21 lipca 2018

Pięćdziesiąt

Elena
Wciąż była podenerwowana. Raz po raz rozpamiętywała rozmowę z Rafaelem, mimowolnie zastanawiając się nad tym, czy postępowała słusznie. Ostatecznie doszła do wniosku, że tak naprawdę od samego początku nie miała wyboru. Mogła wmawiać sobie, cokolwiek tylko chciała, ale przecież od samego początku wiedziała, że to skończy się w ten sposób. Słodka bogini, wpadła już na samym początku, kiedy natrafiła na tego cholernego demona w środku lasu. To, że prędzej czy później zdecydowałaby się go wysłuchać, a tym bardziej wrócić, było zaledwie kwestią czasu.
Problem polegał na tym, że sprawa wcale nie była taka prosta z perspektywy jej bliskich. Nie rozmawiała z rodzicami, próbując udawać, że tak naprawdę nie wydarzyło się nic wartego uwagi. Co prawda miała wrażenie, że mama spoglądała na nią dziwnie, jakby podejrzewała, że w apartamentowcu wydarzyło się coś więcej, niż mogłoby się wydawać, ale nawet jeśli tak było, zachowała wszelakie uwagi dla siebie. Elenie to odpowiadało, zresztą jak i to, że nikt nie zaprotestował, gdy zaraz po powrocie do domu znów zamknęła się w pokoju.
Dopiero wtedy pozwoliła sobie na to, by odetchnąć. Początkowo z niepokojem rozglądała się po sypialni, jakby spodziewając się zastać tam znów Mimi albo jakiegoś innego intruza, ale wszystko wskazywało na to, że jednak była sama. No, nie licząc Ravena, który jak gdyby nigdy nic przysiadł na parapecie, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że nie była w nastroju na tyle podłym, by go przegonić. W istocie tak było, a na widok ptaka zdołała nawet wysilić się na blady uśmiech, z zaciekawieniem spoglądając na czyszczącego skrzydła kruka.
To moja obstawa?, pomyślała z przekąsem, podchodząc do okna. Normalny ptak jak nic by uciekł, ale Raven jedynie spojrzał na nią z zainteresowaniem i znów wetknął dziób między pióra. Wywróciła oczami, po czym odsunęła się, wracając do nieco nerwowego krążenia po sypialni. Dom wydawał się nienaturalnie spokojny, zwłaszcza po panice, którą sama zaczęła, gdy wystraszyła się Mimi. Teraz była na to na siebie zła, choć nie tak jak wcześniej.
Była jeszcze Miriam, ale i do niej już nie potrafiła mieć pretensje. Po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że mogła się tego spodziewać. Demonica na każdym kroku dawała jej do zrozumienia, co sądziła o całej sytuacji z Rafaelem. To, że nie trzymała języka za zębami, było w zupełności w stylu tej kobiety. Masz czego chciałaś. Pogadaliśmy, westchnęła w duchu Elena i prawie natychmiast coś ścisnęło ją w gardle. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że na swój sposób wróciła do punktu wyjścia. Może i porozumiała się z Rafaelem, przynajmniej na razie, ale…
Bo przecież zawsze musi być jakieś „ale”…
Przesunęła palcami po obrączce, niemalże z czułością spoglądając na pierścionek. Przekonanie pozostałych, że wszystko wróciło do normy, zdecydowanie nie miało być takie proste, jak mogłaby sobie tego życzyć. Nie po tym, co powiedziała Mira. I właśnie w tym leżał problem, bo zdecydowanie nie wyobrażała sobie, że miałaby ot tak odsunąć się od Rafaela. Z drugiej strony, kłócenie się z bliskimi też jej nie odpowiadało, a przecież wiedziała, że nie zareagowaliby entuzjastycznie, gdyby stwierdziła, że już wszystko w porządku. W gruncie rzeczy nigdy nie było, a Elena wiedziała, że dotychczas tolerowali Rafaela jedynie przez wzgląd na nią, po balu tak naprawdę nie mając argumentu, by próbować ją od niego odsunąć.
Jakby to miało znaczenie… Ale przecież miało i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Mogła odejść, zwłaszcza że to ona podejmowała decyzję, ale to zdecydowanie nie było tym, czego chciała. Na razie próbowała poczekać, aż emocje opadną, ale to sprowadzało się ni mniej, ni więcej, ale do tego, co działo się przed wyjazdem do Volterry – a więc spotykaniem się z Rafaelem wtedy, gdy nikt nie patrzył.
Świetnie. Kolejny raz musiała myśleć, kiedy i w jakich okolicznościach najlepiej spotykać się z własnym mężem.
Zacisnęła usta, coraz bardziej rozdrażniona. Był jeszcze Razjel, z którymi mimo wszystko chciała się zobaczyć. Była ciekawa, zresztą nie wyobrażała sobie, że miałaby odmówić Rafaelowi, jeśli ten sam z siebie życzył sobie jej towarzystwa. Wciąż nie rozumiała, co kierowało Miriam, kiedy w tak nerwowy sposób reagowała na wzmianki o bracie, ale nie chciała się nad tym zastanawiać. Wątpiła zresztą, by kobieta była z nią szczera, gdyby spróbowała ją o to zapytać. O ile, oczywiście, to wszystko nie było wyłącznie pretekstem, by zmusić ją do spotkania z Rafą.
Pukanie do drzwi rozległo się nagle, skutecznie wytrącając ją z równowagi. Wzdrygnęła się, machinalnie napinając mięśnie. Mogła spodziewać się, że prędzej czy później ktoś jednak będzie chciał z nią porozmawiać, ale zdecydowanie nie miała na to ochoty – zwłaszcza gdyby chodziło o Rosalie albo któreś z rodziców.
A potem drzwi otworzyły się i odkryła, że nie miała do czynienia z żadnych z nich.
– Nie mówiłam, że masz wchodzić – obruszyła się, z powątpiewaniem spoglądając na Aldero. Kuzyn wyglądał na podenerwowanego, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
– Jest sprawa – oznajmił od progu.
Elena z uwagą zmierzyła go wzrokiem. Próbowała stwierdzić, czy powinna się obawiać, zwłaszcza że ot tak potrafił stracić nad sobą panowanie, ale po chwili wahania doszła do wniosku, że wyglądał przede wszystkim na przygnębionego.
– Co jest? – Mimo wszystko spięła się, nie chcąc ryzykować kłótni. – Jeśli chodzi o to, co powiedziała Mira, to nie zamierzam…
– Co? Och, nie… Nie – zapewnił pośpiesznie. Przez jego twarz przemknął cień. – Nie mam teraz głowy do tego, by mówić ci, że oszalałaś, kuzyneczko.
– Dzięki – mruknęła z przekąsem.
Al jedynie potrząsnął głową.
– Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy niedawno? – zapytał w zamian, przechodząc do rzeczy. – Chciałaś iść ze mną na pogrzeb Allegry, więc… Cóż, jeśli to dalej aktualne, to możesz się zbierać. Chyba trochę zmieniły nam się plany.
– W jakimś sensie? – zaniepokoiła się. – Hej, Al…
– Alessia przyśpieszyła wyjazd. Z tego, co wiem, coś z Arielem, a przynajmniej tyle powiedział Gabriel. – Wzruszył ramionami. – Tak czy inaczej, skoro Lily będzie wcześniej, to nie ma co jej zmuszać, by później tutaj wracała. Wszyscy wiemy, jak bardzo lubi bawić się w szybki transport – dodał, wywracając oczami.
– Trudno, żeby reagowała inaczej – zauważyła przytomnie. – Ale w porządku… Ile mamy czasu?
– Jak znam ciebie, to o wiele za mało, więc po prostu się szykuj – rzucił niemalże uprzejmym tonem, wycofując się ku drzwiom.
Prychnęła, w milczeniu odprowadzając go wzrokiem. Nie żeby nie miał racji, ale zdecydowanie nie zamierzała mu tego przyznać. Była kobietą, tak? To oczywiste, ze potrzebowała więcej niż kwadrans, by doprowadzić się do porządku.
To pogrzeb… Wybierasz się na pogrzeb!, odezwał się cichy głosik w jej głowie. Westchnęła cicho, z uporem tkwiąc w miejscu i bezmyślnie wpatrując w bliżej nieokreślony punkt przestrzeni. Pogrzeb…
Coś ścisnęło ją w gardle. Nagle poczuła się wyczerpana, choć to zdecydowanie nie miało związku z fizycznym zmęczeniem. Wróciła o niespokojnego krążenia po pokoju, chociaż nie była w stanie się skupić. Prawa była taka, że nigdy wcześniej nie brała udział w takiej uroczystości. W gruncie rzeczy śmierć wciąż jawiła jej się jako coś abstrakcyjnego, choć w ostatnim czasie miała z nią o czynienia o wiele częściej, niż mogłaby sobie tego życzyć. Jakby nie patrzeć, sama umarła – i to tylko po to, żeby wrócić jako ktoś zupełnie inny.
Poczuła mrowienie na plecach, dokładnie w miejscu, w którym skrzyła łączyły się ze skórą. Nie przywołała ich, ale wiedziała, że gdzieś tam były. Co więcej, coraz wcześniej dawały o sobie znać, tak jak na dachu, kiedy trwała w objęciach Rafaela, oczami wyobraźni widząc siebie w zupełnie inny sposób. Białe pióra, złoto i ta pulsująca energia, której nie potrafiła nazwać. Światłość. To wciąż do niej nie docierało, choć dobrze wiedziała, że powinna w końcu przyjąć to do świadomości.
I właśnie dlatego potrzebowała Rafaela. Miała wrażenie, że jako jedyny miał szansę pomóc jej się w tym odnaleźć, nawet jeśli jego metody nauki pozostawiały wiele do życzenia. Z drugiej strony, przy nikim nie nauczyła się więcej, nie wspominając o tym, że jej samej równie nieporadnie szło uczenie go ludzkich odruchów.
W pośpiechu odrzuciła od siebie niechciane myśli. Aldero… Teraz ważny jest Aldero, warknęła na siebie w duchu. Przy nim nie musisz błyszczeć.
W jakiś pokrętny sposób ta myśl wydała się Elenie pocieszająca.

Minęło sporo czasu, odkąd ostatnim razem była w domu Allegry… Albo raczej już Isabeau, bo to ona po matce przejęła znajomą posiadłość. Tak czy inaczej, czułą się dziwnie, stojąc przed lustrem w łazience i zastanawiając nad tym, co zrobić z włosami – spiąć, rozpuścić czy może jeszcze do tego wszystkiego próbować bawić się lokówką.
Ze świstem wypuściła powietrze. Jakby to było istotne. Sama czuła się dziwnie z takimi myślami, ale tym razem naprawdę nie było istotne, w jaki sposób wyglądała. Zatknęła kilka niesfornych kosmyków za ucho, po czym cofnęła się o krok, by lepiej przyjrzeć się całej sylwetce. Na sobie miała czarną, prostą sukienkę z długim rękawem i skromnym dekoltem. Tak chyba wypadało, choć im dłużej się sobie przypatrywała, nie mogła pozbyć się wrażenia, że materiał wręcz do przesadny podkreślał krągłości jej figury. Innymi słowy, wciąż wyglądała zaskakująco dobrze, ale nie miała pewności, czy to faktycznie było aż takie dobre.
Zaplotła ramiona na piersiach, nagle niepewna, co zrobić z rękami. Krótko zerknęła na leżącą na umywalce komórkę, by upewnić się, która godzina. Wciąż mieli sporo czasu, żeby pojawić się w świątyni, co Elena uznała za dość dobry znak. Gdyby chodziło o jakąkolwiek inną okazję, tak jak kolejny bal, mogła z łatwością sobie wyobrazić, że tkwiłaby w łazience tak długo, aż Aldero zacząłby dobijać się do drzwi, klnąc na czym świat stoi i narzekając na to, że się spóźnili.
Tym razem nie zamierzała na to pozwolić. W gruncie rzeczy sama nie była pewna, w jaki sposób powinna zachowywać się względem kuzyna. Prawda była taka, że nigdy nie należała do najwprawniejszych pocieszycielek. Ba! W gruncie rzeczy to stanowiło jedno wielkie niedopowiedzenie, bo do tej pory nie miała okazji, by starać się poprawić humor kogoś, kto stracił bliską osobę. Zwierzenia Liz, często dotyczące naprawdę błahych, wręcz przyziemnych kwestii, to było zupełnie coś innego.
Zadrżała, dziwnie zaniepokojona tą myślą. W ciągu kilku miesięcy zmieniło się tak wiele, że ledwo potrafiła to zrozumieć. Co ważniejsze, ona również się zmieniła, choć wciąż nie potrafiła określić, jaki był tak naprawdę charakter tych zmian.
Serce zabiło jej szybciej, kiedy telefon dał znać o nadejściu nowej wiadomości. Natychmiast spojrzała na wyświetlacz, jeszcze przed sprawdzeniem nadawcy wiedząc, kogo powinna się spodziewać.
Zniknęłaś szybciej, niż mi się wydawało.
Uniosła brwi, kilka razy czytając wiadomość. Miała przez to rozumieć, że Rafael był na nią zły? Nie sądziła, zresztą wątpiła, by bawił się w pisanie SMS-ów, gdyby faktycznie się martwił.
Śledzisz mnie?
To była pierwsza myśl, jaka przyszła jej do głowy. Biorąc pod uwagę to, że wystarczyło kilka godzin, by nabrał pewności, że już nie siedziała grzecznie w domu, coś zdecydowanie musiało być na rzeczy.
Odpowiedź nadeszła prawie natychmiast i sprowadzała się do jednego, jedynego słowa.
Oczywiście.
Prychnęła, nie mogąc się powstrzymać. Może powinna ocenić to, że przynajmniej był szczery, ale i tak w pierwszym odruchu zapragnęła odpisać coś złośliwego. Z drugiej strony, przecież miała do czynienia z Rafaelem. Czego innego miałaby się po nim spodziewać.
Telefon znów zawibrował. W pośpiechu przeniosła wzrok na wyświetlacz, by odczytać kolejnego SMS-a.
Wszystko w porządku? Mam wrażenie, że powinienem zapytać.
Tym razem się zawahała. Miał wrażenie? Mogła tylko zgadywać, co takiego chodziło mu po głowie. To, że mógłby się przejmować, nie było niczym dziwnym, ale wciąż czuła się dziwnie za każdym razem, kiedy ten demon próbował wysilać się na jakiekolwiek ludzkie odruchy.
Nerwowo zacisnęła palce wokół telefonu. Cóż, na pewno się starał, zwłaszcza po ostatniej rozmowie. Doceniała to, choć nadal miała wątpliwości.
Komórka zadzwoniła po raz kolejny.
Elena?
Westchnęła, po czym w końcu skupiła się na tym, żeby odpisać. Jedno się nie zmieniło: Rafael wciąż nie należał do najcierpliwszych osób, które znała.
Idę na pogrzeb. Jak niby mam się czuć?
Czuła, że odpowiedź nie należała do najuprzejmiejszych na świecie, ale nie potrafiła ująć tego w inne słowa. Podejrzewała zresztą, że Rafa poznał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że w szczególności w emocjach bywała trudna. Nie żeby przez cały czas jej za taką nie miał, zwłaszcza gdy zachowywała się – przynajmniej jego zdaniem – irracjonalnie.
Również tym razem nie musiała czekać na odpowiedź. W zasadzie wyglądało to tak, jakby tylko czekał na kolejne wiadomości, co zresztą wydało się Elenie dość prawdopodobne.
Spotkamy się, kiedy będzie po wszystkim.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Spodziewała się wielu rzeczy, ale zdecydowanie nie tego. Mniej więcej wtedy straciła cierpliwość do dalszego odpisywania i nie tracąc czasu na wypisywanie kolejnych SMS-ów, w pośpiechu wybrała wciąż zapisany pod szybkim wybieraniem numer. Nerwowo przycisnęła telefon do ucha, czekając na połączenie, i aż zapowietrzyła się, kiedy Rafael jak gdyby nigdy nic odrzucił połączenie.
– Żarty sobie stroisz – wymamrotała gniewnie, kiedy mechaniczny głos poinformował ją o możliwości zostawienia wiadomości.
Rozłączyła się i spróbowała raz jeszcze, z dokładnie tym samym skutkiem. Zaklęła, niezbyt delikatnie odkładając telefon na umywalkę. Serce waliło jej jak szalone, bynajmniej nie ze zdenerwowania, choć to uświadomiła sobie dopiero po chwili. W rzeczywistości była podekscytowana, zwłaszcza że wiadomość od Rafaela sugerowała tylko jedno.
Mogła tylko zgadywać, w jaki sposób zamierzał się tutaj pojawić. Co więcej, to wydawało się zadziwiająco sensownym posunięciem, skoro jako jedyna towarzyszyła Aldero. Przez Beatrycze rodzice nie mieli jak pojawić się w Mieście Nocy, choć bez wątpienia tego żałowali. Jej rodzeństwo z kolei nigdy nie było aż tak blisko z Allegrą, a niedawne wydarzenia w Seattle i stan Nessie wystarczyły, by odpuścili sobie pogrzeb. Nie żeby Elenę to dziwiło, tym bardziej że uroczystość zdecydowanie nie należała do tych, która zachęcała do przybycia.
Z wolna wypuściła powietrze, usiłując się uspokoić. W porządku, to miało sens. Wciąż miała z Rafaelem do pogadania, choć prawda była taka, że wciąż nie miała pomysłu na to, co zrobić później, choć temat przyszłości zdecydowanie musiał się pojawić.
To tak naprawdę twoja decyzja. Cokolwiek postanowisz, reszta będzie musiała to uszanować, pomyślała, ale chociaż chciała w to wierzyć, wciąż miała wątpliwości.
Chwyciła za telefon i szybkim krokiem opuściła łazienkę. Nie miała ochoty ani siły, by kłopotać się makijażem albo dalej zastanawiać nad tym, co zrobić z włosami. Myślami była gdzieś daleko, korzystając z tego, że z daleka od Edwarda nie musiała obawiać się, że ktoś usłyszy więcej niż powinien. Telepaci również potrafili być niebezpieczni, ale tak naprawdę żaden z nich nie miał powodów, żeby siedzieć jej w głowie.
– Już gotowa?
Błyskawicznie odwróciła się, by rzucić Cameronowi rozdrażnione spojrzenie. Spoglądał na nią z zaciekawieniem z końca korytarza. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, posłał jej blady, przepraszający uśmiech, zresztą jak zwykle, kiedy udało mu się kogoś zaskoczył. W normalnym wypadku by na niego warknęła, ale w tamtej chwili wydał jej się ni mniej, ni więcej, ale po prostu zmęczony.
– Ja… Cóż, tak – odpowiedziała z opóźnieniem. – To takie dziwnie? – dodała, a wampir mimowolnie się uśmiechnął.
– Tylko trochę… Ale, hej! Nie ma w tym nic złego – zapewnił pośpiesznie. – No i to miłe, że idziesz. Tyle dobrego, zwłaszcza dla Aldero.
– Mhm… Jakbym jeszcze nadawała się do pocieszania kogokolwiek, byłoby cudownie.
Coś w spojrzeniu Camerona złagodniało.
– Jak znam mojego brata, twoja obecność znaczy więcej, niż mogłabyś sądzić. I to nie tylko dlatego, że on… Ehm, nieważne – stwierdził, nagle speszony.
– Że lubi mnie bardziej niż powinien – dopowiedziała za niego, z niedowierzaniem potrząsając głową. – Tak, wiem o tym. Trudno nie zauważyć.
– Cóż…– Cammy zawahał się na dłuższą chwilę. – Przynajmniej nie wiesz tego ode mnie.
– Teraz prawie byś się wygadał – zauważyła przytomnie. – Tak czy inaczej, już o tym z Alem rozmawialiśmy. I jest w porządku, tak sądzę – dodała, nade wszystko pragnąc w to uwierzyć.
Cameron skinął głową, jednak po wyrazie jego twarzy trudno było stwierdzić, co takiego sobie myślał. Zdecydowanie wyglądał na zaniepokojonego, co może i nic nie znaczyło, ale Elena i tak poczuła się nieswojo. Słodka bogini, nie chciała wracać do tych skomplikowanych relacji z Aldero. Zwłaszcza teraz, kiedy doszli do swego rodzaju porozumienia, wolała nie zastanawiać się, czy wampir wciąż spoglądał na nią inaczej. W gruncie rzeczy wiedziała, że tak, ale z uporem patrzyła na to przez palce, nie chcąc komplikować spraw bardziej, niż było to potrzebne.
W pośpiechu uciekła wzrokiem gdzieś w bok, aż nazbyt świadoma, że Cameron wciąż ją obserwował. Coś w jego obecności sprawiło, że zaczęła czuć się nieswojo, zwłaszcza że zaczął temat, który zdecydowanie nie był jej na rękę.
– Ehm… A ty? – zapytała, chcąc jak najszybciej znaleźć inny powód do rozmowy. Mimo wszystko rozmowa wydawała się lepsza, niż gdyby mieli dalej trwać w ciszy. – Jak się trzymasz?
– Zależy o co pytasz… O Allegrę czy Leę?
Spojrzała na niego, co najmniej zaskoczona.
– A to jakaś różnica? – wypaliła, zanim zdążyła się zastanowić.
Parsknął nieco wymuszonym, pozbawionym wesołości śmiechem.
– Mam wrażenie, że nie – przyznał po chwili zastanowienia. – Próbowałem pomagać mamie, ale woli być sama. A Leah… Chyba aktualnie mnie nienawidzi. – Wzruszył ramionami. – Wiesz, trochę się zdenerwowała, kiedy zobaczyła Claire. Niezbyt ciekawie to wyszło…
Obserwowała go w milczeniu, zastanawiając nad tym, dokąd zmierzał. Zwierzający się Cammy może i nie był czymś zaskakującym, ale nie przywykła do tego, by próbował rozmawiać akurat z nią.
Musiał o tym wiedzieć, bo nagle wyprostował się niczym struna, wyraźnie speszony.
– Wybacz. Teraz tak łatwo mi wyobrazić, że mam przed sobą Beatrycze… – Wysilił się na blady uśmiech. – O ile wiesz, co mam na myśl.
– L. obiecywał, że cię zagryzie.
Tym razem jego śmiech był szczery, choć wciąż nerwowy.
– Dobrze wiedzieć! No i chociaż raz ktoś groził mnie, a nie Aldero, co? – rzucił zaczepnym tonem.
– Al też się z tego cieszył – zapewniła, a wampir jedynie wywrócił oczami.
– Nie ma to jak braterska troska… – mruknął z przekąsem. – Tak czy inaczej dobrze, że tu jesteś. I nie przejmuj się. Wszystkich i tak nie da się pocieszyć – stwierdził, prostując się, żeby odejść.
Elena spojrzała na niego w nieco skołowany sposób. Z jednej strony coś w słowach Cammy’ego sprawiło, że poczuła się lepiej, zwłaszcza że chłopak bez wątpienia dobrze wiedział, w jaki sposób obchodzić się z bratem, ale z drugiej…
– Nie mów tego mi – powiedziała pod wpływem impulsu. – To znaczy… Och, Isabeau sobie poradzi. No i z tego, co mi wiadomo, chyba trochę pomogłeś Claire, prawda? Czegokolwiek nie zrobiłaby Leah – wyrzuciła z siebie na wydechu, kiedy popatrzył na nią w nieco niepewny, skonsternowany sposób.
– Hm… Coś w tym jest – przyznał wymijająco. – Nie obraź się, ale odkąd do nas wróciłaś, jesteś o wiele bardziej znośna, Eleno – rzucił na odchodne.
– No, dzięki! – prychnęła, nagle niepewna czy powinna się śmiać, czy może płakać.
Westchnęła, kiedy nabrała pewności, że została w korytarzu sama. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że Cameron mimo wszystko trafił w sedno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa