26 marca 2013

Pięćdziesiąt

Isabeau
Skupiała się na liczeniu kroków. Przez niemal dwadzieścia słyszała, jak Drake jeszcze próbuje zagadywać Carlisle’a, być może licząc na to, że Isabeau się zdenerwuje i jednak wróci, żeby spróbować zamknąć mu usta. Później już nie miał motywacji albo to doktor postanowił go ignorować – jakakolwiek była przyczyna, najważniejsze było to, że w końcu przestała słyszeć jego irytujący głos.
Czterdzieści siedem kroków. Dlaczego była taka głupia, próbując nakłonić Drake’a do zdradzenia któregokolwiek ze swoich planów poprzez nawiązywanie do przeszłości? Nawet jeśli zrozumiał gest – to, że znów znalazła się u jego boku, ale po drugiej stronie mając kogoś na kim również jej zależało, chociaż zdecydowanie w inny sposób – jedynie wykorzystał go przeciwko niej. Carlisle nie był Aldero i w tym leżał cały problem, bo gdyby był przy niej brat, nawet najgorsze oskarżenie Drake nie było w stanie sprawić, żeby Aldero się od niej odwrócił.
No dobrze, może przesadzała z tym, że Carlisle był teraz przeciwko niej, bo z pewnością tak nie było, ale to nie zmieniało faktu, że wampir jednak był na nią zły. Trudno żeby było inaczej, skoro od samego początku kłamała (to nic, że jedynie ukrywając istotne fakty ze swojej przeszłości – w tej sytuacji nie miało to znaczenia), czym ostatecznie doprowadziła do tego, że musieli podporządkować się Drake’owi, podczas gdy w Forks umierały Renesmee i Alessia.
Miała im pomóc, a jednak jedynie pogorszyła sytuację, jeśli zaś coś im się stanie, zarówno Gabriel, jak i Carlisle, mieli pewne prawo jej nienawidzić… Nie żeby byli w stanie mieć do niej większe pretensje niż ona sama do siebie, ale jednak.
Patrzcie państwo, pomyślała z rezygnacją. Oto i Isabeau Licavoli. Kapłanka i niezależna kobieta, największa zołza w okolicy. Porzucona kłamczucha u boku świra, nosząca pod sercem jego dziecko… Potrząsnęła głową, ale nie była w stanie wyzbyć się podobnych myśli, podobnie jak świadomości, że właśnie przegrała wszystko. Teraz była tutaj, może i fizycznie czując się świetnie, ale faktycznie będąc sponiewieraną i upokorzoną na wszystkie sposoby. I na dodatek wciąż nie wiedziała, czego właściwie chce i jakimi uczuciami darzy Drake’a, a co dopiero do starających się zastąpić jej rodzinę Cullenów.
Sama musiała przyznać, że była beznadziejnym przypadkiem już od pierwszego momentu, kiedy się pojawiła. Nie sądziła, że kiedykolwiek pożałuje znamienitej większości swoich zachowań, a jednak teraz zadręczała się na samą myśl o tym, jak pozwoliła, żeby Carlisle i Esme zaczęli traktować ją jak córkę, jednocześnie traktując ich niczym obcych. Edward to było co innego, Gabriel i Renesmee też, ale wobec przybranych rodziców całego klanu mogła być bardziej uczucia i z góry ustalić pewne granice. A najlepiej sprawić, żeby nie zdołali obdarzyć jej żadnym ciepłym uczuciem i odejść, kiedy tylko Gabrielowi udało się wyciągnąć Renesmee z tamtego szpitala, który zamienili w pył.
No cóż, co ktokolwiek mógł poradzić na to, że właściwie nie wiedziała czego chce i oczekiwała, że świat będzie się kręcił wokół niej? Widziała przyszłe katastrowy, ale chyba nawet to nie usprawiedliwiało tego, że była wredną zołzą – suką, jak w złości wypomniał jej Gabriel. W tym momencie sama miała ochotę się tak nazywać, bo i czyż nie taki był stan rzeczy? Zmieniła się po śmierci Aldero na gorsze, zamykając w swojej skorupie i nie dopuszczając do niej nikogo, przynajmniej do momentu, kiedy w obecności rodzeństwa i tej jakże nietypowej rodziny wampirów, jej osłona zaczęła pękać, a jej zaczęło naprawdę na kimś więcej zależeć. I zamiast w porę się wycofać, pozwoliła żeby wszystko zaczęło się komplikować, kiedy zaczęła próbować dopasować się do życia, które zupełnie jej nie odpowiadało. Była samotniczką i niepotrzebnie została w Forks.
Teraz już i tak nie dało się nic na to poradzić, ale mimo wszystko żałowała. Nie żeby kiedykolwiek sądziła, że biczowanie się przez resztę wieczności jest dobrym pomysłem, ale mimo wszystko nie mogła odepchnąć od siebie pewnych myśli, zwłaszcza teraz, kiedy została sam na sam ze swoimi uczuciami. Jej zdolność do ignorowania wszystkiego wkoło i „wyłączania” toku myśli nagle okazały się niewystarczające.
– Powiedz mi, po co ci to było? – Uniosła głowę i aż wzdrygnęła się, kiedy nagle zobaczyła tuż przed sobą Drake’a. Zmaterializował się nagle i teraz szedł tyłem, żeby móc na nią patrzeć. – Wciąż nie rozumiem, Isabeau, dlaczego masz tak wiele sekretów. Możesz być na mnie zła, ale prawda jest taka, że ja po prostu nie widzę sensu w ukrywaniu faktów.
Spojrzała na niego gniewnie, zamierzając nie odpowiadać i ignorować go być może nawet przez całą podróż albo dłużej. Niestety, okazało się to niemożliwe – jego wzrok był jasny i zrozumiała, że nie zamierzał odpuścić, nawet gdyby miał posuwać się za nią niczym cień. Czegoś takiego z pewnością nie zamierzała znosić.
– To nie są sekrety – syknęła. – Po prostu do pewnych wspomnień lepiej nie wracać – dodała, spoglądając na niego znacząco.
Uśmiechnął się złośliwie.
– Chociażby do tego uroczego wieczoru, kiedy się zabawiliśmy, chociaż ty utrzymujesz, że to akt miłosierdzia? – zapytał i chciał położyć dłoń na jej zaokrąglonym brzuchu, ale się odsunęła.
– Zwłaszcza to – odparła oschle. – Jeśli zamierzasz o tym rozmawiać, najlepiej od razu zrób mi tę przyjemność i skręć mi kark. To chyba twoja nowa specjalność – stwierdziła.
– To Amelie zabiła dzieciaka – przypomniał, tracąc humor. – Zawsze lubiłam ten twój charakterek, wiesz? Zmienna jak pogoda, ale w głębi duszy taka sama. – Wciąż posuwał się tyłem, coraz szybciej, bo i ona celowo przyśpieszyła, mając naiwną nadzieję, że jednak się przewróci. – Sama widzisz, że do siebie pasujemy. Ty i ja, uzupełniamy się nawzajem, a teraz będziemy mieli dzieci. Nie uważasz, że to nazbyt wyraźny znak, że powinnaś zostać moją księżniczką? – zapytał i zatrzymał się tak gwałtownie, że wpadła mu w ramiona.
Odskoczyła od niego jak oparzona – i to dosłownie, bo kiedy jej dotknął, całym jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Nie była pewna czy to zauważył; miała nadzieję, że nie. Im mniej Drake na temat jej uczuć wiedział, tym lepiej było dla wszystkich.
Uśmiechnął się, ale nie próbował znów jej dotykać. Odwrócił się i bez pośpiechu ruszył przed siebie, więc chcąc nie chcąc musiała się z nim zrównać. To było ironiczne, ale jednocześnie pragnęła jego towarzystwa, jak i chciała go uniknąć.
– Kiedyś w końcu przyznasz mi rację – stwierdził jedynie, spoglądając na nią z wyższością i tym samym kończąc temat.
Postanowiła darować sobie komentarz, że prędzej piekło zamarznie, a jej na środku dłoni wyrośnie kaktus. Spieranie się z Drakie’m kosztowało ją zdecydowanie zbyt wiele energii i ostatecznie i tak okazywało się bezsensowne, bo żadne z nich nie zamierzało odpuścić. Miała przynajmniej dla siebie usprawiedliwienie, bo jako przyszła matka nie powinna się denerwować, żeby nie zaszkodzić bliźniętom.
Przez moment skupiała się na nich, niemal bezmyślnie głaskając dłonią wzdęty brzuch. Poczuła delikatny ruch, który sprawił, że ledwo powstrzymała uśmiech i pozwolił jej się rozluźnić. No cóż, jednak nie wszyscy byli na nią obrażeni – dzieci, które nosiła pod sercem, chociaż wciąż nie znalazła dla nich odpowiednich imion, jak najbardziej wciąż były z nią i to jak na razie musiało jej wystarczyć.
Rozejrzała się dookoła, ale okolica w której się znajdowali niewiele jej mówiła. Dookoła rozciągał się las i jedyna zmiana polegała na tym, że nie przeważały już kikuty liściastych drzew, ale liczne świerki, modrzewie i inne choiny, który nie była w stanie nazwać. Po co komu do szczęścia nazwy drzew, skoro i tak nie mogła na ich podstawie określić, gdzie się w tym momencie znajdowali?
W marszu było coś nurzającego i chociaż zdecydowanie nie śpieszyło jej się do celu podróży, żałowała, że jednak nie biegną. Z olbrzymim brzuchem miało być to raczej trudne, a w efekcie i tak by się ciągnęła, ale przynajmniej mogłaby skupić się na czymś bardziej wymagającym, jak chociażby wysiłek fizyczny. Pęd zawsze ją upajał, a teraz nade wszystko potrzebowała czegoś, co pomogłoby jej nie myśleć.
Wcześniej to Bliss wydawała się być najbardziej niezadowolona z tempa, kiedy jednak Isabeau przyjrzała się pozostałym, zorientowała się, że siostra Drake’a nie jest w swoim poirytowaniu odosobniona. Rudowłosa teraz prowadziła, poruszając się najszybciej z nich wszystkich i preferując obserwowanie okolicy z góry; po prostu wspięła się na najbliższe drzewo i teraz metodycznie przeskakiwała z jednej gałęzi na drugą. Poruszała się niemal bezszelestnie, chociaż czasami zdarzało się, że strąciła z gałęzi odrobinę śniegu czy trochę igieł, który z szelestem opadały na zlodowaciałą ziemię.
Pozostali szli w parach albo pojedynczo i tworzyli coś na kształt kręgu, który otaczał ją i Carlisle’a, co wydało jej się sensowne i przypominało, że nie są tutaj z własnej woli. Jedynie Drake przekraczał granicę, znajdując się w środku i cały czas trzymając się blisko Isabeau, jakby była jądrem, a on krążącym wokół niej elektronem. Zorientowała się, że Amelie przygląda się temu podejrzliwie, kiedy jednak przyłapała ją na tym, blondynka pośpiesznie odwróciła wzrok.
– Cały czas trzyma się tej dziwki – mruknęła telepatka pod nosem, prawdopodobnie do idącego przy niej chłopaka – tego, którego Isabeau udało się poturbować, kiedy walczyli w rezydencji i którego imienia nadal nie pamiętała.
Coś się w niej zagotowało, w porę jednak ugryzła się w język, zanim zdążyła powiedzieć coś głupiego. Spojrzała na Drake’a, ale ten akurat nie patrzył na nią, dlatego przesunęła wzrokiem dalej, ostatecznie zatrzymując wzrok na Carlisle’u.
Ich spojrzenia się spotkały, chociaż jak na złość nie była w stanie stwierdzić, jakie emocje targają wampirem. Dziwnie rozdrażniona, postanowiła pierwsza przełamać ciszę i z wprawą nawiązała telepatyczne połączenie, mając nadzieję, że Drake się nie zorientuje i nie spróbuje się do nich dołączyć.
Czy ja mam przez to rozumieć, że ze mną nie rozmawiasz?, zapytała, nie mogąc się powstrzymać i nie będąc w stanie ukryć zadziwienia taką możliwością. No cóż, Carlisle był ostatnią osobą, którą podejrzewała o to, że się na nią obrazi.
To ty uciekłaś, przypomniał jej spokojnie, odpowiadając z pewnym opóźnieniem, ale jednak. Nie wyczuła w jego głosie złości, co ją uspokoiło, bowiem nie miał być w stanie jej oszukać, kiedy komunikowali się w taki sposób. Co nie zmienia faktu, że mam do ciebie z wiadomych powodów żal, przyznał.
Westchnęła. Drake zerknął na nią z zainteresowaniem, ale nic nie powiedział.
A twoim zdaniem powinnam się chwalić, że ktoś taki jak Drake chciał się ze mną żenić, a teraz noszę jego dziecko? Prawda jest taka, że ja nie chcę i nie zamierzam o tym pamiętać, odpowiedziała niemal gniewnie. Dlaczego wszyscy oczekiwali od niej, że będzie wciąż odpowiadać na ich pytania, dotyczących jej przeszłości?
Mimo wszystko, zaufanie…, zaczął, ale nie miała siły, żeby znów o tym słuchać.
Zaufanie, zaufanie, przedrzeźniała go, coraz bardziej rozeźlona. Hormony podczas ciąży naprawdę bywały nieprzewidywalne. Gdybym wam nie ufała, nie byłoby mnie tutaj. Ale proszę bardzo, porozmawiajmy sobie o zaufaniu. W zaufaniu powiem ci, że jestem idiotką i egoistką, która sama nie ma pojęcia czego chce i równie mocno kocha, co nienawidzi swojego potencjalnego wroga. Miałam związek z Drake’m Devile, jestem z nim w ciąży i wciąż coś do niego czuje. Czy właśnie coś takiego chciałeś usłyszeć, non stop trując mi na temat zaufania?, zapytała, tym samym kończąc wewnętrzny monolog i wypowiadając długo duszone w sobie myśli, żeby w końcu ujrzały światło dzienne.
Isabeau…, westchnął Carlisle, najwyraźniej chcąc powiedzieć coś, co mogłoby uświadomić jej, że w ten sposób zbyt daleko nie zajdą, w tym jednak momencie oboje uświadomili sobie obecność kogoś jeszcze, kto zdecydowanie nie powinien się im w tym momencie przysłuchiwać.
Wiedziałem, wyszeptał Drake.
Jego mentalny głos dosłownie Isabeau sparaliżował, tym bardziej kiedy uświadomiła sobie, że Drake słyszał wszystko – łącznie z tym, jak mówiła o swoich uczuciach do niego. Teraz analizował jej w zamyśleniu i wręcz mogła zobaczyć, jak zmieniają się jego emocje. Triumf, samozadowolenie, ale i dezorientacja…
Coś w niej pękło i po prostu wpadła w gniew. Z tym, że tym razem nie zaczęła krzyczeć albo nieświadomie wykorzystać moc do czegoś, czego nie była w stanie przewidzieć. Warknęła wściekle, po czym zaatakowała – i to najzupełniej świadomie, celując wprost w gardło zaskoczonego Drake, którego udało jej się powalić.
Drake machinalnie spróbował się obronić i chyba coś wołał, ale wszystko przysłonił gniew, który w tym momencie czuła. W jednej chwili dookoła zrobiło się zamieszanie, co nawet jej nie zdziwiło – oczywiście, że jej reakcja została odebrana jako próba ucieczki.
Podświadomie wyczuła, że ktoś stoi tuż za nią, dlatego niechętnie poderwała się, uwalniając Drake’ i stając w pozycji obronnej. Duży brzuch utrudniał jej poruszanie, ale wciąż była na tyle zwinna, że bez większych problemów uniknęła ataku jedynej z dhampirzyca, która towarzyszyła Drake’owi. Jakaś ciemnowłosa dziewczyna przeleciała tuż nad nią, lądując wprost na swoim dowódcy, któremu dopiero co udało się stanąć na nogi; oboje wylądowali na ziemi.
Wyminęła kolejnego przeciwnika, po czym po prostu rzuciła się biegiem przed siebie, raz po raz się potykając, ale przynajmniej biegnąc. Jednocześnie rozglądała się, próbując wypatrzeć Carlisle’a – w końcu nie mogła go zostawić, a skoro już udało jej się wywołać zamieszanie, mogli spróbować je wykorzystać – nigdzie jednak nie mogła go dostrzec.
Przyśpieszyła i skręciła lekko, zamierzając zatoczyć koło wokół miejsca, w którym się zatrzymali i w tym samym momencie, tuż przed nią, dosłownie zmaterializowała się Amelie. Blondynka uśmiechnęła się drapieżnie i zaatakowała, zanim Isabeau zdążyła zorientować się, jakie są w ogóle jej zamiary, zaś moc, którą wyzwoliła, dosłownie eksplodowała na wszystkie strony, odrzucając Isabeau na kilka dobrych metrów.
Siła uderzenia ją oszołomiła i dopiero po chwili dotarło do niej, że w nic nie uderzyła – ani w drzewo, ani o ziemię. Spojrzała w dół, żeby przekonać się, że jej ciało nagle zastygło w powietrzu, zaledwie kilkanaście centymetrów od pnia solidnego buku, a Drake stoi zaledwie kilka metrów od niej, trzymając obie ręce w górze. Ich spojrzenia się spotkały i aż poraził ją dostrzegalny w jego tęczówkach gniew, emocje jednak nie były przeznaczone dla niej.
Drake delikatnie opuścił ręce, tym samym sprawiając, że Isabeau miękko wylądowała na ziemi. Kiedy dotknęła stopami podłoża uświadomiła sobie, że trzęsie się tak bardzo, że ledwo jest w stanie utrzymać równowagę. Położyła dłoń na brzuchu, w głowie mając jedynie jedna myśl – że gdyby uderzyła o to drzewo, prawdopodobnie nie tylko by je złamała, ale również straciłaby ciążę; bliźnięta zdecydowanie nie byłyby w stanie przeżyć takiego uderzenia, obojętnie jak duże już były.
Drake je uratował.
Drake je…
– Isabeau! – Carlisle nagle znalazł się przy niej, pozwoliła więc mięśniom się rozluźnić i po prostu się o niego oparła. Podtrzymał ją, raz po raz powtarzając jej imię, ale prawie nie była tego świadoma. W tym momencie widziała jedynie Drake’a. – Isabeau, czy…?
Mrożący krew w żyłach wrzask rozdarł ciszę, skutecznie zagłuszając dalszy ciąg wypowiedzi doktora. Isabeau poczuła, że dłużej nie jest w stanie utrzymać się na nogach i niemal z ulgą przyjęła to, że wampir pomógł jej usiąść. Przynajmniej nie ruszył w kierunku z którego dochodził wrzask, chociaż wyraźnie miał taki zamiar.
Coś nagle śmignęło w powietrzu, żeby ostatecznie zderzyć się z pierwszą przeszkodą, która stanęła mu na drodze. Drzewo złamało się z potężnym trzaskiem, jakby było zaledwie suchą gałązką, a nie solidnym konarem. Świerk zwalił się na ziemię, która aż zadrżała w posadach, ale to nie był koniec – trzasnęły jeszcze przynajmniej trzy następne drzewa, zanim poobijane i powyginane w dziwaczny sposób ciało Amelie zatrzymało się, lądując na ziemi.
Dziewczyna żyła, ale dyszała tak ciężko, że Isabeau zaczęła się zastanawiać, czy oby przypadkiem za moment nie umrze. Kończyny miała porozrzucane niczym u szmacianej lalki, niektóre wykręcone pod niemożliwym kątem. Nie poruszyła się, a po chwili analizy Beau uświadomiła sobie, że pomyliła się co do ilości trzasków, kiedy szacowała ilość powalonych drzew – jeden z dźwięków musiał wydać łamiący się kręgosłup.
Drake pojawił się pomiędzy drzewami, powoli zmierzając w stronę swojej ofiary. Stąpał ostrożnie, w jego ruchach było coś zwierzęcego – tak poruszał się drapieżca podczas polowania, kiedy podkradał się do swojej przyszłej zdobyczy. Wzrok miał utkwiony w nieruchomej postaci, całe ciało zaś zdawało się emitować tak silną aurę śmierci, że Isabeau włoski na rękach stanęły dęba, ciało zaś spięło się, podświadomie sugerująco, żeby natychmiast rzuciła się do ucieczki.
Nieśmiertelny nagle przystanął i podniósł wzrok; spojrzenia jego i Isabeau się spotkały i czas na moment przystanął. Drake przez chwilę patrzył jej w oczy i odniosła wrażenie, że jego rysy odrobinę złagodniały, kiedy przekonał się, że nic jej nie jest.
– Zabierz ją stąd – wysyczał przez zaciśnięte zęby, zwracając się do Carlisle’a. Głos miał zachrypnięty i ledwo panował nad wyczuwalnym w nim gniewie. Jego słowa przypominały nieco warknięcie; zwierzęcy charkot wydobywający się z ludzkiego gardła. – Ja mam tutaj jeszcze coś do załatwienia – dodał i na powrót utkwił wzrok w czymś, co jeszcze niedawno przypominało młodą dziewczynę.
Carlisle zawahał się na moment – Isabeau wiedziała, że gdyby mógł, natychmiast powstrzymałby to, co się działo – ostatecznie jednak skupił się na Beau i pomógł jej stanąć na nogi. Prawie tego nie zauważyła, świadoma jedynie spojrzenia Drake’a. Tym razem nie miała wątpliwości, że w jego oczach pojawiły się czerwone błyski, aura zaś przybrała niemal doskonale czarny kolor i przypominała odrębny, żywy organizm.
Napady agresji. Nieśmiertelni, którzy tracili zmysły i nie byli w stanie zapanować nad złością. Teraz doskonale rozumiała o czym opowiadał jej Dimitr, kiedy chciała się dowiedzieć, czy wiedział coś na temat atakującej pół-wampiry grypy.
Carlisle musiał ją niemal za sobą ciągnąć, żeby w końcu ruszyła się z miejsca. Szła, usiłując się nie potykać i nie będąc w stanie przestać oglądać się za siebie. Kątem oka zauważyła rudą czuprynę Bliss i jeszcze kilka cieni pozostałych telepatów, którzy zmierzali w kierunku Drake’a, żeby przekonać się, co się stało.
– Drake, co ty wyrabiasz? – doszedł jej zduszony okrzyk Bliss, dziewczyna jednak nie odważyła podejść się na tyle blisko, żeby znaleźć się w zasięgu rąk bliźniaka.
Usłyszała szepty i jęk Amelie, nikt jednak nie odważył się sprzeciwić Drake’owi, żeby stanąć w obronie skatowanej przez niego nieśmiertelnej. Dhampirzyca żyła i Isabeau wolała nie wiedzieć, co się z nią stanie, dlatego sama przyśpieszyła, chcąc znaleźć się wystarczająco daleko, żeby nie musieć dalej słuchać.
Ale jej zmysły okazały się zbyt doskonałe, żeby była w stanie tak po prostu się od tego odciąć.
– Dlaczego? – usłyszała słaby, ale charakterystyczny głos Amelie. – Zaatakowała cię. Chciała uciec. Ja zawsze byłam ci wierna – wyszeptała niemal z urazą. – Dlaczego? – powtórzyła.
Zapanowała długa, niczym niezamącona cisza; Isabeau zdawało się, że nikt nie oddycha i z zaskoczeniem zorientowała się, że sama również wstrzymała oddech.
– Dlaczego? – Kiedy usłyszała głos Drake’a, była w stanie wyobrazić sobie wyraz jego twarzy. Wiedziała, że się uśmiechał. – Bo ty nie jesteś Isabeau – odparł po prostu.
W tym samym momencie ciszę znów przerwał wrzask Amelie, tym razem jednak urwał się zdecydowanie szybciej i tak nagle, że cisza, która po nim nastąpiła, dosłownie raniła uszy.
Amelie nie wydała więcej żadnego dźwięku.

2 komentarze:

  1. Łoo...zwracam honor Drake, może się zmieni, bardzo mi się podobało, że stanął w obronie Isabeau i dzieci, może przejże na oczy i ich wypuści.Daj znać kiedy będzie następny rozdział i życzę weny.U mnie również pojawił się nowy rozdział.
    Zmierzch-Renesmee:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa jestem, czy mnie teraz nie zabijesz, bo opowiadałaś kiedyś, co o tym sądzisz i z pewnością wiesz wszystko lepiej, ale... chociaż Drake to kawał skurwysyna, z jakiegoś powodu go lubię. Może coś źle interpretuję lub zwyczajnie kompletnie nie mam wyczucia do ludzi, ale wydaje mi się, że w nim jest coś więcej. Że to ta tajemnicza choroba go takim zrobiła... Ajć, dobra, bo zaraz zajmę się przewidywaniem przyszłości i wypiszę od myślników, co mam nadzieję znaleźć w następnych rozdziałach xD

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa