Layla
Z bijącym sercem wypadła na
korytarz. W pośpiechu przebiegła dobrych kilka metrów, zanim w końcu
zdecydowała się zatrzymać. Przytrzymała się ściany, po czym nachyliła do
przodu, wciąż roztrzęsiona. Raz po raz chwytała powietrze, świadoma wyłącznie
mętliku w głowie.
Właściwie
sama nie była pewna, czego się spodziewała. Już po słowach Gabriela
zorientowała się, że z kryształem musiało być coś nie tak, chociaż wtedy
żadne z nich nie potrafiło tego określić. Teraz sama nie czuła się nawet
po części pewniejsza co do tego, co właśnie zobaczyła, ale nie podobało jej się
to. Nie sądziła, że można czuć obrzydzenie do jakiegokolwiek przedmiotu, ale w tym
wypadku po prostu tak było. Nie chciała na niego patrzeć, a tym bardziej
pozwolić sobie na przebywanie w jednym pomieszczeniu.
Nie
wyobrażała sobie, że przedmiot może być jakkolwiek „zły”, ale wszystko w niej
krzyczało, że właśnie to określenie wchodziło w grę. Był… niewłaściwy. Pod
każdym względem, chociaż im dłużej o tym myślała, tym bardziej czuła się
jak dziecko, nieudolnie próbujące wytłumaczyć coś, co samo w sobie nie
miało sensu. Podejrzewała, że Rufus wyśmiałby ją, gdyby zasugerowała, w czym
tak naprawdę leżał problem, ale nawet nie próbowała się nad tym zastanawiać.
Chciała wierzyć, że co najwyżej była przewrażliwiona, co do dodatkowo
potęgowała świadomość, w jakim miejscu się znalazła, ale i to
wyjaśnienie nie wydało się Layli właściwe.
Nie, w tym
wszystkim chodziło o ten przedmiot. Nie miała pewności, na czym tak
naprawdę polegał defekt – tej dziwnej, mętnej barwie czy może licznych
naroślach, zakłócających harmonię kształtów – ale to wydawało się najmniej
istotne. Liczyło się, że ten konkretny przedmiot był niebezpieczny. Sposób, w jaki
się przy niczym czuła, jedynie to potwierdzał.
Och, Gabrielu…
Westchnęła
przeciągle, po czym skupiła się na wyrównaniu oddech. Próbowała skupić się na
sobie i odczuciach, nad którymi nade wszystko chciała zapanować, ale to
okazało się trudniejsze, niż mogłaby podejrzewać. Wciąż czuła się dziwnie, z uporem
tkwiąc w miejscu i chwiejąc się na nogach. Z czasem emocje
zaczęły opadać, a Layla poczuła się lepiej, ale wciąż nie była w stanie
stwierdzić, że cokolwiek wróciło do normy. Miała wrażenie, że w każdej
chwili sprawy mogły wymknąć się spod kontroli, choć zarazem nie potrafiła określić
w jaki sposób.
Nerwowo
obejrzała się przez ramię, nasłuchując. Miała nadzieję, że Rufus pojawi się
wkrótce, ale wymowna cisza i to, że za nią nie poszedł, wydawało się dość
wymowne. Zupełnie jakby spodziewał się, że prędzej czy później mogłaby spanikować
i rzucić się do ucieczki. Zacisnęła usta, sama niepewna, co sądzić o spokoju,
z jakim to wszystko przyjmował. Z jednej strony czuła, że sprawa tak
naprawdę go nie dotyczyła – nie był telepatą, więc tym bardziej nie był w stanie
wyczuć tego, co i ona – ale z drugiej strony…
Wyprostowała
się, w końcu zmuszając się do ruchu. Miała ochotę po niego wrócić i wręcz
zacząć błagać, by zostawili kryształ w spokoju. Nie miała pojęcia, czego
oczekiwał po przyjściu tutaj, ale w tamtej chwili była pewna, że kręcenie
się po tych korytarzach nie było dobrym pomysłem. Poczucie pogrzebania żywcem,
które towarzyszyło jej od chwili zejścia do podziemia, dodatkowo pogarszało
sytuację, z każdą kolejną minutą dając się Layli we znaki.
To nie
powinno wyglądać w ten sposób. Przynajmniej to podsuwał jej instynkt, na
każdym kroku dając wampirzycy do zrozumienia, że tracili czas. Mieli coś
zrobić, by pomóc Renesmee, a jednak…
Wzdrygnęła
się, nagle zaniepokojona. Nerwowo powiodła wzrokiem dookoła, niepewna, co
zadecydowało o tym, że w ułamku sekundy poczuła się jeszcze bardziej
zdenerwowana. Była wręcz gotowa przysiąc, że w korytarzu pojawił się ktoś
więcej, chociaż nic konkretnego na to nie wskazywało. Wciąż była sama, w ciemnościach
nie będąc w stanie wypatrzeć niczego, co świadczyłoby o czyjejkolwiek
obecności.
– Rufus? –
rzuciła spiętym tonem. Zrobiła kilka kroków w głąb korytarza, kierując się
ku sali z kryształem. – Gabrielu?
Właściwie
sama nie była pewna, co sprawiło, że pomyślała o tym drugim. Podświadomie
wciąż próbowała odszukać brata, skupiając się na więzi i tylko czekając,
aż bliźniak popełniłby błąd. Co prawda szansa na odszukanie go w miejscu,
które blokowało jej zdolności na wszystkie możliwe sposoby, graniczyło z cudem,
ale Layla i tak miała nadzieję.
Odpowiedziała
jej cisza, czego co prawda się spodziewała, ale i tak poczuła się
nieswojo. Chociaż wciąż nie miała ochoty wracać, przyśpieszyła, chcąc nie chcąc
zmierzając ku pomieszczeniu, które w takim pośpiechu opuściła.
– Tu
jesteś. – Omal nie wyszła z siebie, kiedy Rufus dosłownie zmaterializował
się tuż przed nią. Zesztywniała, z wrażenia omal na niego nie wpadając.
Jedynie to, że w porę pochwycił ją za ramiona, pozwoliło jej uniknąć
zderzenia. – Nic ci nie jest?
– Nie.
Skończyłeś już?
Spojrzał na
nią z powątpiewaniem, co utwierdziło ją w przekonaniu, że jej nie
uwierzył, ale przynajmniej nie skomentował tego nawet słowem. Z ulgą
przyjęła fakt, że skinął głową; jak długo żadne z nich nie musiało tam
wracać, wszystko wydawało się w porządku.
–
Spodziewałem się… czegoś innego – przyznał w zamyśleniu wampir, ostrożnie dobierając
słowa. – Gdyby nie twoja reakcja, nie powiedziałbym, że ten kryształ jakkolwiek
różnic się od innych. Pomijając to, że jest dość spory – dodał, zakładając
ramiona na piersi.
– Chyba nie
sugerujesz mi teraz, że wątpisz w jego działanie, co? – obruszyła się.
–
Oczywiście, że nie. Widziałem dość – zreflektował się pośpiesznie. – Ale ciebie
przeraża. Wytłumacz mi to.
Ze świstem
wypuściła powietrze, niezdolna wykrztusić z siebie chociażby słowa.
Potrząsnęła głową, wciąż walcząc ze sobą i dającymi jej się we znaki
emocjami. Nie chciała, żeby uznał ją za histeryczkę, a tak bez wątpienia
by się stało, gdyby wprost powiedziała mu, czego doświadczyła w tamtym
pokoju.
– Ja… Za
chwilę – rzuciła wymijając. Wzrokiem wciąż czujnie wodziła dookoła. – Możemy
już iść? Duszę się tutaj.
– W porządku.
Czuła, że
wciąż ją obserwował, ale trudno było jej stwierdzić, co takiego sobie myślał. Już
dawno zdążyła się przywyknąć do takiego zachowania w jego przypadku, ale i tak
niezmiennie czuła się zagubiona. Z drugiej strony, wolała już próbować
rozważać zachowanie i emocje Rufusa, niż próbować mierzyć się z własnymi.
Przez
dłuższą chwilę szli w milczeniu, ona już nawet nie zastanawiając się nad
tym, co działo się wokół niej. Tym razem to Rufus prowadził, nie pozostawiając
jej innego wyboru, jak tylko spróbować dotrzymać mu kroku.
– Widziałeś
go, prawda? – zapytała w końcu. Spojrzał na nią w niemalże pobłażliwy
sposób, ale zdecydowała się to zignorować. – O to, że był duży, też mi
chodzi. Wystarczy odłamek, by zrobiło się niebezpiecznie, a to…
– Bo
najpewniej jest tam z myślą o większej grupie – stwierdził w zamyśleniu,
jak gdyby nigdy nic wchodząc jej w słowo. – Przynamniej to wydaje mi się
sensowne. Aczkolwiek po kimś, kto próbował eksperymentować z wampirami i demonami,
spodziewam się wszystkiego.
Zacisnęła
usta, mimowolnie skupiając na jego słowach. Brzmiały sensownie, a przy tym
o wiele bardziej świadomie niż wyjaśnienia, których udzielił jej Simon. Kiedy
próbowała znaleźć sens działań tych ludzi, nie była w stanie uwierzyć, że w ogóle
zastanawiali się nad tym, co mogło się wyrazić. Biorąc pod uwagę to, że jej nie
słuchali, nie byłaby zaskoczona, gdyby mimo oczywistych konsekwencji
zdecydowali się skorzystać z takiego kryształu.
Jak dużo w takim
wypadku wiedzieli? Miała wrażenie, że większość informacji mieli od Jaquesa, co
przez wzgląd na swobodę, jaką się cieszył, wydawało się sensowne. W pamięci
wciąż miała każdą rozmowę, którą
przeprowadzili, chociaż przez zmęczenie nie zapamiętała wszystkiego tak dobrze,
by w pełni wampira zrozumieć. Zdążyła za to zauważyć, że był zdesperowany
– i to na tyle, by być może sugerować łowcom zrobienie czegoś, co prędzej
czy później doprowadziłoby do tragedii.
Desperat i szaleniec. Ciekawa mieszanka,
pomyślała mimochodem. Mogła tylko zgadywać, jakie było ostateczne przeznaczenie
kryształu, zwłaszcza że do tej pory nic nie wskazywało na to, by ktokolwiek
próbował eksperymentować z telepatią. Gdyby było inaczej, jak nic
próbowaliby wciągnąć w to również ją, a jednak nie przypominała
sobie, by Simon choć słowem napomniał o kumulowaniu mocy. Na pewno
wiedział jak ją ograniczyć, ale dotychczas działanie w drugą stronę nie
wchodziło w grę. Brała jeszcze pod uwagę to, że najzwyczajniej w świecie
nie spędziła w tym miejscu dość czasu, by poznać wszystkie projekty, ale
nawet jeśli tak było, nie zmieniało to faktu, że czułą się zdezorientowana.
– Ten
kryształ i tak nie nadawałby się do kumulowania mocy – oznajmiła z przekonaniem,
z opóźnieniem uprzytomniając sobie, że wypowiedziała te słowa na głos.
– Uważasz,
że jest zbyt potężny nawet dla grupy? – zapytał natychmiast Rufus.
Potrząsnęła
głową.
– Jest…
niewłaściwy – przyznała w końcu, decydując się nazwać sprawy po imieniu.
Mimo usilnych starań nie była w stanie znaleźć odpowiedniejszych słów na
opisanie tego, co czuła. – Chodzi mi o wygląd. On… obrzydza mnie.
Zamilkła,
oczekując na jakąkolwiek reakcję, która świadczyłaby, że jednak go rozbawiła.
Spodziewała się złośliwej uwagi, prychnięcia albo wybuchu śmiechu, ale nic
podobnego nie miało miejsca. W zamian Rufus po prostu się w nią
wpatrywał, wydając się intensywnie nad czymś myśleć.
– Rozumiem
– stwierdził jak gdyby nigdy nic. – Dziękuję, że mi to powiedziałaś.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. Rufus, który na dodatek za cokolwiek by dziękował, zdecydowanie
nie był codziennym zjawiskiem, nawet gdy chodziło o nią. Rzuciła mu
skonsternowane spojrzenie, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia, ale szybko
nabrała pewności, że nie miała na co liczyć. Najgorsze w tym wszystkim
było to, że naprawdę mogła się tego po nim spodziewać.
Bez słowa
ruszyła za mężem, by dotrzymać mu kroku. W pośpiechu się z nim
zrównała, wciąż pełna wątpliwości.
– Masz
jakieś pomysły? – zapytała natychmiast. Zmiana tematu wydała się najsensowniejszym,
co mogłaby zrobić. – Dalej nie wiemy, co zrobić z Renesmee. Chciałeś tutaj
przyjechać, ale dalej nie wiem, na czym stoimy.
– Na niczym
– przyznał niechętnie. Layla westchnęła, nie kryjąc rozczarowania. –
Przynajmniej na razie. Isabeau lepiej się na tym zna, tak? Może warto, żebyś
jej powiedziała, co sądzisz o tym krysztale.
– I naprawdę
przyjechaliśmy tutaj tylko po to, żeby go pooglądać? – zapytała z niedowierzaniem.
Wzruszył
ramionami. Nie pojmowała, jakim cudem mógł być tak spokojny, podczas gdy ona
odchodziła od zmysłów.
– Jak
mówiłem, skoro nie wiemy, na czym stoimy, zawsze warto zacząć od początku –
wyjaśnił takim tonem, jakby właśnie rozmawiali o pogodzie. – Skoro
upieracie się, że wszystko sprowadza się do tego kryształu, oczywiste, że warto
skupić się na nim. – Zamilkł, z zaciekawieniem spoglądając na Laylę. –
Kryształ kumuluje i wyzwala energię. Wzmacnia ją, więc efekty są bardziej
imponujące, niż działanie przeciętnego telepaty. Ale ten konkretny egzemplarz
jest za duży i… niewłaściwy – dodał,
nie odrywając od niej wzroku – a skoro twój brat był sam, nadmiar mocy
skumulował się na nim. Śmiem twierdzić, gdyby tego nie przeżył, gdyby nie
wtrąciła się Renesmee.
– Jeśli
chciałeś mnie w ten sposób pocieszyć…
– Nie
przerywaj mi, kiedy próbuję myśleć – zniecierpliwił się. Layla prychnęła,
uświadamiając sobie, że najpewniej był a dobrej drodze, by w ogóle
zapomnieć o jej obecności. Cała uwagę skupiał wyłącznie na wypowiadanych
przez siebie słowach. – Kropla astralna zakłóciła proces i stąd cale zamieszanie.
Coś jak nagłe spięcie, jeśli wiesz, co takiego mam na myśli.
Nie
odpowiedziała, wiedząc, że i tak nie pytał jej o zdanie. W tamtej
chwili mogła co najwyżej za nim iść i przytakiwać, choć i tego nawet
by nie zauważył. Jakby tego było mało, wciąż zadziwiał ją sposobem, w jaki
do tego wszystkiego podchodził. Chociaż nie sądziła, że to w ogóle
możliwe, najwyraźniej również to był w stanie w sposób, który
przypominał jej aż nazbyt znajomy, naukowy bełkot. Miała wrażenie, że zawsze to
robił – sprowadzał wszystko do zasad, które znał, a potem analizował. I chociaż
chwilami miała ochotę nim potrząsnąć, zwłaszcza gdy zaczynał mówić do niej tak,
jakby posługiwał się jakimś innym językiem, mimo wszystko sądziła, że to
niezwykłe.
Oboje przez
dłuższą chwile milczeli, każde pogrążone we własnych myślach. Layla mimowolnie
wzdrygnęła się, kiedy wampir bez jakiegokolwiek ostrzeżenia przystanął, w roztargnieniu
chwytając ją za rękę.
– Wracając
do twojego brata, dalej uważam, że miał szczęście – oznajmił spiętym tonem. –
Oboje wiemy, że nie nadaje się do wykorzystywania aż takiej mocy. Podejrzewam,
że to, jak szybko ją wykorzystuje, było tutaj kluczowe – stwierdził w zamyśleniu.
Layla otworzyła usta, chcąc uświadomić mu, że omawianie potencjalnej śmierci
Gabriela, zwłaszcza w sytuacji, w której nie miała pojęcia, co się z nim
działo, było ostatnim, co chciała robić, jednak nie miała po temu okazji. –
Teraz dochodzi do tego w jeszcze krótszym czasie, prawda?
To pytanie
ją zaskoczyło. Już od jakiegoś czasu przejmowała się tą kwestią, jednak dopiero
gdy Rufus powiedział o tym w tak bezpośredni sposób, nabrała
pewności, że w grę nie wchodziło wyłącznie jej przewrażliwienie.
– Zauważyłeś
to – wyrzuciła z siebie na wydechu.
Rufus
rzucił jej niemalże urażone spojrzenie.
– Oczywiście,
że tak. To akurat oczywiste – obruszył się. – Chociaż twój brat najwyraźniej
woli udawać, że nie ma żadnego problemu.
– Obaj
zawsze to robicie – wymamrotała, ale w żaden sposób nie zareagował na jej
słowa.
O tym mówię, pomyślała w przekąsem,
wznosząc oczy ku górze.
– Pomyślałem
o tym, kiedy okazało się, że Renesmee ma wpływ na Jocelyne. Tak sobie gdybam,
ale skoro to wszystko zaczęło się od kryształu… Źle z nim, odkąd to się
stało – stwierdził, a Layla przez moment zapragnęła się histerycznie roześmiać.
– Delikatnie
rzecz ujmując – przyznała niechętnie. – Pokłóciliśmy się właśnie o to, że
źle wyglądał.
– Tak czy siak,
to zastanawiające. To, co dzieje się z Renesmee, tym bardziej.
Tym razem
spięła się, z trudem powstrzymując sfrustrowany jęk. Gdyby miała opisać sytuację,
zdecydowanie nie użyłaby do tego takich słów.
– Zastanawiające?
– powtórzyła z niedowierzaniem. – Nie mam pojęcia, co dzieje się z moim
bratem, a bratowa za moment może całkiem zniknąć. W tym nie ma nic interesującego
– jęknęła, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Po to tu przyszliśmy, pamiętasz?
Bo Nessie kończy się czas.
– Albo
niekoniecznie – stwierdził, kolejny raz zachowując tak, jakby nie usłyszał jej
słów.
– O czym
ty znowu…?
Uciszył ją samym
tylko spojrzeniem. Jego palce bardziej stanowczo zacisnęły się wokół jej dłoni.
Natychmiast zamilkła, sama niepewna, w jaki sposób powinna zareagować na jego
zachowanie. Kiedy Rufus zaczynał zachowywać się w ten sposób, była skłonna
spodziewać się po nim dosłownie wszystkiego.
– Później
porozmawiamy – oznajmił, jak gdyby nigdy nic ciągnąc ją za sobą. – Wracamy. Mam
pewien pomysł, ale za to zawsze możesz zabić mnie w domu.
Coś w jego
tonie jasno dało jej do zrozumienia, że nie miała innego wyboru, jak tylko spróbować
mu zaufać.
Gabriel
To nie powinno wyglądać
w ten sposób. Nie powinien bez celu pałętać się po Seattle, bez
konkretnego celu. Tym bardziej nie powinien tracić czasu, skoro ten już od
kilku dni uciekał mu między palcami, wydając się nieuchronnie prowadzić do
tragedii.
Nie
powinien pozwolić jej odejść, niezależnie od tego, kim była.
Nic z tego,
co robił, nie miało sensu. Kimkolwiek była kobieta, którą zostawił samą sobie,
zdecydowanie nie była jego żoną. Aż za dobrze pamiętał moment, w którym
nabrał pewności, że Nessie wciąż błądziła w świecie snów, najpewniej
nieświadoma, że wydarzyło się cokolwiek niewłaściwego. Pamiętał jej zaskoczone
spojrzenie i pocałunek, przy którym zdradził o wiele więcej, niż
początkowo zamierzał. Nie chciał, żeby z jakiegokolwiek powodu się bała,
ale w jej oczach widział wyłącznie lęk, kiedy tak po prostu zdecydował się
wrócić do rzeczywistości.
Powinien
poszukać tej istoty. Ruszyć za kobietą, która z jakiegoś powodu przejęła
ciało, które nie należało do niej. Takie rozwiązanie wydawało się w pełni
sensowne i naturalne – to, że zamiast bezsensownie błądzić, uciekając
przed wszystkim i wszystkimi, powinien jak najszybciej odszukać intruza. Z oczywistych
względów nie mógłby jej skrzywdzić, w zamian skupiając na doprowadzeniu do
domu, gdzie wszyscy mogliby zastanowić się nad tym, co robić dalej. Możliwe, że
sama zainteresowana mogłaby w tym pomóc, zwłaszcza że Gabriel bez
większego problemu zdołałby zmusić ją do mówienia – i to niezależnie od
tego czy chciałaby, czy też nie.
I właśnie w tym
leżał największy problem.
Nie ufał
sobie i własnym odruchom. Już samo to, że nie od razu zorientował się, że
nie ma do czynienia z Renesmee, nie dawało mu spokoju. Odkąd wieź
zniknęła, czuł się zagubiony. Działa na oślep i bez zastanowienia, raz po
raz pozwalając, by emocje przejęły nad nim kontrolę. Jakby tego było mało, nie
zawahał się przed skrzywdzeniem własnej żony, nawet jeśli w jej ciele
czaiło się coś nadnaturalnego. Jakkolwiek by nie było, na swój sposób wciąż
miał do czynienia z Nessie – z jej krwią, postacią i życiem,
które z taką łatwością mógłby zakończyć.
Mógł tylko
zgadywać, co wydarzyłoby się, gdyby wypił za dużo. Poniosło go i wcale nie
chodziło o to, że miał do czynienia z potencjalnym wrogiem. Kiedy ją
zaatakował, nie zastanawiał się nad tym,
kogo miał przed sobą. Nie miał wątpliwości, że gdyby na jego drodze stanęła
prawdziwa Renesmee, nic by się nie zmieniło. To, że ta najpewniej nie
próbowałaby z nim walczyć, w zamian za wszelką cenę próbując pomóc,
jedynie wszystko pogarszała. Wystarczyłaby chwila nieuwagi, by miał ją na
sumieniu, a to nigdy nie powinno mieć miejsca. Już i tak utknęła
gdzieś na granicy, uwieziona między życiem a śmiercią, a to wszystko z prostego
powodu.
Z jego
winy.
Być może
zabił ją już tamtego dnia, a teraz tylko odwlekali nieuniknione.
Zatrzymał się,
niespokojnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Nie miał pojęcia, gdzie się
znajdował, ale to nie miało żadnego znaczenia. To zresztą nie byłby pierwszy
raz, gdyby umknęło mu to, co robił. Po tym, jak już w Chianni odkrył, że w jego
ramionach spoczywała martwa kobieta, spodziewał się po sobie dosłownie
wszystkiego. Najwyraźniej wariował, niezdolny zrobić cokolwiek, by powstrzymać
ten proces.
Oddychał
szybko i płytko, co najmniej jakby przebiegł maraton. Nie miał pewności,
ile czasu minęło od momentu, w którym zdecydował się wyjść z domu,
ale to również nie było istotne. Rozsądek podpowiadał mu, że powinien wrócić,
nie wspominając o tym, że już wcześniej słyszał mentalne nawoływania
Jocelyne i Layli, ale nie potrafił się na to zdobyć. Myśl, że dodatkowo mógłby
skrzywdzić którąkolwiek z nich, dodatkowo go dobijała.
Nie chciał,
żeby to wyglądało w ten sposób. Wszystko zbyt mocno się skomplikowało, a wciąż
mogło być gorzej, choć tego nawet nie chciał brać pod uwagę. Zresztą wciąż miał
coś do zrobienia, a skoro tak…
Z trudem
powstrzymał cisnące mu się na usta przekleństwo. Nie był w stanie się
skoncentrować, chociaż próbował w sensowny sposób uporządkować myśli. Wciąż
mieszały się ze sobą, równie zniekształcone i mgliste, co i decyzje,
które podejmował – i to nie do końca świadomie. Miał wrażenie, że był na
dobrej drodze, żeby zwariować, a to wciąż był zaledwie początek.
Coś
poruszyło się w głębi uliczki, którą zmierzał. Gabriel zesztywniał,
prostując niczym struna i machinalnie przybierając pozycję ochronną.
Zamarł w bezruchu, gotów do ataku, chociaż rozsądek podpowiadał mu, że nie
miał powodu, by czuć się w ten sposób.
Gdzieś w zasięgu
jego wzroku pojawiła się znajoma postać. Rubinowe tęczówki zalśniły w mroku.
– Gabrielu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz