Alessia
Mało kiedy widywała Damiena
zdenerwowanego – a przynajmniej nie aż tak jak w chwili, w której
pojawiła się tamta kobieta. Ali zawahała się, z powątpiewaniem spoglądając
na brata i dla pewności napinając mięśnie. Co jest?, zapytała, korzystając z tego, że jak zwykle
siedzieli sobie w głowach, ale chłopak nawet nie drgnął, w milczeniu
obserwując zmierzającą w ich stronę śmiertelniczkę.
– Damien! –
syknęła na głos, bez trudu orientując się, że był co najmniej zszokowany.
Z jakiegoś
powodu poczuła się przytłoczona, chociaż nie miała pewności, skąd brało się to
uczucie. Odbierała emocje brata i to wystarczyło, żeby pojęła, że coś jest
nie tak – z tym, że wciąż nie miała pojęcia w czym rzecz. Machinalnie
napięła mięśnie, przybierając pozycję obronną i niemalże szykując się na
to, że za moment będzie musiała rzucić się do ataku. Co prawda kobieta, która w tak
bezpośredni sposób zapytała o powód ich obecności, nie sprawiała wrażenia
szczególnie groźnej, ale…
Alessia
zawahała się, na swój sposób wręcz sfrustrowana. Cisza nie pomagała, zresztą
tak jak i poczucie, że Damien i śmiertelniczka się znali. Tyle
wywnioskowała z wyrazu twarzy brata, ale to wciąż nie tłumaczyło
najważniejszych kwestii.
– Hej, co
się dzieje? – powtórzyła, nie kryjąc zniecierpliwienia. Jak na zawołanie
poczuła na sobie spojrzenie nie tylko bliźniaka, ale również nieznajomej
kobiety. – Kim pani jest? – drążyła, ignorując fakt, że to raczej oni powinni
się teraz tłumaczyć.
– To… Cóż,
Nina – oznajmił cicho Damien, w końcu otrząsając się na tyle, by zareagować.
– Nie wiem jakim cudem, ale…
Brzmiał na
poruszonego, co w naturalny sposób dało Alessi do myślenia. Zaraz po tym
zrozumiała i jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, w miarę jak
zaczęła łączyć ze sobą fakty. W pośpiechu zmierzyła wzrokiem kolejno brata,
a później stojącą przed nimi kobietę, mimo wszystko mając wrażenie, że
musiała coś źle zrozumieć.
Ta sama, która mierzyła do ciebie z kuszy?,
wyrwało jej się, ale przynajmniej powstrzymała się od wypowiedzenia tych kilku
słów na głos. Babcia Liz? Ale…
Chyba nawet
widziała podobieństwo – czy to w rysach twarzy, czy bystrym spojrzeniu
ciemnych, skupionych oczu. Nina może i miała już swoje lata, ale trzymała
się wystarczająco dobrze, by Ali uwierzyła, że ta śmiertelniczka mogłaby być
niebezpieczna. Bez znaczenia było nawet to, że stała przed nimi z pustymi
rękami, na pierwszy rzut oka całkowicie bezbronna. Co z tego, skoro nie
okazywała przy tym nawet cienia strachu, spokojna i w pełni
skoncentrowana na ich obecności.
– Ale… –
odezwała się cicho Alessia, powoli zaczynając mieć dość przeciągającej się
ciszy. Takie napicie zdecydowanie niczego nie ułatwiało.
Słodka bogini… Czy ta kobieta nie powinna
być martwa?
Mimo
wszystko nie zadała tego pytania na głos, zwłaszcza że brzmiało… niewłaściwie.
Nawet ona musiała to przyznać, choć często zdarzało jej się najpierw mówić, a dopiero
później zastanawiać nad tym, co robiła. Jakkolwiek by jednak nie było, coś w zachowaniu
brata jednoznacznie dało jej do zrozumienia, że ten jeden raz powinna trzymać
język za zębami, niezależnie od tego, jak skołowana by się nie czuła.
– Dobre
pytanie. – Damien z niedowierzaniem potrząsnął głową. Zaraz po tym drgnął i w pośpiechu
przesunął się w jej stronę. – To moja siostra, Alessia – wyjaśnił
pośpiesznie.
Ali uniosła
brwi. Nie rozumiała, dlaczego ustalenie tej kwestii wydało mu się aż tak ważne,
zwłaszcza że – jakby nie patrzeć – to oni mieli przewagę. Tak przynajmniej
sądziła, skoro nie widziała w rękach tej kobiety żadnej broni, również
kuszy, chociaż…
A potem
zauważyła, że surowa twarz Niny mimo wszystko łagodnieje.
– Tak… Tak,
wydaje mi się, że Liz kiedyś wspominała również o Alessi – oznajmiła
nieoczekiwanie, ostrożnie dobierając słowa. – Nie byłyście ze sobą tak blisko,
jak ona i Elena…
– Nie
złożyło się – mruknęła, właściwie nie zastanawiając się nad odpowiedzią.
Sytuacja
wydawała się co najmniej abstrakcyjna, przynajmniej z jej perspektywy.
Słodka bogini, naprawdę najważniejsze w tym wszystkim było to, jakie
mogłaby mieć relacje z Liz? Brakowało jeszcze, by Nina nagle zaczęła pogodnie
gawędzić o przyjaźniach wnuczki, zupełnie jakby wcale nie stali w przedsionku
opustoszałego hotelu, podczas gdy gdzieś w pobliżu mogło czekać
jakiekolwiek niebezpieczeństwo! Nie wspominając o tym, że kobieta powinna
być martwa, a skoro tak…
– Jak…? – Głos Damiena przerwał panującą
ciszę, kiedy chłopak otrząsnął się na tyle, by skupić się na tym, co działo się
wokół niego. – I dlaczego? Liz wie, że…
– Pozwól,
że nasze rodzinne sprawy będziemy roztrząsać między nami – przerwała mu chłodno
Nina, raptownie poważniejąc. Chwilowe rozluźnienie minęło, a Alessia znów
poczuła się trochę tak, jakby ktoś w wolnej chwili mógł rzucić jej się do
gardła. – Pytałam, co tutaj robicie – zaczęła raz jeszcze kobieta.
O dziwo,
Damien jedynie prychnął, nagle podenerwowany. W tamtej chwili miał wyraźny
problem z tym, by nad sobą zapanować, być może bliski wybuchu gniewu, choć
to w jego przypadku zdecydowanie nie było normą. Dopiero w takich
chwilach Ali dostrzegała, jak bardzo jej brat był podobny do Gabriela – i to
w szczególności, gdy w grę wchodził ktoś, kto był dla chłopaka ważny.
– Te rodzinne sprawy – oznajmił z naciskiem – zbyt mocno
dotykają mnie i moich bliskich. Co więcej, Liz mi ufa, a pani…
Cokolwiek
miał do powiedzenia, w ostatniej chwili zdecydował się zachować dla
siebie. Nina gwałtownie nabrała powietrza do płuc, wyraźnie podenerwowana.
Przez kilka następnych sekund mierzyła chłopaka wzrokiem, wyraźnie się nad
czymś zastanawiając.
– Po prostu
stąd idźcie – oznajmiła w końcu.
Damien
zamrugał, niedowierzając jej słowom.
– To
wszystko? – obruszył się, widząc, że kobieta zbiera się do odejścia. – Ale…
– Pozwalam
wam tak po prostu odejść właśnie przez wzgląd na Elizabeth. Cokolwiek tutaj
robicie… – Kobieta zamilkła, po czym westchnęła cicho. – Nie zaprzeczę, że
wiele ci zawdzięcza. I ja, i Liz jesteśmy za to wdzięczne. Z tym,
że i tak nie powinno was tutaj być – oznajmiła z naciskiem. –
Gdybyście trafili na kogokolwiek innego… Cóż, nie zawahałby się.
– Cudownie!
Więc wszyscy tutaj biegacie z kuszami czy jak? – zapytała z niedowierzaniem
Alessia.
Kąciki ust
kobiety drgnęły, ale ostatecznie się nie uśmiechnęła. W zamian po prostu
potrząsnęła głową, wyraźnie zmartwiona.
– Mogę
tylko zgadywać, jakim cudem tuta trafiliście. Jeśli chodzi o Liz… –
zaczęła, ale nie miała okazji dokończyć.
– A jest
tutaj? – wszedł jej w słowo Damien.
Alessia
drgnęła i w pośpiechu chwyciła brata za ramię, chcąc żeby się
uspokoił. Nie, sytuacja zdecydowanie nie była normalna – nie mogła, skoro to
ona musiała jakkolwiek upominać Świętego
Damiena. Co prawda mogła przewidzieć, że sama wzmianka o Liz
wystarczy, żeby wytrącić go z równowagi (w końcu sama nie była lepsza, gdy
w grę wchodziło bezpieczeństwo Ariela), ale mimo wszystko…
Mniej
więcej wtedy panującą dookoła ciszę przerwało przejmujące, przyprawiające o ból
głowy wycie. Alarm włączył się nagle, głośny i wystarczająco niepokojący,
by Ali poczuła się nieswojo. Z bijącym sercem powiodła wzrokiem dookoła,
świadoma wyłącznie tego, że musiało wydarzyć się coś złego. Słodka bogini,
przecież nawet nie chodziło o nich, prawda? Gdyby nie spotkali Niny,
pewnie uwierzyłaby, że mieli kłopoty, bo ktoś ich zauważył, ale w obecnej
sytuacji takie rozwiązanie nie wchodziło w grę.
Nina, która
wyglądała na chętną, by jednak odpowiedzieć na pytanie Damiena, raptownie
pobladła, zaniepokojona. Przez krótką chwilę tkwiła w bezruchu,
nasłuchując i wydając się nad czymś intensywnie myśleć, w następnej
sekundzie odwracając się na piecie i biegiem rzucając w sobie tylko
znanym kierunku.
– Hej! –
zaoponowała, z niedowierzaniem spoglądając w ślad za łowczynią.
Zareagowała
niemalże w tym samym momencie, co i Damien. Oboje po prostu ruszyli
za Niną, w krótką chwilę zrównując się z nią i niemalże
przeganiając. Kobieta drgnęła, nagle wytracając prędkość, po czy rzuciła im
zniecierpliwione, niechętne spojrzenie.
–
Powiedziałam już, że macie stąd iść! – zniecierpliwiła się. Podniosła głos,
próbując przekrzyczeć alarm. – Był z wami ktoś jeszcze? Myślałam, że…
Zamilkła,
ledwo tylko w korytarzu na powrót zapanowała nieprzenikniona cisza. Alarm
wyłączył się równie nagle, co wcześniej zaczął wyć, ale Nina wcale nie
wyglądała jak ktoś, kto poczuł z tego powodu ulgę. Wręcz przeciwnie –
nagle przyśpieszyła, wyglądając na niemalże spanikowaną, co absolutnie do niej
nie pasowało. Alessia znała ją raptem chwilę, ale to wystarczyło, by pojęła, że
ma przed sobą kogoś równie silnego i pewnego siebie, co i Isabeau. To
była jedna z tych kobiet, które nie bały się bez powodu, a kiedy
zaczynały odczuwać przerażenie, znaczyło to najpewniej, że wydarzyło się coś
bardzo, ale to bardzo złego.
Tym razem
Nina nawet słowem nie skomentowała tego, że wciąż podążali za nią. Szła szybko,
w pośpiechu pokonując kolejne metry i raz po raz niespokojnie
rozglądając się dookoła, zupełnie jakby w każdej chwili mogła wypatrzeć w ciemnościach
coś, czego nie powinno tam być.
– Co się
dzieje? – zaniepokoił się Damien, rzucając kobiecie naglące spojrzenie. Ali
wyraźnie czuła, że był zdenerwowany, zwłaszcza że towarzyszące bratu napięcie
niezmiennie mieszało się z jej własnym niepokojem.
– Nie wiem,
ale nie podoba mi się to – stwierdziła cicho Nina, wyraźnie próbując coś
zrozumieć. – Dlaczego wyłączył się tak szybko?
– Fałszywy
alarm? – podsunęła z wahaniem Ali.
Łowczyni
spojrzała na nią w niemalże pobłażliwy sposób.
– Nie w tym
miejscu – oznajmiła z przekonaniem, wyraźnie nie dopuszczając do siebie
jakiegokolwiek błędu w działaniu. – Zresztą alarm mogę odwołać tylko ja
albo mój syn. Nawet jeśli włączyłby się przypadkiem, to my decydujemy, czy
zagrożenie minęło.
– Więc może
pani syn…
– Tata Liz
też żyje? – zapytał w tym samym momencie Damien.
Nina
zignorowała ich oboje. W zamian po raz ostatni skręciła, w następnej
chwili dopadając do drzwi ze srebrną tabliczką, opatrzoną napisem „ochrona”. Po
prostu pchnęła drzwi, a te ustąpiły bez najmniejszego choćby problemu,
pozwalając kobiecie wejść do środka.
Ali wyczuła
to na ułamek sekundy przed tym, jak sama również zdecydowała się zajrzeć do
pomieszczenia. Słodki zapach krwi uderzył ją nagle, tak intensywny, że w pierwszej
chwili aż zawirowało jej w głowie. Zaniepokojona, spojrzała na Damiena,
ale ten zdążył ją wyprzedzić, ułamek sekundy później materializując się tuż za
plecami zastygłej w bezruchu, oddychającej szybciej niż do tej pory Niny.
Biuro nie
było duże, ale to nie miało znaczenia. Równie nieistotne okazały się ustawione
na biurku w centralnej części pomieszczeni monitory, komputer i liczne
przyciski, które najwyraźniej odpowiadały za zarządzanie systemem
bezpieczeństwa. To wszystko nie było istotne, skoro odpowiadająca za urządzenia
osoba leżała na podłodze, powoli wykrwawiając się na drogi dywan. Alessia
raptownie nabrała powietrza do płuc, rozszerzonymi oczami wpatrując w ziejącą
dziurę na gardle rozłożonego na ziemi mężczyzny. Wrażenie było takie, jakby
ktoś nie tylko wgryzł się w jego szyję, ale później dodatkowo je
rozszarpał – w brutalny, absolutnie niesubtelny sposób.
– Boże… –
wyrwało się Ninie. Cofnęła się o krok, w pośpiechu omal nie wpadając
na stojącego za nią Damiena. – On przecież…
– Jest
martwy – przyznał cicho chłopak i Alessia jakoś nie miała wątpliwości co
do tego, że miał rację.
Wystarczył
jeden rzut oka na twarz brata, żeby pojęła, że nawet jako Uzdrowiciel nie
mógłby niczego zdziałać. Chociaż wyraźnie czuła, że rana powstała niedawno
(krew wciąż płynęła, zresztą pachniała tak słodko, że dziewczyna ledwo nad sobą
panowała), znała Damiena na tyle dobrze, żeby wiedzieć, kiedy czuł się
bezradny. Znała tę minę – jakże charakterystycznie zaciśnięte usta oraz
spojrzenie, które jednoznacznie świadczyło o poczuciu winy. Choć to nie
była jego wina, coś w świadomości, że ktoś mógłby umierać na jego oczach,
niezmiennie wprawiało chłopaka z przygnębienie.
Ali
jęknęła, po czym odwróciła się na pięcie i z powrotem wypadła na
korytarz. Czuła, że serce tłucze jej się w piersi, a żołądek skręca w nieprzyjemny
sposób, grożąc wywróceniem się na drugą stronę. Dla pewności pochyliła się do
przodu, wpierając dłonie na udach i usiłując wyrównać oddech. W zasadzie
próbowała powstrzymać się przed zbyt gwałtownym chwytaniem powietrza, ale to
okazało się trudne. Co z tego, że próbowała, skoro i tak czuła krew, a jej
gardło dosłownie płonęło, domagając się tego, by wróciła do małego pokoiku i dobrała
do słodkiej, kuszącej posoki?
Zacisnęła
dłonie w pięści, pozwalając, żeby paznokcie boleśnie wbiły jej się w skórę.
Liczyła, że to pomoże jej się otrząsnąć, jednak nawet ból nie sprawił, że
poczuła się jakkolwiek bardziej świadoma.
– W porządku?
– usłyszała za plecami głos Damiena.
Jedynie
potrząsnęła głową. Drgnęła niespokojnie, kiedy dłonie brata wylądowały na jej
ramionach. Chcąc nie chcąc obejrzała się na niego, w pierwszej chwili
mając ochotę cicho warknąć, ale w ostatniej chwili zdołała się
powstrzymać. Dzięki niemu miała przynajmniej pewność, że gdyby jednak przestała
nad sobą panować, mogła liczyć, że brat powstrzyma ją przed zrobieniem czegoś
wyjątkowo głupiego.
– Nie –
wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Co się dzieje?
Oczywiście
nie otrzymała odpowiedzi. Mogła się tego spodziewać, ale i tak coś w bezradnym
spojrzeniu brata zaczynało doprowadzać ją do szału. Ba! Cała ta niepewność i napierająca
ze wszystkich stron cisza sprawiały, że miała ochotę komuś przyłożyć. Nie tego
spodziewała się po tym miejscu, które – teraz już była tego pewna –
zdecydowanie nie było zwykłym, zamieszkałym przez przypadkowe osoby hotelem.
Bardziej
wyczuła niż usłyszała Ninę. Kobieta jako ostatnia wyszła z pokoju ochrony,
blada jak papier i wyraźnie przerażona. Przystanęła w progu,
zaciskając palce na framudze i wyglądając tak, jakby w każdej chwili
mogła się wywrócić.
–
Przyszliście sami? – wykrztusiła i choć zadawała to pytanie już wcześniej,
kiedy padło ponownie akurat teraz, Ali poczuła się tak, jakby kto z całej
siły uderzył ją w brzuch.
– Ty chyba
sobie żartujesz! – obruszyła się.
Niby jak
miała to rozumieć? Jako rodzaj oskarżenia, zupełnie jakby to, co stało się z tamtym
mężczyzną, miało jakikolwiek z obecnością jej i Damiena? Na samą myśl
o tym robiło jej się gorąco, a jakby tego było mało…
– Zadałam wam
pytanie. – Nina wyprostowała się niczym struna. Wciąż wyglądała marnie, ale coś
w jej postawie jednoznacznie dało Alessi do zrozumienia, że ta kobieta
miała w sobie dość determinacji, by nawet w takim stanie zacząć
walczyć, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. – Kolejne, które ignorujecie.
Pytałam już, dlaczego tutaj jesteście, a jednak… – zaczęła spiętym tonem,
wyraźnie mając problem z utrzymaniem głosu na jednym poziomie.
– Jakie to
ma znaczenie? – obruszył się Damien, z niedowierzaniem spoglądając na
stojącą przed nim śmiertelniczkę. Jego dłonie mocniej zacisnęły się na
ramionach Alessi, ale wydawał się nawet nie zdawać sobie z tego sprawy. –
Mamy swoje powody. My tylko…
Nina
jedynie potrząsnęła głową.
–
Przychodzicie tutaj, a chwilę później znajduję martwego człowieka! –
przerwała, tym razem już nie powstrzymując się przed krzykiem. Dotychczas
tłumione emocje znalazły ujście w postaci stopniowo przybierającego na
sile gniewu. – Jeśli chcecie wmawiać mi, że to wypadek, to przynajmniej
udawajcie, że zamierzacie mi odpowiedzieć! Co
tutaj robicie?! – ponowiła pytanie, tym razem wyraźnie nie zamierzając
odpuścić.
Damien
drgnął, przez chwilę wyglądając na chętnego, żeby coś rozwalić. Ali w pośpiechu
chwyciła go za ramię, mimowolnie zastanawiając nad tym, kto kogo powstrzymywał
przed głupstwem – on ją, czy może ona jego. Sama wciąż czułą się rozbita, co
zwłaszcza przy intensywnym zapachu świeżej krwi okazało się trudnym do
opanowania stanem. Serce tłukło jej się w piersi, a zaciśnięte w pięści
dłonie pulsowały bólem, coraz bardziej dając dziewczynie we znaki.
– Jesteśmy
tutaj przez naszą ciotkę i kuzynki – oznajmiła w końcu. Nie
rozpoznawała własnego głosu, zadziwiająco spokojnego, biorąc pod uwagę to, że w rzeczywistości
aż się w niej gotowało. Sama nie była pewna, jakim cudem udawało jej się
znaleźć sposób na sensowne dobranie poszczególnych słów. – Nie chodzi o Liz
czy o was, ale o naszą rodzinę. Chyba pod tym względem się rozumiemy,
prawda?
– Ciotkę i kuzynki…
– powtórzyła z zaskoczeniem kobieta.
W korytarzu
znów zapanowała cisza, przerywana wyłącznie ich przerywanymi oddechami i tłukącymi
się w piersiach sercami. Alessia mocniej zacisnęła palce na ramieniu
brata, właściwie nieświadoma tego, co i dlaczego robi. Słodki zapach krwi
wciąż dawał jej się we znaki, głód jednak szybko zszedł gdzieś na dalszy plan, wyparty
przez narastający z każdą kolejną sekundą gniew. Była zła na Ninę, choć
zarazem jakaś jej cząstka aż za dobrze rozumiała, skąd brały się wnioski, które
wyciągnęła kobieta. Możliwe, że gdyby była na jej miejscu, pomyślałaby
dokładnie tak samo – i to zwłaszcza po tym, jak chwilę wcześniej
znalazłaby zakrwawione zwłoki.
Bez znaczenia. Nie rozmawialibyśmy z tobą,
gdybyśmy planowali kogoś zabić!, jęknęła w duchu, ale nie zdobyła się
na wypowiedzenie tych słów na głos. Miała wrażenie, że miotanie się i szukanie
usprawiedliwień w najmniejszym stopniu nie poprawiłoby sytuacji; wręcz
przeciwnie, skoro wszyscy w tamtej chwili dosłownie odchodzili od zmysłów.
Co więcej, wzajemne oskarżenia wciąż nie rozwiązywały najważniejszego problemu,
którym było chociażby to, że żadne z nich nie miało pojęcia, kto był
odpowiedzialny za to, co wydarzyło się w pokoju obok.
Coś było
nie tak. Wiedziała o tym już kiedy tutaj przyszli, choć wtedy jeszcze nie
miała pojęcia, jak bardzo skomplikowane mogło okazać się to, co działo się
wokół nich. Jeśli do tej pory miała Rufusowi za złe, że wysłał ich do tego
miejsca, teraz zmieniła zdanie. Tutaj zdecydowanie działo się coś wartego
uwagi, Ali jednak zaczynała wątpić, czy to faktycznie dobrze. W tamtej
chwili naprawdę się bała, niepokojąc się nie tyle o siebie, co przede
wszystkim pozostałych – a już zwłaszcza Laylę, Claire i Jocelyne, bo
przecież wszystko od samego początku kręciło się wokół nich.
Nina
milczała, po prostu mierząc ich wzrokiem. Po wyrazie jej twarzy trudno było stwierdzić,
co tak naprawdę sobie myślała, o wyciągnięciu jakichkolwiek sensownych
wniosków nie wspominając. Nawet jeśli kobieta wciąż miała jakieś uwagi,
zostawiła je dla siebie, chociaż trudno było stwierdzić, czy przemilczenie
czegokolwiek było lepsze od kolejnych oskarżeń. Strach nigdy nie był dobrym
doradcą, a oni mimo wszystko mieli do czynienia z łowczynią –
tymczasowo nieuzbrojoną, ale wciąż wystarczająco bezwzględną i pewną
siebie, by w razie potrzeby zaczęła wymachiwać kuszą, jeśli tylko dać jej
po temu sposobność. Co prawda to wciąż do niej nie docierało, ale Alessia
zdecydowanie nie chciała sprawdzać, jak daleko mogła posunąć się Nina albo
ktokolwiek inny, kto znajdował się w tym miejscu.
Cóż, z naciskiem
na istotę, która w rzeczywistości odpowiadała za śmierć tamtego mężczyzny w biurze.
Wciąż o tym
myślała, kiedy wyczuła, że Damien sztywnieje. Otworzyła usta, gotowa zapytać
go, co się stało, ale to okazało się zbędne. Wystarczył ułamek sekundy, by sama
również usłyszała zmierzające w ich stronę kroki. W pierwszym odruchu
napięła mięśnie, gotowa się bronić, ale wkrótce po tym pojęła, że tempo jest
zbyt wolne, by mogła spodziewać się pojawienia jakiegokolwiek wampira.
Mimo
wszystko wyprostowała się, z niepokojem spoglądając w głąb
zaciemnionego korytarza. Proszę, niech to
jednak nie będą łowcy z kuszami, bo naprawdę…, pomyślała, ale nie była
w stanie choćby dokończyć, bowiem intruzi już chwilę później pojawili się w zasięgu
jej wzroku. Jeden rzut oka wystarczył, by pierwszy raz w ciągu ostatniego
kwadransa poczuła się spokojniejsza, czując wręcz niewysłowioną ulgę, kiedy w pełni
dotarło do niej, kogo ma przed sobą.
Dzięki bogini…
Gdzieś u jej
boku Damien spiął się jeszcze bardziej niż do tej pory, ale to nie miało w obecnej
sytuacji większego znaczenia.
– Babciu! –
zawołała Liz, po czym w pośpiechu wyprzedziła Claire. – Co…?
Z chwilą, w której
spojrzenie dziewczyny skoncentrowało się na Damienie, Elizabeth zamarła.
Kocham twój blog!! Już nie mogę się doczekać odcinka z renesmee :3
OdpowiedzUsuńAww, dziękuję! <3 Aktualnie przysiadłam do perspektywy Damiena i (jeśli dobrze pójdzie) również Gabriela, ale Nessie też pewnie prędzej czy później się pojawi, chociaż... Ale tutaj nie mogę za wiele zdradzić :)
UsuńChcesz może pogadać? Zawsze jestem chętna i to nie tylko jeśli chodzi o moje opowiadania ^^
Ja zawsze chętnie ^^
UsuńNo to się cieszę ^^ Mnie można złapać na gadu (4053520), mejlem (justyna1062@op.pl) albo na facebooku (KLIK), więc do wyboru. Ewentualnie w PW na Wattpadzie (KLIK). ;)
Usuń