2 czerwca 2016

Dwieście szesnaście

Elena
Instynktownie spróbowała cofnąć się w tył, dla pewności zaciskając palce na ramieniu Aldero. Miała ochotę nim potrząsnąć i kazać mu uciekać, nie jako jedynemu zresztą, bo sama była gotowa zrobić wszystko, byleby znaleźć się od rozszalałego wampira. Tym większym zaskoczeniem było dla niej to, że zamiast skoczyć na jej kuzyna, Garrett nagle został odrzucony niemalże na drugi kraniec pokoju, chyba jedynie cudem nie przebijając ściany na wylot. Powietrze jak na zawołanie wypełniło się pyłem i tynkiem, Elena jednak nie zamierzała sprawdzać tego, jak poważne okazały się uszkodzenia konstrukcji. Jedynym, czego była pewna, pozostawało to, że Aldero musiał użyć telepatii – i że gdyby nie ona, wtedy mieliby poważny problem.
Wciąż spięta i niespokojna, cofnęła się o kilka kolejnych kroków. Omal nie wyszła z siebie, kiedy u jej boku bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zmaterializowała się Esme, bez chwili wahania biorąc ją w ramiona. Pozwoliła matce na to, wręcz przysuwając się bliżej i bez słowa wtulając się w wampirzycę. Nadal była oszołomiona, zresztą w stopniu niewiele mniejszym, co i reszta obecnych w salonie, tym bardziej, że dopiero po długich, ciągnących się w nieskończoność sekundach ciszy, w końcu zaczęło się prawdziwe zamieszanie.
– Garrett! – zaoponowała wyraźnie wytrącona z równowagi Kate, niespokojnie wodząc wzrokiem to w stronę wciąż podenerwowanego Aldero, to znów zachowującego się tak, jakby całkiem już oszalał, nieśmiertelnego.
Wampirzyca przez dłuższą chwilę sprawiała chętnej, żeby rzucić się w stronę partnera, jednak ostatecznie nie przesunęła się nawet o milimetr. Jej oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, sama Denalka zaś sprawiała wrażenie kogoś, kto czuje się zagubiony i nie ma pojęcia, co i dlaczego powinien zrobić, by być w stanie nad tym zapanować. Nawet z odległości dało się zauważyć, że się trzęsła, być może przez nadmiar emocji, a może z jakiegoś innego powodu, którego w tamtej chwili Elena nie była w stanie określić. Wiedziała jedynie, że wszystko jest nie tak, jednak i tego nie potrafiła wytłumaczyć, zdolna co najwyżej do tego, żeby względnie spokojnie trwać w ramionach wciąż obejmującej ją mamy.
– Zabierz stąd Elenę – usłyszała wyraźnie zaniepokojony głos niemniej zaskoczonego sytuacją Carlisle’a. Tata przesunął się tak, by móc osłonić zarówno ją, jak i żonę, choć mało prawdopodobnym wydawało się to, żeby ktokolwiek mógł swobodnie przejść obok jej wciąż gotowego do ataku kuzyna. – Aldero…
– Tylko nie mów mi, że to wypadek, dziadku, bo naprawdę nie ręczę za siebie – obruszył się chłopak, a Elena po raz kolejny wychwyciła w jego tonie tą dziwną, charakterystyczną nutę, którą słyszała, kiedy ostatnim razem rozmawiali, a Al niejako wyrzucał jej wszystko to, co drażniło go w jej zachowaniu. Nie potrafiła go zrozumieć i to już od dłuższego czasu, wciąż mając wrażenie, że oczekiwał o wiele więcej, aniżeli była w stanie mu zaoferować, to jednak w tamtej chwili wydawało się najmniej istotne – nie dla niej. – Kogo wy zapraszacie do domu, skoro…? – zaczął, jednak cokolwiek zamierzał powiedzieć, nie było mu dane dokończyć.
– Ja nie chcę jej krwi! – obruszył się wyraźnie wstrząśnięty taką sugestią Garrett. – Ja nie… O Boże, sam nie wiem – wyrzucił z siebie na wydechu, wyraźnie wytrącony z równowagi.
Zdążył poderwać się na równe nogi, ostatecznie czając się gdzieś w kącie pokoju i raz po raz niespokojnie spoglądając na zebrane towarzystwo. Wydawał się mocno zaniepokojony perspektywą tego, że którykolwiek z Cullenów mógłby ruszyć w jego stronę, nawet gdyby mieli pokojowe zamiary. Elena zauważyła Jaspera i Emmett’a, którzy przesunęli się w taki sposób, by w razie potrzeby być w stanie nieśmiertelnego zatrzymać i wyprowadzić. Sama również obserwowała go w nieufny sposób, oczekując… dosłownie wszystkiego, nawet jeśli w istocie nic nie wskazywało na to, żeby Denalczyk planował po raz kolejny się na nią rzucić. Wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś jest nie tak i że sprawa jest bardziej złożona, aniżeli mogłoby się wydawać, wcale nie opierając się tylko i wyłącznie na tym, że ktokolwiek mógłby łaknąć jej krwi.
Wciąż spięta, spróbowała oswobodzić się z objęć mamy, ta jednak wydawała się zbytnio zaniepokojona, żeby tak po prostu ją puścić. Elena westchnęła w duchu, po czym chcąc nie chcąc znieruchomiała, dochodząc do wniosku, że bezpieczniej będzie nie prowokować nikogo z obecnych, nawet jeśli nie miała wrażenia, by robiła cokolwiek, co w choć niewielkim stopniu mogło wydawać się niewłaściwe. Gdyby przynajmniej się skaleczyła albo była nieostrożna… Ale to był Garrett i mimo wszystko nie wyobrażała sobie tego, że właśnie on mógłby okazać się niebezpieczny – nie tak po prostu i nie w sytuacji, która w żaden sposób nie wydawała się sprzyjać jakimkolwiek nieprzewidzianym sytuacjom.
Jej wzrok mimowolnie powędrował w stronę okna, jakby gdzieś tam mogło czekać na nią jakiekolwiek sensowne wytłumaczenie tego nagłego szaleństwa. Z drugiej strony, bała się tego, że gdzieś na zewnątrz mogli czaić się Rafael, Mira… albo nawet Raven, bo wciąż nie miała pewności, do czego zdolny był ten ostatni. Gdyby okazało się, że może tak po prostu zaalarmować demony o tym, że została zaatakowana, wtedy naprawdę mógłby się pojawić problem. Rafa nigdy nie należał do osób subtelnych, a Elena nawet nie chciała brać pod uwagę tego, że nagle do salonu byłaby w stanie wparować skrzydlata kawaleria, gotowa zamordować każdego, kto z jakiegokolwiek powodu mógłby jej zagrażać. To było ostatnim, czego potrzebowała, nie wspominając o tym, że wciąż nie znajdowała żadnego logicznego wyjaśnienia tego, co mogłoby mieć miejsca.
Poczuła na sobie znajome, intensywne spojrzenie czyichś oczu, bez unoszenia wzroku podejrzewając, że po raz kolejny przyglądał jej się Garrett. Niechętnie zerknęła w jego stronę, a potem…
– Cholera, przestań! – wybuchnął i to okazało się wystarczająco niepokojąca reakcją, by jej przybrani bracia zdecydowali się przemieścić w jego stronę.
Reakcja była natychmiastowa i najpewniej najzupełniej niekontrolowana, bo w pośpiechu spróbował uciec z zasięgu ich rąk. Poczuła szarpnięcie, które omal nie zwaliło jej z nóg, kiedy mama w pośpiechu spróbowała odciągnąć ją w tył. Jej przybrane siostry i Bella również się przemieściły, niespokojne obserwując poczynania swoich mężów i sprawiając wrażenie co najmniej oszołomionych, to jednak wydawało się niczym w porównaniu do reakcji zszokowanych Denalczyków. Zwłaszcza Kate wydawała się przerażona, niezmiennie tkwiąc w miejscu i wydając się rozważać to, jak powinna zaatakować – spróbować pomóc partnerowi albo od razu usadzić go w miejscu dzięki swojemu darowi.
Hunter?, pomyślała mimochodem Elena, przypominając sobie to, jak zachowywał się Elliott pod wpływem tego demona. Od tamtego czasu więcej go nie widziała, sam Rafael zresztą twierdził, że jego brat dosłownie zapadł się pod ziemię. Nie miała pojęcia, czy po pojawieniu się Jasona, mężczyzna wciąż chciał ją zabić, a tym bardziej czy mógł posłużyć się do tego kolejną osobą z jej dość bliskiego otoczenia – zwłaszcza wampirem – to jednak wydawało się najmniej istotne. Jeśli Garrett faktycznie był pod czyimś wpływem i próbował ją zabić…
– Przestańcie w końcu! – nie wytrzymała Kate, przemieszczają się i materializują gdzieś w samym środku zamieszania. – Garrett…
– Jej to powiedz! – powtórzył tym samym, niemalże spanikowanym tonem, bez chwili wahania wskazując na Elenę.
Otworzyła i zamknęła usta, co najmniej zaskoczona taką reakcją. Poczuła się dziwnie i to nie tylko za sprawą przenikliwego, pożądliwego spojrzenia, ale również tego, że uwaga mogłaby tak nagle skoncentrować się na jej osobie. Nagle pożałowała tego, że Esme jednak nie wyprowadziła jej z pokoju, podświadomie poczuwając, że to jednak mogłoby okazać się rozwiązaniem – i to niezależnie od tego, co było powodem takiej reakcji Garretta: pragnienie jej krwi, czy też… coś innego.
Po raz kolejny zapanowała cisza, przerywana wyłącznie przyśpieszonym biciem serca oraz oddechami tych, którzy potrzebowali tego do normalnego funkcjonowania. Denalczyk zastygł w bezruchu, wyraźnie usiłując skoncentrować wzrok na Kate, jednak jego spojrzenie raz po raz uciekało w jej stronę. Dotychczas topazowe tęczówki pociemniały, ale choć widziała w nich głód, niemalże całą sobą czuła to, że wcale nie chodziło o pragnienie krwi – wręcz przeciwnie. Jej ciało napięło się, nie rozluźniając nawet w chwili, w której Edward najwyraźniej nabrał podobnych podejrzeń, bo ostatecznie stanął u boku ojca, by ostatecznie zasłonić ją przed wzrokiem nieprzewidywalnego nieśmiertelnego. Nie czuła się dobrze z tym, że mogłaby stracić potencjalne zagrożenie z oczu, jednak starała się o tym nie myśleć, raz po raz powtarzając sobie, że już wszystko było w porządku. Przecież wiedziała, że rodzina nie pozwoliłaby ją skrzywdzić, zwłaszcza komuś, kogo dotychczas traktowali jak jednego z przyjaciół.
– Garrett… – Nie widziała również Kate, ale wciąż pozostawał jej słuch. Zwłaszcza w emocjach, głos wampirzycy pozostawał aż nazbyt charakterystyczny, Elena zresztą odniosła wrażenie, że Denalka była coraz bardziej przerażona. – Wyjdźmy stąd i to w tej chwili. Zabiorę cię stąd, ale musisz mi zaufać i…
Mówiła coś jeszcze, pozornie bezskutecznie, bo nic nie wydawało się wskazywać na to, że wampir odpowie. Elena mogła tylko zgadywać, co takiego sobie myślał, a nawet jaki musiał być wyraz jego twarzy. Instynkt podpowiadał jej, że powinna pozostać w ramionach mamy i nawet nie próbować sprawdzać, co takiego działo się w salonie, nawet jeśli jakaś jej cząstka faktycznie tego chciała. Chyba nie istniało nic gorszego od niepewności, zwłaszcza w takiej sytuacji, dziewczyna zresztą nigdy nie należała do osób szczególnie cierpliwych. W tamtej chwili tym trudniej było jej zachować zdrowy rozsądek, skoro zdawała sobie sprawę z tego, jak niewiele trzeba było, żeby po raz kolejny sprawy skomplikowały się, przybierając niepokojący, zdecydowanie nieakceptowalny przez któregokolwiek z obecnych w salonie obrót.
Słodka bogini, niech to się po prostu skończy…
Nie miała pojęcia, o co tak naprawdę prosi i czy to w ogóle miało jakikolwiek sens, jednak nie próbowała się nad tym zastanawiać. Zacisnęła powieki, całą sobą koncentrując się na czymś całkowicie przeciwnym, aniżeli przez całe życie: a więc na pozostaniu niewidzialną, bez zwracania na siebie czyjejkolwiek uwagi. Chciała jakkolwiek to powtrzymać, marząc już tylko o tym, żeby wyjść – gdziekolwiek, chociażby do pokoju, byleby nie musieć ryzykować, że po raz kolejny wydarzy się coś, na co żadne z nich nie będzie miało wpływu.
Nie była pewna jak długo to trwało, a tym bardziej dokąd prowadziło, jednak wyraźnie wyczuła zmianę w atmosferze. Słyszała jakieś głosu – być może wciąż powracający szept przemawiającej do Garretta Kate, a może coś zupełnie innego – jednak nawet nie próbowała się na nich koncentrować. Otworzyła oczy dopiero w chwili, w której chłodne ramiona mamy zniknęły, gdy nagle poluzowała uścisk. W zamian dłonie wampirzycy wylądowały na jej barkach, nakłaniając do zrobienia kroku w tył, kiedy wampirzyca odsunęła ją od siebie na długość wyciągniętych rąk, najwyraźniej zamierzając upewnić się, czy wszystko w porządku.
– Elena… – jęknęła wampirzyca, więc otworzyła oczy, by móc spojrzeć na swoją rodzicielkę. – Nic ci nie jest? Już w porządku, ale…
– W porządku? – wtrącił Aldero. Przekonała się, że stał w niewielkim oddaleniu od niej, wciąż sprawiając wrażenie kogoś gotowego do dokonania zbiorowego mordu, gdyby tylko pojawiła się taka potrzeba. – Serio? – dodał z niedowierzaniem i coś w jego reakcji zaczęło sprawiać, że poczuła się naprawdę winna.
– Jestem cała – zapewniła pośpiesznie.
Nie dodała niczego więcej, zbyt oszołomiona, by zwrócić uwagę na cokolwiek z tego, co działo się wokół niej. Mimochodem zauważyła, że Garrett i Kate zniknęli, co pewnie znaczyło, że kobiecie jednak udało się nakłonić partnera do wyjścia. Nie widziała również Tanyi, przez co zaczęła podejrzewać, że ta najpewniej popędziła za siostrą i jej towarzyszem. Nie miała pojęcia czy to dobrze, czy źle, ale mimo wszystko poczuła się lepiej, przynajmniej teoretycznie. Dopiero zaczynała dochodzić do siebie, wciąż co najmniej zaniepokojona tym, co mogło się wydarzyć, tym bardziej, że najpewniej po raz kolejny otarła się o śmierć.
Cholera, to nawet brzmiało w co najmniej irracjonalny sposób. Nie pojmowała, czym sobie zawiniła, że niemalże na każdym kroku ktoś próbował ją zabić, zwłaszcza dobry znajomy rodziny, ale…
– Nie mam pojęcia, co się stało – odezwała się cicho Alice, decydując się przerwać panującą ciszę. Energicznie potrząsnęła głową, co zwłaszcza przy jej krótkich, nastroszonych włosach wydało się niemalże komiczne. – Niczego nie przewidziałam. Wiem, że rzadko widuję Elenę, ale mimo wszystko…
– To nie był planowane, Alice – uświadomił siostrę Edward. Krótko rozejrzał się po pokoju, mniej lub bardziej celowo decydując się spojrzeć na każdego z osobna. – Nie wiem, co się stało, ale nie podoba mi się. Jego myśli… – zaczął i zawahał się na moment.
– Co z nimi? – zachęciła go Bella.
Jedynie z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Nie wiem, czy dobrze wszystko zrozumiałem, ale to nie wyglądało tak, jakby chodziło mu o krew – przyznał. Przez jego twarz przemknął grymas, jakby to, co udało mu się wychwycić w głowie nieśmiertelnego, wzbudzało w nim najgorsze z możliwych uczuć. Elena nie była pewna, czy było coś gorszego od perspektywy śmierci, ale z drugiej strony… – Nie wierzę, że to mówię, ale Garrett nie powinien więcej zbliżać się do Eleny – oznajmił wprost, a dziewczyna z zaskoczeniem przekonała się, że miedzianowłosy co najmniej się o nią martwił.
Jedno było pewne: dawno nie widziała brata aż do tego stopnia niespokojnego. Była w stanie co najwyżej zgadywać, co takiego udało mu się wychwycić w myślach Garretta, ale najwyraźniej mu się to nie spodobało – i to najdelikatniej rzecz ujmując. W tamtej chwili zapragnęła zapytać go o to, w czym problem, ale wcale nie była pewna, czy chciała wiedzieć. Czasami niewiedza była bezpieczniejszym, bardziej komfortowym rozwiązaniem, nawet jeśli jednocześnie wydawała jawić się jako tchórzostwo.
Wzięła kilka głębszych wdechów, całą energię wkładając w to, żeby w końcu się uspokoić. Już jest okej, pomyślała i doszła do wniosku, że może jeśli powtórzy to jeszcze kilkukrotnie, wtedy przekona nie tylko pozostałych, ale przede wszystkim samą siebie. Nie miała pojęcia, jak tak naprawdę się czuła, ale od dawna nie była aż do tego stopnia wytrącona z równowagi. Nie była w stanie jednoznacznie tego określić, jednak jeśli miałaby być ze sobą szczera, musiała przyznać się do tego, że czuła się co najmniej zaniepokojona – i to w takim stopniu, jakby co najmniej zrobiła coś bardzo, ale to bardzo złego. Nie istniał żaden sensowny powód, dla którego Garrett miałby się na nią rzucić, a przynajmniej tak jej się wydawało, chociaż z drugiej strony…
Chodziło o nią. Nie potrafiła wytłumaczyć tego przeczucia, ale była tego równie pewna, co i świadoma, że w ostatnim czasie faceci dziwnie zachowywali się w jej towarzystwie. Nie miała pojęcia, co takiego było nie tak z nią i jej chorym szczęściem, że wydawała się wręcz przyciągać gości, którzy mieli problemy emocjonalne, ale chyba faktycznie coś było na rzeczy, skoro w grę wchodzili albo obsesyjnie próbujący ją odzyskać Brain, albo niemalże szalony, zakochany w niej Elliott. Zawsze w dość znaczący sposób działała na mężczyzn, odkąd tylko sięgała pamięcią, zdolna do tego, żeby owinąć sobie każdego z nich wokół palca, jednak nigdy dotąd nie niosło to ze sobą tak poważnych konsekwencji. Już niczego nie była pewna, nie mogąc nawet bezpiecznie wyjść z domu, by nie ryzykować, że jakiś nieśmiertelny przypadkiem nie zdecyduje sobie na nią zapolować. Co gorsza, wciąż nie rozumiała dlaczego, przez co tym bardziej irytowały ją docinki Miry, która nie potrafiła pojąc tego, jak ktokolwiek mógłby nie potrafić określić, czym podpadł samej królowej wampirów, skoro ta zdecydowała się wydać rozkaz śmierci.
Tak czy inaczej, incydent z Garrettem zdecydowanie nie miał związku z Isobel, a przynajmniej Elena nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Być może była naiwna, skoro z takim uporem broniła się przed myślą o tym, że ktokolwiek mógłby być zdolny wpłynąć na jej najbliższych, ale zaakceptowanie któregokolwiek z nich jako potencjalnego mordercy, było ponad jej zdolności pojmowania. Co więcej, czuła, że chodzi o coś innego, chociaż – a jakże! – w żaden sposób nie potrafiła tego wytłumaczyć.
Nieważne. Istotne było to, że świat oszalał, z kolei ona…
– To teraz nieistotne – doszedł ją głos ojca. Aż wzdrygnęła się, kiedy wampir nagle zmaterializował się przy niej i Esme, mimochodem kładąc jej głos na ramieniu. – Kate i Tanya dopilnują, żeby się uspokoił. Nic podobnego więcej się nie powtórzy – zapewnił i nie było wątpliwości co do tego, że był gotowy zrobić dosłownie wszystko, byleby faktycznie zapewnić jej bezpieczeństwo – i to najpewniej łącznie z wyproszeniem gości z domu, choć to nadal nie rozwiązywało najważniejszego problemu.
– Carlisle, nie chcę cię straszyć, ale Garrett naprawdę… chciał zrobić coś niedobrego – zaczął Edward, ostrożnie dobierają słowa. Chyba po raz pierwszy nie był skłonny do tego, żeby z miejsca zdradzić wszystko to, co wiedział, wydając się wciąż niedowierzać prawdziwości informacji, które zdołał wychwycić. – To, jak on myślał o Elenie…
– Porozmawiamy o tym później – zaproponował natychmiast doktor.
Elena spięła się, bez trudu orientując się, do czego tak naprawdę zmierzał.
– To znaczy wtedy, kiedy mnie nie będzie obok? – rzuciła ze spokojem, którego bynajmniej nie odczuwała.
– Chciałbym najpierw spróbować porozmawiać z Garrettem – zapewnił pośpiesznie tata. – Eleno, posłuchaj…
– Czy twoja córka mogłaby na chwilę podejść bliżej? – wtrącił nowy głos, całkowicie zaskakując wszystkich wokół, a już zwłaszcza ją.
Z niejaką konsternacją spojrzała na Eleazara, tym bardziej wytrącona z równowagi, że zdążyła zapomnieć, iż on i Carmen nadal pozostawali w pokoju. Nie zauważyła kiedy i dlaczego wampir podszedł bliżej, jednak coś w spojrzeniu, którym ją obdarował, momentalnie wzbudziło jej niepokój. Co prawda doświadczenie nie było aż tak intensywne, jak w przypadku Garretta, w oczach tego z Denalczyków zresztą nie doszukała się nawet połowy emocji, które targały chętnym rzucić się na nią wampirem, ale coś w sposobie, w jaki była obserwowana, natychmiast doprowadziło do tego, że instynktownie napięła mięśnie.
– Dlaczego się przede mną blokujesz? – zapytał podejrzliwie Edward, najwyraźniej zaczynając mieć wątpliwości co do tego, czy ufanie któremukolwiek z przybyszy z Alaski ma rację bytu.
Eleazar jedynie potrząsnął głową, wciąż z uporem wpatrując się w Elenę. Dziewczyna wyczuła, że jej mama drgnęła, tata zaś nie odpowiedział, wciąż zbyt zaniepokojony jej bezpieczeństwem, by tak po prostu zgodzić się na to, żeby spuścić ją z oka. Zmarszczyła brwi, niepewnie spoglądając na przypatrującego jej się wampira, by móc ocenić jego intencje. Wydał jej się spięty, wręcz wstrząśnięty, jakby próbując zweryfikować coś, co na pierwszy rzut oka mogło okazać się równie sensowne, co i irracjonalne.
– Dlaczego? – niemalże warknęła, nawet nie próbując nad sobą panować. Miała prawo się niepokoić, nie wspominając o coraz silniejszej irytacji z powodu tego, że ktokolwiek mógłby ukrywać przed nią coś, co mogło okazać się istotne.
Nie od razu uzyskała odpowiedź. W zasadzi coś w roztargnionym spojrzeniu Eleazara sprawiło, że całkowicie zwątpiła w to, czy Hiszpan zamierzał cokolwiek jej wytłumaczyć, chyba bardziej skoncentrowany na wgapianiu się nią, aniżeli czymkolwiek innym.
– Co do…? – zaczęła Rosalie, decydując się wtrącić, nim jednak zdołała dokończyć wypowiedź, Denalczyk jednak zdecydował się jej przerwać:
– Właśnie zauważyłem coś bardzo nietypowego, ale… – Urwał i z niedowierzaniem pokręcił głową. – Eleno, możesz do mnie podejść? Nie zamierzam cię skrzywdzić – dodał w pośpiechu. – W zasadzie to liczę na to, że odpowiesz mi na kilka, bardzo prostych pytań – oznajmił, a ona aż uniosła brwi, co najmniej zaskoczona tym, czego oczekiwał.
A co to, do licha ciężkiego, ma znowu znaczyć?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa