19 listopada 2018

Sto sześćdziesiąt

Leana
Nie chciała się odwracać. Tkwiła w bezruchu, w żaden sposób nie reagując na obejmujące ją ramiona. Rozszerzonymi oczyma wpatrywała się przed siebie – wprost na ulicę, gdzie raz po raz przemykały kolejne samochody. Oddychała szybko i płytko, świadoma wyłącznie tego, że niewiele brakowało, by serce wyskoczyło jej z piersi. Już i tak było na dobrej drodze, żeby połamać jej żebra, a to już o czymś świadczyło.
Na moment pociemniało jej przed oczami. Chwilę walczyła z samą sobą, za żadne skarby nie chcąc dopuścić do siebie wniosków, które jak na zawołanie przyszły jej do głowy. Nie, nie… To nie tak, pomyślała w rozgorączkowaniu, ale rozsądek podpowiadał Leanie, że tak naprawdę okłamywała samą siebie.
Kątem oka zauważyła ruch. Była gotowa przysiąc, że znów zobaczyła cień – tylko przez ułamek sekundy, bo chwilę później Łowca rozpłynął się w powietrzu. Co więcej, nie miała wątpliwości, że Gabriel niczego nie zauważył. Jego uwaga była skupiona na niej, choć w tamtej chwili dziewczyna nie potrafiła się tym przejąć. Zbyt mocno szokowało ją to, czego właśnie doświadczyła i co najpewniej wydarzyłoby się, gdyby się nie pojawił. Serce zabiło jej szybciej, momentalnie podjeżdżając niemalże aż do samego gardła, jakby chciało tamtędy uciec. W ułamku sekundy zrobiło jej się niedobrze, choć zdecydowanie nie zamierzała pozwolić sobie na to, żeby zwymiotować. Podejrzewała, że zawartość żołądka była ostatnim, co chciała zobaczyć, przynajmniej tymczasowo.
Mętlik w głowie przybrał na sile. Przez krótką chwilę miała ochotę osunąć się na kolana i zacząć krzyczeć – tak po prostu, byleby wyzbyć się choć części targających nią emocji. Od chwili przebudzenia wszystko było nie tak i przekonywała się o tym niemalże na każdym kroku. Czuła się, jakby traciła zmysły, choć w pełni dotarło to do niej dopiero w tamtej chwili. Inaczej nie potrafiła określić sposobu, w jaki się czuła, od chwili przebudzenia krok za krokiem zbliżając się ku czemuś, czego nawet nie potrafiła sprecyzować.
Potrząsnęła głową. Czuła, że Gabriel ją obserwował – milczący i wyraźnie zdenerwowany. Przez moment nawet nie miała pewności, czy był prawdziwy, zwłaszcza że nic z tego, co ją otaczało, nie było takie, jak mogłaby oczekiwać. To było tak, jakby w jednej chwili świat skurczył się tylko do nich dwoje. Wiedziała, że gdzieś tam w tym wszystkim byli jeszcze inni przechodnie, zwłaszcza że niektórzy patrzyli na nich z powątpiewaniem, jakby oczekując najgorszego, ale nie potrafiła się na tym skupić. Wszelakie bodźce dochodziły do niej z oddali, coraz to bardziej przytłumione. Widziała, ale nie rozumiała, myślami będąc zbyt daleko, by móc pozwolić sobie na jakąkolwiek konkretną reakcję.
W jednej chwili wszystko inne przytłumił strach. Leana mimowolnie zadrżała, coraz bardziej zdezorientowana. Jakaś jej cząstka pragnęła rzucić się do ucieczki, ale nie potrafiła zdobyć się na to, by ruszyć się z miejsca. Po prostu tkwiła w wąskiej uliczce między budynkami, w pełni świadoma obserwującego ją Gabriela, choć jego obecność przypominała trochę sen. Był tuż obok, ale równie dobrze mógł okazać się wytworem jej wyobraźni. Co więcej, wcale nie potrafiła się na nim skoncentrować, w zamian raz po raz uciekając wzrokiem ku ruchliwej ulicy. Myślała wyłącznie o tym, że dopiero co była na dobrej drodze, żeby wystąpić wprost na nią – i to pomimo ciężkich, wielkich pojazdów, które z łatwością zamieniłyby ją w krwawą plamę na ziemi.
Drżała, choć i to działo się jakby poza nią. Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, w czasie której trwała w tym stanie, bezskutecznie próbując ze sobą walczyć. W efekcie omal nie wyszła z siebie, gdy Gabriel nagle ruszył się z miejsca, materializując tuż przed nią i – w zdecydowanie niedelikatny sposób – chwytając ją za ramiona.
– Słyszałaś, co powiedziałem? – wycedził przez zaciśnięte zęby. Jego ciemne oczy zabłysły dziko, w tamtej chwili przypominając Leanie dwie czarne dziury, w które nie potrafiła spojrzeć. W jednej chwili poczuła się jeszcze bardziej zdenerwowana, sztywniejąc i nade wszystko pragnąc przed nim uciec. – O ile powinienem zwracać się do ciebie w ten sposób.
Jego słowa sprawiły, że poczuła się trochę tak, jakby dostała w twarz. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, z trudem powstrzymując grymas. Czuła, że to przede wszystkim reakcja spragnionego czułości tego mężczyzny ciała, ale i tak zabolała. Niechęć w jego głosie sprawiała jej niemalże fizyczną niedogodność, jawiąc jako najgorsza możliwa kara. Myśl, że mógłby jej nienawidzić, była nie do przyjęcia, bo Renesmee naprawdę pragnęła jego akceptacji.
Tyle że ja nie jestem nią…, pomyślała w rozgorączkowaniu Leana.
Z trudem powstrzymała sfrustrowany jęk. Dobry Boże, jakim cudem się w to wplątała? Czuła, że wszystko na każdym kroku wymykał jej się spod kontroli. Powoli traciła zmysły, o ile już wcześniej do tego nie doszło. Plątała się we własnych pragnieniach, emocjach i wszystkim, co działo się wokół niej. Co więcej, wszystko w niej krzyczało, że była zagrożona. Problem polegał na tym, że nawet nie potrafiła stwierdzić, kogo powinna bardziej się obawiać – znajdującego się gdzieś na wyciągnięcie ręki Gabriela, czy może istoty, którą prawie na pewno widziała, a która na jej oczach rozpłynęła się w powietrzu.
Nie chciała wierzyć w tę drugą opcję. Nie myślała o Łowcy, raz po raz wypierając jego istnienie z umysłu. Negowała choćby cień możliwości tego, by Ciemność przywołała właśnie jego. Ten cień – byt, którego w żaden konkretny sposób nie potrafiła nazwać – był po prostu legendą, której ani Leana, ani żadna z jej krewnych, nie brały na poważnie. Gdyby jednak okazało się, że się pojawił…
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc. Rozszerzonymi oczami wpatrywała się w Gabriela, bezmyślnie wodząc wzrokiem po jego bladej twarzy. Jakaś jej cząstka jak na zawołanie poczuła się zatroskana jego stanem. Wyglądał jak żywy trup, co zdecydowanie nie było normalne. Sposób w jaki się prezentował i na nią patrzył… Leana doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to wpływ ciała, ale i tak z trudem powstrzymała się przed wyciągnięciem dłoni przed siebie. Miała ochotę przeczesać ciemne włosy tego mężczyzny palcami; pogładzić go po policzku i sprawdzić, czy wszystko było w porządku. Czuła, że nie, a jego spojrzenie jedynie utwierdziło ją w tym przekonaniu.
Gabriel był zniecierpliwiony i to również wydało się jej oczywiste. Pamiętała o pytaniu, które zadał, ale nie była w stanie wykrztusić z siebie chociażby słowa. Nawet gdyby to zrobiła, nie sądziła, żeby jej wysłuchał. Tym bardziej nie miałaby na co liczyć, gdyby poprosiła o pomoc. Choć wszystko w Leanie krzyczało, że to do niego powinna się zwrócić, by poczuć się bezpiecznie, kobieta doskonale wiedziała, że to wierutne kłamstwo. Cokolwiek względem niego czuła, było iluzją; niczym więcej, bo w końcu nie była Renesmee.
Cisza dzwoniła jej w uszach. Sama miała ochotę ją przerwać, ale żaden sensowny sposób nie przychodził jej do głowy. Mogła co najwyżej bezmyślnie spoglądać na Gabriela, choć to niezmiennie prowadziło donikąd. Wszystko, co w ostatnim czasie robiła, sprowadzało się właśnie do tego – kolejnych błędów i trwania w miejscu.
A jednak nie potrafiła tego przerwać. Nie była w stanie zmusić się do tego, żeby zapragnąć śmierci; żeby przestać być egoistką, wycofać się i…
Bała się umierać.
Nie znowu.
I nie teraz, gdy cudem…
– Odpowiedz mi!
Wyprostowała się niczym struna, przez moment czując co najmniej tak, jakby ktoś ją uderzył. Rozszerzonymi do granic możliwości oczyma wpatrywała się w Gabriela, choć równie dobrze tuż przed nią mógł znaleźć się ktokolwiek inny. Nie zareagowała, kiedy blada twarz mężczyzny znalazła się tuż przed jej własną – w odległości zaledwie kilku centymetrów, tak blisko, że gdyby tylko zechciała, mogłaby go pocałować.
I jakaś jej cząstka naprawdę tego pragnęła. Miała wrażenie, że gdyby tylko to zrobiła, przyszłoby jej to w pełni naturalne. Dla tego ciała z pewnością tak by było. Przebywanie z tym mężczyzną było proste, bo dla Renesmee pozostawało czymś najzupełniej normalnym. Jego dotyk, pocałunki, obecność – wszystko to sprawiało, że Leana czuła się, jakby znali się od samego początku. Tyle że to też pozostawało ni mniej, ni więcej, ale właśnie iluzją.
Pięknym kłamstwem, w które już nie potrafiła wierzyć.
Spuściła wzrok, nie będąc w stanie wytrzymać jego spojrzenia. Niechciane myśli mieszały się ze sobą, skutecznie utrudniając uporządkowanie ich w głowie. Leana tkwiła w miejscu, tocząc walkę o wiele bardziej skomplikowaną, niż mogłaby sobie wyobrazić. Inaczej nie potrafiła wytłumaczyć tego, że mogłaby mierzyć się z samą sobą. Próbowała czegoś, w związku z czym była z góry skazana na niepowodzenie, nawet mimo naiwnej nadziei i pragnień, które pojawiły się gdzieś w jej wnętrzu.
Sęk w tym, że Gabriel nie miał do tego cierpliwości. Poczuła to wyraźniej, gdy chwycił ją mocniej za ramiona, nagle przesuwając się jeszcze bliżej. Jego gniew był tak intensywny i wyczuwalny, jakby należał do niej. Co więcej ranił ją, choć dobrze wiedziała, że w pełni zasłużyła sobie na taką reakcję.
– Dlaczego? – wyrwało jej się.
Na nic więcej nie było ją stać. Musiała zadać to pytanie, choć przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jaka będzie odpowiedź. Wciąż nie docierało do niej, że tak niewiele brakowało, by pozwoliła się zranić, wchodząc po samochód, ale to nie było istotne. Liczyło się, że Gabriel zdecydowanie nie odciągnął jej tylko po to, by była bezpieczna.
Przełknęła z trudem. Jej głos zabrzmiał dziwnie, zbyt drżący, piskliwy i obcy. Zresztą tak naprawdę wcale nie należał do niej, choć wypowiadał słowa, których sobie życzyła. Do tej pory nie zwracała na to uwagi, ale w tamtym momencie wyraźniej niż do tej pory czuła, że zrobiła coś niewłaściwego. To było tak, jakby wszystko wokół krzyczało, że pozostawała co najwyżej zwykłą złodziejką. Ten świat na każdym kroku ją odrzucał, udowadniając, że nie należała do tego miejsca – i to niezależnie od tego, czego tak naprawdę pragnęła.
Gabriel nie odpowiedział, a przynajmniej ona nie usłyszała, by cokolwiek mówił. Wystarczyło, że wciąż znajdował się tak blisko, że mógłby przetrącić jej kark, gdyby tylko uznał, że to najrozsądniejsze posunięcie. Jakoś nie miała wątpliwości, że miał na to ochotę. Nienawidził jej całym sobą, równie mocno, co i kochał osobę, do której tak naprawdę należało to ciało. Dlatego zresztą wciąż stała przed nim w jednym kawałku – bo chronił nie tyle ją, co Renesmee. To miało sens, zwłaszcza że sama Leana nie miała pewności, co stałoby się z jej fizyczną postacią po śmierci. Mogła co najwyżej podejrzewać, że krwawa plama na drodze na nic przydałaby się prawowitej właścicielce.
Myślała o tym, gdy dotarła do niej o wiele istotniejsza kwestia. Z wrażenia omal nie zakrztusiła się powietrzem, nagle pojmując, w jak olbrzymim była błędzie, negując możliwości Łowcy. Oczywiście, że był w stanie ją skrzywdzić, choćby bez fizycznej postaci. Na jego życzenie była prawie jak marionetka; pozbawiona wolnej woli laleczka, która…
Nie chciała o tym myśleć.
Ta świadomość na dłuższą chwilę wytrąciła ją z równowagi. W tamtej chwili nie potrafiła przejąć się Gabrielem, jego pytaniami ani tym, czy ten również pragnął jej śmierci. Jestem zgubiona, pomyślała i te dwa słowa wystarczyły, by znalazła się gdzieś na granicy zdrowego rozsądku. Zacisnęła usta, z trudem powstrzymując wybuch histerycznego śmiechu, który jak nic byłby dowodem na to, że oszalała. Zresztą wolałaby, żeby się tak okazało. Bycie świrem wydawało się lepszą perspektywą od uwierzenia w Łowcę, polującego na nią na życzenie samej Ciemności.
Bezmyślnie spojrzała na Gabriela, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia spoglądając mu w oczy. Oboje milczeli, skryci przed wzrokiem mijających ich zaledwie kawałek dalej ludzi. Leana pomyślała, że to nawet zabawne – świadomość, że gdzieś obok jak gdyby nigdy nic toczyło się w pełni właściwe dla tego świata i obecnych czasów życie. Wszystko to działo się jakby poza nią, odległe i tak nierzeczywiste, jakby pozostawało snem. Widziała, ale w jakimś stopniu negowała wszystko to, co podsuwały jej zmysły, w zamian próbując uwierzyć, że wciąż miała szansę od tego uciec – po prostu się obudzić, tym samym ukracając wszystko to, co ją dręczyło.
Tyle że to nie działało. Jej wola nie miała nic do rzeczy, o czym przekonywała się niemalże na każdym kroku. Gdyby było inaczej, przez tyle czasu nie stałaby przed Gabrielem, czekając na coś, co po prostu nie miało nastąpić.
Przez dłuższą chwilę była w stanie co najwyżej patrzeć, myśląc przy tym o tym, że wszystko było nie takie, jak mogłaby tego oczekiwać.
– Nie jesteś tutaj dla mnie…
Nie chciała wypowiadać tych słów na głos, ale to okazało się silniejsze od niej. Przez dłuższą chwilę zresztą nawet nie była świadoma, że powiedziała cokolwiek na głos. Uprzytomniło jej to dopiero co najmniej skonsternowane spojrzenie Gabriela, w którego oczach w końcu doszukała się jakich emocji. Wpatrywał się w nią z mieszanką niedowierzania i – byłą tego pewna – wyraźnej niechęci. Zwłaszcza to drugie starał się z uporem w sobie pielęgnować, co też wydało jej się naturalne. Czego innego mogłaby oczekiwać po kimś, kto może widział przed sobą żonę, ale wiedział, że tak naprawdę ma do czynienia z obcym?
Zacisnęła usta. Nie powinna mieć do niego o to pretensji. Chyba nawet ich nie odczuwała, choć jakaś jej cząstka mimo wszystko walczyła z rozczarowaniem. To było kolejne z niechcianych odczuć, które przejęło nad nią kontrolę, jedynie potęgując zawroty głowy. Próbowała z tym walczyć, ale nie była w stanie, tak jak i nie potrafiła ot tak zaakceptować myśli o tym, że Łowca…
Panika pojawiła się nagle, po prostu wysuwając się na pierwszy plan. Niewiele brakowało, by pod Leaną ugięły się kolana, choć jakimś cudem zdołała utrzymać się w pionie. Spróbowała odsunąć się od Gabriela, ale to okazało się niemożliwe. Nie zauważyła momentu, w którym ten w ogóle zapędził ją pod ścianę, a jednak to właśnie lity mur wyczuła za plecami. Chciała tego czy nie, nie była w stanie uciec. Dopadł ją, a teraz…
Zacisnęła powieki, nie będąc w stanie znieść jego spojrzenia. Proszę…, pomyślała, sama niepewna, do kogo się zwracała. Drżała, nawet nie próbując nad sobą zapanować. Zresztą to i tak nie miało znaczenia, zwłaszcza że niezależnie od tego, co by zrobiła, nie miała być w stanie zmienić rzeczywistości. Posłużyła do przywołania istoty, której nikt nie zdoła zatrzymać, choć to nadal do niej nie docierało.
Przez krótką chwilę miała ochotę powiedzieć o tym Gabrielowi. Może wszystko tak czy siak sprowadzało się do odczuć ciała, którym dysponowała, ale naprawdę wierzyła, że powinien o tym wiedzieć. „Musicie uważać. Łowca wyruszył na polowanie” – cisnęło jej się na usta, jednak nie odezwała się choćby słowem. Nawet gdyby jej uwierzył…
Niczego już nie rozumiała. Zwłaszcza w tamtej chwili nie była w stanie podjąć jakiejkolwiek decyzji. Miotała się, milcząca i tak rozbita, że to niemalże bolało. Walczyła ze sobą, emocjami i poczuciem, że niewiele brakowało, by znów wylądowała w pustce – między tu a teraz, musząc mierzyć się nie tylko z konsekwencjami porażki, ale przede wszystkim gniewem Ciemności. W to, że ten będzie chciał ją osobiście ukarać, jakoś nie wątpiła. W tamtej chwili całą sobą pożałowała, że wciąż nie była niewidzialną, ignorowaną przez wszystkich wokół Leaną, która posłusznie wykonywała wszelakie polecenia. Wplątała się w coś, co niosło ze sobą tylko i wyłącznie cierpienie, a na to w najmniejszym stopniu nie była gotowa.
Jakby tego było mało, osobą, której zawdzięczała życie, był mężczyzna, który jak nic życzył jej śmierci. Gdyby nie obawa przed tym, że mógłby zranić ciało własnej żony…
Poczucie, że mógłby jej nienawidzić, okazało się równie bolesne, co i brak jego dotyku.
Nie miała pojęcia, co ją podkusiło, by bez jakiegokolwiek ostrzeżenia przesunąć się bliżej Gabriela. Nagle po prostu skoczyła przed siebie, dosłownie wpadając mu w ramiona, co okazało się dziecinnie proste, skoro znajdował się na wyciągnięcie ręki. Zdołała zaskoczyć go na tyle, że w pierwszym odruchu objął ją, pozwalając, żeby mocno do niego przywarła. Trzymał ją w ramionach, podczas gdy ona choć przez ułamek sekundy naprawdę czuła się tak, jakby wszystko miało się ułożyć.
Wierzyła w to zaledwie przez chwilę, aż do momentu, w którym postanowiła go pocałować. To było głupie, ale nie dbała o to, kierując się pragnieniami, których nigdy nie powinna doświadczyć. Najzwyczajniej w świecie – zupełnie jakby robiła to na co dzień – ujęła jego twarz w obie dłonie, z czułością układając je na jego policzkach. Spróbowała sięgnąć jego ust, do samego końca wierząc, że naprawdę jej na to pozwoli. W końcu raz już to zrobił, a skoro tak…
Bezceremonialnie wylądowała na ziemi. Początkowo nawet nie poczuła bólu, bardziej zaskoczona tym, co się wydarzyło. Nagle po prostu leżała na zimnym podłożu, podczas gdy Gabriel spoglądał na nią z góry w sposób, którego zdecydowanie nie dało się określić mianem przychylnego. Wydawał się bledszy niż do tej pory, zaś jego ciemne oczy błyszczały dziko w sposób, który skutecznie przyprawił Leanę o jeszcze silniejsze dreszcze.
On… nie chce mnie. Nie chce…
Nie powinna czuć się źle z tą świadomością. To było coś, co nie miało z nią żadnego związku, a jednak okazało się tak bolesne, że ledwo była w stanie oddychać. Spoglądała na tego mężczyznę przez łzy, czując się tak, jakby co najmniej dźgnął ja prosto w serce. Nie miało znaczenia, że była świadoma, skąd brały się te uczucia i dlaczego aż do tego stopnia ciągnęło ją do Gabriela. Iluzja, cudze pragnienia czy coś innego – nie dbała o to. Liczyło się, że te emocje były prawdziwe, raniąc ją nawet bardziej niż strach, który wywoływała myśl o krążącym gdzieś w pobliżu Cieniu.
Oboje milczeli, dysząc ciężko i spoglądając na siebie nawzajem. Leana miała wrażenie, że trwali w tym całą wieczność, choć w rzeczywistości musiały minąć co najwyżej sekundy, skoro Gabriel wciąż wyglądał na oszołomionego.
– Ty… – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
To zabrzmiało jak żałosny jęk, co sfrustrowało ją jeszcze bardziej. Kolejny raz zareagowała szybciej niż pomyślała, bezceremonialnie podrywając na równe nogi. Nie dbała o to, czy ktoś ją zauważy, skupiona przede wszystkim na pędzie i świadomości, że musiała znaleźć się jak najdalej. Nie chciała widzieć Gabriela, a tym bardziej spokojnie leżeć i czekać na śmierć, gdyby cień zdecydował się wrócić. Kto wie, może to też było iluzją – stworzonym przez Łowcę koszmarem, który tak czy siak miał skończyć się w tylko jeden sposób: a konkretnie powrotem Leany do ostatniego miejsca, w którym pragnęła się znaleźć.
Panika chwyciła ją za gardło, skutecznie przyprawiając oszołomioną dziewczynę o mdłości. Niezależnie od tego na co zasłużyła, nie zamierzała dać się zabić. Skoro jedynym rozwiązaniem wydawała się ucieczka, pozostało jej tylko jedno…
W jednej chwili wszystko potoczyło się bardzo szybko. Bezceremonialnie odepchnęła od siebie Gabriela, wkładając w to więcej siły, niż się po sobie spodziewała. To było niczym impuls, któremu się poddała i który zadziałał na tyle skutecznie, że zagrażający ją mężczyzna aż zatoczył się, wytrącony z równowagi tak, jak ona wcześniej.
Leana nie sprawdzała czy upadł, czy może jednak nie. W zamian rzuciła się do biegu, podążając w głąb zaciemnionej uliczki i marząc tylko o tym, by znaleźć się gdzieś daleko.
Nie musiała się obracać, żeby wiedzieć, że właśnie rozpoczęła się pogoń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa