Elena
Pierwotna reakcja była
automatyczna i w najmniejszym nawet stopniu jej nie kontrolowała.
Poczuła, że jej ciało napina się, a ona sama staje naprzeciwko Rafaela,
zwrócona do niego plecami i nachylona w jednoznaczny, gotowy do ataku
sposób ku obserwującej ich, wyraźnie wściekłej Miriam. Była gotowa zacząć
walczyć, wręcz rozszarpać na kawałeczki pierwszą osobą, która wpadłaby jej w ręce.
Miała ochotę zacząć krzyczeć i w jednoznaczny sposób dać intruzowi do zrozumienia, żeby trzymał
się od niej z daleka – i zostawił jej
krew w spokoju.
Z pewnym
opóźnieniem dotarło do niej to, jaki obrót przybrały jej myśli. Puls
momentalnie jej przyśpieszył, a w żołądku coś jak na zawołanie
przewróciło, przez co omal nie zwróciła dopiero co przyjętej posoki. Coś we
własnych myślach sprawiło, że poczuła się trochę tak, jakby na głowę ktoś wylał
jej kubeł lodowatej wody. Doświadczenie samo w sobie okazało się
oszałamiające, a Elena odskoczyła do tyłu, niemniej roztrzęsiona, co i na
krótko po tym, jak dotarło do niej, że zaatakowała Briana.
– Elena… –
usłyszała, ale energicznie pokręciła głową. Miała ochotę zakryć uszy dłońmi, by
nie słuchać, zwłaszcza gdyby musiała teraz znosić wyrzuty. Już i tak czuła
się okropnie. – Elena!
Wzdrygnęła się,
kiedy Rafael podniósł głos, ale nie była w stanie tak po prostu go
ignorować. Posłusznie spojrzała w jego stronę, nienawidząc siebie za to,
że ostatecznie jej spojrzenie i tak powędrowało w stronę jego gardła.
Wciąż czuła smak krwi – cudownie słodkiej, pełnej energii i tak przez nią
umiłowanej, że gdyby przyszła taka potrzeba, mogłaby nawet zabić. To sprawiało,
że jak na zawołanie robiło jej się słabo, a pieczenie w gardle
mieszało się z torsjami, przez co sama już nie była pewna tego, jak się
czuła. Drżące palce wsunęła we włosy, ciągnąc je lekko i próbując stwierdzić,
jakim cudem w ogóle była w stanie utrzymać się w pionie.
Niemalże czekała na moment, w którym nogi ostatecznie odmówią jej
posłuszeństwa, a ona wyląduje na ziemi, ale…
Mimochodem
zauważyła, że rana na jego szyi zasklepiła się, nie pozostawiając po sobie
nawet śladu. Jak zwykle wyglądał dobrze, promieniejąc energią i siłą,
której niejeden mógłby mu pozazdrościć. Czarne skrzydła wciąż wzbudzały w niej
niepokój i fascynację, tym bardziej, że nie tak dawno unosili się dzięki
nim w powietrzu. Wtedy wszystko było w porządku, tym bardziej, że jak
zwykle się ze sobą przekomarzali, jej zaś zdecydowanie nie przyszłoby do głowy,
że w ogóle mogłaby go zaatakować. Sama nie miała pewności, co takiego
działo się z nią w ostatnim czasie i choć wiedziała, że Rafael
nie podzieliłby się z nią swoją krwią, czuła, że pewne sprawy powoli
zaczynają wymykać jej się spod kontroli.
Cholera,
wszystko było nie tak! Jakby tego było mało, chyba zaczynała zachowywać się
tak, jakby była obłąkana, a to również nie wydawało się normalne. W głowie
miała mętlik, a to był zaledwie początek tego, czego doświadczała,
skulona, roztrzęsiona i niezdolna do tego, żeby wykrztusić z siebie
chociaż słowo.
Nie
rozumiała tego i chyba nawet nie chciała. Z dwojga złego wolała jak
najszybciej zniknąć mu z oczy, byleby nie musieć przekonywać się, co sam
demon myślał o całej sytuacji. Jak musiała wyglądać w jego oczach?
Niebezpieczny drapieżnik, którego ktoś właśnie zabrał możliwość posilenia się?
Bardzo możliwe, zresztą chyba nawet nie chciała wiedzieć, jak wyglądała. Czuła
się roztrzęsiona i bliska obłędu, niemalże będąc w stanie oczami wyobraźni
zobaczyć siebie samą w tym dziwnym stanie – z błyszczącymi oczami,
drżącymi ramionami i rozchylonymi, wciąż zbroczonymi krwią ustami. Gdyby
nie Miriam, pewnie piłaby dalej, tak długo, jak sam Rafael nie zdecydowałby o tym,
że wystarczy. Oczywiście, znał granice, ale…
Ale chyba
sama również powinna je znać, czyż nie? To miałoby sens, a przynajmniej
tak jej się wydawało, choć już niczego nie była tak naprawdę pewna. Nic nie
wiedziała, chociaż…
Nie
zauważyła, kiedy i jakim cudem udało mu się przesunąć, faktem jednak
pozostawało to, że nagle zmaterializował się u jej boku. Otworzyła i prawie
natychmiast zamknęła usta, porażona spojrzeniem czystych, niebieskich oczu,
które nagle odnalazły jej własne. Obraz już od dłuższego czasu jej się zamazywał,
choć naturalnie próbowała powstrzymywać cisnące jej się do oczu łzy, nie
potrafiąc wyobrazić sobie tego, że mogłaby okazać przed nim słabość. Nawet w takiej
sytuacji pozostawała dumna, choć z dotychczas odczuwanej pewności siebie
nie pozostało nic – jedynie pustka i gniew na samą siebie za to, że
mogłaby dopuścić się do takiego stanu.
A to
wszystko przed nim. O bogini, chyba nigdy dotąd nie bała się aż do tego
stopnia, że ktokolwiek spojrzy na nią z pogardą…
– Nie
podchodź! – wyrwało jej się. Aż zesztywniała, porażona charkotem, który wyrwał
się z głębi jej gardła.
Rafael
uniósł brwi ku górze, ale ostatecznie nie odezwał się nawet słowem. Wciąż jej
się przypatrywał i była tego świadoma w równym stopniu, co i trzepocącego
się z zawrotną prędkością serca. Była gotowa przysiąc, że niewiele
brakuje, żeby po raz kolejny zabrakło jej tchu albo żeby w ogóle przestała
oddychać, to jednak wydało jej się najmniej istotne. Co z tego, że
potrzebowała krwi do tego, żeby normalnie funkcjonować? Przynajmniej w teorii
mogła założyć, że to nie ma znaczenia, bo…
– Spójrz na
mnie, lilan.
Tym razem
nie krzyczał, jego głos zaś zabrzmiał spokojnie – zaskakująco wręcz łagodnie i niemal
troskliwie, choć nie podejrzewała, że w ogóle będzie do tego zdolny. Rafa wciąż
ją zaskakiwał, w jednej chwili zdecydowany, złośliwy i równie pewny
siebie, co i w chwili w pierwszego spotkania, a w następnej
po prostu ludzi, choć w tym drugim wypadku częściej zachowywał się tak,
jak dzieciak, który dopiero zapoznawał się z emocjami. To było rozkoszne,
przynajmniej przez większość czasu, ale w tamtej chwili… wydało jej się po
prostu prawdziwe.
Nie
zwróciła uwagi na charakterystyczną, hipnotyzującą nutę, która mogłaby
świadczyć o tym, że w jakikolwiek sposób mógłby chcieć manipulować
jej umysłem. Nawet jeśli był do tego zdolny, wolała się nad tym nie
zastanawiać; już i tak była zbyt oszołomiona, żeby myśleć i wyciągać
jakiekolwiek mniej lub bardziej sensowne wnioski. Liczyło się to, że
ostatecznie na niego spojrzała, wciąż oszołomiona, ale znacznie spokojniejsza.
Nawet nie drgnęła, kiedy znalazł się u jej boku, bez słowa ujmując ją pod
brodę, a po chwili zdecydowanie przygarniając do siebie.
– Co się
dzieje? Dlaczego znowu jesteś przerażona? – zapytał spiętym tonem. W gruncie
rzeczy żądał wyjaśnień, choć nawet samej sobie nie potrafiła ich udzielić.
– Ja…
Co miała mu
powiedzieć? Że od jakiegoś czasu bardziej liczyła na możliwość napicia się jego
krwi, aniżeli na to, że spędzą ze sobą trochę czasu? Że podświadomie wcale nie
wyczekiwała pocałunków, ale tego, że zlituje się i nastawi szyję pod
odpowiednim kątem, by choć trochę ułatwić jej zadanie? Możliwości było wiele,
ale żadna nie sprawiała, że czuła się z siebie jakkolwiek dumna, bardziej
przerażona i przybita, w miarę jak zaczęło do niej docierać to, jak
żałosne było jej zachowanie w ostatnim czasie. Początkowo łatwo było to ignorować,
tym bardziej, że chyba nie odczuwała aż tak silnej potrzeby tego, żeby znowu
skosztować zawartości jego żył, jednak teraz… Teraz coś się zmieniło, a ona
w żaden sposób nie potrafiła stwierdzić, kiedy i jakim cudem straciła
nad sobą kontrolę.
Zadrżała
niekontrolowanie, ale nie próbowała się cofać. Rzuciła mu błagalne spojrzenie,
choć również i w tej kwestii nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić,
czego od niego oczekiwała. Zrozumienia? Niby w jaki sposób, skoro sama nie
dysponowała nim względem samej siebie? Nic nie było jasne, a jakby tego
było mało…
– O bogini,
ile wy już to praktykujecie? Ona wygląda, jakby zaraz miała odlecieć! – Głos
Miry doszedł do niej jakby z oddali, niejako potwierdzając tę teorię. –
Rafael, ty… idioto!
– Że co? –
Wychwyciła w głosie demona gniewną nutę, której zresztą można było
spodziewać się po słowach jego siostry. Gdyby wzrok potrafił zabijać, w tamtej
chwili najpewniej miałby na sumieniu kolejne istnienie. – Trochę się zapędzasz,
Miriam – przypomniał chłodno, ale jego uwaga prawie natychmiast skoncentrowała
się na powrót na Elenie.
– Okej,
świetnie… Mogę sobie iść i udawać, że nic nie widziałam. W końcu masz
takie kurewsko duże doświadczenie z kobietami, że na pewno wiesz, że nasza
krew uzależnia – zadrwiła, a Elena poczuła, że sztywnieje.
Nie jako
jedyna, bo również reakcja Rafaela była natychmiastowa i dość
jednoznaczna. Demon nagle wyprostował się niczym struna, po czym dosłownie
skoczył do przodu, puszczając ją i w zamian dosłownie materializując
się tuż obok siostry. Nawet nie czekając na reakcję Miriam, bezceremonialnie
chwycił demonicę za ramiona i szarpnięciem przyciągnął do siebie, obojętny
na to, że skrzywiła się i w najzupełniej machinalnym geście
spróbowała wyrwać.
– Coś ty
powiedziała? – syknął, a Mira wymownie wywróciła oczami.
– Nie patrz
na mnie w taki sposób, okej? – obruszyła się, ale kiedy w grę
wchodziła kłótnia z Rafaelem, równie dobrze mogła próbować się sprzeczać z drzwiami
kapliczki. – Myślałam, że wiesz.
Przez twarz
demona przemknął cień.
– Nie, nie
wiem. A ty nie odezwałaś się nawet słowem, chociaż bez wątpienia domyśliłaś
się, że zamierzam ją nakarmić! – naskoczył na nią, dla podkreślenia swoich słów
energicznie dziewczyną potrząsając.
– Tak, wtedy!
Od jednego razu nic by się nie stało, zwłaszcza, że była umierająca! – Miriam
zawahała się, wyraźnie próbując powstrzymać przed powiedzeniem czegoś, co
postawiłoby ją w jeszcze gorszej sytuacji. – Jakbym wiedziała, że
będziecie sobie gruchać jak te dwa gołąbki, to pewnie bym się odezwała.
Demon
prychnął, po czym odsunął się od niej tak gwałtownie, że przez moment Elena
była niemalże pewna tego, że Rafa spróbuje uderzyć siostrę. Drgnęła, przez
moment mając ochotę zareagować i przynajmniej spróbować go powstrzymać,
ale sam zdecydował się odsunąć. Poczuła ulgę, tym bardziej, że nie znosiła,
kiedy zachowywał się w ten sposób, a sam widok podenerwowanego
nieśmiertelnego wystarczył, by choć trochę ją otrzeźwić.
– Co
znaczy, że jestem… uzależniona od jego krwi? – zapytała cicho. Miała wrażenie,
że poszczególne słowa nie będą w stanie przecisnąć się jej przez gardło. –
Co, do cholery…?
Urwała, bo
jakiekolwiek wyjaśnienia w gruncie rzeczy wydały jej się zbędne. Chyba tak
naprawdę wiedziała już od dłuższego czasu, odkąd po raz pierwszy zwróciła uwagę
na to, że jej ciało zaczęło się zmieniać, a organizm w dość
jednoznaczny sposób dawał jej do zrozumienia, który rodzaj pożywienia
preferował. To jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że musieli coś zrobić,
żeby to przerwać, ale nie wyobrażała sobie tego, jak miałaby to zrobić. Jasne,
mogła przestać pić z jego żył – z tym, że nawet gdyby to zrobiła, wciąż
myślałaby o tej krwi, a ograniczenie spotkań z Rafaelem
zdecydowanie nie wchodziło w grę.
Ha, ćpuny chyba mówią to samo, prawda?
Zawsze znajdzie się dobra okazja do tego, że skosztować choć odrobinkę
narkotyku, chociaż…
Takie
podejście zdecydowanie jej nie pomagało, ale jeśli nie cynizm, to co tak
naprawdę jej pozostało?
Miała
ochotę zacząć nerwowo krążyć w prawo i lewo, ale nie potrafiła zmusić
się do tego, by choć o milimetr ruszyć się ze swojego miejsca. Czuła, że
powinna coś powiedzieć, ale i to wydawało się trudne, po części przez
wszechogarniającą pustkę w głowie, choć w rzeczywistości sprawa
wydawała się o wiele bardziej złożona. Może w gruncie rzeczy wolała
nie robić nic, zbytnio bojąc się wniosków do których ostatecznie mogłaby dojść.
Wszystko
było nie tak – ta jedna kwestia pozostawała niezmienna, choć z dwojga
złego wolała zapomnieć o całym tym szaleństwie i przynajmniej udawać,
że wszystko pozostawało pod należytą kontrolą. Wiedziała, że to nie jest
uczciwe, a ucieczka prowadziła donikąd, ale gdyby znalazła po temu okazję…
– I co
teraz? – Z zaskoczeniem rozpoznała swój własny, drżący i zdradzający
zaczątki histerii głos. Co z tego, że była przerażona i właśnie im
się do tego przyznawała? Przecież i tak byli w stanie wyczuć strach,
stanowiący dla nich pożywienie w równym stopniu, co i krew. – Na
litość bogini…
– Teraz
modlisz się do bogini? – Miriam wywróciła oczami. – Jakby miała ci pomóc, już
dawno by to zrobiła.
– Daruj
sobie, Mira – syknął ostrzegawczym tonem Rafael. – Przecież to nie jest żaden
problem.
Elena
spojrzała na niego tak, jakby właśnie oznajmił, że przybył z innej
planety. Cóż, jeśli dobrze się nad tym zastanowić, to wcale nie było aż takie
dalekie od prawdy.
– Jaja
sobie robisz? – wyrwało jej się.
Coś w jego
spojrzeniu mimo wszystko wydało jej się niemalże pobłażliwe.
– To
zadziwiające, że nawet bliska histerii masz cięty język, Eleno – oznajmił ze
spokojem, chyba faktycznie nie widząc powodu dla którego którekolwiek z nich
powinno się stresować. Pewnie! W końcu tylko miała nadmierną ochotę na
jego krew… Nic, czym należało się przejmować! – Zresztą nieważne. Teraz tym
bardziej mnie potrzebujesz, lilan –
oznajmił i wydał się takim stanem rzeczy bardzo usatysfakcjonowany. – Poza
tym – podjął niemalże pogodnym tonem – Mira jest taka rozeznana, że pewnie
zaraz powie nam, co powinniśmy zrobić – dodał, a sama zainteresowana
prychnęła.
– Mira to
zaraz ci powie, żebyś pocałował ją w… Dobra! – Wyrzuciła obie ręce ku górze w poddańczym
geście, kiedy Rafael obrzucił ją gniewnym, niemalże ostrzegawczym spojrzeniem.
– Już się zamykam… To znaczy mówię to, co wam potrzebne – zreflektowała się
pośpiesznie. – Chociaż to nie takie proste… Długo to robicie?
– Jakiś
czas. – Rafael nie wydawał się chętny do tego, żeby zagłębiać się w szczegóły.
Dziewczyna
skrzywiła się, po czym nerwowym ruchem odgarnęła ciemne włos. Lekko wydęła
usta, po czym przekrzywiła głowę, spojrzenie ciemnych oczu koncentrując na
wciąż oszołomionej Elenie. Coś w spojrzeniu demonicy sprawiło, że
Cullenówna momentalnie zapragnęła zejść jej z oczu, choć zdecydowanie nie
wyobrażała sobie tego, by Miriam odważyła się ją skrzywdzić – nie przy Rafaelu.
– Ładnie
zaszaleliście. Nasza krew daje niezłego kopa – stwierdziła i to jedynie
utwierdziło Elenę w przekonaniu, że zmieniła się również pod względem
fizycznym. – To dlatego ostatnio była taka ruchliwa.
– A to
źle? Przynajmniej nauczy się bronić – stwierdził przytomnie Rafael.
Miriam
wzruszyła ramionami.
– To?
Pewnie nie, ale… nie uważasz, że to może być trochę kłopotliwe? Ona potrzebuje twojej krwi – oznajmiła z naciskiem.
– Więc ją
dostaje. Jeśli inna nie będzie jej odpowiadać, sam ją nakarmię – stwierdził
nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Przy mnie nic złego cię nie spotka, lilan – dodał, a jego spojrzenie z miejsca
powędrowało w jej stronę.
Otworzyła i prawie
natychmiast zamknęła usta, co najmniej oszołomiona kierunkiem, który przybrała
rozmowa. Sama nie wierzyła w to, co słyszała, tym bardziej, że Rafael
wydawał się zadowolony z tego, że mógłby mieć wyłączność w karmieniu
ją swoją krwią! Jasne, to było przyjemne – dla obu stron na dodatek – a ona
nie była w stanie go skrzywdzić, ale…
– Nie.
Demon
wywrócił oczami.
– I tak
nie masz nic do powiedzenia – stwierdził, bo czym z konsternacją spojrzał
na Miriam. – Nie ma?
– O ile
się nie odzwyczai, to pewnie nie. Ale – powtarzam – to będzie problematyczne,
tym bardziej, że jestem tutaj w konkretnym celu – dodała, zakładając
ramiona na piersiach.
Coś w słowach
demonicy momentalnie zaintrygowało Rafaela, bo ten natychmiast spoważniał,
uważnie przypatrując siostrze. Mira zachowywała się we względnie posłuszny
sposób, w istocie do tej pory nie zawracając nieśmiertelnemu głowy, jeśli
akurat nie miała czegoś ważnego do powiedzenia. Elena miała wrażenie, że ich
relacje nie tyle opierały się na szacunku, co przede wszystkim strachu, co
przez wzgląd na to, co potrafił zdziałać Rafa, wcale jej nie dziwiło.
W tamtej
chwili sama również poczuła się zaniepokojona, choć to akurat wcale nie musiało
mieć związku z perspektywą najpewniej złych wieści, które miała im do
przekazania Mira. Wciąż była pod wpływem całej mieszanki skrajnych emocji,
zresztą aż rwała się do tego, żeby porządnie potrząsnąć pewnym demonem.
Sytuacja przynajmniej pozwoliła jej choć po części otrząsnąć, dzięki czemu
przestała odczuwać pragnienie, ale zdawała sobie sprawę z tego, że to
prędzej czy później miało powrócić – i że wtedy prawdziwą ulgę miała
przynieść jej tylko jedna, wyjątkowa krew.
Cholera,
nie wyobrażała sobie tego, by zacząć być uzależnioną od jego obecności – i to
niezależnie od obustronne przyjemności, zadowolenia Rafy oraz tego, że sam fakt
tego, że był skłonny podzielić się zawartością swoich żył, jednoznacznie musiał
świadczyć o tym, że…
No cóż, że
jednak ją kochał.
– Już od
jakiegoś czasu wiedziałam, że tak będzie – oznajmiła cicho Miriam. – Pani się
niecierpliwi, Rafa. Do tej pory przymykała oczy na twoją nieobecność, ale
teraz… Nie wiem, jak to się skończy, jeśli nie wrócisz. Jeśli zacznie cię
szukać albo znowu wyśle kogoś innego, wtedy wszyscy mamy problem.
Jeszcze
zanim skończyła mówić, atmosfera momentalnie zgęstniała – i to w o wiele
bardziej znaczącym stopniu, aniżeli kiedykolwiek wcześniej. Elena spojrzała na
Rafaela, szukając wsparcia i… jakichkolwiek odpowiedzi, które utwierdziłyby ją w przekonaniu,
że nie było aż tak źle, jednak
obojętny wraz twarzy demona wcale nie sprawił, że poczuła się jakkolwiek
lepiej.
– W porządku
– oznajmił nagle i obie z Mirą spojrzały na niego w co najmniej
oszołomiony sposób. – Skoro tak, pewnie będę musiał spotkać się z Isobel.
– Przywalił
o drzewo, jak lataliście, czy jak? – wyrwało się natychmiast Miriam.
Rafa puścił
jej uwagę mimo uszu. Elena mimowolnie pomyślała o tym, że to wcale nie
było takie dalekie od prawdy – w końcu wszystko zmieniło się właśnie w dniu,
w którym bezwiednie doprowadziła do jego bliskiego spotkania z drzewem
– z tym, że do tej pory nie przypuszczała nawet, konsekwencje mogłyby być
aż tak poważne.
– Od
jakiegoś czasu brałem to pod uwagę. Nie jestem głupi, Mira – niemalże warknął, a demonica
mimowolnie się skrzywiła. – Isobel nie odpuszcza tak po prostu, a do mnie
miała całkowite zaufanie. Będę musiał się wytłumaczyć, ale nic ponad to…
Jeszcze nie wiem, jak to rozegram, ale coś wymyślę. – Demon zawahał się na
moment. – Nie odważy się mnie skrzywdzić, tym bardziej, że wykonuję rozkazy
ojca. Nie żebym zamierzał ją o tym poinformować. Może po prostu będzie na
słowo musiała uwierzyć mi, że Elena nie żyje.
– I zakładamy,
że naturalny kolor włosów Isobel jest naszym sprzymierzeńcem, tak?
– To już
pozostaw mnie – zniecierpliwił się Rafael. – Mnie też się to nie podoba, ale
czy w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co oznacza moja wycieczka do
Włoch?
– To, że
jednak jesteś kretynem? – wymamrotała Elena, ale ostentacyjnie ją zignorował.
Miriam nie
odezwała się nawet słowem, jedynie wymownie spoglądając na brata i wydając
się wręcz błagać o to, żeby nie
powiedział tego, co właśnie planował.
– Zostawiam
ją tutaj z tobą, Mira – powiedział cicho Rafael, a jego siostra
wzniosła oczy ku niebu. – Pod twoją opieką, więc…
– Po prostu
zajebiście!
Mimo
wszystko nie zaprotestowała, to zresztą było do przewidzenia. Przez dłuższą
chwilę panowała cisza, podczas której obie – Elena i Miriam – po prostu
wpatrywały się w Rafaela, szukając jakichś sensownych argumentów, by móc
się sprzeciwić. Cullenówna wciąż nie miała pojęcia, co takiego powinna
powiedzieć, a tym bardziej nie potrafiła przyjąć do wiadomości tego, co
działo się wokół niej – nie teraz i nie przy tym całym szaleństwie, które…
– Pozostaje
jeszcze kwestia mojej krwi – odezwał się Rafael.
Tym razem
Miriam się nie zawahała:
– Zawsze
można spróbować przestawić ją na inną. Nie ludzką czy zwierzęcą, ale… najlepiej
kogoś, kto jest taki jak ona – dodała i zawahała się na moment. – Znamy
jakiegoś debila, który otworzy sobie dla niej żyły?
Zapadła
długa, wymowna cisza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz