Elena
Cisza dzwoniła jej w uszach.
Zamarła w bezruchu, oddychając szybko i płytko, chociaż sama nie była
pewna dlaczego. Dopiero w tamtej poczuła się naprawdę żałośnie, nie mogąc
pozbyć się wrażenia, że próbowała osiągnąć coś nierealnego. Właściwie sama nie była
pewna, na co liczyła. Na cud? To zdecydowanie nie działało w ten sposób,
zwłaszcza że porozumienie tak naprawdę nie zależało od niej. Co więcej, choć
była w stanie uwierzyć, że mogłaby porozumieć się z rodzicami, to
wciąż nie oznaczało, że Rafael nagle dozna olśnienia w kwestii tego, co
oznaczała rodzina.
Wzięła
kilka głębszych wdechów, bezskutecznie próbując się uspokoić. Uprzytomniła
sobie, że się trzęsie, więc spróbowała nad sobą zapanować, ale i to
okazało się stratą czasu. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie złocistych
tęczówek i to uprzytomniło jej, że być może powiedziała za dużo, zwłaszcza
gdy nawiązała do swojej śmierci. Sama nie miała dzieci i ten stan rzeczy
zdecydowanie nie miał ulec zmianie, ale nie potrzebowała doświadczeń w byciu
rodzicem, by zorientować się, że poruszanie tego tematu nie było dobrym
pomysłem.
Gdyby to faktycznie było takie proste…,
westchnęła w duchu, mimowolnie zastanawiając się nad tym, czy jednak nie
zrobiła z siebie idiotki. Możliwe, że tak było, skoro mimo wszystko
szukała sposobu na odzyskanie kontroli nad sytuacją. Zanim Rafa ją uderzył, a Miriam
powiedziała o dwa słowa za dużo, mimo wszystko czuła się tka, jakby trwali
w swego rodzaju porozumieniu. Co prawda to sprowadzało się do
współegzystencji i ignorowania siebie nawzajem, ale wszystko wydawało się
lepsze od wzajemnych pretensji albo niechęci.
– Och,
Eleno…
Przez
chwilę miała ochotę w dziecinnym odruchu zasłonić uszy dłońmi. To nic, że
nie miała pojęcia, co tak naprawdę zamierzał powiedzieć jej ojciec. Z jakiegoś
powodu po prostu nie chciała tego słyszeć, zbytnio obawiając się, że jednak da
jej do zrozumienia, że ma ją za głupią. Z jednej strony Carlisle był
ostatnią osobą, którą podejrzewałaby o takie stwierdzenie – i to
niezależnie od tego, czy faktycznie sobie na to zasłużyła – ale z drugiej
strony, do tej pory również nie wyobrażała sobie, że mógłby otwarcie pałać do
kogoś niechęcią. Tak było w przypadku Rafaela, przez co tym bardziej nie
mogła pozostać wobec nich obojętna.
Zadrżała,
czując muśnięcie chłodnych palców na policzku. Z cichym jękiem ukryła
twarz w dłoniach, po chwili decydując się wpleść palce we włosy. Nie
przypominała sobie, kiedy ostatnim razem czuła się aż do tego stopnia rozbita.
Nawet wtedy, gdy podążała za Isobel, skołowana i oszołomiona tym, co
podsuwały jej zmysły, nie miała przy tym wrażenia, że w każdej chwili
mogłaby wybuchnąć płaczem. Tym razem było inaczej, jakby wszystkie emocje,
których unikała przez cały ten czas, skumulowały się i wróciły ze zdwojoną
siłą. W tamtej chwili po prostu były, raz po raz dając jej się we znaki i sprawiając,
że czuła się bardziej jak histeryczka niż ktoś, kto byłby w stanie nad
czymkolwiek zapanować.
– Eleno –
powtórzył raz jeszcze Carlisle. Wzmógł uścisk wokół niej, jakby w obawie,
że nawet mimo problemów z poruszaniem, mogłaby spróbować poderwać się na
nogi i wyjść. – To wszystko nie tak. Po prostu… Musisz zrozumieć,
kochanie, że to wcale nie jest takie proste.
W tamtej
chwili zapragnęła się roześmiać – w całkowicie pozbawiony wesołości, nieco
histeryczny sposób. Pomyślała, że może jednak przy którymś upadku uderzyła się w głowę
i jednak była na dobrej drodze do tego, by postradać zmysły, ale to w gruncie
rzeczy nie było dla niej ważne. Wystarczyło, że słowa ojca na dłuższą chwilę
wytrąciły ją z równowagi, zresztą po raz kolejny.
– Mówimy o moim
związku z demonem – przypomniała cicho. – Jeszcze nie upadłam na głowę, by
uwierzyć, że to jest proste.
Więc czego tak naprawdę oczekujesz?,
odezwał się cichy głosik w jej głowie, ale stanowczo kazała mu się zamknąć.
Gdyby wiedziała, zdecydowanie nie próbowałaby ciągnąć tej rozmowy w taki
sposób.
Carlisle
westchnął, wyraźnie zmartwiony. Wciąż jej się przyglądał, ale nie potrafiła
stwierdzić, co w tamtej chwili sądził o jej reakcji czy słowach.
– W tej
chwili trudno mi myśleć o czymkolwiek innym prócz tego, że mogłabyś znowu
zginąć. To, co stało się na balu… – Wampir zawahał się, wyraźnie nie będąc w stanie
dokończyć. W gruncie rzeczy nie musiał, bo aż za dobrze rozumiała, co miał
na myśli. – Twierdzisz, że się obwiniasz, więc co twoim zdaniem ja mam
powiedzieć? Najwyraźniej Gabriel miał rację.
– Niby w czym?
– mruknęła, nie będąc w stanie nadążyć za tym, do czego zmierzał. Gdyby do
tego wszystkiego rozumiała, jaki związek ze wszystkim miał akurat Gabriel…
– Nie miałaś
pojęcia o niczym, co się działo. Uznaliśmy, że to nieistotne, zwłaszcza że
Isobel zniknęła, ale… Wierz mi, że do głowy by mi nie przyszło, że mogłaby
zwrócić się akurat przeciwko tobie. – Zamilkł, wciąż wyraźnie poruszony. – Nie
powiedzieliśmy ci ani o niej, ani o demonach, bo naprawdę
wierzyliśmy, że to to nie ma znaczenia. Nie widziałem powodu, by dręczyć cię
czymś, co po latach stało się dla nas tak odległe, zwłaszcza po wyprowadzce do
Seattle.
Spojrzała
na ojca z powątpiewaniem. Nie miała pewności, czy to faktycznie działo w ten
sposób, choć była w stanie zrozumieć, co nim kierowało. Demony, wampirzą
królowa… To wszystko brzmiało abstrakcyjnie, przynajmniej do czasu, póki
osobiście nie doświadczyło się tego całego szaleństwa. Elena nie musiała pytać,
by zorientować się, że rodzice zdecydowanie nie mieli szansy przewidzieć tego,
kim stała się dla wampirzej królowej. Do niej samej wciąż to nie docierało, wciąż
brzmiąc jak marny żart – i to nawet po tym jak zdążyła dać się zabić, a potem
cudem wróciła do żywych.
Równie
szalone wydawało się wszystko, co wiązało się z Ciemnością. O tym
również bliscy nie mieli prawa wiedzieć wcześniej, a jednak…
– Gabriel
twierdził, że gdybyś wiedziała, byłabyś mniej narażona – podjął Carlisle. Elena
jak przez mgłę pamiętała, że to właśnie Licavoli jako pierwszy wprost
zdecydował się przy niej mówić o demonach. – Sądzę, że to prawda. Gdybyśmy
wiedzieli…
– Nie
mogliście wiedzieć – zniecierpliwiła się.
Rzucił jej
bliżej nieokreślone spojrzenie. Przez jego twarz przemknął cień – tak szybko, że
to równie dobrze mogło być wyłącznie jej wrażeniem.
– Tak jak i ty
nie miałaś wpływu na to, co się działo.
Z trudem
powstrzymała sfrustrowany jęk. To nie brzmiało jak dobry argument, przynajmniej
z jej perspektywy. Próby odciążenia odpowiedzialności prowadziły donikąd,
choć z drugiej strony…
– Czy ja
wiem? Po Rafaelu od samego początku było widać, że raczej nie jest zbłąkanym aniołem,
który przypadkiem spadł z nieba – stwierdziła, jakby od niechcenia
przyglądając się swoim dłoniom. – Nie żeby mi to przeszkadzało.
Uśmiechnęła
się w nieco gorzki sposób, nie mogąc pozbyć przy tym wrażenia, że
zdecydowanie zachowywała się jak desperatka. Inaczej nie była w stanie
wytłumaczyć tego, że w jednej chwili była bliska płaczu, a w następnej
balansowała gdzieś na granicy zadowolenia i kpiny. Podejrzewała, że
zachowywała się gorzej niż kobieta w ciąży, choć zdecydowanie nie
zamierzała uciekać się do tego porównania. Przynajmniej na razie wolała trzymać
się z daleka od tych najbardziej wrażliwych tematów.
– Trudno mi
ze spokojem obserwować ciebie i Rafaela – przyznał po chwili zastanowienia
Carlisle. Czuła, że starannie myślał nad każdym słowem, nie chcąc przypadkiem
powiedzieć czegoś, co by ją zraniło, ale to nie było proste. – Widziałem dość. Nie
wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, jaką rolę odegrał Rafael, kiedy
jeszcze Isobel dzierżyła władzę.
–
Oczywiście, że tak. – Elena zmusiła się do tego, by spojrzeć mu w oczy. –
Cały czas to podkreśla. Tyle że… wtedy było inaczej.
– Co masz
na myśli? – zapytał łagodnie.
Chociaż
jego głos brzmiał spokojnie, wręcz zachęcająco, Elena wyczuła, że miał
wątpliwości wobec tego, co mówiła. Znów poczuła się jak dziecko, które nie
rozumiało podstawowych zagadnień. Coś ścisnęło ją w gardle, ale zmusiła
się, by zignorować to uczucie, zwłaszcza że dobrze wiedziała, że to przede
wszystkim Carlisle nie wszystko rozumiał. Nie mógł, skoro do tej pory wolała
dla siebie zachowywać wszystko to, co działo się między nią a Rafą.
– Nie patrz
na mnie w ten sposób, tato. Powiedziałam już, że wiem, kim jest mój mąż… I co
robił. – Nerwowym gestem przeczesała włosy palcami. – To demon. Na dodatek taki,
który długo był zapatrzony w Ciemność i jej rozkazy jak w obrazek.
Na dzień dobry poinformował mnie, że żyję tylko dlatego, że jego ojciec sobie
tego życzy, więc naprawdę nie musisz mi tłumaczyć, że jest niebezpieczny. Tyle
że…
– Naprawdę powiedział
ci coś takiego?
Elena uśmiechnęła
się w nieco gorzki sposób.
– Jest
bardziej bezpośredni od Lawrence’a. Tak, to najwyraźniej możliwe. – Wzruszyła
ramionami. – Rafa pewnie by mnie zabił, gdyby wiedział, że komuś o tym
powiem, ale trudno. Chodzi o to, że demony nie znają ludzkich emocji… No,
nie do końca. Ja tam wierzę, że je mają, tylko po prostu nie chcą zrozumieć.
– Wybacz, kochanie
– odezwał się z wahaniem Carlisle – ale to, co mówisz, niekoniecznie ma
dla mnie sens.
Jedynie
wywróciła oczami. Zdawała sobie z tego sprawę, mimo wszystko nie mogąc
pozbyć wrażenia, że plotła od rzeczy.
– Ja też
nie. Ale i tak zrobiłam coś, co zmieniło Rafaela. – Skrzyżowała ramiona na
piersiach, nagle niepewna, co zrobić z rękami. – To głupio zabrzmi, ale
chyba przypadkiem odnalazłam w nim człowieczeństwo. Trochę mu odbiło, kiedy
go pocałowałam, ale co miałam zrobić? Ja tylko…
Urwała, uprzytomniając
sobie, że znów zaczynała się zapędzać. To nie był pierwszy raz, kiedy
rozpamiętywała wszystko, co się wydarzyło, jednak w tamtej chwili czuła
się tak rozbita i pełna wątpliwości, że nawet wnioski, które wyciągała,
okazały się zupełnie inne. Nie miała pojęcia czy to miało sens, ale nagle doszukała
się we własnych decyzjach czegoś, co wcześniej jej umykało… Albo co raczej
próbowała z uporem od siebie odsunąć.
Z
niedowierzaniem potrząsnęła głową. Niecierpliwym ruchem otarła oczy, czując, że
znów zaczynają ją piec za sprawą zbierających się po powiekami łez.
– To tak
cholernie egoistyczne. – Parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem. Przycisnęła
dłoń do ust, nie pierwszy raz czując, że była na dobrej drodze, by jednak zacząć
zachowywać się jak wariatka. Spojrzenie, którym obdarował ją Carlisle, wyraźnie
wahając się nad tym, czy powinien jej przerwać, jedynie ją w tym
przekonaniu utwierdziło. – Dzisiaj powiedziałam Liz coś takiego… Może to głupie,
ale mam wrażenie, że przez cały czas czegoś szukałam. Mam was i… w zasadzie
wszystko, ale cały ten czas i tak czegoś mi brakowało. – Wzruszyła
ramionami. – Może dlatego, że nigdy tak naprawdę nie musiałam się starać. Jeśli
tylko czegoś chciałam, od razu mi to dawaliście.
– Eleno…
Potrząsnęła
głową. W żaden sposób nie zareagowała na to, że próbował jej przerwać.
– Rafael
jako pierwszy mi odmówił. I… O bogini, serio mnie to zabolało. To był
pierwszy raz, kiedy zaczęłam pragnąć kogoś, kogo nie mogłam mieć – uprzytomniła
sobie. – To zabrzmiało tak cholernie płytko, ale… Ale to po prostu ja, prawda?
Zawsze taka byłam.
Tym razem
nie doczekała się odpowiedzi, ale nie poczuła się z tego powodu urażona.
Przecież dobrze wiedziała, że nigdy nie pasowała ani do Carlisle’a, ani do
Esme. Odstawała od rodziców na wszystkie możliwe sposoby, choć nigdy nie miała
wątpliwości, że i tak ją kochali. Przez tyle czasu patrzyli na jej
zachowanie przez palce, że zdążyła się już do tego przyzwyczaić.
Skuliła się
na fotelu, świadoma wyłącznie narastającego z każdą kolejną sekundą mętliku
w głowie. W ostatnim czasie myślała o rzeczach, które kiedyś nie
przyszłyby jej do głowy. Rozumiała więcej, ale wcale nie była pewna, czy to jej
odpowiedziało, a tym bardziej czy chciała rozumieć, jak beznadziejna przez
cały ten czas była. Wiedziała już, że się zmieniła, ale i tego nie
pojmowała w takim stopniu, jakiego mogłaby oczekiwać.
Szlag ją
trafiał, kiedy Rafa sugerował, że mogłaby być aniołem. Nie, to zdecydowanie nie
wchodziło w grę. Nie sądziła, by jakikolwiek boski posłaniec zachowywał
się jak rozpieszczona małolata, podejmująca decyzje zgodne z tym, czego w danej
chwili pragnęła. Egoizm też nie szedł w parze z białymi skrzydłami i aureolą,
a jednak…
–
Zdecydowanie jesteś zmęczona – usłyszała i to skutecznie wyrwało ją z zamyślenia.
Spojrzała z niedowierzaniem na ojca, kiedy ten tak po prostu pogłaskał ją
po włosach, zachowując przy tym tak, jakby nie powiedziała niczego szczególnie szokującego.
– Powinnaś odpocząć – stwierdził, a Elena jęknęła, przez moment niepewna
czy powinna się śmiać, czy może zacząć płakać.
– Słuchasz
mnie w ogóle? – zniecierpliwiła się. – Powiedziałam…
– Dobrze
słyszałem, co powiedziałaś – zapewnił, nie odrywając od niej wzroku. Coś w spojrzeniu
pary lśniących, złocistych tęczówek sprawiło, że poczuła się nieswojo. – I uważam,
że jesteś dla siebie bardziej surowa niż powinnaś, ale nie sądzę, żebyś w tej
chwili chciała mnie wysłuchać. Oboje potrzebujemy trochę czasu – stwierdził z przekonaniem.
Elena nie odpowiedziała, wciąż zdolna co najwyżej na niego patrzeć. – Na pewno
nic cię nie boli? – dodał, wyraźnie zmartwiony.
–
Niekoniecznie. Po prostu nie będę się ruszać, skoro nie powinnam – mruknęła, chcąc
nie chcąc dają za wygraną.
Rzucił jej sceptyczne
spojrzenie. Tym razem udało jej się nie wzdrygnąć, kiedy pogładził ją po
twarzy.
– Wciąż mogę
ci podać coś przeciwbólowego. Może tak byłoby lepiej, zwłaszcza że powinnaś trochę
odpocząć – wyjaśnił, siląc się na łagodny ton. – Wierz mi, że chcę dla ciebie
jak najlepiej, kochanie. Tym razem nie mamy co liczyć na Damiena, więc…
– To i tak
strata czasu – przerwała mu bez większego zainteresowania.
– Przeciwnie.
– Do tonu Carlisle’a wkradła się przede wszystkim troska. – Powiedz mi, jeśli
coś cię niepokoi. To nic złego – zapewnił z uspokajającym uśmiechem. – Nessie
i Joce też za pierwszym razem nie zareagowały najlepiej, kiedy się nimi
zajmowałem – dodał, a Elena westchnęła w duchu, przez moment mając
ochotę wywrócić oczami.
Naprawdę
sądził, że to sugestia podania leków martwiła ją w tym wszystkim
najbardziej? Co prawda do tej pory zaledwie raz tata musiał potraktować ją jak
swoją pacjentkę, zaraz po tym jak wróciła roztrzęsiona i cała we krwi do
domu po tym jak zaatakował ją Hunter, ale Elena nie czuła się z tym źle.
Ufała mu, chociaż to nie zmieniało najważniejszego.
– Nie o to
chodzi – zapewniła, zaczynając bawić się końcówkami włosów. Raz po raz nawijała
loki na palec. – Po prostu nie sądzę, żeby leki przeciwbólowe na mnie
zadziałały. No… Już nie – dodała z nieco wymuszonym uśmiechem.
Dostrzegła
zrozumienie w jego oczach. Miała wrażenie, że mimo wszystko łatwo
przychodziło mu zapomnienie o tym, że już nie do końca była tą Eleną,
którą znał, zwłaszcza gdy ukrywała skrzydła. To na swój sposób było pocieszające,
zwłaszcza że sprowadzało się do jednego – tego, że spoglądał na nią tylko i wyłącznie
jak na córkę, o którą się martwił.
– Jesteś
pewna? – Carlisle mimo wszystko brzmiał na zatroskanego. – Zależy mi przede
wszystkim na tym, żebyś doszła do siebie.
– Raczej
tak. – Wzruszyła ramionami. Wciąż nerwowo bawiła się włosami. – Rafa ma rację z tym,
że pod wieloma względami jesteśmy do siebie podobni. Na niego nie działa morfina,
a chyba nie ma niczego mocniejszego, prawda?
Wyczuła, że
go zaskoczyła. Przez dłuższą chwilę milczał, wydając się intensywnie nad czymś
myśleć. W tamtej chwili wydał jej się przede wszystkim zaintrygowany, nie
zaś zmartwiony, choć nie miała pewności, czy to miało jakiekolwiek znaczenie.
– Chce widzieć,
skąd wiesz takie rzeczy? – Mimo wszystko nie oczekiwał odpowiedzi. – Szczerze
mówiąc, chciałbym cię o coś zapytać, ale nie jestem pewna, czy zechcesz mi
odpowiedzieć. Beatrycze co prawda twierdziła, że powinienem, ale…
–
Beatrycze? – powtórzyła sceptycznie Elena.
Co to niby
miało znaczyć? Nie miała pojęcia, czego spodziewać się po tej rozmowie, ale z drugiej
strony… Z jakiegoś powodu czuła się lepiej. Poniekąd wciąż nie docierało
do niej, że tak po prostu rozmawiali o Rafaelu, a Carlisle nie
brzmiał przy tym tak, jakby wciąż odczuwał względem niego niechęć. Co prawda
Elena wciąż wyczuwała bijące od ojca napięcie, ale i tak była gotowa
przysiąc, że wampir robił wszystko, by nad tym zapanować. Była wręcz skłonna
stwierdzić, że starał się zrozumieć, choćby i tylko po to, by ją uspokoić.
–
Rozmawialiśmy trochę – wyjaśnił lakonicznie Carlisle. Po jego tonie poznała, że
chodziło o coś więcej, ale nie próbowała pytać. – Zasugerowała mi, że
powinienem zapytać o ciebie i Rafaela – ciągnął, a Elena
wyprostowała się niczym struna, nagle zaniepokojona. Dobra bogini, jeśli chodzi o sprawy łóżkowe…, pomyślała w panice.
Jakby nie patrzeć, to był jej ojciec. Jasne, że mógłby przejmować się takimi
rzeczami. – Chodzi przede wszystkim o to, jak się poznaliście.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. Dopiero po chwili w pełni przyswoiła sobie znaczenie jego
słów i poczuła, że kamień spadł jej z serca. Tym razem nie
powstrzymała się od śmiechu – nieco nerwowego, ale jednak najzupełniej szczerego.
– Och… Och!
– wyrwało jej się. – O to chodzi.
Tata
spojrzał na nią dziwnie, wyraźnie zdezorientowany. Mogła tylko zgadywać, co sugerował
jej wyraz twarzy, zwłaszcza że chwilę wcześniej jak nic musiała wyglądać na
przerażoną.
– Jeśli to
coś, o czym wolałabyś nie rozmawiać… – zaczął, ale Elena jedynie potrząsnęła
głową. W gruncie rzeczy było jej wszystko jedno.
– Jest w porządku
– zapewniła pośpiesznie. – Po prostu mnie zaskoczyłeś i… O bogini, chociaż
pewnie zaraz zrobię z siebie idiotkę – mruknęła, raptownie poważniejąc.
– Naprawdę
sądzisz, że mógłbym pomyśleć o tobie w ten sposób? Eleno…
Westchnęła,
mimowolnie rozluźniając się, kiedy znów otoczył ją ramionami. Mimo wszystko
jego słowa ją zaskoczyły i to w równym stopniu, co i pytania,
które zadawał. Już nie miała poczucia, że w ten sposób mógłby próbować znaleźć
więcej argumentów przeciwko Rafaelowi. Co więcej, wtedy poczuła, że tak
naprawdę nawet nie miał jej za złe tego, w co się wplątała – i to
niezależnie od tego, co tak naprawdę sądził o demonie.
Zamknęła
oczy, skupiając się przede wszystkim na tym, żeby spróbować się rozluźnić.
Poczucie bezpieczeństwa – choćby chwilowe i fałszywe – znaczyło dla niej o wiele
więcej niż mogłaby podejrzewać. Co prawda nadal nie wierzyła, by jedna rozmowa rozwiązała
wszystkie problemy, ale jeśli w ten sposób miała szansę sprawić, że cokolwiek
stanie się łatwiejsze…
– To i tak
zabrzmi głupio – stwierdziła, wywracając oczami. – I nie, z góry
uprzedzam, że teraz tym bardziej nie wybieram się na medycynę. Nie wiem jak to
robisz, ale ja za którymś razem dostałabym szału, zanim zdążyłabym komukolwiek
pomóc.
– Medycynę?
– Carlisle spojrzał na nią z zaciekawieniem, nagle jeszcze bardziej
zaintrygowany. – Beatrycze powiedziała, że to może mnie zainteresować, ale… –
zaczął, ale prawie natychmiast urwał, bo spojrzała na niego w co najmniej spanikowany
sposób.
– Chcę
wiedzieć co i skąd wie o mnie Beatrycze…? Och, zresztą nieważne! –
jęknęła, potrząsając z niedowierzaniem głową. Wciąż miała wątpliwości, ale
te zeszły gdzieś na dalszy plan, wyparte przez frustrację. Skoro już i tak
była na dobrej drodze, by zrobić z siebie idiotkę, gdy wprost zaczęła
mówić o swoim egoizmie i pragnieniu demona, równie dobrze mogła
pogrążyć się całkowicie. – Poznałam Rafaela, kiedy on i Hunter wparowali
nam do domu… Wtedy, gdy wybili szybę w salonie. – Elena zacisnęła usta. – Pewnie mnie za to zabije, ale i tak ci
powiem. Tak się składa, że kiedy pierwszy raz zobaczyłam Rafę, wykrwawiał się
gdzieś w środku lasu, z kawałkiem szkła w plecach…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz