Nie miała pojęcia, co i dlaczego
powinna zrobić. Niespokojnie wodziła wzrokiem na prawo i lewo,
naprzemiennie spoglądając to na Setha, to na Leę, to znów na siedzącą u boku
chłopaka Star. Zwłaszcza widok tej ostatniej sprawiał, że serce jak na
zawołanie zaczynało bić jej szybciej, chociaż zdecydowanie nie miała powodów do
tego, żeby się obawiać – przynajmniej w teorii. Gdyby zechciała, mogłaby w ułamku
sekundy uciec albo powstrzymać psa, gdyby jednak spróbował zrobić jej krzywdę,
ale…
To niedorzeczne, pomyślała po raz wtóry.
Luposlipofobia? Podejrzewała, że tak
to się nazywało, przynajmniej jeśli chodziło o wilki. Psy pochodziły z tej
samej rodziny, przynajmniej w teorii, co naturalnie nie stanowiło żadnej
przeszkody dla jej umysłu. W efekcie niezależnie od rodzaju i stopnia
zagrożenia, wolała trzymać się z daleka, obojętnie jak bardzo irracjonalne
jej się to wydawało. Zaczynała mieć dość tego, że w najmniej
nieodpowiednich momentach się spinała, wpadała w panikę i – co
najgorsze – w najmniejszym nawet stopniu nie miała kontroli nad tym, co
działo się wokół niej. Po raz kolejny mogła co najwyżej pozwolić na to, żeby
coś poza nią samą decydowało o tym, jak postępowała, co robiła i… Nie
chciała tego, ale co innego mogła zrobić?
Najgorsze w tym
wszystkim było to, że wszystko po raz kolejny odbijało się na Secie. Już i tak
musiało być dla niego udręką uganiać się za dziewczyną, w której wzbudzał
lęk. Wciąż o tym myślała: o tym, że to wyglądało tak, jakby robili
dwa kroki w przód i jeden w tył. Co prawda odwrotne proporcje
mogłyby okazać się o wiele gorsze, ale i tak czuła się z tym
okropnie. Była mu wdzięczna za równo za wytrwałość, jak i to, co udało im
się razem osiągnąć do tej pory. Gdyby nie on, pewnie nawet nie pomyślałaby o tym,
że jeszcze będzie w stanie swobodnie porozmawiać z jakimkolwiek
zmiennokształtnym. To mimo wszystko było dobre, chociaż wiedziała, że do
normalności obojgu im daleko – i że to mimo wszystko jej wina. Chciała to
zmienić, a Seth chyba dawał jej po temu okazję, wciąż wpadając na nowe
pomysły – i po raz kolejny problem pojawiał się właśnie z jej strony.
Jakby tego
było mało, pomimo własnej reakcji i złośliwych uwag Lei, doskonale zdawała
sobie sprawę z tego, że chłopak w mniej lub bardziej świadomy sposób
trafił w sedno. Istniało wiele sposobów na radzenie sobie z fobiami,
wszystkie jednak wymagały odrobiny zaangażowania ze strony osoby, której
dotykały. To, co sugerował jej Seth, było jedną z nich i doskonale
zdawała sobie z tego sprawę, nawet jeśli słabo robiło jej się na samą myśl
o tym, czego od niej wymagał. Co prawda w Star nie było nic strasznego,
a gdyby sytuacja była inna, pewnie nawet uznałaby, że suczka jest urocza,
ale to mimo wszystko niczego nie zmieniało. Nie wiedziała, czego powinna
spodziewać się po sobie, a tym bardziej jak powinna radzić sobie z obecnością
stworzenia, które swoim wyglądem i gabarytami przypominało jej wilki.
Strach ją wykańczał, tym bardziej teraz, kiedy zaczynała przywiązywać się do
Setha, więc tym bardziej czuła, że powinna coś zrobić. Cokolwiek, ale…
– Claire? –
usłyszała. Dźwięk własnego imienia sprowadził ją na ziemię, przy okazji
sprawiając, że skoncentrowała wzrok na Clearwaterze. – Jesteś na mnie zła?
Naprawdę nie miałem nic złego na myśli – wyjaśnił i wydał jej się naprawdę
zaniepokojony perspektywą tego, że mogłaby być zdenerwowana.
– Nie –
zapewniła pośpiesznie. – Nie jestem na ciebie zła…
Rzucił jej
skonsternowane spojrzenie, być może mając wątpliwości, ale ostatecznie z wolna
skinął głową. Wciąż tkwiła w tym samym miejscu, niespokojnie wodząc
wzrokiem dookoła i nie potrafiąc skoncentrować spojrzenia na żadnym
konkretnym punkcie. Drżała i nie była w stanie zrobić niczego, żeby
nad tym zapanować, chociaż czuła, że powinna, zwłaszcza teraz, kiedy Seth po
raz kolejny zaczynał obwiniać siebie.
Co tak naprawdę
miała do stracenia? Przecież wiedziała, że prędzej czy późnej będzie musiała
przynajmniej spróbować, zresztą już od dłuższego czasu zastanawiała się nad
tym, co takiego mogłoby mieć miejsce, gdyby Seth przypadkiem się przy niej
przeistoczył. Nie chciała brać pod uwagę takiej możliwości, ale naiwnym byłoby
całkowite ignorowanie jego prawdziwej natury. Wiedziała przecież, kim był; to
stanowiło integralną część jego osobowości, zresztą w niektórych
sytuacjach instynkty musiały okazać się silniejsze, co również doskonale
rozumiała. Wszystko wydawało się równie prawdopodobne, a ona nigdy nie
była na tyle głupia, żeby uwierzyć, że ignorowanie problemu sprawi, że ten
ostatecznie zniknie.
Dała
Sethowi nadzieję już w chwili, w której zdecydowała się porozmawiać z nim
po raz pierwszy. Zapoczątkowała coś i nawet jeśli wtedy wciąż mogła się
wycofać, zaprzepaściła tę szansę, decydując się przed nim otworzyć. Zdradziła mu
więcej niż komukolwiek innemu, być może pochopnie i zdecydowanie zbyt
szybko, ale do tej pory nie żałowała tej decyzji – i nic nie wskazywało na
to, żeby miała zacząć. Jak w takim razie mogła dalej uciekać przed
własnymi problemami, skoro w tak znaczącym sposób dotyczyły tego, kim był?
Musiała coś zrobić, nie będąc w stanie nawet wyobrazić sobie tego, że
mogłaby tak po prostu powiedzieć mu, że jednak zbytnio się boi, żeby móc z nim
przebywać?
To nie było
proste, ale…
Miała
wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim zdecydowała ruszyć się z miejsca.
Nawet nie miała pewności, co i dlatego ostatecznie skłoniło ją do tego,
żeby zrobiła krok naprzód – jedynie niepewny, prawie nic nieznaczący, ale
jednak. Zaraz po tym z wolna osunęła się na kolana, po czym usiadła na
chłodnej ziemi, podciągając nogi pod siebie. Czuła, że drży, a przynajmniej
miała takie wrażenie, to jednak nie miało dla niej większego znaczenia.
Wszystko wydawało się nierealne, on sama zaś czuła się trochę jak w transie
– jakby oderwana od rzeczywistości i tego, co przez cały ten czas działo
się wokół niej.
Nie
odezwała się nawet słowem, to zresztą wydawało jej się zbędne. Miała wrażenie,
że jej spojrzenie wyrażało wszystko, czego mogłaby oczekiwać, choć nawet samej
sobie nie potrafiła tego objaśnić. W głowie miała pustkę, a jedynym,
czego była pewna, pozostawał strach – przenikliwy, wszechobecny, ale jednak…
nie na tyle wielki, by nie mogła nad nim zapanować – przynajmniej w tamtej
chwili.
– Och… No,
proszę – mruknęła Leah, jednak tym razem jej komentarz nie zabrzmiał aż tak
złośliwie, jak wcześniejsze uwagi. Wręcz przeciwnie: dziewczyna wydawała się
pozytywnie zaskoczona.
– Claire? –
podjął z wahaniem Seth, jednak siostra zdecydowała się mu przerwać:
– Nie patrz
na nią tak, jak ciele na malowane wrota, tylko się rusz. Chociaż… Cholera, nie
wiem – przyznała. – Star nie zawsze cię słucha – zauważyła przytomnie.
Claire
drgnęła, bynajmniej tą wiadomością nie pocieszona. Bez słowa zamknęła oczy,
mocno zaciskając powieki i bezskutecznie próbując się rozluźnić. Miała
nadzieję, że dzięki temu łatwiej będzie jej zapanować nad sobą, kiedy… sprawy
trochę się skomplikują, ale to wcale nie było aż takie oczywiste, jak mogłaby
tego oczekiwać.
– A ciebie
się boi – usłyszała głos Setha. – Leah, może ty…?
Wilczyca
prychnęła.
– To twoja
wampirka i twoja terapia, Seth – przerwała mu zdecydowanym tonem. – Ja
sobie tutaj postoję i ubezpieczę tyły.
Chłopak
mruknął coś złośliwego, wyraźnie poirytowany, ale tym razem przynajmniej nie
zaczęli się kłócić. Claire przez moment miała ochotę otworzyć oczy, żeby
upewnić się, co takiego planował jej towarzysz i czy on albo Star jednak
się do niej zbliżyli, ale nie miała dość odwagi, żeby próbować to zrobić. Bała
się, że kiedy się na to zdecyduje, ostatecznie spanikuje, a na to
zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić. Nie teraz, nie przy nim i nie po
tym, jak przez tyle czasu walczyła o to, żeby w ogóle zmusić się do
podjęcia jakiejkolwiek decyzji.
Spokojnie… Uznaj to za eksperyment,
pomyślała, jednak nawet takie podejście nie przyniosło aż tak oczekiwanych
efektów. Eksperymenty zwykle nie są
groźne…
Aha,
zwłaszcza w laboratorium, kiedy jako dziecko była dopuszczona do chemikaliów.
Cześć tych związków absolutnie nie była
niebezpieczna…
– Jesteś
pewna, że…?
Drgnęła,
słysząc pozornie proste pytanie. Nie,
niczego nie jestem i nie będę pewna, pomyślała, jednak nie
wypowiedziała żadnego z tych słów na głos. W zamian sztywno skinęła
głową, w duchu modląc się o to, by Seth nie był aż tak świadom tego,
jak bardzo zestresowana była. Już i tak próbował obchodzić się z nią
jak z jajkiem, choć tego nie potrzebowała; nie chciała litości i nadmiernej
troski, już i tak świadoma tego, że przez bardzo długi czas pozwalała na
to, żeby wszyscy wokół trzymali ją pod kloszem. To było wygodne i bezpieczne,
ale na dłuższą metę prowadziło donikąd, a przynajmniej ona miała takie
wrażenie. Musiała coś zmienić, a skoro do tego wszystkiego pojawiła się
okazja, by mogła przynajmniej spróbować to zrobić, zamierzała ją wykorzystać.
Usłyszała
westchnienie – być może ulgi, a może rozdrażnienia – jednak nie próbowała
się zastanawiać nad tym, co ono oznaczało. Zamarła w bezruchu, próbując powstrzymać
się przed nadmierną koncentracją na wyostrzonych zmysłach, obawiając się tego,
że jednak spanikuje. Nie chciała rozwodzić się nad tym, co dzieje się wokół
niej, woląc zostać postawioną przed faktem dokonanym, niż zawracać sobie głowę
tym, czy jakikolwiek sens miało to, że – mogłaby przysiąc! – gdzieś blisko
poczuła ciepło, porównywalne do tego, które mogłoby być od obcego ciała. Wolała
się nad tym nie zastanawiać, aż nazbyt świadoma tego, co mogłoby się wydarzyć,
gdyby zbytnio zaczęła przejmować się sytuacją. Wolała udawać, że faktycznie wszystko
było w porządku, a ona nie miała żadnych powodów do niepokoju, tym bardziej,
że właśnie tak prezentowała się sytuacja. Czyż nie…? W końcu była
bezpieczna, a Seth wiedział, co robi…
W teorii.
Miała
wrażenie, że z wrażenia jednak się przewróci, kiedy wyraźnie usłyszała
ciężkie, znajome już dyszenie. Zarówno w biciu serca, jak i oddechu
zwierzęcia było coś charakterystycznego, dzięki czemu bez trudu rozpoznała
bliskość Star. Jej własny puls momentalnie przyśpieszył, niemalże pozbawiając
ją możliwości chwytania powietrza, jednak nawet wtedy nie przesunęła się nawet o milimetr.
Z uporem siedziała na swoim miejscu, pozwalając na to, żeby stworzenie
przesunęło się jeszcze bliżej – wciąż spokojne, absolutnie nieagresywne i… na
swój sposób miłe, jeśli nie liczyć tego, że mogło przyprawić ją o atak
paniki.
Okej, więc
Star był przy niej – dosłownie na wyciągnięcie ręki, tak, że gdyby zechciała,
mogłaby przesunąć palcami po miękkiej sierści. Samo doświadczenie wydawało się
całkiem przyjemne, o ile wziąć pod uwagę ciepło, które trochę kojarzyło
jej się z przytulaniem. Czuła, że Star napiera na nią, najpewniej po
prostu siedząc obok i ocierając się o jej bok. Na jej ramieniu ciepło
to przybierało, to znów zmniejszało swoją intensywność, co mniej więcej
uświadomiło jej, w którym miejscu musiał znajdował się pysk suczki. Wcale
nie poczuła się dzięki temu lepiej, ale zmusiła się do pozostania w bezruchu,
woląc nie wykonywać żadnych pochopnych ruchów. Co prawda rozsądek podpowiadał jej,
że – po tym, co zaobserwowała w domu komendanta, kiedy spotkała Star po
raz pierwszy – zwierzę prędzej doszłoby do wniosku, że ktoś ma ochotę na
zabawę, aniżeli zadecydowało o tym, że może zostać zaatakowane, ale mimo
wszystko… Cóż, wolała być ostrożna, dochodząc do wniosku, że zasada
ograniczonego zaufania to najlepsze, co mogłaby w swojej sytuacji
wykorzystać.
– Ej, to
chyba nawet nie jest takie głupie – skomentowała Leah. Jej głos dochodził z oddali,
co chyba znaczyło, że dziewczyna nadal sterczała na swojej pozycji pod drzewem.
– Albo już zeszła na zawał. Trudno mi stwierdzić – dodała po chwili wahania.
– Nic mi
nie jest… Chyba – wymamrotała Claire.
Nawet jeśli
komentarz siostry jakkolwiek rozdrażnił Setha, to, że się odezwała, ostatecznie
skoncentrowało uwagę chłopaka na niej.
– Mówiłem,
że Star nic ci nie zrobi – zauważył, wyraźnie z siebie zadowolony. Mimo
wszystko starał się tego nie okazywać, najwyraźniej nie chcąc jej peszyć. – Jak
coś będzie nie tak, po prostu mi powiedz. Zabiorę ją – zapewnił.
Sama
możliwość tego, że w razie potrzeby mogłaby się wycofać, nieco poprawiła
jej nastrój, jednak nie zdecydowała się na skorzystanie z takiej
możliwości. Milczała, w zamian woląc siedzieć w bezruchu i koncentrować
się nad tym, co komunikowało jej ciało. Jak długo wszystko wydawało się być w porządku,
tak długo mogła pozostać na swoim miejscu, w szczególnie spokojny sposób
reagując na obecność psa.
Star
poruszyła się, po raz kolejny trącając ją pyskiem w ramie. Claire zesztywniała,
jeszcze bardziej napinając mięśnie, choć te i tak zaczynały już boleć,
protestując przed ciągłym zdenerwowaniem. Wyczuła, że siedzące przy niej
stworzenie powoli zaczynało się niecierpliwić, być może nawet próbując zwrócić
na siebie jej uwagę. Nie wiedziała, jak to bywa z psami, ale chyba lubiły,
kiedy ktoś reagował na ich bliskość w jakikolwiek sposób okazywał jej
sympatię – tak przynajmniej jej się wydawało. Chyba każda inna, normalna osoba, spróbowałaby Star
pogłaskać albo… zrobić cokolwiek, jednak w jej przypadku to wcale nie było
aż tak oczywistym odruchem.
Słodka bogini,
chyba faktycznie była beznadziejna…
– Ech… Czy
to…? Czy ona…? – zaczęła i prawie natychmiast zamilkła, uświadamiając
sobie, że nawet nie wie, o co tak naprawdę chciała zapytać.
– Jest
spokojna, prawie jak nie ona. – Seth wydawał się równie zadowolony, co i zaskoczony.
– Zwykle zaczyna się wygłupiać, ale chyba wie, że tobie się to nie podoba.
– Ona
wyczuwa… – powtórzyła sceptycznie, sama niepewna tego, jak powinna to rozumieć.
Wyczuwała? Jasne,
to przede wszystkim zwierzęta posiadały instynkt, umożliwiający im dostrzeżenie
tego, czego ludzie mogli co najwyżej się domyślać. Nie wątpiła, że Star mogła
wyczuć niechęć albo strach, choć prędzej spodziewała się tego, że takie emocje
wywołają w stworzeniu reakcję obronne. W głowie miała różne
scenariusze, wciąż obawiając się tego, co mogłoby nastąpić, gdyby postąpiła w zbyt
gwałtowny, nieodpowiedni sposób i sprowokowała psa do ataku. Co prawda
gdyby zechciała, mogłaby poradzić sobie z takim przeciwnikiem w kilka
zaledwie sekund, ale nie wyobrażała sobie, że miałaby postąpić w taki
sposób. Kiedy w grę wchodził lęk, logiczne myślenie wydawało się
niemożliwe, a Claire wolała nie sprawdzać, gdzie mogłyby zaprowadzić ją
niekontrolowane, paniczne odruchy.
Miała
wrażenie, że tkwiła w jednej pozycji całą wieczność, zanim coś ostatecznie
skłoniło ją do tego, żeby otwarła oczy. Na początku po prostu lekko uniosła
powieki, prawie natychmiast z powrotem je zaciskając, kiedy zauważyła
jasne, znajdujące się tak blisko jej twarzy futro. Gwałtownie nabrała powietrza
do płuc, przytrzymując je, żeby mieć choć cień szansy na to, by jednak się
uspokoić. W porządku, wszystko było w jak najlepszym porządku, ale…
Drugie
podejście okazało się łatwiejsze, choć nie sądziła, że uda jej się do niego
przymusić. Widziała, że ciało Star faluje w rytm oddechu, to jednak wcale
nie wydawało się złe. Wręcz przeciwnie: doszukała się w tym czegoś
kojącego, co z miejsca sprawiło, że udało jej się odrobinę rozluźnić, co w pewnym
stopniu wytrąciło ją z równowagi. Siedziała w bezruchu, wpatrując się
w falujący grzbiet psa i mimowolnie zastanawiając się nad tym, co właściwie
podkusiło ją do tego, żeby dobrowolnie zgodzić się na podobny… eksperyment. Jakaś jej cząstka tego
chciała, traktując jako możliwość zwalczenia czegoś, co przez tak długi okres
czasu ją dręczyło, ale mimo wszystko miał wiele wątpliwości. W pewnym
stopniu chciała uciec, choć pragnienie to nie okazało się aż tak silne, by
zaczęła mieć problemy z przewidzeniem własnych reakcji.
Dopiero po
chwili spojrzała na stojącego obok Setha. Chłopak wydawał się niemniej spięty,
co i ona, poza tym przez cały ten czas z uwagą obserwował Star,
najwyraźniej gotowy zareagować, gdyby cokolwiek poszło nie tak – czy to z jej,
czy znów psa strony. Wydawał się zaniepokojony, poza tym mruczał coś cicho pod nosem,
chyba błagając opatrzność o to, żeby wszystko było takim, jakim być
powinno. Takie zachowanie wydało jej się całkiem zabawne i prawie zdołała
się uśmiechnąć, mimo wszystko zbytnio zestresowana, by zdobyć się na
jakąkolwiek sensowną reakcję.
W porządku… Wszystko naprawdę było w porządku,
ale…
– Ja…
Możemy na razie skończyć? – wykrztusiła z siebie, w końcu decydując się
odezwać. – Proszę.
Jej głos
zabrzmiał o wiele lepiej, niż początkowo się spodziewała, jedynie lekko
drżący, to jednak wydało jej się dość naturalne w takim wypadku.
Przełknęła z trudem i jednak wysiliła się na uśmiech, chcąc
utwierdzić chłopaka w przekonaniu, że sytuacja jest opanowana. Była, a przynajmniej
tak jej się wydawało; z tego powodu wolała przerwać, póki sprawy nie
zabrnęły na tyle daleko, by zaczęła czuć się w jakkolwiek skrępowany, zbyt
przytłaczający sposób.
– Jasne –
zapewnił, wyciągając rękę w stronę Star. – Ehm…
Przerwało
mu przeszywające, głośne gwizdnięcie, które sprawił, że oboje podskoczyli. Sama
Star gwałtownie poderwała się na nogi, po czym posłusznie pobiegła… w stronę
Lei, która bynajmniej nie sprawiała wrażenia kogoś szczególnie skruszonego tym,
że mógłby ich wystraszyć.
– Tak, tak…
To ja idę sprawdzić, czy nie ma nas gdzieś indziej – oznajmiła wymijająco, wzruszając
ramionami i jak gdyby nigdy nic zwracając się do nich plecami. – Tylko się
nie przyzwyczajaj, Seth. Nie będę ci niańczyć psa.
Nie dodała
niczego więcej, nie wspominając o tym, że nawet nie czekała na jakąkolwiek
reakcję z ich strony. Seth wydawał się oszołomiony, w milczeniu
odprowadzając siostrę wzrokiem i dopiero po zniknięciu jej i Star
uświadamiając sobie że od dłuższego czasu tkwił w miejscu, bezmyślnie
wpatrując się w przestrzeń. To musiało go otrzeźwić, bo nagle wyprostował
się i pośpiesznie spojrzał w stronę wciąż siedzącej na ziemi Claire.
– Jesteś
pewna, że wszystko w porządku? Może jednak niepotrzebnie…
– Nie ma
problemu. – Przełknęła, próbując zmusić lekko drżący głos do współpracy. – Nie
było… Star nic mi nie zrobiła, prawda?
– Fakt –
przyznał, ale wciąż wydawał się niepewny.
Nie była
zaskoczona milczeniem, które jak na zawołanie zapanowało pomiędzy nimi.
Mimowolnie wzdrygnęła się, kiedy Seth przesunął się, decydując przykucnąć tuż
naprzeciwko niej. Zauważyła, że nawet w takiej sytuacji trzymał się w odległości,
którą jakiś czas temu sama uznała za „bezpieczną”, a która w tamtej
chwili wydała jej się głupia. Co prawda wciąż była oszołomna tym, że dopiero co
pozwoliła aż tak bardzo zbliży się Star, ale pomimo tego widziała przed sobą
chłopaka – zwykłego, znajomego i sprawiającego, że wbrew wszystkiemu czuła
się przy nim dobrze.
Zawahała
się na moment, lekko przekrzywiając głowę i z uwagą przypatrując się
jego twarzy. Czuła się dziwnie, chociaż w żaden sposób nie potrafiła nawet
samej sobie wytłumaczyć, skąd brały się te dziwne odczucia. Siedziała i była
trochę jak w transie, niepewna tego, co działo się wokół niej, a tym
bardziej jak powinna rozumieć wszystko to, co myślała.
– Dziękuję
– wyrzuciła z siebie, początkowo nawet nieświadoma tego, że wypowiedziała
to jedno słowo na głos.
– Za co?
Wydawał się
zaskoczony, ale nie próbowała mu odpowiadać. Wciąż tkwiła w bezruchu,
jedynie instynktownie wyczuwając, że chłopak nieznacznie przesunął się w jej
stronę, być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Był blisko – i to
bardzo, na tyle, że mogła poczuć jego ciepło i…
Och, wtedy
prawie nie miała oporów przed tym, żeby pozwolić mu się dotknąć.
Powoli
uniosła głowę, decydując się spojrzeć wprost w parę lśniących, ciemnych
oczu. Oboje milczeli, ale to było dobre, zresztą jak i odległość, która
nagle w dość znaczący sposób się zmniejszyła.
I byli
blisko.
Tak blisko…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz