Leana
Nie chciała się odwracać.
Tkwiła w bezruchu, w żaden sposób nie reagując na obejmujące ją
ramiona. Rozszerzonymi oczyma wpatrywała się przed siebie – wprost na ulicę,
gdzie raz po raz przemykały kolejne samochody. Oddychała szybko i płytko, świadoma
wyłącznie tego, że niewiele brakowało, by serce wyskoczyło jej z piersi.
Już i tak było na dobrej drodze, żeby połamać jej żebra, a to już o czymś
świadczyło.
Na moment
pociemniało jej przed oczami. Chwilę walczyła z samą sobą, za żadne skarby
nie chcąc dopuścić do siebie wniosków, które jak na zawołanie przyszły jej do
głowy. Nie, nie… To nie tak,
pomyślała w rozgorączkowaniu, ale rozsądek podpowiadał Leanie, że tak
naprawdę okłamywała samą siebie.
Kątem oka
zauważyła ruch. Była gotowa przysiąc, że znów zobaczyła cień – tylko przez
ułamek sekundy, bo chwilę później Łowca rozpłynął się w powietrzu. Co
więcej, nie miała wątpliwości, że Gabriel niczego nie zauważył. Jego uwaga była
skupiona na niej, choć w tamtej chwili dziewczyna nie potrafiła się tym
przejąć. Zbyt mocno szokowało ją to, czego właśnie doświadczyła i co
najpewniej wydarzyłoby się, gdyby się nie pojawił. Serce zabiło jej szybciej, momentalnie
podjeżdżając niemalże aż do samego gardła, jakby chciało tamtędy uciec. W ułamku
sekundy zrobiło jej się niedobrze, choć zdecydowanie nie zamierzała pozwolić sobie
na to, żeby zwymiotować. Podejrzewała, że zawartość żołądka była ostatnim, co
chciała zobaczyć, przynajmniej tymczasowo.
Mętlik w głowie
przybrał na sile. Przez krótką chwilę miała ochotę osunąć się na kolana i zacząć
krzyczeć – tak po prostu, byleby wyzbyć się choć części targających nią emocji.
Od chwili przebudzenia wszystko było nie tak i przekonywała się o tym
niemalże na każdym kroku. Czuła się, jakby traciła zmysły, choć w pełni
dotarło to do niej dopiero w tamtej chwili. Inaczej nie potrafiła określić
sposobu, w jaki się czuła, od chwili przebudzenia krok za krokiem
zbliżając się ku czemuś, czego nawet nie potrafiła sprecyzować.
Potrząsnęła
głową. Czuła, że Gabriel ją obserwował – milczący i wyraźnie zdenerwowany.
Przez moment nawet nie miała pewności, czy był prawdziwy, zwłaszcza że nic z tego,
co ją otaczało, nie było takie, jak mogłaby oczekiwać. To było tak, jakby w jednej
chwili świat skurczył się tylko do nich dwoje. Wiedziała, że gdzieś tam w tym
wszystkim byli jeszcze inni przechodnie, zwłaszcza że niektórzy patrzyli na
nich z powątpiewaniem, jakby oczekując najgorszego, ale nie potrafiła się na
tym skupić. Wszelakie bodźce dochodziły do niej z oddali, coraz to
bardziej przytłumione. Widziała, ale nie rozumiała, myślami będąc zbyt daleko,
by móc pozwolić sobie na jakąkolwiek konkretną reakcję.
W jednej
chwili wszystko inne przytłumił strach. Leana mimowolnie zadrżała, coraz
bardziej zdezorientowana. Jakaś jej cząstka pragnęła rzucić się do ucieczki,
ale nie potrafiła zdobyć się na to, by ruszyć się z miejsca. Po prostu tkwiła
w wąskiej uliczce między budynkami, w pełni świadoma obserwującego ją
Gabriela, choć jego obecność przypominała trochę sen. Był tuż obok, ale równie
dobrze mógł okazać się wytworem jej wyobraźni. Co więcej, wcale nie potrafiła się
na nim skoncentrować, w zamian raz po raz uciekając wzrokiem ku ruchliwej
ulicy. Myślała wyłącznie o tym, że dopiero co była na dobrej drodze, żeby
wystąpić wprost na nią – i to pomimo ciężkich, wielkich pojazdów, które z łatwością
zamieniłyby ją w krwawą plamę na ziemi.
Drżała,
choć i to działo się jakby poza nią. Miała wrażenie, że minęła cała
wieczność, w czasie której trwała w tym stanie, bezskutecznie
próbując ze sobą walczyć. W efekcie omal nie wyszła z siebie, gdy Gabriel
nagle ruszył się z miejsca, materializując tuż przed nią i – w zdecydowanie
niedelikatny sposób – chwytając ją za ramiona.
–
Słyszałaś, co powiedziałem? – wycedził przez zaciśnięte zęby. Jego ciemne oczy
zabłysły dziko, w tamtej chwili przypominając Leanie dwie czarne dziury, w które
nie potrafiła spojrzeć. W jednej chwili poczuła się jeszcze bardziej
zdenerwowana, sztywniejąc i nade wszystko pragnąc przed nim uciec. – O ile
powinienem zwracać się do ciebie w ten sposób.
Jego słowa
sprawiły, że poczuła się trochę tak, jakby dostała w twarz. Gwałtownie zaczerpnęła
powietrza do płuc, z trudem powstrzymując grymas. Czuła, że to przede
wszystkim reakcja spragnionego czułości tego mężczyzny ciała, ale i tak
zabolała. Niechęć w jego głosie sprawiała jej niemalże fizyczną niedogodność,
jawiąc jako najgorsza możliwa kara. Myśl, że mógłby jej nienawidzić, była nie
do przyjęcia, bo Renesmee naprawdę pragnęła jego akceptacji.
Tyle że ja nie jestem nią…, pomyślała w rozgorączkowaniu
Leana.
Z trudem
powstrzymała sfrustrowany jęk. Dobry Boże, jakim cudem się w to wplątała?
Czuła, że wszystko na każdym kroku wymykał jej się spod kontroli. Powoli
traciła zmysły, o ile już wcześniej do tego nie doszło. Plątała się we
własnych pragnieniach, emocjach i wszystkim, co działo się wokół niej. Co
więcej, wszystko w niej krzyczało, że była zagrożona. Problem polegał na
tym, że nawet nie potrafiła stwierdzić, kogo powinna bardziej się obawiać – znajdującego
się gdzieś na wyciągnięcie ręki Gabriela, czy może istoty, którą prawie na
pewno widziała, a która na jej oczach rozpłynęła się w powietrzu.
Nie chciała
wierzyć w tę drugą opcję. Nie myślała o Łowcy, raz po raz wypierając
jego istnienie z umysłu. Negowała choćby cień możliwości tego, by Ciemność
przywołała właśnie jego. Ten cień – byt, którego w żaden konkretny sposób
nie potrafiła nazwać – był po prostu legendą, której ani Leana, ani żadna z jej
krewnych, nie brały na poważnie. Gdyby jednak okazało się, że się pojawił…
Gwałtownie
zaczerpnęła powietrza do płuc. Rozszerzonymi oczami wpatrywała się w Gabriela,
bezmyślnie wodząc wzrokiem po jego bladej twarzy. Jakaś jej cząstka jak na
zawołanie poczuła się zatroskana jego stanem. Wyglądał jak żywy trup, co
zdecydowanie nie było normalne. Sposób w jaki się prezentował i na nią
patrzył… Leana doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to wpływ ciała, ale
i tak z trudem powstrzymała się przed wyciągnięciem dłoni przed siebie.
Miała ochotę przeczesać ciemne włosy tego mężczyzny palcami; pogładzić go po
policzku i sprawdzić, czy wszystko było w porządku. Czuła, że nie, a jego
spojrzenie jedynie utwierdziło ją w tym przekonaniu.
Gabriel był
zniecierpliwiony i to również wydało się jej oczywiste. Pamiętała o pytaniu,
które zadał, ale nie była w stanie wykrztusić z siebie chociażby słowa.
Nawet gdyby to zrobiła, nie sądziła, żeby jej wysłuchał. Tym bardziej nie miałaby
na co liczyć, gdyby poprosiła o pomoc. Choć wszystko w Leanie
krzyczało, że to do niego powinna się zwrócić, by poczuć się bezpiecznie,
kobieta doskonale wiedziała, że to wierutne kłamstwo. Cokolwiek względem niego
czuła, było iluzją; niczym więcej, bo w końcu nie była Renesmee.
Cisza
dzwoniła jej w uszach. Sama miała ochotę ją przerwać, ale żaden sensowny
sposób nie przychodził jej do głowy. Mogła co najwyżej bezmyślnie spoglądać na
Gabriela, choć to niezmiennie prowadziło donikąd. Wszystko, co w ostatnim
czasie robiła, sprowadzało się właśnie do tego – kolejnych błędów i trwania
w miejscu.
A jednak
nie potrafiła tego przerwać. Nie była w stanie zmusić się do tego, żeby
zapragnąć śmierci; żeby przestać być egoistką, wycofać się i…
Bała się
umierać.
Nie znowu.
I nie
teraz, gdy cudem…
– Odpowiedz
mi!
Wyprostowała
się niczym struna, przez moment czując co najmniej tak, jakby ktoś ją uderzył.
Rozszerzonymi do granic możliwości oczyma wpatrywała się w Gabriela, choć
równie dobrze tuż przed nią mógł znaleźć się ktokolwiek inny. Nie zareagowała,
kiedy blada twarz mężczyzny znalazła się tuż przed jej własną – w odległości
zaledwie kilku centymetrów, tak blisko, że gdyby tylko zechciała, mogłaby go pocałować.
I jakaś jej
cząstka naprawdę tego pragnęła. Miała wrażenie, że gdyby tylko to zrobiła, przyszłoby
jej to w pełni naturalne. Dla tego ciała z pewnością tak by było.
Przebywanie z tym mężczyzną było proste, bo dla Renesmee pozostawało czymś
najzupełniej normalnym. Jego dotyk, pocałunki, obecność – wszystko to
sprawiało, że Leana czuła się, jakby znali się od samego początku. Tyle że to
też pozostawało ni mniej, ni więcej, ale właśnie iluzją.
Pięknym kłamstwem,
w które już nie potrafiła wierzyć.
Spuściła
wzrok, nie będąc w stanie wytrzymać jego spojrzenia. Niechciane myśli
mieszały się ze sobą, skutecznie utrudniając uporządkowanie ich w głowie.
Leana tkwiła w miejscu, tocząc walkę o wiele bardziej skomplikowaną,
niż mogłaby sobie wyobrazić. Inaczej nie potrafiła wytłumaczyć tego, że mogłaby
mierzyć się z samą sobą. Próbowała czegoś, w związku z czym była
z góry skazana na niepowodzenie, nawet mimo naiwnej nadziei i pragnień,
które pojawiły się gdzieś w jej wnętrzu.
Sęk w tym,
że Gabriel nie miał do tego cierpliwości. Poczuła to wyraźniej, gdy chwycił ją
mocniej za ramiona, nagle przesuwając się jeszcze bliżej. Jego gniew był tak intensywny
i wyczuwalny, jakby należał do niej. Co więcej ranił ją, choć dobrze
wiedziała, że w pełni zasłużyła sobie na taką reakcję.
– Dlaczego?
– wyrwało jej się.
Na nic
więcej nie było ją stać. Musiała zadać to pytanie, choć przecież doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, jaka będzie odpowiedź. Wciąż nie docierało do
niej, że tak niewiele brakowało, by pozwoliła się zranić, wchodząc po samochód,
ale to nie było istotne. Liczyło się, że Gabriel zdecydowanie nie odciągnął jej
tylko po to, by była bezpieczna.
Przełknęła z trudem.
Jej głos zabrzmiał dziwnie, zbyt drżący, piskliwy i obcy. Zresztą tak
naprawdę wcale nie należał do niej, choć wypowiadał słowa, których sobie
życzyła. Do tej pory nie zwracała na to uwagi, ale w tamtym momencie
wyraźniej niż do tej pory czuła, że zrobiła coś niewłaściwego. To było tak,
jakby wszystko wokół krzyczało, że pozostawała co najwyżej zwykłą złodziejką. Ten
świat na każdym kroku ją odrzucał, udowadniając, że nie należała do tego
miejsca – i to niezależnie od tego, czego tak naprawdę pragnęła.
Gabriel nie
odpowiedział, a przynajmniej ona nie usłyszała, by cokolwiek mówił.
Wystarczyło, że wciąż znajdował się tak blisko, że mógłby przetrącić jej kark,
gdyby tylko uznał, że to najrozsądniejsze posunięcie. Jakoś nie miała wątpliwości,
że miał na to ochotę. Nienawidził jej całym sobą, równie mocno, co i kochał
osobę, do której tak naprawdę należało to ciało. Dlatego zresztą wciąż stała
przed nim w jednym kawałku – bo chronił nie tyle ją, co Renesmee. To miało
sens, zwłaszcza że sama Leana nie miała pewności, co stałoby się z jej fizyczną
postacią po śmierci. Mogła co najwyżej podejrzewać, że krwawa plama na drodze
na nic przydałaby się prawowitej właścicielce.
Myślała o tym,
gdy dotarła do niej o wiele istotniejsza kwestia. Z wrażenia omal nie
zakrztusiła się powietrzem, nagle pojmując, w jak olbrzymim była błędzie, negując
możliwości Łowcy. Oczywiście, że był w stanie ją skrzywdzić, choćby bez
fizycznej postaci. Na jego życzenie była prawie jak marionetka; pozbawiona
wolnej woli laleczka, która…
Nie chciała
o tym myśleć.
Ta
świadomość na dłuższą chwilę wytrąciła ją z równowagi. W tamtej
chwili nie potrafiła przejąć się Gabrielem, jego pytaniami ani tym, czy ten również
pragnął jej śmierci. Jestem zgubiona,
pomyślała i te dwa słowa wystarczyły, by znalazła się gdzieś na granicy zdrowego
rozsądku. Zacisnęła usta, z trudem powstrzymując wybuch histerycznego
śmiechu, który jak nic byłby dowodem na to, że oszalała. Zresztą wolałaby, żeby
się tak okazało. Bycie świrem wydawało się lepszą perspektywą od uwierzenia w Łowcę,
polującego na nią na życzenie samej Ciemności.
Bezmyślnie
spojrzała na Gabriela, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia spoglądając mu w oczy.
Oboje milczeli, skryci przed wzrokiem mijających ich zaledwie kawałek dalej
ludzi. Leana pomyślała, że to nawet zabawne – świadomość, że gdzieś obok jak gdyby
nigdy nic toczyło się w pełni właściwe dla tego świata i obecnych
czasów życie. Wszystko to działo się jakby poza nią, odległe i tak
nierzeczywiste, jakby pozostawało snem. Widziała, ale w jakimś stopniu
negowała wszystko to, co podsuwały jej zmysły, w zamian próbując uwierzyć,
że wciąż miała szansę od tego uciec – po prostu się obudzić, tym samym ukracając
wszystko to, co ją dręczyło.
Tyle że to
nie działało. Jej wola nie miała nic do rzeczy, o czym przekonywała się
niemalże na każdym kroku. Gdyby było inaczej, przez tyle czasu nie stałaby
przed Gabrielem, czekając na coś, co po prostu nie miało nastąpić.
Przez
dłuższą chwilę była w stanie co najwyżej patrzeć, myśląc przy tym o tym,
że wszystko było nie takie, jak mogłaby tego oczekiwać.
– Nie jesteś
tutaj dla mnie…
Nie chciała
wypowiadać tych słów na głos, ale to okazało się silniejsze od niej. Przez
dłuższą chwilę zresztą nawet nie była świadoma, że powiedziała cokolwiek na
głos. Uprzytomniło jej to dopiero co najmniej skonsternowane spojrzenie Gabriela,
w którego oczach w końcu doszukała się jakich emocji. Wpatrywał się w nią
z mieszanką niedowierzania i – byłą tego pewna – wyraźnej niechęci.
Zwłaszcza to drugie starał się z uporem w sobie pielęgnować, co też
wydało jej się naturalne. Czego innego mogłaby oczekiwać po kimś, kto może
widział przed sobą żonę, ale wiedział, że tak naprawdę ma do czynienia z obcym?
Zacisnęła
usta. Nie powinna mieć do niego o to pretensji. Chyba nawet ich nie odczuwała,
choć jakaś jej cząstka mimo wszystko walczyła z rozczarowaniem. To było
kolejne z niechcianych odczuć, które przejęło nad nią kontrolę, jedynie
potęgując zawroty głowy. Próbowała z tym walczyć, ale nie była w stanie,
tak jak i nie potrafiła ot tak zaakceptować myśli o tym, że Łowca…
Panika
pojawiła się nagle, po prostu wysuwając się na pierwszy plan. Niewiele
brakowało, by pod Leaną ugięły się kolana, choć jakimś cudem zdołała utrzymać
się w pionie. Spróbowała odsunąć się od Gabriela, ale to okazało się
niemożliwe. Nie zauważyła momentu, w którym ten w ogóle zapędził ją
pod ścianę, a jednak to właśnie lity mur wyczuła za plecami. Chciała tego
czy nie, nie była w stanie uciec. Dopadł ją, a teraz…
Zacisnęła
powieki, nie będąc w stanie znieść jego spojrzenia. Proszę…, pomyślała, sama niepewna, do kogo się zwracała. Drżała, nawet
nie próbując nad sobą zapanować. Zresztą to i tak nie miało znaczenia,
zwłaszcza że niezależnie od tego, co by zrobiła, nie miała być w stanie zmienić
rzeczywistości. Posłużyła do przywołania istoty, której nikt nie zdoła
zatrzymać, choć to nadal do niej nie docierało.
Przez
krótką chwilę miała ochotę powiedzieć o tym Gabrielowi. Może wszystko tak
czy siak sprowadzało się do odczuć ciała, którym dysponowała, ale naprawdę
wierzyła, że powinien o tym wiedzieć. „Musicie uważać. Łowca wyruszył na
polowanie” – cisnęło jej się na usta, jednak nie odezwała się choćby słowem.
Nawet gdyby jej uwierzył…
Niczego już
nie rozumiała. Zwłaszcza w tamtej chwili nie była w stanie podjąć
jakiejkolwiek decyzji. Miotała się, milcząca i tak rozbita, że to niemalże
bolało. Walczyła ze sobą, emocjami i poczuciem, że niewiele brakowało, by znów
wylądowała w pustce – między tu a teraz, musząc mierzyć się nie tylko
z konsekwencjami porażki, ale przede wszystkim gniewem Ciemności. W to,
że ten będzie chciał ją osobiście ukarać, jakoś nie wątpiła. W tamtej
chwili całą sobą pożałowała, że wciąż nie była niewidzialną, ignorowaną przez
wszystkich wokół Leaną, która posłusznie wykonywała wszelakie polecenia. Wplątała
się w coś, co niosło ze sobą tylko i wyłącznie cierpienie, a na
to w najmniejszym stopniu nie była gotowa.
Jakby tego
było mało, osobą, której zawdzięczała życie, był mężczyzna, który jak nic
życzył jej śmierci. Gdyby nie obawa przed tym, że mógłby zranić ciało własnej
żony…
Poczucie, że
mógłby jej nienawidzić, okazało się równie bolesne, co i brak jego dotyku.
Nie miała
pojęcia, co ją podkusiło, by bez jakiegokolwiek ostrzeżenia przesunąć się
bliżej Gabriela. Nagle po prostu skoczyła przed siebie, dosłownie wpadając mu w ramiona,
co okazało się dziecinnie proste, skoro znajdował się na wyciągnięcie ręki.
Zdołała zaskoczyć go na tyle, że w pierwszym odruchu objął ją, pozwalając,
żeby mocno do niego przywarła. Trzymał ją w ramionach, podczas gdy ona choć
przez ułamek sekundy naprawdę czuła się tak, jakby wszystko miało się ułożyć.
Wierzyła w to
zaledwie przez chwilę, aż do momentu, w którym postanowiła go pocałować.
To było głupie, ale nie dbała o to, kierując się pragnieniami, których
nigdy nie powinna doświadczyć. Najzwyczajniej w świecie – zupełnie jakby
robiła to na co dzień – ujęła jego twarz w obie dłonie, z czułością
układając je na jego policzkach. Spróbowała sięgnąć jego ust, do samego końca
wierząc, że naprawdę jej na to pozwoli. W końcu raz już to zrobił, a skoro
tak…
Bezceremonialnie
wylądowała na ziemi. Początkowo nawet nie poczuła bólu, bardziej zaskoczona
tym, co się wydarzyło. Nagle po prostu leżała na zimnym podłożu, podczas gdy Gabriel
spoglądał na nią z góry w sposób, którego zdecydowanie nie dało się określić
mianem przychylnego. Wydawał się bledszy niż do tej pory, zaś jego ciemne oczy błyszczały
dziko w sposób, który skutecznie przyprawił Leanę o jeszcze
silniejsze dreszcze.
On… nie chce mnie. Nie chce…
Nie powinna
czuć się źle z tą świadomością. To było coś, co nie miało z nią
żadnego związku, a jednak okazało się tak bolesne, że ledwo była w stanie
oddychać. Spoglądała na tego mężczyznę przez łzy, czując się tak, jakby co
najmniej dźgnął ja prosto w serce. Nie miało znaczenia, że była świadoma,
skąd brały się te uczucia i dlaczego aż do tego stopnia ciągnęło ją do
Gabriela. Iluzja, cudze pragnienia czy coś innego – nie dbała o to.
Liczyło się, że te emocje były prawdziwe, raniąc ją nawet bardziej niż strach,
który wywoływała myśl o krążącym gdzieś w pobliżu Cieniu.
Oboje
milczeli, dysząc ciężko i spoglądając na siebie nawzajem. Leana miała
wrażenie, że trwali w tym całą wieczność, choć w rzeczywistości musiały
minąć co najwyżej sekundy, skoro Gabriel wciąż wyglądał na oszołomionego.
– Ty… –
wycedziła przez zaciśnięte zęby.
To zabrzmiało
jak żałosny jęk, co sfrustrowało ją jeszcze bardziej. Kolejny raz zareagowała szybciej
niż pomyślała, bezceremonialnie podrywając na równe nogi. Nie dbała o to,
czy ktoś ją zauważy, skupiona przede wszystkim na pędzie i świadomości, że
musiała znaleźć się jak najdalej. Nie chciała widzieć Gabriela, a tym
bardziej spokojnie leżeć i czekać na śmierć, gdyby cień zdecydował się
wrócić. Kto wie, może to też było iluzją – stworzonym przez Łowcę koszmarem,
który tak czy siak miał skończyć się w tylko jeden sposób: a konkretnie
powrotem Leany do ostatniego miejsca, w którym pragnęła się znaleźć.
Panika
chwyciła ją za gardło, skutecznie przyprawiając oszołomioną dziewczynę o mdłości.
Niezależnie od tego na co zasłużyła, nie zamierzała dać się zabić. Skoro jedynym
rozwiązaniem wydawała się ucieczka, pozostało jej tylko jedno…
W jednej
chwili wszystko potoczyło się bardzo szybko. Bezceremonialnie odepchnęła od siebie
Gabriela, wkładając w to więcej siły, niż się po sobie spodziewała. To
było niczym impuls, któremu się poddała i który zadziałał na tyle
skutecznie, że zagrażający ją mężczyzna aż zatoczył się, wytrącony z równowagi
tak, jak ona wcześniej.
Leana nie
sprawdzała czy upadł, czy może jednak nie. W zamian rzuciła się do biegu,
podążając w głąb zaciemnionej uliczki i marząc tylko o tym, by
znaleźć się gdzieś daleko.
Nie musiała
się obracać, żeby wiedzieć, że właśnie rozpoczęła się pogoń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz