Elena
Gdyby to zależało tylko i wyłącznie
od niej, uderzyłaby Aldero w twarz – tak po prostu, w najbardziej
naturalnym odruchu, który przyszedł jej do głowy zaraz po tym, jak w pełni
uprzytomniła sobie sens jego słów. Nie miała po temu okazji, musząc odskoczyć na
bok, by zrobić miejsce Rafaelowi, który błyskawicznie skoczył w stronę jej
kuzyna, atakując tak gwałtownie i zdecydowanie, że nawet gdyby chłopak
wcześniej zorientował się, co jest na rzeczy, nie miałby okazji po temu, żeby
zrobić unik.
Sama nie
była pierwsza, co dotarło do niej jako pierwsze – przekleństwo, dźwięk
uderzenia czy może zapach krwi. Wiedziała jedynie, że kiedy w końcu
zaczęła nadążać za tym, co działo się wokół niej, zorientowała się, że jej
kuzyn musiał oberwać w twarz – i to najpewniej pięścią, co zresztą
nie było niczym nowym, skoro niejednokrotnie miał okazję przekonać się o tym,
co to znaczy mieć złamany nos, bo widok pochylającego się do przodu,
przyciskające obie dłonie do ust Aldero jak najbardziej był znajomy. Drgnęła, w pierwszym
odruchu zamierzając do niego podejść i jakkolwiek mu pomóc, jednak prawie
natychmiast zmieniła zdanie. Instynkt podpowiedział jej, że to nie byłoby
najlepszym pomysłem, zwłaszcza przez wzgląd na Rafaela i samego Al'a,
który nagle wyprostował się niczym struna i po prostu odpowiedział atakiem
na atak, wytrącony z równowagi bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
–
Powiedziałam już wam, żebyście przestali!
Żaden z nich
nawet nie spojrzał, wszystko zresztą działo się o wiele zbyt szybko, by
była w stanie nad tym zapanować. Po raz kolejny została świadkiem dwójki
nieśmiertelnych, błyskawicznie przemieszczających się z miejsca na
miejsce, kiedy zaczęli próbować rzucić się sobie nawzajem do gardła. Rafael
rozłożył skrzydła, przez co nagle wydał jej się jeszcze większy i groźniejszy;
gdyby tylko zechciał, mógłby uciec, co zwłaszcza podczas walki mogło okazać się
niezwykle praktycznie, nie wspominając o możliwości ataku z powietrza.
Kto jak kto, ale Elena doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co to znaczy
zostać zrzuconą z kilku ładnych metrów, ona zresztą nie sprowokowała
Rafaela na tyle, by ten zechciał ją zabić. W przypadku Aldero sprawy miały
się zupełnie inaczej, a ona po raz kolejny zaczęła się o kuzyna
martwić, pomimo złości gotowa zrobić wszystko, byleby nie doprowadzić do
tragedii.
Wampir
przemieścił się, pomimo bólu i tego, że wciąż krwawił, nie wahając się
przed przybraniem bojowej pozycji. Wysunął kły, a jego oczy zabłysły
czerwonym blaskiem, zdradzając narastający z każdą kolejną sekundą gniew.
Widziała, że napiął mięśnie, by już w ułamek sekundy później raz jeszcze
rzucić się na Rafaela. Demon odskoczył, po raz kolejny w zdecydowanie
niedelikatny sposób posyłając swojego przeciwnika na ziemię. Z rozłożonymi
skrzydłami, nachylony nad wyraźnie wściekłym Aldero, wyglądał prawie jak kat
nad swoją przyszłą ofiarą. Nie mogła zaprzeczyć, że coś w tym widoku
wzbudziło w niej czyste przerażenie, a to zdecydowanie nie było
normalne. Do tej pory udawało jej się nie patrzeć na Rafę jak na mordercę, a jednak
teraz…
A potem
Aldero poderwał się na równe nogi, kolejny raz znajdując okazję do ataku i wszystko
zaczęło się na nowo.
Cofnęła się
o kilka kroków, chcąc nie chcąc poddając się instynktowi, nakazującemu jej
trzymać się od walczących na bezpieczną odległość. Czuła się zagubiona,
pominięta i zła, mogąc co najwyżej obserwować jak ci dwaj kretyni
zapędzają się w coraz bardziej dynamicznej walce. Nie miała pewności, czy
Rafael dawał wampirowi fory, najzwyczajniej w świecie się nim bawiąc, czy
może jej kuzyn był lepszym wojownikiem, aniżeli do tej pory sądziła, to zresztą
wydawało się najmniej istotne. Obserwowała ich i miała ochotę wyć z frustracji,
coraz bardziej poirytowana tym, co robili. Gdyby tylko była w stanie,
najpewniej przyłożyłaby obu, jednak nic nie wskazywało na to, żeby miała być do
tego zdolna.
Obraz
kolejny raz zamazał jej się przed oczami, w miarę jak bezskutecznie
spróbowała nadążyć za przemieszczającymi się postaciami. Łzy wściekłości i upokorzenia
napłynęły jej do oczu, chociaż sama nie była pewna, co dlaczego czuła. Słowa
Aldero wciąż dźwięczały jej w uszach, niezmiennie raniąc, bo zwłaszcza po
nim nie spodziewałaby się po czegoś takiego. Z równym powodzeniem mógł ją
uderzyć, choć jak go znała, pewnie nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
Co więcej, sama również nie miała czasu się nad tym zastanowić, bardziej
przejęta tym, że Rafael mógłby być na dobrej drodze do tego, żeby zamordować
kogoś, na kim mimo wszystko jej zależało.
– Nigdy
więcej… – Demon urwał, po czym kolejny raz się przemieścił. Tym razem udało mu
się zmaterializować tuż za Aldero i chwycić chłopaka od tyłu w taki
sposób, że stojąca kilka metrów dalej mimowolnie skuliła się, niemalże
nasłuchując znajomego już dźwięku łamanych kości. – Nigdy więcej – wysyczał Rafael – nie zwrócisz się do niej w ten
sposób! Zrozumiałeś? Nigdy!
Był
wściekły i mogła wyczuć to nawet z odległości. Wszystko w nim
wydawało się wręcz krzyczeć, że tak jest – ton głosu, postawa, nawet sposób, w jaki
wykonywał poszczególne ruchy. W tamtej chwili naprawdę była w stanie
wyobrazić go sobie jako prawdziwego, nieśmiertelnego demona, którego nie
obchodzi, kogo i dlaczego musi zabić. Jakiekolwiek pytania wydały się
zbędne, choć i tak poczuła się oszołomiona; wiedziała, że powstrzymywał
się tylko i wyłącznie przez wzgląd na nią, chociaż zdecydowanie nie miał
na to ochoty.
– Rafael… –
wykrztusiła na tyle cichym, zdławionym tonem, że szczerze zwątpiła w to,
czy w ogóle był w stanie ją usłyszeć, ten jednak prawie natychmiast
przeniósł wzrok w jej stronę.
– Chodzi o szacunek
do ciebie, lilan – oznajmił w taki
sposób, jakby to była sprawa co najmniej wagi państwowej. Aż uniosła brwi,
przez moment naprawdę obawiając się tego, do czego ten nieprzewidywalny demon
mógł się posunąć. – Obraził cię, ale więcej tego nie zrobi. Powiem więcej: w tej chwili otrzymasz przeprosiny.
Otworzyła i prawie
natychmiast zamknęła usta, sama niepewna tego, co i dlaczego powinna
powiedzieć. Słuchała i nie wierzyła, zdecydowanie nie chcąc tego, co
działo się na jej oczach. Jakaś jej cząstka poczuła wręcz nieopisaną ulgę,
kiedy upewniła się, że Rafael przynajmniej tymczasowo nie zamierzał nikogo
zabić, a do tego wszystkiego w naturalnym geście bronił jej godności,
czci czy jak to musiało się nazywać w czasach, które uważał za sobie
właściwe – a więc posuwał się do czegoś, co mógłby zrobić mężczyzna dla
swojej partnerki. Byli razem i pod tym względem nic się nie zmieniło, a przynajmniej
miała nadzieję na to, że sprawy miały się dokładnie w ten sposób.
Jakkolwiek by nie było, wciąż podświadomie doszukiwała się dowodów na to, że
Rafael nie zatracił tej najważniejszej dla niej cząstki siebie –
człowieczeństwa, które stanowiło dla niego tak wielką udrękę, dla niej zaś
jawiło się jako prawdziwe błogosławieństwo.
Problem
polegał na tym, że Aldero nie miał o tym pojęcia, a tym bardziej nie
zamierzał tego zaakceptować. Spojrzenia jej i kuzyna na dłuższą chwilę się
spotkały, a Elena zawahała się, nagle sama niepewna tego, co i z
jakiego powodu czuła. Chciała podejść bliżej i kazać Rafaelowi go puścić,
jednak nie zrobiła tego, dochodząc do wniosku, że jak długo w ten sposób
mogli uniknąć kolejnej walki, tak długo wszystko będzie w porządku. To
było naiwne myślenie, które w najmniejszym nawet stopniu nie rozwiązywało
głównego problemu, ale na dobry początek musiało wystarczyć – nie ważne czy
tego chciała, czy też nie.
– Nie
trzeba – zadecydowała w końcu. Głos jej zadrżał, więc odchrząknęła,
próbując za wszelką cenę nad sobą zapanować. Spróbowała przybrać bardziej
stanowczy, zimny ton, starając się sprawiać, żeby obaj nieśmiertelni uwierzyli w to,
że była bardziej zła, aniżeli zraniona. Co prawda policzki wciąż miała
wilgotne, co psuło efekt i sprawiało, że musiała wyglądać jak siódme
nieszczęście, jednak usiłowała o tym nie myśleć. – Nie chcę jego
przeprosin.
– Co nie
oznacza, że na nie nie zasłużyłaś – zaoponował demon, więc obojętnie wzruszyła
ramionami.
– Co mi to
da, Rafa? – zapytała cicho, po czym wzruszyła ramionami. – Ja tylko… Ach,
zresztą nieważne – dodała, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Usłyszała
syknięcie i zorientowała się, że Aldero musiał spróbować się oswobodzić,
tym samym najpewniej dodatkowo pogarszając sytuację. Rafael wciąż go trzymał, w bez
wątpienia bolesny sposób wykręcając chłopaku obie ręce na plecy. Elena
pamiętała, jak kilka razy znalazła się w takiej pozycji, kiedy dla zabawy
walczyła z Rafaelem, wtedy przynajmniej mając pewność, że demon za moment
ją puści i nie zamierza zrobić jej krzywdy… Przynajmniej dotkliwej. Tak
czy inaczej, zdążyła poznać możliwości demona, aż nazbyt pewna tego, jak daleko
ten byłby w stanie się posunąć, gdyby tylko został sprowokowany. Kto jak
kto, ale jej kuzyn zdecydowanie zaliczał się do osób, które miały szansę
doprowadzić serafina do ostateczności, tym samym doprowadzając go do
ostateczności, a to…
Cóż,
zdecydowanie nie miało skończyć się dobrze.
Tym razem
zmusiła się do ruchu, gorączkowo zastanawiając się nad tym, jak powinna
zachować się w aż do tego stopnia skomplikowanej sytuacji. Jakaś jej
cząstka chciała porozmawiać z Aldero na osobności, jednak zdawała sobie
sprawę z tego, że Rafael najpewniej za nic w świecie nie miał się na
to zgodzić. Nie chodziło o to, że Al mógłby w jakimkolwiek stopniu
jej zagrażać, ale o sam fakt tego, że mógłby ich przyłapać. W oczach
Rafaela był zagrożeniem, a swoim charakterem jedynie wszystko dodatkowo
komplikował, zdecydowanie nie zamierzając choć na krótką chwilę spróbować pójść
im na rękę.
Cholera, to
była jej wina. Najgorsze w tym wszystkim było to, że mogła winić co
najwyżej siebie oraz to, że jak pierwsza naiwna pozwoliła się podejść, w emocjach
nawet nie sprawdzając, czy ktoś za nią nie podążał.
– Co ty
odwalasz, Elena? – doszedł ją znajomy głos. Drgnęła niespokojnie, bynajmniej
nie zamierzając tak po prostu spojrzeć na kuzyna. Dopiero po dłuższej chwili
ciekawość okazała się o wiele silniejsza, dziewczyna zdecydowała się
przenieść wzrok na chłopaka. – Jak ty w ogóle możesz…?
– Mogę co?
Aldero, na litość bogini, dlaczego zarzucasz mi cokolwiek, skoro tak naprawdę
niczego nie wiesz? – obruszyła się. Energicznie pokręciła głową, wciąż
niedowierzając temu, co się działo. – Ciesz się, że Rafael cię tylko
powstrzymał, zamiast zabić, bo ja naprawdę…
Przerwał
jej pozbawionym wesołości śmiechem.
– Tylko nie
mów, że się martwisz, okej? Serio, nie wiem, co się z tobą dzieje, ale
jeśli to nie wpływ…
Aldero
urwał, być może mając nadzieję na usłyszenie jakiegoś przypadkowego, niezwykle
praktycznego rozwiązania. Wciąż wydawał się ze sobą walczyć, wypierając to, co
przez cały ten czas próbowała mu przekazać: że mogłaby przyjść na cmentarz z własnej
woli i że istniał dość ważny, sensowny powód, dla którego to robiła. Nie
rozumiała, dlaczego nawet w tej sytuacji musiał być aż do tego stopnia
uparty, nie potrafiąc wysiedzieć w jednym miejscu chociaż kilku minut, nie
wspominając o słuchaniu jakichkolwiek tłumaczeń.
Najgorsze
było to, że mógłby nie rozmawiać właśnie z nią. Zachowywał się w taki
sposób, jakby to ona była winna temu, że wszystko było nie tak. Zdawała sobie
sprawę z tego, że dotychczasowe kłamstwa nie prowadziły donikąd, a ona
prędzej czy później będzie musiała zmierzyć się z rzeczywistością, jednak
to nie powinno było odbywać się w takich okolicznościach. Nigdy nie
pragnęła walki, a już zwłaszcza pomiędzy kimś, na kim jakby nie patrzeć
jej zależało. Aldero należał do jej rodziny, zresztą przez całe lata uważała go
za swojego przyjaciela, przez co sposób, w jaki zareagował na jej sekrety,
ranił ją w jeszcze większym stopniu.
Cholera,
dlaczego…?
Dlaczego
nie mogli ze sobą tak po prostu porozmawiać?
Wciąż o tym
myślała, wahając się przed zadaniem tego jednego, wręcz kluczowego pytania.
Czuła na sobie przenikliwe, po części gardzące spojrzenie Aldero, co również
okazało się bolesne. Momentalnie zapragnęła zejść mu z oczu, zbyt dumna,
by dalej to ciągnąć i za razem zaniepokojona tym, co jeszcze mogłaby
usłyszeć. Już wcześniej brała pod uwagę to, że wyzna prawdę, jednak
zdecydowanie nie taką reakcję brała pod uwagę. Wmawiała sobie, że jest jej tak naprawdę
wszystko jedno, co pomyślą sobie inni, jednak kiedy w grę wchodziła jej
własna rodzina… Cóż, może i była samoluba, co wielokrotnie dawano jej do
zrozumienia, ale to jeszcze nie znaczyło, że była bez serca. Odrzucenie
potrafiło ranić, zwłaszcza przez kogoś, kto mimo wszystko był dla niej ważny.
– To nie
jest wpływ, co zresztą już ci powiedziałam – wyszeptała, ostrożnie dobierając
słowa. – Rafael z kolei przez ostatnie tygodnie miał tysiące okazji do
tego, żeby mnie zabić, a jednak tego nie zrobił. Chroni mnie… Czy to nic
nie znaczy? – zaryzykowała, chociaż szczerze wątpiła w to, żeby jej słowa
przyniosły jakikolwiek efekt.
Nie usłyszała
odpowiedzi, przynajmniej nie od razu, przez dłuższą chwilę świadoma przede
wszystkim tego, że chłopak wciąż ją obserwował. Miała wrażenie, że kolejne
sekundy ciągnął się w nieskończoność, jedynie czyniąc czekanie jeszcze
bardziej nieznośnym, chociaż nie przypuszczała nawet, że to w ogóle może
być możliwe.
– Chroni… –
powtórzył w końcu Aldero, najwyraźniej nie będąc w stanie pozostawać
wobec tego stwierdzenia obojętnym. – Przed czym?
Elena
zacisnęła usta.
– Przed
Isobel – odpowiedziała po postu, zaskakując samą siebie tym, że potrafiła
przybrać obojętny ton kogoś, kto właśnie rozprawia o tak neutralnej kwestii,
jak chociażby pogoda.
– Co
takiego…?
Tym razem
zdecydowała się spojrzeć mu w oczy, choć nie sądziła, że będzie do tego
zdolna. Milczała, wcale nie czując ulgi z powodu tego, że jednak zdołała
zainteresować go czymś innym, aniżeli tylko tym, że mogłaby spotykać się z demonem.
Nie miała pojęcia, czy to imię matki wampirów, czy cokolwiek innego, jednak
powód wydawał się najmniej istotny. Jedynym, co wiedziała Elena, było to, że Al
nadal był zły, może nawet zszokowany. Co więcej, wciąż nie miała pojęcia, jak
tak naprawdę powinna rozumieć jego słowa, skoro nie potrafiła określić, jak
bardzo szczere były jego słowa pod jej adresem. Co tak naprawdę sobie myślał?
Nigdy się nad tym nie zastanawiała, Aldero zresztą był jedną z ostatnich
osób, które podejrzewała o to, że mógłby być w stanie ją obrazić i to
zwłaszcza w taki sposób. Ten chłopak zwykle najpierw mówił, a dopiero
później myślał, jednak coś takiego…
W efekcie
nagle zwątpiła w to, czy powinna cokolwiek mu mówić. Problem polegał na
tym, że gdyby teraz spróbowała się wycofać i tak po prostu zostawiła tę
sprawę, wtedy najpewniej stałoby się coś bardzo niedobrego. Dawny Rafael nie
dałby jej aż takiej kontroli nad sytuacją, to jednak nie zmieniało faktu, że
nadal mógł wziąć sprawy w swoje ręce, a to…
Cóż,
zdecydowanie nie skończyłoby się dobrze.
– Nie wiem…
Cholera, właśnie chodzi o to, że sama nie wiem! – nie wytrzymała.
Energicznie potrząsnęła głową, bezskutecznie próbując odsunąć od siebie
niechciane myśli. – Isobel nigdy nie widziała mnie na oczy, a jednak
wysłała Rafaela po to, żeby mnie zabił… Nie zrobił tego. W zasadzie cały
czas mnie chronić, ale to dłuższa historia. To, jak się poznaliśmy, również…
Zresztą nie o to chodzi. – Obrzuciła kuzyna uważnym, przenikliwym
spojrzeniem. – Zrozum, że ja wiem co robię, przynajmniej na razie. Przestań
walczyć, a wtedy Rafael cię puści – dodała i tym razem demon spojrzał
na nią w taki sposób, jakby zaczynał wątpić w jej zdrowy rozsądek.
– Puszczę?
– powtórzył z powątpiewaniem.
Puściła
jego słowa mimo uszu.
– Mów
sobie, co tylko zechcesz i to łącznie z tym, że się puszczam – podjęła, uśmiechając się
chłodno, chociaż nie sądziła, że będzie do tego zdolna – ale to nie jest
najważniejsze. Właśnie mówię ci o tym, że wampirzyca, o której mi
opowiadaliście, żyje i ma się dobrze. Może nie ma znaczenia to, że mogłaby
oczekiwać mojej śmierci…
– Elena –
zaoponował Aldero. – Elena, do cholery, ja wcale nie…
Kolejny raz
go zignorowała.
– Mnie
naprawdę nie obchodzi to, co myślisz o mnie, Rafie albo całej tej
sytuacji. W zasadzie nie mam pojęcia, po jaką cholerę ratuję ci tyłek, ale
niech już wyjdzie na to, że jestem idiotką, która ma skłonność do pomagania
facetom, którzy zdecydowanie sobie na to nie zasłużyli – warknęła, tym razem
nawet nie próbując przebierać w słowach. – Wolałabym, żebyś nie zginął,
ale to i tak zależy tylko od ciebie i… Och, puść go, Rafael! –
zniecierpliwiła się.
Nawet nie
sprawdzała, czy spełnił polecenie, a tym bardziej jak zareagował na
rozkazującą nutkę, która wkradła się do jej głosu. Był jej wszystko jedno, czy
mógłby mieć jakiekolwiek obiekcje, nie wspominając o reakcji wyraźnie
oszołomionego Aldero. Już nie krwawił, a przynajmniej zakładała, że zdążył
się zregenerować, choć fakt, że w ferworze walki nawet nie pomyślał o tym,
żeby przejąć się swoją twarzą, doszła do wniosku, że najpewniej mógł
potrzebować tego, żeby ktoś przestawił mu nos raz jeszcze. Jeśli tak, tym
lepiej, bo coraz bardziej rwała się do tego, żeby zrobić to osobiście – ot tak,
dla zasady, bo skoro najwyraźniej była potworem…
Usłyszała
jęk, ale nie miała pojęcia, co takiego było jego przyczyną. Wyczuła ruch za
plecami, jednak i tego nie zamierzała sprawdzać, obojętnie próbując
odnosić się do kwestii tego, że Rafael i Aldero nadal mogliby być na
dobrej drodze do tego, żeby się pozabijać. Czuła się pusta, poza tym nadal
odczuwała ból na samą myśl o tym, co usłyszała chwilę wcześniej.
Podejrzewała, że wszystko było efektem chwili – nadmiaru emocji, zwłaszcza
zdenerwowania – jednak nie sądziła, by to cokolwiek usprawiedliwiało. Aldero
mógł być zły, ale niezależnie od tego, pewne słowa nie powinny paść, zwłaszcza
obciążone tak istotnym znaczeniem. Chciała udawać, że nic szczególnego nie
miało miejsca, ale nie potrafiła, nie wspominając o tym, że nadal nie
potrafiła zrozumieć pełni zachowania swojego kuzyna. Cos pomiędzy nimi uległo
zmianie, a Elenie coraz trudniej przychodziło znoszenie takiego stanu
rzeczy.
– Elena…
Wzdrygnęła
się, słysząc znajomy, cichy głos. Aldero nie dawał za wygraną, ale nawet to, że
tym razem nie zabrzmiał ani gniewnie, ani agresywnie, nie poprawiło jej
nastroju. Stała w bezruchu, obojętnym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń
i czekając… Cóż, sama nie wiedziała na co, ale chyba na swój sposób wcale
tego nie chciało. Czasami niewiedza była jednak lepsza, a przynajmniej
myśląc o tym, co działo się wokół niej w ciągu ostatnich miesięcy,
dochodziła do wniosku, że o wiele łatwiej żyło jej się, kiedy nie miała o niczym
pojęcia. Nie, nie potrafiła zmusić się do żałowania jakiejkolwiek z podjętych
decyzji, ale…
Kolejny
ruch za plecami. Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, starając się udawać,
że nic nie dostrzega, to jednak okazał się o wiele trudniejsze niż sądziła.
– Elena,
proszę… Mam cię przeprosić? – Aldero urwał na moment, jednak prawie natychmiast
ciągnął dalej, nawet nie czekając na odpowiedź: – Proszę bardzo: przepraszam.
Wiem, że nie powinienem był, ale… Och, na litość bogini, naprawdę mi się
dziwisz? Ja nie… – Kolejny raz zamilkł, najpewniej gorączkowo próbując zebrać myśli.
– Nie chciałem tego powiedzieć. Kto jak kto, ale ty musisz wiedzieć, że ja tak
nie myślę.
– Dlaczego?
– zapytała obojętnym tonem, wciąż z uporem na niego nie patrząc. –
Powiedziałeś, co powiedziałeś – twoja sprawa, co myślisz. Ja niczego ci nie
zabraniam, Aldero. Nie ma powodu, dla którego miałbyś próbować zmuszać się do
myślenia o mnie dobrze i…
– Nie ma
powodu? – powtórzył z niedowierzaniem. – Cholera jasna, Elena, ty naprawdę
niczego nie zauważyłaś…?
Tym razem
coś w jego słowach sprawiło, że jednak zdecydowała się odwrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz