Renesmee
Rufusa nigdzie nie było, ale to akurat mogłam
przewidzieć. Nie miałam pojęcia, gdzie podziewał się naukowiec i czy
przypadkiem coś mu się nie stało, starałam się jednak o tym nie myśleć.
Już i tak mieliśmy dość problemów na głowie, zaś w momencie, w którym
usłyszeliśmy szybko zbliżające się kroki, okazało się, iż zamknięcie w tunelach
i rozdzielenie to dopiero wierzchołek góry lodowej.
Usłyszałam ciche przekleństwo
Isabeau. Wiedziałam, że siostra Gabriela miała już dość nie tylko błądzenia w ciemnościach,
ale przede wszystkim tego, że coś po raz nas zatrzymywało. Nie mieliśmy
pojęcia, gdzie jest reszta, zwłaszcza dzieciaki, a teraz na dodatek
zmartwiliśmy się tym, co musiało spotkać Laylę, skoro Gabriel w tak
gwałtowny sposób zareagował na jej emocje. Ciągłe komplikacje były ponad moje
siły, a Isabeau najwyraźniej balansowała gdzieś na granicy wybuchu.
– Beau, czekaj – uspokoił
dziewczynę Edward, dziwnie podekscytowany. Uświadomiłam sobie, że wampir
nasłuchuje, uważnie lustrując czyjeś myśli. – Dzięki Bogu… – odetchnął, po czym
wyminął nas, robiąc kilka zdecydowanych kroków w stronę z której
wyczuwaliśmy czyjąś obecność. – Carlisle!
– Edward? – W jakimś stopniu
ulżyło mi, kiedy usłyszałam głos dziadka. Co prawda lepiej byłoby, gdybyśmy po
drodze nie zgubili Rufusa, ale przynajmniej miałam pewność, że doktorowi nic
nie jest.
Wyczułam, że Carlisle przyśpieszył,
chcąc jak najszybciej do nas dotrzeć. Zerknęłam na Gabriela, nie powstrzymując
się od bladego uśmiechu, który mój mąż odwzajemnił – a przynajmniej w pierwszej
chwili. W momencie, kiedy Carlisle w końcu pojawił się w zasięgu
naszego wzroku, twarz pół-wampira stężała. To, co pojawiło się w ciemnych
oczach Gabriela, byłam w stanie opisać wyłącznie jako szok, uczucie to z kolei
zostało wyparte przez coś innego, czego na pewno bym się nie spodziewała.
To była furia.
W jednej chwili wszystko potoczyło
się błyskawicznie. Gabriel wyrwał się z mojego uścisku tak gwałtownie, że
aż zachwiałam się i musiałam w pośpiechu podtrzymać się Damiena, żeby
nie upaść. Z niedowierzaniem spojrzałam w ślad za moim mężem, który
wystrzelił do przodu, sprawiając wrażenie jeszcze bardziej poruszonego niż
wcześniej Rufus, kiedy usłyszał rozdzierający krzyk Layli.
– Ty skurwysynu! – usłyszałam, a chwilę
później Gabriel skoczył do przodu z gracją i prędkością polującej
pantery.
– Gabriel! – zaoponowałam
wstrząśnięta i chciałam ruszyć za nim, ale powstrzymał mnie Edward, który
znikąd zmaterializował się tuż przede mną, odcinając mi drogę. – Co tam się
dzieje?
Udało mi się wyminąć ojca,
przynajmniej na tyle, żeby widzieć, co takiego działo się w korytarzu. Nie
miałam pojęcia, co takiego wstąpiło w Gabriela, a tym bardziej nie
wyobrażałam sobie tego, że mógłby bez powodu zaatakować Carlisle’a!
Spodziewałam się wielu rzeczy, ale na pewno nie czegoś takiego, uczucie to zaś
sprawiało, iż czułam się całkowicie bezradna.
Z tym, że Gabriel nie zaatakował
Carlisle’a. Kiedy to sobie uświadomiłam, mój mąż już zdążył wyminąć doktora,
rzucając się na coś, co znajdowało się za jego plecami.
Rzucając się na kogoś.
– O jasna cholera! – usłyszałam
zaskoczony okrzyk Isabeau. Dziewczyna raptownie pobladła, po czym rzuciła się w stronę
brata, gotowa mu pomóc.
Usłyszałam dziwny dźwięk,
przypominający trochę zderzenie dwóch głazów, kiedy coś ciężkiego wpadło na
jedno ze ścian korytarza. Chwilę później doszedł mnie obcy, ale przyjemny dla
ucha baryton, mamrocący coś z melodyjnym akcentem, którego natychmiast
zidentyfikowałam jako włoski. Padły jakieś słowa, również imię Gabriela, ale w odpowiedzi
chłopak jedynie gniewnie warknął i zaczął wyrzucać z siebie obce mi
słowa, zabarwione tak skrajnymi emocjami, że nie miałam wątpliwości co do tego,
że to przekleństwa. Gabrielowi zdawało się kląć, ale nigdy nie słyszałam, żeby
miał aż takie problemy z zapanowaniem nad sobą, a to musiało o czymś
znaczyć.
Bez chwili zastanowienia
wykorzystałam fakt, że Edward nie zwraca na mnie uwagi. Zgięłam się wpół, żeby
prześlizgnąć się pod jego ramieniem, po czym rzuciłam się przed siebie,
zrównując się z Isabeau. Dziewczyna stała do mnie plecami, ale nie
musiałam widzieć jej twarzy, żeby wyobrazić sobie to, że jest blada jak papier i oszołomiona.
– Isabeau, powstrzymaj go! –
usłyszałam zaniepokojony głos Carlisle’a. Bardziej wyczułam niż zauważyłam, że
doktor znajduje się gdzieś blisko. – Gabrielu, posłuchaj, to nie jest pora na…
– Niech żadne z was się nie
wtrąca! – odparował Gabriel. Dyszał tak ciężko, aż zaczęłam się martwić, że coś mu się stało. – Niech nikt się… Dzień dobry, tato – dodał nagle, a ja
poczułam jak w powietrzu wiruje moc.
Żadne z nas nie zdążyło go
powstrzymać przed atakiem, chociaż musiał zdawać sobie sprawę z tego, jak
bardzo to lekkomyślne. Wraz z kolejnym hukiem, musiałyśmy z Isabeau
odskoczyć, żeby zejść z drogi wampirzemu ciału, które śmignęło tuż obok
nas, żeby po chwili z siła uderzyć i ziemię. Miałam wrażenie, że
wszystko drży, kiedy obcy mi, ciemnowłosy mężczyzna z jękiem wylądował na
plecach, przejechał jeszcze kilka metrów i ostatecznie zatrzymał się w samym
środku oświetlonego srebrnym światłem skrawka ziemi, tak, że mogliśmy go
zobaczyć.
Kiedy się obejrzałam i spojrzałam
mu w twarz, poczułam się tak, jakby ktoś zderzył mnie całej siły po
głowie. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, była para lśniących,
rubinowych tęczówek. Mimowolnie w niej spojrzałam i poczułam się tak,
jakby poraził mnie prąd. Natychmiast odwróciłam głowę, nic jednak nie było w stanie
sprawić, żebym wyrzuciła z pamięci aż nadto znajome rysy twarzy wampira.
Również ciemne, kruczoczarne włosy były mi znane, jak wyraziste kości
policzkowe oraz swego rodzaju aura zagrożenia, która wydawał się emanować
nieśmiertelny.
A potem przypomniałam sobie słowa
Gabriel i zrozumiałam, że oto mamy przed sobą Marco Licavoli we własnej
osobie.
Coś poruszyło się w cieniu,
odciągając od konieczności milczenia o wampirze. Gabriel powoli zbliżał
się do ojca, wściekły i z błyszczącymi oczami. Jego czarne tęczówki
przypominały dwie czarne dziury, gotowe pochłonąć wszystko, co tylko stanie na
ich drodze. Gabriel był jeszcze bledszy niż zwykle, zaś w każdym jego
ruchu była determinacja i zgubna pewność siebie, która przyprawiała mnie o dreszcze.
Doskonale widziałam, jak napięte do granic możliwości mięśnie chłopaka napinają
się, chyba jedynie cudem nie przebijając jego bladej, przeźroczystej skóry.
– Gabrielu… – odezwał się ponownie
Carlisle. Zaskoczyło mnie to, że zrobił krok do przodu, jakby gotów stanąć
pomiędzy rozszalałym chłopakiem a jego ojcem.
– Zejdź mi z drogi – warknął
Gabriel, ale zatrzymał się. – Cholera, Carlisle, oszalałeś czy jak? W ogóle
zdajesz sobie sprawę z tego, kto to jest? – dodał lodowatym tonem; do tej
pory taksował wzrokiem Marco, ale teraz niechętnie popatrzył na mojego dziadka.
– Jak najbardziej wiem – zapewnił
natychmiast doktor. – I właśnie dlatego nie zamierzam się odsunąć, póki
się nie uspokoisz.
Przez twarz Gabriela przeszedł cień,
a ja przez moment pomyślałam, że chłopak jakimś cudem posunie się do tego,
żeby Carlisle’a zaatakować. Nie zrobił tego, ale sposób w jaki popatrzył
na doktora miał w sobie coś przerażającego, a przynajmniej ja to tak
odebrałam. Szybko przeniosłam wzrok na dziadka, zastanawiając się, co powinnam
zrobić, ale w głowie miałam pustkę, Carlisle zresztą sprawiał wrażenie w pełni
opanowanego. Nawet jeśli postawa Gabriela go niepokoiła, najwyraźniej ufał
mojemu mężowi na tyle, żeby się go nie obawiać.
Marco skorzystał z okazji,
żeby poderwać się na równe nogi. Kiedy się podniósł, zauważyłam, że był wysoki
– równie wysoki jak Gabriel. Dopiero teraz, widząc go w całej okazałości,
zrozumiałam, co takiego mieli na myśli wszyscy ci, którzy twierdzili, iż
Gabriel zdarł skórę z ojca. Wampir stanowił starszą i mroczniejszą
wersję mojego męża, równie przystojny i tajemniczy, co jego syn. Nawet
gdybym nie wiedziała kim jest, wystarczyło żebym na niego spojrzała;
zrozumienie przychodziło samo, tak wyraźne było podobieństwo między dwójką
nieśmiertelnych.
– Daj sobie spokój – mruknął Marco,
rzucając niechętne spojrzenie Carlisle’owi. – Nie potrzebuję niańki. Sam
potrafię sobie poradzić z własnym synem – żachnął się. Gabriel drgnął i zesztywniał,
więc wampir wbił w niego spojrzenie roziskrzonych oczu. – Gabrielu…
– Zamknij się! – syknął chłopak.
Przysunął się jeszcze bliżej, ale przynajmniej nie próbował wyminąć Carlisle’a.
Widziałam, że mięśnie mu drżą, a wszystko aż wyrywa się do tego, żeby
zaatakować. Gabriel wyglądał niczym anioł zemsty i zniszczenia, gotów do
tego, by zrównać z ziemią wszystko i każdego, kto tylko stanie mu na
drodze do celu. – Zamknij się i nawet nie próbuj się tłumaczyć.
– Cudownie. Czy za każdym razem
musimy przechodzić przez to samo, zwłaszcza w obecnej sytuacji? – skrzywił
się Marco. – Już przerabiałem z Laylą temat tego, jak wielkim jestem
potworem, dlatego…
Gabriel pobladł, wampir zaś
machinalnie zamilkł, uświadamiając sobie, że popełnił błąd. W jednej
chwili wystrzelił do przodu, wcześniej odpychając Carlisle’a, po czym z dzikim
warknięciem rzucił się ojcu do gardła. Usłyszałam krzyk i dopiero po
chwili uświadomiłam sobie, że wyrwał się on z mojego gardła, kiedy
spróbowałam zaprotestować i jakoś przemówić ukochanemu do rozsądku.
Z tym, że już nic nie było w stanie
wpłynąć na Gabriela. Wraz z kolejnym warknięciem, ciała jego i Marco
znów się ze sobą zderzyły. Wampir odskoczył do tyłu, starając się trzymać na
dystans rozszalałego pół-wampira, ale Gabriel okazał się szybszy niż
nieśmiertelny mógłby podejrzewać. Skoczył na niego, zaciskając obie dłonie na
jego gardle, chociaż oczywistym było, że nie jest zdolny do tego, żeby w ten
sposób ojcu zaszkodzić. Wampira nie dało się udusić, ale Gabriel wyraźnie o to
nie dbał, bardziej skoncentrowany na tym, żeby zadawać ból – w jakikolwiek
sposób, niezależnie od tego, czy miało to sens. Chłopak pragnął śmierci, a takie
przeszkody jak biologia czy fizyka nie stanowiły dla niego wystarczającego
motywacji do tego, żeby spróbować się zatrzymać.
– Nie! – zaoponowałam, bo Marco
zamachnął się, jednym ciosem odrzucając Gabriela od siebie. Usłyszałam jęk, a potem
mój mąż boleśnie wylądował na ścianie.
Nie wyglądało na to, żeby Marco
specjalnie wysilał się w walce, ale ten cios wystarczył, by Gabriela
oszołomić. Chłopak osunął się po ścianie, a mnie omal serce nie stanęło,
bo mimowolnie pomyślałam o tym, że już raz coś podobnego widziałam i że
wtedy mój mąż krwawił, pozbawiony przytomności. To była moja wina i chociaż
tym razem nie miałam żadnego wpływu na to, co się działo, poczułam się równie
okropnie, co tamtego dnia.
Bez chwili zastanowienia dopadłam
do Gabriela, osuwając się przy nim na kolana i mocno chwytając go za
ramię. Gorączkowo powtarzałam jego imię i odetchnęłam, kiedy poderwał
głowę, spoglądając na mnie w przytomny sposób. Natychmiast spróbował
wstać, ale uczepiłam się jego ręki, próbując zmusić go do tego, żeby nie ruszał
się z miejsca.
– Gabrielu, przestań! – poprosiłam
niemal błagalnie. – Proszę cię, przestań. Kochanie, spójrz na mnie! – dodałam
głośniej, kiedy spróbował mnie odepchnąć.
Mój zwielokrotniony przez echo głos
podziałał, bo chłopak zamrugał pośpiesznie i w końcu spojrzał mi w oczy.
Nie byłam pewna, co wyrażały moje, ale w jego własnych dostrzegłam tak
wiele bólu i ledwo tłumioną furię, że było to niemal bolesne. Mocniej
chwyciłam Gabriela za ramię, nie chcąc ryzykować, że przypadkiem uda mu się
wyrwać, ale i tak nie byłam pewna, czego powinnam się spodziewać. Liczyło
się jedynie to, że na mój widok wzrok chłopaka nieznacznie złagodniał, a mięśnie
się rozluźniły, chociaż wciąż pozostawał spięty i gotowy do ataku.
Z mieszaniną obaw i ulgi,
przesunęłam się tak, żeby spróbować zasłonić Gabrielowi widok ojca. Byłam
świadoma tego, że Marco przez cały czas mi się przypatruje – czułam jego
spojrzenie, a to, że wampir znajdował się tuż za moimi plecami, wcale nie
sprawiała, że czułam się dobrze – ale zdołałam jakoś o tym nie myśleć,
zbyt skoncentrowana na Gabrielu. Wiedziałam, że nie jestem w stanie w pełni
na niego wpłynąć, ale przynajmniej byłam zdolna powstrzymać go od dalszej
walki, zanim wydarzy się coś, czego wszyscy mielibyśmy żałować.
– Proszę… – szepnęłam, chociaż sama
nie byłam pewna, czego dotyczą moje słowa. Prosiłam go o to, żeby przestał
walczyć, czy może żeby o to, by przynajmniej trochę się uspokoił?
Gabriel spojrzał na mnie pustym
wzrokiem. Miałam wrażenie, że w jednej chwili uszło z niego całe
powietrze, a to, że oglądałam go w takim stanie sprawia mu niemal
fizyczny ból.
– Dotknij mnie – powiedział ni
stąd, ni zowąd. Zamrugałam pośpiesznie, całkowicie oszołomiona jego
prośbą i trochę zaniepokojona tym, że mógł przypadkiem uderzyć się w głowę
podczas upadku.
– Słucham?
Chłopak westchnął.
– Dotknij mnie, pocałuj… Cokolwiek,
Renesmee – powiedział z naciskiem. – Cokolwiek, jeśli nie chcesz, żebym
tego skurwysyna zabił… W zasadzie daj mi przynajmniej jeden sensowny
powód, dla którego miałbym nie rozerwać go na kawałeczki.
– Ja sam mam powód, żebyś tego nie
robił – usłyszałam za sobą głos Marco. Doprawdy, chyba na mózg mu padło, skoro
próbował odzywać się w sytuacji, kiedy Gabriel aż rwał się do ataku i tego,
żeby wydrapać mu oczy. – Chociażby to, że teraz powinniśmy poszukać twojej
siostry i…
Gabriel poderwał się na nogi,
jedynie cudem mnie przy tym nie potrącając. Jego oczy zabłysły gniewem, kiedy
błyskawicznie zmaterializował się przed ojcem, tak blisko, że niewiele
brakowało do tego, żeby zaczęli ocierać się od siebie. Marco zesztywniał, ale
nie cofnął się ani o krok, bez chwili zastanowienia spoglądając wprost w czarne,
ciskające błyskawice oczy syna. Napięcie między nimi było wręcz wyczuwalne, a gdyby
wzrok mógł zabijać, prawdopodobnie obaj już dawno byliby martwi.
– Nigdy więcej nie waż się mówić o Layli
– powiedział Gabriel lodowatym tonem. – Nigdy więcej… – dodał, a potem coś
w jego twarzy się zmieniło. – Słyszałem jej krzyk. Czułem przerażenie… To
byłeś ty. – Marco nie zaprotestował, co jeszcze bardziej wytrąciło mojego
ukochanego z równowagi. – Przysięgam, że jeśli coś jej zrobiłeś… Nie, nie
zabiję cię. Śmierć byłaby zbyt prosta – wyszeptał takim tonem, że miałam
wrażenie, iż temperatura w tunelach raptownie spadła o kilka
znaczących stopniu. – Są rzeczy zdecydowanie gorsze od śmierci.
– Być może sobie tego nie
wyobrażasz, ale ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę – odpowiedział
Marco. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji; jedynie oczy błyszczały od
kontrolowanego gniewu, nadając wampirowi jeszcze bardziej niepokojący wygląd. –
Idziemy, czy znów będziesz się na mnie rzucał, Gabrielu? – dodał,
kładąc nacisk na jego imię.
Gabriel zacisnął usta, po czym
pośpiesznie się odsunął. Ręce mu drżały i widziałam, jak wiele wysiłku
kosztuje go zachowanie nad sobą kontroli.
– Z tobą? – zakpił, unosząc
dumnie głowę. – Może i jest mi pisane piekło, ale jak na razie się tam nie
wybieram.
Sama nie byłam pewna, czego spodziewałam
się po Marco, ale na pewno nie tego, że tak po prostu odpuści. Mężczyzna przez
jeszcze kilka sekund wpatrywał się w syna, krótki zerknął w stronę
zastygłego w bezruchu Damiena, po czym raptownie przeniósł wzrok na mnie.
Wciąż kucałam w tym samym miejscu, zastygła w bezruchu i oszołomiona,
kiedy zaś poczułam na sobie jego spojrzenie, poruszyłam się niespokojnie.
Gabriel natychmiast przesunął się tak, żebym znalazła się za jego plecami; coś
podpowiadało mi, że Marco nawet przez myśl nie przeszło, żeby się na mnie
rzucić, ale i tak poczułam się lepiej, kiedy miałam pewność, że wampir nie
ma do mnie dostępu.
– Skrzywdziłeś moją siostrę, a później
córkę. Do cholery, spróbuj tylko zbliżyć się do mojej żony, a…
– Nie odpowiadam za nic, co
spotkało Alessię. Kto jak kto, ale ty powinieneś rozumieć. Te wspomnienia,
które zobaczyła… – zaczął, ale przerwało mu dzikie warknięcie Gabriela. – Nie
udawaj, że nie masz pojęcia o czym mówię. Możesz mnie nienawidzić,
Gabrielu, ale doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że tym razem twoje
oskarżenia są bezpodstawne. Nie tknąłem Ali – powtórzył z naciskiem.
Gabriel nie odpowiedział, nie tyle
nie wiedząc, co powinien powiedzieć, ale z czystej złośliwości. Doskonale
słyszałam jego przyśpieszony oddech i jakoś nie miałam wątpliwości co do
tego, że gdyby pozwolił sobie na wypowiedzenie chociaż jednego słowa, zaraz za
nim posypałaby się cała wiązanka, głównie łaciny, ale również włoskiego i innych
języków, które chłopak znał. A co więcej, to zdecydowanie nie byłyby
przyjemne słowa – nie musiałam niektórych znać, żeby podejrzewać ich znaczenie.
Marco nie zamierzał czekać, aż jego
syn się zdecyduje. Przez moment uważnie lustrował Gabriela wzrokiem, żeby
upewnić się, że chłopak się na niego nie rzuci, po czym bezceremonialnie ruszył
w głąb korytarza, dokładnie tą samą drogą, którą wcześniej wybrał Rufus.
Uniosłam lekko brwi, zdezorientowana, bo przecież właśnie stamtąd przyszli on i Carlisle,
ale kiedy wampir raptownie skręcił w prawo, zorientowałam się z obecności
jeszcze jednego korytarza.
Z poczuciem ulgi obejrzałam się na
Gabriela, ale na twarzy mojego męża bynajmniej nie dostrzegłam emocji, których
mogłabym się spodziewać. Co więcej, w jego ciemnych oczach zauważyłam
niepokój, który za wszelką cenę starał się ukryć.
– Gabrielu – odezwał się spokojnie
Carlisle, podchodząc do nas – wiem, co musisz w tym momencie sobie myśleć,
ale…
– Nie, zdecydowanie nie masz
pojęcia, co takiego sobie w tym momencie myślę – przerwał mu natychmiast
Gabriel. – Żadne z was nie wie i… Cholera jasna! – wybuchł nagle,
zwiniętymi w pięści dłońmi z całej siły uderzając o ścianę
korytarza. Poczułam krew, ale na chłopaku najwyraźniej nie zrobiło to żadnego
wrażenia. – Kurwa, jeśli któreś z was spróbuje mnie przekonywać, żebym się
uspokoił, chyba oszaleję. Dokąd on właściwie poszedł? – warknął, zwracając się
przede wszystkim do mojego dziadka.
Carlisle zawahał się, niepewny, czy
powinien cokolwiek Gabrielowi mówić, skoro ten był w takim stanie. Wcale
mu się nie zdziwiłam, bo w odpowiedzi na przeciągające się milczenie,
chłopak warknął gniewnie, coraz bardziej rozdrażniony.
– O bracie… – usłyszałam
komentarz lekko zaskoczonej Isabeau; podejrzewałam, że takie wybuchy nie były
czymś do czego Gabriel przyzwyczaił ją i Laylę. Mnie zresztą też nie.
– Nic mi nie jest – westchnął
Gabriel, rzucając siostrze przelotne spojrzenie. Fakt, że nawet Beau się
wzdrygnęła, jedynie podkreślał, jak bardzo w tym momencie był zagniewany.
– No mów! – dodał nagląco, zwracając się w stronę Carlisle’a.
– Gabrielu… – Doktor westchnął, ale
ostatecznie dał za wygraną. – Była z nami Layla, a wcześniej Alessia.
Kazaliśmy Ali uciekać, kiedy sprawy się skomplikowały, a później… Teraz
najmniej istotne jest to, co się wydarzyło. Wiedz jedynie, że twój ojciec
niczego Layli nie zrobił – nie pozwoliłbym na to. Alessia również była
bezpieczna – dodał z naciskiem.
– Do rzeczy! – żachnął się Gabriel.
Chciałam chwycić go za ramię, ale
zrezygnowałam, kiedy nerwowo wzdrygnął się pod moim dotykiem. Jego wzrok
odrobinę złagodniał, gdy mnie zauważył, ale wciąż daleko było do tego, żeby
zapanował nad gniewem.
– Layla w którymś momencie
rzuciła się do ucieczki, niczego nam nie wyjaśniając. Próbowaliśmy jej szukać,
ale wpadliśmy na was, więc…
I tym razem nie udało mu się
dokończyć, Gabriel zresztą nie zamierzał czekać na dalsze wyjaśnienia.
Raptownie zesztywniał, prostując się niczym struna. Jego tęczówki rozszerzyły
się do granic możliwości, kiedy zrozumiał, cało zaś napięło się do tego
stopnia, że miałam wrażenie, iż kości za moment przebiją skórę.
– Gabriel, czekaj! – zaoponowałam,
ale on już rzucił się biegiem, natychmiast ruszając śladem ojca, tak
zdesperowany, jakby od znalezienia go zależało jego życie.
Nie miałam czasu, żeby się
zastanawiać. Natychmiast rzuciłam się do biegu, zostawiając za sobą oszołomionych
Cullenów, Damiena i Isabeau.
Ale się Gabryś wściekł. I to nieźle. Chyba po raz pierwszy tak bardzo mocno przeklinał. Serio myślałam, że jego reakcja będzie odrobinę łagodniejsza, ale jak się okazało Gabriel lubi zaskakiwać i mnie tutaj bardzo zaskoczył. Kto by się spodziewał tego, że ot tak sobie zaatakuje ojca i po prostu będzie go chciał zabić? Dobra ja xd
OdpowiedzUsuńMarco uciekł czy mi się wydaje? o.o tchórz. ups, albo po prostu chciał uniknąć kłótni, którą zawsze można dokończyć po tym jak się wydostaną z tuneli i wszyscy będą cali, a potem można się zabijać.
Dużo emocji dużo, Gabriela i jego wściekłości. No teraz muszę czekać na następny rozdział, aby dowiedzieć się więcej. :D
Weeeny <3