26 czerwca 2016

Dwieście trzydzieści dwa

Nie miała pojęcia, co i dlaczego powinna zrobić. Niespokojnie wodziła wzrokiem na prawo i lewo, naprzemiennie spoglądając to na Setha, to na Leę, to znów na siedzącą u boku chłopaka Star. Zwłaszcza widok tej ostatniej sprawiał, że serce jak na zawołanie zaczynało bić jej szybciej, chociaż zdecydowanie nie miała powodów do tego, żeby się obawiać – przynajmniej w teorii. Gdyby zechciała, mogłaby w ułamku sekundy uciec albo powstrzymać psa, gdyby jednak spróbował zrobić jej krzywdę, ale…
To niedorzeczne, pomyślała po raz wtóry. Luposlipofobia? Podejrzewała, że tak to się nazywało, przynajmniej jeśli chodziło o wilki. Psy pochodziły z tej samej rodziny, przynajmniej w teorii, co naturalnie nie stanowiło żadnej przeszkody dla jej umysłu. W efekcie niezależnie od rodzaju i stopnia zagrożenia, wolała trzymać się z daleka, obojętnie jak bardzo irracjonalne jej się to wydawało. Zaczynała mieć dość tego, że w najmniej nieodpowiednich momentach się spinała, wpadała w panikę i – co najgorsze – w najmniejszym nawet stopniu nie miała kontroli nad tym, co działo się wokół niej. Po raz kolejny mogła co najwyżej pozwolić na to, żeby coś poza nią samą decydowało o tym, jak postępowała, co robiła i… Nie chciała tego, ale co innego mogła zrobić?
Najgorsze w tym wszystkim było to, że wszystko po raz kolejny odbijało się na Secie. Już i tak musiało być dla niego udręką uganiać się za dziewczyną, w której wzbudzał lęk. Wciąż o tym myślała: o tym, że to wyglądało tak, jakby robili dwa kroki w przód i jeden w tył. Co prawda odwrotne proporcje mogłyby okazać się o wiele gorsze, ale i tak czuła się z tym okropnie. Była mu wdzięczna za równo za wytrwałość, jak i to, co udało im się razem osiągnąć do tej pory. Gdyby nie on, pewnie nawet nie pomyślałaby o tym, że jeszcze będzie w stanie swobodnie porozmawiać z jakimkolwiek zmiennokształtnym. To mimo wszystko było dobre, chociaż wiedziała, że do normalności obojgu im daleko – i że to mimo wszystko jej wina. Chciała to zmienić, a Seth chyba dawał jej po temu okazję, wciąż wpadając na nowe pomysły – i po raz kolejny problem pojawiał się właśnie z jej strony.
Jakby tego było mało, pomimo własnej reakcji i złośliwych uwag Lei, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że chłopak w mniej lub bardziej świadomy sposób trafił w sedno. Istniało wiele sposobów na radzenie sobie z fobiami, wszystkie jednak wymagały odrobiny zaangażowania ze strony osoby, której dotykały. To, co sugerował jej Seth, było jedną z nich i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, nawet jeśli słabo robiło jej się na samą myśl o tym, czego od niej wymagał. Co prawda w Star nie było nic strasznego, a gdyby sytuacja była inna, pewnie nawet uznałaby, że suczka jest urocza, ale to mimo wszystko niczego nie zmieniało. Nie wiedziała, czego powinna spodziewać się po sobie, a tym bardziej jak powinna radzić sobie z obecnością stworzenia, które swoim wyglądem i gabarytami przypominało jej wilki. Strach ją wykańczał, tym bardziej teraz, kiedy zaczynała przywiązywać się do Setha, więc tym bardziej czuła, że powinna coś zrobić. Cokolwiek, ale…
– Claire? – usłyszała. Dźwięk własnego imienia sprowadził ją na ziemię, przy okazji sprawiając, że skoncentrowała wzrok na Clearwaterze. – Jesteś na mnie zła? Naprawdę nie miałem nic złego na myśli – wyjaśnił i wydał jej się naprawdę zaniepokojony perspektywą tego, że mogłaby być zdenerwowana.
– Nie – zapewniła pośpiesznie. – Nie jestem na ciebie zła…
Rzucił jej skonsternowane spojrzenie, być może mając wątpliwości, ale ostatecznie z wolna skinął głową. Wciąż tkwiła w tym samym miejscu, niespokojnie wodząc wzrokiem dookoła i nie potrafiąc skoncentrować spojrzenia na żadnym konkretnym punkcie. Drżała i nie była w stanie zrobić niczego, żeby nad tym zapanować, chociaż czuła, że powinna, zwłaszcza teraz, kiedy Seth po raz kolejny zaczynał obwiniać siebie.
Co tak naprawdę miała do stracenia? Przecież wiedziała, że prędzej czy późnej będzie musiała przynajmniej spróbować, zresztą już od dłuższego czasu zastanawiała się nad tym, co takiego mogłoby mieć miejsce, gdyby Seth przypadkiem się przy niej przeistoczył. Nie chciała brać pod uwagę takiej możliwości, ale naiwnym byłoby całkowite ignorowanie jego prawdziwej natury. Wiedziała przecież, kim był; to stanowiło integralną część jego osobowości, zresztą w niektórych sytuacjach instynkty musiały okazać się silniejsze, co również doskonale rozumiała. Wszystko wydawało się równie prawdopodobne, a ona nigdy nie była na tyle głupia, żeby uwierzyć, że ignorowanie problemu sprawi, że ten ostatecznie zniknie.
Dała Sethowi nadzieję już w chwili, w której zdecydowała się porozmawiać z nim po raz pierwszy. Zapoczątkowała coś i nawet jeśli wtedy wciąż mogła się wycofać, zaprzepaściła tę szansę, decydując się przed nim otworzyć. Zdradziła mu więcej niż komukolwiek innemu, być może pochopnie i zdecydowanie zbyt szybko, ale do tej pory nie żałowała tej decyzji – i nic nie wskazywało na to, żeby miała zacząć. Jak w takim razie mogła dalej uciekać przed własnymi problemami, skoro w tak znaczącym sposób dotyczyły tego, kim był? Musiała coś zrobić, nie będąc w stanie nawet wyobrazić sobie tego, że mogłaby tak po prostu powiedzieć mu, że jednak zbytnio się boi, żeby móc z nim przebywać?
To nie było proste, ale…
Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim zdecydowała ruszyć się z miejsca. Nawet nie miała pewności, co i dlatego ostatecznie skłoniło ją do tego, żeby zrobiła krok naprzód – jedynie niepewny, prawie nic nieznaczący, ale jednak. Zaraz po tym z wolna osunęła się na kolana, po czym usiadła na chłodnej ziemi, podciągając nogi pod siebie. Czuła, że drży, a przynajmniej miała takie wrażenie, to jednak nie miało dla niej większego znaczenia. Wszystko wydawało się nierealne, on sama zaś czuła się trochę jak w transie – jakby oderwana od rzeczywistości i tego, co przez cały ten czas działo się wokół niej.
Nie odezwała się nawet słowem, to zresztą wydawało jej się zbędne. Miała wrażenie, że jej spojrzenie wyrażało wszystko, czego mogłaby oczekiwać, choć nawet samej sobie nie potrafiła tego objaśnić. W głowie miała pustkę, a jedynym, czego była pewna, pozostawał strach – przenikliwy, wszechobecny, ale jednak… nie na tyle wielki, by nie mogła nad nim zapanować – przynajmniej w tamtej chwili.
– Och… No, proszę – mruknęła Leah, jednak tym razem jej komentarz nie zabrzmiał aż tak złośliwie, jak wcześniejsze uwagi. Wręcz przeciwnie: dziewczyna wydawała się pozytywnie zaskoczona.
– Claire? – podjął z wahaniem Seth, jednak siostra zdecydowała się mu przerwać:
– Nie patrz na nią tak, jak ciele na malowane wrota, tylko się rusz. Chociaż… Cholera, nie wiem – przyznała. – Star nie zawsze cię słucha – zauważyła przytomnie.
Claire drgnęła, bynajmniej tą wiadomością nie pocieszona. Bez słowa zamknęła oczy, mocno zaciskając powieki i bezskutecznie próbując się rozluźnić. Miała nadzieję, że dzięki temu łatwiej będzie jej zapanować nad sobą, kiedy… sprawy trochę się skomplikują, ale to wcale nie było aż takie oczywiste, jak mogłaby tego oczekiwać.
– A ciebie się boi – usłyszała głos Setha. – Leah, może ty…?
Wilczyca prychnęła.
– To twoja wampirka i twoja terapia, Seth – przerwała mu zdecydowanym tonem. – Ja sobie tutaj postoję i ubezpieczę tyły.
Chłopak mruknął coś złośliwego, wyraźnie poirytowany, ale tym razem przynajmniej nie zaczęli się kłócić. Claire przez moment miała ochotę otworzyć oczy, żeby upewnić się, co takiego planował jej towarzysz i czy on albo Star jednak się do niej zbliżyli, ale nie miała dość odwagi, żeby próbować to zrobić. Bała się, że kiedy się na to zdecyduje, ostatecznie spanikuje, a na to zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić. Nie teraz, nie przy nim i nie po tym, jak przez tyle czasu walczyła o to, żeby w ogóle zmusić się do podjęcia jakiejkolwiek decyzji.
Spokojnie… Uznaj to za eksperyment, pomyślała, jednak nawet takie podejście nie przyniosło aż tak oczekiwanych efektów. Eksperymenty zwykle nie są groźne…
Aha, zwłaszcza w laboratorium, kiedy jako dziecko była dopuszczona do chemikaliów. Cześć tych związków absolutnie nie była niebezpieczna
– Jesteś pewna, że…?
Drgnęła, słysząc pozornie proste pytanie. Nie, niczego nie jestem i nie będę pewna, pomyślała, jednak nie wypowiedziała żadnego z tych słów na głos. W zamian sztywno skinęła głową, w duchu modląc się o to, by Seth nie był aż tak świadom tego, jak bardzo zestresowana była. Już i tak próbował obchodzić się z nią jak z jajkiem, choć tego nie potrzebowała; nie chciała litości i nadmiernej troski, już i tak świadoma tego, że przez bardzo długi czas pozwalała na to, żeby wszyscy wokół trzymali ją pod kloszem. To było wygodne i bezpieczne, ale na dłuższą metę prowadziło donikąd, a przynajmniej ona miała takie wrażenie. Musiała coś zmienić, a skoro do tego wszystkiego pojawiła się okazja, by mogła przynajmniej spróbować to zrobić, zamierzała ją wykorzystać.
Usłyszała westchnienie – być może ulgi, a może rozdrażnienia – jednak nie próbowała się zastanawiać nad tym, co ono oznaczało. Zamarła w bezruchu, próbując powstrzymać się przed nadmierną koncentracją na wyostrzonych zmysłach, obawiając się tego, że jednak spanikuje. Nie chciała rozwodzić się nad tym, co dzieje się wokół niej, woląc zostać postawioną przed faktem dokonanym, niż zawracać sobie głowę tym, czy jakikolwiek sens miało to, że – mogłaby przysiąc! – gdzieś blisko poczuła ciepło, porównywalne do tego, które mogłoby być od obcego ciała. Wolała się nad tym nie zastanawiać, aż nazbyt świadoma tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby zbytnio zaczęła przejmować się sytuacją. Wolała udawać, że faktycznie wszystko było w porządku, a ona nie miała żadnych powodów do niepokoju, tym bardziej, że właśnie tak prezentowała się sytuacja. Czyż nie…? W końcu była bezpieczna, a Seth wiedział, co robi…
W teorii.
Miała wrażenie, że z wrażenia jednak się przewróci, kiedy wyraźnie usłyszała ciężkie, znajome już dyszenie. Zarówno w biciu serca, jak i oddechu zwierzęcia było coś charakterystycznego, dzięki czemu bez trudu rozpoznała bliskość Star. Jej własny puls momentalnie przyśpieszył, niemalże pozbawiając ją możliwości chwytania powietrza, jednak nawet wtedy nie przesunęła się nawet o milimetr. Z uporem siedziała na swoim miejscu, pozwalając na to, żeby stworzenie przesunęło się jeszcze bliżej – wciąż spokojne, absolutnie nieagresywne i… na swój sposób miłe, jeśli nie liczyć tego, że mogło przyprawić ją o atak paniki.
Okej, więc Star był przy niej – dosłownie na wyciągnięcie ręki, tak, że gdyby zechciała, mogłaby przesunąć palcami po miękkiej sierści. Samo doświadczenie wydawało się całkiem przyjemne, o ile wziąć pod uwagę ciepło, które trochę kojarzyło jej się z przytulaniem. Czuła, że Star napiera na nią, najpewniej po prostu siedząc obok i ocierając się o jej bok. Na jej ramieniu ciepło to przybierało, to znów zmniejszało swoją intensywność, co mniej więcej uświadomiło jej, w którym miejscu musiał znajdował się pysk suczki. Wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej, ale zmusiła się do pozostania w bezruchu, woląc nie wykonywać żadnych pochopnych ruchów. Co prawda rozsądek podpowiadał jej, że – po tym, co zaobserwowała w domu komendanta, kiedy spotkała Star po raz pierwszy – zwierzę prędzej doszłoby do wniosku, że ktoś ma ochotę na zabawę, aniżeli zadecydowało o tym, że może zostać zaatakowane, ale mimo wszystko… Cóż, wolała być ostrożna, dochodząc do wniosku, że zasada ograniczonego zaufania to najlepsze, co mogłaby w swojej sytuacji wykorzystać.
– Ej, to chyba nawet nie jest takie głupie – skomentowała Leah. Jej głos dochodził z oddali, co chyba znaczyło, że dziewczyna nadal sterczała na swojej pozycji pod drzewem. – Albo już zeszła na zawał. Trudno mi stwierdzić – dodała po chwili wahania.
– Nic mi nie jest… Chyba – wymamrotała Claire.
Nawet jeśli komentarz siostry jakkolwiek rozdrażnił Setha, to, że się odezwała, ostatecznie skoncentrowało uwagę chłopaka na niej.
– Mówiłem, że Star nic ci nie zrobi – zauważył, wyraźnie z siebie zadowolony. Mimo wszystko starał się tego nie okazywać, najwyraźniej nie chcąc jej peszyć. – Jak coś będzie nie tak, po prostu mi powiedz. Zabiorę ją – zapewnił.
Sama możliwość tego, że w razie potrzeby mogłaby się wycofać, nieco poprawiła jej nastrój, jednak nie zdecydowała się na skorzystanie z takiej możliwości. Milczała, w zamian woląc siedzieć w bezruchu i koncentrować się nad tym, co komunikowało jej ciało. Jak długo wszystko wydawało się być w porządku, tak długo mogła pozostać na swoim miejscu, w szczególnie spokojny sposób reagując na obecność psa.
Star poruszyła się, po raz kolejny trącając ją pyskiem w ramie. Claire zesztywniała, jeszcze bardziej napinając mięśnie, choć te i tak zaczynały już boleć, protestując przed ciągłym zdenerwowaniem. Wyczuła, że siedzące przy niej stworzenie powoli zaczynało się niecierpliwić, być może nawet próbując zwrócić na siebie jej uwagę. Nie wiedziała, jak to bywa z psami, ale chyba lubiły, kiedy ktoś reagował na ich bliskość w jakikolwiek sposób okazywał jej sympatię – tak przynajmniej jej się wydawało. Chyba każda inna, normalna osoba, spróbowałaby Star pogłaskać albo… zrobić cokolwiek, jednak w jej przypadku to wcale nie było aż tak oczywistym odruchem.
Słodka bogini, chyba faktycznie była beznadziejna…
– Ech… Czy to…? Czy ona…? – zaczęła i prawie natychmiast zamilkła, uświadamiając sobie, że nawet nie wie, o co tak naprawdę chciała zapytać.
– Jest spokojna, prawie jak nie ona. – Seth wydawał się równie zadowolony, co i zaskoczony. – Zwykle zaczyna się wygłupiać, ale chyba wie, że tobie się to nie podoba.
– Ona wyczuwa… – powtórzyła sceptycznie, sama niepewna tego, jak powinna to rozumieć.
Wyczuwała? Jasne, to przede wszystkim zwierzęta posiadały instynkt, umożliwiający im dostrzeżenie tego, czego ludzie mogli co najwyżej się domyślać. Nie wątpiła, że Star mogła wyczuć niechęć albo strach, choć prędzej spodziewała się tego, że takie emocje wywołają w stworzeniu reakcję obronne. W głowie miała różne scenariusze, wciąż obawiając się tego, co mogłoby nastąpić, gdyby postąpiła w zbyt gwałtowny, nieodpowiedni sposób i sprowokowała psa do ataku. Co prawda gdyby zechciała, mogłaby poradzić sobie z takim przeciwnikiem w kilka zaledwie sekund, ale nie wyobrażała sobie, że miałaby postąpić w taki sposób. Kiedy w grę wchodził lęk, logiczne myślenie wydawało się niemożliwe, a Claire wolała nie sprawdzać, gdzie mogłyby zaprowadzić ją niekontrolowane, paniczne odruchy.
Miała wrażenie, że tkwiła w jednej pozycji całą wieczność, zanim coś ostatecznie skłoniło ją do tego, żeby otwarła oczy. Na początku po prostu lekko uniosła powieki, prawie natychmiast z powrotem je zaciskając, kiedy zauważyła jasne, znajdujące się tak blisko jej twarzy futro. Gwałtownie nabrała powietrza do płuc, przytrzymując je, żeby mieć choć cień szansy na to, by jednak się uspokoić. W porządku, wszystko było w jak najlepszym porządku, ale…
Drugie podejście okazało się łatwiejsze, choć nie sądziła, że uda jej się do niego przymusić. Widziała, że ciało Star faluje w rytm oddechu, to jednak wcale nie wydawało się złe. Wręcz przeciwnie: doszukała się w tym czegoś kojącego, co z miejsca sprawiło, że udało jej się odrobinę rozluźnić, co w pewnym stopniu wytrąciło ją z równowagi. Siedziała w bezruchu, wpatrując się w falujący grzbiet psa i mimowolnie zastanawiając się nad tym, co właściwie podkusiło ją do tego, żeby dobrowolnie zgodzić się na podobny… eksperyment. Jakaś jej cząstka tego chciała, traktując jako możliwość zwalczenia czegoś, co przez tak długi okres czasu ją dręczyło, ale mimo wszystko miał wiele wątpliwości. W pewnym stopniu chciała uciec, choć pragnienie to nie okazało się aż tak silne, by zaczęła mieć problemy z przewidzeniem własnych reakcji.
Dopiero po chwili spojrzała na stojącego obok Setha. Chłopak wydawał się niemniej spięty, co i ona, poza tym przez cały ten czas z uwagą obserwował Star, najwyraźniej gotowy zareagować, gdyby cokolwiek poszło nie tak – czy to z jej, czy znów psa strony. Wydawał się zaniepokojony, poza tym mruczał coś cicho pod nosem, chyba błagając opatrzność o to, żeby wszystko było takim, jakim być powinno. Takie zachowanie wydało jej się całkiem zabawne i prawie zdołała się uśmiechnąć, mimo wszystko zbytnio zestresowana, by zdobyć się na jakąkolwiek sensowną reakcję.
W porządku… Wszystko naprawdę było w porządku, ale…
– Ja… Możemy na razie skończyć? – wykrztusiła z siebie, w końcu decydując się odezwać. – Proszę.
Jej głos zabrzmiał o wiele lepiej, niż początkowo się spodziewała, jedynie lekko drżący, to jednak wydało jej się dość naturalne w takim wypadku. Przełknęła z trudem i jednak wysiliła się na uśmiech, chcąc utwierdzić chłopaka w przekonaniu, że sytuacja jest opanowana. Była, a przynajmniej tak jej się wydawało; z tego powodu wolała przerwać, póki sprawy nie zabrnęły na tyle daleko, by zaczęła czuć się w jakkolwiek skrępowany, zbyt przytłaczający sposób.
– Jasne – zapewnił, wyciągając rękę w stronę Star. – Ehm…
Przerwało mu przeszywające, głośne gwizdnięcie, które sprawił, że oboje podskoczyli. Sama Star gwałtownie poderwała się na nogi, po czym posłusznie pobiegła… w stronę Lei, która bynajmniej nie sprawiała wrażenia kogoś szczególnie skruszonego tym, że mógłby ich wystraszyć.
– Tak, tak… To ja idę sprawdzić, czy nie ma nas gdzieś indziej – oznajmiła wymijająco, wzruszając ramionami i jak gdyby nigdy nic zwracając się do nich plecami. – Tylko się nie przyzwyczajaj, Seth. Nie będę ci niańczyć psa.
Nie dodała niczego więcej, nie wspominając o tym, że nawet nie czekała na jakąkolwiek reakcję z ich strony. Seth wydawał się oszołomiony, w milczeniu odprowadzając siostrę wzrokiem i dopiero po zniknięciu jej i Star uświadamiając sobie że od dłuższego czasu tkwił w miejscu, bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń. To musiało go otrzeźwić, bo nagle wyprostował się i pośpiesznie spojrzał w stronę wciąż siedzącej na ziemi Claire.
– Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Może jednak niepotrzebnie…
– Nie ma problemu. – Przełknęła, próbując zmusić lekko drżący głos do współpracy. – Nie było… Star nic mi nie zrobiła, prawda?
– Fakt – przyznał, ale wciąż wydawał się niepewny.
Nie była zaskoczona milczeniem, które jak na zawołanie zapanowało pomiędzy nimi. Mimowolnie wzdrygnęła się, kiedy Seth przesunął się, decydując przykucnąć tuż naprzeciwko niej. Zauważyła, że nawet w takiej sytuacji trzymał się w odległości, którą jakiś czas temu sama uznała za „bezpieczną”, a która w tamtej chwili wydała jej się głupia. Co prawda wciąż była oszołomna tym, że dopiero co pozwoliła aż tak bardzo zbliży się Star, ale pomimo tego widziała przed sobą chłopaka – zwykłego, znajomego i sprawiającego, że wbrew wszystkiemu czuła się przy nim dobrze.
Zawahała się na moment, lekko przekrzywiając głowę i z uwagą przypatrując się jego twarzy. Czuła się dziwnie, chociaż w żaden sposób nie potrafiła nawet samej sobie wytłumaczyć, skąd brały się te dziwne odczucia. Siedziała i była trochę jak w transie, niepewna tego, co działo się wokół niej, a tym bardziej jak powinna rozumieć wszystko to, co myślała.
– Dziękuję – wyrzuciła z siebie, początkowo nawet nieświadoma tego, że wypowiedziała to jedno słowo na głos.
– Za co?
Wydawał się zaskoczony, ale nie próbowała mu odpowiadać. Wciąż tkwiła w bezruchu, jedynie instynktownie wyczuwając, że chłopak nieznacznie przesunął się w jej stronę, być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Był blisko – i to bardzo, na tyle, że mogła poczuć jego ciepło i…
Och, wtedy prawie nie miała oporów przed tym, żeby pozwolić mu się dotknąć.
Powoli uniosła głowę, decydując się spojrzeć wprost w parę lśniących, ciemnych oczu. Oboje milczeli, ale to było dobre, zresztą jak i odległość, która nagle w dość znaczący sposób się zmniejszyła.
I byli blisko.
Tak blisko…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa