Leah
Nie wierzyła w to, co
robi. Była pewna, że zwariowała, bo jak inaczej mogła opisać to, że wylądowała w samolocie
do Włoch, na dodatek w towarzystwie doprowadzającego ją do szału
krwiopijcy oraz kobiety, która… Cóż, tak jakby powinna być martwa.
Myśląc o wszystkich głupotach, które zdarzyło jej się zrobić w życiu,
Leah musiała przyznać, że ta przebijała każdą dotychczasową. Nie pojmowała
impulsu, który zadecydował o tym, że ostatecznie była tutaj. To po prostu
się stało, a dziewczyna z zaskoczeniem przekonała się, że nawet gdyby
chciała, nie mogłaby postąpić inaczej.
O Boże, nigdy nie wyjechała nawet za granicę stanu, a jednak teraz
wybierała się na inny kontynent – a to wszystko przez to, że martwiła
o Setha i chciała porozmawiać z kimś o tym, gdzie podziewał
się jej brat.
Nie miała pojęcia, co powstrzymywało ją od zadawania pytań. Stojąc przed
domem Renesmee, miała ochotę rzucić się na Camerona (dalej uważała, że to
dziwne i – co chyba ktoś w końcu powinien mu uświadomić – babskie
imię), porządnie nim potrząsnąć, a potem zażądać natychmiastowych
wyjaśnień. Z jakiegoś powodu tego nie zrobiła, chociaż to przecież nie
miało sensu, prawda? Skoro Cammy uważał, że ma ważniejsze rzeczy do roboty, niż
w końcu z nią porozmawiać, mogła pójść do kogokolwiek innego. Ba! Z czystej
złośliwości byłaby w stanie napomnieć reszcie tej cudownej rodzinki, że
jeden z nich właśnie podprowadził cudownie wskrzeszoną pannę i zmierza
na lotnisko. Nie była głupia, a zorientowanie się, że taki stan rzeczy nie
byłby na rękę ani wampirowi, ani Beatrycze, przyszło jej z łatwością.
Mogła zrobić naprawdę wiele, w tym znów zacząć szukać Setha na własną
rękę, a jednak z jakiegoś powodu tego nie zrobiła.
Wątpliwości nie opuszczały jej nawet na moment, tak jak i poczucie,
że tak naprawdę chciała się tutaj znaleźć. Myślała o bracie i coś
niezmiennie ściskało ją w gardle, wzbudzając w dziewczynie coraz
silniejszy niepokój. Od jakiegoś czasu siedziała jak na szpilach, a to
zdecydowane nie zdarzało jej się na co dzień. To, że w pewnym momencie
Star nagle zaczęła ujadać i wyć, ostatecznie zadecydowało, że zaczęła
szukać Setha – z tym, że wcale nie była pewna, czy chciała go znaleźć.
Cholera, nigdy nie widziała w te gadki o więzi z rodzeństwem
i możliwości wyczucia, kiedy komuś stanie się krzywda, ale teraz…
Czuła, że Cameron czegoś jej nie mówił. Widziała to w jego oczach –
ten niepokój, niemalże panikę, kiedy zaczęła wypytywać o brata. Podobnie
zachowywała się Renesmee, choć w jej przypadku Leah naiwnie próbowała
usprawiedliwić taki stan innymi zmartwieniami, co ułatwiał jej fakt, że
dziewczyna chwilę później odjechała niemalże z piskiem opon. Nikt nie
ucieka w tak widowiskowy sposób przed zwykłą rozmową, prawda?
Dlaczego w takim razie ona sama czuła się tak, jakby starała się
uniknąć prawdy? Ta myśl była dziwna, ale prawdziwa – i ta świadomość na
dłuższą chwilę wytrąciła ją z równowagi. Nagle to, że miałaby siedzieć
spokojnie, trwać w sennej atmosferze, która panowała w samolocie, a do
tego wszystkiego trzymać nerwy na wodzy, zamiast zacząć krążyć tam i z
powrotem, wydała się Lei czymś ponad jej siły.
Zacisnęła dłonie w pięści, bezskutecznie próbując się uspokoić. Serce
zabiło jej szybciej, a gdzieś u nasady kręgosłupa poczuła znajome
ciepło. Uspokój się… Musisz się uspokoić, pomyślała gorączkowo,
nagle zaczynając powtarzać te słowa niczym mantrę. Za wszelką cenę próbowała
trzymać się zdrowych zmysłów. Rany, w końcu nie byłoby dobrze, gdyby
przemieniła się w wilka w samym środku samolotu, na dodatek pośród
tych wszystkich ludzi, prawda?
A jednak to wcale nie poczuła się pewniej. Wręcz przeciwnie – im
dłużej trwała w ciszy, tym bardziej roztrzęsiona się czuła, powoli
zaczynając zastanawiać nad tym, co też podkusiło ją, by z nimi pojechać.
Jak bardzo musiała być szalona, skoro jak ostatnia kretynka pozwoliła sobie na
znalezienie w miejscu, gdzie z taką łatwością mogła kogoś skrzywdzić,
skoro nawet po tylu latach miała problem z trzymaniem nerwów na wodzy?
– Ehm…
Wszystko gra?
Aż wzdrygnęła
się w odpowiedzi na te słowa. W roztargnieniu spojrzała na Camerona, z zaskoczeniem
przekonując się, że ten obserwował ją z uwagą, która wystarczyła, by
wprawić Leę w konsternację. Zwłaszcza po długim milczeniu, w którym
trwali przez tyle czasu, sam fakt tego, że chłopak tak po prostu postanowił się
odezwać, wydał jej się co najmniej dziwny.
Dla pewności
spojrzała na Beatrycze, ale ta najwyraźniej zasnęła, skulona na swoim siedzeniu
obok okna. Jasne włosy przysłoniły twarz kobiety, ale Leah i tak odniosła
wrażenie, że ta była zaniepokojona. Swoją drogą, kto w jej położeniu by
nie był?
– Poza tym,
że chyba już całkiem zwariowałam? – mruknęła z opóźnieniem, w końcu
przyjmując do wiadomości to, że Cammy musiał zwracać się do niej. – Jest
świetnie. Czemu pytasz? – dodała z przesadną wręcz uprzejmością.
– Bo jesteś
zdenerwowana – wyjaśnił usłużnie.
Spojrzała na
niego z powątpiewaniem, nagle zaniepokojona. Cholerne wampir i te ich
telepatyczne zdolności!
– Won. Z.
Mojej. Głowy – wycedziła przez zaciśnięte zęby tak, że każde kolejne słowo
zabrzmiało niczym oddzielne zdanie. Musiała powstrzymywać się przed podniesieniem
głosu, starając się pamiętać o tym, że ktoś mógł ich podsłuchać.
– Nie siedzę
ci w głowie – zreflektował się pośpiesznie chłopak, w poddańczym
geście unosząc obie dłonie ku górze. – Po prostu to widać. Masz minę seryjnego mordercy.
Wypuściła
powietrze ze świstem, sama niepewna, czy jego słowa jakkolwiek ją uspokajały.
Serio? W sumie nie miałaby nic przeciwko, żeby komuś przyłożyć.
– A jaką
mam mieć, skoro tutaj jestem?
Cameron uniósł
brwi, spoglądając na nią pytająco. Nieznacznie rozluźnił się, kiedy nabrał
pewności, że nie zamierzała na niego naskakiwać i zarzucać tego, że jednak
mógłby lustrować jej umysł.
– Tak ci
tylko przypomnę, że to ty się wprosiłaś – powiedział w końcu, krzyżując
ramiona.
To nie
brzmiało jak zarzut i ta świadomość wytrąciła ją z równowagi bardziej,
niż gdyby jednak zaczął ją o coś oskarżać. Niech to szlag, oczywiście, że
musiał być miły. Do bólu, kolejny raz zachowując się tak, że prawie żałowała braku
pozytywnego nastawienia do życia.
Co więcej,
przecież wiedziała, że trafił tym stwierdzeniem w sedno. Owszem, wprosiła
się. Owszem, wcale nie musiała tutaj być, co sama doskonale wiedziała od samego
początku. Już dawno mogła przycisnąć któreś z Cullenów do ściany i zażądać
odpowiedzi, zamiast uganiać się za Cameronem Devile, ale…
Bo przecież
zawsze musiało być jakieś „ale”.
Z uporem
milczała, zwłaszcza że nie czuła się zobowiązana, by przed kimkolwiek się
tłumaczyć. Jeśli sądził, że powinna, szybko zamierzała sprowadzić go na ziemię i uświadomić,
że sprawy miały się zupełnie inaczej. A tak w ogóle, wszystko
przecież było jego winą, bo gdyby zamiast krążyć, od razu powiedział jej to, co
chciała wiedzieć, już dawno poszłaby po Setha, a potem wraz z nim
ewakuowała się do domu. I nie, nie obchodziłoby go, czy właśnie przesiadywał
z tą swoją genialną panną, zamierzał ją pilnować, czy czego tam jeszcze
mogła spodziewać się po bracie. Mama odchodziła od zmysłów, zresztą tak jak i ona
sama, więc tym bardziej zamierzała zatargać go do rezerwatu choćby siłą, gdyby
zaszła taka potrzeba.
Chyba że jednak „prawie teść” cię dorwał i zakopał
w ogródku za domem, pomyślała i przez moment miała ochotę
parsknąć pozbawionym wesołości śmiechem.
Przynajmniej
w normalnym wypadku czarny humor byłby czymś, co miałoby szansę ją
rozbawić. A jednak z jakiegoś powodu w tamtej chwili poczuła
silniejszy niż do tej pory niepokój, w żaden sposób nie potrafiąc wyjaśnić
jego przyczyny. Natychmiast uciekła wzrokiem gdzieś w bok, żałując, że nie
mogła tak po prostu wstać i przesiąść się na inne miejsce. Ha, nie mogła
nawet zarzucić Cameronowi tego, że swoim zapachem przyprawiał ją o mdłości,
bo tak nie było. Zabawne, ale najwyraźniej to, że facet należał do jakichś
specjalnych, smażących się na słońcu krwiopijców z kłami, jednocześnie
sprawiało, że był bardziej znośny dla otoczenia.
Cisza
utwierdziła ją w przekonaniu, że Cammy nie zamierzał naciskać w kwestii
wyjaśnień. Przyjęła to z ulgą, chociaż naturalnie nie zamierzała mu tego
mówić. Inna sprawa, że coś w jego słowach nie dawało jej spokoju,
sprawiając, że chcąc nie chcąc zastanawiała się nad tym, co w związku z zaistniałą
sytuacją czuła.
Była tutaj,
bo chciała i w końcu musiała się do tego przyznać.
Od lat
czekała na jakaś zmianę – pretekst, by wyrwać się z La Push i choć na
moment odciąć od wszystkiego i wszystkich. Dusiła się w sforze, gdzie
każdy znał każdego, a pojęcie prywatności przestawało istnieć w chwili,
w której traciła ludzką formę. Odkąd pojawiła się Shelby, już przynajmniej
nie była jakimś cholernym dziwadłem – kobietą, która jako jedyna potrafiła się
zmieniać – ale wcale nie czuła się dzięki temu lepiej. Nie, skoro inna
zmiennokształtna wciąż pozostawała kimś obcym, a reszta wolała trzymać się
od niej z daleka, podczas gdy Leah…
Och, no i był
jeszcze Sam.
Chociaż minęło
tyle lat, przeszłość wciąż ją dręczyła. Obserwowała jego, Emily, patrzyła jak im
się układa i jak radzą sobie z wychowywaniem dzieci. I chociaż
sądziła, że z biegiem czasu będzie już tylko łatwiej, nic podobnego nie
miało miejsca. Wręcz przeciwnie – to wciąż bolało, może nawet bardziej niż do
tej pory, zwłaszcza kiedy myślała o tym, że tak mogłoby wyglądać jej życie.
O Boże, przecież była kobietą, prawda? Wiedziała, że dla niektórych byłoby
to nie do pojęcia, zwłaszcza że traktowali ją trochę jak kumpla, ale to
przecież oczywiste, że pragnęła tego, co każdy – odrobiny szczęścia i normalnego
życia. Chciała wyjść za mąż, dorobić się gromadki radosnych szczeniaków i mieszkać
sobie w przytulnym domku z cholernym białym płotkiem.
Z tym, że
nie mogła. Przynajmniej nie wyobrażała sobie tego od czasu, kiedy okazało się,
że jednak było z nią coś nie tak. Wciąż czuła się tak, jak kiedyś
zdradziła Jacobowi: jak jakaś ślepa uliczka genetyki. I w zasadzie nie
tylko, bo zdolności przemieniania się w wilka wydawały się zamykać przed
nią wszystkie ścieżki, którymi mogłaby podążać, gdyby wciąż była normalna.
Czasami
miała poczucie, że dramatyzowała, ale co mogła poradzić na to, że jej myśli raz
po raz uciekały do przeszłości? Nie potrafiła i nie mogła opuścić watahy,
chociaż przebywanie w niej niezmiennie stanowiło wyzwanie. Wiedziała, że
niektórzy spoglądali na nią niemalże z politowaniem, jak na wiecznie zgorzkniałe
i narzekające skaranie boskie, które po prostu musieli znosić. Oczywiście
każdy taktownie unikał tematu, zwłaszcza że Sam pozagryzałby ich wszystkich,
gdyby zaczęli plotkować na pewne tematy,
ale to wciąż niczego nie zmieniało. Leah czuła, że od lat tkwiła w martwym
punkcie; nie potrafiła ruszyć dalej, chociaż chciała… i nie chciała
zarazem, bo przeszłość w jakiś pokrętny sposób była czymś, w czym pragnęła
trwać. Czuła, że to bez sensu, ale tak właśnie była. Bolesne czy nie, taki znajomy
stan rzeczy sprawiał, że czuła się o wiele bezpieczniejsza.
O rany,
zdecydowanie było z nią coś nie tak.
I właśnie
dlatego wylądowała tutaj. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem zrobiła coś
tak impulsywnego, wręcz szalonego. Ledwo tylko pojawiła się szansa na
spróbowanie czegoś innego – na ucieczkę, choćby i chwilową – po prostu z niej
skorzystała, poniekąd dlatego, że nie spodziewała się, że Cameron zgodzi się ją
zabrać. W efekcie sama już nie była pewna czy żałowała, czy może wręcz
przeciwnie, tym bardziej że trudno jej było stwierdzić, czego powinna
spodziewać się o tym wyjedzie. Co takiego było w tym całym Chainni i jak
powinna rozumieć cały ten bełkot o Ciemności, którego była świadkiem.
– To nie ma
znaczenia – mruknęła, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że zdecydowała
się odezwać.
– Jasne, że
nie – stwierdził Cammy, natychmiast reagując na jej słowa. – Mnie nie przeszkadzasz.
Puściła
jego słowa mimo uszu. Łaskawca się znalazł, nie ma co!
– Tak czy
inaczej – powiedziała pośpiesznie, chcąc zmienić temat – jestem tutaj, wiec mam
wątpliwości. Ty wiesz jak brzmiała ta wasza rozmowa?
– Wierz mi,
że pewnie bardziej sensownie, niż niektóre wykłady wujka Rufusa.
Prychnęła, nie
mogąc coś powstrzymać. Jednocześnie coś ścisnęło ją w gardle w odpowiedzi
na te słowa, zwłaszcza że z łatwością mogłaby wykorzystać wzmiankę o wampirze
jako pretekst, by wrócić do tematu Setha. Chyba nawet powinna to zrobić, prawda?
Przecież chciała wiedzieć, a skoro już tak milutko sobie rozmawiali, tym bardziej
mogła…
A jednak
powstrzymała się, kolejny raz unikając tematu. W końcu co byłoby jej po
wypytywaniu o Setha, skoro i tak nie była w stanie się z nim
zobaczyć, przynajmniej w najbliższym czasie.
– Naprawdę
jest aż tak źle, jak ona mówi? – zapytała w zamian, znacząco kiwając głową
w stronę Beatrycze.
Przez twarz
Camerona przemknął cień, zaraz też obejrzał się w stronę pogrążonej we
śnie kobiety. Przez kilka sekund przypatrywał jej się z uwagą, wyraźnie
się nad czymś zastanawiając. Po jego zachowaniu trudno było stwierdzić, co tak
naprawdę sobie myśleć, chociaż Lei zawsze wydawało się, że ten chłopak jest aż
nazbyt łatwy do przewidzenia. W końcu do tej pory tak było – z góry
wiedziała, że albo będzie przesadnie miły, albo znów powie coś, co doprowadzi
ją do szału… Ewentualnie i jedno, i drugie – tak dla urozmaicenia.
Tym razem
jednak Cammy wydał jej się niezwykle poważny i zmartwiony, aż zapragnęła
go pocieszyć. To najpewniej oznaczało, że świat się kończył, bo naprawdę nie
sądziła, że kiedykolwiek najdzie ją ochota, by robić za duchowe wsparcie dla
jakiegokolwiek wampira. Z drugiej strony, skoro już robiła wszystko na
opak, chociażby pod wpływem impulsu wybierając się do Włoch, być może również
te uczucia nie były czymś aż tak zaskakującym, jak mogłaby podejrzewać.
– Nie mam
pojęcia – oznajmił w końcu Cameron, starannie dobierając słowa. – Sporo
się dzieje, a i ja widziałem naprawdę wiele w przeszłości, ale… Cóż,
jeśli chodzi o Beatrycze, nawet dobrze jej nie znam. Po prostu wierzę w to,
co mówi i chcę pomóc – wyjaśnił, a Leah prawie się zapowietrzyła.
– Że co
proszę? – Nachyliła się w jego stronę, ale prawie nie była tego świadoma. Dopiero
kiedy przypadkiem otarła się o jego ramię, wzdrygnęła się i odsunęła,
pośpiesznie zwiększając dzielący ich dystans – na tyle, na ile to było możliwe w samolocie,
skoro zajmowali miejsca tuż obok siebie. – Więc dlaczego ty…? – zaczęła, ale w ostatniej
chwili ugryzła się w język.
Równie
dobrze mogłaby zadać to pytanie sobie. Co więcej, wtedy mogłaby zachować się
tak, jakby zobowiązywała się wyjawić mu swoje motywy, a na to zdecydowanie
nie miała ochoty. To wszystko było zbyt skomplikowane i na swój sposób
naiwne, by chciała tak po prostu o tym rozmawiać, a jednak…
– Ponieważ
nie mam powodów, żeby nie wierzyć – odezwał się nieoczekiwanie Cammy, brzmiąc przy
tym równie swobodnie i spokojnie, jakby właśnie dyskutowali o pogodzie.
– Moja mama jest kapłanką, zresztą tak jak i babcia. Kiedy od dziecka
obracasz się w środowisku osób, które ciągle powtarzają ci, że należy
słuchać intuicji, zaczynasz w to wierzyć. Co więcej czuję, że powinienem
być przy Beatrycze, bo sama sobie nie poradzi… No i że ktoś najpewniej
mnie zabije, ale trudno. – Zamilkł i zaśmiał się nieco nerwowo. – Nie pierwszy
raz miałbym do czynienia ze śmiercią…
Nie
żartował. Jakoś nie miała co do tego wątpliwości i to wystarczyło, by po
jego słowach poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. W normalnym wypadku powiedziałaby,
że też widziała dość – w końcu walczyła z nowonarodzonymi, a później
stanęła po stornie Cullenów, gotowa przerzedzić szeregi Volturi, gdyby zaszła
taka potrzeba – ale w ostatniej chwili słowa zamarły jej na ustach. Czuła,
że za beztroską Camerona kryło się coś więcej. To było tak, jakby gdzieś tam
poza jej zasięgiem istniał inny, bardziej niebezpieczny świat, którego wciąż nie
poznała – i to pomimo tego, że przecież też była jego częścią. Jak wielu
rzeczy wciąż nie wiedziała pomimo tego, że regularnie zmieniała się w wilka…?
Tym razem
cisza, która między nimi zapadła, była co najmniej niezręczna. Leah spuściła
wzrokiem na swoje ułożone na kolanach dłonie, po czym nerwowo poruszyła
palcami. Przez dłuższą chwilę skupiała się na własnych ruchach, co może i nie
miało większego sensu, ale przynajmniej pozwoliło jej choć na moment zapanować
nad mętlikiem w głowie.
– Kapłanki…
– powiedziała w końcu. – I Ciemność. A wcześniej słyszałam coś o demonach.
– Elena
prowadza się z takim jednym – wyjaśnił usłużnie. – W sumie są po ślubie,
ale ostatnio chyba się pokłócili… Mój brat lepiej orientuje się w sytuacji.
Zamrugała
nieco nieprzytomnie, oszołomiona. Okej, więc niepotrzebnie pytała. Jeszcze
chwila i naprawdę zacznie mieć powody do popadania w szaleństwo, a to
zdecydowanie nie było szczytem jej marzeń.
Och, no i demony.
Czemu nie?
– Zawsze mi
się wydawało, że z Cullenami jest coś nie tak – wymamrotała w końcu. –
Nie żebym od razu podejrzewała ich o powiązania z piekłem, ale…
Zamilkła, uświadamiając
sobie, że zaczyna bredzić od rzeczy. Nerwowo przygryzła dolną wargę – tylko na
chwilę, woląc nie ryzykować upuszczenia sobie krwi. Swoją drogą, ciekawe czy ta
jej zrobiłaby na Cameronie jakiekolwiek wrażenie. Szlag, chłopak ot tak mieszał
innym w głowach, dzięki czemu jak gdyby nigdy nic wpuszczono ich do samolotu
bez biletów, jakiejkolwiek kontroli i zwracania uwagi na to, że Leah wyglądała
tak, jakby urwała się z wakacji. Nerwowo pogładziła materiał sukienki,
mimowolnie zastanawiając nad tym, co jeszcze w takim razie mógł zrobić ten
wampir. Zmusić ją do tego, by grzecznie odchyliła głowę i nie rozerwała go
na strzępy, gdyby spróbował ją ukąsić…?
Hm, nie
wyglądał na takiego, ale w sumie kto go tam wiedział? Zasada numer jeden:
nigdy nie ufać wampirom, nieważne jak uprzejme by były… A może zwłaszcza takim.
Wystarczyło, że Seth wpadł po same uszy, już wcześniej zachowując się jak
kretyn, kiedy tak latał za swoimi ukochanymi pijawkami. W zasadzie to, że
przez zbliżający się ślub Sue i Charliego, sama miała zyskać siostrę-wampirzycę,
pozostawało czymś ponad jej siły. Nie musiała do tego wszystkiego prowadzać się
z krwiopijcą, a tym bardziej otwierać sobie dla niego żył.
– Jeśli
chcesz się chwilę przespać, proszę bardzo. Jest późno – usłyszała i to
wystarczyło, by wyrwać ją z zamyślenia.
Z
powątpiewaniem spojrzała na Cammy’ego, w pierwszym odruchu mając ochotę
zaprotestować. Dopiero po chwili doszła do wniosku, że tak naprawdę robił jej
przysługę, dając idealny pretekst do tego, by się wycofać. Wtedy mogliby do
woli trwać w ciszy, nie czując się zobowiązanymi, żeby dalej rozmawiać.
Taka perspektywa wydawała się kusząca, chociaż z drugiej strony…
– Przywykłam
do czuwania – mruknęła, a chłopak wywrócił oczami. Och, tak, widziała to!
– W to
nie wątpię. Ale na tę chwilę nie ma powodu, żebyś to robiła – wyjaśnił, siląc
się na cierpliwość. – Do wschodu zostały trzy godziny i dwadzieścia dwie
minuty. Do tego czasu i tak nie zmrużę oka.
–
Przepraszam bardzo, ale czy ty właśnie wyliczyłeś za ile zacznie świtać? –
zapytała z niedowierzaniem. – W wolnych chwilach dorabiasz jako
minutnik czy jak?
– Trochę
tak. – Uśmiechnął się, a ona wzdrygnęła, widząc parę wydłużonych kłów. –
Dobranoc pani.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, wciąż spoglądając na niego z niedowierzaniem. Zaraz po tym z jękiem
odwróciła się do niego plecami, zamykając oczy.
Cholerne wampiry…
Z tą myślą
jednak udało jej się zasnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz