Elena
Nie była pewna, skąd tak
naprawdę wiedziała, że nie jest sama. Wrażenie bycia obserwowaną pojawiło się
samo z siebie, dosłownie ją paraliżując, przynajmniej na początku, zanim
zorientowała się, kto najpewniej jej towarzyszył. Poczuła, że z miejsca
uchodzi z niej całe napięcie, nawet pomimo wciąż towarzyszącej jej
świadomości tego, że ktokolwiek mógłby podążać za nią krok w krok. Wcale
nie czuła się zagrożona, a to mogło oznaczać tylko i wyłącznie jedno,
choć być może była naiwna, skoro tak po prostu ufała swoim zmysłom.
Trudno.
Nawet jeśli się pomyliła, nie zamierzała żałować, szczerze wątpiąc w to,
żeby ktokolwiek próbował mieszać jej w głowie. Kiedy na dodatek
uśmiechnęła się pod nosem, doszła do wniosku, że intruz musiał być świadom tego, że zdawała sobie sprawę z jego
obecności, być może nawet z premedytacją zdradzając jej swoją obecność.
Mimo
wszystko nie dała niczego po sobie poznać, wciąż jak gdyby nigdy nic podążając
naprzód. Co z tego, że po raz kolejny spacerowała po lesie sama, bez
jakiejkolwiek ochrony, skoro ta w gruncie rzeczy nie była jej potrzebna?
Już wcześniej wyczuła, że leciał za nią Raven, choć zdążyła zgubić to leniwe
ptaszysko raptem kwadrans po tym, jak weszła do lasu. Nawet nie musiała się
wysilać, jak gdyby nigdy nic poruszając się ludzkim, spokojnym tempem, choć i to
wkrótce miało ulec zmianie. Trudno było polować, jeśli ograniczało się do tej
ludzkiej cząstki osobowości, a ona już od dłuższego czasu miała ochotę na
to, żeby się posilić. Potrzebowała tego, czując tak silne pragnienie chyba po
raz pierwszy od dnia w którym… napiła się tej szczególnej krwi, podsuniętej jej przez Rafaela. Od tego czasu
zadowalały ją woreczki z osoką albo ludzkie jedzenie, jednak odkąd Gabriel
i Renesmee się wynieśli, zdecydowanie trudniej było o coś bardziej „tradycyjnego”
w lodówce. Co więcej, momentami traciła apetyt z powodu Aldero, który
przez większość czasu starał się trzymać od niej na dystans, co samo w sobie
stanowiło dość bolesne doświadczenie.
Odrzuciła
od siebie niechciane myśli, stanowczo zabraniając sobie myślenia o kuzynie.
Zwykle działało, bo – co być może niewłaściwe, choć nie potrafiła się tym przejąć
– była już wprawiona w odcinaniu się od tych emocji, które nie były jej na
rękę. Tę samą taktykę stosowała, kiedy próbowała się pozbyć natrętnego
adoratora, po prostu zachowując się tak, jakby ten nie istniał, więc może i tym
razem miało się okazać to skuteczne. Co prawda nadal w pełni nie docierało
do niej to, że ktokolwiek mógłby dowiedzieć się o niej i Rafaelu, a już
zwłaszcza Al, który – słodka bogini! – niejako wyznał jej imię, ale…
To nie
miało znaczenia, przynajmniej na razie. Tak było o wiele prościej, a Elena
nie zamierzała psuć sobie nastroju tylko i wyłącznie dlatego, że popełniła
kilka błędów, a Aldero w mniej lub bardziej kontrolowany sposób
obdarzył ją uczuciem, którego nie potrafiła odwzajemnić.
W milczeniu
ruszyła dalej, dyskretnie nasłuchując i przygotowując się na ewentualny
atak. Zdążyła już poznać Rafaela na tyle, by doskonale zdawać sobie sprawę z tego,
czego powinna się po nim spodziewać. Mogła się założyć, że nie zamierzał tak po
prostu odpuścić tego, że mogłaby postępować w sposób teoretycznie
nieprzemyślany, narażając się na ewentualne niebezpieczeństwo. W efekcie
czekała na moment, w którym demon spróbuje się ujawnić i przy okazji
najpewniej spróbować sprawić, żeby wyszła z siebie ze zdenerwowania, kiedy
uda, że jest kimś, kto zamierza zrobić jej krzywdę.
Och,
świetnie. Jeśli się nie myliła, tym bardziej musiała pozostać czujną. Nie
zamierzała dawać Rafaelowi aż takiej satysfakcji, a tym bardziej
utwierdzać go w przekonaniu, że nie potrafiła o siebie zadbać. Co
prawda szczerze wątpiła w to, żeby miała z nim jakiekolwiek szanse, o ile
nie zamierzał dawać jej forów, ale…
Usłyszała
szelest za plecami – jedynie delikatny, ale jednak obecny, co jedynie
utwierdziło ją w przekonaniu, że nieśmiertelny podążał tuż za nią. Wraz z kolejnym
bladym uśmieszkiem, napięła wszystkie mięśnie, jednocześnie próbując zmusić się
do tego, żeby nie dać po sobie poznać tego, że mogłaby pozostawać w pełnej
gotowości. Wciąż posuwała się naprzód, czujna i gotowa zrobić dosłownie
wszystko, gdyby tylko pojawiły się jakiekolwiek sygnały tego, że powinna się
przygotować. W duchu odliczała kolejne oddechy, a serce biło jej w przyśpieszonym
tempie, nie tyle ze zdenerwowania, ale narastającego z każdą kolejną
sekundą podekscytowania.
Jeszcze
chwila, a potem…
Odwróciła
się gwałtownie, nawet nie próbując zastanawiać się nad tym, co i dlaczego
skłoniło ją do podjęcia decyzji. Reakcja była w zupełności instynktowna, a w
efekcie zaskoczyła samą siebie – i to zwłaszcza tym, że jak gdyby nigdy nic
wpadła wprost w nadstawione ramiona Rafaela. Ciepłe ramiona owinęły się wokół
niej, a chwilę później demon stanowczym ruchem przyciągnął ją do siebie.
Jego dłonie wylądowały na jej biodrach, po czym z wolna przesunęły się
niżej, co w przypadku każdego innego mężczyzny spotkałoby się z natychmiastowym
protestem, ale jemu była w stanie pozwolić na naprawdę wiele. Problem
polegał na tym, że Rafa nie spoglądał na nią tak, jak mogłaby tego oczekiwać,
co w równym stopniu wydawało jej się niesamowite, co i niezwykle
irytujące. Czasami pragnęła czegoś o wiele więcej, chociaż…
– Cóż, tym
razem nawet cię nie zaskoczyłem – usłyszała tuż przy uchu opanowany głos
Rafaela. Mimowolnie zadrżała, kiedy ciepły oddech musnął jej policzek. – Nie
wiem czy to dobrze, czy źle, ale…
Pośpiesznie
uniosła głowę, po czym przechyliła ją w taki sposób, żeby bez przeszkód
móc go pocałować. Nie zaprotestował, więc musnęła jego usta wargami, po czym z wolna
przeniosła dłonie na ramiona demona, przesuwając się tak blisko, jak tylko było
to możliwe.
– Ale? –
zapytała uprzejmym tonem, bynajmniej nie czekając na odpowiedź; podejrzewała za
co mógł do nie pretensje, wiec tym bardziej miała nadzieję na to, że uda jej
się rozproszyć go na tyle, żeby darował sobie jakiekolwiek kazania.
To nie było
uczciwe i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, cel jednak uświęcał
środki. Kiedy byli sami, przebywanie z Rafaelem było o wiele
łatwiejsze, zwłaszcza kiedy traktował ją w taki sposób, jak chociażby w tamtym
momencie. Wciąż czuła pieczenie w gardle, to jednak zeszło gdzieś na
dalszy plan, obecne, ale nie uciążliwe, dzięki czemu łatwiej było jej je
znosić. W tamtej chwili liczyła się przede wszystkim wzajemna bliskość
oraz to, że Rafa nie miał nic przeciwko temu, żeby go dotykała, co również
wydało jej się niezwykle istotne.
Palce
demona wsunęły się w jej włosy, więc lekko odchyliła głowę, pozwalając na
to, żeby bawił się jej lokami. Milczał, raz po raz muskając je delikatnie, w sposób,
który jak najbardziej odpowiadał Elenie, bo nigdy nie tolerowała tego, że
ktokolwiek mógłby próbować szarpać jej włosy. Mimo całej gwałtowności, pod tym
jednym względem Rafael zachowywał się w tak delikatny sposób, że aż była
zaskoczona, bojąc się nawet odezwać choć słowem, żeby przypadkiem wszystkiego
nie zepsuć. Czuła się dobrze i wolała, żeby tak pozostało, tym bardziej,
że w naturalny sposób jak zwykle pragnęła jego obecności,
Dłuższą
chwilę trwali w ciszy, co wydało jej się jak najbardziej odpowiednie. Raz
po raz wymuszała kolejne pocałunki, o ile mogła określić tym mianem
pieszczoty, które mimo wszystko musiały sprawiać demonowi przyjemność. Tak było
dobrze, choć podejrzewała, że taki stan rzeczy nie miał trwać wiecznie,
zwłaszcza w przypadku kogoś tak zmiennego jak Rafael. Momentami nie
nadążała za nim, a tym bardziej decyzjami, które podejmował, raz potrafiąc
czule tulić ją do siebie, by w następnej sekundzie dojść do wniosku, że
nie ma niczego złego w przypomnieniu jej o tym, gdzie tak naprawdę
było „jej miejsce”. Jasne, chciał ją chronić, a już na pewno mógł
przejmować się tym, że na własne życzenie mogłaby narazić się na atak, ale z drugiej
strony…
– Mogę
wiedzieć, co jest warte tego, żeby komplikować mi zadanie? – zapytał demon, a ona
westchnęła, ledwo powstrzymując się przed wywróceniem oczami. – Nie szłaś
spotkać się ze mną – zarzucił jej, a Elena prychnęła.
– Świat nie
kręci się wokół ciebie – obruszyła się, jednak jej słowa nie zrobiły na
skrzydlatym najmniejszego nawet wrażenia.
Demon
rozłożył skrzydła, te zaś z miejsca otoczyły ją w taki sposób, że
poczuła się tak, jak w cudzych objęciach. Mimowolnie rozluźniła się,
starając się nie krzywić, kiedy czarne pióra musnęły jej odsłoniętą skórę,
sprawiając, że poczuła się tak, jakby miała do czynienia z dziesiątkami
maleńkich, lodowatych igiełek.
Cholera,
musiał jej to robić? Miała wrażenie, że nie miał kompletnego pojęcia, jak wiele
potrafił zdziałać samym tylko dotykiem czy kolejną pieszczotą. Zaledwie kilka
chwil wystarczyło do tego, żeby poczuła się tak, jakby miała w głowie
mętlik i to pomimo tego, że za wszelką cenę starała się tego nie okazywać.
Nie potrafiła nawet jednoznacznie stwierdzić, jak się czuła, wiedziała jednak,
że to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia, przynajmniej tak długo, jak
wszystko wydawało się być w porządku. Byli razem i pod tym jednym
względem nic nie uległo zmianie, wręcz rozwijając się i czyniąc ich
związek czymś coraz bardziej prawdziwym i trwałym. Momentami nadal nie
docierało do niej to, że Rafa mógłby tak po prostu się przełamać, jednocześnie
jednak wolała się nawet nad tym nie zastanawiać, wciąż zbytnio bojąc się tego,
co mogłoby mieć miejsce, gdyby jednak wszystko uległo zmianie, a demon tak
po prostu postanowiłby odciąć się od tego, co udało im się osiągnąć.
O tak, to
byłoby zdecydowanie zbyt bolesne: odrzucenie i utrata uczucia, które dla
nich oboje wydawało się czymś zupełnie nowym. Chyba jeszcze nigdy dotąd aż tak
bardzo nie bała się tego, że może kogoś stracić, a to był zaledwie
początek. Takie przynajmniej miała wrażenie, nie zawsze zdolna jednoznacznie
zinterpretować uczucia swoje albo swojego towarzysza, zwłaszcza wtedy, kiedy
ten robił wszystko, byleby nie była w stanie jego uczuć poznać. To
wszystko komplikowało, ale i tak wolała wierzyć w to, że oboje
zabrnęli o wiele za daleko, żeby teraz móc się wycofać – nie po wszystkim
tym, co miało miejsce.
Gdyby miał
ją zostawić, najpewniej pokusiłby się o to już w chwili, w której
doświadczył ludzkich emocji. Wtedy wydawał się pragnąć tego, żeby za wszelką
cenę wyzbyć się tego, co czyniło go w choć niewielkim stopniu podobnym do
człowieka, to jednak okazało się niemożliwe. Z drugiej strony, być może
Rafa wcale nie chciał tego w aż takim stopniu, jak przekonywał albo…
– Elena?
Zamrugała
nieco nieprzytomnie, chcąc jak najszybciej doprowadzić się do stanu
używalności.
– Miałam
zapolować – przyznała, po czym wzruszyła ramionami. – Wiesz, nie przywykłam do
tego, że ktokolwiek patrzy mi na ręce, kiedy uganiam się za jeleniami.
–
Jeleniami? – powtórzył z wyraźną kpiną, drażniąc ją w stopniu
wystarczającym, by wymownie wydęła usta.
– Bawi cię
to? – obruszyła się. – Haj się nie ma, co się lubi… – Zaczęła, jednak prawie
natychmiast urwała, dochodząc do wniosku, że jakiekolwiek dalsze wyjaśnienia są
zbędne.
– Skądże –
zapewnił pośpiesznie, ale wcale nie zabrzmiało to szczególnie przekonywująco. –
Nie pomyślałem tylko, że ty… A zresztą nieważne.
Przez
moment miała wrażenie, że za moment dokona cudu, wychodząc z siebie i stając
obok. Wydęła usta i cofnąwszy się o krok, wsparła obie ręce na
biodrach, bezskutecznie usiłując sprawiać wrażenie podenerwowanej, choć na
demonie nie zrobiło to najmniejszego nawet wrażenia.
– Że ja co?
– zapytała w końcu.
Przełknęła z trudem,
po raz kolejny czując pieczenie. Być może zdecydowanie zbyt długo zwlekała z polowaniem,
jednak nie miała jakieś wielkiej ochoty na to, żeby szukać zapasów osoki. W zasadzie
od czasu porwania przez Huntera, poza kilkoma niewielkimi, podebranymi z lodówki
porcjami, nie polowała porządnie nawet razu, co samo w sobie mogło się wydawać
czymś nietypowym. Tym bardziej zaskoczyło ją aż tak nagłe, silne pragnienie, w wielu
kwestiach różne od głodu, którego do tej pory doświadczała.
A potem
przyjrzała się demonowi dokładniej i w oszołomieniu stwierdziła, że wcale
nie miała ochoty na krew jakiejś sarny czy nawet człowieka, bo te w najmniejszym
nawet stopniu nie dorównywały innej, bardziej wyjątkowej, którą już miała
okazję wypić.
Skrzywiła
się, nawet nie kryjąc odczuwanego w coraz silniejszym stopniu niepokoju.
Serce zabiło jej szybciej i to nie tyle ze zdenerwowania, co wręcz
czystego przerażenia, kiedy w końcu dotarło do niej, czego tak naprawdę
oczekiwało jej ciało. Kiedy na dodatek uprzytomniła sobie, że raz po raz zerka
na gardło Rafaela, nagle nie marząc już o niczym innym, prócz możliwości
zatopienia zębów w jego tętnicy, dokładnie tak jak wtedy, kiedy ostatnim
razem karmił ją zawartością swoich żył. Od tamtego czasu nie myślała o tym
praktycznie wcale, a przynajmniej nie rozpamiętywała smaku tamtej krwi,
więc tym bardziej wytrąciło ją z równowagi to, że tak nagle cokolwiek pod
tym względem mogłoby ulec zmianie.
– Ja…
Naprawdę muszę zapolować – rzuciła wymijającym tonem, robiąc stanowczy krok w tył.
Założyła ramiona na piersiach, zupełnie jakby w ten sposób mogła mieć
szansę choć po części odzyskać kontrolę nad sytuacją. – Jeśli nie masz nic
przeciwko…
– Szczerze
powiedziawszy, zaczynam być ciekawy – rzucił zaczepnym tonem, obrzucając ją
pobłażliwym spojrzeniem.
Po jego
tonie i spojrzeniu, którym ją obdarował, Elenie trudno było jednoznacznie
stwierdzić, czy zauważył jakiekolwiek niepokojące oznaki w jej zachowaniu.
Nie dbała to, całą sobą próbując skoncentrować się na polowaniu, co wcale nie
było takie proste – i to nie tylko dlatego, że Rafael mógłby ją
obserwować. Sama kwestia „przestawienia się” na tryb łowcy, skoro jeszcze
chwilę wcześniej trwała w miłosnym uścisku, pozwalając demonowi na to,
żeby ją całował, wydała jej się czymś nieprawdopodobnym, po chwili jednak
przekonała się, że jest w stanie tego dokonać.
Odsunęła
się jeszcze nieznacznie, chcąc poczuć się choć odrobinę swobodniej, to jednak
wcale nie było takie łatwe. Z wolna przymusiła się do tego, żeby zamknąć
oczy, tym samym odcinając się od najbardziej praktycznego ze zmysłów, to jednak
w znacznym stopniu usprawniło działanie innych. Wzięła kilka głębszych
wdechów, za wszelką cenę usiłując ignorować słodki, nęcący zapach krwi Rafaela
– jakże wyjątkowe pod każdym względem, o czym już miała okazję się
przekonać. Na samo wspomnienie smaku tej krwi aż zakręciło jej się w głowie,
zaś pokusa rzucenia się do ataku nagle wydała jej się jeszcze silniejsza i niemalże
niemożliwa do zignorowania.
Weź się w garść, Elena!, warknęła na
siebie w duchu. Zaczynała być na siebie zła zarówno za to, jak się czuła,
jak i za samą możliwość tego, że pomyślała o czymś tak nierealnym,
jak picie z demona. Już podzielił się z nią swoją krwią, tylko i wyłącznie
dlatego, że tego potrzebowała. Teraz miała się względnie dobrze, więc wcale nie
musiała być karmiona, na dodatek przez kogoś, kto najpewniej uważał sam
przebieg pojenia kogoś swoją krwią za coś bardzo przytłaczającego dla dumy.
Dlaczego zresztą miałaby prosić Rafę o coś takiego, nie wspominając o tym,
że…
Słodka
bogini, zdecydowanie zbyt długo zwlekała z polowaniem, choć samej sobie
nie potrafiła wytłumaczyć, co i kiedy ją do tego skłoniło. Być może miało
to związek ze wszystkim tym, co przez cały ten czas działo się wokół niej, dostarczając
dość stresów, by niemalże zapomniała, jak się nazywa. Istniało dość powodów dla
których mogłaby nie myśleć o czymś tak błahym, jak polowanie, tym
bardziej, że jej organizm przywykł do tego, żeby żywić się w dwojaki
sposób. To było sensowne i tego zamierzała się trzymać, choć podświadomie
czuła, że najpewniej właśnie oszukiwała samą siebie.
Wciąż walczyła
z własnymi myślami, kiedy jej zmysły podsunęły jej coś, co wydało jej się
obiecujące. Dopiero po chwili doszła do wniosku, że nieco mdły, niezbyt
zachęcający zapach musiał należeć do jakiejś większej zwierzyny leśnej – łosia
albo jelenia; nie miała pewności, nigdy nie będąc w stanie ot tak odróżni
tych dwóch woni od siebie. Jakkolwiek by nie było, jakiekolwiek zwierzę jawiło
jej się niemalże jak wybawienie, którego nade wszystko potrzebowała – szansę na
zaspokojenie pragnienia i wyzbycie się idiotycznych myśli, które w coraz
większym stopniu zaczynały ją niepokoić.
Na początek
musiało wystarczyć.
Rafael nie
zaprotestował, kiedy bez słowa ruszyła się z miejsca, już z przyzwyczajenia
w pełni poddając się instynktowi. Jej ciało reagowało w najzupełniej
naturalny, automatyczny sposób, napinając się, by łatwiej mogła zaatakować. Biegiem
rzuciła się przed siebie, bez wysiłku wymijając kolejne drzewa i pozwalając
na to, żeby jej nogi same powiodły ją w odpowiednim kierunku. Biegła,
coraz bardziej przejęta możliwością polowania, tym bardziej, że rodzaj
pragnienia oraz to, jak bardzo jej organizm wydawał się potrzebować krwi, wciąż
nie dawały jej spokoju. Potrzebowała pożywienia – teraz, zaraz i niezależnie
od konsekwencji.
W gruncie
rzeczy wszystko potoczyło się bardzo szybko, a ona niewiele zapamiętała z tego,
co zrobiła w kilka zaledwie sekund. Wypatrzenie ofiary nie zajęło jej zbyt
wiele czasu, Elena zresztą nie próbowała rozwodzić się nad tym, kogo tak
naprawdę śledziła i gdzie ostatecznie ją to zaprowadziło. W którymś
momencie po prostu skoczyła do przodu, by w następnej sekundzie powalić na
ziemię dorodnego rogacza. Zwierzę szarpnęło się, najpierw próbując się bronić, a potem
wręcz przystąpić do ataku, Elena jednak nie zamierzała tak po prostu pozwolić
mu uciec. Bardziej stanowczo otoczyła stworzenie ramionami, zaraz po tym
decydując się ułatwić sobie zadanie i po prostu przetrącić zwierzęciu
kark.
Wypuściła
powietrze ze świstem, znaczne spokojniejsza, kiedy jej ofiara przestała się
ruszać. Nie czekając na nikogo i na nic, bez chwili wahania rozchyliła
usta, po czym jednym, zdecydowanym ruchem wgryzła się we wciąż lekko pulsującą
tętnicę. Jej ofiara nawet nie drgnęła, a tym bardziej nie próbowała
walczyć, co samo w sobie wydało się być Elenie na rękę. Nie zamierzając
czekać na jakąkolwiek reakcję potencjalnych obserwatorów, zaczęła łapczywie
pić, chcąc jak najszybciej zaspokoić przybierające na sile pieczenie.
Potrzebowała tego – krwi, która przyniosłaby jej ukojenie – ale…
No cóż, to
nie było to – i to nawet w najmniejszym stopniu.
Skrzywiła
się, po czym niemalże ze wstrętem odrzuciła od siebie wciąż ciepłe truchło. Coś
przewróciło jej się w żołądku, chociaż nie miała pewności czy to efekt
niepokoju, czy może oś zgoła innego. W głowie miała mętlik, gardło paliło,
a jej ciało wręcz domagało się czegoś, czego za wszelką cenę pragnęła mu
dostarczyć – i to niezależnie od tego, jak miałaby tego dokonać. Dziwnie
oszołomiona i roztrzęsiona zarazem, odsunęła się jeszcze o kilka
centymetrów od porzuconego jelenia, w ustach wciąż mając posmak jego krwi,
co jedynie potęgowało uczucie obrzydzenia. Nie zwymiotowała, ale miała ochotę
to zrobić, samej sobie nie potrafiąc wytłumaczyć, dlaczego zwykła, zwierzęca
krew, którą w przeszłości zdarzało jej się tak często pić, właśnie teraz
mogłaby się okazać niewystarczająca.
Och,
chociaż z drugiej strony, być może rozwiązanie było o wiele prostsze,
aniżeli mogłaby się tego spodziewać. W gruncie rzeczy zdawała sobie z tego
sprawę przez cały ten czas.
To nie była
ta krew, co w gruncie rzeczy
tłumaczyło wszystko.
Jak po tym,
czego doświadczyła, miałaby się zadowolić zwyczajną, zwierzęcą albo ludzką
krwią, skoro…?
– Elena? –
usłyszała i cała zesztywniała, słysząc tuż za plecami spokojny głos
Rafaela. Miała wrażenie, że demon stoi tuż za nią, być może już od dłuższego
czasu obserwując jej poczynania. – Elena…
Poruszając
się trochę jak w transie, odwróciła się w jego stronę.
Jak zwykle strasznie szkoda mi jelenia. Jelenie są pod ochroną, a świat przeludniony, więc lepiej by zrobiła, gdyby się za jakiegoś fagasa zabrała, byłoby jednego mniej przynajmniej xD
OdpowiedzUsuń