Elena
Nie przypominała sobie, żeby
zasypiała, ale to nie miało największego znaczenia. Wiedziała, że w którymś
momencie zamknęła oczy, rozluźniając się w ramionach Rafaela i czując
prawie tak, jak podczas ich wspólnej nocy w Forks, kiedy nocowali w dawnym
domu jej rodziny. Czuła ciepło ciała demona i to wystarczyło, żeby poczuła
się bezpieczna, przez większość czasu skupiając się przede wszystkim na tym, że
mógłby być obok; nic więcej nie potrzebowała, żeby zacząć odczuwać spełnienie,
skoncentrowana przede wszystkim na wzajemnej bliskości i… normalności, bo tej już od dłuższego czasu nie doświadczał na co
dzień.
Co jakiś
czas odzyskiwała świadomość na tyle, by zrozumieć to, iż demon mógłby
jej się przypatrywać. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie pary lśniących,
niebieskich oczu, chociaż w żaden sposób nie potrafiła samej sobie
wytłumaczyć tego, co wyjątkowo mógłby w niej widzieć. W porządku,
zawsze lubiła, kiedy mężczyźni okazywali pożądanie; chciała być podziwiana,
wyjątkowa i tak doskonała, jak tylko byłoby to możliwe. Kto jak kto, ale
Elena uwielbiała, kiedy ktoś okazywał zainteresowanie jej osobą, na dodatek w sposób,
który nie pozostawiał najmniejszych wątpliwości co do okazywanych jej emocji.
Nawet zabiegi Elliotta były na swój sposób przyjemne, przynajmniej jeśli
chodziło o kwestię tego, że mogłaby wzbudzać w nim zachwyt. To było
dla niej naturalne, prawie jak oddychanie, chociaż podejrzewała, że Rafa
uznałby taki tok rozumowania za pusty – tak zresztą było.
Wszystko
zmieniało się, kiedy w grę wchodziła jego osoba. Gdy byli razem, pragnęła
czegoś więcej – uwagi w sensie zupełnie innym, aniżeli ta, której
dotychczas wymagała od mężczyzn. Z nim było inaczej, a Elena doszła
do wniosku, że w którymś momencie zaczęła wymagać o wiele więcej od
siebie samej, niż od swojego towarzysza. Sądziła, że chyba właśnie o to
chodziło w miłości, o której słyszała dotychczas; to dlatego tak
wiele razy słyszała, że nie ma w niej miejsca na egoizm, chociaż wcale nie
była pewna, czy sprawy w tym wypadku są aż takie proste. Gdyby tak było,
pewnie bez cienia wahania pozwoliłaby na to, żeby ryzykował życie podczas
kolejnych spotkań z królową, nie przejmując się tym, że w jakikolwiek
sposób mogłaby go stracić. Nie miała pojęcia czy to dobrze, czy może wręcz
przeciwnie, ale jedno wydawało jej się oczywiste: jak długo Rafael trwał przy
stwierdzeniu, że wciąż ją kocha, tak długo zamierzała robić wszystko, byleby
móc o niego walczyć.
A może
nawet więcej, chociaż nie miała pewności, czy demon byłby szczególnie
zadowolony z impulsywnej dziewczyny, która za wszelką cenę próbowałaby
zatrzymać go przy sobie.
Wyczuła
ruch u swojego boku, a chwilę później coś delikatnie musnęło jej
ramię. Zadrżała niekontrolowanie, po czym instynktownie przesunęła się bliżej,
chcąc do minimum zniwelować dzielący ich dystans. Wtuliła się w jego tors,
po cichu licząc na to, że się nie odsunie, co zresztą ostatecznie okazało się
prawdziwe. Zachęcona, ostrożnie uniosła głowę, niby to przypadkowo dążąc do
tego, żeby móc musnąć wargami jego usta. Usłyszała parsknięcie, a potem
jednak doczekała się pocałunku, co wytrąciło ją z równowagi w stopniu,
którego zdecydowanie się nie spodziewała. Wciąż czuła się dziwnie z tym,
że Rafael mógłby okazać się do tego stopnia… ludzki, choć nie mogła zaprzeczyć,
że zdarzało się to coraz częściej. Co prawda to nie oznaczało, że nagle
przestał być śmiertelnie niebezpieczny, ale z drugiej strony…
– Próbuję
spać – wymamrotała, a on prychnął, najwyraźniej nie zamierzając wziąć jej
słów na poważnie.
– Och, tak,
właśnie widzę.
Nie zareagowała
od razu, wciąż zaciskając powieki i nie po raz pierwszy usiłując wystawić
jego nerwy na próbę. Podejrzewała, że doprowadzała go tym do szaleństwa, ale
zdecydowała się nie komentować tego nawet słowem. Momentami sam nie miała
pewności czy bardziej za nim tęskniła, czy może jednak ją irytował, niezmiennie
doprowadzając do szału swoim zachowaniem, a już zwłaszcza docinkami. Co
prawda od jakiegoś czasu to naprawdę można było określić mianem przekomarzania,
a nie wyśmiewania, co wcześniej zdarzało mu się nader często. Czasami sama
nie była pewna, jakim cudem do tej pory zdołali powstrzymać się przed wzajemnym
pozabijaniem, ale podejrzewała, że to zaledwie kwestia czasu – tym bardziej, że
Rafa najwyraźniej uwielbiał ją irytować.
Jęknęła,
rozdrażniona tym, że nie zamierzał tak po prostu odpuścić. Zadrżała
niekontrolowanie, gdy przesunął dłonią wzdłuż jej kręgosłupa, skutecznie
przyprawiając o dreszcze. Zamrugała nieco nieprzytomnie, po czym uniosła
głowę, by móc spojrzeć mu w twarz. Próbowała sprawiać wrażenie rozeźlonej,
ale powstrzymał ją cyniczny, nieco złośliwy uśmieszek, który momentalnie
wzbudził w niej całą mieszankę sprzecznych emocji. Pozwolił jej na to,
żeby przygarnął ją do siebie, zdecydowanym ruchem unosząc w taki sposób,
żeby wylądowała na nim. Serce zabiło jej szybciej, kiedy usadził ją sobie na
brzuchu tak, że wylądowała na nim okrakiem. Gdyby miała do czynienia z kimkolwiek
innym, pewnie w tamtej chwili zdwoiłaby czujność, podświadomie dochodząc
do wniosku, że sprawy trochę się skomplikują, a to, co było pomiędzy nimi,
nagle wejdzie na nowy poziom, jednak kiedy w grę wchodziło Rafael…
– Jak mam
rozumieć twoje emocje? – zapytał zaczepnym tonem demon, lekko mrużąc oczy na
podkreślenie swoich słów.
Poczuła, że
się rumieni, chociaż starała się tego nie okazywać. Co prawda zdawała sobie
sprawę z tego, że trudno oszukać kogoś, kto sam pozostawał zawodowym
kłamcą, ale to jeszcze nie znaczyło, że zamierzała tak po prostu sobie
odpuścić.
– Hm,
możliwe, że…
Nie miała
okazji dokończyć.
Rafael
nagle zesztywniał, napinając mięśnie i mocniej zaciskając obie dłonie na
jej biodrach. Poszła w jego ślady, gwałtownie prostując się niczym struna i nasłuchując,
świadoma tego, że coś mogłoby być nie tak jeszcze na ułamek sekundy przed tym,
jak wyczuła w mieszkaniu czyjąś obecność – i to na dodatek
sugerującą, że wcale nie mieli do czynienia z Lawrence’m.
Otworzyła
usta, chcąc coś powiedzieć, ale ostatecznie się na to nie zdobyła. Nerwowo
obejrzała się przez ramię, słysząc ciche, zmierzające ku sypialni kroki, które z łatwością
mogłyby umknąć jej uwadze. Nie słyszała nawet, by ktokolwiek otwierał drzwi
wejściowe, kiedy zaś te, które prowadziły do pokoju zajmowanego przez nią i Rafę,
się uchyliły, wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Najlepiej
zapamiętała to, że serafin się poruszył – i to tylko po to, żeby
bezceremonialnie zepchnąć ją z siebie, tak gwałtownie, że jak długa
wylądowała za krawędzią łóżka.
Na ziemi.
W bolesny,
zdecydowanie nienależący do szczególnie przyjemnych sposób.
Aha. Więc
to chyba było wszystko, jeśli chodziło o definicję pojęcia „miłość boli”.
Cholera niech weźmie demony i ich
sposób okazywania uczuć!
Spróbowała
się podnieść, chociaż wcale nie była pewna, czy to najlepszy pomysł, jaki
mogłaby mieć. Poderwała głowę akurat w momencie, w którym w progu
pojawiła się jakaś postać. Zanim zdążyła zebrać myśli i stwierdzić, co
takiego działo się wokół niej, Rafael przemknął przez pokój, doskakując do
potencjalnego przeciwnika. Usłyszała warknięcie, a potem huk, gdy czyjeś
ciało przeleciało przez pokój ostatecznie lądując na ścianie. W powietrze
jak na zawołanie wzbił się kurz i drobinki tynku, a oszołomiona Elena
pomyślała o tym, że Lawrence po powrocie nie będzie szczególnie
zadowolony.
Przeciwnik
Rafy nie wahał się długo przed rzuceniem się do ataku. Widziała, jak poderwał
się na równe nogi, czając gdzieś w mroku i obserwując. Przez ułamek
sekundy widziała twarz mężczyzny, koncentrując się przede wszystkim na jego
rubinowych tęczówkach – jednoznacznym dowodzie na to, że miała przed sobą
żywiącego się w naturalny sposób wampira. Nieśmiertelny zaatakował,
rzucając się na demona i tym samym zmuszając Rafę do wykonania uniku. Obaj
panowie poruszali się z zawrotną prędkością, dosłownie materializując się w najróżniejszych
miejscach i zwalniając tylko i wyłącznie wtedy, gdy zbliżali się do
siebie. Instynkt podpowiedział Elenie, że powinna zerwać się na równe nogi i uciec,
żeby nie wchodzić im w drogę, ale nie zrobiła tego, w zamian
decydując się na coś zgoła innego:
–
Przestańcie!
Żaden z nich
nie zareagował, co zresztą było do przewidzenia. Sama nie miała pewności,
dlaczego w ogóle próbowała interweniować, ale to było silniejsze od niej,
zresztą tak jak i pragnienie, żeby upewnić się, że Rafa nie był narażony
na atak. Jasne, wyśmiałby ją, gdyby chociaż spróbowała zasugerować mu to, że
cokolwiek mogłoby pójść źle, ale ona i tak wiedziała swoje.
Wraz z kolejnym
hukiem, demon posłał swojego przeciwnika z powrotem na ścianę. Sam
zmaterializował się tuż przed nim, dociskając szamocącą się postać do ściany i jak
gdyby nigdy nic zaciskając palce na szyi wampira. Musiał zdawać sobie sprawę z tego,
że w ten sposób nie będzie w stanie nieśmiertelnemu zaszkodzić, a tym
bardziej, że nie przyniesie to żadnych skutków, ale po zaciętym wyrazie twarzy
demona, Elena od razu zorientowała się, że z perspektywy Rafy nie
stanowiło to żadnej przeszkody. On zabijał nie raz – a teraz ze spokojem
mógł tego dokonać po raz kolejny.
– Elena,
drzwi – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Prychnęła,
nie mogąc się powstrzymać, aż nazbyt świadoma tego, co właśnie jej sugerował.
Miała wyjść, tak po prostu, jakby nic się nie wydarzyło? Och, to zdecydowanie
było w jego stylu, albo…
– Och…
Elena? – usłyszała i zamarła, bo tym razem to nie Rafa wypowiedział jej
imię. – Wnuczka Lawrence’a?
Uniosła
brwi, niemniej skonsternowana, co i wciąż trzymający wampira demon. Sam
nieśmiertelny wydawał się obojętny na to, że ktokolwiek ściskał go za gardło i był
na dobrej drodze do tego, żeby pokusić się o zabicie go. Para krwistych
tęczówek z uwagą obserwowała właśnie ją, a Elena przez ułamek sekundy
była gotowa przysiąc, że w spojrzeniu nieznajomego było coś niemalże
figlarnego, chociaż…
A potem
połączyła fakty i poczuła się jeszcze gorzej niż dotychczas.
– Sage –
zaryzykowała, chociaż nie miała pewności. To jedno imię raptem kilka razy
przewinęło się przez jej rozmowę z Lawrence’m, ten zresztą nigdy nie
rozwijał tematu.
Obojętna na
naglące spojrzenie Rafaela, podniosła się, po czym podeszła bliżej. Miała
ochotę powiedzieć demonowi, żeby natychmiast odpuścił, ale to okazało się
zbędne, bo chwila rozproszenia w zupełności wystarczyła wampirowi, który
oswobodził się z uścisku serafina i w pośpiechu odskoczył na
bezpieczną odległość. Dopiero kiedy zmaterializował się kilka metrów dalej,
Elena miała okazję uważnie mu się przyjrzeć i przekonać, że ona i Rafa
mieli do czynienia z przystojny, ciemnowłosym mężczyzną, o zapadających
w pamięć rysach twarzy. Nie miała pewności, jakiej narodowości musiał być,
ale mimowolnie pomyślała o tym, że to kolejny włoch albo francuz – tak jak
Licavoli; było coś wyjątkowego w mieszkańcach tamtych terenów, począwszy
od wyjątkowego charakteru, po rysy twarzy, których nie dało się pomylić z niczym
innym.
Stanęła u boku
Rafaela woląc mieć kontrolę nad tym, co działo się na jej oczach. Demon
momentalnie się przesunął, bez słowa przygarniając do siebie i próbując
zmusić do tego, żeby skryła się za jego plecami. Skrzywiła się, kiedy chwycił
ją za ramię, po czym spróbowała oswobodzić, bynajmniej nie zamierzając pozwolić
a to, żeby tak po prostu ją kontrolować. Rzuciła Rafie ostrzegawcze
spojrzenie, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że kłótnia z nieśmiertelnym
ma równie niewiele sensu, co i próba postawienia na swoim, gdy ten uparł
się na coś innego. Problem polegał na tym, że oboje bywali równie nieznośni i uciążliwy,
przez co jakakolwiek forma porozumienia nie wchodziła w grę. Wiedziała, że
go to irytowało, tym bardziej, że przywyknął do kontroli nad sytuacją, ale
zdecydowała się tym nie przejmować, raz po raz wychylając się albo próbując
przesunąć w taki sposób, by mieć pełen wgląd na sytuację.
Mężczyzna –
Sage – obserwował ich przez cały ten czas, milczący i zaskakująco
spokojny. Jakby od niechcenia poprawił ciemną marynarkę, którą miał na sobie,
po czym niedbałym ruchem wygładził ubranie. Wyprostował się, zachowując w taki
sposób, jakby co najwyżej miał problem z tym,
że zapomniał się wyprasować, a nie dopiero co został poturbowany przez
nadpobudliwego demona.
– Nie w taki
sposób wyobrażałem sobie nasze pierwsze spotkanie, Eleno – stwierdził niemalże
urażonym tonem.
– Znasz go?
– mruknął z powątpiewaniem Rafael; po jego spojrzeniu i zachowaniu
poznała, że nie był zachwycony perspektywą tego, że mogłaby cokolwiek istotnego
przemilczeć.
– L. kilka
razy o nim wspominał – przyznała, ostrożnie dobierając słowa. – Dalej
tylko nie wiem kto…?
– Och,
mieszkamy sobie razem – wtrącił Sage. – Moje kochanie nie ostrzegło? Czuję się
oficjalnie obrażony!
W pierwszym
odruchu po prostu otworzyła usta, chociaż i tak nie zdecydowała się
odezwać chociażby słowem. Zawahała się, początkowo sama niepewna tego, czy
cokolwiek z tego, co usłyszała, miało jakikolwiek sens. Nawet kiedy już
przyjęła do świadomości to, co powiedział wampir, przez dłuższą chwilę była w stanie
wyłącznie tkwić w miejscu i wgapiać się w niego rozszerzonymi do
granic możliwości oczami, niezdolna nawet do tego, żeby chociaż zamknąć usta.
– Co…?! –
wyrwało jej się; dźwięk, który z siebie wydawała, przypominał raczej pisk,
a nie konkretne pytanie.
– Cóż… On
zawsze wydawał się dziwny – mruknął jakby od niechcenia Rafael. – Isobel
mogłaby się trochę zdziwić – dodał takim tonem, jakby właśnie dyskutowali o pogodzie.
To wciąż większa aktywność niż w twoim
przypadku, pomyślała mimochodem, ale nie była na tyle zdesperowana, żeby
powiedzieć to na głos. To nie był najlepszy moment na to, żeby rozważać
zmarnowany potencjał sypialni. Na drażnienie demona, który już i tak ledwo
odnajdował się we własnych emocjach, również.
Nie miała
pewności, jak prezentował się jej wyraz twarzy, ale najwyraźniej dość żałośnie,
skoro Sage nagle wybuchnął melodyjnym śmiechem. Spojrzała na niego w oszołomieniu,
co najmniej zażenowana, chociaż to zdecydowanie nie ona miała powody do tego,
żeby czuć się jakkolwiek źle. W głowie już i tak miała mętlik, a jakby
tego było mało…
– Dobra
bogini, przepraszam! – Sage wywrócił oczami. – Nie mogłem się powstrzymać.
Zacznij, proszę, oddychać, zanim naprawdę będę mieć kogoś na sumieniu – dodał i uśmiechnął
się w o wiele łagodniejszy sposób. – L. wciąż wzdycha do Beatrycze. Poza
tym nie jest w moim typie – zadrwił, chociaż sama już nie była pewna,
które jego słowa chciała i w ogóle powinna brać na poważnie.
– Że co
proszę?
Wampir
wzruszył ramionami.
– To nie
było szczególnie uprzejme, wiem – zreflektował się pośpiesznie. – Ale
demolowanie cudzego domu również do takiego nie należy.
– Zakradanie
się również – wtrącił Rafael, tym samym ściągając na siebie uwagę Sage’a.
Mężczyzna
zmierzył go wzrokiem, koncentrując się przede wszystkim na czarnych,
rozłożonych skrzydłach. Serafin wciąż wyglądał na gotowego do ataku, zresztą
ustawił się w taki sposób, by przynajmniej częściowo ją osłonić. Trudno
było stwierdzić, czy wciąż był zagniewany albo rozbawiony, to zresztą nie było
niczym nowym, bo Elena już dawno zdążyła zaobserwować, że nieśmiertelny z niepokojąco
trafny sposób potrafił ukrywać swoje emocje.
– We
własnym mieszkaniu? – powtórzył z naciskiem Sage. Wciąż pozostawał
przesadnie uprzejmy i najwyraźniej obojętny na to, że miał tuż przed sobą
potencjalnego zabójcę.
– Więc
jednak tu mieszkasz? – odezwała się pośpiesznie, chcąc zmienić temat.
Sage
uśmiechnął się blado; wyraz jego twarzy stał się bardziej przystępny, kiedy
skoncentrował się na niej.
– Tak, ale w innym
celu niż mogłabyś myśleć – zapewnił, a ona poczuła, że zaczyna się
rumienić. – L. mógł cię jednak ostrzec. Mnie powiedział, że możesz się pojawić,
ale… – Urwał i wymownie spojrzał na Rafaela.
Cholera,
zdecydowanie pragnęła zapaść się pod ziemię. Co prawda już sama nie była pewna z którego
powodu tak naprawdę, ale…
– Sama go
zaskoczyłam – przyznała w końcu. – Uparłam się, żeby nocować i… Hm, dobry
wieczór? – wymamrotała w końcu, samej sobie nie potrafiąc wytłumaczyć
tego, co robi. – To dłuższa historia – przyznała, przesuwając się bliżej demona.
– A Rafael wcale nie chciał… być aż tak brutalny.
– Och,
chciał – wtrącił mimochodem sam zainteresowany.
Elena ledwo
powstrzymała się przed porządnym zdzieleniem go łokciem w żebra. I tak
by nie poczuł, ale przynajmniej miałaby satysfakcję.
– Głupio
wyszło – stwierdziła, chociaż to i tak nie oddawało pełni tego, co tak
naprawdę czuła.
Sage
zerknął na ślady tynku w miejscach, gdzie przez ciężar jego ciała ściana
zdążyła ucierpieć. Ani słowem nie skomentował ani walki, ani tego, że miał pod
dachem niebezpiecznego demona. Tego, że niejako zastał ich razem w łóżku
(Co z tego, że większą szansą było to, że Rafa zacznie czytać jej bajki na
dobranoc, aniżeli że faktycznie dojdzie pomiędzy nimi do czegoś… poważniejszego?) również, ostatecznie ograniczając
się do obojętnego wzruszenia ramionami.
– Nie ma
tego złego… O ile po raz kolejny nie będę musiał się bronić – powiedział w końcu.
Rafael nie
odpowiedział, chociaż uwaga bez wątpienia była skierowana do jego osoby. Elena
doszła do wniosku, że tak naprawdę woli nie wiedzieć, co takiego chodziło
demonowi po głowie i do czego mógłby się posunąć. W gruncie rzeczy
nie czuła się w stanie nawet właściwie przejąć tym, że ktokolwiek mógłby
zastać ją w towarzystwie serafina – i to nawet pomimo tego, że był to
ktoś związany z L. W ostatnim czasie wszystko wymykało jej się spod
kontroli, począwszy od sytuacji z Aldero, po kolejne wydarzenia.
– Jak na
razie nie miałbym nic przeciwko temu, żeby pofatygował się tutaj Lawrence –
oznajmił w zamian. Coś w jego tonie przyprawiło Elenę o dreszcze,
choć to równie dobrze mogło mieć związek z wciąż odczuwanym oszołomieniem.
– Porozmawiamy sobie.
Świetnie,
więc zamierzał być równie uprzejmy, co i wtedy, kiedy Aldero poznał
prawdę. Zawsze marzyła o tym, żeby szantażować kolejne osoby tylko po to,
żeby utrzymać swój związek w tajemnicy.
– Mogę po niego
zadzwonić – zasugerowała niechętnie. – Chociaż poluje.
– Mnie
naprawdę nie obchodzi, co on robi – stwierdził cierpko Rafa.
Rzuciła mu
rozdrażnione spojrzenie, wciąż niepewna tego, co powinna się spodziewać. Nie
była zachwycona tym, że mógłby wydawać jej jakiekolwiek polecenia, nie
wspominając już o tym, że wcale nie czuła się dobrze z tym, że mógłby
chcieć przeprowadzać „poważne rozmowy” akurat z Lawrence’m. To była jej
rodzina – i w jakiś pokrętny sposób zaczynała się z tą myślą oswajać,
naprawdę odczuwając potrzebę do tego, żeby się troszczyć.
– Nie
przeginaj – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Już z nim rozmawiałam i wie
o tobie. Jak widzisz, oboje wciąż żyjemy.
Rafael
wzruszył ramionami, obojętnością jednoznacznie dając jej do zrozumienia, że ta
wiadomość w najmniejszym nawet stopniu niczego nie zmieniała – nie z jego
perspektywy. Elena nerwowo przygryzła dolną wargę, po czym bez słowa podeszła
do łóżka, próbując wypatrzeć porzuconą gdzieś na stoliku komórkę. Poczuła się
pewniej, kiedy w końcu chwyciła telefon i chociaż wiedziała, że to niczego
nie zmieni, szybkim krokiem ruszyła ku drzwiom, chcąc zachować przynajmniej
resztki prywatności. Poniekąd pragnęła również zejść z oczu Sage’owi, choć
wcale nie była pewna, czy zostawianie wampira i demona samych jest
najrozsądniejszym posunięciem.
– Nie rób
nic głupiego – mruknęła, wymownie zerkając na Rafaela.
Serafin
rzucił jej zaciekawione spojrzenie; jego twarz nie wyrażała niczego.
– Nie masz
się czym przejmować, lilan –
zapewnił, ale wcale nie poczuła się dzięki temu pewniej. – Zrobię tylko to, co
będzie trzeba, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo.
Jeśli miała
być ze sobą szczera, tych kilka słów wcale nie sprawiło, że poczuła się
jakkolwiek pewniej – wręcz przeciwnie, choć i tego zdecydowała się nie
mówić. W zamian po prostu odwróciła się i wyszła z sypialni,
pośpiesznie zamykając za sobą drzwi.
Chociaż nie
powiedziała tego na głos, tak naprawdę zaczynała obawiać się tego, co Rafael
mógłby zrobić, żeby ostatecznie zapewnić jej bezpieczeństwo.
Odczułam potrzebę napisania komentarza, bo myślę, że zdecydowanie należy ci się pochwała. Po tak długiej serii, pisanej przez lata, najlepiej widać czyjeś postępy, a w przypadku tego tomu są wręcz... spektakularne. Poważnie. Dialogi stają się coraz bardziej cięte, męskie postacie zyskują na poważnie charakteru... Jestem pod wrażeniem tego, jak szybko się zmieniłaś - to było właściwie z dnia na dzień, kiedy zaczęłam mocniej zwracać na to uwagę. Wcześniej wciąż miałam wrażenie, że tym facetom czegoś brakuje, nieraz wręcz, zwłaszcza na samym początku, wydawali mi się chwilami nieco zniewieściali, a teraz... jest super. Po prostu super. Nie ma to jednak jak twoje pisanie - tak się do twojego stylu przyzwyczaiłam, że nawet jak robię sobie przerwę na szybkie coś innego, i tak odruchowo zaczynam się podczas czytania denerwować, że to nie jest to :)
OdpowiedzUsuń