Elena
W pierwszym odruchu nie
chciała odpowiadać – z czystej złośliwości, tylko po to, by odbić się na
Rafaelu za to, że mógłby tak po prostu ją zostawić. To byłoby w jej stylu,
a przynajmniej w ten sposób zachowałaby się dawna Elena, chcąc jak
najbardziej zajść za skórę komuś, kto śmiał jej podpaść. W przypadku tego
konkretnego nieśmiertelnego wszystko było inne, a ona nie wyobrażała sobie
tego, że mogłaby tak po prostu udawać, że wcale nie jest zainteresowana jego
pojawieniem się.
Ręce
dziwnie jej drżały, kiedy zamiast odpisać, w pośpiechu wyszukała
odpowiedni kontakt, decydując się na połączenie. Przycisnęła telefon do ucha,
mimowolnie krzywiąc się w odpowiedzi na powtarzający się, przenikliwy
sygnał wołania. Miała wrażenie, że trafi ją szlag i najzwyczajniej w świecie
ciśnie komórką przez cały pokój, gdy w pewnym momencie połączenie
najzwyczajniej w świecie zostało odrzucone, co chyba znaczyło, że Rafa
zamierzał podręczyć ją w niemniejszym stopniu, co i ona mogłaby jego.
Tak pogrywasz?, pomyślała z irytacją,
w pełni już rozbudzona. Z wrażenia aż usiadła i odrzuciwszy
telefon na bok, poderwała się na równe nogi, by móc zacząć nerwowo krążyć tam i z powrotem.
Przez myśl przeszło jej to, iż prawdopodobne mogłoby być to, że coś się stało i nie
mógł z nią normalnie porozmawiać, ale prawie natychmiast odrzuciła od
siebie takie rozwiązanie. Musiało chodzić o coś innego – chociażby o to,
że doskonale bawił się jej kosztem. Albo obawiał się tego, że będzie zła,
chociaż szczerze wątpiła w to, żeby akurat Rafael szczególnie przejmował
się jej nastrojem, o strachu nie wspominając. Mogła tylko zgadywać, ale…
Jakiś
dźwięk wyrwał ją z zamyślenia, skutecznie sprowadzając na ziemię. To był
stukot – niepozorny, ale wyraźny dla kogoś, kto mógł pochwalić się wyostrzonymi
zmysłami, aż nazbyt wyraźny. Zesztywniała i napiąwszy mięśnie, po cichu
wyślizgnęła się z pokoju, żeby móc rozejrzeć się po mieszkaniu. Uważnie
wodziła wzrokiem na prawo i lewo, chociaż podświadomie czuła, że jest
sama, przynajmniej na razie. Inną kwestie stanowiło to, że ktoś mógłby próbować
dostać się do środka, tym bardziej, że Lawrence miał klucze. Teoretycznie
powinien był ją uspokoić fakt, że gdyby miała do czynienia z nieśmiertelnym,
pewnie już dawno przestałby bawić się w uprzejmości i po prostu siłą
wtargnął do środka, ale wcale nie poczuła się dzięki tej myśli lepiej. Wręcz
przeciwnie – z jakiegoś powodu serce zabiło jej szybciej ze zdenerwowania,
tym bardziej, że doskonale pamiętała, że Hunter potrafił być okrutny, zwłaszcza
kiedy postanowił zabawić się ze swoją ofiarą.
Napięła
mięśnie, przez moment niemalże spodziewając się tego, że usłyszy trzepot
skrzydeł albo w ciemnościach zauważy charakterystyczną dla demona
sylwetkę. Weź się w garść,
nakazała sobie stanowczo, ale to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli
mogłaby tego oczekiwać. Była do tego stopnia pełna wątpliwości i spięta,
że przechodząc obok przeszklonych, prowadzących na balkon drzwi, omal nie
wyszła z siebie na widok czerniącej się na zewnątrz postaci. Chyba
krzyknęła, a przynajmniej tak jej się wydawało, tym bardziej, że w ułamek
sekundy później intruz przemieścił się, bez trudu rozsunął drzwi, a już w następnej
chwili bezceremonialnie przycisnął zaskoczoną Elenę do ściany.
– Wciąż źle
– usłyszała i to wystarczyło, żeby wszystko po raz kolejny uległo zmianie.
Strach
ustąpił miejsca gniewowi, który na dłuższą chwilę przysłonił wszystko inne. Z wrażenia
aż otworzyła usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Aż
zagotowało się w niej z irytacji oraz swego rodzaju niedowierzania,
zwłaszcza kiedy uprzytomniła sobie, co takiego właśnie się działo. Przesunęła
się, próbując oswobodzić rękę i wręcz marząc o tym, by z całej
siły uderzyć niczego niespodziewającego się Rafaela w twarz, ten jednak
nie zamierzał dać jej po temu okazji.
– Ty… –
wysyczała, kiedy bezceremonialnie chwycił ją za nadgarstki, jakby od niechcenia
unieruchamiając obie jej ręce tuż nad głową.
– Coś nie
tak, lilan? – odpowiedział ze
spokojem, a ona w mroku dostrzegła jego cyniczny uśmieszek.
Coś w tym
jednym słowie – tym, że tak po prostu nazywał ją „najdroższą”, bez cienia
rozbawienia, złośliwości czy czegokolwiek, co umniejszyłoby wagę tego słowa –
momentalnie sprawiło, że pomimo usilnych starań nie potrafił się na niego
wściekać. Wypuściła powietrze ze świstem, przez kilka następnych sekund walcząc
nad złapaniem oddechu i doprowadzeniem się do porządku. Spróbowała się
przesunąć, zarazem zmuszając go do tego, by chociaż odrobinę poluzował uścisk,
ale nic nie wskazywało na to, że Rafael zamierzał to zrobić.
W zamian
pokusił się o coś innego, jak gdyby nigdy nic nachylając się w jej
stronę, by musnąć wargami jej usta – początkowo w ten znajomy, niewinny
sposób, jednak prawie natychmiast coś pomiędzy nimi uległo zmianie. Do tej pory
nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo za nim tęskniła,
niemalże boleśnie reagując na nieobecność. W tamtej chwili jej ciało
zaczęło się wręcz wyrywać do tego, żeby znaleźć się bliżej – tak blisko, jak
tylko będzie to możliwe, niezależnie od konsekwencji. Rafa musiał to wyczuć, bo
uścisk na jej nadgarstkach zelżał, a Elena dosłownie na niego skoczyła,
zarzucając mu ramiona na szyję. Przygarnął ją do siebie, pozwalając na to, żeby
ufnie tuliła się do jego torsu, drżąca i skoncentrowana przede wszystkim
na tym, żeby znaleźć się jak najbliżej. Ciało przy ciele, twarz przy twarzy –
tylko tego chciała, całą sobą chłonąc mieszankę emocji, które musiały narastać w niej
już od dłuższego czasu, chyba jedynie cudem dotychczas nie rozrywając na
kawałki. Nie miała pojęcia, co powinna o tym myśleć, co powiedzieć albo
jak się zachować, ale to wydawało się najmniej istotne. Liczyło się tylko to,
że byli razem, a ona…
– Znowu nie
wiem, co myśleć o twoich emocjach – stwierdził mimochodem Rafael, a ona
prychnęła, nie mogąc uwierzyć w to, że w takiej sytuacji mógłby
chcieć rozmawiać.
– Mam
ochotę cię zabić – mruknęła mimochodem, ale jej słowa nie zrobiły na demonie
najmniejszego nawet wrażenia.
– Właśnie
widzę – stwierdził z powątpiewaniem.
Jeszcze
kiedy mówił, nachylił się w jej stronę. Zadrżała niekontrolowanie, gdy
końcówki czarnych piór musnęły jej ramię, skutecznie przyprawiając o dreszcze.
Lekko odchyliła głowę, pozwalając żeby Rafael musnął wargami jej gardło, przez
co serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, tym bardziej, że z perspektywy
jej organizmu, takie postępowanie mogło oznaczać tylko jedno. Oczywiście demon
nawet nie próbował się posilać, ale i tak poczuła się jeszcze bardziej
spięta i… na swój sposób podekscytowana.
Nie, wcale
nie miała szczególnej ochoty na to, żeby pokusić się o otwarcie żył. Wręcz
przeciwnie – jakaś jej cząstka liczyła na to, że sprawy będą miały się w o niebo
lepszy sposób i to on nakarmi ją.
– Skąd
wiedziałeś, gdzie jestem? – zapytała pośpiesznie, chcąc zyskać na czasie.
Pośpiesznie
uciekła wzrokiem gdzieś w bok, nie chcąc ryzykować, że Rafael zauważy,
czego mogłaby pragnąć. Miriam zdążyła jasno dać im do zrozumienia, że nie
powinni tego robić – i to zwłaszcza teraz, kiedy już zdążyła przyzwyczaić
się do jego krwi. To nigdy nie powinno mieć miejsca i sama była w stanie
to zauważyć, czy to patrząc w lustro, czy w chwilach, kiedy to
pragnienie wysuwało się na pierwszy plan – głód, którego nie powinna była i nie
chciała czuć. Pragnęła cieszyć się nim
– jego obecnością, ramionami i tym, że jednak był cały, co w znacznym
stopniu koiło jej nerwy po tym, jak zdecydował się tak po prostu ją zostawić, w zamian
próbując zrobić coś, czego sobie nie wyobrażała. Tylko tego powinna była
pragnąć w sytuacji, której mogła go stracić, co wcale nie było takie
nieprawdopodobne, skoro w grę wchodziło spotkanie z Isobel – matką
wampirów, która zdecydowanie nie tolerowała zdrady, której w końcu demon
się dopuścił.
Cholera,
chciała być za to na niego zła. Porządnie mu przyłożyć, by raz na zawsze
zapomniał o tak głupich pomysłach, zwłaszcza będąc z nią i wiedząc,
jak bardzo go potrzebowała. Sama nie była święta, wciąż pozostając egoistką,
ale… czy to było złe? Chyba w tym jednym wypadku, kiedy w grę
wchodziła ni mniej, ni więcej, ale po prostu miłość, miała do tego prawo.
Chciała, żeby tak właśnie było, niezależnie od tego, co mógłby sobie pomyśleć
Rafael albo ktokolwiek inny. Zbyt długo oboje błądzili w ciemnościach, nie
rozumiejąc uczuć, które ostatecznie stało się dla nich wszystkim – a przynajmniej
miała wrażenie, że dla niego znaczyło to równie wiele, co i dla niej.
Odnaleźli się z jakiegoś powodu, a skoro tak, to zdecydowanie nie
zamierzała tego zaprzepaścić – już nigdy więcej.
– Wątpisz w to,
że mógłbym odnaleźć akurat ciebie? Już rozmawiałem z Mirą – oznajmił ze
spokojem. – Wspominała, że zaczęłaś spędzać czas z Lawrence’m, ach…
Ledwo
powstrzymała się przed wywróceniem oczami, zwłaszcza kiedy uprzytomniła sobie,
że taki stan rzeczy najwyraźniej nie do końca go satysfakcjonował. Cóż, trudno,
by tak było w przypadku kogoś, kto lubił mieć wszystko pod kontrolą – w końcu
interwencji L. nie wziął pod uwagę, przed wyjazdem zostawiając ją z własną
siostrą.
– Obaj
jesteście siebie warci – stwierdziła cierpko. – I obaj próbujecie mnie
kontrolować – dodała po chwili.
– Doprawdy?
– Wciąż nie brzmiał na szczególnie zadowolonego, ale wyczuła w jego głosie
nutkę rozbawienia.
– Aha. –
Elena uniosła głowę, by jednak spojrzeć mu w oczy. Para lśniących
tęczówek, barwy czystego nieba, miała w sobie coś hipnotyzującego,
zwłaszcza w ciemnościach. – Możesz sprawdzić główne drzwi… Zamknął je na
klucz, żebym przypadkiem nie zrobiła czegoś głupiego – stwierdziła, nie kryjąc
rozbawienia.
Kąciki ust
Rafaela drgnęły, ale ostatecznie się nie uśmiechnął.
–
Zdecydowanie za mało – oznajmił z powagą. – To jak zostawić najcenniejszy
skarb na widoku i oczekiwać, że nikt nie zwróci na niego uwagi. Chyba
powinienem bardziej docenić Miriam, bo przez cały ten czas miała cię na oku.
Początkowo
nie zrozumiała pełnego sensu jego wypowiedzi, myślami blisko i daleko
zarazem, bo koncentrowała się tylko i wyłącznie na nim. Nie miała pojęcia,
co takiego powinna mu powiedzieć, żeby choć po części przekazać to, że mogłaby
tęsknić i zarazem nie zostać wyśmianą, tym bardziej, że okazywanie emocji
wciąż nie było w jego stylu – nie w takim stopniu, jak mogłaby tego
oczekiwać. Miała wrażenie, że w wielu kwestiach wciąż pozostawał zaskakująco
ograniczony, chociaż i z tym radzili sobie lepiej. Nie chciała
zastanawiać się nad tym, jak to wyglądało przed jego zniknięciem, kiedy tak
bardzo irytował ją przedmiotowym traktowaniem; to nie było ważne, przynajmniej
na razie, kiedy zamierzała się przede wszystkim cieszyć wzajemną bliskością.
Wymaganie czegokolwiek więcej wydawało jej się czymś nienaturalnym i niewdzięcznym,
co nie powinno mieć racji bytu, chociaż do tej pory nigdy nie zawracała sobie
głowy takimi drobiazgami.
Potrzebowała
dłuższej chwili, by zapanować nad mętlikiem w głowie i zwrócić uwagę
na to, co właśnie próbował jej powiedzieć. Serce aż zabiło jej mocniej z podekscytowania,
nie tylko w odpowiedzi na jego słowa – coś, co mogłaby uznać nawet za
romantyczne, co samo w sobie okazało się niezwykłym doświadczeniem. Inną
kwestię stanowiło to, że demon najpewniej doskonale zdawał sobie sprawę z tego,
gdzie przez cały ten czas się znajdowała, co robiła i gdzie powinien jej
szukać. Mogła przewidzieć, że Miriam tak po prostu nie zignoruje rozkazów
Rafaela, nawet mimo braku współpracy z jej strony robiąc wszystko, byleby
móc mieć ją na oku. To wyjaśniało wiele, również obecność Ravena, który
najwyraźniej reagował nie tylko na Rafę, w tamtym lesie najzwyczajniej w świecie
ją śledząc.
– Po co ten
SMS, co? – zapytała z powątpiewaniem, próbując nadążyć za jego tokiem
rozumowania. – Jak znam życie, pewnie w tamtej chwili czatowałeś pod moim
oknem, a jednak…
– Chciałem
sprawdzić, czy mnie okłamiesz – rzucił pogodnym tonem. – Ale zaczęłaś dzwonić…
Może po prostu liczyłem na to, że uda mi się stwierdzić, czy wciąż jesteś na
mnie zła.
– Jestem –
odpowiedziała machinalnie.
Zmrużył
oczy, po czym z uwagą zmierzył ją wzrokiem. Było coś niepokojącego i zarazem
hipnotyzującego w jego spojrzeniu.
– Jakoś
śmiem w to wątpić.
Chciała
zaprotestować, ale to okazało się równie niemożliwe, co i bezsensowne.
Największy problem z Rafaelem polegał na tym, że nawet pomimo tego, że
nadal przychodziło mu z trudem interpretowanie emocji, wiedział o nich
o wiele więcej, aniżeli raczył przyznać. W efekcie potrafił mieszać
jej w głowie, chociaż nie zawsze był tego w pełni świadom…
A może
zawsze był, po prostu udając niewtajemniczonego, żeby w bardziej skuteczny
sposób utrudnić jej życie – w końcu to jak najbardziej byłoby w jego
stylu.
Wciąż o tym
myślała, kiedy jego ramiona bezceremonialnie owinęły się wokół jej talii. Zanim
zdążyła zaprotestować albo odezwać się chociażby słowem, Rafael najzwyczajniej w świecie
porwał ją na ręce, a ona przez kilka niepokojących chwil miała wrażenie,
że demon spróbuje wylecieć z nią przez balkon. Nie lubiła, kiedy działał w aż
tak impulsywny, nieustalony wcześniej sposób, czując się wtedy niewiele pewniej
niż wtedy, gdy oboje znajdowali się w powietrzu. Co prawda zdążyła oswoić
się z lataniem i tym, że mógłby przenosić ją z miejsca na
miejsce, ale w pamięci wciąż miała skutki ich pierwszego pocałunku – to,
jak cisnął nią o ziemię z kilku ładnych metrów. Kto jak kto, ale
Elena zdecydowanie miała powody do tego, żeby obawiać się latania z tym
konkretnym demonem, nawet pomimo tego, jak wiele się pomiędzy nimi zmienił.
Z tym, że
Rafael nie zamierzał nigdzie jej zabierać, co przyjęła z nieskrywaną wręcz
ulgą. W zamian demon bezceremonialnie ruszył w stronę drzwi sypialni,
w zaledwie kilka sekund dopadając do pomieszczenia. Serce zabiło jej
szybciej ze zdenerwowania, przez co przez dłuższą chwilę miała problem z tym,
żeby złapać oddech. Z niejaką obawą spojrzała na wielkie łóżko, gdzie
dopiero co leżała, użalając się nad sobą i nad tym, że nie miała przy
sobie kogoś, kto mógłby objąć. Teraz to uległo zmianie, ale i tak poczuła
się dziwnie, kiedy Rafa tak nagle znalazł się tuż obok. Wciąż ją obejmował,
jakby chcąc upewnić się, że była prawdziwa – i że naprawdę mogłaby leżeć
tuż obok, cała i zdrowa, dokładnie tak, jak ją zostawił. Dotykał jej, a w sposobie,
w jaki nagle wyciągnął dłoń, by musnąć palcami jej policzek, wyczuła swego
rodzaju fascynację i niepokój, zupełnie jakby sam nie miał pewności co do
tego, co i dlaczego czuł. Wszystko w nim do niej lgnęło i to na
swój sposób wydało jej się… niezwykłe.
– No co? –
zapytała, uśmiechając się blado.
Rafael zamrugał,
jakby wyrwany z transu, po czym skoncentrował wzrok na jej twarzy. Wydał
jej się bardziej przytomny, chociaż i tak wyczuwała w nim dystans,
którego w żaden sposób nie potrafiła zrozumieć. Myślami był gdzieś daleko,
a ona nie miała pewności, co tak naprawdę powinna o jego zachowaniu
myśleć.
– Nic
takiego – zapewnił, ale wyczuła w jego głosie wahanie. – Po prostu nie
sądziłem, że…
– Że co? –
ponagliła, nie mogąc się powstrzymać.
Rzucił jej
poirytowane spojrzenie, które jednoznacznie utwierdziło Elenę w przekonaniu,
że nie zamierzał tak po prostu zrezygnować kontroli nad sytuacją. To, że
mogłaby mu przerwać, wciąż nie wchodziło w grę, chociaż przynajmniej nie
próbował na nią warczeć albo jakkolwiek okazywać niezadowolenia.
– Nie
sądziłem – powtórzył z naciskiem – że mógłbym za tym tęsknić… Za tobą. I za
czuciem – wyjaśnił, ostrożnie dobierając słowa. – Szczerze powiedziawszy… przez
jakiś czas brałem pod uwagę to, że wszystko zniknie, jeśli znajdę się daleko.
Tak po prostu – przyznał.
Elena
zamarła w bezruchu, przez dłuższą chwilę czując się tak, jakby ktoś
wpuścił jej do krwiobiegu lodowatą wodę. Oddech jeszcze bardziej jej
przyśpieszył, tym bardziej, że zdecydowanie nie to spodziewała się usłyszeć – a już
zwłaszcza nie w taki sposób. Nie chciała nawet zastanawiać się nad tym, co
by się stało, gdyby jednak było tak, jak mówił, a odległość sprawiła, że
zaprzepaściliby wszystko, co do tej pory zdołali osiągnąć. Wcześniej nie
myślała takimi kategoriami, bardziej przejmując się tym, jak bardzo ryzykował i co
mogło się z tym wiązać. Nie miała pewności, jak powinna zachować się w obecnej
sytuacji, ale…
– A ty?
– wyszeptała, ostrożnie dobierając słowa. Wypowiedzenie każdego kolejnego
wyrazu kosztowało ją mnóstwo energii, tym bardziej, że chciała zapanować nad
sobą na tyle, by nie okazywać rozżalenia czy strachu. – Rozczarowałeś się tym,
że jednak nie…
– O co
próbujesz mnie pytać, lilan? – Tym
razem to on jej przerwał, ale nie poczuła się tym szczególnie zaskoczona;
zdążyła zauważyć, że wiele zasad, które narzucał niej, przestawało mieć rację
bytu, kiedy dotyczyły jego osoby. No cóż, to było do przewidzenia. – Już raz
przeprowadzaliśmy rozmowę na temat tego, czy moje uczucia są sztuczne. Nie, nie
są… A odległość nie zmieniła niczego. – Rafael lekko zmarszczył brwi. –
Chyba, że to ty zaczynasz się męczyć w tym, co jest między nami. W takim
wypadku… Cóż, może nabrałoby to dla mnie sensu.
Z wrażenia
aż otworzyła usta, bo zdecydowanie nie spodziewała się takiego oskarżenia
akurat z jego strony. Spojrzała na niego z niedowierzaniem,
początkowo chcąc zaprotestować albo od razu go zabić, ale w ostatniej
chwili się przed tym powstrzymała. Jakiekolwiek słowa wydały jej się zbędne,
tym bardziej, że już zdążyła przekonać się, iż nie wyrażały wszystkiego tak,
jak mogłaby tego oczekiwać. To czyny tak naprawdę się liczyły, a ona miała
okazję przekonać się o tym wielokrotnie w ostatnim czasie, zwłaszcza
przy nim, bo wymagał od niej o wiele więcej, aniżeli ktokolwiek inny do
tej pory.
Bez słowa
podniosła się, by móc usiąść inaczej. Zauważyła, że przez jego twarz przemknął
cień, co chyba znaczyło, że na ułamek sekundy w nią zwątpił – a także
w odpowiedź, której mogłaby mu udzielić. Zanim zdążył zareagować, usiadła
na nim okrakiem, korzystając z okazji do tego, żeby znaleźć się na górze.
Nachyliła się w jego stronę, pozwalając żeby końcówki włosów musnęły bladą
twarz demona. Lekko zmrużyła oczy, uważnie mu się przypatrując i z o wiele
mniejszą od niego wprawą próbując ocenić, co takiego musiał sobie myśleć albo
czuć. Nie była w tym aż taka dobra, jak mogłaby tego oczekiwać, ale im dłużej
myślała, tym pewniejsza swojego postępowania była – i to zwłaszcza tutaj, w pustym
mieszkaniu, gdzie oboje chociaż raz mogli pobyć w normalnych warunkach,
zamiast błąkać się po lesie albo okolicach kapliczki.
Jesteście w sypialni. Znowu… Nie
spieprz tego!, warknęła na siebie w duchu, chociaż obawiała się, że
prawdziwy problem tak naprawdę wcale nie musiał leżeć po jej stronie. Wszystko
zależało od Rafaela, chociaż nie wyczuła szczególnych protestów z jego
strony, kiedy zdecydowała się nachylić, by móc musnąć wargami jego usta –
najpierw raz, a potem kolejny, w miarę jak zaczęła dążyć do tego,
żeby ich usta znalazły wspólny, znajomy już rytm. Pomógł jej w tym, co
przyjęła z ulgą, tym bardziej, że jeszcze jakiś czas temu całowanie tego
demona stanowiło dość… ryzykowne zajęcie.
– To ma być
odpowiedź? – zapytał z powątpiewaniem Rafa, ale puściła jakiekolwiek
oznaki złośliwości mimo uszu. Pod tym względem byli do siebie bardzo podobni.
– Możliwe –
odpowiedziała wymijająco. Znowu go pocałowała, próbując wykrzesać zarówno z siebie,
jak i z niego, przynajmniej odrobinę należytego entuzjazmu. Cóż, to
wcale nie było takie trudne, chociaż… – Tęskniłam – przyznała zgonie z prawdą,
samą siebie zaskakując tym, że w ogóle mogłaby zdobyć się na takie wyzwanie.
– Ach, tak…
Rafael się
uśmiechnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz