15 czerwca 2016

Dwieście dwadzieścia sześć

Elena
Nie była pewna, skąd tak naprawdę wiedziała, że nie jest sama. Wrażenie bycia obserwowaną pojawiło się samo z siebie, dosłownie ją paraliżując, przynajmniej na początku, zanim zorientowała się, kto najpewniej jej towarzyszył. Poczuła, że z miejsca uchodzi z niej całe napięcie, nawet pomimo wciąż towarzyszącej jej świadomości tego, że ktokolwiek mógłby podążać za nią krok w krok. Wcale nie czuła się zagrożona, a to mogło oznaczać tylko i wyłącznie jedno, choć być może była naiwna, skoro tak po prostu ufała swoim zmysłom.
Trudno. Nawet jeśli się pomyliła, nie zamierzała żałować, szczerze wątpiąc w to, żeby ktokolwiek próbował mieszać jej w głowie. Kiedy na dodatek uśmiechnęła się pod nosem, doszła do wniosku, że intruz musiał być świadom tego, że zdawała sobie sprawę z jego obecności, być może nawet z premedytacją zdradzając jej swoją obecność.
Mimo wszystko nie dała niczego po sobie poznać, wciąż jak gdyby nigdy nic podążając naprzód. Co z tego, że po raz kolejny spacerowała po lesie sama, bez jakiejkolwiek ochrony, skoro ta w gruncie rzeczy nie była jej potrzebna? Już wcześniej wyczuła, że leciał za nią Raven, choć zdążyła zgubić to leniwe ptaszysko raptem kwadrans po tym, jak weszła do lasu. Nawet nie musiała się wysilać, jak gdyby nigdy nic poruszając się ludzkim, spokojnym tempem, choć i to wkrótce miało ulec zmianie. Trudno było polować, jeśli ograniczało się do tej ludzkiej cząstki osobowości, a ona już od dłuższego czasu miała ochotę na to, żeby się posilić. Potrzebowała tego, czując tak silne pragnienie chyba po raz pierwszy od dnia w którym… napiła się tej szczególnej krwi, podsuniętej jej przez Rafaela. Od tego czasu zadowalały ją woreczki z osoką albo ludzkie jedzenie, jednak odkąd Gabriel i Renesmee się wynieśli, zdecydowanie trudniej było o coś bardziej „tradycyjnego” w lodówce. Co więcej, momentami traciła apetyt z powodu Aldero, który przez większość czasu starał się trzymać od niej na dystans, co samo w sobie stanowiło dość bolesne doświadczenie.
Odrzuciła od siebie niechciane myśli, stanowczo zabraniając sobie myślenia o kuzynie. Zwykle działało, bo – co być może niewłaściwe, choć nie potrafiła się tym przejąć – była już wprawiona w odcinaniu się od tych emocji, które nie były jej na rękę. Tę samą taktykę stosowała, kiedy próbowała się pozbyć natrętnego adoratora, po prostu zachowując się tak, jakby ten nie istniał, więc może i tym razem miało się okazać to skuteczne. Co prawda nadal w pełni nie docierało do niej to, że ktokolwiek mógłby dowiedzieć się o niej i Rafaelu, a już zwłaszcza Al, który – słodka bogini! – niejako wyznał jej imię, ale…
To nie miało znaczenia, przynajmniej na razie. Tak było o wiele prościej, a Elena nie zamierzała psuć sobie nastroju tylko i wyłącznie dlatego, że popełniła kilka błędów, a Aldero w mniej lub bardziej kontrolowany sposób obdarzył ją uczuciem, którego nie potrafiła odwzajemnić.
W milczeniu ruszyła dalej, dyskretnie nasłuchując i przygotowując się na ewentualny atak. Zdążyła już poznać Rafaela na tyle, by doskonale zdawać sobie sprawę z tego, czego powinna się po nim spodziewać. Mogła się założyć, że nie zamierzał tak po prostu odpuścić tego, że mogłaby postępować w sposób teoretycznie nieprzemyślany, narażając się na ewentualne niebezpieczeństwo. W efekcie czekała na moment, w którym demon spróbuje się ujawnić i przy okazji najpewniej spróbować sprawić, żeby wyszła z siebie ze zdenerwowania, kiedy uda, że jest kimś, kto zamierza zrobić jej krzywdę.
Och, świetnie. Jeśli się nie myliła, tym bardziej musiała pozostać czujną. Nie zamierzała dawać Rafaelowi aż takiej satysfakcji, a tym bardziej utwierdzać go w przekonaniu, że nie potrafiła o siebie zadbać. Co prawda szczerze wątpiła w to, żeby miała z nim jakiekolwiek szanse, o ile nie zamierzał dawać jej forów, ale…
Usłyszała szelest za plecami – jedynie delikatny, ale jednak obecny, co jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że nieśmiertelny podążał tuż za nią. Wraz z kolejnym bladym uśmieszkiem, napięła wszystkie mięśnie, jednocześnie próbując zmusić się do tego, żeby nie dać po sobie poznać tego, że mogłaby pozostawać w pełnej gotowości. Wciąż posuwała się naprzód, czujna i gotowa zrobić dosłownie wszystko, gdyby tylko pojawiły się jakiekolwiek sygnały tego, że powinna się przygotować. W duchu odliczała kolejne oddechy, a serce biło jej w przyśpieszonym tempie, nie tyle ze zdenerwowania, ale narastającego z każdą kolejną sekundą podekscytowania.
Jeszcze chwila, a potem…
Odwróciła się gwałtownie, nawet nie próbując zastanawiać się nad tym, co i dlaczego skłoniło ją do podjęcia decyzji. Reakcja była w zupełności instynktowna, a w efekcie zaskoczyła samą siebie – i to zwłaszcza tym, że jak gdyby nigdy nic wpadła wprost w nadstawione ramiona Rafaela. Ciepłe ramiona owinęły się wokół niej, a chwilę później demon stanowczym ruchem przyciągnął ją do siebie. Jego dłonie wylądowały na jej biodrach, po czym z wolna przesunęły się niżej, co w przypadku każdego innego mężczyzny spotkałoby się z natychmiastowym protestem, ale jemu była w stanie pozwolić na naprawdę wiele. Problem polegał na tym, że Rafa nie spoglądał na nią tak, jak mogłaby tego oczekiwać, co w równym stopniu wydawało jej się niesamowite, co i niezwykle irytujące. Czasami pragnęła czegoś o wiele więcej, chociaż…
– Cóż, tym razem nawet cię nie zaskoczyłem – usłyszała tuż przy uchu opanowany głos Rafaela. Mimowolnie zadrżała, kiedy ciepły oddech musnął jej policzek. – Nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale…
Pośpiesznie uniosła głowę, po czym przechyliła ją w taki sposób, żeby bez przeszkód móc go pocałować. Nie zaprotestował, więc musnęła jego usta wargami, po czym z wolna przeniosła dłonie na ramiona demona, przesuwając się tak blisko, jak tylko było to możliwe.
– Ale? – zapytała uprzejmym tonem, bynajmniej nie czekając na odpowiedź; podejrzewała za co mógł do nie pretensje, wiec tym bardziej miała nadzieję na to, że uda jej się rozproszyć go na tyle, żeby darował sobie jakiekolwiek kazania.
To nie było uczciwe i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, cel jednak uświęcał środki. Kiedy byli sami, przebywanie z Rafaelem było o wiele łatwiejsze, zwłaszcza kiedy traktował ją w taki sposób, jak chociażby w tamtym momencie. Wciąż czuła pieczenie w gardle, to jednak zeszło gdzieś na dalszy plan, obecne, ale nie uciążliwe, dzięki czemu łatwiej było jej je znosić. W tamtej chwili liczyła się przede wszystkim wzajemna bliskość oraz to, że Rafa nie miał nic przeciwko temu, żeby go dotykała, co również wydało jej się niezwykle istotne.
Palce demona wsunęły się w jej włosy, więc lekko odchyliła głowę, pozwalając na to, żeby bawił się jej lokami. Milczał, raz po raz muskając je delikatnie, w sposób, który jak najbardziej odpowiadał Elenie, bo nigdy nie tolerowała tego, że ktokolwiek mógłby próbować szarpać jej włosy. Mimo całej gwałtowności, pod tym jednym względem Rafael zachowywał się w tak delikatny sposób, że aż była zaskoczona, bojąc się nawet odezwać choć słowem, żeby przypadkiem wszystkiego nie zepsuć. Czuła się dobrze i wolała, żeby tak pozostało, tym bardziej, że w naturalny sposób jak zwykle pragnęła jego obecności,
Dłuższą chwilę trwali w ciszy, co wydało jej się jak najbardziej odpowiednie. Raz po raz wymuszała kolejne pocałunki, o ile mogła określić tym mianem pieszczoty, które mimo wszystko musiały sprawiać demonowi przyjemność. Tak było dobrze, choć podejrzewała, że taki stan rzeczy nie miał trwać wiecznie, zwłaszcza w przypadku kogoś tak zmiennego jak Rafael. Momentami nie nadążała za nim, a tym bardziej decyzjami, które podejmował, raz potrafiąc czule tulić ją do siebie, by w następnej sekundzie dojść do wniosku, że nie ma niczego złego w przypomnieniu jej o tym, gdzie tak naprawdę było „jej miejsce”. Jasne, chciał ją chronić, a już na pewno mógł przejmować się tym, że na własne życzenie mogłaby narazić się na atak, ale z drugiej strony…
– Mogę wiedzieć, co jest warte tego, żeby komplikować mi zadanie? – zapytał demon, a ona westchnęła, ledwo powstrzymując się przed wywróceniem oczami. – Nie szłaś spotkać się ze mną – zarzucił jej, a Elena prychnęła.
– Świat nie kręci się wokół ciebie – obruszyła się, jednak jej słowa nie zrobiły na skrzydlatym najmniejszego nawet wrażenia.
Demon rozłożył skrzydła, te zaś z miejsca otoczyły ją w taki sposób, że poczuła się tak, jak w cudzych objęciach. Mimowolnie rozluźniła się, starając się nie krzywić, kiedy czarne pióra musnęły jej odsłoniętą skórę, sprawiając, że poczuła się tak, jakby miała do czynienia z dziesiątkami maleńkich, lodowatych igiełek.
Cholera, musiał jej to robić? Miała wrażenie, że nie miał kompletnego pojęcia, jak wiele potrafił zdziałać samym tylko dotykiem czy kolejną pieszczotą. Zaledwie kilka chwil wystarczyło do tego, żeby poczuła się tak, jakby miała w głowie mętlik i to pomimo tego, że za wszelką cenę starała się tego nie okazywać. Nie potrafiła nawet jednoznacznie stwierdzić, jak się czuła, wiedziała jednak, że to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia, przynajmniej tak długo, jak wszystko wydawało się być w porządku. Byli razem i pod tym jednym względem nic nie uległo zmianie, wręcz rozwijając się i czyniąc ich związek czymś coraz bardziej prawdziwym i trwałym. Momentami nadal nie docierało do niej to, że Rafa mógłby tak po prostu się przełamać, jednocześnie jednak wolała się nawet nad tym nie zastanawiać, wciąż zbytnio bojąc się tego, co mogłoby mieć miejsce, gdyby jednak wszystko uległo zmianie, a demon tak po prostu postanowiłby odciąć się od tego, co udało im się osiągnąć.
O tak, to byłoby zdecydowanie zbyt bolesne: odrzucenie i utrata uczucia, które dla nich oboje wydawało się czymś zupełnie nowym. Chyba jeszcze nigdy dotąd aż tak bardzo nie bała się tego, że może kogoś stracić, a to był zaledwie początek. Takie przynajmniej miała wrażenie, nie zawsze zdolna jednoznacznie zinterpretować uczucia swoje albo swojego towarzysza, zwłaszcza wtedy, kiedy ten robił wszystko, byleby nie była w stanie jego uczuć poznać. To wszystko komplikowało, ale i tak wolała wierzyć w to, że oboje zabrnęli o wiele za daleko, żeby teraz móc się wycofać – nie po wszystkim tym, co miało miejsce.
Gdyby miał ją zostawić, najpewniej pokusiłby się o to już w chwili, w której doświadczył ludzkich emocji. Wtedy wydawał się pragnąć tego, żeby za wszelką cenę wyzbyć się tego, co czyniło go w choć niewielkim stopniu podobnym do człowieka, to jednak okazało się niemożliwe. Z drugiej strony, być może Rafa wcale nie chciał tego w aż takim stopniu, jak przekonywał albo…
– Elena?
Zamrugała nieco nieprzytomnie, chcąc jak najszybciej doprowadzić się do stanu używalności.
– Miałam zapolować – przyznała, po czym wzruszyła ramionami. – Wiesz, nie przywykłam do tego, że ktokolwiek patrzy mi na ręce, kiedy uganiam się za jeleniami.
– Jeleniami? – powtórzył z wyraźną kpiną, drażniąc ją w stopniu wystarczającym, by wymownie wydęła usta.
– Bawi cię to? – obruszyła się. – Haj się nie ma, co się lubi… – Zaczęła, jednak prawie natychmiast urwała, dochodząc do wniosku, że jakiekolwiek dalsze wyjaśnienia są zbędne.
– Skądże – zapewnił pośpiesznie, ale wcale nie zabrzmiało to szczególnie przekonywująco. – Nie pomyślałem tylko, że ty… A zresztą nieważne.
Przez moment miała wrażenie, że za moment dokona cudu, wychodząc z siebie i stając obok. Wydęła usta i cofnąwszy się o krok, wsparła obie ręce na biodrach, bezskutecznie usiłując sprawiać wrażenie podenerwowanej, choć na demonie nie zrobiło to najmniejszego nawet wrażenia.
– Że ja co? – zapytała w końcu.
Przełknęła z trudem, po raz kolejny czując pieczenie. Być może zdecydowanie zbyt długo zwlekała z polowaniem, jednak nie miała jakieś wielkiej ochoty na to, żeby szukać zapasów osoki. W zasadzie od czasu porwania przez Huntera, poza kilkoma niewielkimi, podebranymi z lodówki porcjami, nie polowała porządnie nawet razu, co samo w sobie mogło się wydawać czymś nietypowym. Tym bardziej zaskoczyło ją aż tak nagłe, silne pragnienie, w wielu kwestiach różne od głodu, którego do tej pory doświadczała.
A potem przyjrzała się demonowi dokładniej i w oszołomieniu stwierdziła, że wcale nie miała ochoty na krew jakiejś sarny czy nawet człowieka, bo te w najmniejszym nawet stopniu nie dorównywały innej, bardziej wyjątkowej, którą już miała okazję wypić.
Skrzywiła się, nawet nie kryjąc odczuwanego w coraz silniejszym stopniu niepokoju. Serce zabiło jej szybciej i to nie tyle ze zdenerwowania, co wręcz czystego przerażenia, kiedy w końcu dotarło do niej, czego tak naprawdę oczekiwało jej ciało. Kiedy na dodatek uprzytomniła sobie, że raz po raz zerka na gardło Rafaela, nagle nie marząc już o niczym innym, prócz możliwości zatopienia zębów w jego tętnicy, dokładnie tak jak wtedy, kiedy ostatnim razem karmił ją zawartością swoich żył. Od tamtego czasu nie myślała o tym praktycznie wcale, a przynajmniej nie rozpamiętywała smaku tamtej krwi, więc tym bardziej wytrąciło ją z równowagi to, że tak nagle cokolwiek pod tym względem mogłoby ulec zmianie.
– Ja… Naprawdę muszę zapolować – rzuciła wymijającym tonem, robiąc stanowczy krok w tył. Założyła ramiona na piersiach, zupełnie jakby w ten sposób mogła mieć szansę choć po części odzyskać kontrolę nad sytuacją. – Jeśli nie masz nic przeciwko…
– Szczerze powiedziawszy, zaczynam być ciekawy – rzucił zaczepnym tonem, obrzucając ją pobłażliwym spojrzeniem.
Po jego tonie i spojrzeniu, którym ją obdarował, Elenie trudno było jednoznacznie stwierdzić, czy zauważył jakiekolwiek niepokojące oznaki w jej zachowaniu. Nie dbała to, całą sobą próbując skoncentrować się na polowaniu, co wcale nie było takie proste – i to nie tylko dlatego, że Rafael mógłby ją obserwować. Sama kwestia „przestawienia się” na tryb łowcy, skoro jeszcze chwilę wcześniej trwała w miłosnym uścisku, pozwalając demonowi na to, żeby ją całował, wydała jej się czymś nieprawdopodobnym, po chwili jednak przekonała się, że jest w stanie tego dokonać.
Odsunęła się jeszcze nieznacznie, chcąc poczuć się choć odrobinę swobodniej, to jednak wcale nie było takie łatwe. Z wolna przymusiła się do tego, żeby zamknąć oczy, tym samym odcinając się od najbardziej praktycznego ze zmysłów, to jednak w znacznym stopniu usprawniło działanie innych. Wzięła kilka głębszych wdechów, za wszelką cenę usiłując ignorować słodki, nęcący zapach krwi Rafaela – jakże wyjątkowe pod każdym względem, o czym już miała okazję się przekonać. Na samo wspomnienie smaku tej krwi aż zakręciło jej się w głowie, zaś pokusa rzucenia się do ataku nagle wydała jej się jeszcze silniejsza i niemalże niemożliwa do zignorowania.
Weź się w garść, Elena!, warknęła na siebie w duchu. Zaczynała być na siebie zła zarówno za to, jak się czuła, jak i za samą możliwość tego, że pomyślała o czymś tak nierealnym, jak picie z demona. Już podzielił się z nią swoją krwią, tylko i wyłącznie dlatego, że tego potrzebowała. Teraz miała się względnie dobrze, więc wcale nie musiała być karmiona, na dodatek przez kogoś, kto najpewniej uważał sam przebieg pojenia kogoś swoją krwią za coś bardzo przytłaczającego dla dumy. Dlaczego zresztą miałaby prosić Rafę o coś takiego, nie wspominając o tym, że…
Słodka bogini, zdecydowanie zbyt długo zwlekała z polowaniem, choć samej sobie nie potrafiła wytłumaczyć, co i kiedy ją do tego skłoniło. Być może miało to związek ze wszystkim tym, co przez cały ten czas działo się wokół niej, dostarczając dość stresów, by niemalże zapomniała, jak się nazywa. Istniało dość powodów dla których mogłaby nie myśleć o czymś tak błahym, jak polowanie, tym bardziej, że jej organizm przywykł do tego, żeby żywić się w dwojaki sposób. To było sensowne i tego zamierzała się trzymać, choć podświadomie czuła, że najpewniej właśnie oszukiwała samą siebie.
Wciąż walczyła z własnymi myślami, kiedy jej zmysły podsunęły jej coś, co wydało jej się obiecujące. Dopiero po chwili doszła do wniosku, że nieco mdły, niezbyt zachęcający zapach musiał należeć do jakiejś większej zwierzyny leśnej – łosia albo jelenia; nie miała pewności, nigdy nie będąc w stanie ot tak odróżni tych dwóch woni od siebie. Jakkolwiek by nie było, jakiekolwiek zwierzę jawiło jej się niemalże jak wybawienie, którego nade wszystko potrzebowała – szansę na zaspokojenie pragnienia i wyzbycie się idiotycznych myśli, które w coraz większym stopniu zaczynały ją niepokoić.
Na początek musiało wystarczyć.
Rafael nie zaprotestował, kiedy bez słowa ruszyła się z miejsca, już z przyzwyczajenia w pełni poddając się instynktowi. Jej ciało reagowało w najzupełniej naturalny, automatyczny sposób, napinając się, by łatwiej mogła zaatakować. Biegiem rzuciła się przed siebie, bez wysiłku wymijając kolejne drzewa i pozwalając na to, żeby jej nogi same powiodły ją w odpowiednim kierunku. Biegła, coraz bardziej przejęta możliwością polowania, tym bardziej, że rodzaj pragnienia oraz to, jak bardzo jej organizm wydawał się potrzebować krwi, wciąż nie dawały jej spokoju. Potrzebowała pożywienia – teraz, zaraz i niezależnie od konsekwencji.
W gruncie rzeczy wszystko potoczyło się bardzo szybko, a ona niewiele zapamiętała z tego, co zrobiła w kilka zaledwie sekund. Wypatrzenie ofiary nie zajęło jej zbyt wiele czasu, Elena zresztą nie próbowała rozwodzić się nad tym, kogo tak naprawdę śledziła i gdzie ostatecznie ją to zaprowadziło. W którymś momencie po prostu skoczyła do przodu, by w następnej sekundzie powalić na ziemię dorodnego rogacza. Zwierzę szarpnęło się, najpierw próbując się bronić, a potem wręcz przystąpić do ataku, Elena jednak nie zamierzała tak po prostu pozwolić mu uciec. Bardziej stanowczo otoczyła stworzenie ramionami, zaraz po tym decydując się ułatwić sobie zadanie i po prostu przetrącić zwierzęciu kark.
Wypuściła powietrze ze świstem, znaczne spokojniejsza, kiedy jej ofiara przestała się ruszać. Nie czekając na nikogo i na nic, bez chwili wahania rozchyliła usta, po czym jednym, zdecydowanym ruchem wgryzła się we wciąż lekko pulsującą tętnicę. Jej ofiara nawet nie drgnęła, a tym bardziej nie próbowała walczyć, co samo w sobie wydało się być Elenie na rękę. Nie zamierzając czekać na jakąkolwiek reakcję potencjalnych obserwatorów, zaczęła łapczywie pić, chcąc jak najszybciej zaspokoić przybierające na sile pieczenie. Potrzebowała tego – krwi, która przyniosłaby jej ukojenie – ale…
No cóż, to nie było to – i to nawet w najmniejszym stopniu.
Skrzywiła się, po czym niemalże ze wstrętem odrzuciła od siebie wciąż ciepłe truchło. Coś przewróciło jej się w żołądku, chociaż nie miała pewności czy to efekt niepokoju, czy może oś zgoła innego. W głowie miała mętlik, gardło paliło, a jej ciało wręcz domagało się czegoś, czego za wszelką cenę pragnęła mu dostarczyć – i to niezależnie od tego, jak miałaby tego dokonać. Dziwnie oszołomiona i roztrzęsiona zarazem, odsunęła się jeszcze o kilka centymetrów od porzuconego jelenia, w ustach wciąż mając posmak jego krwi, co jedynie potęgowało uczucie obrzydzenia. Nie zwymiotowała, ale miała ochotę to zrobić, samej sobie nie potrafiąc wytłumaczyć, dlaczego zwykła, zwierzęca krew, którą w przeszłości zdarzało jej się tak często pić, właśnie teraz mogłaby się okazać niewystarczająca.
Och, chociaż z drugiej strony, być może rozwiązanie było o wiele prostsze, aniżeli mogłaby się tego spodziewać. W gruncie rzeczy zdawała sobie z tego sprawę przez cały ten czas.
To nie była ta krew, co w gruncie rzeczy tłumaczyło wszystko.
Jak po tym, czego doświadczyła, miałaby się zadowolić zwyczajną, zwierzęcą albo ludzką krwią, skoro…?
– Elena? – usłyszała i cała zesztywniała, słysząc tuż za plecami spokojny głos Rafaela. Miała wrażenie, że demon stoi tuż za nią, być może już od dłuższego czasu obserwując jej poczynania. – Elena…
Poruszając się trochę jak w transie, odwróciła się w jego stronę.

1 komentarz:

  1. Jak zwykle strasznie szkoda mi jelenia. Jelenie są pod ochroną, a świat przeludniony, więc lepiej by zrobiła, gdyby się za jakiegoś fagasa zabrała, byłoby jednego mniej przynajmniej xD

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa