19 listopada 2013

Sto siedemnaście

Renesmee
– Nie rozumiem. – Gabriel westchnął, kiedy znaleźliśmy się w opustoszałej uliczce, która prowadziła do laboratorium Rufusa. – Gość ma naprawdę coś z głową… Bo chyba nie powiesz mi, że mieszkanie w takim miejscu jest normalne?
– Nie jest – przyznałam, nie zamierzając się kłócić. – Wiesz, powoli zaczynam żałować, że uparłam się tutaj przyjść. A tak swoją drogą, dziękuje, że jesteś ze mną – dodałam z bladym uśmiechem.
– Do usług. – Gabriel mrugnął do mnie porozumiewawczo. – Hej, wiesz, że jeszcze możemy uciec? – zapytał pogodnym tonem, zdając sobie sprawę z tego, że i tak się na to nie zgodzę.
Jedynie parsknęłam śmiechem i wnosząc oczy ku niebu, ruszyłam w stronę żelaznej klapy, która kryła za sobą prowadzące do podziemi schody. W ciasnym zaułku czułam się niemal klaustrofobicznie, zwłaszcza, że po obu stronach widziałam gładkie, nachylające się w naszą stronę ściany opustoszałych kamieniczek.
Podróż przez Miasto Nocy nie należała do przyjemnych, ale w tym chyba nie było niczego dziwnego, skoro musieliśmy dostać się do tej wyludnionej, zniszczonej dzielnicy. Idąc przez opustoszałe uliczki, miałam nieprzyjemne wrażenie déjà vu, bo momentalnie wróciły do mnie wspomnienia z walki, ale starałam się o tym nie myśleć. Tym bardziej błogosławiłam, że wciąż był dzień, chociaż burzowe chmury przysłoniły niebo, zwiastując deszcz, a może nawet coś więcej. Wierzyłam w to, że Alessia i Damien są pod opieką Edwarda bezpieczni, ale i tak chciałam wrócić przed zmrokiem i popsuciem się pogody, poniekąd dlatego, że wciąż byłam przewrażliwiona i niechętnie zostawiałam dzieci same.
Usłyszałam teatralne westchnienie Gabriela, ale mój mąż przynajmniej nie próbował przekonywać mnie, żebym jednak odpuściła sobie spotkanie z Rufusem. Bez trudu się ze mną zrównał, po czym szarpnął za metalowe drzwiczki, próbując je otworzyć. Nawiasy nawet nie skrzypnęły, a klapa ustąpiła bez większego problemu, ukazując strome, biegnące w dół stopnie, których znamienita większość ginęła w mroku. Skrzywiłam się, bynajmniej niezbyt entuzjastycznie przyjmując taki widok. Cudownie, tego jeszcze trzeba było, żeby Rufus znów miał zgaszone światło.
– Proszę bardzo – zachęcił mnie Gabriel; wyglądał na chętnego, żeby pójść przodem, ale ostatecznie dobre wychowanie wzięło górę i to mnie ustąpił miejsca, puszczając mnie przed sobą.
Rzuciłam mu krótkie spojrzenie. Uśmiechnął się do mnie uspokajająco i ujął mnie za rękę, chcąc żebym poczuła się pewniej. Mocno uścisnęłam jego dłoń i ruszyłam przed siebie, zważając na każdy kolejny krok.
Klatka schodowa była wąska, więc musieliśmy iść jedno za drugim, żeby razem się zmieścić. Poruszałam się wyjątkowo wolno, czując się nieswojo w pozbawionym światła, prowadzącym stromo w dół korytarzu, przez co obecność Gabriela była dla mnie tym ważniejsza. Przez cały czas mocno ściskałam dłoń ukochanego, chociaż trzymanie się za ręce mocno spowalniało nasze tempo, utrudniając poruszanie się. Nie obchodziło mnie to, bo i tak nie zamierzałam puścić dłoni Gabriela, czerpiąc z niej pewność do tego, żeby na oślep iść przed siebie.
– Uważajcie na trzeci stopień od dołu – usłyszałam gdzieś w ciemnościach. Głos Rufusa mnie zaskoczył i z wrażenia omal nie straciłabym równowagi, gdyby Gabriel mnie nie przytrzymał. – A tak swoją drogą, włącznik światła jest po twojej lewej, Renesmee – dodał, starannie wypowiadając moje imię.
Zmarszczyłam brwi, zdezorientowana, ale wyciągnęłam wolną rękę, żeby dotknąć palcami ściany. Czułam się dziwnie, błądząc po chropowatej powierzchni, ale udało mi się znaleźć podłużny przełącznik. Nacisnęłam go bez wahania, po czym instynktownie zmrużyłam oczu, gotowa na szok wywołany ostrym blaskiem laboratoryjnych lamp, ale nic podobnego się nie wydarzyło. W zamian rozbłysło łagodne, anemiczne światło, które bardziej przypominało blask świec; w końcu byłam w stanie ujrzeć schody oraz fakturę ścian, a mniej więcej pięć stopni niżej dostrzegłam główną salę oraz stojącego u stóp schodów Rufusa. Zwłaszcza widok naukowca mnie zaskoczył, bo nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak blisko mnie się znajdował i ledwo powstrzymałam instynktowny odruch, nakazujący mi cofnięcie się o krok.
Rufus uniósł brwi i odepchnął się od ściany, rozplatając założone na piersi ramiona. Jak zwykle miał na sobie niedbale narzucony na ramiona lekarski kitel. Czekoladowe oczy wydawały się zaskakująco łagodne, kiedy na mnie spojrzał, jasne włosy były zmierzwione, jakby dopiero co wstał z łóżka. Na nasz widok zresztą zupełnie machinalnie przeczesał je palcami, robiąc sobie na głowie jeszcze większy bałagan, co w jakoś pokrętny sposób wydawało się dodawać mu uroku. W bladym świetle rozmieszczonych na ścianach, przytłumionych lamp, jego skóra wydawała się jeszcze bledsza niż zwykle. Wyglądał na chorego, a cienie pod oczami jedynie potęgowały to wrażenie, jednocześnie czyniąc Rufusa jeszcze bardziej mrocznym.
– Zamierzasz jeszcze tak długo na mnie patrzeć? Nie zamierzam cię atakować, naprawdę – zapewnił mnie, a ja speszyłam się i w pośpiechu odwróciłam wzrok.
– Dobrze wiedzieć – wtrącił Gabriel, rzucając wampirowi nieufne spojrzenie. – Pozwoliłem sobie towarzyszyć mojej żonie, jeśli nie masz nic przeciwko – dodał, pozornie uprzejmym tonem, ale oczywiste było, że opinia Rufusa jakoś niespecjalnie go obchodzi.
– Podejrzewałem, że tak będzie – stwierdził sam zainteresowany, wzruszając ramionami. – Wejdźcie. Miałem wątpliwości, czy w ogóle wzięłaś mój propozycję pod uwagę, ale cieszę się, że jednak się namyśliłaś – zapewnił, tym razem zwracając się bezpośrednio do mnie.
Nie oglądając się na mnie czy na Gabriela, Rufus odwrócił się na pięcie i skierował w głąb głównej sali, która stanowiła jego laboratorium. Obejrzałam się na mojego męża, szukając wskazówki co do tego, co powinnam zrobić, ale Gabriel jedynie westchnął, tym samym dając mi do zrozumienia, że sam nie jest pewien, czego tym razem możemy się po Rufusie spodziewać. Widząc, że mam problem z tym, żeby ruszyć się z miejsca, postanowił przejąć kontrolę i wyminął mnie, delikatnie acz stanowczo ciągnąc za sobą. Ruszyłam za nim, instynktownie przeskakując stopień przed którym ostrzegał nas Rufus, chociaż nie miałam nawet odwagi sprawdzić, co takiego mogło być z nim nie tak.
W laboratorium światło okazało się trochę mocniejsze, chociaż wciąż pozostawało słabe i mocno przytłumione. Takie oświetlenie nadawało miejscu swego rodzaju tajemniczości i sprawiało, że poczułam się bardzo nieswojo, jakby to w ogóle było jeszcze możliwe. Czujnie rozglądałam się dookoła, obserwując laboratoryjne stoły i poustawiane na nich przedmioty oraz sprzęty. Cześć z nich była mi obca, poza tym z jakiegoś powodu czułam, że niekoniecznie chcę wiedzieć, co takiego znajduje się w części naczyń i zlewek, które dostrzegałam na stołach albo w ustawionych pod ścianami gablotkach.
Gabriel okazał się zdecydowanie pewniejszy ode mnie. Jego wzrok natychmiast przykuły połączone w dziwny sposób fiolki z rubinowym płynem, który momentalnie rozpoznałam. Dostrzegłam również kilka zapakowanych jeszcze strzykawek i chociaż na samą myśl robiło mi się niedobrze, pomyślałam, że warto będzie o nich pamiętać. Być może Rufus przeszedł ten dziwny rodzaj przemiany i już nie był tak nieprzewidywalny, jak wcześniej, ale wciąż miałam wątpliwości i zdecydowanie wolałam trzymać rękę na pulsie.
– Nadal nad czymś pracujecie? – zapytał Gabriel, nieufnie obserwując płyn w fiolkach. Zastanawiałam się, czy w tamtym momencie myśleliśmy o tym samym. – Layla nic nie wspominała, poza tym wydawało mi się, że pewne kwestie są już wyjaśnione.
– To moje eksperymenty. Czysta ciekawość. – Rufus z błyskiem w oczach spojrzał na mojego męża. Przez jego twarz przebiegł cień, kiedy padło imię bliźniaczki Gabriela, ale prawie natychmiast nad sobą zapanował, przybierając dotychczasową maskę uprzejmego zainteresowania. Niedbale oparł się o jeden z blatów i lekko nachylił do przodu, nie odrywając wzroku od przedmiotów, które przykuły uwagę mojego ukochanego. – Być może pewne kwestie w istocie zostały wyjaśnione, ale to nie znaczy, że temat został wyczerpany. W końcu zawsze istnieje szansa na to, żeby dowiedzieć się czegoś więcej – stwierdził z przekonaniem, w jego wzrok na ułamek sekundy powędrował w moją stronę.
Nie wiem dlaczego, ale w tamtym momencie przeszedł mnie dreszcz. Mimowolnie objęłam się ramionami i podeszłam do Gabriela, stając u jego boku i próbują przypomnieć sobie, że przy ukochanym nie grozi mi nic złego. Rufus zresztą nie zachowywał się w sposób, który można by uznać za niepokojący, dlatego zmusiłam się do tego, żeby się uspokoić. Wszystko jak na razie było w porządku, a to, że wampir wydawał mi się odrobinę dziwny… No cóż, jakby nie patrzeć, to wciąż był Rufus.
– Chyba nie po to tutaj przyszliśmy, prawda? – odezwałam się, przerywając chwilę niezręcznej ciszy, która zapadła. Wolałam nie ryzykować, że wampir raz jeszcze poprosi mnie o próbkę krwi do analizy, bo i tak bym mu jej nie dała. – Obiecałeś, że będziesz mnie uczył – przypomniałam, bo nagle naszła mnie myśl, że mógł o naszej rozmowie na klifie zapomnieć. Co prawda było to mało prawdopodobnie, ale wiedziałam już, że w przypadku Rufusa nie ma rzeczy niemożliwych.
– Naturalnie – zreflektował się, uśmiechając się pod nosem. Dostrzegłam dwa, ostre kły i mimowolnie cofnęłam się o krok. – Swoją drogą, jesteś bardzo niecierpliwa. To zarazem wada i zaleta, chociaż osobiście skłaniałbym się do tego pierwszego – stwierdził spokojnie.
Spąsowiałam, nie mając pojęcia, co powinnam odpowiedzieć. Rufus zresztą nie oczekiwał ode mnie żadnej riposty, tylko bez wahania podszedł do innego ze stołów w laboratorium. Wraz z Gabrielem ruszyliśmy za nim i chociaż mój mąż sprawiał wrażenie rozluźnionego, zauważyłam, że dla pewności stara się trzymać mnie w pewnej odległości od naukowca.
Rufus – nie oglądając się od nas ani nawet nie sprawdzając, czy wciąż za nim jesteśmy – ujął w palce podłużny przedmiot, który leżał na stole, po czym zaczął obracać go w palcach i to tak szybko, że ten zamienił się w rozmazaną smugę, której w żaden sposób nie byłam w stanie zidentyfikować. Uśmiechnął się delikatnie i nie zaprzestając zabawy, spojrzał na mnie i na Gabriela .
– Co o tym sądzicie? – zapytał i usunął się nieznacznie, żeby zrobić nam miejsce.
Zawahałam się, ale Gabriel nie. Zauważyłam, że jego ciemne tęczówki rozszerzyły się nieznacznie i to mnie zaniepokoiło, jednocześnie motywując do tego, żebym jak najszybciej do niego dopadła.
– A niech to diabli… – zaklął Gabriel, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Niech to diabli, czy to są…?
– W rzeczy samej. – Rufus uśmiechnął się w niepokojący sposób, odsłaniając dwa wydłużone kły. Wzdrygnęłam się, chociaż teoretycznie powinnam była oswoić się z tym, że stereotypowe wampiry jednak skądś musiały się wziąć.
Miałam ochotę zapytać o czym mówią, ale nie miałam po temu okazji, bo Rufus w końcu przestał obracać w palcach to, co od samego początku tak mnie irytowało. Spojrzałam na podłużny, wykonany z drewna przedmiot, nie od razu uświadamiając sobie, co kawałek drewna ma wspólnego z walką i reakcją Gabriela. Dopiero po chwili, kiedy zaintrygowana spojrzałam na stół, wszystko ułożyło się w sensowną całość, a mnie dosłownie zatkało.
To były kołki.
Na stole, jeden przy drugim, w równych odstępach starannie ułożono drewniane kołki. Różnej długości i chyba wykonane z najróżniejszego rodzaju materiału, każdy innej grubości, ale łączyło je jedno – wszystkie miały ostre zakończenia i bez wątpienia przeznaczone były do zabijania wampirów; nie takich zwyczajnych, bo tych podobnych do Rufusa czy Isabeau, ale jednak wampirów. Kilka miało nawet posrebrzane końce dla lepszego efektu, jak przykładowo ten, który w palcach obracał Rufus.
Zamrugałam i błyskawicznie zwróciłam się w stronę naukowca, nie mając pojęcia czy powinnam go wyśmiać, czy może zacząć krzyczeć. Ostatecznie nie zrobiłam nic, pozostając przy bezmyślnym gapieniu się na niego i czekaniu na wyjaśnienia, te jednak uparcie nie nadchodziły.
– Dobra, o co chodzi? – zapytałam, chociaż powoli zaczynało do mnie docierać, dlaczego Rufus podkreślał, że lekcje z nim będą niezwykłe. – Po co ci… to? – dodałam; czułam się zbyt dziwnie, żeby wprost mówić o rodzaju broni, który do tej pory wyrwał mi się jedynie czymś, co występowało w legendach i bynajmniej nie miało odniesienia do rzeczywistości.
– A na co ci to wygląda? – Rufus spojrzał na mnie z uprzejmym zainteresowaniem. – Co innego mógłbym ci zasugerować, skoro teraz ulice nie są tak bezpieczne, jak wcześniej… Oczywiście jeśli założyć, że Miasto Nocy kiedykolwiek było przynajmniej względne bezpieczne – poprawił się po chwili zastanowienia. – Tych, których zmieniła Isabeau albo sami się zabili… Cóż, to jedynie garstka, która czai się w ciemności. Nie wiedzieliście ilu tak naprawdę się zaraziło, prawda? Może i lepiej, że nigdy nie zdarzyło wam się spotkać innych, ale obawiam się, że skoro miasto nie jest już zagrożone przez nowonarodzonych, będą próbowali wyjść z cienia. Zwłaszcza, że wielu raczej nie spodobała się moja teoria, dotycząca śmierci i ponownego narodzenia. – Zawahał się, jakby próbował ocenić, jak wiele może nam powiedzieć. – Strach nigdy nie jest najlepszym doradcą. Zgubił już niejednego, a tym razem nie będzie inaczej… Oczywiście wolałbym się mylić, ale sami zaobserwowaliście, że już teraz dzieci nocy podchodzą do nas w dość… specyficzny sposób – dodał, a Gabriel prychnął. To, jak niektórzy zachowywali się wobec istot takich jak on bywało czasami istną paranoją i chociażby Kristin była dobrym tego przykładem. – Strach przed nieznanym. Najgorsza forma, ale może jest w tym coś uzasadnionego. A już na pewno warto wiedzieć z kim się obcuje, żeby ewentualnie potrafić się bronić – stwierdził z przekonaniem, przesuwając opuszkami palców po gładkiej powierzchni kołka.
– Ha! I to niby oznacza, że mamy bawić się w łowców? – zapytał z powątpiewaniem Gabriel, ale wyczułam w nim swego rodzaju fascynację, związaną z perspektywą walki. Chyba nigdy nie miałam zrozumieć Licavolich, jeśli chodziło o przyjemność, którą czerpali z wyznań. – Sam mówiłeś nam, że oni nie są świadomi tego, co robią. Dlaczego teraz mielibyśmy zabijać?
Rufus uniósł brwi.
– Faktycznie, tym można nas zabić – stwierdził, a mnie uderzyło to z jaką łatwością utożsamił się z rasą, którą teraz reprezentował – ale te nieposrebrzane kołki są absolutnie niegroźne… Oczywiście pomijając fakt, że skutecznie unieruchamiają, jeśli wbić je komuś w serce – dodał takim tonem, jakbyśmy mówili o pogodzie. – Nas praktycznie nie da się zabić. Może jakby urwać komuś głowę, to jeszcze by zaskutkowało, ale na inne sposoby? Naprawdę nie zauważyłeś, że wszystkie obrażenia goją się ot tak? – zwrócił się do mojego męża, pstrykając palcami w powietrzu. – Skręć mi kark, a sam się przekonasz.
– Z przyjemnością, ale może przy innej okazji – sarknął Gabriel, patrząc na Rufusa jak na wariata. – Do cholery, i  niby wyciągnąłeś te wnioski na podstawie zabawy fiolkami? – dodał, wyraźnie zbulwersowany.
Rufus zmrużył oczy i spojrzał na niego z rezerwą; w jego oczach na ułamek sekundy pojawił się niepokojący błysk.
– To, co robię, jest wyłącznie moją sprawą – powiedział, nagle tracąc humor. – Wierz mi, nie chcesz wiedzieć skąd biorę wszystkie niezbędne mi informacje. Liczą się efekty i tego się trzymajmy. Zwłaszcza teraz Dimitr oczekuje ode mnie skuteczności, więc jeśli masz coś do powiedzenia, rozmawiaj z królem.
– Na litość bogini, co z tobą nie tak? – żachnął się Gabriel, w poddańczym geście unosząc obie dłonie mu górze. – Nie obchodzi mnie, co takiego robisz, jasne! Chcę mieć jedynie pewność, że moja siostra jest przy przy tobie bezpieczna. Zaczyna mnie to już nużyć, ale powtórzę: jeśli cokolwiek stanie jej się przy tobie…
Rufus popatrzył na niego w taki sposób, że Gabriel momentalnie zamilkł, coraz bardziej zdezorientowany. Zaniepokojona podeszłam bliżej, stając za mężem o kładąc dłoń na jego ramieniu, żeby jakoś go uspokoić i jednocześnie przypomnieć Rufusowi, że jeśli zdecyduje się zaatakować jego, to tak, jakby rzucił wyzwanie również mnie.
Czekoladowe oczy przesunęły się po całej mojej postaci, aż poczułam się nieswojo pod badawczym spojrzeniem wampira. Wydawał się mnie oceniać, kiedy zaś przyjrzał się mojej twarzy, jego rysy złagodniały. Nie miałam pojęcia do jakich musiał dojść wniosków, ale i tak byłam wdzięczna, że e efekcie jedynie westchnął i odwrócił się do nas plecami.
– Prędzej się zabiję niż pozwolę, żeby Layli stała się krzywda. Czy taka obietnica cię satysfakcjonuje, Gabrielu? – zapytał cicho, chyba pierwszy raz używając imienia mojego męża.
Gabriel nie odpowiedział, przez kilka nieznośnych sekund czujnie wpatrując się w plecy wampira.
– To niezbyt przekonujące, skoro podobno zabicie was jest dość problematyczne – zauważył przytomnie.
– W takim razie moje żyje będzie do twojej dyspozycji. – Zdziwiło mnie, że tak bardzo zależało mu na tym, żeby nas przekonać. Sama również nie miałam pewności, czy można mu wierzyć, ale powoli zaczynałam mieć dość tej dyskusji i miałam nadzieję, że Gabriel odpuści. – Nie jestem głupi. Wiem ile ta dziewczyna przeszła, tak? Nie podniósłbym na nią ręki, zwłaszcza teraz, kiedy nareszcie jestem świadom każdej decyzji.
– Lepiej dla ciebie, żeby tak było.
Uznałam, że niebezpieczeństwo konfliktu minęło, ale i tak zdecydowałam się dla pewności zareagować. Lekko uścisnęłam ramię Gabriela, po czym wyminęłam go, dla pewności stają pomiędzy nim a Rufusem. Poziom stężenia testosteronu w powietrzu był zdecydowanie zbyt duży jak na mnie jedną, a fakt, że obaj nieśmiertelni obserwowali mnie uważnie, każdy na swój sposób, wcale mi nie pomagał.
– Możemy przejść do rzeczy? – ponagliłam, decydując się na szybką zmianę tematu. – Co z tymi kołkami? Mam ochotę komuś przyłożyć – dodałam z wymuszonym, przesadnym wręcz entuzjazmem, który jedynie rozbawił Gabriela.
– Spokojnie, moja śliczna – zwrócił się do mnie z typowym dla siebie półuśmiechem, który doskonale znałam i który zawsze przyprawiał mnie o dreszcze. Przynajmniej poprawiłam mu humor, bo rozluźnił się nieznacznie. Co prawda wciąż wydawał się odrobinę poirytowany i nie miałam najmniejszych wątpliwości co do tego, że wciąż podchodził do obietnic Rufusa z rezerwą, ale jak na razie przestali skakać sobie do gardeł i to tymczasowo mi wystarczyło. – Chyba najpierw wypadałoby znaleźć odpowiednie miejsce… Bo raczej nie zamierzamy ćwiczyć tutaj? – zapytał, zerkając na Rufusa.
– A dlaczego nie? – Wampir spojrzał na niego z nieskrywanym zaskoczeniem. – Skoro już się prosiłeś, to chyba nie powinieneś mieć nic przeciwko temu, żeby poprzesuwać kilka mebli, prawda? Chyba, że zamierzasz czekać, aż twoja żona zdecyduje się mi pomóc, chociaż nie przywykłem do wykorzystywania kobiet przy pracach fizycznych…
Gabriel rzucił mu pełne niedowierzania spojrzenie. Sama również byłam zaskoczona tym, że Rufus chciał walczyć na tak małej powierzchni i to na dodatek po tym, jak sufit raz zarwał się nam na głowy, ale to nie to poruszyło mojego męża.
– Czy ja się mylę, czy ty właśnie próbujesz ośmieszyć mnie przed moją żoną? – zapytał, mrużąc gniewnie oczy.
– Sam sobie odpowiedz na to pytanie – odparł z miną niewiniątka Rufus. – Więc? Użyjesz swoich rzekomo potężnych zdolności, czy dalej będziemy tak stać i pleść bzdury?
Zacisnęłam wargi; sama już nie wiedziałam, który w tym momencie bardziej mnie denerwował, ale na całe szczęście Gabriel nie zdenerwował się na tę uwagę.
– Świetnie – stwierdził, a w jego oczach dostrzegłam znajomy, podekscytowany błysk. – Pomogę, ale stawiam jeden warunek: walczę z tobą jako pierwszy.
Rufus jedynie prychnął, wzruszając ramionami; po jego postawie poznałam, że jest więcej niż pewny zwycięstwa, chociaż nie rozumiałam, jak ktokolwiek mógł ignorować zdolności Gabriela.
Z drugiej jednak strony, zupełnie nie rozumiałam mężczyzn i chyba nie miało się to tak szybko zmieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa