3 czerwca 2016

Dwieście siedemnaście

Elena
Zawahała się, nerwowo obserwując wpatrzonego w nią Eleazara. W pierwszym odruchu zapragnęła po prostu odpuścić, nie chcąc nawet zastanawiać się nad tym, czego wampir mógłby od niej oczekiwać. Podejrzewała, że nikt nie miałby do niej za złe, gdyby w tym momencie rzuciła coś nie do końca miłego, po czym spróbowała się wycofać, przy pierwszej okazji uciekając gdzieś na piętro. Jeśli ktoś miał powody do tego, żeby przestać ufać potencjalnym bliskim, ona zdecydowanie należała do tej grupy, zwłaszcza po tym, co chciał zrobić Garrett, nawet jeśli wciąż nie potrafiła tego zrozumieć.
Tym większym zaskoczeniem było dla niej to, że ostatecznie zdecydowała się postąpić zupełnie inaczej. Sama nie była pewna, co przekonało ją do tego, by jakkolwiek zmienić decyzję, to jednak wydawało się najmniej istotne. Podświadomie wyczuła, że Eleazara nie musi się obawiać, a przynajmniej nic nie wskazywało na to, żeby ten miał w planach zrobić coś szczególnie nieprzewidywalnego. Co prawda wampiry potrafiły doskonale maskować emocje, a już na pewno były dobrymi aktorami, jednak mimo wszystko…
– Co znowu? – zaryzykowała, bynajmniej nie zamierzając ot tak ruszyć się z miejsca. – Tu też widzisz mnie dobrze, poza tym rozmowa chyba nie jest uzależniona od tego, gdzie stoję, prawda?
Dla lepszego efektu skrzyżowała ramiona na piersiach, chcąc sprawiać wrażenie spokojniejszej i pewniejszej siebie. Dzięki temu zresztą łatwiej było jej zapanować nad kolejnymi dreszczami, co również wydało się Elenie istotne. Próbowała nad sobą panować, bo tak było łatwiej – i to zarówno dla niej, jak i wszystkich wokół.
– Eleazarze…?
Tata przesunął się, dla pewności woląc stanąć u jej boku. Nie wydawał się zaniepokojony, ale na pewno zaintrygowany, uważnie mierząc wzrokiem stojącego kilka metrów dalej wampira. Elena nie miała pojęcia, czego powinna się spodziewać, ale z jakiegoś powodu momentalnie poczuła się nieswojo, świadoma przede wszystkim tego, że z jakiegoś powodu znalazła się w centrum zainteresowania Denalczyka… I to najpewniej nie tylko z powodu tego, że inny członek klanu chwilę wcześniej wywołał zamieszanie.
Przeniosła wzrok na Edwarda, pierwszy raz zaczynając żałować tego, że nie był w stanie w żaden sposób skomentować myśli milczącego Eleazara. Nie miała wątpliwości co do tego, że taki stan rzeczy niezmiernie miedzianowłosego irytował, choć ten przynajmniej starał się tego nie okazywać. Panująca w pomieszczeniu cisza miała w sobie coś irytującego, tym bardziej, że nie byli sami. Elena czuła się wręcz nieswojo z tym, że prócz niej oraz bliźniaków, nikt tak naprawdę nie musiał oddychać, nie wspominając o jakimkolwiek biciu serca. Czuła się tak, jakby otaczały ją żywe trupy, co zresztą nie było ani nowe, ani mimo wszystko dziwne, jednak to wcale nie sprawiło, że poczuła się jakkolwiek pewniej.
– Wiem, że jesteście zaniepokojeni, ale ja naprawdę… – Eleazar po raz kolejny urwał, po czym bez chwili wahania zrobił krok naprzód. Jak na zawołanie w pokoju na moment zapanowało poruszenie, zwłaszcza kiedy Aldero dosłownie skoczył do przodu, by powstrzymać nieśmiertelnego przed podejściem jeszcze bliżej. – Przestań. Chcę do niej podejść, bo coś wyczuwam, chociaż nigdy wcześniej… Nie wiem, jak to jest w przypadku pół-wampirów, jeśli chodzi o dary, ale czy to możliwe, żeby niektóre objawiały się dopiero po latach? – zapytał wprost, a Elena poczuła się tak, jakby ktoś nagle zdzielił ją czymś ciężkim po głowie.
Zamarła w bezruchu, przez dłuższą chwilę będąc w stanie co najwyżej stać i bezmyślnie wpatrywać się w przestrzeń przed sobą. Już nawet nie koncentrowała wzroku na Denalczyku, co prawda myśląc o tym, co przed chwilą zasugerował, ale nie będąc w stanie skoncentrować się ani na nim, ani na poszczególnych słowach. Miała wrażenie, że z całą pewnością musiała coś pomylić, jednak nie była w stanie zmusić się do tego, by uwierzyć, że tak jest w istocie. Nieznacznie pokręciła głową, raz po raz analizując tę samą kwestię i próbując wychwycić moment, w którym mogło dojść do pomyłki, ale…
– Co takiego? – wyrwało jej się. Mimowolnie skrzywiła się, porażona piskliwością swojego własnego głosu.
– Podejdziesz do mnie, żebym mógł się upewnić? – ponowił prośbę Eleazar i tym razem nawet nie próbowała zastanawiać się nad tym, co i dlaczego robi.
Zareagowała instynktownie, nawet nie próbując doszukiwać się we własnym zachowaniu sensu. Wciąż była niespokojna, a chwile wcześniej nie miała nic przeciwko temu, żeby chować się za plecami najbliższych, a jednak kilka zaledwie słów wystarczyło, by zdecydowała się postąpić w zupełnie przeciwny, z logicznego punktu widzenia sposób. Nie czekając aż ktokolwiek spróbuje ją zatrzymać, w pośpiechu wyminęła Carlisle’a, a później Aldero, zatrzymując się na tyle blisko obserwującego ją Denalczyka, by w razie potrzeby być w stanie uciec. Dopiero po chwili w pełni utwierdziła się w przekonaniu, że nieśmiertelny najwyraźniej nie miał w planach jej atakować, wciąż ze spokojem jej się przypatrując, wciąż jednak czuła się z tego powodu nieswojo.
– Elena… – usłyszała za plecami głos Aldero, więc niecierpliwie machnęła ręką, próbując dać wszystkim do zrozumienia, że wszystko jest w porządku.
– Więc o co chodzi? – zapytała w zamian, zwracając się bezpośrednio do nieśmiertelnego. Wiedziała, co takiego potrafił i jaką rolę w przeszłości pełnił dla Volturi, zanim wraz z Carmen zdecydowali się opuścić Włochy. Mężczyzna potrafił określić zdolności każdej osoby, którą napotkał na swojej drodze, najzwyczajniej w świecie wyczuwając dary i znajdując odpowiednie słowa na to, żeby właściwie je nazwać. Tak przynajmniej było do tej pory, bo w jej przypadku nigdy nie wspominał o niczym szczególnym. – Coś jest ze mną nie tak, prawda? – zaryzykowała, choć nadal nie potrafiła tego zrozumieć.
Nigdy nie przejawiała wyjątkowych zdolności, a przynajmniej nie przypominała sobie żadnego incydentu, który w jakimkolwiek stopniu wskazywałby na jakiekolwiek nietypowe umiejętności. Kiedyś nawet żałowała tego, że poza niezwykła urodą, tak naprawdę pozostawała przeciętna, przynajmniej w porównaniu do innych pół-wampirów. Kiedy myślała o swoich kuzynach, wtedy naprawdę zaczynała popadać w kompleksy, niemalże na każdym kroku mogąc przekonać się o tym, jak praktyczna potrafiła być telepatia. Zwłaszcza teraz, kiedy na każdym kroku wydawała się grozić jej śmierć, jakiekolwiek zdolności wydawały się być na wagę złota, zwłaszcza gdyby mogła je wykorzystać do obrony. Jakkolwiek by jednak nie było, sama sugestia Eleazara na temat tego, że mógłby cokolwiek wyczuć, wydawała się brzmieć irracjonalnie, zwłaszcza dla kogoś, kto pod względem daru od zawsze pozostawał zwykłym, niepozornym szaraczkiem.
Co w takim razie miał na myśli wpatrzony w nią wampir? Coś zdecydowanie było na rzeczy, a przynajmniej Eleazar nie wydawał jej się kimś, kto lubił żartować sobie bez wyraźnego powodu, zwłaszcza po zamieszaniu, które chwilę wcześniej wywołał jeden z jego pobratymców. Chciała zrozumieć, gotowa przysiąc, że właśnie znalazła się przed możliwością dowiedzenia się czegoś niezwykle ważnego, co mogło przydać się zarówno jej, jak i Rafaelowi. Wciąż nie dawało jej spokoju to, że bez wyraźnego powodu Isobel mogłaby zadecydować o tym, żeby ją zabić, więc każda nietypowa zmiana mogła się okazać niezwykle istotna. Gdyby przynajmniej wiedziała, dlaczego tak bardzo musi na siebie uważać, wtedy być może mogłaby się bronić, jednak do tej pory…
– Wydaje mi się… – podjął z wahaniem Eleazar, po czym lekko zmrużył oczy, jakby w ten sposób łatwiej mogło przyjść mu skoncentrowanie się na niej. – Nie jestem pewien, czy dobrze rozumuję, ale od bardzo dawna nie widziałem czegoś podobnego. To… po prostu niezwykłe – przyznał, a ona poczuła, że za moment naprawdę dokona czegoś nietypowego, najzwyczajniej w świecie wychodząc z siebie i stając obok.
– Co znowu, do jasnej cho…? – zaczęła, jednak powstrzymał ją wyraźnie niespokojny głos mamy:
– O czym mówisz? – zapytała wprost Esme, najwyraźniej zbyt przejęta, by do tego upominać córkę za przeklinanie. Powiedzieć, że była po prostu zaniepokojona, stanowiłoby niedopowiedzenie stulecia. – Chcę wiedzieć, co jest z moim dzieckiem – dodała z naciskiem, jeden z nielicznych razów brzmiąc aż tak stanowczo.
Martwiła się, co zresztą nie było niczym dziwnym. Elena wolała się nawet nie zastanawiać, jakiej reakcji mogłaby spodziewać się, gdyby jej mama dowiedziała się nie tylko o ciążącym nad nią wyroku śmierci, ale przede wszystkim o tym, że na co dzień spotykała się z przynajmniej jednym demonem – i to na dodatek takim, o którym była przekonana, że ją zaatakował. Esme była kochana, troskliwa i bardzo krucha, więc tym bardziej nieludzkim wydawało się wzbudzanie w niej jakiegokolwiek niepokoju albo negatywnych emocji. W efekcie momentalnie zapragnęła ponownie wpaść wampirzycy w ramiona, jednak nie była w stanie się do tego zmusić, zbytnio skoncentrowana na Eleazarze.
– Spokojnie – reflektował się pośpiesznie Denalczyk. Elena prychnęła, mimowolnie zaczynając zastanawiać się nad tym, czy wampir naprawdę uważał, że rozluźnienie się w takiej sytuacji było możliwe. – Wszystko jest w porządku, tylko… Po prostu jestem zaskoczony – przyznał.
– To wiemy – niemalże warknęła, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Dość marne pocieszenie, skoro nadal nie wiem, co…
– Więc nie robisz tego specjalnie – nie tyle zapytał, co stwierdził Denalczyk, ale i tak się spięła, co najmniej poirytowana jego słowami.
– Czego znowu nie robię specjalnie? – powtórzyła, coraz bardziej podenerwowana. Swoją drogą, dobrze było wiedzieć, że najwyraźniej uważał ją za zdolną do zrobienia czegoś wyjątkowo nieprzemyślanego. – Jedyne, czego chcę, to zrozumieć o czym mówisz. Już nawet nie próbuję zastanawiać się nad tym, dlaczego wszyscy uważają, że najwyraźniej wszystkie złe rzeczy mają związek ze mną i że mam na nie wpływ – dodała z nutką goryczy, której nawet nie próbowała powstrzymywać.
– Nikt tak nie uważa – zreflektował się Eleazar. – Ale to by bardzo dużo wyjaśniało… To, że nie jesteś świadoma – przyznał. – Tak przynajmniej mi się wydaje, chociaż to nadal nie wygląda dobrze.
Zacisnęła dłonie w pięści, mimowolnie zastanawiając się nad tym, czy gdyby nie wytrzymała napięcia i w przypływie frustracji dopadła do wampira, by móc porządnie mu przyłożyć, ktokolwiek miałby do niej pretensje. Już nawet nie chodziło o to, że najpewniej co najwyżej połamałaby sobie ręce, ale o sam fakt tego, jak wiele skrajnych emocji wzbudzały w niej kolejne niedopowiedzenia.
Eleazar musiał wyczuć, że nie była zachwycona z ciągłego kluczenia, bo westchnął przeciągle i w końcu zdecydował się przejść do rzeczy:
– Tylko raz spotkałem się z czymś podobnym, chociaż w przypadku Eleny wyczuwam coś o wile intensywniejszego. Jasne, zawsze wiedzieliśmy, że z to piękna dziewczyna, ale…
– Co ma do rzeczy to, jak wyglądam?! – nie wytrzymała.
Wyczuła ruch za plecami, a chwilę później na jej ramionach wylądowały chłodne dłonie wyraźnie spiętego ojca.
– Spokojnie, Eleno… – upomniał ją spiętym głosem Carlisle. – Chociaż ja też nie do końca rozumiem, co masz na myśli, Eleazarze – przyznał po chwili.
Denalczyk westchnął.
– Nie dajecie mi skończyć – zauważył przytomnie. – Ale skoro tak bardzo wam zależy na natychmiastowych wyjaśnieniach… Mam wrażenie, że Elena dysponuje jakimś szczególnym rodzajem uroku… Coś podobnego do tego, co robi Heidi, jeśli wiecie, co mam na myśli – wyjaśnił, spoglądając wyczekująco na Carlisle’a.
– Jest… uwodzicielką? – zapytał wyraźnie wytrącony z równowagi doktor. Elena mimowolnie skrzywiła się, kiedy wzmocnił uścisk, którym ją otaczał.
– Dokładnie tak – podchwycił natychmiast Eleazar. – I to niesamowicie silną, gdybym musiał to ocenić. Skoro nawet nie zdaje sobie z tego sprawy… Nie chcę w takim razie wiedzieć, skąd się to wzięło i jak długo będzie narastać. Może to ma jakiś związek z dojrzewaniem, tym bardziej, że nie dawno chyba przestała się zmieniać, prawda? Mówiłem, że nie znam się na pół-wampirach…
Być może mówił coś jeszcze, ale nie była w stanie skoncentrować się na poszczególnych słowach. Gwałtownie nabrała powietrza do płuc, chyba jedynie cudem się nim nie krztusząc, tak bardzo oszałamiające wydało jej się to, co usłyszała. W pierwszym odruchu zapragnęła zaprotestować, jednak i na to nie potrafiła się zdobyć, w zamian bezskutecznie próbując uporządkować wszystko to, czego się dowiedziała. Poszczególne myśli mieszały jej się ze sobą, tworząc pozornie chaotyczną, ale i paradoksalnie zaskakująco logiczną całość, tym bardziej, że…
– Co…? – Przełknęła z trudem, próbując oczyścić gardło. – Co to ma znaczyć? – zapytała w końcu, skutecznie ściągając na siebie uwagę i Denalczyka, i ojca.
– Heidi potrafi w dość osobliwy sposób wpływać na innych, zwłaszcza płeć przeciwną. Wzbudza zaufanie, poza tym ze swoją urodą… – Eleazar urwał, po czym wzruszył ramionami. – To przestaje być groźne, kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, z czym masz do czynienia. Tak przynajmniej jest w jej przypadku, ale kiedy przypatruję się tobie… Nie wiem, co tak naprawdę powinienem myśleć – dodał i zawahał się na moment. – Rozpraszasz mnie, Eleno.
– Że co robię?!
Co on w ogóle jej sugerował? Po prostu stała, a jednak miała wrażenie, że wampir reagował na jej widok tak, jakby ignorowanie jej osoby przychodziło mu z pewnym wysiłkiem. Kiedy na dodatek uciekł wzrokiem gdzieś w bok, dla pewności koncentrując spojrzenie na Carmen, naprawdę poczuła się nieswojo.
– Nie unoś się, bo to naprawdę niczyja wina… I mam tutaj na myśli Garretta – wyjaśnił, ostrożnie dobierając słowa. – Nigdy wcześniej nie spotkałem kogoś, kto tak silne wpływałby na innych i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Musiałaś mieć to w sobie od zawsze, ale jako dziecko… Cóż, teraz jesteś kobietą i to bardzo piękną – dodał z naciskiem. – Może to proces dojrzewania, a może coś innego, ale bez wątpienia masz w sobie… rodzaj czaru. Nie kontrolujesz go i to najwyraźniej zaczyna być problematyczne i…
– Problematyczne? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Sugerujesz mi, że mieszam wszystkim wokół głowach i to ma być po prostu… problematyczne?!
Była zła i nawet nie próbowała tego ukrywać. Co więcej, chyba na domiar złego zaczynała wpadać w panikę, choć naprawdę nie sądziła, że w przypływie tak silnych emocji może być do tego zdolna. Nie chciała tego zaakceptować, a tym bardziej roztrząsać, jednak prawda była taka, że nagle wszystko nabrało sensu, niczym elementy układanki, które w końcu znalazły swoje miejsce. Problem polegał na tym, że pomimo tego, że wszystko najwyraźniej było gotowe, wciąż nie widziała całości, nie potrafiąc nawet opisać tego, czego tak naprawdę powinna się spodziewać. W głowie miała mętlik, co w najmniejszym nawet stopniu nie pomagało jej się skupić, nie wspominając o próbie kontrolowania tego, co podobno miała w sobie.
Świetnie! Więc teraz jeszcze miał się okazać, że jest nie tylko ładna, ale że jej uroda była niemalże przekleństwem? To z tego powodu odkąd tylko sięgała pamięcią miała powodzenie pośród mężczyzn, a ci w tak ostry sposób reagowali, kiedy decydowała się złamać im serce? To dlatego Brian tak szalał na krótko po zerwaniu, do tej pory zachowując się jak kretyn, kiedy tylko zdarzało mu się ją zobaczyć? Dlatego Hunterowi tak łatwo udało się opętać Elliotta, budząc w nim niemalże psychopatę, który bez chwili wahania uwięził ją w piwnicy i nie widział niczego złego w próbie zmuszenia jej do tego, żeby została jego dziewczyną…?
To robiło się coraz poważniejsze i to już od dłuższego czasu, choć dopiero teraz w pełni to do niej dotarło. Spodziewała się naprawdę wielu rzeczy, ale na pewno nie szukałaby wyjaśnienia w sobie, a już zwłaszcza w swoim wyglądzie. Od zawsze lubiła bawić się mężczyznami, umiejętnie wykorzystując swój wygląd i czasami zachowując się w sposób, który pozostawiał naprawdę wiele do życzenia, ale… coś takiego? Ona? Uwodzicielka? Nie miała pojęcia, co to oznacza i jak wiele w takim razie nieświadomie zdarzało jej się wyczyniać przy pomocy tych zdolności, jednak wolała się nad tym nie zastanawiać. Musiała powiedzieć o tym Rafaelowi, jednak przynajmniej tymczasowo nic nie wskazywało na to, żeby mogła tak po prostu stąd wyjść, chociaż…
Rafael.
O bogini, a co jeśli…?
To nie było możliwe, a przynajmniej nie chciała w to wierzyć, jednak i tak poczuła, że zaczyna pracować jej tchu. Jak bardzo prawdopodobnym było to, żeby również on…? Był demonem, a więc istotą z założenia bezduszną, a jednak jakimś cudem rozbudziła w nim ludzkie uczucia. Z tego, co jej tłumaczył, takie rzeczy naprawdę miewały miejsce, jednak… co by było, gdyby okazało się, że nie zabił jej i kochał tylko i wyłącznie dlatego, że nieświadomie mu to narzuciła? Gdzie w takim razie byłby w tym sens, gdyby wszystkie emocje, którymi darzyli ją potencjalni partnerzy, były sztuczne?
Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, tak mocno, że na moment poczuła ból, kiedy przypadkiem wbiła sobie paznokcie w skórę. Natychmiast poluzowała uścisk, nie chcąc ryzykować, że na domiar złego mogłaby doprowadzić do kolejnego wybuchu któregoś z wampirów, tym razem z powodu odrobiny krwi, która w jednoznaczny sposób działała na wampiry. Najwyraźniej już i tak dość namieszała, choć w żaden sposób nie była w stanie wyczuć, że mogłaby robić cokolwiek nie tak, jak powinna. Nie miała wpływu na to, co działo się wokół niej, to jednak w najmniejszym nawet stopniu jej nie pocieszało – wręcz przeciwnie.
Być może powinna była przejąć się tym, że w każdej chwili mogła nieświadomie sprowokować niczego niepodejrzewającego mężczyznę, za którymś razem doprowadzając do prawdziwej tragedii, jednak nie była w stanie. Nie dbała o przyczynę, nie próbowała zadawać pytań albo próbować cokolwiek zrozumieć, a tym bardziej nie potrafiła nalżycie spróbować zainteresować się tym, co działo się wokół niej.
Nie.
W tamtej chwili była w stanie co najwyżej przeżywać to, że Rafael mógłby nic do niej nie czuć – i że wszystko to, co wydawało jej się, że udało im się osiągnąć w ostatnim czasie, w rzeczywistości było wywołanym jej cholernym darem iluzją.
Poczuła, że zaczyna brakować jej tchu, jednak i to zdecydowała się zignorować. Energicznie pokręciła głową, bezskutecznie próbując doprowadzić się do porządku, a ostatecznie dochodząc do wniosku, że to i tak nie ma znaczenia. Mogła próbować zrozumieć, jednak nic nie wskazywało na to, żeby miała być do tego zdolna. Jeśli czegoś faktycznie potrzebowała, to – prócz powietrza, którego nagle zrobiło się niepokojąco wręcz mało – koniecznie musiała stąd wyjść, a potem zobaczyć się z Rafą. Co prawda rozsądek jednoznacznie dawał jej do zrozumienia, że to najpewniej nie miało sensu, ale nie dbała o to. Chciała jak najszybciej zobaczyć się z demonem, a potem…
Cóż, nie wiedziała, ale musieli przynajmniej porozmawiać. Chciała mu powiedzieć, a potem poprosić o to, żeby jakkolwiek ją uspokoił – by wprost potwierdził albo zaprzeczył temu, że mogłaby mieć na niego jakikolwiek wpływ…
Musiał zaprzeczyć.
To naprawdę nie było możliwe, żeby wszystko było tylko wytworzoną przez nią iluzją…
Nie mogło być.
Rafael… Potrzebowała Rafaela…
Cofnęła się o krok, nawet nie próbując zastanawiać się nad tym, co i dlaczego robi. Przez chwilę jeszcze niespokojnie wodziła wzrokiem na prawo i lewo, niezdolna do skoncentrowania spojrzenia na którymkolwiek z obecnych, zanim ostateczne bez jakiegokolwiek ostrzeżenia odwróciła się na pięcie, ruszając w stronę drzwi.
– Elena! – usłyszała za sobą, jednak nawet nie próbowała sprawdzać do kogo należał głos, a tym bardziej czy ktoś ją gonił.
Wystarczyło kilka zaledwie sekund, by zmaterializowała się przy wyjściu. Miała wrażenie, że popłacze się z frustracji, kiedy w pierwszym odruchu okazała się niezdolna do tego, żeby poradzić sobie z tak prostym mechanizmem, jakim była klamka, po chwili jednak zamek w końcu ustąpił, a ona niemalże z ulgą zdołała wydostać się na zewnątrz.
Zaraz po tym – wciąż oszołomiona i bliska płaczu, a przy tym całkowicie obojętna na wszystko i wszystkich – dosłownie rzuciła się przed siebie, biegiem ruszając w głąb lasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa