Elena
Instynktownie spróbowała
cofnąć się w tył, dla pewności zaciskając palce na ramieniu Aldero. Miała
ochotę nim potrząsnąć i kazać mu uciekać, nie jako jedynemu zresztą, bo
sama była gotowa zrobić wszystko, byleby znaleźć się od rozszalałego wampira. Tym
większym zaskoczeniem było dla niej to, że zamiast skoczyć na jej kuzyna,
Garrett nagle został odrzucony niemalże na drugi kraniec pokoju, chyba jedynie
cudem nie przebijając ściany na wylot. Powietrze jak na zawołanie wypełniło się
pyłem i tynkiem, Elena jednak nie zamierzała sprawdzać tego, jak poważne
okazały się uszkodzenia konstrukcji. Jedynym, czego była pewna, pozostawało to,
że Aldero musiał użyć telepatii – i że gdyby nie ona, wtedy mieliby
poważny problem.
Wciąż spięta
i niespokojna, cofnęła się o kilka kolejnych kroków. Omal nie wyszła z siebie,
kiedy u jej boku bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zmaterializowała się Esme,
bez chwili wahania biorąc ją w ramiona. Pozwoliła matce na to, wręcz przysuwając
się bliżej i bez słowa wtulając się w wampirzycę. Nadal była
oszołomiona, zresztą w stopniu niewiele mniejszym, co i reszta
obecnych w salonie, tym bardziej, że dopiero po długich, ciągnących się w nieskończoność
sekundach ciszy, w końcu zaczęło się prawdziwe zamieszanie.
– Garrett!
– zaoponowała wyraźnie wytrącona z równowagi Kate, niespokojnie wodząc
wzrokiem to w stronę wciąż podenerwowanego Aldero, to znów zachowującego się
tak, jakby całkiem już oszalał, nieśmiertelnego.
Wampirzyca
przez dłuższą chwilę sprawiała chętnej, żeby rzucić się w stronę partnera,
jednak ostatecznie nie przesunęła się nawet o milimetr. Jej oczy
rozszerzyły się jeszcze bardziej, sama Denalka zaś sprawiała wrażenie kogoś,
kto czuje się zagubiony i nie ma pojęcia, co i dlaczego powinien zrobić,
by być w stanie nad tym zapanować. Nawet z odległości dało się
zauważyć, że się trzęsła, być może przez nadmiar emocji, a może z jakiegoś
innego powodu, którego w tamtej chwili Elena nie była w stanie
określić. Wiedziała jedynie, że wszystko jest nie tak, jednak i tego nie
potrafiła wytłumaczyć, zdolna co najwyżej do tego, żeby względnie spokojnie
trwać w ramionach wciąż obejmującej ją mamy.
– Zabierz
stąd Elenę – usłyszała wyraźnie zaniepokojony głos niemniej zaskoczonego
sytuacją Carlisle’a. Tata przesunął się tak, by móc osłonić zarówno ją, jak i żonę,
choć mało prawdopodobnym wydawało się to, żeby ktokolwiek mógł swobodnie przejść
obok jej wciąż gotowego do ataku kuzyna. – Aldero…
– Tylko nie
mów mi, że to wypadek, dziadku, bo naprawdę nie ręczę za siebie – obruszył się
chłopak, a Elena po raz kolejny wychwyciła w jego tonie tą dziwną,
charakterystyczną nutę, którą słyszała, kiedy ostatnim razem rozmawiali, a Al
niejako wyrzucał jej wszystko to, co drażniło go w jej zachowaniu. Nie
potrafiła go zrozumieć i to już od dłuższego czasu, wciąż mając wrażenie,
że oczekiwał o wiele więcej, aniżeli była w stanie mu zaoferować, to
jednak w tamtej chwili wydawało się najmniej istotne – nie dla niej. –
Kogo wy zapraszacie do domu, skoro…? – zaczął, jednak cokolwiek zamierzał
powiedzieć, nie było mu dane dokończyć.
– Ja nie
chcę jej krwi! – obruszył się wyraźnie wstrząśnięty taką sugestią Garrett. – Ja
nie… O Boże, sam nie wiem – wyrzucił z siebie na wydechu, wyraźnie
wytrącony z równowagi.
Zdążył
poderwać się na równe nogi, ostatecznie czając się gdzieś w kącie pokoju i raz
po raz niespokojnie spoglądając na zebrane towarzystwo. Wydawał się mocno
zaniepokojony perspektywą tego, że którykolwiek z Cullenów mógłby ruszyć w jego
stronę, nawet gdyby mieli pokojowe zamiary. Elena zauważyła Jaspera i Emmett’a,
którzy przesunęli się w taki sposób, by w razie potrzeby być w stanie
nieśmiertelnego zatrzymać i wyprowadzić. Sama również obserwowała go w nieufny
sposób, oczekując… dosłownie wszystkiego, nawet jeśli w istocie nic nie
wskazywało na to, żeby Denalczyk planował po raz kolejny się na nią rzucić. Wciąż
nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś jest nie tak i że sprawa jest
bardziej złożona, aniżeli mogłoby się wydawać, wcale nie opierając się tylko i wyłącznie
na tym, że ktokolwiek mógłby łaknąć jej krwi.
Wciąż
spięta, spróbowała oswobodzić się z objęć mamy, ta jednak wydawała się
zbytnio zaniepokojona, żeby tak po prostu ją puścić. Elena westchnęła w duchu,
po czym chcąc nie chcąc znieruchomiała, dochodząc do wniosku, że bezpieczniej
będzie nie prowokować nikogo z obecnych, nawet jeśli nie miała wrażenia,
by robiła cokolwiek, co w choć niewielkim stopniu mogło wydawać się
niewłaściwe. Gdyby przynajmniej się skaleczyła albo była nieostrożna… Ale to
był Garrett i mimo wszystko nie wyobrażała sobie tego, że właśnie on
mógłby okazać się niebezpieczny – nie tak po prostu i nie w sytuacji,
która w żaden sposób nie wydawała się sprzyjać jakimkolwiek
nieprzewidzianym sytuacjom.
Jej wzrok
mimowolnie powędrował w stronę okna, jakby gdzieś tam mogło czekać na nią
jakiekolwiek sensowne wytłumaczenie tego nagłego szaleństwa. Z drugiej
strony, bała się tego, że gdzieś na zewnątrz mogli czaić się Rafael, Mira… albo
nawet Raven, bo wciąż nie miała pewności, do czego zdolny był ten ostatni.
Gdyby okazało się, że może tak po prostu zaalarmować demony o tym, że została
zaatakowana, wtedy naprawdę mógłby się pojawić problem. Rafa nigdy nie należał
do osób subtelnych, a Elena nawet nie chciała brać pod uwagę tego, że
nagle do salonu byłaby w stanie wparować skrzydlata kawaleria, gotowa
zamordować każdego, kto z jakiegokolwiek powodu mógłby jej zagrażać. To było
ostatnim, czego potrzebowała, nie wspominając o tym, że wciąż nie znajdowała
żadnego logicznego wyjaśnienia tego, co mogłoby mieć miejsca.
Poczuła na
sobie znajome, intensywne spojrzenie czyichś oczu, bez unoszenia wzroku
podejrzewając, że po raz kolejny przyglądał jej się Garrett. Niechętnie
zerknęła w jego stronę, a potem…
– Cholera,
przestań! – wybuchnął i to okazało się wystarczająco niepokojąca reakcją,
by jej przybrani bracia zdecydowali się przemieścić w jego stronę.
Reakcja
była natychmiastowa i najpewniej najzupełniej niekontrolowana, bo w pośpiechu
spróbował uciec z zasięgu ich rąk. Poczuła szarpnięcie, które omal nie
zwaliło jej z nóg, kiedy mama w pośpiechu spróbowała odciągnąć ją w tył.
Jej przybrane siostry i Bella również się przemieściły, niespokojne
obserwując poczynania swoich mężów i sprawiając wrażenie co najmniej
oszołomionych, to jednak wydawało się niczym w porównaniu do reakcji
zszokowanych Denalczyków. Zwłaszcza Kate wydawała się przerażona, niezmiennie
tkwiąc w miejscu i wydając się rozważać to, jak powinna zaatakować – spróbować
pomóc partnerowi albo od razu usadzić go w miejscu dzięki swojemu darowi.
Hunter?, pomyślała mimochodem Elena,
przypominając sobie to, jak zachowywał się Elliott pod wpływem tego demona. Od
tamtego czasu więcej go nie widziała, sam Rafael zresztą twierdził, że jego
brat dosłownie zapadł się pod ziemię. Nie miała pojęcia, czy po pojawieniu się Jasona,
mężczyzna wciąż chciał ją zabić, a tym bardziej czy mógł posłużyć się do
tego kolejną osobą z jej dość bliskiego otoczenia – zwłaszcza wampirem –
to jednak wydawało się najmniej istotne. Jeśli Garrett faktycznie był pod
czyimś wpływem i próbował ją zabić…
–
Przestańcie w końcu! – nie wytrzymała Kate, przemieszczają się i materializują
gdzieś w samym środku zamieszania. – Garrett…
– Jej to
powiedz! – powtórzył tym samym, niemalże spanikowanym tonem, bez chwili wahania
wskazując na Elenę.
Otworzyła i zamknęła
usta, co najmniej zaskoczona taką reakcją. Poczuła się dziwnie i to nie
tylko za sprawą przenikliwego, pożądliwego spojrzenia, ale również tego, że
uwaga mogłaby tak nagle skoncentrować się na jej osobie. Nagle pożałowała tego,
że Esme jednak nie wyprowadziła jej z pokoju, podświadomie poczuwając, że
to jednak mogłoby okazać się rozwiązaniem – i to niezależnie od tego, co
było powodem takiej reakcji Garretta: pragnienie jej krwi, czy też… coś innego.
Po raz
kolejny zapanowała cisza, przerywana wyłącznie przyśpieszonym biciem serca oraz
oddechami tych, którzy potrzebowali tego do normalnego funkcjonowania.
Denalczyk zastygł w bezruchu, wyraźnie usiłując skoncentrować wzrok na
Kate, jednak jego spojrzenie raz po raz uciekało w jej stronę. Dotychczas
topazowe tęczówki pociemniały, ale choć widziała w nich głód, niemalże
całą sobą czuła to, że wcale nie chodziło o pragnienie krwi – wręcz
przeciwnie. Jej ciało napięło się, nie rozluźniając nawet w chwili, w której
Edward najwyraźniej nabrał podobnych podejrzeń, bo ostatecznie stanął u boku
ojca, by ostatecznie zasłonić ją przed wzrokiem nieprzewidywalnego
nieśmiertelnego. Nie czuła się dobrze z tym, że mogłaby stracić
potencjalne zagrożenie z oczu, jednak starała się o tym nie myśleć,
raz po raz powtarzając sobie, że już wszystko było w porządku. Przecież
wiedziała, że rodzina nie pozwoliłaby ją skrzywdzić, zwłaszcza komuś, kogo
dotychczas traktowali jak jednego z przyjaciół.
– Garrett…
– Nie widziała również Kate, ale wciąż pozostawał jej słuch. Zwłaszcza w emocjach,
głos wampirzycy pozostawał aż nazbyt charakterystyczny, Elena zresztą odniosła
wrażenie, że Denalka była coraz bardziej przerażona. – Wyjdźmy stąd i to w tej
chwili. Zabiorę cię stąd, ale musisz mi zaufać i…
Mówiła coś
jeszcze, pozornie bezskutecznie, bo nic nie wydawało się wskazywać na to, że
wampir odpowie. Elena mogła tylko zgadywać, co takiego sobie myślał, a nawet
jaki musiał być wyraz jego twarzy. Instynkt podpowiadał jej, że powinna pozostać
w ramionach mamy i nawet nie próbować sprawdzać, co takiego działo
się w salonie, nawet jeśli jakaś jej cząstka faktycznie tego chciała.
Chyba nie istniało nic gorszego od niepewności, zwłaszcza w takiej
sytuacji, dziewczyna zresztą nigdy nie należała do osób szczególnie
cierpliwych. W tamtej chwili tym trudniej było jej zachować zdrowy
rozsądek, skoro zdawała sobie sprawę z tego, jak niewiele trzeba było,
żeby po raz kolejny sprawy skomplikowały się, przybierając niepokojący,
zdecydowanie nieakceptowalny przez któregokolwiek z obecnych w salonie
obrót.
Słodka bogini, niech to się po prostu
skończy…
Nie miała
pojęcia, o co tak naprawdę prosi i czy to w ogóle miało
jakikolwiek sens, jednak nie próbowała się nad tym zastanawiać. Zacisnęła
powieki, całą sobą koncentrując się na czymś całkowicie przeciwnym, aniżeli
przez całe życie: a więc na pozostaniu niewidzialną, bez zwracania na
siebie czyjejkolwiek uwagi. Chciała jakkolwiek to powtrzymać, marząc już tylko o tym,
żeby wyjść – gdziekolwiek, chociażby do pokoju, byleby nie musieć ryzykować, że
po raz kolejny wydarzy się coś, na co żadne z nich nie będzie miało
wpływu.
Nie była
pewna jak długo to trwało, a tym bardziej dokąd prowadziło, jednak wyraźnie
wyczuła zmianę w atmosferze. Słyszała jakieś głosu – być może wciąż powracający
szept przemawiającej do Garretta Kate, a może coś zupełnie innego – jednak
nawet nie próbowała się na nich koncentrować. Otworzyła oczy dopiero w chwili,
w której chłodne ramiona mamy zniknęły, gdy nagle poluzowała uścisk. W zamian
dłonie wampirzycy wylądowały na jej barkach, nakłaniając do zrobienia kroku w tył,
kiedy wampirzyca odsunęła ją od siebie na długość wyciągniętych rąk, najwyraźniej
zamierzając upewnić się, czy wszystko w porządku.
– Elena… –
jęknęła wampirzyca, więc otworzyła oczy, by móc spojrzeć na swoją rodzicielkę.
– Nic ci nie jest? Już w porządku, ale…
– W porządku?
– wtrącił Aldero. Przekonała się, że stał w niewielkim oddaleniu od niej, wciąż
sprawiając wrażenie kogoś gotowego do dokonania zbiorowego mordu, gdyby tylko
pojawiła się taka potrzeba. – Serio? – dodał z niedowierzaniem i coś w jego
reakcji zaczęło sprawiać, że poczuła się naprawdę winna.
– Jestem
cała – zapewniła pośpiesznie.
Nie dodała niczego
więcej, zbyt oszołomiona, by zwrócić uwagę na cokolwiek z tego, co działo
się wokół niej. Mimochodem zauważyła, że Garrett i Kate zniknęli, co
pewnie znaczyło, że kobiecie jednak udało się nakłonić partnera do wyjścia. Nie
widziała również Tanyi, przez co zaczęła podejrzewać, że ta najpewniej
popędziła za siostrą i jej towarzyszem. Nie miała pojęcia czy to dobrze,
czy źle, ale mimo wszystko poczuła się lepiej, przynajmniej teoretycznie. Dopiero
zaczynała dochodzić do siebie, wciąż co najmniej zaniepokojona tym, co mogło się
wydarzyć, tym bardziej, że najpewniej po raz kolejny otarła się o śmierć.
Cholera, to
nawet brzmiało w co najmniej irracjonalny sposób. Nie pojmowała, czym
sobie zawiniła, że niemalże na każdym kroku ktoś próbował ją zabić, zwłaszcza
dobry znajomy rodziny, ale…
– Nie mam
pojęcia, co się stało – odezwała się cicho Alice, decydując się przerwać
panującą ciszę. Energicznie potrząsnęła głową, co zwłaszcza przy jej krótkich,
nastroszonych włosach wydało się niemalże komiczne. – Niczego nie
przewidziałam. Wiem, że rzadko widuję Elenę, ale mimo wszystko…
– To nie
był planowane, Alice – uświadomił siostrę Edward. Krótko rozejrzał się po
pokoju, mniej lub bardziej celowo decydując się spojrzeć na każdego z osobna.
– Nie wiem, co się stało, ale nie podoba mi się. Jego myśli… – zaczął i zawahał
się na moment.
– Co z nimi?
– zachęciła go Bella.
Jedynie z niedowierzaniem
pokręcił głową.
– Nie wiem,
czy dobrze wszystko zrozumiałem, ale to nie wyglądało tak, jakby chodziło mu o krew
– przyznał. Przez jego twarz przemknął grymas, jakby to, co udało mu się
wychwycić w głowie nieśmiertelnego, wzbudzało w nim najgorsze z możliwych
uczuć. Elena nie była pewna, czy było coś gorszego od perspektywy śmierci, ale z drugiej
strony… – Nie wierzę, że to mówię, ale Garrett nie powinien więcej zbliżać się
do Eleny – oznajmił wprost, a dziewczyna z zaskoczeniem przekonała
się, że miedzianowłosy co najmniej się o nią martwił.
Jedno było
pewne: dawno nie widziała brata aż do tego stopnia niespokojnego. Była w stanie
co najwyżej zgadywać, co takiego udało mu się wychwycić w myślach Garretta,
ale najwyraźniej mu się to nie spodobało – i to najdelikatniej rzecz
ujmując. W tamtej chwili zapragnęła zapytać go o to, w czym
problem, ale wcale nie była pewna, czy chciała wiedzieć. Czasami niewiedza była
bezpieczniejszym, bardziej komfortowym rozwiązaniem, nawet jeśli jednocześnie
wydawała jawić się jako tchórzostwo.
Wzięła kilka
głębszych wdechów, całą energię wkładając w to, żeby w końcu się uspokoić.
Już jest okej, pomyślała i doszła
do wniosku, że może jeśli powtórzy to jeszcze kilkukrotnie, wtedy przekona nie
tylko pozostałych, ale przede wszystkim samą siebie. Nie miała pojęcia, jak tak
naprawdę się czuła, ale od dawna nie była aż do tego stopnia wytrącona z równowagi.
Nie była w stanie jednoznacznie tego określić, jednak jeśli miałaby być ze
sobą szczera, musiała przyznać się do tego, że czuła się co najmniej
zaniepokojona – i to w takim stopniu, jakby co najmniej zrobiła coś
bardzo, ale to bardzo złego. Nie istniał żaden sensowny powód, dla którego
Garrett miałby się na nią rzucić, a przynajmniej tak jej się wydawało,
chociaż z drugiej strony…
Chodziło o nią.
Nie potrafiła wytłumaczyć tego przeczucia, ale była tego równie pewna, co i świadoma,
że w ostatnim czasie faceci dziwnie zachowywali się w jej
towarzystwie. Nie miała pojęcia, co takiego było nie tak z nią i jej
chorym szczęściem, że wydawała się wręcz przyciągać gości, którzy mieli
problemy emocjonalne, ale chyba faktycznie coś było na rzeczy, skoro w grę
wchodzili albo obsesyjnie próbujący ją odzyskać Brain, albo niemalże szalony,
zakochany w niej Elliott. Zawsze w dość znaczący sposób działała na
mężczyzn, odkąd tylko sięgała pamięcią, zdolna do tego, żeby owinąć sobie
każdego z nich wokół palca, jednak nigdy dotąd nie niosło to ze sobą tak
poważnych konsekwencji. Już niczego nie była pewna, nie mogąc nawet bezpiecznie
wyjść z domu, by nie ryzykować, że jakiś nieśmiertelny przypadkiem nie
zdecyduje sobie na nią zapolować. Co gorsza, wciąż nie rozumiała dlaczego,
przez co tym bardziej irytowały ją docinki Miry, która nie potrafiła pojąc
tego, jak ktokolwiek mógłby nie potrafić określić, czym podpadł samej królowej
wampirów, skoro ta zdecydowała się wydać rozkaz śmierci.
Tak czy
inaczej, incydent z Garrettem zdecydowanie nie miał związku z Isobel,
a przynajmniej Elena nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Być może była
naiwna, skoro z takim uporem broniła się przed myślą o tym, że
ktokolwiek mógłby być zdolny wpłynąć na jej najbliższych, ale zaakceptowanie
któregokolwiek z nich jako potencjalnego mordercy, było ponad jej
zdolności pojmowania. Co więcej, czuła,
że chodzi o coś innego, chociaż – a jakże! – w żaden sposób nie
potrafiła tego wytłumaczyć.
Nieważne.
Istotne było to, że świat oszalał, z kolei ona…
– To teraz
nieistotne – doszedł ją głos ojca. Aż wzdrygnęła się, kiedy wampir nagle
zmaterializował się przy niej i Esme, mimochodem kładąc jej głos na
ramieniu. – Kate i Tanya dopilnują, żeby się uspokoił. Nic podobnego
więcej się nie powtórzy – zapewnił i nie było wątpliwości co do tego, że
był gotowy zrobić dosłownie wszystko, byleby faktycznie zapewnić jej
bezpieczeństwo – i to najpewniej łącznie z wyproszeniem gości z domu,
choć to nadal nie rozwiązywało najważniejszego problemu.
– Carlisle,
nie chcę cię straszyć, ale Garrett naprawdę… chciał zrobić coś niedobrego –
zaczął Edward, ostrożnie dobierają słowa. Chyba po raz pierwszy nie był skłonny
do tego, żeby z miejsca zdradzić wszystko to, co wiedział, wydając się wciąż
niedowierzać prawdziwości informacji, które zdołał wychwycić. – To, jak on
myślał o Elenie…
–
Porozmawiamy o tym później – zaproponował natychmiast doktor.
Elena
spięła się, bez trudu orientując się, do czego tak naprawdę zmierzał.
– To znaczy
wtedy, kiedy mnie nie będzie obok? – rzuciła ze spokojem, którego bynajmniej nie
odczuwała.
– Chciałbym
najpierw spróbować porozmawiać z Garrettem – zapewnił pośpiesznie tata. –
Eleno, posłuchaj…
– Czy twoja
córka mogłaby na chwilę podejść bliżej? – wtrącił nowy głos, całkowicie
zaskakując wszystkich wokół, a już zwłaszcza ją.
Z niejaką
konsternacją spojrzała na Eleazara, tym bardziej wytrącona z równowagi, że
zdążyła zapomnieć, iż on i Carmen nadal pozostawali w pokoju. Nie
zauważyła kiedy i dlaczego wampir podszedł bliżej, jednak coś w spojrzeniu,
którym ją obdarował, momentalnie wzbudziło jej niepokój. Co prawda
doświadczenie nie było aż tak intensywne, jak w przypadku Garretta, w oczach
tego z Denalczyków zresztą nie doszukała się nawet połowy emocji, które
targały chętnym rzucić się na nią wampirem, ale coś w sposobie, w jaki
była obserwowana, natychmiast doprowadziło do tego, że instynktownie napięła
mięśnie.
– Dlaczego
się przede mną blokujesz? – zapytał podejrzliwie Edward, najwyraźniej
zaczynając mieć wątpliwości co do tego, czy ufanie któremukolwiek z przybyszy
z Alaski ma rację bytu.
Eleazar
jedynie potrząsnął głową, wciąż z uporem wpatrując się w Elenę.
Dziewczyna wyczuła, że jej mama drgnęła, tata zaś nie odpowiedział, wciąż zbyt zaniepokojony
jej bezpieczeństwem, by tak po prostu zgodzić się na to, żeby spuścić ją z oka.
Zmarszczyła brwi, niepewnie spoglądając na przypatrującego jej się wampira, by
móc ocenić jego intencje. Wydał jej się spięty, wręcz wstrząśnięty, jakby próbując
zweryfikować coś, co na pierwszy rzut oka mogło okazać się równie sensowne, co i irracjonalne.
– Dlaczego?
– niemalże warknęła, nawet nie próbując nad sobą panować. Miała prawo się
niepokoić, nie wspominając o coraz silniejszej irytacji z powodu
tego, że ktokolwiek mógłby ukrywać przed nią coś, co mogło okazać się istotne.
Nie od razu
uzyskała odpowiedź. W zasadzi coś w roztargnionym spojrzeniu Eleazara
sprawiło, że całkowicie zwątpiła w to, czy Hiszpan zamierzał cokolwiek jej
wytłumaczyć, chyba bardziej skoncentrowany na wgapianiu się nią, aniżeli
czymkolwiek innym.
– Co do…? –
zaczęła Rosalie, decydując się wtrącić, nim jednak zdołała dokończyć wypowiedź,
Denalczyk jednak zdecydował się jej przerwać:
– Właśnie
zauważyłem coś bardzo nietypowego, ale… – Urwał i z niedowierzaniem pokręcił
głową. – Eleno, możesz do mnie podejść? Nie zamierzam cię skrzywdzić – dodał w pośpiechu.
– W zasadzie to liczę na to, że odpowiesz mi na kilka, bardzo prostych
pytań – oznajmił, a ona aż uniosła brwi, co najmniej zaskoczona tym, czego
oczekiwał.
A co to, do licha ciężkiego, ma znowu
znaczyć?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz