miałaś na myśli mówiąc mi o Layli, Lo i pełnej butelce wina. Nie podejrzewałam jednak tego, że tak bardzo się zagalopują i będą tańczyć na stole w kawiarni przed jakimiś facetami. Kto zrozumie pijane kobiety ten tylko się dowie, kto pijaną kobietą jest xD
    Troska Rufusa jest taka... Inna. Za to bardzo mi się podoba. Sam chyba niechętnie zostawił Laylę w łazience i udał się do lab. (mam problem z napisaniem tego słowa, więc pisze w skrócie XD). No, ale trzeba się upewnić, że nic jej nie będzie i przysłać kogoś aby to sprawdzili.
    Ha! Wiedziałam, że w końcu nadejdzie taki moment, kiedy będziesz musiała jakoś to umieścić w opowiadaniu. No, jestem podekscytowana! Layla nie może się różnić od reszty i niech urodzi, małego ślicznego bobaska *.* Haha, nie potrafię wyobrazić sobie Rufusa jako ojca - serio, trudna rola xD - no, a Layla jako mama odpowiada mi całkowicie^^
    Pozdrawiam,
    Podekscytowana Gabi ♥

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa