14 maja 2018

Trzysta trzydzieści siedem

Leah
Nie wierzyła w to, co robi. Była pewna, że zwariowała, bo jak inaczej mogła opisać to, że wylądowała w samolocie do Włoch, na dodatek w towarzystwie doprowadzającego ją do szału krwiopijcy oraz kobiety, która… Cóż, tak jakby powinna być martwa.
Myśląc o wszystkich głupotach, które zdarzyło jej się zrobić w życiu, Leah musiała przyznać, że ta przebijała każdą dotychczasową. Nie pojmowała impulsu, który zadecydował o tym, że ostatecznie była tutaj. To po prostu się stało, a dziewczyna z zaskoczeniem przekonała się, że nawet gdyby chciała, nie mogłaby postąpić inaczej.
O Boże, nigdy nie wyjechała nawet za granicę stanu, a jednak teraz wybierała się na inny kontynent – a to wszystko przez to, że martwiła o Setha i chciała porozmawiać z kimś o tym, gdzie podziewał się jej brat.
Nie miała pojęcia, co powstrzymywało ją od zadawania pytań. Stojąc przed domem Renesmee, miała ochotę rzucić się na Camerona (dalej uważała, że to dziwne i – co chyba ktoś w końcu powinien mu uświadomić – babskie imię), porządnie nim potrząsnąć, a potem zażądać natychmiastowych wyjaśnień. Z jakiegoś powodu tego nie zrobiła, chociaż to przecież nie miało sensu, prawda? Skoro Cammy uważał, że ma ważniejsze rzeczy do roboty, niż w końcu z nią porozmawiać, mogła pójść do kogokolwiek innego. Ba! Z czystej złośliwości byłaby w stanie napomnieć reszcie tej cudownej rodzinki, że jeden z nich właśnie podprowadził cudownie wskrzeszoną pannę i zmierza na lotnisko. Nie była głupia, a zorientowanie się, że taki stan rzeczy nie byłby na rękę ani wampirowi, ani Beatrycze, przyszło jej z łatwością.
Mogła zrobić naprawdę wiele, w tym znów zacząć szukać Setha na własną rękę, a jednak z jakiegoś powodu tego nie zrobiła.
Wątpliwości nie opuszczały jej nawet na moment, tak jak i poczucie, że tak naprawdę chciała się tutaj znaleźć. Myślała o bracie i coś niezmiennie ściskało ją w gardle, wzbudzając w dziewczynie coraz silniejszy niepokój. Od jakiegoś czasu siedziała jak na szpilach, a to zdecydowane nie zdarzało jej się na co dzień. To, że w pewnym momencie Star nagle zaczęła ujadać i wyć, ostatecznie zadecydowało, że zaczęła szukać Setha – z tym, że wcale nie była pewna, czy chciała go znaleźć.
Cholera, nigdy nie widziała w te gadki o więzi z rodzeństwem i możliwości wyczucia, kiedy komuś stanie się krzywda, ale teraz…
Czuła, że Cameron czegoś jej nie mówił. Widziała to w jego oczach – ten niepokój, niemalże panikę, kiedy zaczęła wypytywać o brata. Podobnie zachowywała się Renesmee, choć w jej przypadku Leah naiwnie próbowała usprawiedliwić taki stan innymi zmartwieniami, co ułatwiał jej fakt, że dziewczyna chwilę później odjechała niemalże z piskiem opon. Nikt nie ucieka w tak widowiskowy sposób przed zwykłą rozmową, prawda?
Dlaczego w takim razie ona sama czuła się tak, jakby starała się uniknąć prawdy? Ta myśl była dziwna, ale prawdziwa – i ta świadomość na dłuższą chwilę wytrąciła ją z równowagi. Nagle to, że miałaby siedzieć spokojnie, trwać w sennej atmosferze, która panowała w samolocie, a do tego wszystkiego trzymać nerwy na wodzy, zamiast zacząć krążyć tam i z powrotem, wydała się Lei czymś ponad jej siły.
Zacisnęła dłonie w pięści, bezskutecznie próbując się uspokoić. Serce zabiło jej szybciej, a gdzieś u nasady kręgosłupa poczuła znajome ciepło. Uspokój się… Musisz się uspokoić, pomyślała gorączkowo, nagle zaczynając powtarzać te słowa niczym mantrę. Za wszelką cenę próbowała trzymać się zdrowych zmysłów. Rany, w końcu nie byłoby dobrze, gdyby przemieniła się w wilka w samym środku samolotu, na dodatek pośród tych wszystkich ludzi, prawda?
A jednak to wcale nie poczuła się pewniej. Wręcz przeciwnie – im dłużej trwała w ciszy, tym bardziej roztrzęsiona się czuła, powoli zaczynając zastanawiać nad tym, co też podkusiło ją, by z nimi pojechać. Jak bardzo musiała być szalona, skoro jak ostatnia kretynka pozwoliła sobie na znalezienie w miejscu, gdzie z taką łatwością mogła kogoś skrzywdzić, skoro nawet po tylu latach miała problem z trzymaniem nerwów na wodzy?
– Ehm… Wszystko gra?
Aż wzdrygnęła się w odpowiedzi na te słowa. W roztargnieniu spojrzała na Camerona, z zaskoczeniem przekonując się, że ten obserwował ją z uwagą, która wystarczyła, by wprawić Leę w konsternację. Zwłaszcza po długim milczeniu, w którym trwali przez tyle czasu, sam fakt tego, że chłopak tak po prostu postanowił się odezwać, wydał jej się co najmniej dziwny.
Dla pewności spojrzała na Beatrycze, ale ta najwyraźniej zasnęła, skulona na swoim siedzeniu obok okna. Jasne włosy przysłoniły twarz kobiety, ale Leah i tak odniosła wrażenie, że ta była zaniepokojona. Swoją drogą, kto w jej położeniu by nie był?
– Poza tym, że chyba już całkiem zwariowałam? – mruknęła z opóźnieniem, w końcu przyjmując do wiadomości to, że Cammy musiał zwracać się do niej. – Jest świetnie. Czemu pytasz? – dodała z przesadną wręcz uprzejmością.
– Bo jesteś zdenerwowana – wyjaśnił usłużnie.
Spojrzała na niego z powątpiewaniem, nagle zaniepokojona. Cholerne wampir i te ich telepatyczne zdolności!
– Won. Z. Mojej. Głowy – wycedziła przez zaciśnięte zęby tak, że każde kolejne słowo zabrzmiało niczym oddzielne zdanie. Musiała powstrzymywać się przed podniesieniem głosu, starając się pamiętać o tym, że ktoś mógł ich podsłuchać.
– Nie siedzę ci w głowie – zreflektował się pośpiesznie chłopak, w poddańczym geście unosząc obie dłonie ku górze. – Po prostu to widać. Masz minę seryjnego mordercy.
Wypuściła powietrze ze świstem, sama niepewna, czy jego słowa jakkolwiek ją uspokajały. Serio? W sumie nie miałaby nic przeciwko, żeby komuś przyłożyć.
– A jaką mam mieć, skoro tutaj jestem?
Cameron uniósł brwi, spoglądając na nią pytająco. Nieznacznie rozluźnił się, kiedy nabrał pewności, że nie zamierzała na niego naskakiwać i zarzucać tego, że jednak mógłby lustrować jej umysł.
– Tak ci tylko przypomnę, że to ty się wprosiłaś – powiedział w końcu, krzyżując ramiona.
To nie brzmiało jak zarzut i ta świadomość wytrąciła ją z równowagi bardziej, niż gdyby jednak zaczął ją o coś oskarżać. Niech to szlag, oczywiście, że musiał być miły. Do bólu, kolejny raz zachowując się tak, że prawie żałowała braku pozytywnego nastawienia do życia.
Co więcej, przecież wiedziała, że trafił tym stwierdzeniem w sedno. Owszem, wprosiła się. Owszem, wcale nie musiała tutaj być, co sama doskonale wiedziała od samego początku. Już dawno mogła przycisnąć któreś z Cullenów do ściany i zażądać odpowiedzi, zamiast uganiać się za Cameronem Devile, ale…
Bo przecież zawsze musiało być jakieś „ale”.
Z uporem milczała, zwłaszcza że nie czuła się zobowiązana, by przed kimkolwiek się tłumaczyć. Jeśli sądził, że powinna, szybko zamierzała sprowadzić go na ziemię i uświadomić, że sprawy miały się zupełnie inaczej. A tak w ogóle, wszystko przecież było jego winą, bo gdyby zamiast krążyć, od razu powiedział jej to, co chciała wiedzieć, już dawno poszłaby po Setha, a potem wraz z nim ewakuowała się do domu. I nie, nie obchodziłoby go, czy właśnie przesiadywał z tą swoją genialną panną, zamierzał ją pilnować, czy czego tam jeszcze mogła spodziewać się po bracie. Mama odchodziła od zmysłów, zresztą tak jak i ona sama, więc tym bardziej zamierzała zatargać go do rezerwatu choćby siłą, gdyby zaszła taka potrzeba.
Chyba że jednak „prawie teść” cię dorwał i zakopał w ogródku za domem, pomyślała i przez moment miała ochotę parsknąć pozbawionym wesołości śmiechem.
Przynajmniej w normalnym wypadku czarny humor byłby czymś, co miałoby szansę ją rozbawić. A jednak z jakiegoś powodu w tamtej chwili poczuła silniejszy niż do tej pory niepokój, w żaden sposób nie potrafiąc wyjaśnić jego przyczyny. Natychmiast uciekła wzrokiem gdzieś w bok, żałując, że nie mogła tak po prostu wstać i przesiąść się na inne miejsce. Ha, nie mogła nawet zarzucić Cameronowi tego, że swoim zapachem przyprawiał ją o mdłości, bo tak nie było. Zabawne, ale najwyraźniej to, że facet należał do jakichś specjalnych, smażących się na słońcu krwiopijców z kłami, jednocześnie sprawiało, że był bardziej znośny dla otoczenia.
Cisza utwierdziła ją w przekonaniu, że Cammy nie zamierzał naciskać w kwestii wyjaśnień. Przyjęła to z ulgą, chociaż naturalnie nie zamierzała mu tego mówić. Inna sprawa, że coś w jego słowach nie dawało jej spokoju, sprawiając, że chcąc nie chcąc zastanawiała się nad tym, co w związku z zaistniałą sytuacją czuła.
Była tutaj, bo chciała i w końcu musiała się do tego przyznać.
Od lat czekała na jakaś zmianę – pretekst, by wyrwać się z La Push i choć na moment odciąć od wszystkiego i wszystkich. Dusiła się w sforze, gdzie każdy znał każdego, a pojęcie prywatności przestawało istnieć w chwili, w której traciła ludzką formę. Odkąd pojawiła się Shelby, już przynajmniej nie była jakimś cholernym dziwadłem – kobietą, która jako jedyna potrafiła się zmieniać – ale wcale nie czuła się dzięki temu lepiej. Nie, skoro inna zmiennokształtna wciąż pozostawała kimś obcym, a reszta wolała trzymać się od niej z daleka, podczas gdy Leah…
Och, no i był jeszcze Sam.
Chociaż minęło tyle lat, przeszłość wciąż ją dręczyła. Obserwowała jego, Emily, patrzyła jak im się układa i jak radzą sobie z wychowywaniem dzieci. I chociaż sądziła, że z biegiem czasu będzie już tylko łatwiej, nic podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie – to wciąż bolało, może nawet bardziej niż do tej pory, zwłaszcza kiedy myślała o tym, że tak mogłoby wyglądać jej życie. O Boże, przecież była kobietą, prawda? Wiedziała, że dla niektórych byłoby to nie do pojęcia, zwłaszcza że traktowali ją trochę jak kumpla, ale to przecież oczywiste, że pragnęła tego, co każdy – odrobiny szczęścia i normalnego życia. Chciała wyjść za mąż, dorobić się gromadki radosnych szczeniaków i mieszkać sobie w przytulnym domku z cholernym białym płotkiem.
Z tym, że nie mogła. Przynajmniej nie wyobrażała sobie tego od czasu, kiedy okazało się, że jednak było z nią coś nie tak. Wciąż czuła się tak, jak kiedyś zdradziła Jacobowi: jak jakaś ślepa uliczka genetyki. I w zasadzie nie tylko, bo zdolności przemieniania się w wilka wydawały się zamykać przed nią wszystkie ścieżki, którymi mogłaby podążać, gdyby wciąż była normalna.
Czasami miała poczucie, że dramatyzowała, ale co mogła poradzić na to, że jej myśli raz po raz uciekały do przeszłości? Nie potrafiła i nie mogła opuścić watahy, chociaż przebywanie w niej niezmiennie stanowiło wyzwanie. Wiedziała, że niektórzy spoglądali na nią niemalże z politowaniem, jak na wiecznie zgorzkniałe i narzekające skaranie boskie, które po prostu musieli znosić. Oczywiście każdy taktownie unikał tematu, zwłaszcza że Sam pozagryzałby ich wszystkich, gdyby zaczęli plotkować na pewne tematy, ale to wciąż niczego nie zmieniało. Leah czuła, że od lat tkwiła w martwym punkcie; nie potrafiła ruszyć dalej, chociaż chciała… i nie chciała zarazem, bo przeszłość w jakiś pokrętny sposób była czymś, w czym pragnęła trwać. Czuła, że to bez sensu, ale tak właśnie była. Bolesne czy nie, taki znajomy stan rzeczy sprawiał, że czuła się o wiele bezpieczniejsza.
O rany, zdecydowanie było z nią coś nie tak.
I właśnie dlatego wylądowała tutaj. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem zrobiła coś tak impulsywnego, wręcz szalonego. Ledwo tylko pojawiła się szansa na spróbowanie czegoś innego – na ucieczkę, choćby i chwilową – po prostu z niej skorzystała, poniekąd dlatego, że nie spodziewała się, że Cameron zgodzi się ją zabrać. W efekcie sama już nie była pewna czy żałowała, czy może wręcz przeciwnie, tym bardziej że trudno jej było stwierdzić, czego powinna spodziewać się o tym wyjedzie. Co takiego było w tym całym Chainni i jak powinna rozumieć cały ten bełkot o Ciemności, którego była świadkiem.
– To nie ma znaczenia – mruknęła, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że zdecydowała się odezwać.
– Jasne, że nie – stwierdził Cammy, natychmiast reagując na jej słowa. – Mnie nie przeszkadzasz.
Puściła jego słowa mimo uszu. Łaskawca się znalazł, nie ma co!
– Tak czy inaczej – powiedziała pośpiesznie, chcąc zmienić temat – jestem tutaj, wiec mam wątpliwości. Ty wiesz jak brzmiała ta wasza rozmowa?
– Wierz mi, że pewnie bardziej sensownie, niż niektóre wykłady wujka Rufusa.
Prychnęła, nie mogąc coś powstrzymać. Jednocześnie coś ścisnęło ją w gardle w odpowiedzi na te słowa, zwłaszcza że z łatwością mogłaby wykorzystać wzmiankę o wampirze jako pretekst, by wrócić do tematu Setha. Chyba nawet powinna to zrobić, prawda? Przecież chciała wiedzieć, a skoro już tak milutko sobie rozmawiali, tym bardziej mogła…
A jednak powstrzymała się, kolejny raz unikając tematu. W końcu co byłoby jej po wypytywaniu o Setha, skoro i tak nie była w stanie się z nim zobaczyć, przynajmniej w najbliższym czasie.
– Naprawdę jest aż tak źle, jak ona mówi? – zapytała w zamian, znacząco kiwając głową w stronę Beatrycze.
Przez twarz Camerona przemknął cień, zaraz też obejrzał się w stronę pogrążonej we śnie kobiety. Przez kilka sekund przypatrywał jej się z uwagą, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Po jego zachowaniu trudno było stwierdzić, co tak naprawdę sobie myśleć, chociaż Lei zawsze wydawało się, że ten chłopak jest aż nazbyt łatwy do przewidzenia. W końcu do tej pory tak było – z góry wiedziała, że albo będzie przesadnie miły, albo znów powie coś, co doprowadzi ją do szału… Ewentualnie i jedno, i drugie – tak dla urozmaicenia.
Tym razem jednak Cammy wydał jej się niezwykle poważny i zmartwiony, aż zapragnęła go pocieszyć. To najpewniej oznaczało, że świat się kończył, bo naprawdę nie sądziła, że kiedykolwiek najdzie ją ochota, by robić za duchowe wsparcie dla jakiegokolwiek wampira. Z drugiej strony, skoro już robiła wszystko na opak, chociażby pod wpływem impulsu wybierając się do Włoch, być może również te uczucia nie były czymś aż tak zaskakującym, jak mogłaby podejrzewać.
– Nie mam pojęcia – oznajmił w końcu Cameron, starannie dobierając słowa. – Sporo się dzieje, a i ja widziałem naprawdę wiele w przeszłości, ale… Cóż, jeśli chodzi o Beatrycze, nawet dobrze jej nie znam. Po prostu wierzę w to, co mówi i chcę pomóc – wyjaśnił, a Leah prawie się zapowietrzyła.
– Że co proszę? – Nachyliła się w jego stronę, ale prawie nie była tego świadoma. Dopiero kiedy przypadkiem otarła się o jego ramię, wzdrygnęła się i odsunęła, pośpiesznie zwiększając dzielący ich dystans – na tyle, na ile to było możliwe w samolocie, skoro zajmowali miejsca tuż obok siebie. – Więc dlaczego ty…? – zaczęła, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język.
Równie dobrze mogłaby zadać to pytanie sobie. Co więcej, wtedy mogłaby zachować się tak, jakby zobowiązywała się wyjawić mu swoje motywy, a na to zdecydowanie nie miała ochoty. To wszystko było zbyt skomplikowane i na swój sposób naiwne, by chciała tak po prostu o tym rozmawiać, a jednak…
– Ponieważ nie mam powodów, żeby nie wierzyć – odezwał się nieoczekiwanie Cammy, brzmiąc przy tym równie swobodnie i spokojnie, jakby właśnie dyskutowali o pogodzie. – Moja mama jest kapłanką, zresztą tak jak i babcia. Kiedy od dziecka obracasz się w środowisku osób, które ciągle powtarzają ci, że należy słuchać intuicji, zaczynasz w to wierzyć. Co więcej czuję, że powinienem być przy Beatrycze, bo sama sobie nie poradzi… No i że ktoś najpewniej mnie zabije, ale trudno. – Zamilkł i zaśmiał się nieco nerwowo. – Nie pierwszy raz miałbym do czynienia ze śmiercią…
Nie żartował. Jakoś nie miała co do tego wątpliwości i to wystarczyło, by po jego słowach poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. W normalnym wypadku powiedziałaby, że też widziała dość – w końcu walczyła z nowonarodzonymi, a później stanęła po stornie Cullenów, gotowa przerzedzić szeregi Volturi, gdyby zaszła taka potrzeba – ale w ostatniej chwili słowa zamarły jej na ustach. Czuła, że za beztroską Camerona kryło się coś więcej. To było tak, jakby gdzieś tam poza jej zasięgiem istniał inny, bardziej niebezpieczny świat, którego wciąż nie poznała – i to pomimo tego, że przecież też była jego częścią. Jak wielu rzeczy wciąż nie wiedziała pomimo tego, że regularnie zmieniała się w wilka…?
Tym razem cisza, która między nimi zapadła, była co najmniej niezręczna. Leah spuściła wzrokiem na swoje ułożone na kolanach dłonie, po czym nerwowo poruszyła palcami. Przez dłuższą chwilę skupiała się na własnych ruchach, co może i nie miało większego sensu, ale przynajmniej pozwoliło jej choć na moment zapanować nad mętlikiem w głowie.
– Kapłanki… – powiedziała w końcu. – I Ciemność. A wcześniej słyszałam coś o demonach.
– Elena prowadza się z takim jednym – wyjaśnił usłużnie. – W sumie są po ślubie, ale ostatnio chyba się pokłócili… Mój brat lepiej orientuje się w sytuacji.
Zamrugała nieco nieprzytomnie, oszołomiona. Okej, więc niepotrzebnie pytała. Jeszcze chwila i naprawdę zacznie mieć powody do popadania w szaleństwo, a to zdecydowanie nie było szczytem jej marzeń.
Och, no i demony. Czemu nie?
– Zawsze mi się wydawało, że z Cullenami jest coś nie tak – wymamrotała w końcu. – Nie żebym od razu podejrzewała ich o powiązania z piekłem, ale…
Zamilkła, uświadamiając sobie, że zaczyna bredzić od rzeczy. Nerwowo przygryzła dolną wargę – tylko na chwilę, woląc nie ryzykować upuszczenia sobie krwi. Swoją drogą, ciekawe czy ta jej zrobiłaby na Cameronie jakiekolwiek wrażenie. Szlag, chłopak ot tak mieszał innym w głowach, dzięki czemu jak gdyby nigdy nic wpuszczono ich do samolotu bez biletów, jakiejkolwiek kontroli i zwracania uwagi na to, że Leah wyglądała tak, jakby urwała się z wakacji. Nerwowo pogładziła materiał sukienki, mimowolnie zastanawiając nad tym, co jeszcze w takim razie mógł zrobić ten wampir. Zmusić ją do tego, by grzecznie odchyliła głowę i nie rozerwała go na strzępy, gdyby spróbował ją ukąsić…?
Hm, nie wyglądał na takiego, ale w sumie kto go tam wiedział? Zasada numer jeden: nigdy nie ufać wampirom, nieważne jak uprzejme by były… A może zwłaszcza takim. Wystarczyło, że Seth wpadł po same uszy, już wcześniej zachowując się jak kretyn, kiedy tak latał za swoimi ukochanymi pijawkami. W zasadzie to, że przez zbliżający się ślub Sue i Charliego, sama miała zyskać siostrę-wampirzycę, pozostawało czymś ponad jej siły. Nie musiała do tego wszystkiego prowadzać się z krwiopijcą, a tym bardziej otwierać sobie dla niego żył.
– Jeśli chcesz się chwilę przespać, proszę bardzo. Jest późno – usłyszała i to wystarczyło, by wyrwać ją z zamyślenia.
Z powątpiewaniem spojrzała na Cammy’ego, w pierwszym odruchu mając ochotę zaprotestować. Dopiero po chwili doszła do wniosku, że tak naprawdę robił jej przysługę, dając idealny pretekst do tego, by się wycofać. Wtedy mogliby do woli trwać w ciszy, nie czując się zobowiązanymi, żeby dalej rozmawiać. Taka perspektywa wydawała się kusząca, chociaż z drugiej strony…
– Przywykłam do czuwania – mruknęła, a chłopak wywrócił oczami. Och, tak, widziała to!
– W to nie wątpię. Ale na tę chwilę nie ma powodu, żebyś to robiła – wyjaśnił, siląc się na cierpliwość. – Do wschodu zostały trzy godziny i dwadzieścia dwie minuty. Do tego czasu i tak nie zmrużę oka.
– Przepraszam bardzo, ale czy ty właśnie wyliczyłeś za ile zacznie świtać? – zapytała z niedowierzaniem. – W wolnych chwilach dorabiasz jako minutnik czy jak?
– Trochę tak. – Uśmiechnął się, a ona wzdrygnęła, widząc parę wydłużonych kłów. – Dobranoc pani.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, wciąż spoglądając na niego z niedowierzaniem. Zaraz po tym z jękiem odwróciła się do niego plecami, zamykając oczy.
Cholerne wampiry…
Z tą myślą jednak udało jej się zasnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa