30 lipca 2016

Dwieście sześćdziesiąt jeden

Elena
W pierwszym odruchu nie chciała odpowiadać – z czystej złośliwości, tylko po to, by odbić się na Rafaelu za to, że mógłby tak po prostu ją zostawić. To byłoby w jej stylu, a przynajmniej w ten sposób zachowałaby się dawna Elena, chcąc jak najbardziej zajść za skórę komuś, kto śmiał jej podpaść. W przypadku tego konkretnego nieśmiertelnego wszystko było inne, a ona nie wyobrażała sobie tego, że mogłaby tak po prostu udawać, że wcale nie jest zainteresowana jego pojawieniem się.
Ręce dziwnie jej drżały, kiedy zamiast odpisać, w pośpiechu wyszukała odpowiedni kontakt, decydując się na połączenie. Przycisnęła telefon do ucha, mimowolnie krzywiąc się w odpowiedzi na powtarzający się, przenikliwy sygnał wołania. Miała wrażenie, że trafi ją szlag i najzwyczajniej w świecie ciśnie komórką przez cały pokój, gdy w pewnym momencie połączenie najzwyczajniej w świecie zostało odrzucone, co chyba znaczyło, że Rafa zamierzał podręczyć ją w niemniejszym stopniu, co i ona mogłaby jego.
Tak pogrywasz?, pomyślała z irytacją, w pełni już rozbudzona. Z wrażenia aż usiadła i odrzuciwszy telefon na bok, poderwała się na równe nogi, by móc zacząć nerwowo krążyć tam i z powrotem. Przez myśl przeszło jej to, iż prawdopodobne mogłoby być to, że coś się stało i nie mógł z nią normalnie porozmawiać, ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie takie rozwiązanie. Musiało chodzić o coś innego – chociażby o to, że doskonale bawił się jej kosztem. Albo obawiał się tego, że będzie zła, chociaż szczerze wątpiła w to, żeby akurat Rafael szczególnie przejmował się jej nastrojem, o strachu nie wspominając. Mogła tylko zgadywać, ale…
Jakiś dźwięk wyrwał ją z zamyślenia, skutecznie sprowadzając na ziemię. To był stukot – niepozorny, ale wyraźny dla kogoś, kto mógł pochwalić się wyostrzonymi zmysłami, aż nazbyt wyraźny. Zesztywniała i napiąwszy mięśnie, po cichu wyślizgnęła się z pokoju, żeby móc rozejrzeć się po mieszkaniu. Uważnie wodziła wzrokiem na prawo i lewo, chociaż podświadomie czuła, że jest sama, przynajmniej na razie. Inną kwestie stanowiło to, że ktoś mógłby próbować dostać się do środka, tym bardziej, że Lawrence miał klucze. Teoretycznie powinien był ją uspokoić fakt, że gdyby miała do czynienia z nieśmiertelnym, pewnie już dawno przestałby bawić się w uprzejmości i po prostu siłą wtargnął do środka, ale wcale nie poczuła się dzięki tej myśli lepiej. Wręcz przeciwnie – z jakiegoś powodu serce zabiło jej szybciej ze zdenerwowania, tym bardziej, że doskonale pamiętała, że Hunter potrafił być okrutny, zwłaszcza kiedy postanowił zabawić się ze swoją ofiarą.
Napięła mięśnie, przez moment niemalże spodziewając się tego, że usłyszy trzepot skrzydeł albo w ciemnościach zauważy charakterystyczną dla demona sylwetkę. Weź się w garść, nakazała sobie stanowczo, ale to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby tego oczekiwać. Była do tego stopnia pełna wątpliwości i spięta, że przechodząc obok przeszklonych, prowadzących na balkon drzwi, omal nie wyszła z siebie na widok czerniącej się na zewnątrz postaci. Chyba krzyknęła, a przynajmniej tak jej się wydawało, tym bardziej, że w ułamek sekundy później intruz przemieścił się, bez trudu rozsunął drzwi, a już w następnej chwili bezceremonialnie przycisnął zaskoczoną Elenę do ściany.
– Wciąż źle – usłyszała i to wystarczyło, żeby wszystko po raz kolejny uległo zmianie.
Strach ustąpił miejsca gniewowi, który na dłuższą chwilę przysłonił wszystko inne. Z wrażenia aż otworzyła usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Aż zagotowało się w niej z irytacji oraz swego rodzaju niedowierzania, zwłaszcza kiedy uprzytomniła sobie, co takiego właśnie się działo. Przesunęła się, próbując oswobodzić rękę i wręcz marząc o tym, by z całej siły uderzyć niczego niespodziewającego się Rafaela w twarz, ten jednak nie zamierzał dać jej po temu okazji.
– Ty… – wysyczała, kiedy bezceremonialnie chwycił ją za nadgarstki, jakby od niechcenia unieruchamiając obie jej ręce tuż nad głową.
– Coś nie tak, lilan? – odpowiedział ze spokojem, a ona w mroku dostrzegła jego cyniczny uśmieszek.
Coś w tym jednym słowie – tym, że tak po prostu nazywał ją „najdroższą”, bez cienia rozbawienia, złośliwości czy czegokolwiek, co umniejszyłoby wagę tego słowa – momentalnie sprawiło, że pomimo usilnych starań nie potrafił się na niego wściekać. Wypuściła powietrze ze świstem, przez kilka następnych sekund walcząc nad złapaniem oddechu i doprowadzeniem się do porządku. Spróbowała się przesunąć, zarazem zmuszając go do tego, by chociaż odrobinę poluzował uścisk, ale nic nie wskazywało na to, że Rafael zamierzał to zrobić.
W zamian pokusił się o coś innego, jak gdyby nigdy nic nachylając się w jej stronę, by musnąć wargami jej usta – początkowo w ten znajomy, niewinny sposób, jednak prawie natychmiast coś pomiędzy nimi uległo zmianie. Do tej pory nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo za nim tęskniła, niemalże boleśnie reagując na nieobecność. W tamtej chwili jej ciało zaczęło się wręcz wyrywać do tego, żeby znaleźć się bliżej – tak blisko, jak tylko będzie to możliwe, niezależnie od konsekwencji. Rafa musiał to wyczuć, bo uścisk na jej nadgarstkach zelżał, a Elena dosłownie na niego skoczyła, zarzucając mu ramiona na szyję. Przygarnął ją do siebie, pozwalając na to, żeby ufnie tuliła się do jego torsu, drżąca i skoncentrowana przede wszystkim na tym, żeby znaleźć się jak najbliżej. Ciało przy ciele, twarz przy twarzy – tylko tego chciała, całą sobą chłonąc mieszankę emocji, które musiały narastać w niej już od dłuższego czasu, chyba jedynie cudem dotychczas nie rozrywając na kawałki. Nie miała pojęcia, co powinna o tym myśleć, co powiedzieć albo jak się zachować, ale to wydawało się najmniej istotne. Liczyło się tylko to, że byli razem, a ona…
– Znowu nie wiem, co myśleć o twoich emocjach – stwierdził mimochodem Rafael, a ona prychnęła, nie mogąc uwierzyć w to, że w takiej sytuacji mógłby chcieć rozmawiać.
– Mam ochotę cię zabić – mruknęła mimochodem, ale jej słowa nie zrobiły na demonie najmniejszego nawet wrażenia.
– Właśnie widzę – stwierdził z powątpiewaniem.
Jeszcze kiedy mówił, nachylił się w jej stronę. Zadrżała niekontrolowanie, gdy końcówki czarnych piór musnęły jej ramię, skutecznie przyprawiając o dreszcze. Lekko odchyliła głowę, pozwalając żeby Rafael musnął wargami jej gardło, przez co serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, tym bardziej, że z perspektywy jej organizmu, takie postępowanie mogło oznaczać tylko jedno. Oczywiście demon nawet nie próbował się posilać, ale i tak poczuła się jeszcze bardziej spięta i… na swój sposób podekscytowana.
Nie, wcale nie miała szczególnej ochoty na to, żeby pokusić się o otwarcie żył. Wręcz przeciwnie – jakaś jej cząstka liczyła na to, że sprawy będą miały się w o niebo lepszy sposób i to on nakarmi ją.
– Skąd wiedziałeś, gdzie jestem? – zapytała pośpiesznie, chcąc zyskać na czasie.
Pośpiesznie uciekła wzrokiem gdzieś w bok, nie chcąc ryzykować, że Rafael zauważy, czego mogłaby pragnąć. Miriam zdążyła jasno dać im do zrozumienia, że nie powinni tego robić – i to zwłaszcza teraz, kiedy już zdążyła przyzwyczaić się do jego krwi. To nigdy nie powinno mieć miejsca i sama była w stanie to zauważyć, czy to patrząc w lustro, czy w chwilach, kiedy to pragnienie wysuwało się na pierwszy plan – głód, którego nie powinna była i nie chciała czuć. Pragnęła cieszyć się nim – jego obecnością, ramionami i tym, że jednak był cały, co w znacznym stopniu koiło jej nerwy po tym, jak zdecydował się tak po prostu ją zostawić, w zamian próbując zrobić coś, czego sobie nie wyobrażała. Tylko tego powinna była pragnąć w sytuacji, której mogła go stracić, co wcale nie było takie nieprawdopodobne, skoro w grę wchodziło spotkanie z Isobel – matką wampirów, która zdecydowanie nie tolerowała zdrady, której w końcu demon się dopuścił.
Cholera, chciała być za to na niego zła. Porządnie mu przyłożyć, by raz na zawsze zapomniał o tak głupich pomysłach, zwłaszcza będąc z nią i wiedząc, jak bardzo go potrzebowała. Sama nie była święta, wciąż pozostając egoistką, ale… czy to było złe? Chyba w tym jednym wypadku, kiedy w grę wchodziła ni mniej, ni więcej, ale po prostu miłość, miała do tego prawo. Chciała, żeby tak właśnie było, niezależnie od tego, co mógłby sobie pomyśleć Rafael albo ktokolwiek inny. Zbyt długo oboje błądzili w ciemnościach, nie rozumiejąc uczuć, które ostatecznie stało się dla nich wszystkim – a przynajmniej miała wrażenie, że dla niego znaczyło to równie wiele, co i dla niej. Odnaleźli się z jakiegoś powodu, a skoro tak, to zdecydowanie nie zamierzała tego zaprzepaścić – już nigdy więcej.
– Wątpisz w to, że mógłbym odnaleźć akurat ciebie? Już rozmawiałem z Mirą – oznajmił ze spokojem. – Wspominała, że zaczęłaś spędzać czas z Lawrence’m, ach…
Ledwo powstrzymała się przed wywróceniem oczami, zwłaszcza kiedy uprzytomniła sobie, że taki stan rzeczy najwyraźniej nie do końca go satysfakcjonował. Cóż, trudno, by tak było w przypadku kogoś, kto lubił mieć wszystko pod kontrolą – w końcu interwencji L. nie wziął pod uwagę, przed wyjazdem zostawiając ją z własną siostrą.
– Obaj jesteście siebie warci – stwierdziła cierpko. – I obaj próbujecie mnie kontrolować – dodała po chwili.
– Doprawdy? – Wciąż nie brzmiał na szczególnie zadowolonego, ale wyczuła w jego głosie nutkę rozbawienia.
– Aha. – Elena uniosła głowę, by jednak spojrzeć mu w oczy. Para lśniących tęczówek, barwy czystego nieba, miała w sobie coś hipnotyzującego, zwłaszcza w ciemnościach. – Możesz sprawdzić główne drzwi… Zamknął je na klucz, żebym przypadkiem nie zrobiła czegoś głupiego – stwierdziła, nie kryjąc rozbawienia.
Kąciki ust Rafaela drgnęły, ale ostatecznie się nie uśmiechnął.
– Zdecydowanie za mało – oznajmił z powagą. – To jak zostawić najcenniejszy skarb na widoku i oczekiwać, że nikt nie zwróci na niego uwagi. Chyba powinienem bardziej docenić Miriam, bo przez cały ten czas miała cię na oku.
Początkowo nie zrozumiała pełnego sensu jego wypowiedzi, myślami blisko i daleko zarazem, bo koncentrowała się tylko i wyłącznie na nim. Nie miała pojęcia, co takiego powinna mu powiedzieć, żeby choć po części przekazać to, że mogłaby tęsknić i zarazem nie zostać wyśmianą, tym bardziej, że okazywanie emocji wciąż nie było w jego stylu – nie w takim stopniu, jak mogłaby tego oczekiwać. Miała wrażenie, że w wielu kwestiach wciąż pozostawał zaskakująco ograniczony, chociaż i z tym radzili sobie lepiej. Nie chciała zastanawiać się nad tym, jak to wyglądało przed jego zniknięciem, kiedy tak bardzo irytował ją przedmiotowym traktowaniem; to nie było ważne, przynajmniej na razie, kiedy zamierzała się przede wszystkim cieszyć wzajemną bliskością. Wymaganie czegokolwiek więcej wydawało jej się czymś nienaturalnym i niewdzięcznym, co nie powinno mieć racji bytu, chociaż do tej pory nigdy nie zawracała sobie głowy takimi drobiazgami.
Potrzebowała dłuższej chwili, by zapanować nad mętlikiem w głowie i zwrócić uwagę na to, co właśnie próbował jej powiedzieć. Serce aż zabiło jej mocniej z podekscytowania, nie tylko w odpowiedzi na jego słowa – coś, co mogłaby uznać nawet za romantyczne, co samo w sobie okazało się niezwykłym doświadczeniem. Inną kwestię stanowiło to, że demon najpewniej doskonale zdawał sobie sprawę z tego, gdzie przez cały ten czas się znajdowała, co robiła i gdzie powinien jej szukać. Mogła przewidzieć, że Miriam tak po prostu nie zignoruje rozkazów Rafaela, nawet mimo braku współpracy z jej strony robiąc wszystko, byleby móc mieć ją na oku. To wyjaśniało wiele, również obecność Ravena, który najwyraźniej reagował nie tylko na Rafę, w tamtym lesie najzwyczajniej w świecie ją śledząc.
– Po co ten SMS, co? – zapytała z powątpiewaniem, próbując nadążyć za jego tokiem rozumowania. – Jak znam życie, pewnie w tamtej chwili czatowałeś pod moim oknem, a jednak…
– Chciałem sprawdzić, czy mnie okłamiesz – rzucił pogodnym tonem. – Ale zaczęłaś dzwonić… Może po prostu liczyłem na to, że uda mi się stwierdzić, czy wciąż jesteś na mnie zła.
– Jestem – odpowiedziała machinalnie.
Zmrużył oczy, po czym z uwagą zmierzył ją wzrokiem. Było coś niepokojącego i zarazem hipnotyzującego w jego spojrzeniu.
– Jakoś śmiem w to wątpić.
Chciała zaprotestować, ale to okazało się równie niemożliwe, co i bezsensowne. Największy problem z Rafaelem polegał na tym, że nawet pomimo tego, że nadal przychodziło mu z trudem interpretowanie emocji, wiedział o nich o wiele więcej, aniżeli raczył przyznać. W efekcie potrafił mieszać jej w głowie, chociaż nie zawsze był tego w pełni świadom…
A może zawsze był, po prostu udając niewtajemniczonego, żeby w bardziej skuteczny sposób utrudnić jej życie – w końcu to jak najbardziej byłoby w jego stylu.
Wciąż o tym myślała, kiedy jego ramiona bezceremonialnie owinęły się wokół jej talii. Zanim zdążyła zaprotestować albo odezwać się chociażby słowem, Rafael najzwyczajniej w świecie porwał ją na ręce, a ona przez kilka niepokojących chwil miała wrażenie, że demon spróbuje wylecieć z nią przez balkon. Nie lubiła, kiedy działał w aż tak impulsywny, nieustalony wcześniej sposób, czując się wtedy niewiele pewniej niż wtedy, gdy oboje znajdowali się w powietrzu. Co prawda zdążyła oswoić się z lataniem i tym, że mógłby przenosić ją z miejsca na miejsce, ale w pamięci wciąż miała skutki ich pierwszego pocałunku – to, jak cisnął nią o ziemię z kilku ładnych metrów. Kto jak kto, ale Elena zdecydowanie miała powody do tego, żeby obawiać się latania z tym konkretnym demonem, nawet pomimo tego, jak wiele się pomiędzy nimi zmienił.
Z tym, że Rafael nie zamierzał nigdzie jej zabierać, co przyjęła z nieskrywaną wręcz ulgą. W zamian demon bezceremonialnie ruszył w stronę drzwi sypialni, w zaledwie kilka sekund dopadając do pomieszczenia. Serce zabiło jej szybciej ze zdenerwowania, przez co przez dłuższą chwilę miała problem z tym, żeby złapać oddech. Z niejaką obawą spojrzała na wielkie łóżko, gdzie dopiero co leżała, użalając się nad sobą i nad tym, że nie miała przy sobie kogoś, kto mógłby objąć. Teraz to uległo zmianie, ale i tak poczuła się dziwnie, kiedy Rafa tak nagle znalazł się tuż obok. Wciąż ją obejmował, jakby chcąc upewnić się, że była prawdziwa – i że naprawdę mogłaby leżeć tuż obok, cała i zdrowa, dokładnie tak, jak ją zostawił. Dotykał jej, a w sposobie, w jaki nagle wyciągnął dłoń, by musnąć palcami jej policzek, wyczuła swego rodzaju fascynację i niepokój, zupełnie jakby sam nie miał pewności co do tego, co i dlaczego czuł. Wszystko w nim do niej lgnęło i to na swój sposób wydało jej się… niezwykłe.
– No co? – zapytała, uśmiechając się blado.
Rafael zamrugał, jakby wyrwany z transu, po czym skoncentrował wzrok na jej twarzy. Wydał jej się bardziej przytomny, chociaż i tak wyczuwała w nim dystans, którego w żaden sposób nie potrafiła zrozumieć. Myślami był gdzieś daleko, a ona nie miała pewności, co tak naprawdę powinna o jego zachowaniu myśleć.
– Nic takiego – zapewnił, ale wyczuła w jego głosie wahanie. – Po prostu nie sądziłem, że…
– Że co? – ponagliła, nie mogąc się powstrzymać.
Rzucił jej poirytowane spojrzenie, które jednoznacznie utwierdziło Elenę w przekonaniu, że nie zamierzał tak po prostu zrezygnować kontroli nad sytuacją. To, że mogłaby mu przerwać, wciąż nie wchodziło w grę, chociaż przynajmniej nie próbował na nią warczeć albo jakkolwiek okazywać niezadowolenia.
– Nie sądziłem – powtórzył z naciskiem – że mógłbym za tym tęsknić… Za tobą. I za czuciem – wyjaśnił, ostrożnie dobierając słowa. – Szczerze powiedziawszy… przez jakiś czas brałem pod uwagę to, że wszystko zniknie, jeśli znajdę się daleko. Tak po prostu – przyznał.
Elena zamarła w bezruchu, przez dłuższą chwilę czując się tak, jakby ktoś wpuścił jej do krwiobiegu lodowatą wodę. Oddech jeszcze bardziej jej przyśpieszył, tym bardziej, że zdecydowanie nie to spodziewała się usłyszeć – a już zwłaszcza nie w taki sposób. Nie chciała nawet zastanawiać się nad tym, co by się stało, gdyby jednak było tak, jak mówił, a odległość sprawiła, że zaprzepaściliby wszystko, co do tej pory zdołali osiągnąć. Wcześniej nie myślała takimi kategoriami, bardziej przejmując się tym, jak bardzo ryzykował i co mogło się z tym wiązać. Nie miała pewności, jak powinna zachować się w obecnej sytuacji, ale…
– A ty? – wyszeptała, ostrożnie dobierając słowa. Wypowiedzenie każdego kolejnego wyrazu kosztowało ją mnóstwo energii, tym bardziej, że chciała zapanować nad sobą na tyle, by nie okazywać rozżalenia czy strachu. – Rozczarowałeś się tym, że jednak nie…
– O co próbujesz mnie pytać, lilan? – Tym razem to on jej przerwał, ale nie poczuła się tym szczególnie zaskoczona; zdążyła zauważyć, że wiele zasad, które narzucał niej, przestawało mieć rację bytu, kiedy dotyczyły jego osoby. No cóż, to było do przewidzenia. – Już raz przeprowadzaliśmy rozmowę na temat tego, czy moje uczucia są sztuczne. Nie, nie są… A odległość nie zmieniła niczego. – Rafael lekko zmarszczył brwi. – Chyba, że to ty zaczynasz się męczyć w tym, co jest między nami. W takim wypadku… Cóż, może nabrałoby to dla mnie sensu.
Z wrażenia aż otworzyła usta, bo zdecydowanie nie spodziewała się takiego oskarżenia akurat z jego strony. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, początkowo chcąc zaprotestować albo od razu go zabić, ale w ostatniej chwili się przed tym powstrzymała. Jakiekolwiek słowa wydały jej się zbędne, tym bardziej, że już zdążyła przekonać się, iż nie wyrażały wszystkiego tak, jak mogłaby tego oczekiwać. To czyny tak naprawdę się liczyły, a ona miała okazję przekonać się o tym wielokrotnie w ostatnim czasie, zwłaszcza przy nim, bo wymagał od niej o wiele więcej, aniżeli ktokolwiek inny do tej pory.
Bez słowa podniosła się, by móc usiąść inaczej. Zauważyła, że przez jego twarz przemknął cień, co chyba znaczyło, że na ułamek sekundy w nią zwątpił – a także w odpowiedź, której mogłaby mu udzielić. Zanim zdążył zareagować, usiadła na nim okrakiem, korzystając z okazji do tego, żeby znaleźć się na górze. Nachyliła się w jego stronę, pozwalając żeby końcówki włosów musnęły bladą twarz demona. Lekko zmrużyła oczy, uważnie mu się przypatrując i z o wiele mniejszą od niego wprawą próbując ocenić, co takiego musiał sobie myśleć albo czuć. Nie była w tym aż taka dobra, jak mogłaby tego oczekiwać, ale im dłużej myślała, tym pewniejsza swojego postępowania była – i to zwłaszcza tutaj, w pustym mieszkaniu, gdzie oboje chociaż raz mogli pobyć w normalnych warunkach, zamiast błąkać się po lesie albo okolicach kapliczki.
Jesteście w sypialni. Znowu… Nie spieprz tego!, warknęła na siebie w duchu, chociaż obawiała się, że prawdziwy problem tak naprawdę wcale nie musiał leżeć po jej stronie. Wszystko zależało od Rafaela, chociaż nie wyczuła szczególnych protestów z jego strony, kiedy zdecydowała się nachylić, by móc musnąć wargami jego usta – najpierw raz, a potem kolejny, w miarę jak zaczęła dążyć do tego, żeby ich usta znalazły wspólny, znajomy już rytm. Pomógł jej w tym, co przyjęła z ulgą, tym bardziej, że jeszcze jakiś czas temu całowanie tego demona stanowiło dość… ryzykowne zajęcie.
– To ma być odpowiedź? – zapytał z powątpiewaniem Rafa, ale puściła jakiekolwiek oznaki złośliwości mimo uszu. Pod tym względem byli do siebie bardzo podobni.
– Możliwe – odpowiedziała wymijająco. Znowu go pocałowała, próbując wykrzesać zarówno z siebie, jak i z niego, przynajmniej odrobinę należytego entuzjazmu. Cóż, to wcale nie było takie trudne, chociaż… – Tęskniłam – przyznała zgonie z prawdą, samą siebie zaskakując tym, że w ogóle mogłaby zdobyć się na takie wyzwanie.
– Ach, tak…
Rafael się uśmiechnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa