Alessia
W jednej chwili świat się
zatrzymał, a przynajmniej takie wrażenie miała Alessia. Wciąż oszołomiona,
powoli unikała głowę ku górze, po czym nieprzytomnie rozejrzała się dookoła,
szukając wzrokiem właściciela cichego, niemal łagodnego głosu.
Usłyszała
ciche przekleństwo Riddley'a i jakieś zamieszanie, ale to nie miało dla
niej znaczenia. Najważniejsze było to, że wilkołak odpuścił, a przynajmniej
już tak gniewnie nie mierzył się wzrokiem Quinnem. Ali momentalnie zerknęła w stronę
przyjaciół, żeby z ulgą przekonać się, że oboje odsunęli się odrobinę.
Hayley mocno wszczepiła palce w ramię brata, dla pewności jeszcze bardziej
próbując odsunąć go od dzieci księżyca, chociaż nieco utrudniał jej to fakt, że
wilkołaki dosłownie otaczały ich ze wszystkich stron, odcinając wszystkie drogi
ucieczki.
– Na litość
bogini… – westchnął Riddley, krzywiąc się teatralnie. Poruszył się, omal nie
wpadając przy tym na Alessię. Musiała odsunąć się i pospiesznie usiąść,
chociaż ciało odmawiało jej posłuszeństwa, dziwnie spięta i ociężałe. – Co
znowu?
– Nic. Po
prostu masz ich zostawić – powtórzył ten sam głos, tym razem gdzieś
zdecydowanie bliżej.
Alessia raz
jeszcze rozejrzała się dookoła, a potem w końcu dostrzegła tego,
który pojawił się i był ich wybawieniem. Sama nie była pewna, dlaczego
wcześniej nie zorientowała się o kogo chodzi, chociaż mogło mieć to
związek z oszołomieniem i tym, że właściciel głosu zdecydowanie
różnił się od swoich pobratymców, w znakomitej większości równie dobrze
zbudowanych i nieprzyjemnych jak Riddley. Z drugiej strony, mogło
mieć to jakoś związek z ciężkimi oparami, które wciąż unosiły się w powietrzu
i przyprawiały ją o zawroty głowy, ale to akurat było sprawą
drugorzędną.
Tak czy
inaczej, w końcu go zobaczyła, jak szybko idzie w ich kierunku. Tuż
za nim zamigotała jej szczupła sylwetka River Song, wyraźnie przestraszonej i równie
zszokowanej, ale wampirzycy równie dobrze mogło tam nie być – Alessia nie
zauważyłaby różnicy, bo i tak się na niej nie koncentrowała. Jej wzrok w pełni
przyciągnęła najbardziej niepozorna i paradoksalnie niezwykła postać w całym
towarzystwie. Był to niewiele wyższy od niej, szczupły i nienaturalnie
blady chłopak. Chociaż bez wątpienia był wilkołakiem, w żadnym wypadku nie
przypominał postawnego, wzbudzającego respekt Riddley'a, w porównaniu z nim
sprawiając wrażenie słabego i dziecinnego. Pierwszym, co przykuło uwagę
Alessi, były jego oczy, czarne i dziwnie smutne, jakby odległe. Nie
patrzył na nią, wzrok cały czas wbijając w Riddley'a i wyraźnie mu
nie ufając. W jego tęczówkach czaiła się swego rodzaju niezdrowa
determinacja, chociaż nawet to nie było w stanie sprawić, żeby smutek
zatarł się całkowicie.
Chłopak był
dziwnie blady, co mogło mieć związek z blaskiem ognia albo czarnymi
włosami, które mocno kontrastowały z jego bladą cerą. W przeciwieństwie
do Riddley'a i jego kopii, włosy miał gęste i długie, chociaż nie
tak, jak Quinn. Grzywka opadała mu na twarz, częściowo ją przysłaniając i nadając
chłopakowi jeszcze bardziej smutny, niemal gotycki wygląd. Na sobie miał jeansy
i luźną bluzę kapturem, która utrudniała ocenę postury jego ciała, ale i bez
tego widać było, że jest dość mizerny. W zasadzie wyglądał na słabego i chorego,
co bynajmniej nie poprawiało sytuacji, ale – w jakiś dziwny, pokrętny
sposób – Alessia poczuła się przy nim bezpieczna.
Chociaż nie
było najmniejszych wątpliwości co do tego, że Riddley bez trudu mógłby zatrzeć
nowo przybyłego na miazgę, chłopak nawet się nie zawahał, wciąż patrząc na
wilkołaka wyczekująco. Riddley zmrużył oczy, ale – i to było dla Alessi największy
szokiem – faktycznie usłuchał, chociaż niechętnie.
– Co tam,
Ariel? – rzucił pozornie pogodnym tonem Riddley, ale w jego głowie słychać
było fałsz. Wydawał się poirytowany, poza tym patrzył na stojącego przed nim
chłopaka z pobłażaniem. W taki sposób patrzy się na kogoś słabszego,
chociażby nic nierozumiejącego młodszego brata, ale już na pierwszy rzut oka
widać było, że ta dwójka nie jest ze sobą spokrewniona. – Chyba widzisz, że
jestem zajęty – dodał.
– Widzę. – Ariel
się skrzywił. – Ale odpuść sobie. Chyba nie po to tutaj jesteśmy, prawda?
– On ma
rację – dodała River Song. Alessia aż się wzdrygnęła; zupełnie zapomniała o czyjejkolwiek
obecności. – To zresztą moja wina. Oni mieli przyjść ze mną – dodała, nawet
słowem nie wspominając o tym, że obecna miała być jedynie Alessia.
Riddley
sztywno skinął głową, najwyraźniej dobrze zdając sobie sprawę z tego, że
nie ma innego wyboru. Część z obecnych już i tak zdążyła się rozwiać,
zachowując się tak, jakby nic się nie stało i chwilę wcześniej nikt nie zamierzał
ich zlinczować. River Song zmarszczyła brwi, obojętnym wzrokiem odprowadzając
całą grupę wzrokiem, póki nie upewniła się, że sytuacja już jest opanowana.
Mimowolnie zerknęła w stronę ogniska, a przez jej twarz przemknął
cień, ale to równie dobrze mogło być złudzeniem, bo prawie natychmiast znów
skoncentrowała się na Alessi i jej przyjaciołach.
– To był
bardzo głupi pomysł, Quinn – powiedziała cicho, tonem surowej nauczycielki. To
był zły znak, bo jest River zaczynała zachowywać się w tak formalny sposób…
– Nie powinieneś był ich prowokować. Sądziłam, że będąc w ostatniej
klasie, zdążyliście się już czegoś nauczyć.
Quinn
sprawiał wrażenie zdenerwowanego i w pełni pokonanego. Cały czas
wpatrywał się w przestrzeń, obserwując ognisko i zgromadzone przy nim
wilkołaki, teraz sprawiające wrażenie grupę imprezujących, normalnych
dzieciaków. Raz po raz ktoś wybuchał śmiechem, a faceci rywalizowali
między sobą, zachowując się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Po prostu ich
ignorowali, a przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka, bo
Alessia aż nazbyt wyraźnie czuła spoczywające na niej spojrzenia. Kiedy się
odwróciła, dostrzegła nawet obserwującego ich Riddley'a, ale wilkołak szybko
odwrócił głowę, kiedy tylko podchwycił jej wzrok.
Usłyszała
ciche kroki, a potem jakiś cień znalazł się dosłownie tuż nad nią.
Wzdrygnęła się, po czym poderwała głowę, spoglądając wprost w pozbawioną
jakichkolwiek emocji, bladą twarz Ariela.
– Potrzebujesz
może pomocy? – zapytał ją cicho, wyciągając rękę w jej stronę.
– Pomocy…? –
Popatrzyła tępo na jego dłoń, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że wciąż
siedzi na ziemi, jakoś niespecjalnie kwapiąc się do tego, żeby wstać. – Och,
tak. Dziękuję – zreflektowała się i szybko ujęła go za rękę; czuła, że
palą ją policzki.
Ariel wyglądał
na słabego, ale uścisk jego dłoni okazał się zaskakująco pewny i silny.
Bez problemu poderwał ją z ziemi, chociaż nie tak brutalnie i gwałtownie,
jak wcześniej zrobił to Riddley, kiedy przyuważył ją, Hayley i Quinna w zaroślach.
– No tak… –
mruknął nieco spędzony Ariel, cały czas ją obserwując. Dlaczego czuła się tak
nieswojo pod spojrzeniem jego ciemnym, oszałamiających oczu? Wciąż
zdezorientowana, zmusiła się do tego, żeby wyrwać dłoń z jego uścisku. – Wszystko
w porządku? – zapytał z wahaniem, wpatrując się w swoje dłonie z lekko
zmarszczonymi brwiami.
Alessia
ledwo powstrzymała się od tego, żeby nie jęknąć z frustracji i zażenowania.
Nie rozumiała dlaczego, ale wciąż czuła się równie oszołomiona, co w momencie,
w którym znalazła się w silnym uścisku Riddley'a. Być może to był
szok, ale niezależnie od przyczyny, była na siebie zła za to, że zachowywała
się w taki sposób. Co więcej, nie była zachwycona tym, że wprawiła Ariela w zakłopotanie,
nie wspominając o tym, że w jego oczach musiała zachowywać się jak
wariatka.
Nawet jeśli
nie, to za chwile jak nic uzna cię za świruską. No odpowiedz mu!, skarciła się w duchu,
ale i tak minęło jeszcze kilka sekund, zanim w końcu udało jej się
odezwać:
– Tak… Tak,
raczej ze mną wszystko w porządku – mruknęła, mając ochotę zapaść się pod
ziemię. Tak, zdecydowanie potwierdzała swoje słowa, mając trudności z zebraniem
myśli! – Dziękuję ci – dodała, próbując się zreflektować, ale i tak czuła
się jak kompletna idiotka.
Ariel
jedynie wzruszył ramionami i uśmiechnął się blado. Uśmiech ten wydał jej
się wymuszony i dziwny jakby było to czymś, czego zwykle nie robił. Co
więcej, gest nie objął jego oczu – te wciąż pozostawały smutne.
– Taa… Nie
ma sprawy.
Czuła, że
prawdopodobnie powinna była coś dodać, ale w głowie miała kompletną
pustkę. Machinalnie nabrała powietrza do płuc, próbując znaleźć sposób na to,
żeby się uspokoić i jakoś dojść do siebie, ale prawie natychmiast tego
pożałowała, w efekcie fundując sobie kolejne zawroty głowy i mdłości.
Cokolwiek wchodziło w skład ziołowej mieszanki, wpływało na nią coraz
gorzej, im dłużej zmuszona była to wdychać.
– Szlag, co
właściwie strzeliło wam do głowy? – zapytała gniewnie River Song. Alessia
niemal z wdzięcznością skierowała wzrok w jej stronę, w duchu
ciesząc się z tego, że miała pretekst do tego, żeby dalej nie ciągnąc
rozmowy. Oczywiście zaraz tego pożałowała, kiedy dostrzegła spojrzenie jakim
obrzuciła ją River, ale i to było lepsze od dalszego upokarzania się i dezorientacji.
– Przecież mówiłam, że spotkamy się na skwerze! Nie mam nic przeciwko, że nie
przyszłaś sama, bo spodziewałam się, że tak będzie, ale powinniście byli na
mnie zaczekać, Alessiu!
– Przepraszam
– westchnęła zrezygnowana. – Moja wina, ale skąd mogłam wiedzieć? Powiedziałaś…
River Song
machnęła ręką, najwyraźniej zmęczona sytuacją, chociaż fizycznie było to
niemożliwe. Być może zawdzięczała to swojemu darowi, ale efekt okazał się
bardzo realny.
– Dobrze,
może masz rację. Skąd mogliście wiedzieć, że oni… – Rzuciła wymowne spojrzenie w stronę
ogniska i wilkołaków, po czym z niedowierzaniem pokręciła głową. Jej
błękitne oczy powędrowały w stronę ciemnowłosego chłopaka, który jakby
zastygł w bezruchu, wyraźnie oddalony od swoich pobratymców, jakby pod
żadnym względem nie chciał być z nimi identyfikowany. – No, ale
przynajmniej na ciebie jednego zawsze można liczyć, Arielu – zreflektowała się,
mrugając pośpiesznie i zachowując się tak, jakby dopiero teraz
przypomniała sobie o obecności chłopaka.
Ariel
jedynie skinął jej głową, po czym wsunął obie dłonie do kieszeni bluzy. Uparcie
milczał, spoglądając na nich obojętnie i zachowując się tak, jakby był
czymś niewiele więcej niż powietrze.
– Nie żebym
narzekała, ale możemy w końcu stąd iść? – jęknęła Hayley, krzywiąc się. – Zaraz
zwymiotuję – dodała słabym głosem, lekko pochylając się do przodu i wspierając
obie dłonie na udach.
Faktycznie
była blada, a na czoło wstąpiły jej kropelki potu. Oddychała ciężko,
starając się wdychać jak najmniej wymieszanego z oparami powietrza,
chociaż praktycznie było to niemożliwe. Alessia również czuła, że wiruje jej w głowie
i chociaż nie była w takim stanie jak jej przyjaciółka, mogła się
założyć, że prędzej czy później ją też opanują mdłości, jeśli nareszcie nie
ruszą się z miejsca. Niezależnie od wszystkiego, nawet będąc uosobieniem
gracji i z wampirzymi zdolnościami, podczas torsji po prostu nie dało
się wyglądać dobrze.
River Song
westchnęła.
– Zbierajmy
się stąd – zgodziła się. Zerknęła na Hayley, ale ta najwyraźniej jakoś sobie
radziła, wsparta na ramieniu brata, dlatego wampirzyca ostatecznie ruszyła
przodem. – Aha, Arielu… Przyjdź do nas jutro, jeśli znajdziesz chwilę.
Ceremonia coraz bliżej, a ja mam problem z zebraniem dzieciaków
razem. Sądzę, że będziesz mógł mi pomóc – dodała, krótko oglądając się za
siebie.
– Zastanowię
się – obiecał, ale coś w jego tonie sprawiło, że Alessia zwątpiła, czy się
pojawi; może im pomógł, ale wciąż pozostawał jednym z nich, a przynajmniej
tak jej się wydawało.
Raz jeszcze
zerknęła na Ariela, po czym szybko ruszyła za River Song, która zdążyła już pokonać
kilka dobrych metrów. Hayley i Quinn popatrzyli po sobie wymownie i również
ruszyli się z miejsca, orientując się, że River nie zamierza na nich
czekać, a tym bardziej ich niańczyć. W tym świecie jako
siedmiolatkowi byli dorośli – a od dorosłych wymagało się przynajmniej
minimum samodzielności.
Idąc przed
siebie, Alessia musiała walczyć z instynktownym pragnieniem, żeby rzucić
się do biegu. Powstrzymywała się, dobrze wiedząc, że to zły pomysł; jakby nie
patrzeć, już raz sprowokowali dzieci nocy, więc lepiej było tego nie powtórzyć.
W zamian niespokojnie obejrzała się za siebie, żeby przekonać się, że
Ariel wciąż stoi w tym samym miejscu, w którym go zostawili i uważnie
lustruje ich wzrokiem…
Albo to
raczej ją lustrował wzrokiem.
Kiedy ich
spojrzenia się spotkały, chłopak gwałtownie się wzdrygnął, po czym szybko
spuścił wzrok. Zanim Alessia zdążyła się zorientować, brunet odwrócił się na
pięcie i jakby nigdy nic, ruszył przed siebie, kierując się w stronę
ogniska. Nie odwrócił się przy tym ani razu, chociaż Alessia do samego końca
miała cicha nadzieje, że jednak to zrobi. Sama nie była pewna, dlaczego
właściwie jest to dla niej takie ważne, ale fakt faktem było, a kiedy nie
doczekała się przewidzianej reakcji, poczuła się… rozczarowana.
– Ali,
pośpiesz się! – zawołał Quinn, wyrywając ją z letargu. Wzdrygnęła się, po
czym szybko oderwała wzrok od pleców Ariela, żeby przekonać się, że nie wiadomo
kiedy została w tyle. Quinn zostawił Hayley i podszedł do niej,
wyraźnie zaniepokojony. – Coś nie tak? – zapytał, również zerkając w stronę
wilkołaków.
Alessia
zaprzeczyła ruchem głowy, ale Quinn wydawał się tego nie widzieć. Chłopak lekko
zmarszczył brwi i skrzywił się bez ostrzeżenia; dopiero kiedy odsłonił
zęby i warknął cicho, Ali pojęła, że coś jest nie tak.
Nie od razu
zauważyła, że ktoś ich obserwuje – z tym, że to nie był Ariel. Tuż za
zasłoną dymu i płomieni, w pełni rozluźnionego, dostrzegła ponuro
watującego się w nich Riddley'a. W zasadzie do wilkołak wpatrywał się
przede wszystkim w Quinna, kiedy zaś i pół-wampir spojrzał na swojego
niedoszłego przeciwnika, usta dziecka księżyca wykrzywił niepokojący uśmiech.
– Sądzę, że
jeszcze się policzymy – powiedział bezgłośnie Riddley, ale oboje zrozumieli
jego słowa doskonale.
Alessia
poczuła, że robi jej się zimno, chociaż sama nie była pewna dlaczego. Nie miała
wątpliwości, że słowa Riddley'a przeznaczone były dla Quinna i że wilkołak
bynajmniej nie żartował. To była groźba albo ostrzeżenie – tak czy i inaczej,
po prostu czuła, że powinni wziąć je na poważnie.
Szybko
uciekła wzrokiem gdzieś w bok, koncentrując się na bladej, pozbawionej
jakiegokolwiek wyrazu twarzy Quinna. Chłopak oddychał płytko, a jego
topazowe oczy błyszczały gniewnie, Ali jednak wiedziała, że to sposób na to,
żeby ukryć strach. Coraz bardziej niespokojna, szybko ujęła przyjaciela pod
ramię, po czym stanowczo pociąg dla go za sobą, chcąc jak najszybciej się
oddalić.
– Chodźmy
stąd, Quinn – wyszeptała, kiedy w pierwszej chwili zaparł się, jakby
wahając się nad tym, czy jednak nie zostać.
Quinn
wzdrygnął się i z trudem zmusił się do tego, żeby odwrócić się do
ogniska i wilkołaków plecami. Ali odetchnęła, po czym bardziej stanowczo
wtuliła się w bok przyjaciela i pociągnęła go za sobą, nie
protestując, kiedy zdecydował się otoczyć ją ramieniem. Z trudem udało im
się dogonić Hayley, jedynie dlatego, że dziewczyna przystanęła, żeby na nich
zaczekać. Wciąż wyglądała blado, dlatego Quinn również ją otoczył ramieniem i we
trójkę, raz po raz potykając się i zawadzając sobie nawzajem, ruszyli za
River Song.
Wampirzyca
czekała na nich przy wejściu do Akademii, stojąc tuż przy kamiennych stopniach i wyraźnie
się niecierpliwiąc.
– Wszystko w porządku?
– zapytała, kiedy tylko do niej dołączyli. Uważnie lustrowała ich wzrokiem,
lekko marszcząc brwi i wciąż wyglądając na rozeźloną. W jej oczach
czaiły się rubinowe cętki, kiedy na moment straciła panowanie nad mocą i ukazała
swoją prawdziwą naturę.
Alessia
skrzywiła się nieznacznie.
– Jesteś na
nas zła – stwierdziła, decydując się nie pytanie wampirzycy nie odpowiadać; przecież
sama widziała, że nie było w porządku.
– Jestem
zła na siebie – zaoponowała kobieta, wspierając obie dłonie na biodrach. Nawet
zmartwiona wyglądała niezwykle atrakcyjnie. – Jasne, powinniście byli na mnie
zaczekać, ale ja też powinnam była wcześniej sprawdzić, czy będziemy
bezpieczni. Wilkołaki są nieprzewidywalne i wątpię, żebym miała na nie
jakikolwiek wpływ, skoro ich nie uczę. Dla nich jestem jedynie ważniejszym
wampirem, którego lepiej byłoby nie skrzywdzić, żeby nie wpaść w kłopoty.
– Więc dlaczego,
do cholery, zaryzykowałaś?! – warknął Quinn, nagle sztywniejąc i tracąc
nad sobą panowanie. Zarówno Alessia, jak i Hayley zesztywniały, ale River
Song nawet nie drgnęła. – Myślałem, że to bezpieczne. Myślałem, że…
– Bo
zazwyczaj bywało bezpiecznie, nawet jeśli wilkołaki nigdy nie należały do
najprzyjemniejszych. Niejednokrotnie tutaj przychodziłam i… – Nagle zmarszczyła
brwi i spojrzała w niebo. – Cholera!
– Co?! – Quinn
wciąż wydawał się zdenerwowany. – No co? – powtórzył, ale już mniej pewnie.
Alessia
również spojrzała w niebo, ale nie dostrzegła w nim niczego
szczególnego. Niebo wyglądało jak zawsze, aksamitnie czarne i usiane
migocącymi łagodnie gwiazdami. Jedynym wyjątkiem był brak księżyca, ale to
akurat…
– Dzisiaj
wypada nów – wyjaśniła River Song, podchwyciwszy jej zdezorientowane
spojrzenie. – Zaczyna się nowy cykl, ale o tym doskonale wiecie, bo sami
wierzymy w magię pełni i nowiu. Z tym, że dla wilkołaków to
ważna data; czekają na odrodzenie księżyca i nadejście pełni. Oczywiście,
bardziej doświadczeni potrafią przemieniać się bez udziału księżyca, ale to
właśnie podczas pełni dzieci nocy są najbardziej niebezpieczni, najmniej…
ludzcy. W końcu wszystkie te legendy nie wzięły się znikąd.
– Och,
niech zgadnę – żachnął się Quinn. Zawsze, kiedy był zdenerwowany, zaczynał
ironizować i zachowywać się nieprzyjemnie. – Przez twoją pomyłkę
trafiliśmy w sam środek ich ważnego, pieprzonego rytuału, podczas którego
obcy nie są mile widziani, tak? Chyba, że to norma, a odpierzyło im od tej
marihuany, ale to w zasadzie żadna różnica.
Marihuany?
Stąd ta gorycz i uczucie oszołomienia! Alessia nie znała tego zapachu
wcześniej, ale przecież dobrze wiedziała, że czasami używało się narkotyków,
najczęściej w małych ilościach, żeby łatwiej było się skoncentrować i wpaść
w trans. Z tym, że w przypadku dzieci nocy to była przesada.
Cudownie,
po prostu marzyłam o tym, żeby spędzić noc, stojąc w oparach
marihuany!, pomyślała i nagle zapragnęła wyć z rozpaczy.
River Song
westchnęła z rezygnacją.
– Mniej
więcej – przyznała niechętnie, nie precyzując z którym stwierdzeniem Qinna
tak konkretnie się zgadza. Najbardziej prawdopodobne wydawały się oba.
– Cudownie –
jęknął chłopak, ale emocje zaczynały już opadać i wydawał się bardziej
zmęczony niż rozgniewany. – Od razu mi lepiej.
River Song
postanowiła go zignorować.
– Tak czy
inaczej, bardzo was za to przepraszam. Nie tak sobie to wyobrażałam…
– My też – mruknął
pod nosem Quinn, po czym zamilkł, bo Hayley łokciem uderzyła go w żebra.
– … ale to
już bez znaczenia – dokończyła River, zupełnie jakby nikt nie próbował jej
przerwać. – Najważniejsze, że nic się nie stało.
– Prawie – zauważyła
cicho Hayley, odzywając się po raz pierwszy od momentu odejścia od zajmowanej
przez wilkołaki polany. – Prawie nic się nie stało. Ale mogło – dodała, kiedy
wszyscy na nią spojrzeli.
Wampirzyca
zacisnęła usta i niechętnie skinęła głową. Jasne włosy opadły jej na
twarz, dlatego odgarnęła je ruchem ręki, zatykając niesforne kosmyki za ucho.
– Powinniście
wracać do domu. Jest już późno – stwierdziła, znów przybierając beznamiętny,
niemal szorstki ton. – Mam was odprowadzić czy…?
– Dziękujemy,
poradzimy sobie sami – zapewnił Quinn, wchodząc na schody. Pociągnął za sobą
Alessię i Hayley, zmuszając je do tego, żeby ruszyły się z miejsca. –
Najpierw odstawimy Ali, a potem wrócimy z Hayley do domu. Nic nam się
nie stanie.
River Song
skinęła głową, ale nie wyglądała na przekonaną. Odprowadziła ich wzrokiem,
kiedy wchodzili do Akademii, ale nie ruszyła za nimi, prawdopodobnie wychodząc
ze skweru zupełnie inną drogą.
Alessia nie
była skoncentrowana na tyle, żeby dłużej o tym myśleć. W pierwszym
odruchu chciała zaprotestować i kazać Quinnowi zabrać Hayley do domu już
teraz, ale zrezygnowała, kiedy tylko znaleźli się w ciemnych, słabo
oświetlonych korytarzach. Wcześniej sądziła, że sama sobie poradzi i pewnie
tak było, ale z drugiej strony…
Postać w lesie,
wilkołaki – to było zdecydowanie zbyt dużo.
A miała
niejasne przeczucie, że to dopiero początek.
To Ariel, na to nie wpadłam.Widzę, że Ali odziedziczyła po mamie ten wyjątkowy talent do pakowania się w kłopoty:D
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale coś ta River Song wydaje mi się podejrzana zwłaszcza, że to niby przypadkowa zapomniał, że akurat wypada nów. Nie mogę się doczekać następnego spotkania Ali z Arielem skoro już tak namieszał jej w głowie to na uroczystości zakończenia szkoły może być zabawnie:)
Szczerze powiedziawszy to chyba nigdy tak bardzo niecierpliwiłam się jak w tej księdze.Już nawet dla zabicia czasu zaczęłam wracać do początków kiedy to Gabriel i Renesmee dopiero się poznali, a nie powiem bo miło tak wrócić:D
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział, a to już dziś *.*
Renesmee :)