27 czerwca 2016

Dwieście trzydzieści trzy

Claire
Nie miała pewności, kiedy i dlaczego do tego doszła – w pewnym momencie po prostu poczuła ciepłe wargi Setha na swoich własnych. Nie potrafiła nawet określić, które z nich jako pierwsze podjęło decyzję, choć podejrzewała, że to mimo wszystko musiał być chłopak – sama nigdy nie znalazłaby w sobie dość odwagi, żeby zdecydować się na pocałunek. Wiedziała jedynie, że wszystko potoczyło się bardzo szybko, a ona nagle znalazła się w sytuacji, w której nie była od bardzo dawna, w zasadzie od chwili, w której naiwnie pozwoliła na jakiekolwiek pieszczoty Deanowi.
Mimowolnie pomyślała o tym, że chyba powinna być przerażona, jednak nic podobnego nie miało miejsca. Niechciane myśli majaczyły gdzieś na granicy jej świadomości, ale nie okazały się aż tak uciążliwe, jak mogła się tego spodziewać. Całowała się i to było dobre, choć początkowo ograniczała się wyłącznie do trwania w bezruchu i czekania na coś, czego nawet nie potrafiła sprecyzować. Kolejne sekundy mijały i wcale nie widziała powodu, dla którego miała się odsuwać, być może zbytnio zaskoczona, by zdobyć się na jakąkolwiek mniej lub bardziej przemyślaną reakcję. Jakby tego było mało, podświadomie czuła, że postępowała słusznie i w jakimś stopniu sama tego chciała, co jeszcze jakiś czas temu irracjonalnym wydawało jej się to, że mogłaby być pożądaną przez mężczyznę – i zarazem samej również pragnąc bliskości.
Pocałunek okazał się słodki i na swój sposób nieporadny, a ona czuła się niewiele pewniej niż za pierwszym razem, kiedy pozwoliła zaskoczyć się Deanowi. Była trochę jak nieporadne dziecko, postawione w całkowicie obcej sytuacji, choć – paradoksalnie – mimo wszystko wiedziała, co powinna robić. Potrzebowała dłuższej chwili, by zdobyć się na reakcje, jednak kiedy przyszło co do czego, nie poczuła najmniejszego nawet oporu przed odwzajemnieniem pieszczoty, zupełnie machinalnie próbując się dostosować do rytmu, który wydał jej się właściwy. To było proste i nie wymagało myślenia, a jedynie zdania się na własne, wciąż lekko zesztywniałe ciało. Strach zszedł gdzieś na dalszy plan, a ona choć przez moment poczuła się dobrze, jakby faktycznie wszystko to, co Seth próbował osiągnąć w jej przypadku od chwili pierwszego spotkania, miało jakikolwiek sens.
Och, być może faktycznie tak było. Już od jakiegoś czasu stopniowo oswajała się z myślą o tym, że pomimo jego umiejętności, przez większość czasu był zwykłym, ludzkim chłopakiem – kimś, kogo nie musiała się obawiać i kto nie chciał jej skrzywdzić. Już nie uciekała i aż tak bardzo nie zależało jej na utrzymaniu dzielącego ich dystansu, co samo w sobie wydało jej się znaczącym postępem. Ba! Ostatecznie zdecydowała się na to, żeby z czegokolwiek mu się zwierzyć, a to również wydało jej się dość istotne. Teraz wystarczyło uwierzyć i posunąć się jeszcze dalej, choć raz w życiu dając sobie szansę na to, żeby poznać coś nowego – zaufać, choć Dean zniszczył w niej dość, by miała prawo do obaw. Seth próbował to naprawić, być może z powodu magii, ale nie sądziła, by to stanowiło najważniejszą kwestię. Zasłużył chociaż na tyle, choć wcale nie uważała tego, żeby pocałunek był wymuszoną formą rekompensaty za cokolwiek. Chciała tego, co się działo, niezależnie od tego, jak szalone by się to nie wydawało. Miała wrażenie, że to ważne i że powinna spróbować się temu poddać, nawet jeśli kwestia emocji nadal stanowiła dla niej dość skomplikowaną kwestię, której w pełni nie rozumiała.
Miała wrażenie, że wszystko trwało całą wieczność, jakby czas się zatrzymał, a cały wszechświat skurczył do ich dwójki i tego jednego pocałunku. Zdawała sobie sprawę z tego, że to niemożliwe, przynajmniej z naukowego punktu widzenia, ale właśnie w ten sposób się poczuła, niemalże całą sobą chłonąc wszystko to, co działo się wokół niej. Miała wrażenie, że jej zmysły się wyostrzyły, a umysł dokładnie przetwarza każdy, nawet najmniej istotny bodziec; analizowała, stresowała się i pomimo tego w głowie miała pustkę, co nie zdarzało jej się często. Zwykle nie miała najmniejszych problemów z zadecydowaniem o tym, jak i dlaczego powinna zareagować, opierając się na wiedzy z książek i własnych przeczuciach. Z uczuciami było inaczej, bo ich nie dało się nauczyć czy tak po prostu zrozumieć – i to zwłaszcza w przypadku kogoś, kto dotychczas nie miał z nimi do czynienia. Nie miała doświadczenia, pomimo swojego wieku nadal czując się trochę jak dziecko, które dopiero wkraczało w świat dorosłych i to nawet pomimo swojej – jak przecież doskonale zdawała sobie sprawę – nieprzeciętnej wiedzy.
To Seth jako pierwszy odsunął ją od siebie, wyraźnie spięty i – co uświadomiła sobie nagle – wyraźnie zażenowany. Jego reakcja ją zaskoczyła, jednak nie odezwała się nawet słowem, skoncentrowana na próbach wyrównania przyśpieszonego oddechu. Serce waliło jej w przyśpieszonym, nierównym tempie, przez co nie była w stanie skoncentrować się na niczym, prócz próbie zapanowania nad emocjami i własnym ciałem.
– Przepraszam… – doszedł ją głos zmiennokształtnego. Zaskoczył ją, sprawiając, że aż uniosła brwi ku górze, co najmniej wytrącona z równowagi jego reakcją. – Ja nie… Nie powinienem był, prawda? – zapytał cicho, a ją coś ścisnęło w gardle, chociaż sama nie była pewna dlaczego.
– Nie… – Potrząsnęła głową, dopiero po dłuższej chwili orientując się, jak to zabrzmiało. Wyczuła się spiął, przez moment wyglądając na chętnego, żeby w popłochu się odsunąć, więc dla pewności chwyciła go za rękę. – Mam na myśli, że nic się nie stało. To… Jest okej, w porządku?
– Tak uważasz? – wyrwało mu się i wyczuła, że jest zaskoczony.
Z wolna skinęła głową, sama niepewna tego kiedy i dlaczego sprawy aż do tego stopnia uległy zmianie. Trzymali się blisko i to wydawało jej się właściwe, nawet pomimo tego, że nadal czuła się dziwnie roztrzęsiona. Jak długo wszystko było w porządku, mogła przynajmniej założyć, że nie ma powodów do obaw. Pragnęła się tego trzymać, całą sobą walcząc o to, żeby dać mu choć cień nadziei; nie wiedziała, czy robi dobrze i czy wkrótce nie wrócą do punktu wyjścia, ale… musiała przynajmniej spróbować.
– Jest w porządku – powtórzyła i w tamtej chwili nawet samą siebie przekonała do tego, że mówi szczerze.
Poczuła, że uścisk w jej gardle powoli się rozluźnia, a jej coraz łatwiej przychodzi swobodne oddychanie. Przełknęła z trudem, po czym zmusiła się do tego, żeby spojrzeć chłopakowi w oczy, mimowolnie zauważając, że spoglądał na nią w pełen fascynacji i samozadowolenia sposób.
Kiedy do tego wszystkiego się uśmiechnął, a ona mimo upływu czasu nie poczuła, że powinna się odsunąć, doszła do wniosku, że jednak nie było aż tak źle, jak mogłaby sądzić.
Leah
Szła szybko, nawet nie próbując oglądać się za siebie. Star dreptała tuż przy niej, bez trudu utrzymując szybkie, narzucone przez Leę tempo. Początkowo ją to irytowało, bo po cichu liczyła na to, że pies da jej spokój i zajmie się sobą, jednak po dłuższej chwili doszła do wniosku, że tak naprawdę jest jej wszystko jedno. Samo zwierzę wydawało się wyczuwać, że jego towarzyszka nie jest w szczególnym nastroju do wygłupów, bo zachowywało się wyjątkowo spokojnie. Z drugiej strony, Seth nie kłamał, a Star zawsze wydawała się jej obawiać, postępując w dość posłuszny, znośny sposób, co chcąc nie chcąc musiała przyznać.
Krótko spojrzała na psa, ostatecznie koncentrując wzrok na ziemi pod swoimi stopami. Nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić tego, jak się czuła, po części wciąż rozdrażniona myślą o tym, że zostawiła własnego brata z córką wampirów, ale z drugiej strony… To było jego wpojenie. Powoli zaczynała nienawidzić tego słowa i związanych z nimi konsekwencji, ale jej podejście nie było w stanie zmienić prawdy. Mogła wściekać się z powodu tak znaczącej ingerencji w życie, braku alternatyw i cierpienia, które z powodzeniem mogła zgotować wpojonemu wilkowi druga połówka, ale…
Och, to chyba był jakiś koszmar. Sądziła, że po tym, jak Renesmee udało się zerwać z Jacobem, już więcej nie będzie musiała przypatrywać się tak choremu związkowi – czemuś sprzecznemu z naturą, czego w żaden sposób nie potrafiła zrozumieć. Nie była w stanie zaakceptować samej tylko perspektywy związku Blacka z Cullenówną, choć nie zaprzeczała, że to, jak zachowała się podczas ogniska siedem lat wcześniej, nie było najrozsądniejszą rzeczą, jaką zrobiła w życiu. Sama nie była pewna, co takiego podkusiło ją, kiedy impulsywnie pocałowała Jacoba, po cichu licząc na to, że gdy pół-wampirzyca to zobaczy, sama zrozumie, że pewne związki po prostu nie miały rację bytu. Z samym Jake’m nie łączyło ją nic, może pomijając jakiś zawiły rodzaj przyjaźni, do której żadne z nich nie chciało się przyznać w otwarty sposób. W zasadzie do tej pory chciało jej się histerycznie śmiać, kiedy przypomniała sobie minę Blacka i jego reakcję na tamten pocałunek. Trudno było jej stwierdzić, czy bardziej się zdenerwował, czy może poczuł zażenowany, wyglądając na chętnego tłumaczyć się i przepraszać, jakby czymkolwiek zawinił. „Nie, sorry, Leah, ale nie jestem robą zainteresowany” – wydawała się sugerować jego mina, a ona nie wierzyła, że podobny scenariusz mógł przyjść wilkołakowi do głowy. Nie, sama nigdy względem niego nic nie czuła, sercem chyba wciąż będąc przy Samie, choć już na długo przed tym, jak Emily wydała na świat dziecko, przestała tak bardzo rozpamiętywać to, jak bardzo ta dwójka ją zraniła – czy też raczej wpojenie, choć trudno było obwiniać pradawną magię, która nawet nie była materialna.
Tak czy inaczej, miała dość powodów, by nie potrafić zaakceptować wpojenia, a już zwłaszcza takiego, które wiązało krwiopijcę ze zmiennokształtnym – a więc naturalnych wrogów, bo jej plemię od zawsze istniało po to, żeby tępić Zimnych Ludzi. Na bogów, gdzie w takim razie leżał sens tego związku, skoro podania mówiły o przetrwaniu gatunku i przekazywania najsilniejszych genów? W bajkach to brzmiało piękne, jak coś idealnego, czego doskonałości nie dało się w żaden sposób zaburzyć. Nikt nigdy nie wspominał o takim związku, takich komplikacjach i niebezpieczeństwach, które wiązały się z zainteresowaniem pół-wampirzycą… Jednak z drugiej strony, przez pojawieniem się Swan i jej związku z Cullenem, nikomu nawet nie przyszło do głowy, że mogą istnieć tak dziwne istoty, jak ich córka, więc może nawet nie powinna być zaskoczona. Tym, że podobne szaleństwo spotkało również Setha, również nie, bo po stracie ojca i przemianie jej oraz brata, mogła już się przyzwyczaić do tego, że ma w życiu pecha. Och, o utracie jedynej miłości nie wspominając… Skoro teraz na domiar złego miała zostać przyrodnią siostrą wampirzycy, czemu nie miałaby w pakiecie dostać jeszcze chłepcącej krew szwagierki.
W końcu czemu nie, prawda? Taka mieszanka genów na pewno da cudowne stadko szczeniaczków z przydługimi kłami. Będzie fantastycznie!, pomyślała z przekąsem i prawie natychmiast coś ścisnęło ją w gardle. Sethowi by się to nie spodobało i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale co mogła poradzić na własne nieskładne myśli? Już i tak od dłuższego czasu próbowała unikać przemiany w chwilach, w których wiedziała, że chłopak patroluje okolicę pod postacią wilka, woląc nie narażać go na obcowanie ze swoją nieprzychylną Claire mentalnością. Czuła, że jest mu winna chociaż tyle, tym bardziej, że dziewczyna była dla niego ważna. Wpojenie czy nie, nigdy dotąd nie widziała go w takim stanie, nie wspominając o tym, że nie wyobrażała sobie, że mogłaby względem własnego brata zachować się w aż tak okrutny sposób, by dogłębnie go zranić. Był dla niej wszystkim, zresztą od zawsze próbowała go chronić. Nawet ona nie była aż taką suką, a rodzina była dla niej najważniejsza; ta jedna kwestia nigdy nie uległa zmianie i nic nie wskazywało na to, żeby kiedykolwiek miała cokolwiek pod tym względem zmienić. Już i tak straciła dość, więc narażanie Setha było ostatnim, czego tak naprawdę chciała.
Z drugiej strony, nie mogła biernie patrzeć, jak chłopak zadręcza się, gubiąc w tym, co powinien zrobić w związku z tą dziewczyną. Jak bardzo ironiczne wydawało się to, że bała się akurat wilków? Leah nie miała pojęcia, co takiego spotkało Claire, ale z tego, co powiedział jej brat, wynikało, że miała prawo do takiej, a nie innej reakcji. Cóż, wpojony zmiennokształtny ze spokojem przyjąłby pewnie każde tłumaczenie drugiej połówki, ale chyba coś musiało być na rzeczy, bo takiej paniki zdecydowanie nie można było tak po prostu udawać. Tym większym zaskoczeniem było dla Lei to, że dziewczyna w ogóle próbowała zachowywać się względem jej brata we względnie właściwy sposób, mimo oporu dając chłopakowi szansę. Kto jak kto, ale jako jego siostra doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele to dla tego dzieciaka znaczyło. Co więcej, nie mogła zaprzeczyć, że im pomagała, choć wcale nie była zadowolona z tego, że powoli zaczynała angażować się w to, co najpewniej prowadziło do zeswatania tej dwójki. Chciała, żeby Seth był szczęśliwy, ale…
Właśnie: ale
Cholera, to był takie głupie i irytujące za razem! Sama już nie była pewna, co robi, ale chyba powinna była się do tego przyzwyczaić po tym, jak lata wcześniej skończyła jako ochroniarz Swan i jej dziecka. Wtedy też nie była chętna ani córce komendanta, ani zaangażowanemu uczuciowo Jacobowi, a jednak skończyła jako członkini jego małej watahy. Nie, nigdy nie żałowała podjętych wtedy decyzji, jako kobieta czując, że to było słuszne, ale to nie zmieniało faktu, że czasami wciąż zdarzało jej się w tym mieszać. Niczego już nie była pewna, woląc działać zamiast myśleć i rozważać to, czy jej postępowanie z logicznego punktu widzenia miało sens. Skupiała się na najbardziej ogólnym celu i to wydawał się dość bezpieczne, przynajmniej z logicznego punktu widzenia, choć z drugiej strony… Niby skąd mogła mieć całkowitą pewność?
Teraz liczyło się dla niej szczęście i bezpieczeństwo brata, choć te niekoniecznie musiały iść ze sobą w parze. Seth bywał roztrzepany, zresztą niejako na własne życzenie próbował zbliżyć się do dziewczyny, której ojciec był furiatem, a matka w każdej chwili mogła zabawić się w zawodową podpalaczkę. To nie brzmiało szczególnie entuzjastycznie, choć nie dziwiła się temu, że rodzice mogliby chronić własne dziecko – sama by tak zrobiła, gdyby tylko miała po temu okazję. Pamiętała, że lata temu w rozgoryczeniu rzuciła coś na temat bycia „ślepą uliczką genetyki”, jednak im częściej się zastanawiała, tym pewniejsza była tego, że właśnie tak wyglądała prawda. Nie potrafiła jednoznacznie określić, kiedy ostatnim razem w ogóle przechodziła przez comiesięczne kobiece piekło, jakim był okres. Przemiany w wilczycę zapewniały jej nieśmiertelność, a jak długo regularnie stawała się zwierzęciem, tak długo tkwiła w ciele nastolatki – z tym, że zatrzymanie procesu starzenia jednoznacznie wiązało się z zahamowaniem niektórych naturalnych dla niej procesów. Ktoś, kto się nie zmieniał, nie mógł wydać na świat potomstwa, a Leah nawet nie miała pewności, czy gdyby zdecydowała się na wieczne człowieczeństwo, jej organizm kiedykolwiek w pełni wróciłby do normalnego funkcjonowania. Z drugiej strony, nigdy tak naprawdę nie była w pełni taka, jak jej rówieśnicy, więc oczekiwanie tak diametralnych zmian było jak wypatrywanie cudu.
Mimowolnie uśmiechnęła się w pozbawiony wesołości, cyniczny sposób. No cóż, mogła przewidzieć, że to skończy się w co najmniej nietypowy sposób, a ona po raz kolejny wyląduje pomiędzy młotem a kowadłem. Och, no i naturalnie wszystko musiało się wiązać z wampirami – a jakże!
Wywróciła oczami, nie po raz pierwszy zaczynając się zastanawiać nad tym, co właściwie próbowała zrobić. Była beznadziejna, zwłaszcza kiedy w grę wchodziło „właściwe” zachowanie, ale co tak naprawdę mogła zrobić względem Setha? Mogła go wspierać, to zresztą przychodziło jej naturalnie, nawet kiedy całą sobą komunikowała coś zupełnie odmiennego. To był chyba urok bycia starszą siostrą – mogła w pełni usprawiedliwić robienie na przekór bratu, przy jednoczesnej chęci skoczenia za nim w ogień. Chyba nigdy nie miała zrozumieć tej zależności, ale nie dbała o to, tym bardziej, że podjęła już dość decyzji, by nie być w stanie tak po prostu się wycofać. W gruncie rzeczy nie chciała, nawet jeśli wspieranie Setha miało równać się z przynajmniej częściową akceptacja wampirzycy w roli… jego potencjalnej dziewczyny?
Cholera, chyba nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Sama Claire jej tego nie ułatwiała, tym bardziej, że obserwując ją, Leah musiała przyznać, że chyba nigdy nie widziała bardziej kruchego stworzenia. Miała wrażenie, że dziewczyna bała się własnego cienia, choć to bez wątpienia było nadinterpretacją z jej strony, skoro jak każda nieśmiertelna musiała być w stanie się obronić. Z drugiej strony, trudno było nie wyciągnąć innych wniosków, skoro na każdym kroku widywała Claire bliską paniki. Co innego mogła sobie myśleć, widząc przerażenie w oczach dziewczyny i to, jak ta reagowała na samą tylko bliskość Setha albo jej samej? Chyba to sprawiało, że do tej pory starała się powstrzymywać, nie traktując wybranki Setha jak potencjalnego wroga. W zasadzie nie była złośliwa, a tym bardziej nie próbowała dziewczyny gnębić, dochodząc do wniosku, że pod tym względem już i tak była zestresowana. Podejrzewała, że niejeden wyśmiałby ją, gdyby zauważył, że „jednak ma ludzkie odruchy”, ale nie dbała o to. W końcu wtedy musiałaby delikwenta zabić, zanim plotka poniosłaby się dalej, chociaż… Cóż, udawanie suki było o wiele łatwiejsze, zapewniając kontrolę nad emocjami, a to było dla Lei najistotniejsze. Wtedy czuła się bezpieczna, łatwiej znosząc samotność i nie musząc przejmować się kolejnym odrzuceniem – w końcu odtrącenie przez kogoś, do kogo nie było się przywiązanym, nie mogło krzywdzić.
Ech, na dłuższą metę chyba jednak zaczynała być beznadziejna. Jak inaczej mogła określić to, że rozważając własne zachowanie, samej sobie nie potrafiła wyjaśnić jego sensu…?
Jakiś dziwny odruch wyrwał ją z zamyślenia. Zareagowała w całkowicie naturalny sposób, instynktownie spinając się i przybierając pozycję gotową do ataku. Wbiła wzrok w ciemność przed sobą i – stanąwszy na lekko ugiętych nogach – zwróciła się w stronę, gdzie spodziewała się zauważyć potencjalne zagrożenie. Poczuła znajome ciepło w okolicach kręgosłupa, jednoznacznie świadczące o tym, że w razie ewentualnego zagrożenia byłaby gotowa przeistoczyć się w niebezpiecznego, zdolnego do obrony drapieżnika. Spojrzała na Star, ta jednak jakby od niechcenia szła przed siebie, chyba całkiem zadowolona z życia i absolutnie niezaniepokojona ewentualnym intruzem. Och, super z ciebie pies obronny!, pomyślała z przekąsem, ale nawet pomimo zachowania suczki nie była w stanie się rozluźnić, wciąż z uwagą obserwując przestrzeń pomiędzy drzewami.
– Kto tam jest?! – rzuciła gniewnym, ostrzegawczym tonem. – Nie mam ochotę na żarty, więc z góry uprzedzam, że…
Urwała, dochodząc do wniosku, że kończenie groźby jest zbędne. Swoją drogą, być może właśnie kręciła na siebie bat, uświadamiając intruza o tym, że była świadoma jego obecności, ale i to nie miało dla niej znaczenia. Cóż, w najgorszym wypadku mogła trafić na nadopiekuńczego ojca Claire, chociaż to wcale nie byłoby aż takie źle. Podejrzewała, że w większości kwestii mogli się dogadać, przynajmniej jeśli chodziło o jakiekolwiek nietypowe „związki”, chociaż…
– Okej, okej! Leah, jakaś ty wrażliwa – usłyszała i aż uniosła brwi ku górze, bez trudu rozpoznając entuzjastyczny, znajomy już głos.
– Cholera! – wyrwało jej się.
Usłyszała parsknięcie, a potem Cameron bez pośpiechu podszedł bliżej, w końcu decydując się stanąć w zasięgu jej wzroku.
– To nie zabrzmiało zbyt miło – zauważył przytomnie, a Leah spojrzała na niego z niedowierzaniem.
Cudownie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa