Rafael
Czuł strach – wręcz czyste
przerażenie – ale te wyjątkowo nie sprawiały mu przyjemności. Nie lubił, kiedy
Elena się bała, niezdolny tak po prostu żerować na uczuciach, które należały do
niej; to było nienaturalne, tak jak i perspektywa skrzywdzenia jej, bo
takie rozwiązanie już od dawna nie wchodziło w grę. Był jeszcze ten
chłopak, ale chociaż syn kapłanki niezmiennie wystawiał jego nerwy na próbę,
Rafael nie chciał się do niego zbliżać, przynajmniej na razie. Elena z jakiegoś
powodu go lubiła, zresztą obaj mieli ten sam cel: chcieli ją chronić.
Dziewczyna
nie zareagowała, kiedy znalazł się tuż za nią, ale tak naprawdę tego nie
oczekiwał. Bez słowa przygarnął pół-wampirzycę do siebie, tym razem nie czując
oporu przed tym, by dotykać ją w czyimkolwiek towarzystwie. Wręcz
przeciwnie – chciał to robić, zwłaszcza na oczach tego chłopaka, chcąc na
każdym kroku podkreślić to, czyja tak naprawdę była Elena. Ona nazywała to „przedmiotowym
traktowaniem”, jednak z jego perspektywy sprawy miały się zupełnie
inaczej. Skoro wzbudzała w nim emocje, których dotychczas nie zaznał i sama
twierdziła, że byli razem, to chyba
oznaczało, że mu się oddała. Sam z kolei zaoferował jej swoją krew, a to
również nie było w jego przypadku czymś normalnym; zaoferował tej dziewczynie
więcej, aniżeli komukolwiek innemu przez całą wieczność, a w zamian
oczekiwał tylko jednego: tego, by należała do niego.
Była jego lilan – najdroższą. W jego
mniemaniu to słowo znaczyło dosłownie wszystko, choć możliwym było, że w kwestii
miłości i uczuć wciąż czegoś nie pojmował.
Sytuacja
wydawała się co najmniej dziwna, a panujące w pokoju napięcie
stopniowo doprowadzało go do szału, wzbudzając w demonie sprzeczne
uczucia. Instynkt raz po raz podpowiadał mu, że w pomieszczeniu znajdowały
się potencjalne ofiary, tak jak Aldero, którego nastrój wydawał się czymś
idealnym dla kogoś, kto lubował się w tych negatywnych emocjach. Rafael
nigdy nie miał problemów z samokontrolą, chociaż prawda była taka, że
nigdy dotąd nie widział powodów, by szczególnie się powstrzymywać; jeśli w grę
wchodził ktoś, kto wzbudzał w nim niechęć, podjęcie decyzji zwykle nie
zajmowało wiele czasu – po prostu atakował, obojętny na konsekwencje. Przy
Elenie zmieniło się również to, dlatego chcąc nie chcąc koncentrował się na
niej, mimowolnie zastanawiając się nad tym, w jaki sposób powinien jej
pomóc. Nie chodziło wyłącznie o to, że mogłaby być przygnębiona – nie,
skoro prawdziwy problem mógł leżeć w tej cholernej wizji.
– Co tak
naprawdę widziała twoja matka? – zwrócił się do Aldero. Jego głos zabrzmiał
obojętnie, Rafael zresztą przywykł do tego, żeby myśleć praktycznie. – Mówiłeś,
że wizja była zawiła, a niektórych nie pamięta. Jaka jest więc szansa na
to, że się pomyliła?
– Uważasz,
że wam kręcę czy jak? – obruszył się wampir, nagle prostując na swoim miejscu;
jego oczy błyszczały dziko, chociaż przynajmniej nie w ten szczególny,
zdradzający wściekłość sposób.
Wywrócił
oczami, najzwyczajniej w świecie emocje chłopaka ignorując.
– Ty to
powiedziałeś, nie ja – zauważył przytomnie. Przez twarz Aldero przemknął cień,
ale i to nie zrobiło na demonie wrażenia. – Chciałeś się zobaczyć i całe
szczęście, bo tego zdecydowanie nie powinniśmy bagatelizować, ale… masz
właściwie jakieś konkrety? – zapytał wprost, nie szczędząc sobie złośliwości.
Nigdy nie
doceniał tak przekazanych informacji, w gruncie rzeczy nie niosących ze
sobą żadnej praktycznej wiedzy. Nie podobało mu się również to, że wampir tak
ot tak mógł wystraszyć Elenę, przy okazji niejako podważając wszystkie
obietnice Rafaela: o tym, że ją ochroni. Nigdy dotąd nie zawiódł, tym
razem zresztą w grę nie wchodził wyłącznie rozkaz ojca, ale coś o wiele
ważniejszego i bardziej złożonego. Gdyby cokolwiek stało się dziewczynie,
to wcale nie jego duma ucierpiałaby najbardziej i właśnie ta świadomość
dręczyła go w największym stopniu.
– Rafael! –
syknęła Elena, odsuwając się w pośpiechu.
Pozwolił
jej na to, przyzwyczajony już do tego, że niezmiennie udawało mu się ją
zirytować. Zazwyczaj reakcje Cullenówny były całkiem zabawne, zwłaszcza gdy
bezwiednie przeczytała samej sobie, w jednej chwili wydając się chętną go
zamordować, a w następnej z uporem do niego lgnąc. Tym razem jak
nic miało być podobnie, tym bardziej, że kiedy znalazła się poza zasięgiem jego
rąk, nerwowo objęła się ramionami; patrzyła na niego i wyczuł tęsknotę,
chociaż dziewczyna była zbyt dumna, by tak po prostu przyznać się do tego, że
jednak wolała znaleźć się w jego ramionach.
– Co znowu?
– zniecierpliwił się. – Mówimy o wizji, która dotyczy ciebie. Wizji, o której
on sam – podjął, zerkając na Aldero – mówi, że należała do tych trudnych, które
przerastają kapłankę. Pytam się w takim wypadku, co wieszczka tak naprawdę
widziała – dodał oschłym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Elena
otworzyła i prawie natychmiast zamknęła usta, w ostatniej chwili
powstrzymując się przed komentarzem. Zabawne,
że coraz częściej wiesz, kiedy powinnaś przy mnie zamilknąć, pomyślał
mimochodem, bo to zdecydowanie nie była pora na przekomarzanie i wzajemne
łapanie się za słówka. Sam fakt tego, że właśnie jej mogłoby zabraknąć słów,
również wydał mu się czymś niezwykłym, chociaż nie poczuł się z tego
powodu lepiej. Jeśli faktycznie była zagrożona, tym bardziej musiał postarać
się o to, żeby być przy niej, a to przychodziło o wiele łatwiej,
kiedy Elena akurat nie miała ochoty wywalić go za drzwi.
Westchnął,
po czym zignorował dziewczynę, w zamian koncentrując się na jej kuzynie. Rzucił
wampirowi naglące spojrzenie, coraz bardziej poirytowany tym, że sensowne
odpowiedzi zmuszony był wyciągać niemalże siłą. Skoro wszyscy tak doskonale
rozumieli powagę sytuacji, dlaczego zachowywali się w sposób sugerujący,
że aktualnie prowadził domowe przedszkole, zamiast sensownej dyskusji?
– Nie żebym
był złośliwy, ale to akurat prawda – wtrącił jakby od niechcenia Lawrence. On
jeden wydawał się spokojny, a przynajmniej Rafael nie był w stanie
wychwycić szczególnie intensywnych emocji. Ten wampir od zawsze był pod tym
względem dziwny, doskonale maskując się już w okresie, kiedy pozostawał
jedną z najbliższych osób pod wodzą Isobel. – Isabeau zawsze była
impulsywna.
– Ty akurat
jesteś ostatnią osoba, która ma prawo oceniać moją matkę! – warknął Aldero, dla
podkreślenia swoich słów wysuwając kły.
Jeszcze
kiedy mówił, poderwał się na równe nogi. Lawrence wywrócił oczami, po czym
uniósł obie dłonie w poddańczym geście. Cóż, obaj musieli zdawać sobie sprawę
z tego, że wampirze kły nie stanowiły żadnej broni przeciwko komuś takiemu
jak Cullen. Inną kwestię stanowiła telepatia, ale przynajmniej tymczasowo
Aldero wydawał się trzymać moc w ryzach, choć przy tak trudnym charakterze
to jawiło się niemalże jak cud.
– Al! –
Elena z niedowierzaniem pokręciła głową. – Rozmawiacie o tym, jak nie
dać mnie zabić, czy po postu chcecie mnie zdenerwować?! – zniecierpliwiła się.
– To ty
zaprosiłaś Lawrence’a – przypomniał jej cicho Rafael.
Dziewczyna
zmrużyła gniewnie oczy. Kiedy spojrzał w jej tęczówki, przekonał się, że
złociste cętki wyraźniej niż kiedykolwiek odcinają się na tle błękitu. Coś w jej
wyglądzie się zmieniało, najpewniej za sprawą jego krwi, chociaż wciąż nie miał
pewności czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie.
– Tak –
przyznała niechętnie. – Bo zakładałam, że to prędzej ty i Aldero się
pozabijacie. Najwyraźniej trochę się pomyliłam.
– Jak to
dobrze wiedzieć, że jestem tutaj, by mężczyźni twojego życia trzymali się od
siebie na dystans – rzucił poirytowanym tonem Lawrence. – Skończyliście już,
czy dalej zamierzacie na siebie warczeć? Wizja. Elena. Isobel – przypomniał
usłużnie.
Zawsze miałeś zadziwiające wyczucie czasu,
L., przeszło Rafaelowi przez myśl. Wciąż nie był przekonany co do tego, czy
Cullenówna postępowała słusznie, ufając komuś, kto przez lata pozostawał w tak
zżytych relacjach z królową, ale z drugiej strony, pod wieloma
względami postępowali podobnie. Różnica polegała na tym, że Isobel już oficjalne
postrzegała go jako zdrajcę i kogoś, kogo przy pierwszej okazji należało
zabić. Lawrence zawsze wydawał się chwiejny, a skoro upierał się chronić
wnuczkę…
No cóż, te
wszystkie uczucia i więzi rodzinne od zawsze wydawały mu się zbyt zawiłe.
Uwaga wciąż
skupiała się na Aldero, ten jednak sprawiał wrażenie całkowicie na to
obojętnego. Wciąż stał w tym samym miejscu, spięty i gotowy do ataku,
chociaż przynajmniej schował kły. Rafael nie mógł zaprzeczyć, że przebywanie
pod jednym dachem z kimś, kto również mógłby pragnąć Eleny, zaczynało
działać mu na nerwy, jednak udawało mu się ignorować negatywne uczucia. Sądził,
że podczas ostatniego spotkania dość jasno nakreślił chłopakowi sytuację, a zwłaszcza
kwestię tego, dlaczego tak ważne pozostawało to, by zachował wszystko w tajemnicy.
Póki się do tego podporządkowywał, przez wzgląd na Elenę rozsądniejszym
wydawało się zostawić wampira w spokoju – przynajmniej do czasu.
Rafael
spiął się, kiedy dziewczyna jak gdyby nigdy nic zdecydowała się do kuzyna
podejść. Było coś delikatnego i niemalże czułego w jej ruchach, gdy
dotknęła ramienia chłopaka, usiłując zwrócić na siebie uwagę. Drgnął, po czym
chcąc nie chcąc obejrzał się w jej stronę. Coś w wyrazie jego twarzy
złagodniało z chwilą, w której spojrzał Elenie w oczy, jakby
sama bliskość pół-wampirzyca mogła wpłynąć na niego kojąco.
– Powiedz
mi – poprosiła, a chłopak jęknął, wyraźnie niezadowolony z tego,
czego od niego oczekiwała.
– Mama
powiedziała, że pamięta ból – przyznał w końcu. – Była tobą i bardzo
cierpiała… Na początku pomyślałem nawet, że widziała Allegrę, bo babcia wtedy
traciła dziecko – przyznał i na moment zwiesił głos. – Tyle że mama na
pewno mówiła o tobie – powiedział z naciskiem. – Pod tym względem nie
myliła się nigdy.
Elena
pobladła nieznacznie, to jednak nie uszło jego uwadze. Zwłaszcza w chwilach,
kiedy poważniała, a jej skóra była aż tak jasna, dało się wyczuć różnice w wyglądzie
i zachowaniu. Widział, jak srebrzyste włosy kołyszą się łagodnie przy
każdym kroku, zwłaszcza w chwilach, w których przekrzywiała głowę.
Był gotów przysiąc, że do tej pory jej loki nie były aż tak jasne, co również
zrzucił na działanie swojej krwi. Miriam była irytująca ze swoimi teoriami i tym,
że niejako wyśmiała go z powodu tego, że mógłby nie wiedzieć, co dla
wampira oznacza dzielenie się osoką demona, ale nie dbał o to. Nigdy dotąd
do głowy mu nie przyszło, by dobrowolnie otwierać dla kogoś żyły, więc Elena
pozostawała pod tym względem absolutnym wyjątkiem, krew z kolei sprawiała,
że tym bardziej czuł, jakoby dziewczyna należała do niego.
Tym
bardziej zagotowało się w nim w chwili, w której zauważył, jak
obejmuje Aldero ramionami. Tym razem inicjatywa wyszła z jej strony, ale i tak
demon zapragnął urwać chłopakowi głowę – ot tak, dla zasady, byleby tylko
bronić swojej lilan. Jedynie
świadomość tego, że Elena by mu tego nie wybaczyła, powstrzymała go przed
postąpieniem w aż tak impulsywny, na dłuższą metę bez wątpienia głupi
sposób, tym bardziej, że mieli do omówienia zupełnie inną, ważniejszą kwestię.
Jeśli
chodziło o jego związek z Eleną, musiał znaleźć sposób na to, by
ostatecznie podkreślić to, czyja tak naprawę była. Problem leżał w tym, że
wciąż nie miał pewności, jak powinien tego dokonać, by przy okazji jej do siebie
nie zrazić.
– Dlaczego
dopiero teraz? – wypalił pod wpływem impulsu, chcąc przerwać panującą cisze i jakkolwiek
zmusić Aldero i Elenę do oderwania się od siebie.
– Co? –
mruknął w roztargnieniu chłopak.
Objął
kuzynkę, ale na tyle ostrożnie, by nie pokusić się o dotykanie jej w taki
sposób, który mógłby wydać się zbyt dwuznaczny. To było raczej jak
przyjacielski uścisk – nieznośnie niewinne, choć przy tym wystarczająco
bliskie, by Rafa poczuł się co najmniej poirytowany.
– Kiedy
twoja matka miała tę wizję? – uściślił, nie kryjąc zniecierpliwienia. Nie
przywykł do tego, że ktokolwiek mógłby bagatelizować jego słowa.
– Ach…
Kilka dni temu – przyznał niechętnie. – Ale dużo się działo, a ja nie
chciałem naciskać na mamę. Poza tym wtedy mógłbym co najwyżej narobić paniki w rodzinie,
a za to byś mnie zabił, tak? Pamiętam o tajemnicy – dodał cierpkim
tonem.
To brzmiało
sensownie, co uznał z olbrzymią niechęcią. Bez wątpienia dobrym
pozostawało to, że chłopak był na tyle rozsądny, by – przez wzgląd na Elenę i własne
życie – trzymać język za zębami. Działał ostrożnie, poza tym zwrócił się do
niego, co również na swój sposób było pozytywne. Rafael wiedział, że wampir mu
nie ufał, ale najwyraźniej pozostawał na tyle zdesperowany, by chwytać się
każdego sposoby na to, żeby zapewnić Elenie bezpieczeństwo.
Teraz
podstawowym pytaniem było, co takiego powinni w związku z tym zrobić.
– Wieszczka
widziała, że coś niedobrego spotkało Elenę – odezwał się na głos, ostrożnie
dobierając słowa. Przywykł już do tego, by w ten sposób łączyć fakty,
najczęściej przy Mirze, bo to z nią zdarzało mu się najczęściej pracować.
– Czuła jej ból… Fizyczne cierpienie, jak mniemam – dodał, w duchu modląc
się o to, żeby znowu nie pojawił się temat psychicznego odczuwania, czy co tam jeszcze wielokrotnie powtarzała
w swoim wywodach dziewczyna.
– Mówiła,
że to tak, jakby coś rozrywało ją od środka na kawałeczki – sprostował Aldero;
jego spojrzenie momentalnie spoczęło na dziewczynie. – Wybacz.
– Nie no,
świetnie, gadajcie sobie dalej – rzuciła przesadnie radosnym tonem. Zwykle
zachowywała się w ten sposób, naiwnie wierząc, że dzięki temu ukryje
faktycznie odczuwane przerażenie.
Rafael
zdecydował się spełnić jej życzenie, więc jak gdyby nigdy nic mówił dalej:
– W porządku,
więc załóżmy, że stanie się coś na tyle niedobrego, by sprawić Elenie ból.
Jestem w stanie sobie to wyobrazić, bo wiem do czego zdolny jest każdy z moich
braci i również ja sam – oznajmił, decydując się postawić sprawę jasno. –
Hunter już raz tego próbował. Wiem, że prawie na pewno nie ma go w Seattle,
ale możliwe, że wróci. Jest jeszcze brat twojej przyjaciółki, chociaż on na
razie skupia się na prywatnych sprawach – ciągnął. Ledwo powstrzymał się od
dodania, że jak długo celem zainteresowania wampira pozostawała Liz, tym sprawy
miały się lepiej. – Isobel wciąż jest w Volterze, więc moim zdaniem sprawa
jest prosta.
–
Powiadasz? – prychnął Aldero.
Znowu
zmusił się do tego, żeby chłopaka zignorować. Och, Eleno, masz u mnie coraz większy dług wdzięczności, przeszło
mu przez myśl, ale i to zdecydował się zostawić dla siebie.
–
Oczywiście – zapewnił ze spokojem. – Jak długo trzymamy się z daleka od
Włoch, a Elena jest ze mną, sytuacja pozostaje pod kontrolą. Nie ma mowy,
żeby pojawiła się na balu, więc wtedy też nic złego nie będzie miało miejsca.
– Jaki znowu,
do jasnej cholery…? – zaczął zniecierpliwionym tonem chłopak, jednak tym razem
to Lawrence nie dał mu dokończyć:
– Pewnie
kolejne wielkie przyjęcie na część królowej. – Wampir wywrócił oczami. – Czy na
wszystkie możliwe problemy, naprawdę bal szokuje tu najbardziej? – zapytał, a Rafael
jeden z nielicznych razów przyznał mu rację.
– Nie –
przyznał Aldero. – Ale mam wrażenie, że coś mnie ominęło.
Osobiście
miał na tę sprawę zupełnie inny pogląd, ale nie skomentował tego nawet słowem.
Nie próbował również powstrzymywać Eleny, kiedy ta pośpieszyła z wyjaśnieniami:
– Rafael
widział się z królową w Volterze – powiedziała na wydechu. –
Twierdzi, że Isobel planuje bal, podczas którego pewnie podkreśli swoją nową
rolę u boku Aro. Polityczne kwestie i tak dalej.
– Po prostu
cudownie! – jęknął chłopak.
Cóż, jeśli wziąć
pod uwagę to, jak ostatnim razem omal nie roznieśli całego Miasta Nocy, jego
reakcja nie wydała się Rafie dziwna. Nie mógł również zaprzeczyć, że Isobel
zwykle niosła ze sobą wyłącznie ból i śmierć, więc i tym razem miało
być podobnie. Trudno mu było określić, czy podczas uroczystości Isobel
zamierzała się ujawnić, czy wciąż zamierzała grać Florence, ale to wydało mu się
najmniej istotne. Priorytetem wciąż pozostawała Elena, więc to na niej zamierzał
się skupić, tym bardziej, że do tej pory nigdy nie ukrywał przed nią, że
bezpieczeństwo jej rodziny czy przyjaciół pozostawało dla niczego czymś
całkowicie obojętnym.
W pokoju
zapanowała cisza, ale uznał, że to było do przewidzenia. Zamierzał w najbliższym
czasie zobaczyć się z Miriam i wytłumaczyć jej, jak prezentowała się
sytuacja, przy okazji upewniając się, że w kwestii Huntera sprawy w żaden
sposób nie uległy zmianie. Demonica miała wolną rękę, przynajmniej tak długo,
jak stała po jego stronie, specjalnie na jego życzenie patrolując okolicę.
Chociaż Rafael nigdy nie określił łączącej ich relacji mianem zaufania, prawda
była taka, że jej wierzył – i to pomimo tego, że wciąż zdarzało mu się wypominać
siostrze to, że mogłaby przebywać z ich zdradzieckim bratem.
Wciąż o tym
myślał, kiedy jego uwagę przykuł ruch. Poderwał głowę w chwili, w której
Elena bez słowa ruszyła w stronę drzwi balkonowych, obojętna na wszystko i wszystkich.
Bez pytania o to, czy przypadkiem nie miała ochoty zostać samą, ruszył za
nią, nie wyobrażając sobie, że miałby spuścić ją z oczu chociażby na
ułamek sekundy. Musiała zdawać sobie z tego sprawę, bo już w progu
tarasu zatrzymała się i przytrzymawszy drzwi, poczekała aż do niej
dołączy.
Na zewnątrz
było chłodno i ciemno, ale to żadnemu z nich nie przeszkadzało. Z uwagą
obserwował dziewczynę, kiedy podeszła do barierki i zacisnąwszy na niej
obie dłonie, lekko nachyliła się do przodu. Jasne włosy opadły na jej twarz,
przysłaniając policzki, ale i tak odniósł wrażenie, że dostrzegł ślady
łez. To go zaskoczyło i to może bardziej niż cokolwiek innego, bo
przynajmniej z jego perspektywy nie powinno było mieć miejsca. Już kilka
razy widział płaczącą Elenę, ale do tej pory nie zdarzyło się, żeby była przy
tym aż do tego stopnia przerażona; zagniewana i owszem, jednak strach…
To nie było
normalne i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Podszedł
bliżej, stając tuż za nią i czekając, aż sama zdecyduje się zwrócić na
niego uwagę. Oddychała szybko i płytko, jakby mając z tym problem,
chociaż teoretycznie wszystko wydawało się być w porządku. Lekko drżała i coś
w tym widoku sprawiło, że zapragnął otoczyć ją ramionami, jednak
ostatecznie się na to nie zdecydował. Wszystko w Elenie wydawało się
krzyczeć, by w tamtej chwili trzymać się od nie z daleka, ale z drugiej
strony…
Cóż,
wyglądała tak, jakby sama nie miała pewności, czego tak naprawdę chciała.
– Boje się
– usłyszał i to, że w ogóle się do tego przyznała, zaskoczyło go
bardziej niż cokolwiek innego.
Podszedł
bliżej, ostatecznie decydując się zacisnąć dłonie na barierce po obu jej
stronach, tym samym niejako wiążąc dziewczynę w swoich ramionach. Jakimś
cudem zdołała odwrócić się w jego stronę, wciąż blada i drżąca,
chociaż zdążyła zapanować nad sobą na tyle, by nie był w stanie zauważyć
jakichkolwiek oznak tego, że mogłaby płakać.
– Wiem –
przyznał zgodnie z prawdą, choć zdawał sobie sprawę z tego, że nie to
chciała usłyszeć. – Ale nie masz powodu.
– Isabeau
mnie widziała – przypomniała mu cierpko.
Wzruszył
ramionami.
– Ale nie
martwą – oznajmił z naciskiem. – Zresztą nie o to chodzi, bo nie
jesteś taka, jak inne osoby, które dotychczas widywała kapłanka.
– Doprawdy?
– mruknęła z powątpiewaniem; dawna Elena pewnie jeszcze ucieszyłaby się z takiego
komplementu.
–
Oczywiście – stwierdził godnie z prawdą. – Ty masz mnie… A ja, gdyby
zaszła taka potrzeba, zszedłbym do samego piekła, żeby zapewnić ci
bezpieczeństwo. To tyle w kwestii przypieczętowanego losu – dodał
beztroskim tonem. – Zginiesz dopiero wtedy, kiedy ci na to pozwolę… I tak,
możesz to uznać za wiążącą przysięgę, Eleno – oznajmił z powagą, przez
cały ten czas patrząc jej w oczy.
Zaraz po
tym – nie czekając na jakąkolwiek reakcję, a już zwłaszcza słowa protestu
– rozłożył skrzydła i porwawszy zaskoczoną dziewczynę na ręce, poleciał w noc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz