Renesmee
Powoli zaczynałam
przyzwyczajać się do czekania. Nie miałam pojęcia, czy to miało sens, ale
wolałam się nad tym nie zastanawiać. Chociaż powoli zaczynałam wariować w małym,
zamkniętym pokoju, nie chciałam ryzykować ponownego spotkania z Ciemnością.
Instynkt podpowiadał mi, że lepiej było poczekać, by nabrać pewności, że ta
istota całkiem straciła mną zainteresowanie.
Leana
więcej się nie pojawiła. Jedynie Ariadna w pewnej chwili zajrzała do
pokoju tylko po to, by jednak przynieść mi coś do jedzenia. Uparcie milczała i uciekła,
zanim zdążyłabym o cokolwiek ją zapytać. Nie miałam pojęcia, co o tym
myśleć, ale nie podobało mi się to, tak jak i wrażenie, że w chwili, w której
ktoś wreszcie by się mną zainteresował, mogłoby wydarzyć się dosłownie
wszystko.
Nie miałam
pojęcia, dokąd to wszystko zmierzało. Czułam się żywa, przynajmniej jak na
kogoś, kto z założenia powinien być kroplą astralną. Czymkolwiek był ten
świat, pozostawałam w nim w pełni materialna, nie mając co liczyć na
możliwość przenikania przez przedmioty albo inną formę ucieczki. Pozostawało mi
czekać i zadręczać się myślami, które mimo wszystko wolałabym trzymać z daleka.
Samotność mi nie służyła i to w żadnej formie, zwłaszcza że wciąż
zaręczałam się tym, co wydarzyło się w świecie, który był mi znany.
Właściwie
nie byłam pewna, o kogo bałam się bardziej – o Joce, bliźniaki czy
Gabriela. Ta pierwsza przynajmniej była bezpiecznie w domu, a ja
jakoś nie miałam wątpliwości, że nikt nie pozwoliłby, żeby stała jej się
krzywda. Chciałam też wierzyć, że Alessia i Damien sobie poradzili,
zwłaszcza że – o ironio – ta dwójka moich dzieci była nie tylko starsza,
ale i bardziej doświadczona ode mnie.
W pamięci
wciąż jednak miałam moment, w którym znalazłam Gabriela i to nie
dawało mi spokoju. Właśnie z tego powodu tutaj byłam, podczas gdy on…
W tamtym
miejscu mogło stać się dosłownie wszystko – i to mnie dręczyło.
Długo
zwlekałam, zanim w końcu odważyłam się ponownie próbować zasnąć. Tym razem
niczego nie śniłam, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo już w najmniejszym
stopniu nie ufałam własnym zmysłom. Wiedziałam jedynie, że kiedy się obudziłam,
na zewnątrz było ciemno. Mogłam tylko zgadywać, jak wiele godzin straciłam i w jakim
stopniu mój pobyt tutaj pokrywał się z tym, co działo się w rzeczywistości.
W zasadzie nie potrafiłam myśleć o tym miejscu inaczej, niż o czymś,
co w tak naprawdę nie istniało. Nie miałam pojęcia ile było w takim
myśleniu sensu, ale nie zamierzałam się nad tym zastanawiać.
Pokój w najmniejszym
stopniu nie zmieniło się w czasie, gdy spałam. Tak przynajmniej mi się
wydawało, chociaż nie miałam pojęcia, jakimi zasadami rządził się ten świat. Co
więcej, dookoła panowała ciemność i to wystarczyło, żebym poczuła się
nieswojo. Przynajmniej już nie czułam chłodu ani nie miałam wrażenia, że
ktokolwiek mnie obserwował, ale widok wysłużonych cieni i sposób, w jaki
mrok ograniczał moje zmysły, w zupełności wystarczył, by wzbudzić we mnie
wątpliwości.
Wiedziałam,
że prędzej czy później będę musiała coś zrobić. Nie mogłam przecież siedzieć
tutaj w nieskończoność, czekając na nie wiadomo co. Podejrzewałam, że
prędzej czy później mimo ostrzeżenia od Ciemności miałam jednak spróbować
wydostać się poza pokój, ale tym razem zamierzałam podejść do tego inaczej.
Kimkolwiek była Ariadna, wciąż pozostawała słabsza ode mnie. Tak przynajmniej
podejrzewałam, próbując uwierzyć w to, że gdybym zaatakowała ją z zaskoczenia,
gdyby znów tutaj zajrzała, miałabym szansę. Nie wiedziałam, co zrobiłabym
później, ale wszystko wydawało się lepsze od siedzenia z założonymi
rękami.
Nie
pierwszy raz wstałam, zaczynając krążyć po pokoju. Z zaskoczeniem
przekonałam się, że zza okna sączyło się światło, po wyjrzeniu na zewnątrz
orientując się, że źródłem były porozstawiane dookoła budynku latarnie.
Złocisty blask miał w sobie coś kojącego, ale i tak z niepokojem
spoglądałam na drgające cienie, gotowa przysiąc, że czaiło się w nic coś,
czego zdecydowanie wolałabym nie spotkać.
Ciche
skrobanie sprawiło, że omal nie wyszłam z siebie. Wzdrygnęłam się,
błyskawicznie zwracając ku zamkniętym drzwiom. Niemalże spodziewałam się tego,
że za moment znów się otworzą – w ten sam zapraszający sposób, który
zwiódł mnie za pierwszym razem. Zamarłam w bezruchu, świadoma wyłącznie
tłukącego się w piersi serca. Palce nerwowo zacisnęłam na wpijającym mi
się w plecy parapecie, niezdolna ruszyć się z miejsca. Nie tym razem, pomyślałam, jednocześnie
próbując skupić się na tym, by się obudzić. Skoro wiedziałam, że mogę śnić,
powinnam mieć nad tym kontrolę, a przynajmniej tyle zdążyłam nauczyć się
przy Gabrielu.
Kolejne
sekundy mijały, ale nie działo się nic wartego uwagi. Przez chwilę jeszcze
nasłuchiwałam, z bijącym sercem obserwując drzwi, te jednak ani drgnęły. Wciąż
pełna obaw, ale i zaintrygowana, ostrożnie zrobiłam krok naprzód, jednak
decydując się zaryzykować.
– Halo? –
rzuciłam w przestrzeń. Czułam się jak kompletna wariatka, nie wspominając o tym,
że wcale nie byłam taka pewna, czy chciałam otrzymać jakąkolwiek odpowiedź. –
Ehm… Czy ktoś tam jest?
Jeśli
kolejny raz kusiła mnie Ciemność, takie postępowanie zdecydowanie nie należało
do najrozsądniejszych. Z drugiej strony, równie niewłaściwie mogło zostać
odebrane ignorowanie tej istoty. Tak czy siak, wszystko sprowadzało się do
tego, że nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Oczywiście poza staniem i czekaniem,
bo to wydawało się względnie bezpiecznym rozwiązaniem.
Kiedy już
nabierałam pewności, że Ciemność albo odpuściła, albo to ja zaczynałam być
przewrażliwiona, po drugiej stronie drzwi rozległ się cichutki jęk.
Podeszłam
bliżej, właściwie nie zastanawiając się nad tym, co próbowałam zrobić. Tym
razem drzwi nie otworzyły się przede mną, nawet nie drgając, kiedy na nie
naparłam. Z niejaką obawą przycisnęłam policzek do drewna, nagle
całkowicie pewna, że po drugiej stronie słyszałam czyjś przyśpieszony oddech i trzepocące
się w piersi serce.
– To ty,
Leano? – zaryzykowałam. Nie sądziłam, żeby to Ariadna musiała się skradać,
chociaż kto ją tam wiedział. Może regularnie przychodziła i sprawdzała czy
nie zrobiłam czegoś głupiego.
– Twój głos
brzmi miło – doszedł mnie zaskoczony, dziewczęcy głosik.
Wyprostowałam
się, co najmniej skonsternowana takim obrotem spraw. Nie miałam pewności, czego
tak naprawdę się spodziewałam, ale obecność dziecka zdecydowanie nie była tym,
co brałam pod uwagę. Mimowolnie się rozluźniłam, chociaż w przeszłości
doświadczyłam dość, by wiedzieć, że niewinna twarzyczka niekoniecznie musiała
iść w parze z bezpieczeństwem. Aż za dobrze pamiętałam, jak bardzo
niebezpieczny okazał się Mal, a jednak…
– Anabelle?
– upewniłam się, z miejsca przypominając sobie dziewczynkę, na którą
natrafiłyśmy z Ariadną, kiedy ta prowadziła mnie do tego miejsca.
Przeciągająca
się cisza sprawiła, że zaczęłam wątpić, czy mała przypadkiem nie uciekła.
– Pamiętasz
moje imię – odezwała się w końcu, najwyraźniej nie będąc w stanie się
powstrzymać.
–
Oczywiście, że tak – zapewniłam, uśmiechając się, chociaż dziecko nie było w stanie
tego zobaczyć. – Jest bardzo ładne.
– Dziękuje!
Brzmiała na
podekscytowaną, zupełnie jakby komplement od obcej osoby był dla niej czymś
wyjątkowym. Aż za dobrze pamiętałam, w jaki sposób na mnie patrzyła,
wyraźnie zszokowana obecnością kogoś, kto w niczym nie przypominał innych
obecnych w tym miejscu kobiet. Podejrzewałam, że chociażby Layla nie
zrobiłaby na niej aż takiego wrażenia, przynajmniej do momentu, w którym
zaczęłaby bawić się płomieniami. Przynajmniej wydawało mi się, że w świecie,
gdzie Ciemność zbierała spokrewnione ze sobą, najwyraźniej bardzo do siebie
podobne kobiety, obecność kogoś innego musiała wzbudzać emocje.
Przykucnęłam,
pamiętając, że mała była ode mnie niższa. Próbowałam się skupić i przypomnieć
sobie, jak zawsze udawało mi się zająć czymś uwagę Jocelyne albo Alessi, kiedy
te były młodsze. Dzieci zawsze bywały cudownie ufne, więc zamierzałam to
wykorzystać, tym bardziej że przecież nie miałam złych zamiarów.
– Co tutaj
robisz, kochanie? – zapytałam, siląc się na spokojny, jak najbardziej przyjazny
ton głosu. Ostatnim, czego chciałam, było spłoszenie jej. – Zwłaszcza o tej
godzinie.
– Łatwiej
jest gdziekolwiek pójść, kiedy nikt nie patrzy – stwierdziła konspiracyjnym
szeptem. – Zazwyczaj wszyscy mówią mi, co mam robić. Myślą, że niczego nie
rozumie – dodała, wyraźnie urażona takim stanem rzeczy.
– Według
mnie dzieci widzą najwięcej. – Zamilkłam, czekając na jakąkolwiek reakcję z jej
strony. Kiedy odpowiedziała mi cisza, zdecydowałam się mówić dalej. – Moja
córka chociażby…
– Masz
córkę? – zapytała, wyraźnie zaciekawiona.
Uśmiechnęłam
się. Z zaskoczeniem przekonałam się, że czułam wręcz ulgę, w końcu
mogąc z kimś porozmawiać. Po całym dniu ciszy i krążenia bez celu,
pozytywnie nastawiona Anabelle dosłownie spadała mi z nieba.
– Nawet
dwie – sprostowałam bez wahania. – I syna.
– I są
do ciebie podobni? – dopytywała, a ja machinalne potrząsnęłam głową.
– To zależy
– przyznałam. Podejrzewałam, że pytała przede wszystkim o wygląd, nie
mogąc pozbyć się wrażenia, że wszystko kręciło się przede wszystkim wokół tego.
– Chyba tylko mój syn. Alessia wdała się w ojca. – Zawahałam się, mimo
wszystko mając wątpliwości czy przypadkiem nie mówiłam jej za dużo. Dziecko czy
nie, zasada ograniczonego zaufania sprawdzała się zawsze. Z drugiej
strony, szczerze wątpiłam, by to, co zdążyłam jej zdradzić, mogło jakkolwiek
odwrócić się przeciwko mnie. – Ma ciemne włosy, zupełnie różne od moich.
Jedynie Joce to drobna, urocza blondyneczka…
W ostatniej
chwili powstrzymałam się od dodania „Prawie jak ty”. Wolałam nawet nie
wyobrażam sobie, że akurat moja córka miałaby kiedykolwiek wylądować w miejscu
takim jak to. Wystarczyło, że na co dzień widywała rzeczy, przez które niejedna
dorosła osoba jak nic postradałaby zmysły.
– Nie
jesteś taka jak my – oznajmiła nagle Anabelle. – W ogóle nie powinno cię
tutaj być.
– To prawda
– zgodziłam się.
Usiadłam na
podłodze, by móc rozprostować nogi. Plecami oparłam się o drzwi, wciąż
nasłuchując – i to nie tylko obecności Anabelle, ale również potencjalnego
zagrożenia. Wolałam, by nikt nas nie przyłapał, zwłaszcza że nie chciałam, by
dziewczynka z mojego powodu wpadła w kłopoty.
Ledwo
powstrzymywałam się od tego, by zacząć ją wypytywać. Szczerze wątpiłam, czy w ogóle
zdawała sobie sprawę z tego, co działo się
tym miejscu. Inna sprawa, że wolałam nie ryzykować, że jednak powiem coś
niewłaściwego. W obecności dziecka było coś pocieszającego, nawet jeśli
wciąż wiedziałam równie niewiele, co i na samym początku.
– Nie
wydajesz się niebezpieczna – ciągnęła Anabelle, a ja ledwo powstrzymałam
się od śmiechu.
– Bo nie
jestem.
Cóż, to nie
do końca było zgodne z prawdą. Tak przynajmniej sądziłam, zwłaszcza że
dopiero co zabiła człowieka, żeby chronić siebie i Jocelyne. Chociaż taki
odruch wydawał mi się w pełni naturalny i mimo wszystko nie
potrafiłam mieć o to do siebie pretensji, wątpiłam, by Anabelle była w stanie
myśleć takimi kategoriami. Być może jej nie doceniałam, ale wolałam nie
ryzykować, nie wspominając o tym, że dla mnie tak czy siak pozostawała po
prostu dzieckiem. Swoją drogą, przyznawanie się komukolwiek do popełnionych
mordów, zdecydowanie nie brzmiało jak dobry początek jakiejkolwiek znajomości.
– Więc
dlaczego Ariadna cię tutaj zamknęła? – zapytała z powątpiewaniem
dziewczynka, ale nawet nie czekała na odpowiedź. – Jak masz na imię?
– Renesmee.
Otworzyłam
usta, chcąc dodać coś jeszcze i niemalże spodziewając się jakiegoś
komentarza na temat dziwności mojego imienia, ale Anabelle postanowiła mnie
zaskoczyć.
– Więc ja
cię znam! – oznajmiła z rozbrajającą szczerością. Wyprostowałam się niczym
struna, co najmniej oszołomiona. – Beatrycze czasami o tobie mówiła… I o twoich
córkach – dodała, a mnie serce niemalże wyskoczyła z piersi.
–
Beatrycze…?
– Aha! –
Anabelle wyraźnie się ożywiła. – Brakuje mi jej tutaj… Z nią mogłam
porozmawiać – oznajmiał, raptownie poważniejąc. – Chociaż zawsze była bardzo
smutna. No i tęskniła, chociaż wszyscy zawsze mówili, że lepiej zapomnieć.
Ale Beatrycze nie chciała zapominać…
– Zapomnieć
o czym? – przerwałam jej.
Anabelle
prychnęła, co najmniej jakbym zadała jej wyjątkowo głupie pytanie.
– O przeszłości
– oznajmiła takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. – Każda
z nas ma jakąś przeszłość. No ale teraz jesteśmy miedzy tu a teraz,
więc po co o tym pamiętać?
– Między tu
a teraz? – powtórzyła, ale dziewczynka zdecydowała się mnie zignorować.
– Beatrycze
często robiła inaczej, niż chciała przeszłość. Czasami opowiadała mi o tym,
co widziała. – Anabelle westchnęła cicho. – Obiecywałam, że nikomu nie powiem.
– Znam
Beatrycze – uspokoiłam ją pośpiesznie. – Jestem pewna, że nie będzie na ciebie
zła za to, że powiedziałaś mnie.
– A wiesz,
gdzie ona jest? – zapytała natychmiast mała.
– W bezpiecznym
miejscu – uspokoiłam ją. – Nic jej nie jest, naprawdę. Chociaż na pewno za tobą
tęskni.
– Tak
naprawdę tęskniła wyłącznie za swoim synem. I za jakimś mężczyzną – dodała
po chwili zastanowienia.
– Za Lawrence’em?
– podsunęłam jej.
Wyraźnie
usłyszałam jej cichy śmiech.
– Och, tak!
– potwierdziła, wyraźnie ucieszona. – Mówiła na niego L. I nie raz go
widywała… Chcesz jeszcze jeden sekret, Renesmee? – zapytała, zniżając głos do
szeptu.
Mocniej
przywarłam do drzwi, chociaż z wyostrzonymi zmysłami nie miałam problemu,
by usłyszeć jej głos. Z jakiegoś powodu serce zabiło mi szybciej, chociaż
sama nie byłam pewna, co w słowach Anabelle zaintrygowało mnie do takiego
stopnia. Jej ekscytacja nie wydawała mi się niczym dziwnym, w zupełności
pasując mi do dziecka, które cieszyło się na możliwość poważnej rozmowy z kimś
starszym od siebie.
– Jeśli
tylko chcesz mi go zdradzić… – mruknęłam z opóźnieniem, bezskutecznie
próbując zebrać myśli.
Anabelle
gwałtownie zaczerpnęła powietrze do płuc. Kiedy w końcu się odezwała,
wyrzucała z siebie kolejne słowa tak szybko, że ledwo mogłam za nią
nadążyć.
– Beatrycze
zawsze chodziła nad jezioro. Lubiła je, bo nie tylko jest śliczne, ale też
wyjątkowe – oznajmiła podekscytowanym tonem. – Czy jest ktoś za kim bardzo
tęsknisz?
– Za
wieloma osobami – zapewniłam ją pośpiesznie.
– Ale za
kimś szczególnie? – nie dawała za wygraną. – Podobno to ważne. Beatrycze
mówiła, że są wyjątkowe osoby, które zawsze są ze sobą związane. Że to coś
więcej, niż tylko więzy krwi.
Trudno było
mi stwierdzić, czy Anabelle w istocie rozumiała to, co miała na myśli
Beatrycze. Nawet jeśli nie, jej słowa wystarczyły, bym sama pojęła do czego
zmierzała. Nie miałam pojęcia, co powinnam o tym sądzić, ale odpowiedź jak
najbardziej była dla mnie oczywista.
– Tak –
powiedziałam tak cicho, że równie dobrze mogłabym ograniczyć się do nic
nieznaczącego ruchu warg. – Mam kogoś takiego.
– Podobno
jeśli napisać imię takiej osoby na tafli wody, wtedy można ją zobaczyć. Tylko
trzeba bardzo, ale to bardzo chcieć – oznajmiła podekscytowana Anabelle. – Czy
to już magia?
Nie
potrafiłam jej odpowiedzieć. W gruncie rzeczy praktycznie nie zwracałam
uwagi na pytanie, które mi zadała.
– Napisać?
– powtórzyłam w zamian.
– Krwią. –
Nie wydawała się szczególnie przejęta taką możliwością. – To już prawie rytuał,
prawda? W magii i rytuałach używa się krwi.
Możliwe, że
mówiła coś jeszcze, ale już praktycznie jej nie słuchałam. Bezwiednie
poderwałam się na równe nogi, w ułamku sekundy dopadając do okna. Z bijącym
sercem wyjrzałam na zewnątrz, ale nawet nie potrafiłam stwierdzić czy jezioro, o którym
mówiła Anabelle, a które przecież widziałam, znajdowało się po tej stronie
budynku. Byłam w stanie dostrzec wyłącznie latarnie i drzewa, a to
w najmniejszym stopniu mi nie pomagało.
Usłyszałam
delikatne pukanie, kiedy ignorowana przeze mnie dziewczynka załomotała w drzwi.
– Renesmee?
– zaniepokoiła się. – Obraziłaś się na mnie?
Zamrugałam,
zaskoczona tokiem jej rozumowania i tym, że faktycznie brzmiała na zmartwioną
taką możliwością.
– N-nie,
oczywiście, że nie – zreflektowałam się pośpiesznie. Wróciłam do drzwi, po raz
kolejny napierając na nie ciałem. – Przeciwnie. Dziękuje za to, że powiedziałaś
mi o jeziorze – dodałam, ale ton Anabelle jednoznacznie dał mi do
zrozumienia, że nie do końca przekonywała ją moja wdzięczność.
– Więc
dlaczego dalej wydajesz się smutna? – zapytała, a ja westchnęłam. Dzieci
zdecydowanie dostrzegały za dużo.
– Bo i tak
nie mogę stąd wyjść – wyjaśniłam, nie kryjąc frustracji. – Ariadna ma klucze.
Nie sądzę, żeby mi je dała, jeśli poproszę.
– Nie
rozumiem dlaczego – stwierdziła Anabelle. Jej głos zabrzmiał nieco pewniej,
kiedy nabrała pewności, że mój nastrój nie miał żadnego związku z nią i tym,
że mogłaby zrobić coś źle. – Jesteś miła. I nie wydajesz się kimś, kto
mógłby zrobić coś złego… Może po prostu ciocia się martwi – powiedziała w końcu,
wyraźnie zamyślona. – Nie jesteś taka jak my, więc cię chroni. Albo pan kazał
się o ciebie zatroszczyć.
W ostatniej
chwili powstrzymałam się od pytań o Ciemność. Czułam, że wspominanie o tej
istocie to zły pomysł, zresztą wcale nie chciałam tego robić. Nie, skoro ktoś
mógł słuchać, a ja już raz doświadczyłam ze strony Ciemności czegoś, czego
zdecydowanie nie chciałam powtarzać. Co więcej, teraz mogłam narazić nie tylko
siebie, więc nie chciałam ryzykować.
– To bardzo
miło ze strony Ariadny – powiedziałam w końcu, siląc się na spokój – ale
wcale nie potrzebuję aż takiej troski. Potrafię się o siebie zatroszczyć –
zapewniłam pośpiesznie. – W zasadzie… Mogłabym pokazać ci sztuczkę, ale z jakiegoś
powodu nie mogę niczego zrobić w tym miejscu. Potrafię… różne rzeczy.
– Och… Coś
jak magia? – zapytała z zaciekawieniem Anabelle.
– Można tak
powiedzieć. Mogłabym otworzyć drzwi bez klucza i Ariadna niczego by się
nie dowiedziała, ale w tym miejscu jest coś, co mnie blokuje.
O dziwo
dziewczynka nawet się nie zawahała.
– To pewnie
sigile – stwierdziła takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na
świecie.
– Sigile…?
– Aha. Są
na drzwiach – wyjaśniła mi usłużnie. – Wystarczy je zmazać i twoja magia
zadziała.
Potrząsnęłam
z niedowierzaniem głową. Niby jak miałam rozumieć jej słowa? Zaczynałam
czuć się trochę tak, jak podczas rozmowy z Rufusem, przytłoczona nadmiarem
informacji, których w żaden sposób nie potrafiłam wykorzystać.
– Czym są…
sigile? – zapytałam z wahaniem, nawet niepewna czy poprawnie wypowiadałam o słowo.
– Ojej… Naprawę
nie wiesz? – Anabelle brzmiała na co najmniej zaskoczoną. – Nie wiesz wielu
rzeczy. Trochę jakbyś to ty była dzieckiem – dodała, wyraźnie zadziwiona takim
stanem rzeczy.
Mimo
wszystko brzmiała sympatycznie, chyba bardziej podekscytowana perspektywą
wyjaśnienia mi czegokolwiek, aniżeli brakami wiedzy z mojej strony. Chyba
jedynie to, że nie zamierzała mnie wyśmiać oraz nadzieja, którą poczułam, gdy
uświadomiłam sobie, że jednak była w stanie mi pomóc, pozwoliły mi
zachować spokój.
– Dlatego
cieszę się, że do mnie przyszłaś. Jesteś cudowna – zapewniłam ją, nie zamierzając
rozwodzić się nad tym, co i dlaczego miałam prawo wiedzieć. Jeśli do tego
wszystkiego mogłam poprawić jej humor, tym lepiej. Co prawda podejrzewałam, że
takie podejście nie do końca była uczciwe, ale z drugiej strony… trzymanie
mnie w tym miejscu tym bardziej. – Możesz coś z tym zrobić? Proszę.
– Nie wiem.
Jeśli ciocia by się dowiedziała… – zaczęła, ale nie zamierzałam pozwolić jej
skończyć.
– Proszę,
kochanie – powtórzyłam z naciskiem. – Nie mogę tutaj zostać. Obiecuję, że
nie zrobię niczego, co mogłoby cię skrzywdzić. To, że teraz rozmawiamy… Niech
to będzie naszą tajemnicą – zaproponowałam, w coraz większym podekscytowaniu
wyrzucając z siebie kolejne słowa.
Przez kilka
sekund panowała wyłącznie cisza, aż zaczęłam się martwić, że dziewczynka jednak
zdecydowała się wycofać. Nie potrafiłabym mieć do niej o to pretensji,
nawet jeśli trafiał mnie szlag na samą myśl o zmarnowanej szansy. Teraz
tym bardziej nie wyobrażałam sobie czekania, nawet jeśli kilka godzin w oczekiwaniu
na świt i pojawienie się Ariadny, w żadnym razie by mnie nie zbawiło.
A jednak
kamień spadł mi z serca, kiedy na powrót usłyszałam niepewny głos Anabelle.
– Spróbuj teraz
– oznajmiła i to w zupełności mi wystarczyło.
Potrzebowałam
dłuższej chwili, by skoncentrować się na tyle, żeby skorzystać z mocy.
Natychmiast skupiłam się na zamku, mimo wszystko wyczekując momentu, w którym
okaże się, że telepatia jednak była bezużyteczna.
Nic
podobnego nie miało miejsca.
Usłyszałam
ciche kliknięcie, a potem drzwi w końcu stanęły przede mną otworem.
Hej :)
OdpowiedzUsuńChciała bym zacząć czytać twoje opowiadanie, ale nie wiem od czego zacząć. Która księga jest pierwsza? Sporo tego masz i jakoś tak nie mogłam się połapać :D
I jeśli chciałabyś swoim wprawionym okiem zerknąć na moje początki to będzie mi bardzo miło ^^ (lost---memories.blogspot.com)
Miłego dnia! :)
Hej :3
OdpowiedzUsuńBardzo miło widzieć tutaj kolejną osobę. Cieszę się, że zainteresował Cię mój blog. Chociaż nie do końca rozumiem w czym problem, bo kolejne księgi są poopisywane i ustawione według kolejności: Brzask, Północ, Mrok, Pełnia, Zapomniane, Światło, Przebudzenie i Łowca. Mam nadzieję, że teraz wszystko jasne. :)
Na bloga bardzo chętnie zajrzę. Dziękuję za zaproszenie! ^^
Również życzę miłego dnia!
Nessa