Claire
Nie miała pewności, kiedy i dlaczego
do tego doszła – w pewnym momencie po prostu poczuła ciepłe wargi Setha na
swoich własnych. Nie potrafiła nawet określić, które z nich jako pierwsze podjęło
decyzję, choć podejrzewała, że to mimo wszystko musiał być chłopak – sama nigdy
nie znalazłaby w sobie dość odwagi, żeby zdecydować się na pocałunek.
Wiedziała jedynie, że wszystko potoczyło się bardzo szybko, a ona nagle
znalazła się w sytuacji, w której nie była od bardzo dawna, w zasadzie
od chwili, w której naiwnie pozwoliła na jakiekolwiek pieszczoty Deanowi.
Mimowolnie
pomyślała o tym, że chyba powinna być przerażona, jednak nic podobnego nie
miało miejsca. Niechciane myśli majaczyły gdzieś na granicy jej świadomości,
ale nie okazały się aż tak uciążliwe, jak mogła się tego spodziewać. Całowała
się i to było dobre, choć początkowo ograniczała się wyłącznie do trwania w bezruchu
i czekania na coś, czego nawet nie potrafiła sprecyzować. Kolejne sekundy
mijały i wcale nie widziała powodu, dla którego miała się odsuwać, być
może zbytnio zaskoczona, by zdobyć się na jakąkolwiek mniej lub bardziej
przemyślaną reakcję. Jakby tego było mało, podświadomie czuła, że postępowała
słusznie i w jakimś stopniu sama tego chciała, co jeszcze jakiś czas
temu irracjonalnym wydawało jej się to, że mogłaby być pożądaną przez mężczyznę
– i zarazem samej również pragnąc bliskości.
Pocałunek
okazał się słodki i na swój sposób nieporadny, a ona czuła się
niewiele pewniej niż za pierwszym razem, kiedy pozwoliła zaskoczyć się Deanowi.
Była trochę jak nieporadne dziecko, postawione w całkowicie obcej
sytuacji, choć – paradoksalnie – mimo wszystko wiedziała, co powinna robić. Potrzebowała
dłuższej chwili, by zdobyć się na reakcje, jednak kiedy przyszło co do czego,
nie poczuła najmniejszego nawet oporu przed odwzajemnieniem pieszczoty,
zupełnie machinalnie próbując się dostosować do rytmu, który wydał jej się
właściwy. To było proste i nie wymagało myślenia, a jedynie zdania
się na własne, wciąż lekko zesztywniałe ciało. Strach zszedł gdzieś na dalszy
plan, a ona choć przez moment poczuła się dobrze, jakby faktycznie
wszystko to, co Seth próbował osiągnąć w jej przypadku od chwili
pierwszego spotkania, miało jakikolwiek sens.
Och, być
może faktycznie tak było. Już od jakiegoś czasu stopniowo oswajała się z myślą
o tym, że pomimo jego umiejętności, przez większość czasu był zwykłym,
ludzkim chłopakiem – kimś, kogo nie musiała się obawiać i kto nie chciał
jej skrzywdzić. Już nie uciekała i aż tak bardzo nie zależało jej na
utrzymaniu dzielącego ich dystansu, co samo w sobie wydało jej się
znaczącym postępem. Ba! Ostatecznie zdecydowała się na to, żeby z czegokolwiek
mu się zwierzyć, a to również wydało jej się dość istotne. Teraz
wystarczyło uwierzyć i posunąć się jeszcze dalej, choć raz w życiu
dając sobie szansę na to, żeby poznać coś nowego – zaufać, choć Dean zniszczył w niej
dość, by miała prawo do obaw. Seth próbował to naprawić, być może z powodu
magii, ale nie sądziła, by to stanowiło najważniejszą kwestię. Zasłużył chociaż
na tyle, choć wcale nie uważała tego, żeby pocałunek był wymuszoną formą
rekompensaty za cokolwiek. Chciała tego, co się działo, niezależnie od tego,
jak szalone by się to nie wydawało. Miała wrażenie, że to ważne i że
powinna spróbować się temu poddać, nawet jeśli kwestia emocji nadal stanowiła
dla niej dość skomplikowaną kwestię, której w pełni nie rozumiała.
Miała
wrażenie, że wszystko trwało całą wieczność, jakby czas się zatrzymał, a cały
wszechświat skurczył do ich dwójki i tego jednego pocałunku. Zdawała sobie
sprawę z tego, że to niemożliwe, przynajmniej z naukowego punktu
widzenia, ale właśnie w ten sposób się poczuła, niemalże całą sobą chłonąc
wszystko to, co działo się wokół niej. Miała wrażenie, że jej zmysły się
wyostrzyły, a umysł dokładnie przetwarza każdy, nawet najmniej istotny
bodziec; analizowała, stresowała się i pomimo tego w głowie miała pustkę,
co nie zdarzało jej się często. Zwykle nie miała najmniejszych problemów z zadecydowaniem
o tym, jak i dlaczego powinna zareagować, opierając się na wiedzy z książek
i własnych przeczuciach. Z uczuciami było inaczej, bo ich nie dało
się nauczyć czy tak po prostu zrozumieć – i to zwłaszcza w przypadku kogoś,
kto dotychczas nie miał z nimi do czynienia. Nie miała doświadczenia,
pomimo swojego wieku nadal czując się trochę jak dziecko, które dopiero
wkraczało w świat dorosłych i to nawet pomimo swojej – jak przecież
doskonale zdawała sobie sprawę – nieprzeciętnej wiedzy.
To Seth
jako pierwszy odsunął ją od siebie, wyraźnie spięty i – co uświadomiła
sobie nagle – wyraźnie zażenowany. Jego reakcja ją zaskoczyła, jednak nie
odezwała się nawet słowem, skoncentrowana na próbach wyrównania przyśpieszonego
oddechu. Serce waliło jej w przyśpieszonym, nierównym tempie, przez co nie
była w stanie skoncentrować się na niczym, prócz próbie zapanowania nad
emocjami i własnym ciałem.
–
Przepraszam… – doszedł ją głos zmiennokształtnego. Zaskoczył ją, sprawiając, że
aż uniosła brwi ku górze, co najmniej wytrącona z równowagi jego reakcją.
– Ja nie… Nie powinienem był, prawda? – zapytał cicho, a ją coś ścisnęło w gardle,
chociaż sama nie była pewna dlaczego.
– Nie… –
Potrząsnęła głową, dopiero po dłuższej chwili orientując się, jak to
zabrzmiało. Wyczuła się spiął, przez moment wyglądając na chętnego, żeby w popłochu
się odsunąć, więc dla pewności chwyciła go za rękę. – Mam na myśli, że nic się
nie stało. To… Jest okej, w porządku?
– Tak
uważasz? – wyrwało mu się i wyczuła, że jest zaskoczony.
Z wolna
skinęła głową, sama niepewna tego kiedy i dlaczego sprawy aż do tego
stopnia uległy zmianie. Trzymali się blisko i to wydawało jej się
właściwe, nawet pomimo tego, że nadal czuła się dziwnie roztrzęsiona. Jak długo
wszystko było w porządku, mogła przynajmniej założyć, że nie ma powodów do
obaw. Pragnęła się tego trzymać, całą sobą walcząc o to, żeby dać mu choć
cień nadziei; nie wiedziała, czy robi dobrze i czy wkrótce nie wrócą do
punktu wyjścia, ale… musiała przynajmniej spróbować.
– Jest w porządku
– powtórzyła i w tamtej chwili nawet samą siebie przekonała do tego,
że mówi szczerze.
Poczuła, że
uścisk w jej gardle powoli się rozluźnia, a jej coraz łatwiej przychodzi
swobodne oddychanie. Przełknęła z trudem, po czym zmusiła się do tego,
żeby spojrzeć chłopakowi w oczy, mimowolnie zauważając, że spoglądał na
nią w pełen fascynacji i samozadowolenia sposób.
Kiedy do
tego wszystkiego się uśmiechnął, a ona mimo upływu czasu nie poczuła, że
powinna się odsunąć, doszła do wniosku, że jednak nie było aż tak źle, jak
mogłaby sądzić.
Leah
Szła szybko, nawet nie
próbując oglądać się za siebie. Star dreptała tuż przy niej, bez trudu
utrzymując szybkie, narzucone przez Leę tempo. Początkowo ją to irytowało, bo
po cichu liczyła na to, że pies da jej spokój i zajmie się sobą, jednak po
dłuższej chwili doszła do wniosku, że tak naprawdę jest jej wszystko jedno.
Samo zwierzę wydawało się wyczuwać, że jego towarzyszka nie jest w szczególnym
nastroju do wygłupów, bo zachowywało się wyjątkowo spokojnie. Z drugiej
strony, Seth nie kłamał, a Star zawsze wydawała się jej obawiać,
postępując w dość posłuszny, znośny sposób, co chcąc nie chcąc musiała
przyznać.
Krótko
spojrzała na psa, ostatecznie koncentrując wzrok na ziemi pod swoimi stopami.
Nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić tego, jak się czuła, po części wciąż rozdrażniona
myślą o tym, że zostawiła własnego brata z córką wampirów, ale z drugiej
strony… To było jego wpojenie. Powoli zaczynała nienawidzić tego słowa i związanych
z nimi konsekwencji, ale jej podejście nie było w stanie zmienić
prawdy. Mogła wściekać się z powodu tak znaczącej ingerencji w życie,
braku alternatyw i cierpienia, które z powodzeniem mogła zgotować
wpojonemu wilkowi druga połówka, ale…
Och, to
chyba był jakiś koszmar. Sądziła, że po tym, jak Renesmee udało się zerwać z Jacobem,
już więcej nie będzie musiała przypatrywać się tak choremu związkowi – czemuś
sprzecznemu z naturą, czego w żaden sposób nie potrafiła zrozumieć.
Nie była w stanie zaakceptować samej tylko perspektywy związku Blacka z Cullenówną,
choć nie zaprzeczała, że to, jak zachowała się podczas ogniska siedem lat wcześniej,
nie było najrozsądniejszą rzeczą, jaką zrobiła w życiu. Sama nie była
pewna, co takiego podkusiło ją, kiedy impulsywnie pocałowała Jacoba, po cichu
licząc na to, że gdy pół-wampirzyca to zobaczy, sama zrozumie, że pewne związki
po prostu nie miały rację bytu. Z samym Jake’m nie łączyło ją nic, może pomijając
jakiś zawiły rodzaj przyjaźni, do której żadne z nich nie chciało się
przyznać w otwarty sposób. W zasadzie do tej pory chciało jej się
histerycznie śmiać, kiedy przypomniała sobie minę Blacka i jego reakcję na
tamten pocałunek. Trudno było jej stwierdzić, czy bardziej się zdenerwował, czy
może poczuł zażenowany, wyglądając na chętnego tłumaczyć się i przepraszać,
jakby czymkolwiek zawinił. „Nie, sorry,
Leah, ale nie jestem robą zainteresowany” – wydawała się sugerować jego mina, a ona
nie wierzyła, że podobny scenariusz mógł przyjść wilkołakowi do głowy. Nie,
sama nigdy względem niego nic nie czuła, sercem chyba wciąż będąc przy Samie,
choć już na długo przed tym, jak Emily wydała na świat dziecko, przestała tak
bardzo rozpamiętywać to, jak bardzo ta dwójka ją zraniła – czy też raczej
wpojenie, choć trudno było obwiniać pradawną magię, która nawet nie była
materialna.
Tak czy
inaczej, miała dość powodów, by nie potrafić zaakceptować wpojenia, a już
zwłaszcza takiego, które wiązało krwiopijcę ze zmiennokształtnym – a więc
naturalnych wrogów, bo jej plemię od zawsze istniało po to, żeby tępić Zimnych
Ludzi. Na bogów, gdzie w takim razie leżał sens tego związku, skoro
podania mówiły o przetrwaniu gatunku i przekazywania najsilniejszych
genów? W bajkach to brzmiało piękne, jak coś idealnego, czego doskonałości
nie dało się w żaden sposób zaburzyć. Nikt nigdy nie wspominał o takim
związku, takich komplikacjach i niebezpieczeństwach, które wiązały się z zainteresowaniem
pół-wampirzycą… Jednak z drugiej strony, przez pojawieniem się Swan i jej
związku z Cullenem, nikomu nawet nie przyszło do głowy, że mogą istnieć
tak dziwne istoty, jak ich córka, więc może nawet nie powinna być zaskoczona.
Tym, że podobne szaleństwo spotkało również Setha, również nie, bo po stracie
ojca i przemianie jej oraz brata, mogła już się przyzwyczaić do tego, że
ma w życiu pecha. Och, o utracie jedynej miłości nie wspominając…
Skoro teraz na domiar złego miała zostać przyrodnią siostrą wampirzycy, czemu
nie miałaby w pakiecie dostać jeszcze chłepcącej krew szwagierki.
W końcu czemu nie, prawda? Taka mieszanka
genów na pewno da cudowne stadko szczeniaczków z przydługimi kłami. Będzie
fantastycznie!, pomyślała z przekąsem i prawie natychmiast coś
ścisnęło ją w gardle. Sethowi by się to nie spodobało i doskonale
zdawała sobie z tego sprawę, ale co mogła poradzić na własne nieskładne
myśli? Już i tak od dłuższego czasu próbowała unikać przemiany w chwilach,
w których wiedziała, że chłopak patroluje okolicę pod postacią wilka,
woląc nie narażać go na obcowanie ze swoją nieprzychylną Claire mentalnością. Czuła,
że jest mu winna chociaż tyle, tym bardziej, że dziewczyna była dla niego
ważna. Wpojenie czy nie, nigdy dotąd nie widziała go w takim stanie, nie
wspominając o tym, że nie wyobrażała sobie, że mogłaby względem własnego
brata zachować się w aż tak okrutny sposób, by dogłębnie go zranić. Był dla niej wszystkim, zresztą od zawsze próbowała go chronić. Nawet
ona nie była aż taką suką, a rodzina była dla niej najważniejsza; ta jedna
kwestia nigdy nie uległa zmianie i nic nie wskazywało na to, żeby
kiedykolwiek miała cokolwiek pod tym względem zmienić. Już i tak straciła
dość, więc narażanie Setha było ostatnim, czego tak naprawdę chciała.
Z drugiej
strony, nie mogła biernie patrzeć, jak chłopak zadręcza się, gubiąc w tym,
co powinien zrobić w związku z tą dziewczyną. Jak bardzo ironiczne
wydawało się to, że bała się akurat wilków? Leah nie miała pojęcia, co takiego
spotkało Claire, ale z tego, co powiedział jej brat, wynikało, że miała
prawo do takiej, a nie innej reakcji. Cóż, wpojony zmiennokształtny ze
spokojem przyjąłby pewnie każde tłumaczenie drugiej połówki, ale chyba coś
musiało być na rzeczy, bo takiej paniki zdecydowanie nie można było tak po
prostu udawać. Tym większym zaskoczeniem było dla Lei to, że dziewczyna w ogóle
próbowała zachowywać się względem jej brata we względnie właściwy sposób, mimo
oporu dając chłopakowi szansę. Kto jak kto, ale jako jego siostra doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele to dla tego dzieciaka znaczyło. Co
więcej, nie mogła zaprzeczyć, że im pomagała, choć wcale nie była zadowolona z tego,
że powoli zaczynała angażować się w to, co najpewniej prowadziło do
zeswatania tej dwójki. Chciała, żeby Seth był szczęśliwy, ale…
Właśnie: ale…
Cholera, to
był takie głupie i irytujące za razem! Sama już nie była pewna, co robi, ale
chyba powinna była się do tego przyzwyczaić po tym, jak lata wcześniej
skończyła jako ochroniarz Swan i jej dziecka. Wtedy też nie była chętna
ani córce komendanta, ani zaangażowanemu uczuciowo Jacobowi, a jednak
skończyła jako członkini jego małej watahy. Nie, nigdy nie żałowała podjętych
wtedy decyzji, jako kobieta czując, że to było słuszne, ale to nie zmieniało
faktu, że czasami wciąż zdarzało jej się w tym mieszać. Niczego już nie
była pewna, woląc działać zamiast myśleć i rozważać to, czy jej
postępowanie z logicznego punktu widzenia miało sens. Skupiała się na
najbardziej ogólnym celu i to wydawał się dość bezpieczne, przynajmniej z logicznego
punktu widzenia, choć z drugiej strony… Niby skąd mogła mieć całkowitą
pewność?
Teraz
liczyło się dla niej szczęście i bezpieczeństwo brata, choć te
niekoniecznie musiały iść ze sobą w parze. Seth bywał roztrzepany, zresztą
niejako na własne życzenie próbował zbliżyć się do dziewczyny, której ojciec
był furiatem, a matka w każdej chwili mogła zabawić się w zawodową
podpalaczkę. To nie brzmiało szczególnie entuzjastycznie, choć nie dziwiła się
temu, że rodzice mogliby chronić własne dziecko – sama by tak zrobiła, gdyby
tylko miała po temu okazję. Pamiętała, że lata temu w rozgoryczeniu
rzuciła coś na temat bycia „ślepą uliczką genetyki”, jednak im częściej się
zastanawiała, tym pewniejsza była tego, że właśnie tak wyglądała prawda. Nie
potrafiła jednoznacznie określić, kiedy ostatnim razem w ogóle
przechodziła przez comiesięczne kobiece piekło, jakim był okres. Przemiany w wilczycę
zapewniały jej nieśmiertelność, a jak długo regularnie stawała się
zwierzęciem, tak długo tkwiła w ciele nastolatki – z tym, że
zatrzymanie procesu starzenia jednoznacznie wiązało się z zahamowaniem
niektórych naturalnych dla niej procesów. Ktoś, kto się nie zmieniał, nie mógł
wydać na świat potomstwa, a Leah nawet nie miała pewności, czy gdyby
zdecydowała się na wieczne człowieczeństwo, jej organizm kiedykolwiek w pełni
wróciłby do normalnego funkcjonowania. Z drugiej strony, nigdy tak
naprawdę nie była w pełni taka, jak jej rówieśnicy, więc oczekiwanie tak
diametralnych zmian było jak wypatrywanie cudu.
Mimowolnie uśmiechnęła
się w pozbawiony wesołości, cyniczny sposób. No cóż, mogła przewidzieć, że
to skończy się w co najmniej nietypowy sposób, a ona po raz kolejny
wyląduje pomiędzy młotem a kowadłem. Och, no i naturalnie wszystko
musiało się wiązać z wampirami – a jakże!
Wywróciła
oczami, nie po raz pierwszy zaczynając się zastanawiać nad tym, co właściwie
próbowała zrobić. Była beznadziejna, zwłaszcza kiedy w grę wchodziło „właściwe”
zachowanie, ale co tak naprawdę mogła zrobić względem Setha? Mogła go wspierać,
to zresztą przychodziło jej naturalnie, nawet kiedy całą sobą komunikowała coś
zupełnie odmiennego. To był chyba urok bycia starszą siostrą – mogła w pełni
usprawiedliwić robienie na przekór bratu, przy jednoczesnej chęci skoczenia za nim
w ogień. Chyba nigdy nie miała zrozumieć tej zależności, ale nie dbała o to,
tym bardziej, że podjęła już dość decyzji, by nie być w stanie tak po
prostu się wycofać. W gruncie rzeczy nie chciała, nawet jeśli wspieranie
Setha miało równać się z przynajmniej częściową akceptacja wampirzycy w roli…
jego potencjalnej dziewczyny?
Cholera,
chyba nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Sama Claire jej tego nie ułatwiała,
tym bardziej, że obserwując ją, Leah musiała przyznać, że chyba nigdy nie
widziała bardziej kruchego stworzenia. Miała wrażenie, że dziewczyna bała się
własnego cienia, choć to bez wątpienia było nadinterpretacją z jej strony,
skoro jak każda nieśmiertelna musiała być w stanie się obronić. Z drugiej
strony, trudno było nie wyciągnąć innych wniosków, skoro na każdym kroku
widywała Claire bliską paniki. Co innego mogła sobie myśleć, widząc przerażenie
w oczach dziewczyny i to, jak ta reagowała na samą tylko bliskość
Setha albo jej samej? Chyba to sprawiało, że do tej pory starała się powstrzymywać,
nie traktując wybranki Setha jak potencjalnego wroga. W zasadzie nie była
złośliwa, a tym bardziej nie próbowała dziewczyny gnębić, dochodząc do
wniosku, że pod tym względem już i tak była zestresowana. Podejrzewała, że
niejeden wyśmiałby ją, gdyby zauważył, że „jednak ma ludzkie odruchy”, ale nie
dbała o to. W końcu wtedy musiałaby delikwenta zabić, zanim plotka
poniosłaby się dalej, chociaż… Cóż, udawanie suki było o wiele łatwiejsze,
zapewniając kontrolę nad emocjami, a to było dla Lei najistotniejsze.
Wtedy czuła się bezpieczna, łatwiej znosząc samotność i nie musząc przejmować
się kolejnym odrzuceniem – w końcu odtrącenie przez kogoś, do kogo nie
było się przywiązanym, nie mogło krzywdzić.
Ech, na
dłuższą metę chyba jednak zaczynała być beznadziejna. Jak inaczej mogła
określić to, że rozważając własne zachowanie, samej sobie nie potrafiła
wyjaśnić jego sensu…?
Jakiś
dziwny odruch wyrwał ją z zamyślenia. Zareagowała w całkowicie
naturalny sposób, instynktownie spinając się i przybierając pozycję gotową
do ataku. Wbiła wzrok w ciemność przed sobą i – stanąwszy na lekko
ugiętych nogach – zwróciła się w stronę, gdzie spodziewała się zauważyć
potencjalne zagrożenie. Poczuła znajome ciepło w okolicach kręgosłupa,
jednoznacznie świadczące o tym, że w razie ewentualnego zagrożenia
byłaby gotowa przeistoczyć się w niebezpiecznego, zdolnego do obrony
drapieżnika. Spojrzała na Star, ta jednak jakby od niechcenia szła przed
siebie, chyba całkiem zadowolona z życia i absolutnie
niezaniepokojona ewentualnym intruzem. Och,
super z ciebie pies obronny!, pomyślała z przekąsem, ale nawet
pomimo zachowania suczki nie była w stanie się rozluźnić, wciąż z uwagą
obserwując przestrzeń pomiędzy drzewami.
– Kto tam
jest?! – rzuciła gniewnym, ostrzegawczym tonem. – Nie mam ochotę na żarty, więc
z góry uprzedzam, że…
Urwała,
dochodząc do wniosku, że kończenie groźby jest zbędne. Swoją drogą, być może
właśnie kręciła na siebie bat, uświadamiając intruza o tym, że była
świadoma jego obecności, ale i to nie miało dla niej znaczenia. Cóż, w najgorszym
wypadku mogła trafić na nadopiekuńczego ojca Claire, chociaż to wcale nie byłoby
aż takie źle. Podejrzewała, że w większości kwestii mogli się dogadać,
przynajmniej jeśli chodziło o jakiekolwiek nietypowe „związki”, chociaż…
– Okej,
okej! Leah, jakaś ty wrażliwa – usłyszała i aż uniosła brwi ku górze, bez
trudu rozpoznając entuzjastyczny, znajomy już głos.
– Cholera!
– wyrwało jej się.
Usłyszała
parsknięcie, a potem Cameron bez pośpiechu podszedł bliżej, w końcu
decydując się stanąć w zasięgu jej wzroku.
– To nie
zabrzmiało zbyt miło – zauważył przytomnie, a Leah spojrzała na niego z niedowierzaniem.
Cudownie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz