22 lutego 2014

Czterdzieści sześć

Renesmee
Kroki zbliżały się, bez wątpienia zmierzając w naszą stronę. Machinalnie zesztywniałam, podobnie jak Rufus i Isabeau wpatrując się w ciemność. Serce momentalnie mi przyśpieszyło, zdradziecko ukazując naszą pozycję i mój nastrój, jakby już unoszący się w powietrzu srebrny blask nie był wystarczająco wymowny, gdyby ktoś próbował nas odnaleźć.
Rufus w roztargnieniu położył dłoń na moim ramieniu, próbując wepchnąć mnie na siebie. Uniosłam brwi i bardziej stanowczo zaparłam się nogami o ziemię, poirytowana zachowaniem wampira. Co więcej, kiedy mnie dotknął, poczułam się trochę tak, jakby przez moje ciało przeszedł prąd, a to zdecydowanie nie powinno mieć miejsca. Dotyk Rufusa od zawsze sprawiał, że czułam się nieswojo, jakby moje ciało pamiętało, że przy pierwszym spotkaniu nieśmiertelny nie tylko się na mnie rzucił, ale dodatkowo miał względem mnie intencje, które niekoniecznie przypadły mi do gustu. Chociaż temat Rosy od dawna był zamknięty (miałam przynajmniej taką nadzieję), wspomnienie dziewczyny i tak nie dawało mi spokoju, a ja nie byłam pewna, co powinnam o tym myśleć.
– Cholera… – mruknęła pod nosem Isabeau, robiąc kilka kroków do tyłu, żeby zrównać się z nami. Kula mocy natychmiast powędrowała za nią, cofając się w głąb korytarza, co może dawało nam kilka dodatkowych sekund, zanim ostatecznie zostanie zauważona, ale w obecnej sytuacji było to dość marnym pocieszeniem.
Zdenerwowana i zaniepokojona, napięłam mięśnie, podświadomie przygotowując się do walki albo natychmiastowej ucieczki. Nie mieliśmy zbyt wielu alternatyw, gdyby okazało się, że jednak jesteśmy w niebezpieczeństwie. Od momentu, w którym stało się jasne, że nie jesteśmy w tunelach sami, wszyscy instynktownie wzdrygaliśmy się, mając wrażenie, że ciemność jest jeszcze bardziej nieprzystępna i niebezpieczna niż do tej pory. W każdej chwili mógł zaatakować nas Dylan albo któryś z towarzyszących mu, oszalałych wampirów, a to zdecydowanie nie było perspektywą, której wypatrywałam z utęsknieniem.
Kroki w korytarzu raptownie się urwały, jakby zmierzające w naszą stronę osoby z jakiegoś powodu zaczęły się wahać. Spróbowałam zapanować nad oddechem, mając wrażenie, że jest zdecydowanie zbyt głośny. Żałowałam, że w przeciwieństwie do moich towarzyszy, jestem aż tak bardzo ludzka, chociaż nigdy specjalnie nie przejmowałam się tym, że nie jestem w pełni wampirzycą. Niestety, wszystko miało swoje wady i zalety, a ja znalazłam się w sytuacji, w której zwłaszcza te pierwsze zaczynały dawać o sobie znać.
– No chodźcie – mruknęła pod nosem Isabeau. – W końcu zaczynało być nudno, a ja mam ochotę sobie powalczyć…
– Zamknij się w końcu – syknął ostrzegawczo Rufus; jego palce z siłą zacisnęły się na moim ramieniu, a wampir omal nie pogruchotał mi kości.
Nawet jeśli mieliśmy jakiekolwiek szanse na to, żeby pozostać niezauważonymi, to momentalnie zniknęły, kiedy Rufus i Isabeau po raz kolejny okazali się niezdolni do tego, żeby współpracować. Kiedy zaś na dodatek wyrwał mi się jęk protestu, nie było już najmniejszych szans na to, że znajdujący się poza zasięgiem naszego wzroku intruzi, jakimś cudem po prostu nas zignorują.
Rufus zaklął cicho, kiedy kroki rozległy się na nowo, tym razem zdecydowanie pewniejsze. Ktokolwiek tam był, nie widział już powodu, żeby się przed nami kryć. Odniosłam wręcz wrażenie, że zmierzające w naszą stronę postaci są nie tylko wyjątkowo pewne siebie, ale i… entuzjastycznie nastawione? Ta myśl wydała mi się głupia, ale jednocześnie coś podpowiadał mi, że nie mam powodów po temu, żeby czegokolwiek się obawiać.
A potem gdzieś z ciemności doszedł nas aż nadto znajomy głos i wszystko stało się jasne.
– Isabeau? – Głos Gabriela sprawił, że omal nie ugięły się pode mną kolana. Już nawet nie przeszkadzało mi to, że od uścisku Rufusa ramię zaczynało mi drętwieć i że jak nic miałam dorobić się siniaków. – Isabeau, czy to ty?! – zawołał chłopak, jednocześnie zaniepokojony i podekscytowany tym, że gdzieś blisko mogła znajdować się jego siostra.
Beau zamrugała pośpiesznie, najwyraźniej równie oszołomiona, co i Gabriel. Nie odezwała się, ja zresztą nie zamierzałam dać jej po temu okazji. W jednej chwili coś we mnie pękło, zupełnie jakby za sprawą głosu ukochanego ktoś zdjął ze mnie ogromny ciężar. Gdyby nie Rufus, pewnie bez zastanowienia rzuciłabym się biegiem przed siebie, jednak w obecnej sytuacji było mnie stać tylko na jedno.
– Gabrielu, jesteśmy tutaj! – wykrzyknęłam. Ulga zniekształciła mój głos i to do tego stopnia, że w pierwszym momencie wcale go nie rozpoznałam.
Ale Gabriel nie miał z tym żadnego problemu.
W pierwszej chwili odpowiedziała mi cisza; dźwięk kroków urwał się po raz kolejny, kiedy mój ukochany zastygł w bezruchu. Naszła mnie nawet idiotyczna myśl o tym, że mogłam jednak się pomylić albo coś mi się przywidziało i jakimś cudem ściągnęłam na nas kłopoty, ale szybko odrzuciłam od siebie taką możliwość. Zresztą prawie natychmiast w ciemności po raz kolejny coś się poruszyło, był to jednak inny rozdział ruchu niż wcześniej – tym razem ktoś bez wątpienia w naszą stronę biegł.
Stojąca przede mną Isabeau rozluźniła się, nagle uświadamiając sobie swoją pomyłkę. Natychmiast zrobiła kilka kroków do przodu, reagując na błysk srebrnego światła, który zamajaczył gdzieś na drugim końcu korytarza i nagle pojawił się w zasięgu naszego wzroku. Kiedy na dodatek dostrzegłam zarys nie tylko znajomej sylwetki Gabriela, ale również dwóch innych osób, dłużej nie mogłam już wytrzymać. Natychmiast spróbowałam strząsnąć z ramienia dłoń Rufusa, jednocześnie przywołując wampira do porządku. Naukowiec speszył się i mnie puścił, mrucząc pod nosem coś, co chyba miało być przeprosinami, ale ja już nie zwracałam na niego uwagi. Wystrzeliłam przed siebie, kiedy tylko stwierdziłam, że mam po temu okazję, po czym – chyba jedynie cudem nie zabijając się po drodze – błyskawicznie pokonałam odległość, która dzieliła mnie od męża.
– O cholera! A niech to diabli… – wyrwało się Gabrielowi. Jedynie roześmiałam się, zbyt podekscytowana i szczęśliwa, żeby jakkolwiek zwrócić mu uwagę na to, że zaczął przeklinać.
Gabriel chciał dodać coś jeszcze, ale musiał przerwać, bo bezceremonialnie rzuciłam mu się na szyję, omal nie zwalając go z nóg. Mnie również w pierwszej chwili zabrakło powietrza, ale chyba nic nie było w stanie sprawić, żebym się zdekoncentrowała i przestała zwracać uwagę na to, co działo się wokół mnie. Ramiona Gabriela natychmiast owinęły się wokół mojej talii, kiedy zaś ukochany poderwał mnie z ziemi, machinalnie objęłam go nogami w pasie, chcąc znaleźć się jeszcze bliżej. Miałam wrażenie, że śnię, chociaż jednocześnie zdawałam sobie sprawę z tego, że wszystko to, co się dzieje, jest równie rzeczywiste, co ja i mój ukochany.
Gdzieś ponad ramieniem Gabriela dostrzegłam zmierzających w naszą stronę Damiena i Edwarda. Otworzyłam usta, pragnąć coś powiedzieć – cokolwiek, chociaż w głowie miałam pustkę – ale mąż nie zamierzał dać mi po temu okazji. Wciąż tuląc mnie do siebie, bezceremonialnie zamknął mi usta pocałunkiem, zachowując się przy tym tak, jakby podejrzewał, że za moment coś wyrwie mnie z jego ramion, pozostawiając niepewność i wszechogarniający strach. Natychmiast odwzajemniłam pieszczotę, aż nazbyt dobrze rozumiejąc jego obawy; w końcu sama czułam się podobnie.
Kiedy usta Gabriela odnalazły moje, poczułam się trochę tak, jakby w jednej chwili wszyscy na powrót znalazło się na swoim miejscu. Wybuch i błądzenie w ciemnościach wytrąciły mnie z równowagi, ale wystarczyła sama obecność najważniejszej osoby w mojej egzystencji, żeby wszystko wróciło na swoje miejsce. W jednej chwili przestało mieć znaczenia to, gdzie się znajdowaliśmy i że nie byliśmy sami, również to, że to nie najlepszy moment na wylewność. Liczyło się to, że Gabriel w końcu tutaj był i teraz trzymał mnie w swoich ramionach, pieszcząc wargami moje usta i raz po raz przeczesując palcami moje włosy. Jego ręce były wszędzie, jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że jestem prawdziwa, chociaż nie do końcu rozumiałam, jak mogłoby być inaczej. W końcu byłam tutaj; byłam, tak jak i on, a żadne wątpliwości nie powinny mieć miejsca.
Nic ci nie jest, usłyszałam w głowie mentalny głos Gabriela. W tym samym momencie wargi chłopaka z jeszcze większą namiętnością musnęły moje usta. Oczywiście nie pozostałam mu dłużna, chociaż jednocześnie czułam się trochę zażenowana tym, że nawet w takich warunkach moje ciało mogło być aż do tego stopnia nieprzewidywalne i podatne na nawet najbardziej subtelną, delikatną pieszczotę. Co prawda wciąż byłam świadoma tego, że wszystko nie jest jeszcze w porządku, a my mamy poważny problem – chociażby to, że musieliśmy przynajmniej spróbować się wydostać – ale to nagle wydało mi się mało istotne.
– Oczywiście, że nic mi nie jest – zapewniłam go pośpiesznie, odsuwając się nieznacznie, żeby zaczerpnąć tchu. Nasze usta dzieliły centymetry i to mnie rozpraszało, ale i tak zdecydowałam się na to, by spojrzeć mu w oczy. – A co z tobą? – dodałam, prostując się w jego ramionach i próbując zmierzyć go wzrokiem, żeby ocenić ewentualne obrażenia.
Gabriel jedynie wywrócił oczami, po czym znów nachylił się, żeby mnie pocałować. Nie zaprotestowałam, bez wahania odwzajemniając pocałunek i pozwalając na to, żeby ukochany po raz kolejny zajął się rozpraszaniem mojej uwagi poprzez pieszczoty i przesuwaniem dłońmi wzdłuż krzywizny mojego kręgosłupa i bioder.
– Ech, no dobra, wystarczy tego. Kazałabym znaleźć wam sobie pokój, ale jak na razie to niemożliwe, więc muszę chwytać się innych metod – wtrąciła Isabeau, bezceremonialnie sprowadzając nas na ziemię. – Nie przejmuj się mną, braciszku. Ani mną, ani swoim synem, ani tym bardziej tym, że twój teść…
– Zrozumieliśmy! – warknął mój ukochany, niechętnie odsuwając mnie od siebie. Natychmiast pozwoliłam na to, żeby postawił mnie na ziemi, ale i tak nie odsunęłam się nawet na krok, pozwalając żeby mnie obejmował. Czułam, że palą mnie policzki i wręcz zaczęłam błogosławić fakt, że w anemicznym oświetleniu rumieńce były słabo widoczne. – Swoją drogą, jak zwykle zachowujesz się jak jędza, siostrzyczko – zarzucił Beau, ale w jego głosie nie było złości. Wiedziałam, że wręcz ucieszył się, mogąc na własne oczy przekonać się, że nie tylko ja, ale również dziewczyna jest cała.
– Czy ty przypadkiem nie uderzyłeś się w głowę, upadając? – odgryzła się Isabeau, uśmiechając się w przesadnie słodki sposób. – Ja od zawsze byłam złośliwa. W końcu taki mój urok, prawda? – Zacisnęła usta, raptownie poważniejąc. – I nie, mnie również nic nie jest. Dziękuję, że pytasz.
– To świetnie. A tak swoją drogą, zdążyłem zauważyć. Nie zapominaj zresztą, że musiałoby ci urwać głowę, żeby poważnie cię skrzywdzić…
Westchnęłam, po czym pośpiesznie wyślizgnęłam się z ramion ukochanego. Nie chodziło nawet o to, że bliskość Gabriela była dla mnie zbyt wielką pokusą, zwłaszcza w tej sytuacji, ale słowa Isabeau skutecznie przypomniały mi o obecności Edwarda i Damiena. Natychmiast podeszłam do obu nieśmiertelnych, starając się udawać, że nie dostrzegam wymownego spojrzenia taty oraz znaczącego uśmiechu syna.
To tata doskoczył na mnie jako pierwszy, kiedy tylko znalazłam się wystarczająco blisko. Pozwoliłam mu się przytulić, aż nadto świadoma tego, że jeszcze siedem lat temu taki gest przyszedłby mu z trudem. Aż nie do pomyślenia wydawało się to, że krótko po moim pojawieniu się, kiedy wyznałam Cullenom prawdę o tym, kim jestem, wampir dosłownie wyparł się mnie, nie będąc w stanie zaakceptować tego, że mogłam być jego córką.
– Nic mi nie jest, tato – wymamrotałam, powtarzając to, co powiedziałam już wcześniej Gabrielowi. Ostrożnie się odsunęłam, więc poluzował uścisk, pozwalając na to, żebym spojrzała na niego i na Damiena. – Wam też… Ale co z resztą? Czy widzieliście Alessię albo…? – zaczęłam, ale jeszcze kiedy mówiłam, Edward zaczął kręcić głową.
– Gdybyśmy wpadli na pozostałych, byliby z nami – zauważył przytomnie. Niechętnie przyznałam mu rację, chociaż do samego końca łudziłam się, że odpowiedź będzie inna. Co prawda nie widziałam powodu, dla którego z własnej woli mielibyśmy się rozdzielać, ale lepiej czułabym się ze świadomością, że przynajmniej pozostałym nic nie jest. – Swoją drogą, nieźle nas nastraszyliście. Myśleliśmy, że…
– Że to Dylan, tak? – zapytałam, nie zastanawiając się nad doborem słów. Ojciec uniósł brwi, zaskoczony, ale skinął głową. – Wiemy o tym, że gdzieś się tutaj kręci. Rufus powiedział nam, że… – zaczęłam i zawahałam się, uprzytomniając sobie, że to nienajlepszy pomysł, żeby już teraz im o wszystkim mówić. Isabeau wpadła w szał, a znając Gabriela i Edwarda, jak nic mogłam spodziewać się kłótni. – Zresztą nieważne. Teraz musimy stąd uciekać – zreflektowałam się.
– Ej, chwileczkę! – zaoponował natychmiast Gabriel, momentalnie odwracając się w moją stronę. – Co do tego wszystkiego ma Rufus, pomijając fakt, że to z jego powodu wszyscy tutaj jesteśmy?
Zaklęłam w duchu, wyklinając to, że aż tak się zagalopowałam. Teraz już raczej nie mieliśmy wyboru, ale nie byłam zachwycona perspektywa rozmowy, która jak nic miała zakończyć się kłótnią – w najlepszym wypadku. Teraz nie było na to czasu, ale raczej wątpiłam, żeby Gabriel odpuścił, skoro jakkolwiek stało się jasne, że coś jest na rzeczy.
Machinalnie spojrzałam na Rufusa, żeby przekonać się, że wampir w milczeniu obserwuje rozwój wydarzeń. Lekko zmarszczył brwi, kiedy udało mu się podchwycić moje spojrzenie, ale poza tym nie odezwał się nawet słowem. Naszła mnie dziwna myśl, że Rufus z uwagą obserwował moje poczynania od momentu, w którym wyrwałam mu się po to, żeby jak najszybciej znaleźć się przy Gabrielu, chociaż nie potrafiłam stwierdzić dlaczego właściwie miałby to robić. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji, naukowiec zaś po raz kolejny wydał mi się oddalony i obojętny, jak zawsze, kiedy już zmuszony był do tego, żeby przebywać z kimkolwiek, jeśli tylko nigdzie w pobliżu nie było Layli. Po raz kolejny się od nas odsunął, sprawiając, że dziwna aura, która zaledwie chwilę wcześniej powstała między nami, ostatecznie zniknęła, najprawdopodobniej bezpowrotnie. Nie jestem pewna dlaczego, ale w tamtym momencie poczułam wyrzuty sumienia, chociaż to wydawało się idiotyczne. Dlaczego przejmowałam się czymś na co nie miałam wpływu, zwłaszcza, że wampir pewnie i tak nie zamierzał mi się zwierzyć?
– Po pierwsze, może już na wstępie ustalmy sobie to, że nie mam żadnego związku z wybuchem. Zwłaszcza ktoś taki jak ty musiał czuć energię czy jakby nazywać to, co ostatecznie doprowadziło do eksplozji. Powiedziałbym wręcz, że to ja jestem tutaj poszkodowany, bo będę musiał zaczynać wszystko od podstaw… Oczywiście pod warunkiem, że w końcu przestaniecie gadać i stąd wyjdziemy – odezwał się spokojnie naukowiec. Nie musiał krzyczeć ani nawet podnosić głosu, żeby momentalnie zwrócić na siebie uwagę. – A po drugie, teraz nie ma czasu na pogawędki. Jeśli chcecie, możecie kontynuować spotkanie kółeczka wzajemnej adoracji, ale ja zamierzam poświęcić czas czemuś bardziej pożytecznemu, jak chociażby… No nie wiem? Może szukaniu wyjścia? – zadrwił, nie szczędząc sobie ironii. O tak, Rufus zdecydowanie stracił nastrój, a to nigdy nie wróżyło dobrze.
– Coś kręcisz – zarzucił wampirowi Edward, nie dając Gabrielowi dojść do głosu. – Pomińmy już, że dawno nie miałem do czynienia z czymś tak dziwnym i skomplikowanym, jak próba zagłuszenia myśli teorią Newtona czy czymś innym…
O dziwo, na ustach Rufusa pojawił się blady uśmiech.
– To nie Newton, tylko Einstein – poprawił niemal pobłażliwym tonem. – A teoria względności nie jest dziwna, tylko banalna. To tak z gwoli ścisłości. A tak z innej beczki… Czy mógłbyś, z łaski swojej, w końcu przestać śledzić moje myśli? Wdaje mi się, że to dość intymna kwestia i coś absolutnie naturalnego, więc byłby wdzięczny, gdybyś w końcu dał mi spokój.
– Powiedział wampir, któremu wydaje się, że pozjadał wszystkie rozumy… – mruknął wyraźnie urażony Edward. Nigdy nie tolerował tego, że ktokolwiek bronił się przed jego darem.
– Nic nie poradzę na to, że jestem genialny – mruknął znudzonym tonem, zakładając obie ręce na piersi.
– Daruj sobie te swoje przechwałki i lepiej użycz nas trochę tego swojego geniuszu. Chyba dopiero co powiedziałeś coś na temat szukania wyjścia, prawda? – wtrąciła Isabeau, decydując się przejąć kontrole nad sytuacją. – Chcę w końcu stąd wyjść. Co więcej, gdzieś tam jest moja siostra i synowie, którym w każdej chwili może stać się coś złego… Zresztą nie tylko oni. – Spojrzała na niego znacząco. „To będzie twoja wina” – zdawały się mówić jej oczy, chociaż oczywiście żadnego z tych słów nie wypowiedziała na głos, najwyraźniej świadoma tego, że kolejna kłótnia jedynie nas wszystkich spowolni. – Nie wiem jak tobie, ale mnie trochę się śpieszy. Jesteś zresztą coś winny Layli, prawda?
Rufus zacisnął usta w wąską linijkę, momentalnie poważniejąc. Jego wzrok był chłodny i wręcz przyprawiał mnie o dreszcze.
– Jeśli wydaje ci się, że jako jedyna martwisz się o Laylę, jesteś w błędzie, wieszczko – oznajmił chłodno. – A teraz idziemy. Równie dobrze możemy porozmawiać po drodze – dodał i bezceremonialnie ruszył przed siebie, wymijając nas wszystkich i kierując się w głąb korytarza z którego dopiero co przyszli Gabriel, Damien i Edward. Jakoś nie miałam złudzeń co do tego, czy zamierzał z nami o czymkolwiek rozmawiać.
Patrzyliśmy zanim przez kilka sekund, zanim w końcu podjęliśmy decyzję. Gabriel do samego końca wyglądał tak, jakby zamierzał naukowca zawrócić i zażądać od niego wyjaśnień, ale ostatecznie zdrowy rozsądek wziął górę i chłopak chcąc nie chcąc zdecydował się Rufusowi zaufać. W milczeniu ruszyliśmy za nim, trzymając się blisko siebie, przynajmniej w miarę możliwości, bo tunel był stosunkowo wąski. Czułam, że mój mąż jest zdenerwowany i wcale mu się nie dziwiłam, ale zdawałam sobie sprawę, że w tej sytuacji milczenie było najlepszym rozwiązaniem.
Gabriel chwycił mnie za rękę, żeby się uspokoić. Pozwoliłam mu na to, czerpiąc z jego obecności poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebowałam. Chwilę później po mojej lewej stronie zmaterializował się Damien, więc objęłam go wolną ręką, starając się nie myśleć o tym, że wraz z nami powinna być również jego siostra.
– Też martwię się o Ali – odezwał się, jakby czytając mu w myślach. – Ale próbuję wierzyć w to, że wiedziałbym, gdyby stało się jej coś złego. W tej sytuacji brak wiadomości to chyba dobra wiadomości, prawda?
– Alessi nic nie jest – odpowiedziałam machinalnie, nie chcąc brać innej opcji pod uwagę. – Co więcej, pewnie jest gdzieś z Aldero i Cammym i świetnie się bawią – dodałam, chociaż to byłoby szczytem marzeń.
Damien uśmiechnął się blado.
– Na pewno. – Wywrócił oczami. – Świetna zabawa. Błądzenie w ciemności, straszenie się nawzajem… O tak, to zdecydowanie ich klimaty – stwierdził, ale mnie nie było do śmiechu.
– Damien… – zawahałam się. – A co z tobą? Nic ci się nie stało? – zapytałam i prawie natychmiast poczułam się głupio, zwłaszcza, że doskonale znałam jego dar.
– Absolutnie nic, mamo – zapewnił mnie natychmiast. Jego czekoladowe oczy mimowolnie przesunęły się na moje czoło, a chwilę później poczułam, jak przez moje ciało przenika znajome, bijące od chłopaka ciepło. – Absolutnie nic… – powtórzył, wyraźnie z siebie zadowolony.
Jedynie uśmiechnęłam się, na moment przymykając oczy i pozwalając, żeby uzdrawiająca energia dodała mi siły. Głowa w końcu przestała mi przeszkadzać, nie miałam zresztą wątpliwości co do tego, że rozcięcie natychmiast się zasklepiło, nie pozostawiając po sobie śladu.
Znów zapadła cisza, przynajmniej na kilka sekund. Starałam się koncentrować na drodze, ale mój wzrok raz po raz uciekał w stronę Damiena i Gabriela, zwłaszcza, że obaj poruszali się tak cicho, że raz po raz miałam wrażenie, że jestem sama.
Mi amore… – odezwał się cicho Gabriel, kiedy po raz kolejny nasze spojrzenia się spotkały. Kiwnęłam zachęcająco głową. – Tak z czystej ciekawości… Czy chcę wiedzieć o co chodzi? – zapytał mnie wprost, zerkając wymownie w stronę Rufusa.
Jedynie westchnęłam zrezygnowana.
– Nie, Gabrielu. Zdecydowanie nie chcesz wiedzieć.

1 komentarz:

  1. Gabriel, Gabriel, Gabriel *O* Radujcie się wszyscy, gdyż pojawiła się moja ulubiona postać xd nareszcie^^ Boże teksty Rufusa są genialne xd Haha, geniusz się znalazł... No dobra to geniusz :D podobało mi się to jak przekomarzał się z Edwardem o tej teorii. No i jeszcze moja Beau ze swoimi uwagami xd. Ona zdecydowanie lubi dokuczać innym, a w szczególności Gabrielowi :D chociaż co tu się dziwić. Chyba każdy lubi drażnić swoje rodzeństwo. Ja w szczególności :D Nessie i Gabriel nie są sobą nasyceni xd daj im trochę prywatności :P
    Już się nie mogę doczekać momentu, aż spotkają się z Marco i resztą *O* to będzie... nie wiem jakie, ale będzie :D
    Weeny, <3

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa