1 sierpnia 2016

Dwieście sześćdziesiąt dwa

Elena
To było przyjemne i niezwykłe zarazem. Całowali się i przez moment naprawdę czuła, że wszystko jest na swoim miejscu – oni razem, ciało przy ciele, jakby nic szczególnego nigdy nie miało miejsca. Czuła się przy nim dobrze, spełniona w stopniu, którego nie zaznała nigdy przy żadnym innym mężczyźnie, aż nazbyt świadoma tego, jak bardzo różnił się ten związek od jakiegokolwiek innego z jej przeszłości. Nie sądziła, że to w ogóle możliwe, ale to właśnie przy Rafaelu doceniała więcej, aniżeli kiedykolwiek wcześniej – wszystko to, co działo się pomiędzy nim; każdą sekundę, jakby w każdej chwili mogło wydarzyć się coś nieprzewidywalnego, co ostatecznie odbierze jej wszystko to, co dotychczas miała.
Rafael nie mówił dużo, ale to jej nie przeszkadzało. Wciąż trwała w swego rodzaju napięciu, próbując doszukać się w jego postępowaniu i gestach czegokolwiek, co świadczyłoby o tym, że coś jednak się zmieniło podczas jego nieobecności, ale nic nie wskazywało na to, żeby tak było. Trzymał ją i całował jak zawsze, a przynajmniej takie miała wrażenie, bo w przypadku Rafy niczego nie mogła być pewną. Kiedy w grę wchodziły emocje, wciąż był jak dziecko, które dopiero uczyło się je rozróżniać i poprawnie wykorzystywać. Była w stanie to wyczuć, niemalże na każdym kroku dostrzegając coś nowego – to, że trzymał ją bardziej pewnie, częściej żartował albo z większym zaangażowaniem wpijał się w jej usta. Była w stanie to zauważyć równie wyraźnie, co i wiele przejawów tego, co było przynależne jego faktycznej, demonicznej naturze, a co momentami wręcz ją przerażało.
Jakkolwiek by nie było, przebywanie razem stanowiło jedną z tych przyjemniejszych kwestii, zwłaszcza po tych kilku dniach tęsknoty. Miała ochotę wypytać go o to, jak przebiegło spotkanie z królową, ale nie mogła zmusić się do rozpoczęcia tematu, po cichu obawiając się tego, co mogłaby usłyszeć. Jakie to zresztą miało znaczenie? Wrócił do niej, tak jak obiecał, więc teoretycznie wszystko było w porządku, a Rafa chyba naprawdę miał sytuację pod kontrolą w takim stopniu, jak ją zapewniał. Mogła tylko zgadywać, jak naprawdę miały się sprawy, ale i to nie wydało jej się szczególnie atrakcyjnym zajęciem, zwłaszcza w sytuacji, w której chciała po prostu bliskości. Nie pojmowała, dlaczego tak wielkie znaczenie nagle zaczęło odgrywać dla niej to, że w ogóle mogliby być razem, ale… Cóż, nie zamierzała tego zaprzepaścić – nie, skoro w końcu miała go obok siebie.
Przecież musiało być dobrze. Powiedziałby jej, gdyby cokolwiek było nie tak, nie wspominając o tym, że sama by to wyczuła. Już przed udaniem się do Volterry odniosła wrażenie, że podchodził do spotkania z królową z zaskakującą wręcz pewnością siebie, a powrót jedynie ją w tym przekonaniu utwierdził. Rafael był niebezpieczny, poza tym miał wpływy – dokładnie tak, jak od samego początku podkreślał, najwyraźniej niepotrzebnie obawiając się tego, co mogłaby spowodować interwencja Huntera. Czasami wciąż nie pojmowała pełni lęków albo toku rozumowania demona, zachowującego się trochę tak, jak zwierzę w stadzie – nastawionego na instynkt, pozycję i dominację, która w przypadku takich jak on była równoważna z zachowaniem władzy.
– Coś cię martwi, lilan? – usłyszała i aż wzdrygnęła się, przez ułamek sekundy naprawdę obawiając się tego, że Rafael mógłby pokusić się o to, by jednak przeniknąć jej myśli.
Spojrzała na niego w odrobinę nieprzytomny sposób, przez ułamek sekundy mając wielką ochotę na to, żeby skłamać. Mogła to zrobić, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że jej towarzysz bez najmniejszego problemu by to wyczuł, co w jakiś pokrętny sposób komplikowało wszystko. Nie chodziło o to, że z jakiegokolwiek powodu mogłaby chcieć go okłamywać; problem polegał na tym, że on mógłby to robić do woli, a ona nawet by się nie zorientowała.
– Wszystko jest… w porządku? – zapytała w końcu, ostrożnie dobierając słowa.
Palce Rafaela już od dłuższego czasu błądziły po jej plecach, kreśląc nań jakieś dziwne, skomplikowane wzory. Nie miała pewności, czy nieśmiertelny w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, co robił i czy specjalnie co jakiś czas muskał końcówki jej włosów, ale doszła do wniosku, że to najmniej istotne. Wyczuła, że zamarł w odpowiedzi na jej słowa, co najmniej skonsternowany, jakby sam nie miał pewności co do tego, jak naprawdę powinien interpretować pytanie, które zdecydowała się mu zadać.
– Dlaczego miałoby nie być? – Lekko zmrużył oczy, jakby w ten sposób mógł ocenić, co takiego chodziło jej po głowie. – Na wrota piekielne, chyba nie uważasz, że jednak coś popsuło się między nami?
– Co…? Och, nie! – Pokręciła z niedowierzaniem głową. Chyba powinna być zadowolona z tego, że na wszystkie możliwe myśli właśnie ta przyszła mu do głowy, ale nie była pewna, czy to oby na pewno dobrze. Jakaś jej cząstka się bała, z kolei inna… To wszystko było zbyt skomplikowane, przez co Elena często sama nie była pewna, co takiego i dlaczego powinna myśleć. – Twoje… spotkanie z królową.
W jego oczach doszukała się zrozumienia oraz swego rodzaju ulgi, ta jednak prawie natychmiast została wyparta przez błysk niepokoju. Nie miała pewności, co powinna o tym wszystkim myśleć, Rafael zresztą zapanował nad sobą równie szybko, co i stracił kontrolę.
– Wszystko poszło tak, jak sobie zaplanowałem – przyznał.
Aż prychnęła, porażona lakonicznością jego odpowiedzi.
– I to wszystko? – zadrwiła, nie mogąc uwierzyć, że uważał, iż takie wyjaśnienia ją zadowolą. – Po prostu „tak, jak sobie zaplanowałeś”?
Rzucił jej bliżej nieokreślone spojrzenie, przez które nie była w stanie jednoznacznie stwierdzić, co takiego sobie myślał. Zaraz po tym bezceremonialnie przycisnął ją do siebie, by znowu zacząć całować, chociaż tym razem nie poddała się temu z aż taką przyjemnością, jak jeszcze chwilę wcześniej. Co prawda jego bliskość czy muśnięcia czarnych skrzydeł, których nigdy nie chował, jeśli nie miał po temu powodu, skutecznie ją rozpraszały, ale nie na tyle, by zapomniała o głównym temacie rozmowy.
– Jaka ty jesteś uparta, Eleno… Nie ufasz mi? – rzucił, a ona prychnęła.
– A co do tego ma zaufanie? – zniecierpliwiła się. – Widziałeś się z królową, która – tak tylko przypomnę – chce mnie zabić. Przepraszam bardzo, że chcę wiedzieć, jak się sprawy mają.
Spróbowała się od niego odsunąć, by móc usiąść na łóżku, ale nie dał jej po temu okazji. Usłyszała przeciągłe, sfrustrowane westchnienie, znaczące mniej więcej tyle, że zaczynała go irytować. Cóż, to nie było niczym nowym w ich przypadku, nie zmieniało jednak faktu, że wciąż nie wiedziała tyle, ile mogłaby sobie życzyć.
Przesunął się, a jego dłonie na powrót znalazły się na jej ciele, tym razem lądując na biodrach. Pozwoliła na to, żeby przyciągnął ją do siebie, chociaż nadal trzymała się na dystans, aż nazbyt świadoma tego, że jeśli tylko mu ulegnie, wtedy Rafa bardzo szybko zmieniłby temat, a na to zdecydowanie nie mogła mu pozwolić.
– Na litość bogini, Eleno…
Wydęła usta.
– No co? – obruszyła się; nie musiała na niego patrzeć, żeby zorientować się, że najpewniej zaczynał tracić do niej cierpliwość.
– Nie odpuścisz, prawda? – Rafael wydawał się co najmniej poirytowany sytuacją. – Oczywiście wszystko musi być po twojemu, zresztą jak zawsze.
– Naprawdę masz o to pretensje? – Wywróciła oczami. – O ile mnie pamięć nie myśli, stawiasz na swoim o wiele częściej, niż mogłabym sobie tego życzyć. Wiem, że to pewnie poniżej jakiegoś poziomu, by szanowny demon musiał mi ulegać, ale…
Nie dał jej dokończyć, w zamian bez jakiegokolwiek ostrzeżenia przyciągając ją do siebie. Wydała z siebie zdławiony okrzyk, kiedy nagle wylądowała na łóżku, a on znalazł się tuż nad nią – tym potężniejszy, że dla lepszego efektu rozłożył skrzydła. Chociaż wiedziała, że Rafa w życiu by jej świadomie nie skrzywdził, w tamtej chwili serce podeszło jej do gardła, zwłaszcza kiedy pomyślała o tym, jak wiele możliwości dawała mu taka pozycja. Górował nad nią, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia czy dodatkowych uwag dociskając Elenę do materaca i zachowując się jak ktoś, kto w każdej chwili mógł pokusić się o zrobienie czegoś wyjątkowo nieprzewidywalnego.
– I co teraz? – rzucił zaczepnym tonem, a Elena prychnęła, nie po raz pierwszy mając problem z tym, żeby jednoznacznie ocenić, czy sobie z niej żartował.
– Mógłbyś może przestać? – westchnęła, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Rafael, do cholery, moje…
– Powiedz tylko o włosach, a wtedy naprawdę się zdenerwuje – przerwał jej nieco cierpkim tonem. – Nie znam się. Z mojej perspektywy dalej wyglądając jak gniazdo dla Ravena.
Aż się w niej zagotowało, co zresztą nie wydało jej się niczym dziwnym – w końcu nie istniał bardziej wrażliwy temat, który demon mógłby poruszyć. Z jej perspektywy wygląd, a już zwłaszcza jej włosy, wciąż stanowiły jedną z istotniejszych kwestii, nawet jeśli zdawała sobie sprawę z tego, że to płytkie. Mimo wszystko czuła, że robił to specjalnie, chcąc doprowadzić ją do szału i rozproszyć (co, tak swoją drogą, szło mu zaskakująco dobrze), jednak z drugiej strony…
– Skoro już tak ładnie o mnie mówisz – zadrwiła, ostrożnie dobierając słowa – to czy możemy jednak wrócić do tematu?
– Ale po co? – rzucił z przeciągłym westchnieniem, wyraźnie ubolewając nad jej uporem. – Sprawy między mną a Isobel…
– A są jakieś?
Zauważyła, że przez jego twarz przemknął cień, co chyba powinno było ją zaniepokoić, jednak nic podobnego nie miało miejsca. W zamian demon na moment się zawahał, by po chwili parsknąć nieco wymuszonym śmiechem.
– A byłabyś zmartwiona, gdyby były? – Jego niebieskie oczy zabłysły. – Dalej jesteś obrażona o tych kilka pocałunków z królową, czy…?
– Ja nie chcę słuchać o twoich pocałunkach z królową! – wyrzuciła z siebie na wydechu, zanim zdążyła ugryźć się w język.
– Zaczynam rozumieć, co takiego wyjątkowego jest w kobiecej zazdrości – oznajmił, a w niej aż się zagotowało.
– O, patrzcie państwo! Zazdrość mu się marzy! – zadrwiła, po czym spróbowała go od siebie odsunąć. – Dla twojej wiadomości, nie mam powodów, żeby być o cokolwiek zazdrosną. Wręcz przeciwnie… Nie czuję niczego szczególnego, więc nie wyobrażaj sobie bogini raczy wiedzieć czego, jasne? To tylko… No co?! – zniecierpliwiła się, ostrzegając rozbawienie w jego oczach.
Rafael rzucił jej wymowne, nieco cyniczne spojrzenie.
– Kłamstwo też średnio ci wychodzi – oznajmił, jawnie się z niej naigrywając i w tamtej chwili naprawdę zapragnęła mu przyłożyć.
– Za to tobie przychodzi naturalnie – odgryzła się, ale po wyrazie twarzy poznała, że jej słowa nie zrobiły na nim najmniejszego nawet wrażenia.
Wręcz przeciwnie – jakby specjalnie po to, by dodatkowo ją zirytować, demon najzwyczajniej w świecie się uśmiechnął.
– Powinienem to uznać za komplement – stwierdził pogodnym tonem. – Chociaż tym razem cię nie okłamałem. Po prostu nie uważam, żeby w tym momencie działo się coś szczególnie godnego uwagi… Isobel planuje małą uroczystość – przyznał w końcu, a Elena wymownie uniosła brwi ku górze.
– Uroczystość? – powtórzyła.
Wzruszył ramionami.
– Tak. Bal… Co w jej przypadku mogłoby być niepokojące, ale nie tym razem – stwierdził i zawahał się na moment. – Wciąż musi udawać, a to ją ogranicza. Ale jak dobrze pójdzie, może w końcu dostanie koronę.
Poderwała się gwałtownie, tym razem w końcu oswobadzając się z jego uścisku. Serce zabiło jej szybciej ze zdenerwowania, omal nie wyrywając się z piersi w odpowiedzi na jego wyznanie. Nie pojmowała tego, co powinna o tym wszystkim myśleć, a tym bardziej jak interpretować słowa demona, ale jedno wydawało się oczywiste: działo się coś cholernie niedobrego, nawet pomimo tego, co twierdził Rafael. Nie miała pewności, jakie były szanse na to, że jednak ją okłamał, chociaż jednocześnie nie wyobrażała sobie zdrady – nie z jego strony. Nie zmieniało to jednak faktu, że zbagatelizowanie tak oczywistej kwestii nie było w stylu kogoś, kto za wszelką cenę próbował wykonywać powierzone mu zadania.
– To jest twoim zdaniem „nic”? – zapytała z niedowierzaniem. – Rafa, na litość bogini… Co oznacza, że być może dostanie koronę?
– Przecież wiesz, że kreuje się na królową u boku Aro. Jasne, nie uznajecie monarchii i tak dalej… Ale oni zachowują się jak monarchia, a to jej wystarczy. Udawania, że nie wierzycie w coś, co tak naprawdę ma miejsce, również nigdy nie rozumiałem. – Jedynie potrząsnął głową. – Isobel lubi symbolikę, zresztą nie jako jedyna. Nie zadowoli ją rola anonimowej kochanicy… tego rzekomego króla – dodał z wyraźną rezerwą w głosie. Jego stosunek do Volturi wydał się Elenie aż nazbyt oczywisty. – Ale to nic takiego, zwłaszcza w porównaniu z tym, co wyczyniała w Mieście Nocy. Porozmawiaj z rodziną, jeśli masz jakieś wątpliwości.
– Teraz rozmawiam z tobą – przypomniała cicho. – I naprawdę zaczynam się martwić.
Zmrużył oczy, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
– Niepotrzebnie – przyznał w końcu. – Skoro tak upierasz się wiedzieć już teraz… Możliwe, że będę musiał wziąć udział w całym tym… balu – powiedział w końcu, a ona jęknęła. – To najmniejszy problem. Wystarczy, że niepotrzebnie się zadręczałaś tym, że mógłbym spotkać się z nią teraz.
– Wybacz, że nie chcę, żebyś zginął – zadrwiła, ale do jej głosu wkradła się nieco zdławiona, trudna do zignorowania nuta.
– Wzajemnie. – Czuła, że wciąż jej się przypatrywał. – I dlatego uważam, że tymczasowo nie ma się czym przejmować. Jak długo jesteś bezpieczna, wszystko będzie w porządku… A na tamtym balu cię nie będzie.
Jego logika prosta i wydała jej się dość oczywista, ale i tak coś nieprzyjemnie ścisnęło ją w gardle. Nie była zaskoczona tym, że rozwiązanie mogłoby być aż takie proste – to, że z jego perspektywy wystarczyło, że zapewni jej bezpieczeństwo. Mogła się założyć, że nie dbał o nic ani nikogo więcej, ryzykując wszystko – i to łącznie z własnym dobrem, byleby tylko mieć pewność, że jej nie stanie się żadna krzywda.
Problem polegał na tym, że ona sama nie potrafiła postępować w aż tak obojętny sposób. Chodziło nie tylko o Rafaela, ale i jej rodzinę – a może i jeszcze większą ilość osób, których nie znała, a które nagle zapragnęła chronić. Wiedziała o królowej dość, żeby zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo była niebezpieczna, nie wspominając o problemach, których zdążyła przysporzyć jej bliskim oraz mieszkańcom Miasta Nocy. To nie wyglądało dobrze, nawet jeśli Rafa twierdził inaczej, jak zwykle mając dość nietypowe podejście do niebezpieczeństwa i tego, co mogłoby być dobre, a co złe.
– Nie pociesza mnie to – oznajmiła cicho. – Rafa…
Przerwał jej tak szybko i gwałtownie, że aż się wzdrygnęła:
– Nawet nie próbuj mnie prosić o to, żebym cię zabierał, bo to nie wchodzi w grę – oznajmił niemalże lodowatym tonem. – Wiem, jak radzić sobie Isobel i czego oczekuje królowa. Nie komplikuj mi zadania, które już i tak wymaga ode mnie więcej, niż od kogokolwiek innego.
– Masz problem z tym, żeby mnie chronić? – podchwyciła.
Gdyby wzrok zabijał, byłaby martwa. Z drugiej strony, być może to on był na dobrej drodze do tego, żeby paść trupem, tym bardziej, że po jej słowach wzniósł oczy ku górze w niemej prośbie o przynajmniej odrobinę cierpliwości.
– Naprawdę musimy ciągnąc ten temat, lilan? – westchnął, po czym z niedowierzaniem pokręcił głową. – Miałem nadzieję na to, że ucieszy cię to, że możemy spędzić kilka godzin tutaj. Dopiero co się na mnie obraziłaś i… Liczyłem, że o tym zapomnimy – powiedział z naciskiem. – Tak wygląda tęsknota? To, że chcę być teraz z tobą? – zapytał nieoczekiwanie, skutecznie wytrącając ją z równowagi zarówno pytaniem, jaki i tym, że tak nagle zmienił się jego nastrój.
Krótko skinęła głową, coraz bardziej zdezorientowana sytuacją. Nie powiedziała tego wprost, ale prawda była taka, że zaczynała czuć się naprawdę inaczej, kiedy mówił i postępował w taki sposób. Nie miała pewności, jak powinna interpretować znamienitą większość jego zachowań, ale prawda była taka, że Rafael się zmieniał – i to w sposób wystarczająco wyraźny, by była tego świadoma. Widziała to w jego postępowaniu, słyszała w tym, jak się do niej zwracał, a to wszystko pozwalało jej mieć nadzieję na to, że już nie było szansy na to, żeby odrzucił ludzkie uczucia. Przyjął je, stopniowo akceptując, a przynajmniej wszystko wydawało się o tym świadczyć, dając jej na dzieję na coś, co sama również dopiero odkrywała: na ten szczególny rodzaj miłości, który sprawiał, że czuła się przynajmniej odrobinę lepiej, wciąż marząc o czymś więcej.
Zdawała sobie sprawę z tego, że powinna na niego naciskać albo… powiedzieć cokolwiek w związku z tym, czego dowiedziała się o Isobel oraz jej planach, ale nie zrobiła tego. Czuła przede wszystkim ekscytację i równie wielką tęsknotę co ta, o której sam jej mówił. Nie mogła zaprzeczyć, że sama perspektywa spokoju i spędzenia kilku godzin w tak normalnych jakby nie patrzeć warunkach, była kusząca – i że oboje jej potrzebowali, tym bardziej, że w pamięci wciąż miała dystans, który powstał między nimi, kiedy demon zostawiał ją samą w tamtym lesie. Chciała to naprawić – chyba oboje tego pragnęli – jeśli zaś chodziło o bliskość i Rafaela…
Nie zaprotestowała, kiedy tak po prostu wziął ją w ramiona. To było przyjemne, tak jak i sposób, w jaki ułożył ją w swoich objęciach, wyraźnie rozluźniając się, gdy przestała drążyć temat Isobel i balu. Wciąż mała wątpliwości, ale zdecydowała się zostawić je na później, o ile w ogóle miał pozwolić jej na to, żeby znalazła okazję do ponowną okazję do rozpoczęcia tej rozmowy. Oczywiście nie zamierzała tego tak zostawić, ale w tamtej chwili…
Poza tym naprawdę chciała wierzyć, że to nie ma aż takie znaczenia, jak mogłoby się jej wydawać. Rafael był spokojny i chociaż nie pojmowała pełni jego toku rozumowania, przejmując się w o wiele większym stopniu, próbowała przekonać samą siebie, że nie jest aż tak źle. Cokolwiek planowała Isobel, wciąż nie dotyczyło ich, tym bardziej, że jej rodzina nigdy nie chciała mieszać się w politykę włoskiej rodziny królewskiej. To działo się gdzieś daleko – setki kilometrów od niej, na zupełnie innym kontynencie i chociaż szlag trafiał ją na myśl o tym, że Rafa mógłby tak po prostu dołączyć do swojej tymczasowej pani i udawać, że jest zainteresowany braniem udziału w tej szopce, próbowała myśleć o tym, co najważniejsze: o bezpieczeństwie. Zwłaszcza on wyczułby, gdyby działo się coś niedobrego, a wtedy musiałaby się zorientować, że sprawy nie wyglądają aż tak dobrze, jak próbował ją przekonywać – a przynajmniej chciała wierzyć, że to działało dokładnie w ten nieskomplikowany sposób.
Inną kwestię stanowił sam Rafael, o którym wiedziała przecież, że potrafił kłamać jak z nut. Jakie były szanse na to, że chroniłby ją za wszelką cenę, nawet kosztem jej najbliższych czy decyzji, które sama podjęłaby w zupełnie inny sposób? Odpowiedź była prosta: ogromna. Z tym, że nawet to nie miało dla niej tymczasowo znaczenia, co chyba znaczyło mniej więcej tyle, że zaczynała żyć w iluzji. Z drugiej strony, trudno było zachowywać się inaczej, skoro już raz zdołała doprowadzić do tego, że zachowanie demona zmieniło się w aż tak diametralny sposób. Czasami czuła się, jakby to wszystko było zbyt kruche i bardzo łatwo mogło się rozpaść, ale i to wolała odsunąć gdzieś na dalszy plan. Chciała wierzyć i nic ponad to – i to zwłaszcza teraz, kiedy oboje zabrnęli w emocjach aż tak daleko, by pragnąć się cieszyć każdą sekundą normalności i bycia razem.
Pragnęła ufać mu w większym stopniu, aniżeli mogłoby być to wskazane, co zresztą robiła, obojętna na możliwe konsekwencje.
W tamtej chwili mieli siebie i to musiało wystarczyć.

2 komentarze:

  1. Z dedykacją dla mojej Crazy Girl. Bo cenisz mnie jako osobę i autorkę bardziej, niż ja samą siebie bym mogła… ;_____;

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :3 :* Głupio mi tak bez konkretnego komentarza, ale postaram się z nim pojawić w niedługim czasie ;)

      Usuń









After We Fall
stories by Nessa