10 czerwca 2016

Dwieście dwadzieścia jeden

Elena
Gdyby to zależało tylko i wyłącznie od niej, uderzyłaby Aldero w twarz – tak po prostu, w najbardziej naturalnym odruchu, który przyszedł jej do głowy zaraz po tym, jak w pełni uprzytomniła sobie sens jego słów. Nie miała po temu okazji, musząc odskoczyć na bok, by zrobić miejsce Rafaelowi, który błyskawicznie skoczył w stronę jej kuzyna, atakując tak gwałtownie i zdecydowanie, że nawet gdyby chłopak wcześniej zorientował się, co jest na rzeczy, nie miałby okazji po temu, żeby zrobić unik.
Sama nie była pierwsza, co dotarło do niej jako pierwsze – przekleństwo, dźwięk uderzenia czy może zapach krwi. Wiedziała jedynie, że kiedy w końcu zaczęła nadążać za tym, co działo się wokół niej, zorientowała się, że jej kuzyn musiał oberwać w twarz – i to najpewniej pięścią, co zresztą nie było niczym nowym, skoro niejednokrotnie miał okazję przekonać się o tym, co to znaczy mieć złamany nos, bo widok pochylającego się do przodu, przyciskające obie dłonie do ust Aldero jak najbardziej był znajomy. Drgnęła, w pierwszym odruchu zamierzając do niego podejść i jakkolwiek mu pomóc, jednak prawie natychmiast zmieniła zdanie. Instynkt podpowiedział jej, że to nie byłoby najlepszym pomysłem, zwłaszcza przez wzgląd na Rafaela i samego Al'a, który nagle wyprostował się niczym struna i po prostu odpowiedział atakiem na atak, wytrącony z równowagi bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
– Powiedziałam już wam, żebyście przestali!
Żaden z nich nawet nie spojrzał, wszystko zresztą działo się o wiele zbyt szybko, by była w stanie nad tym zapanować. Po raz kolejny została świadkiem dwójki nieśmiertelnych, błyskawicznie przemieszczających się z miejsca na miejsce, kiedy zaczęli próbować rzucić się sobie nawzajem do gardła. Rafael rozłożył skrzydła, przez co nagle wydał jej się jeszcze większy i groźniejszy; gdyby tylko zechciał, mógłby uciec, co zwłaszcza podczas walki mogło okazać się niezwykle praktycznie, nie wspominając o możliwości ataku z powietrza. Kto jak kto, ale Elena doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co to znaczy zostać zrzuconą z kilku ładnych metrów, ona zresztą nie sprowokowała Rafaela na tyle, by ten zechciał ją zabić. W przypadku Aldero sprawy miały się zupełnie inaczej, a ona po raz kolejny zaczęła się o kuzyna martwić, pomimo złości gotowa zrobić wszystko, byleby nie doprowadzić do tragedii.
Wampir przemieścił się, pomimo bólu i tego, że wciąż krwawił, nie wahając się przed przybraniem bojowej pozycji. Wysunął kły, a jego oczy zabłysły czerwonym blaskiem, zdradzając narastający z każdą kolejną sekundą gniew. Widziała, że napiął mięśnie, by już w ułamek sekundy później raz jeszcze rzucić się na Rafaela. Demon odskoczył, po raz kolejny w zdecydowanie niedelikatny sposób posyłając swojego przeciwnika na ziemię. Z rozłożonymi skrzydłami, nachylony nad wyraźnie wściekłym Aldero, wyglądał prawie jak kat nad swoją przyszłą ofiarą. Nie mogła zaprzeczyć, że coś w tym widoku wzbudziło w niej czyste przerażenie, a to zdecydowanie nie było normalne. Do tej pory udawało jej się nie patrzeć na Rafę jak na mordercę, a jednak teraz…
A potem Aldero poderwał się na równe nogi, kolejny raz znajdując okazję do ataku i wszystko zaczęło się na nowo.
Cofnęła się o kilka kroków, chcąc nie chcąc poddając się instynktowi, nakazującemu jej trzymać się od walczących na bezpieczną odległość. Czuła się zagubiona, pominięta i zła, mogąc co najwyżej obserwować jak ci dwaj kretyni zapędzają się w coraz bardziej dynamicznej walce. Nie miała pewności, czy Rafael dawał wampirowi fory, najzwyczajniej w świecie się nim bawiąc, czy może jej kuzyn był lepszym wojownikiem, aniżeli do tej pory sądziła, to zresztą wydawało się najmniej istotne. Obserwowała ich i miała ochotę wyć z frustracji, coraz bardziej poirytowana tym, co robili. Gdyby tylko była w stanie, najpewniej przyłożyłaby obu, jednak nic nie wskazywało na to, żeby miała być do tego zdolna.
Obraz kolejny raz zamazał jej się przed oczami, w miarę jak bezskutecznie spróbowała nadążyć za przemieszczającymi się postaciami. Łzy wściekłości i upokorzenia napłynęły jej do oczu, chociaż sama nie była pewna, co dlaczego czuła. Słowa Aldero wciąż dźwięczały jej w uszach, niezmiennie raniąc, bo zwłaszcza po nim nie spodziewałaby się po czegoś takiego. Z równym powodzeniem mógł ją uderzyć, choć jak go znała, pewnie nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Co więcej, sama również nie miała czasu się nad tym zastanowić, bardziej przejęta tym, że Rafael mógłby być na dobrej drodze do tego, żeby zamordować kogoś, na kim mimo wszystko jej zależało.
– Nigdy więcej… – Demon urwał, po czym kolejny raz się przemieścił. Tym razem udało mu się zmaterializować tuż za Aldero i chwycić chłopaka od tyłu w taki sposób, że stojąca kilka metrów dalej mimowolnie skuliła się, niemalże nasłuchując znajomego już dźwięku łamanych kości. – Nigdy więcej – wysyczał Rafael – nie zwrócisz się do niej w ten sposób! Zrozumiałeś? Nigdy!
Był wściekły i mogła wyczuć to nawet z odległości. Wszystko w nim wydawało się wręcz krzyczeć, że tak jest – ton głosu, postawa, nawet sposób, w jaki wykonywał poszczególne ruchy. W tamtej chwili naprawdę była w stanie wyobrazić go sobie jako prawdziwego, nieśmiertelnego demona, którego nie obchodzi, kogo i dlaczego musi zabić. Jakiekolwiek pytania wydały się zbędne, choć i tak poczuła się oszołomiona; wiedziała, że powstrzymywał się tylko i wyłącznie przez wzgląd na nią, chociaż zdecydowanie nie miał na to ochoty.
– Rafael… – wykrztusiła na tyle cichym, zdławionym tonem, że szczerze zwątpiła w to, czy w ogóle był w stanie ją usłyszeć, ten jednak prawie natychmiast przeniósł wzrok w jej stronę.
– Chodzi o szacunek do ciebie, lilan – oznajmił w taki sposób, jakby to była sprawa co najmniej wagi państwowej. Aż uniosła brwi, przez moment naprawdę obawiając się tego, do czego ten nieprzewidywalny demon mógł się posunąć. – Obraził cię, ale więcej tego nie zrobi. Powiem więcej: w tej chwili otrzymasz przeprosiny.
Otworzyła i prawie natychmiast zamknęła usta, sama niepewna tego, co i dlaczego powinna powiedzieć. Słuchała i nie wierzyła, zdecydowanie nie chcąc tego, co działo się na jej oczach. Jakaś jej cząstka poczuła wręcz nieopisaną ulgę, kiedy upewniła się, że Rafael przynajmniej tymczasowo nie zamierzał nikogo zabić, a do tego wszystkiego w naturalnym geście bronił jej godności, czci czy jak to musiało się nazywać w czasach, które uważał za sobie właściwe – a więc posuwał się do czegoś, co mógłby zrobić mężczyzna dla swojej partnerki. Byli razem i pod tym względem nic się nie zmieniło, a przynajmniej miała nadzieję na to, że sprawy miały się dokładnie w ten sposób. Jakkolwiek by nie było, wciąż podświadomie doszukiwała się dowodów na to, że Rafael nie zatracił tej najważniejszej dla niej cząstki siebie – człowieczeństwa, które stanowiło dla niego tak wielką udrękę, dla niej zaś jawiło się jako prawdziwe błogosławieństwo.
Problem polegał na tym, że Aldero nie miał o tym pojęcia, a tym bardziej nie zamierzał tego zaakceptować. Spojrzenia jej i kuzyna na dłuższą chwilę się spotkały, a Elena zawahała się, nagle sama niepewna tego, co i z jakiego powodu czuła. Chciała podejść bliżej i kazać Rafaelowi go puścić, jednak nie zrobiła tego, dochodząc do wniosku, że jak długo w ten sposób mogli uniknąć kolejnej walki, tak długo wszystko będzie w porządku. To było naiwne myślenie, które w najmniejszym nawet stopniu nie rozwiązywało głównego problemu, ale na dobry początek musiało wystarczyć – nie ważne czy tego chciała, czy też nie.
– Nie trzeba – zadecydowała w końcu. Głos jej zadrżał, więc odchrząknęła, próbując za wszelką cenę nad sobą zapanować. Spróbowała przybrać bardziej stanowczy, zimny ton, starając się sprawiać, żeby obaj nieśmiertelni uwierzyli w to, że była bardziej zła, aniżeli zraniona. Co prawda policzki wciąż miała wilgotne, co psuło efekt i sprawiało, że musiała wyglądać jak siódme nieszczęście, jednak usiłowała o tym nie myśleć. – Nie chcę jego przeprosin.
– Co nie oznacza, że na nie nie zasłużyłaś – zaoponował demon, więc obojętnie wzruszyła ramionami.
– Co mi to da, Rafa? – zapytała cicho, po czym wzruszyła ramionami. – Ja tylko… Ach, zresztą nieważne – dodała, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Usłyszała syknięcie i zorientowała się, że Aldero musiał spróbować się oswobodzić, tym samym najpewniej dodatkowo pogarszając sytuację. Rafael wciąż go trzymał, w bez wątpienia bolesny sposób wykręcając chłopaku obie ręce na plecy. Elena pamiętała, jak kilka razy znalazła się w takiej pozycji, kiedy dla zabawy walczyła z Rafaelem, wtedy przynajmniej mając pewność, że demon za moment ją puści i nie zamierza zrobić jej krzywdy… Przynajmniej dotkliwej. Tak czy inaczej, zdążyła poznać możliwości demona, aż nazbyt pewna tego, jak daleko ten byłby w stanie się posunąć, gdyby tylko został sprowokowany. Kto jak kto, ale jej kuzyn zdecydowanie zaliczał się do osób, które miały szansę doprowadzić serafina do ostateczności, tym samym doprowadzając go do ostateczności, a to…
Cóż, zdecydowanie nie miało skończyć się dobrze.
Tym razem zmusiła się do ruchu, gorączkowo zastanawiając się nad tym, jak powinna zachować się w aż do tego stopnia skomplikowanej sytuacji. Jakaś jej cząstka chciała porozmawiać z Aldero na osobności, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że Rafael najpewniej za nic w świecie nie miał się na to zgodzić. Nie chodziło o to, że Al mógłby w jakimkolwiek stopniu jej zagrażać, ale o sam fakt tego, że mógłby ich przyłapać. W oczach Rafaela był zagrożeniem, a swoim charakterem jedynie wszystko dodatkowo komplikował, zdecydowanie nie zamierzając choć na krótką chwilę spróbować pójść im na rękę.
Cholera, to była jej wina. Najgorsze w tym wszystkim było to, że mogła winić co najwyżej siebie oraz to, że jak pierwsza naiwna pozwoliła się podejść, w emocjach nawet nie sprawdzając, czy ktoś za nią nie podążał.
– Co ty odwalasz, Elena? – doszedł ją znajomy głos. Drgnęła niespokojnie, bynajmniej nie zamierzając tak po prostu spojrzeć na kuzyna. Dopiero po dłuższej chwili ciekawość okazała się o wiele silniejsza, dziewczyna zdecydowała się przenieść wzrok na chłopaka. – Jak ty w ogóle możesz…?
– Mogę co? Aldero, na litość bogini, dlaczego zarzucasz mi cokolwiek, skoro tak naprawdę niczego nie wiesz? – obruszyła się. Energicznie pokręciła głową, wciąż niedowierzając temu, co się działo. – Ciesz się, że Rafael cię tylko powstrzymał, zamiast zabić, bo ja naprawdę…
Przerwał jej pozbawionym wesołości śmiechem.
– Tylko nie mów, że się martwisz, okej? Serio, nie wiem, co się z tobą dzieje, ale jeśli to nie wpływ…
Aldero urwał, być może mając nadzieję na usłyszenie jakiegoś przypadkowego, niezwykle praktycznego rozwiązania. Wciąż wydawał się ze sobą walczyć, wypierając to, co przez cały ten czas próbowała mu przekazać: że mogłaby przyjść na cmentarz z własnej woli i że istniał dość ważny, sensowny powód, dla którego to robiła. Nie rozumiała, dlaczego nawet w tej sytuacji musiał być aż do tego stopnia uparty, nie potrafiąc wysiedzieć w jednym miejscu chociaż kilku minut, nie wspominając o słuchaniu jakichkolwiek tłumaczeń.
Najgorsze było to, że mógłby nie rozmawiać właśnie z nią. Zachowywał się w taki sposób, jakby to ona była winna temu, że wszystko było nie tak. Zdawała sobie sprawę z tego, że dotychczasowe kłamstwa nie prowadziły donikąd, a ona prędzej czy później będzie musiała zmierzyć się z rzeczywistością, jednak to nie powinno było odbywać się w takich okolicznościach. Nigdy nie pragnęła walki, a już zwłaszcza pomiędzy kimś, na kim jakby nie patrzeć jej zależało. Aldero należał do jej rodziny, zresztą przez całe lata uważała go za swojego przyjaciela, przez co sposób, w jaki zareagował na jej sekrety, ranił ją w jeszcze większym stopniu.
Cholera, dlaczego…?
Dlaczego nie mogli ze sobą tak po prostu porozmawiać?
Wciąż o tym myślała, wahając się przed zadaniem tego jednego, wręcz kluczowego pytania. Czuła na sobie przenikliwe, po części gardzące spojrzenie Aldero, co również okazało się bolesne. Momentalnie zapragnęła zejść mu z oczu, zbyt dumna, by dalej to ciągnąć i za razem zaniepokojona tym, co jeszcze mogłaby usłyszeć. Już wcześniej brała pod uwagę to, że wyzna prawdę, jednak zdecydowanie nie taką reakcję brała pod uwagę. Wmawiała sobie, że jest jej tak naprawdę wszystko jedno, co pomyślą sobie inni, jednak kiedy w grę wchodziła jej własna rodzina… Cóż, może i była samoluba, co wielokrotnie dawano jej do zrozumienia, ale to jeszcze nie znaczyło, że była bez serca. Odrzucenie potrafiło ranić, zwłaszcza przez kogoś, kto mimo wszystko był dla niej ważny.
– To nie jest wpływ, co zresztą już ci powiedziałam – wyszeptała, ostrożnie dobierając słowa. – Rafael z kolei przez ostatnie tygodnie miał tysiące okazji do tego, żeby mnie zabić, a jednak tego nie zrobił. Chroni mnie… Czy to nic nie znaczy? – zaryzykowała, chociaż szczerze wątpiła w to, żeby jej słowa przyniosły jakikolwiek efekt.
Nie usłyszała odpowiedzi, przynajmniej nie od razu, przez dłuższą chwilę świadoma przede wszystkim tego, że chłopak wciąż ją obserwował. Miała wrażenie, że kolejne sekundy ciągnął się w nieskończoność, jedynie czyniąc czekanie jeszcze bardziej nieznośnym, chociaż nie przypuszczała nawet, że to w ogóle może być możliwe.
– Chroni… – powtórzył w końcu Aldero, najwyraźniej nie będąc w stanie pozostawać wobec tego stwierdzenia obojętnym. – Przed czym?
Elena zacisnęła usta.
– Przed Isobel – odpowiedziała po postu, zaskakując samą siebie tym, że potrafiła przybrać obojętny ton kogoś, kto właśnie rozprawia o tak neutralnej kwestii, jak chociażby pogoda.
– Co takiego…?
Tym razem zdecydowała się spojrzeć mu w oczy, choć nie sądziła, że będzie do tego zdolna. Milczała, wcale nie czując ulgi z powodu tego, że jednak zdołała zainteresować go czymś innym, aniżeli tylko tym, że mogłaby spotykać się z demonem. Nie miała pojęcia, czy to imię matki wampirów, czy cokolwiek innego, jednak powód wydawał się najmniej istotny. Jedynym, co wiedziała Elena, było to, że Al nadal był zły, może nawet zszokowany. Co więcej, wciąż nie miała pojęcia, jak tak naprawdę powinna rozumieć jego słowa, skoro nie potrafiła określić, jak bardzo szczere były jego słowa pod jej adresem. Co tak naprawdę sobie myślał? Nigdy się nad tym nie zastanawiała, Aldero zresztą był jedną z ostatnich osób, które podejrzewała o to, że mógłby być w stanie ją obrazić i to zwłaszcza w taki sposób. Ten chłopak zwykle najpierw mówił, a dopiero później myślał, jednak coś takiego…
W efekcie nagle zwątpiła w to, czy powinna cokolwiek mu mówić. Problem polegał na tym, że gdyby teraz spróbowała się wycofać i tak po prostu zostawiła tę sprawę, wtedy najpewniej stałoby się coś bardzo niedobrego. Dawny Rafael nie dałby jej aż takiej kontroli nad sytuacją, to jednak nie zmieniało faktu, że nadal mógł wziąć sprawy w swoje ręce, a to…
Cóż, zdecydowanie nie skończyłoby się dobrze.
– Nie wiem… Cholera, właśnie chodzi o to, że sama nie wiem! – nie wytrzymała. Energicznie potrząsnęła głową, bezskutecznie próbując odsunąć od siebie niechciane myśli. – Isobel nigdy nie widziała mnie na oczy, a jednak wysłała Rafaela po to, żeby mnie zabił… Nie zrobił tego. W zasadzie cały czas mnie chronić, ale to dłuższa historia. To, jak się poznaliśmy, również… Zresztą nie o to chodzi. – Obrzuciła kuzyna uważnym, przenikliwym spojrzeniem. – Zrozum, że ja wiem co robię, przynajmniej na razie. Przestań walczyć, a wtedy Rafael cię puści – dodała i tym razem demon spojrzał na nią w taki sposób, jakby zaczynał wątpić w jej zdrowy rozsądek.
– Puszczę? – powtórzył z powątpiewaniem.
Puściła jego słowa mimo uszu.
– Mów sobie, co tylko zechcesz i to łącznie z tym, że się puszczam – podjęła, uśmiechając się chłodno, chociaż nie sądziła, że będzie do tego zdolna – ale to nie jest najważniejsze. Właśnie mówię ci o tym, że wampirzyca, o której mi opowiadaliście, żyje i ma się dobrze. Może nie ma znaczenia to, że mogłaby oczekiwać mojej śmierci…
– Elena – zaoponował Aldero. – Elena, do cholery, ja wcale nie…
Kolejny raz go zignorowała.
– Mnie naprawdę nie obchodzi to, co myślisz o mnie, Rafie albo całej tej sytuacji. W zasadzie nie mam pojęcia, po jaką cholerę ratuję ci tyłek, ale niech już wyjdzie na to, że jestem idiotką, która ma skłonność do pomagania facetom, którzy zdecydowanie sobie na to nie zasłużyli – warknęła, tym razem nawet nie próbując przebierać w słowach. – Wolałabym, żebyś nie zginął, ale to i tak zależy tylko od ciebie i… Och, puść go, Rafael! – zniecierpliwiła się.
Nawet nie sprawdzała, czy spełnił polecenie, a tym bardziej jak zareagował na rozkazującą nutkę, która wkradła się do jej głosu. Był jej wszystko jedno, czy mógłby mieć jakiekolwiek obiekcje, nie wspominając o reakcji wyraźnie oszołomionego Aldero. Już nie krwawił, a przynajmniej zakładała, że zdążył się zregenerować, choć fakt, że w ferworze walki nawet nie pomyślał o tym, żeby przejąć się swoją twarzą, doszła do wniosku, że najpewniej mógł potrzebować tego, żeby ktoś przestawił mu nos raz jeszcze. Jeśli tak, tym lepiej, bo coraz bardziej rwała się do tego, żeby zrobić to osobiście – ot tak, dla zasady, bo skoro najwyraźniej była potworem…
Usłyszała jęk, ale nie miała pojęcia, co takiego było jego przyczyną. Wyczuła ruch za plecami, jednak i tego nie zamierzała sprawdzać, obojętnie próbując odnosić się do kwestii tego, że Rafael i Aldero nadal mogliby być na dobrej drodze do tego, żeby się pozabijać. Czuła się pusta, poza tym nadal odczuwała ból na samą myśl o tym, co usłyszała chwilę wcześniej. Podejrzewała, że wszystko było efektem chwili – nadmiaru emocji, zwłaszcza zdenerwowania – jednak nie sądziła, by to cokolwiek usprawiedliwiało. Aldero mógł być zły, ale niezależnie od tego, pewne słowa nie powinny paść, zwłaszcza obciążone tak istotnym znaczeniem. Chciała udawać, że nic szczególnego nie miało miejsca, ale nie potrafiła, nie wspominając o tym, że nadal nie potrafiła zrozumieć pełni zachowania swojego kuzyna. Cos pomiędzy nimi uległo zmianie, a Elenie coraz trudniej przychodziło znoszenie takiego stanu rzeczy.
– Elena…
Wzdrygnęła się, słysząc znajomy, cichy głos. Aldero nie dawał za wygraną, ale nawet to, że tym razem nie zabrzmiał ani gniewnie, ani agresywnie, nie poprawiło jej nastroju. Stała w bezruchu, obojętnym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń i czekając… Cóż, sama nie wiedziała na co, ale chyba na swój sposób wcale tego nie chciało. Czasami niewiedza była jednak lepsza, a przynajmniej myśląc o tym, co działo się wokół niej w ciągu ostatnich miesięcy, dochodziła do wniosku, że o wiele łatwiej żyło jej się, kiedy nie miała o niczym pojęcia. Nie, nie potrafiła zmusić się do żałowania jakiejkolwiek z podjętych decyzji, ale…
Kolejny ruch za plecami. Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, starając się udawać, że nic nie dostrzega, to jednak okazał się o wiele trudniejsze niż sądziła.
– Elena, proszę… Mam cię przeprosić? – Aldero urwał na moment, jednak prawie natychmiast ciągnął dalej, nawet nie czekając na odpowiedź: – Proszę bardzo: przepraszam. Wiem, że nie powinienem był, ale… Och, na litość bogini, naprawdę mi się dziwisz? Ja nie… – Kolejny raz zamilkł, najpewniej gorączkowo próbując zebrać myśli. – Nie chciałem tego powiedzieć. Kto jak kto, ale ty musisz wiedzieć, że ja tak nie myślę.
– Dlaczego? – zapytała obojętnym tonem, wciąż z uporem na niego nie patrząc. – Powiedziałeś, co powiedziałeś – twoja sprawa, co myślisz. Ja niczego ci nie zabraniam, Aldero. Nie ma powodu, dla którego miałbyś próbować zmuszać się do myślenia o mnie dobrze i…
– Nie ma powodu? – powtórzył z niedowierzaniem. – Cholera jasna, Elena, ty naprawdę niczego nie zauważyłaś…?
Tym razem coś w jego słowach sprawiło, że jednak zdecydowała się odwrócić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa