Renesmee
Kroki zbliżały się, bez
wątpienia zmierzając w naszą stronę. Machinalnie zesztywniałam, podobnie
jak Rufus i Isabeau wpatrując się w ciemność. Serce momentalnie mi
przyśpieszyło, zdradziecko ukazując naszą pozycję i mój nastrój, jakby już
unoszący się w powietrzu srebrny blask nie był wystarczająco wymowny,
gdyby ktoś próbował nas odnaleźć.
Rufus w roztargnieniu
położył dłoń na moim ramieniu, próbując wepchnąć mnie na siebie. Uniosłam brwi i bardziej
stanowczo zaparłam się nogami o ziemię, poirytowana zachowaniem wampira.
Co więcej, kiedy mnie dotknął, poczułam się trochę tak, jakby przez moje ciało
przeszedł prąd, a to zdecydowanie nie powinno mieć miejsca. Dotyk Rufusa
od zawsze sprawiał, że czułam się nieswojo, jakby moje ciało pamiętało, że przy
pierwszym spotkaniu nieśmiertelny nie tylko się na mnie rzucił, ale dodatkowo
miał względem mnie intencje, które niekoniecznie przypadły mi do gustu. Chociaż
temat Rosy od dawna był zamknięty (miałam przynajmniej taką nadzieję),
wspomnienie dziewczyny i tak nie dawało mi spokoju, a ja nie byłam pewna,
co powinnam o tym myśleć.
– Cholera… –
mruknęła pod nosem Isabeau, robiąc kilka kroków do tyłu, żeby zrównać się z nami.
Kula mocy natychmiast powędrowała za nią, cofając się w głąb korytarza, co
może dawało nam kilka dodatkowych sekund, zanim ostatecznie zostanie zauważona,
ale w obecnej sytuacji było to dość marnym pocieszeniem.
Zdenerwowana
i zaniepokojona, napięłam mięśnie, podświadomie przygotowując się do walki
albo natychmiastowej ucieczki. Nie mieliśmy zbyt wielu alternatyw, gdyby
okazało się, że jednak jesteśmy w niebezpieczeństwie. Od momentu, w którym
stało się jasne, że nie jesteśmy w tunelach sami, wszyscy instynktownie
wzdrygaliśmy się, mając wrażenie, że ciemność jest jeszcze bardziej
nieprzystępna i niebezpieczna niż do tej pory. W każdej chwili mógł
zaatakować nas Dylan albo któryś z towarzyszących mu, oszalałych wampirów,
a to zdecydowanie nie było perspektywą, której wypatrywałam z utęsknieniem.
Kroki w korytarzu
raptownie się urwały, jakby zmierzające w naszą stronę osoby z jakiegoś
powodu zaczęły się wahać. Spróbowałam zapanować nad oddechem, mając wrażenie,
że jest zdecydowanie zbyt głośny. Żałowałam, że w przeciwieństwie do moich
towarzyszy, jestem aż tak bardzo ludzka, chociaż nigdy specjalnie nie
przejmowałam się tym, że nie jestem w pełni wampirzycą. Niestety, wszystko
miało swoje wady i zalety, a ja znalazłam się w sytuacji, w której
zwłaszcza te pierwsze zaczynały dawać o sobie znać.
– No
chodźcie – mruknęła pod nosem Isabeau. – W końcu zaczynało być nudno, a ja
mam ochotę sobie powalczyć…
– Zamknij
się w końcu – syknął ostrzegawczo Rufus; jego palce z siłą zacisnęły
się na moim ramieniu, a wampir omal nie pogruchotał mi kości.
Nawet jeśli
mieliśmy jakiekolwiek szanse na to, żeby pozostać niezauważonymi, to
momentalnie zniknęły, kiedy Rufus i Isabeau po raz kolejny okazali się
niezdolni do tego, żeby współpracować. Kiedy zaś na dodatek wyrwał mi się jęk
protestu, nie było już najmniejszych szans na to, że znajdujący się poza
zasięgiem naszego wzroku intruzi, jakimś cudem po prostu nas zignorują.
Rufus
zaklął cicho, kiedy kroki rozległy się na nowo, tym razem zdecydowanie
pewniejsze. Ktokolwiek tam był, nie widział już powodu, żeby się przed nami
kryć. Odniosłam wręcz wrażenie, że zmierzające w naszą stronę postaci są
nie tylko wyjątkowo pewne siebie, ale i… entuzjastycznie nastawione? Ta myśl
wydała mi się głupia, ale jednocześnie coś podpowiadał mi, że nie mam powodów
po temu, żeby czegokolwiek się obawiać.
A potem
gdzieś z ciemności doszedł nas aż nadto znajomy głos i wszystko stało
się jasne.
– Isabeau?
– Głos Gabriela sprawił, że omal nie ugięły się pode mną kolana. Już nawet nie
przeszkadzało mi to, że od uścisku Rufusa ramię zaczynało mi drętwieć i że
jak nic miałam dorobić się siniaków. – Isabeau, czy to ty?! – zawołał chłopak,
jednocześnie zaniepokojony i podekscytowany tym, że gdzieś blisko mogła
znajdować się jego siostra.
Beau
zamrugała pośpiesznie, najwyraźniej równie oszołomiona, co i Gabriel. Nie
odezwała się, ja zresztą nie zamierzałam dać jej po temu okazji. W jednej chwili
coś we mnie pękło, zupełnie jakby za sprawą głosu ukochanego ktoś zdjął ze mnie
ogromny ciężar. Gdyby nie Rufus, pewnie bez zastanowienia rzuciłabym się
biegiem przed siebie, jednak w obecnej sytuacji było mnie stać tylko na
jedno.
– Gabrielu,
jesteśmy tutaj! – wykrzyknęłam. Ulga zniekształciła mój głos i to do tego
stopnia, że w pierwszym momencie wcale go nie rozpoznałam.
Ale Gabriel
nie miał z tym żadnego problemu.
W pierwszej
chwili odpowiedziała mi cisza; dźwięk kroków urwał się po raz kolejny, kiedy
mój ukochany zastygł w bezruchu. Naszła mnie nawet idiotyczna myśl o tym,
że mogłam jednak się pomylić albo coś mi się przywidziało i jakimś cudem
ściągnęłam na nas kłopoty, ale szybko odrzuciłam od siebie taką możliwość.
Zresztą prawie natychmiast w ciemności po raz kolejny coś się poruszyło,
był to jednak inny rozdział ruchu niż wcześniej – tym razem ktoś bez wątpienia w naszą
stronę biegł.
Stojąca
przede mną Isabeau rozluźniła się, nagle uświadamiając sobie swoją pomyłkę.
Natychmiast zrobiła kilka kroków do przodu, reagując na błysk srebrnego
światła, który zamajaczył gdzieś na drugim końcu korytarza i nagle pojawił
się w zasięgu naszego wzroku. Kiedy na dodatek dostrzegłam zarys nie tylko
znajomej sylwetki Gabriela, ale również dwóch innych osób, dłużej nie mogłam
już wytrzymać. Natychmiast spróbowałam strząsnąć z ramienia dłoń Rufusa,
jednocześnie przywołując wampira do porządku. Naukowiec speszył się i mnie
puścił, mrucząc pod nosem coś, co chyba miało być przeprosinami, ale ja już nie
zwracałam na niego uwagi. Wystrzeliłam przed siebie, kiedy tylko stwierdziłam,
że mam po temu okazję, po czym – chyba jedynie cudem nie zabijając się po
drodze – błyskawicznie pokonałam odległość, która dzieliła mnie od męża.
– O cholera!
A niech to diabli… – wyrwało się Gabrielowi. Jedynie roześmiałam się, zbyt
podekscytowana i szczęśliwa, żeby jakkolwiek zwrócić mu uwagę na to, że
zaczął przeklinać.
Gabriel
chciał dodać coś jeszcze, ale musiał przerwać, bo bezceremonialnie rzuciłam mu
się na szyję, omal nie zwalając go z nóg. Mnie również w pierwszej
chwili zabrakło powietrza, ale chyba nic nie było w stanie sprawić, żebym
się zdekoncentrowała i przestała zwracać uwagę na to, co działo się wokół
mnie. Ramiona Gabriela natychmiast owinęły się wokół mojej talii, kiedy zaś
ukochany poderwał mnie z ziemi, machinalnie objęłam go nogami w pasie,
chcąc znaleźć się jeszcze bliżej. Miałam wrażenie, że śnię, chociaż
jednocześnie zdawałam sobie sprawę z tego, że wszystko to, co się dzieje,
jest równie rzeczywiste, co ja i mój ukochany.
Gdzieś
ponad ramieniem Gabriela dostrzegłam zmierzających w naszą stronę Damiena i Edwarda.
Otworzyłam usta, pragnąć coś powiedzieć – cokolwiek, chociaż w głowie
miałam pustkę – ale mąż nie zamierzał dać mi po temu okazji. Wciąż tuląc mnie
do siebie, bezceremonialnie zamknął mi usta pocałunkiem, zachowując się przy
tym tak, jakby podejrzewał, że za moment coś wyrwie mnie z jego ramion,
pozostawiając niepewność i wszechogarniający strach. Natychmiast
odwzajemniłam pieszczotę, aż nazbyt dobrze rozumiejąc jego obawy; w końcu
sama czułam się podobnie.
Kiedy usta
Gabriela odnalazły moje, poczułam się trochę tak, jakby w jednej chwili
wszyscy na powrót znalazło się na swoim miejscu. Wybuch i błądzenie w ciemnościach
wytrąciły mnie z równowagi, ale wystarczyła sama obecność najważniejszej
osoby w mojej egzystencji, żeby wszystko wróciło na swoje miejsce. W jednej
chwili przestało mieć znaczenia to, gdzie się znajdowaliśmy i że nie
byliśmy sami, również to, że to nie najlepszy moment na wylewność. Liczyło się
to, że Gabriel w końcu tutaj był i teraz trzymał mnie w swoich
ramionach, pieszcząc wargami moje usta i raz po raz przeczesując palcami
moje włosy. Jego ręce były wszędzie, jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że jestem
prawdziwa, chociaż nie do końcu rozumiałam, jak mogłoby być inaczej. W końcu
byłam tutaj; byłam, tak jak i on, a żadne wątpliwości nie powinny
mieć miejsca.
Nic ci
nie jest, usłyszałam w głowie mentalny głos Gabriela. W tym samym
momencie wargi chłopaka z jeszcze większą namiętnością musnęły moje usta.
Oczywiście nie pozostałam mu dłużna, chociaż jednocześnie czułam się trochę
zażenowana tym, że nawet w takich warunkach moje ciało mogło być aż do
tego stopnia nieprzewidywalne i podatne na nawet najbardziej subtelną,
delikatną pieszczotę. Co prawda wciąż byłam świadoma tego, że wszystko nie jest
jeszcze w porządku, a my mamy poważny problem – chociażby to, że
musieliśmy przynajmniej spróbować się wydostać – ale to nagle wydało mi się
mało istotne.
– Oczywiście,
że nic mi nie jest – zapewniłam go pośpiesznie, odsuwając się nieznacznie, żeby
zaczerpnąć tchu. Nasze usta dzieliły centymetry i to mnie rozpraszało, ale
i tak zdecydowałam się na to, by spojrzeć mu w oczy. – A co z tobą?
– dodałam, prostując się w jego ramionach i próbując zmierzyć go
wzrokiem, żeby ocenić ewentualne obrażenia.
Gabriel
jedynie wywrócił oczami, po czym znów nachylił się, żeby mnie pocałować. Nie
zaprotestowałam, bez wahania odwzajemniając pocałunek i pozwalając na to,
żeby ukochany po raz kolejny zajął się rozpraszaniem mojej uwagi poprzez
pieszczoty i przesuwaniem dłońmi wzdłuż krzywizny mojego kręgosłupa i bioder.
– Ech, no
dobra, wystarczy tego. Kazałabym znaleźć wam sobie pokój, ale jak na razie to
niemożliwe, więc muszę chwytać się innych metod – wtrąciła Isabeau, bezceremonialnie
sprowadzając nas na ziemię. – Nie przejmuj się mną, braciszku. Ani mną, ani
swoim synem, ani tym bardziej tym, że twój teść…
– Zrozumieliśmy!
– warknął mój ukochany, niechętnie odsuwając mnie od siebie. Natychmiast
pozwoliłam na to, żeby postawił mnie na ziemi, ale i tak nie odsunęłam się
nawet na krok, pozwalając żeby mnie obejmował. Czułam, że palą mnie policzki i wręcz
zaczęłam błogosławić fakt, że w anemicznym oświetleniu rumieńce były słabo
widoczne. – Swoją drogą, jak zwykle zachowujesz się jak jędza, siostrzyczko –
zarzucił Beau, ale w jego głosie nie było złości. Wiedziałam, że wręcz
ucieszył się, mogąc na własne oczy przekonać się, że nie tylko ja, ale również
dziewczyna jest cała.
– Czy ty
przypadkiem nie uderzyłeś się w głowę, upadając? – odgryzła się Isabeau,
uśmiechając się w przesadnie słodki sposób. – Ja od zawsze byłam złośliwa.
W końcu taki mój urok, prawda? – Zacisnęła usta, raptownie poważniejąc. – I nie,
mnie również nic nie jest. Dziękuję, że pytasz.
– To
świetnie. A tak swoją drogą, zdążyłem zauważyć. Nie zapominaj zresztą, że
musiałoby ci urwać głowę, żeby poważnie cię skrzywdzić…
Westchnęłam,
po czym pośpiesznie wyślizgnęłam się z ramion ukochanego. Nie chodziło
nawet o to, że bliskość Gabriela była dla mnie zbyt wielką pokusą,
zwłaszcza w tej sytuacji, ale słowa Isabeau skutecznie przypomniały mi o obecności
Edwarda i Damiena. Natychmiast podeszłam do obu nieśmiertelnych, starając
się udawać, że nie dostrzegam wymownego spojrzenia taty oraz znaczącego
uśmiechu syna.
To tata doskoczył
na mnie jako pierwszy, kiedy tylko znalazłam się wystarczająco blisko.
Pozwoliłam mu się przytulić, aż nadto świadoma tego, że jeszcze siedem lat temu
taki gest przyszedłby mu z trudem. Aż nie do pomyślenia wydawało się to,
że krótko po moim pojawieniu się, kiedy wyznałam Cullenom prawdę o tym,
kim jestem, wampir dosłownie wyparł się mnie, nie będąc w stanie
zaakceptować tego, że mogłam być jego córką.
– Nic mi
nie jest, tato – wymamrotałam, powtarzając to, co powiedziałam już wcześniej
Gabrielowi. Ostrożnie się odsunęłam, więc poluzował uścisk, pozwalając na to,
żebym spojrzała na niego i na Damiena. – Wam też… Ale co z resztą?
Czy widzieliście Alessię albo…? – zaczęłam, ale jeszcze kiedy mówiłam, Edward
zaczął kręcić głową.
– Gdybyśmy
wpadli na pozostałych, byliby z nami – zauważył przytomnie. Niechętnie
przyznałam mu rację, chociaż do samego końca łudziłam się, że odpowiedź będzie
inna. Co prawda nie widziałam powodu, dla którego z własnej woli
mielibyśmy się rozdzielać, ale lepiej czułabym się ze świadomością, że
przynajmniej pozostałym nic nie jest. – Swoją drogą, nieźle nas
nastraszyliście. Myśleliśmy, że…
– Że to
Dylan, tak? – zapytałam, nie zastanawiając się nad doborem słów. Ojciec uniósł
brwi, zaskoczony, ale skinął głową. – Wiemy o tym, że gdzieś się tutaj
kręci. Rufus powiedział nam, że… – zaczęłam i zawahałam się,
uprzytomniając sobie, że to nienajlepszy pomysł, żeby już teraz im o wszystkim
mówić. Isabeau wpadła w szał, a znając Gabriela i Edwarda, jak
nic mogłam spodziewać się kłótni. – Zresztą nieważne. Teraz musimy stąd uciekać
– zreflektowałam się.
– Ej,
chwileczkę! – zaoponował natychmiast Gabriel, momentalnie odwracając się w moją
stronę. – Co do tego wszystkiego ma Rufus, pomijając fakt, że to z jego
powodu wszyscy tutaj jesteśmy?
Zaklęłam w duchu,
wyklinając to, że aż tak się zagalopowałam. Teraz już raczej nie mieliśmy
wyboru, ale nie byłam zachwycona perspektywa rozmowy, która jak nic miała
zakończyć się kłótnią – w najlepszym wypadku. Teraz nie było na to czasu,
ale raczej wątpiłam, żeby Gabriel odpuścił, skoro jakkolwiek stało się jasne,
że coś jest na rzeczy.
Machinalnie
spojrzałam na Rufusa, żeby przekonać się, że wampir w milczeniu obserwuje
rozwój wydarzeń. Lekko zmarszczył brwi, kiedy udało mu się podchwycić moje
spojrzenie, ale poza tym nie odezwał się nawet słowem. Naszła mnie dziwna myśl,
że Rufus z uwagą obserwował moje poczynania od momentu, w którym
wyrwałam mu się po to, żeby jak najszybciej znaleźć się przy Gabrielu, chociaż
nie potrafiłam stwierdzić dlaczego właściwie miałby to robić. Jego oczy nie
wyrażały żadnych emocji, naukowiec zaś po raz kolejny wydał mi się oddalony i obojętny,
jak zawsze, kiedy już zmuszony był do tego, żeby przebywać z kimkolwiek,
jeśli tylko nigdzie w pobliżu nie było Layli. Po raz kolejny się od nas
odsunął, sprawiając, że dziwna aura, która zaledwie chwilę wcześniej powstała
między nami, ostatecznie zniknęła, najprawdopodobniej bezpowrotnie. Nie jestem
pewna dlaczego, ale w tamtym momencie poczułam wyrzuty sumienia, chociaż
to wydawało się idiotyczne. Dlaczego przejmowałam się czymś na co nie miałam
wpływu, zwłaszcza, że wampir pewnie i tak nie zamierzał mi się zwierzyć?
– Po
pierwsze, może już na wstępie ustalmy sobie to, że nie mam żadnego związku z wybuchem.
Zwłaszcza ktoś taki jak ty musiał czuć energię czy jakby nazywać to, co
ostatecznie doprowadziło do eksplozji. Powiedziałbym wręcz, że to ja jestem
tutaj poszkodowany, bo będę musiał zaczynać wszystko od podstaw… Oczywiście pod
warunkiem, że w końcu przestaniecie gadać i stąd wyjdziemy – odezwał
się spokojnie naukowiec. Nie musiał krzyczeć ani nawet podnosić głosu, żeby
momentalnie zwrócić na siebie uwagę. – A po drugie, teraz nie ma czasu na
pogawędki. Jeśli chcecie, możecie kontynuować spotkanie kółeczka wzajemnej
adoracji, ale ja zamierzam poświęcić czas czemuś bardziej pożytecznemu, jak
chociażby… No nie wiem? Może szukaniu wyjścia? – zadrwił, nie szczędząc sobie
ironii. O tak, Rufus zdecydowanie stracił nastrój, a to nigdy nie
wróżyło dobrze.
– Coś
kręcisz – zarzucił wampirowi Edward, nie dając Gabrielowi dojść do głosu. –
Pomińmy już, że dawno nie miałem do czynienia z czymś tak dziwnym i skomplikowanym,
jak próba zagłuszenia myśli teorią Newtona czy czymś innym…
O dziwo, na
ustach Rufusa pojawił się blady uśmiech.
– To nie
Newton, tylko Einstein – poprawił niemal pobłażliwym tonem. – A teoria
względności nie jest dziwna, tylko banalna. To tak z gwoli ścisłości. A tak
z innej beczki… Czy mógłbyś, z łaski swojej, w końcu przestać
śledzić moje myśli? Wdaje mi się, że to dość intymna kwestia i coś
absolutnie naturalnego, więc byłby wdzięczny, gdybyś w końcu dał mi
spokój.
– Powiedział
wampir, któremu wydaje się, że pozjadał wszystkie rozumy… – mruknął wyraźnie
urażony Edward. Nigdy nie tolerował tego, że ktokolwiek bronił się przed jego darem.
– Nic nie
poradzę na to, że jestem genialny – mruknął znudzonym tonem, zakładając obie
ręce na piersi.
– Daruj
sobie te swoje przechwałki i lepiej użycz nas trochę tego swojego
geniuszu. Chyba dopiero co powiedziałeś coś na temat szukania wyjścia, prawda?
– wtrąciła Isabeau, decydując się przejąć kontrole nad sytuacją. – Chcę w końcu
stąd wyjść. Co więcej, gdzieś tam jest moja siostra i synowie, którym w każdej
chwili może stać się coś złego… Zresztą nie tylko oni. – Spojrzała na niego
znacząco. „To będzie twoja wina” – zdawały się mówić jej oczy, chociaż
oczywiście żadnego z tych słów nie wypowiedziała na głos, najwyraźniej
świadoma tego, że kolejna kłótnia jedynie nas wszystkich spowolni. – Nie wiem
jak tobie, ale mnie trochę się śpieszy. Jesteś zresztą coś winny Layli, prawda?
Rufus
zacisnął usta w wąską linijkę, momentalnie poważniejąc. Jego wzrok był
chłodny i wręcz przyprawiał mnie o dreszcze.
– Jeśli
wydaje ci się, że jako jedyna martwisz się o Laylę, jesteś w błędzie,
wieszczko – oznajmił chłodno. – A teraz idziemy. Równie dobrze możemy
porozmawiać po drodze – dodał i bezceremonialnie ruszył przed siebie,
wymijając nas wszystkich i kierując się w głąb korytarza z którego
dopiero co przyszli Gabriel, Damien i Edward. Jakoś nie miałam złudzeń co
do tego, czy zamierzał z nami o czymkolwiek rozmawiać.
Patrzyliśmy
zanim przez kilka sekund, zanim w końcu podjęliśmy decyzję. Gabriel do
samego końca wyglądał tak, jakby zamierzał naukowca zawrócić i zażądać od
niego wyjaśnień, ale ostatecznie zdrowy rozsądek wziął górę i chłopak
chcąc nie chcąc zdecydował się Rufusowi zaufać. W milczeniu ruszyliśmy za
nim, trzymając się blisko siebie, przynajmniej w miarę możliwości, bo
tunel był stosunkowo wąski. Czułam, że mój mąż jest zdenerwowany i wcale
mu się nie dziwiłam, ale zdawałam sobie sprawę, że w tej sytuacji
milczenie było najlepszym rozwiązaniem.
Gabriel
chwycił mnie za rękę, żeby się uspokoić. Pozwoliłam mu na to, czerpiąc z jego
obecności poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebowałam. Chwilę później
po mojej lewej stronie zmaterializował się Damien, więc objęłam go wolną ręką,
starając się nie myśleć o tym, że wraz z nami powinna być również
jego siostra.
– Też
martwię się o Ali – odezwał się, jakby czytając mu w myślach. – Ale
próbuję wierzyć w to, że wiedziałbym, gdyby stało się jej coś złego. W tej
sytuacji brak wiadomości to chyba dobra wiadomości, prawda?
– Alessi
nic nie jest – odpowiedziałam machinalnie, nie chcąc brać innej opcji pod
uwagę. – Co więcej, pewnie jest gdzieś z Aldero i Cammym i świetnie
się bawią – dodałam, chociaż to byłoby szczytem marzeń.
Damien
uśmiechnął się blado.
– Na pewno.
– Wywrócił oczami. – Świetna zabawa. Błądzenie w ciemności, straszenie się
nawzajem… O tak, to zdecydowanie ich klimaty – stwierdził, ale mnie nie
było do śmiechu.
– Damien… –
zawahałam się. – A co z tobą? Nic ci się nie stało? – zapytałam i prawie
natychmiast poczułam się głupio, zwłaszcza, że doskonale znałam jego dar.
– Absolutnie
nic, mamo – zapewnił mnie natychmiast. Jego czekoladowe oczy mimowolnie
przesunęły się na moje czoło, a chwilę później poczułam, jak przez moje
ciało przenika znajome, bijące od chłopaka ciepło. – Absolutnie nic… – powtórzył,
wyraźnie z siebie zadowolony.
Jedynie
uśmiechnęłam się, na moment przymykając oczy i pozwalając, żeby
uzdrawiająca energia dodała mi siły. Głowa w końcu przestała mi
przeszkadzać, nie miałam zresztą wątpliwości co do tego, że rozcięcie
natychmiast się zasklepiło, nie pozostawiając po sobie śladu.
Znów
zapadła cisza, przynajmniej na kilka sekund. Starałam się koncentrować na
drodze, ale mój wzrok raz po raz uciekał w stronę Damiena i Gabriela,
zwłaszcza, że obaj poruszali się tak cicho, że raz po raz miałam wrażenie, że
jestem sama.
– Mi
amore… –
odezwał się cicho Gabriel, kiedy po raz kolejny nasze spojrzenia się spotkały.
Kiwnęłam zachęcająco głową. – Tak z czystej ciekawości… Czy chcę wiedzieć o co
chodzi? – zapytał mnie wprost, zerkając wymownie w stronę Rufusa.
Jedynie
westchnęłam zrezygnowana.
– Nie,
Gabrielu. Zdecydowanie nie chcesz wiedzieć.
Gabriel, Gabriel, Gabriel *O* Radujcie się wszyscy, gdyż pojawiła się moja ulubiona postać xd nareszcie^^ Boże teksty Rufusa są genialne xd Haha, geniusz się znalazł... No dobra to geniusz :D podobało mi się to jak przekomarzał się z Edwardem o tej teorii. No i jeszcze moja Beau ze swoimi uwagami xd. Ona zdecydowanie lubi dokuczać innym, a w szczególności Gabrielowi :D chociaż co tu się dziwić. Chyba każdy lubi drażnić swoje rodzeństwo. Ja w szczególności :D Nessie i Gabriel nie są sobą nasyceni xd daj im trochę prywatności :P
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać momentu, aż spotkają się z Marco i resztą *O* to będzie... nie wiem jakie, ale będzie :D
Weeny, <3