Aldero
Nie przypominał sobie, żeby
kiedykolwiek wcześniej czuł coś takiego. Jasne, doświadczał najróżniejszych
emocji, począwszy od gniewu, po te o wiele bardziej pozytywne, jednak nie
na co dzień miało się do czynienia z aż taką mieszanką. Co więcej, w efekcie
sam już nie był pewien co do tego, co i dlaczego odczuwał, samemu
zaczynając gubić się zarówno we własnych słowach, jak i reakcjach.
Cholera,
był idiotą. Idiotą jak się patrzy, co dla niektórych pewnie nie było niczym
nowym, ale nawet zdając sobie z tego sprawę, wcale nie poczuł się lepiej.
Jakby tego było mało, zdecydowanie nie spodziewał się tego, że w złości
zapędzi się aż tak daleko i to na dodatek w rozmowie z Eleną.
Nie był w stanie wyczuć jej emocji, ale jej zachowanie wydawało się
jednoznaczne. Zranił ją, co zresztą wcale go nie dziwiło, wręcz sprawiając, że
miał ochotę przywalić w coś solidnego głową, żeby doprowadzić się do porządku.
Jednak z drugiej
strony… Na litość bogini, co tak naprawdę powinien był sobie myśleć?! Już nie
chodziło tylko o to, że jego przeczucia okazały się słuszne, a ona
faktycznie coś ukrywała. Widział jak przez te wszystkie tygodnie każdego dnia
znikała, zdystansowana i niedostępna bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Obserwował ją przez cały ten czas, próbując zrozumieć, chociaż w przypadku
Eleny nie było to takie łatwe, bo ta dziewczyna zwykle robiła to, co aktualnie
było jej na rękę. Irytował się na nią, raz po raz dawał temu upust, ale mimo
wszystko był, nie potrafiąc tak po prostu się od niej odwrócić. Chociaż
wychowała go matka, czasami doświadczając zachowania kobiet, sam miał ochotę
się ewakuować, nigdy niepewny tego, czego powinien się spodziewać, więc przez
cały ten czas wolał zakładać, że humorzastość Eleny też miała jakieś błahe
wytłumaczenie, chociażby hormony, choć podejrzewał, że za ten argument któraś
przedstawicielka płci przeciwnej kiedyś miała go zabić.
No cóż, nic
bardziej mylnego. Teraz zakładał, że prędzej zrobi to ten demon.
Spodziewał
się wielu rzeczy, ale na pewno nie czegoś takiego. Sam nie miał pewności, co
takiego wstrząsnęło nim bardziej: widok Eleny, całującej się z samym
Rafaelem, czy może sam fakt tego, że dziewczyna mogłaby go bronić. Wciąż wszystko
w nim aż rwało się do walki, chociaż instynkt podpowiadał mu, że to prawie
jak prośba o szybką i najpewniej bolesną śmierć. Mógł przewidzieć, że
oberwie, ale nie dbał o to, wręcz poirytowany tym, że tak po prostu mógł
dać się pokonać – i to na dodatek na oczach Eleny, choć ta nie wydawała
się być tym zainteresowana. W zasadzie wydała mu się wściekła i skoncentrowana
przede wszystkim na tym, żeby – o ironio! – nie ucierpiał ani on, ani dotychczas
trzymając go demon.
Prawie nie
zarejestrował tego, że Rafael chcąc nie chcąc go puścił, ku zaskoczeniu Aldero
reagując na żądania Cullenówny. Mimowolnie pomyślał o tym, jak serafin
zwracał się do dziewczyny – o pieszczotliwym „lilan”, którego znaczenie prawie na pewno dobrze rozumiał – i coś
ścisnęło go w gardle, sprawiając, że znowu zapragnął nieśmiertelnemu przyłożyć,
nawet gdyby to miało okazać się ostatnią rzeczą, którą zrobi w życiu. W końcu
do trzech razy sztuka, prawda? Jakkolwiek by nie było, perspektywa walki wcale
nie wydała mu się najgorszą z możliwych, tym bardziej, że wciąż czuł smak i zapach
własnej krwi. Nie po raz pierwszy ktoś był na tyle uprzejmy, żeby złamać mu
nos, jednak jak reakcję kuzynek na niektóre żarty był w stanie
zaakceptować (to, że kiedyś załatwiła go również Claire, do tej pory wydawało
mu się… zaskakująco zabawne), jednak tym razem… Chodziło o coś o wiele
bardziej złożonego, a jego emocje wcale nie miały związku z tym, że
mógłby mieć przed sobą niebezpiecznego serafina, który przed latami był prawą
ręką samej Isobel.
Milczał, co
najmniej wytrącony z równowagi słowami i zachowaniem Eleny. Nie miał
pojęcia na czym powinien się skoncentrować i co w obecnej sytuacji
mogłoby okazać się najważniejsze. Miał dziesiątki pytań, począwszy od tego,
które dotyczyło wyznania dziewczyny w związku z tym, że mogłaby
znajdować się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, poprzez udział królowej w całym
tym przedsięwzięciu, na jej przekonaniu, że nie istniał żaden powód, dla
którego miałby choć próbować z nią rozmawiać.
Cóż,
największy problem leżał właśnie w tym ostatnim. Gdyby sytuacja była inna,
nawet by się nie wahał. Zaatakowałby ponownie albo od razu wezwał pomoc, zdolny
tu i teraz spróbować skoncentrować się z Cameronem bądź kimkolwiek
innym – w końcu nie potrzebował innego telepaty, by być w stanie przeniknąć
cudzy umysł. Gdyby to działało w ten sposób, najpewniej już teraz
rozpętałby piekło, nie dbając o to, czego chciała albo nie chciała Elena.
Wtedy wszystko naprawdę zależałoby od niej, a także zdrowemu rozsądkowi,
który w naturalny sposób podsuwał mu jedno, aż nazbyt oczywiste rozwiązanie,
ale…
Och, no
jasne – w końcu zawsze musiało być jakieś „ale”.
On z kolei
miał dość, chociaż nie sądził, że przyjdzie mu prowadzić tę rozmowę akurat w takich
warunkach. Mętlik w głowie jedynie potęgował poczucie zagubienia,
stopniowo doprowadzając Aldero do szału, ten jednak starał się tego nie
okazywać. Usiłował zebrać myśli i choć trochę uporządkować sobie to, co
wiedział i chciał powiedzieć, chyba pierwszy raz od lat czując tak silną
potrzebę, żeby wyjaśnić wszystko tak, jak powinien, unikając chlapnięcia
czegoś, czego później mógłby żałować. Co prawda już spieprzył sprawę, zadając
Elenie jedno z najbardziej nieprzemyślanych pytań w całej swojej karierze
kretyna, wciąż jednak miał nadzieję, że dało się to jakoś naprawić. Może gdyby w końcu
zrozumiała…
Ale ona po
prostu na niego patrzyła, milcząca, zraniona i zagubiona, i wtedy
zrozumiał, że to wcale nie było takie łatwe. Co więcej, znowu płakała i to
najpewniej przez niego, choć nie przypuszczał, że po tym, jak już raz
zdecydowała się okazać przy nim słabość, po raz kolejny przyjdzie mu widzieć
jej łzy. Ta dziewczyna była silna, czasem wręcz okrutnie obojętna i na
swój sposób zapatrzona w siebie, a przynajmniej takie starała się
sprawiać wrażenie; kto jak kto, ale Elena nigdy nie kojarzyła mu się z delikatnością,
zwłaszcza gdy słyszał o tym, jak bez chwili wahania mieszała z błotem
swoich byłych partnerów. Chyba pod tym względem byli podobni, dotychczas
niegotowi na to, żeby zacząć jakikolwiek stały, poważny związek – a przynajmniej
tak mu się wydawało. Sęk w tym, że przy tej dziewczynie od zawsze czuł się
inaczej, podświadomie lgnąć do niej i pragnąć… czegoś o wiele więcej,
aniżeli którekolwiek z nich mogłoby przewidzieć.
Teraz
wszystko się pokomplikowało i to było nie do zniesienia. Już wcześniej
ledwo znosił widok jej i Briana, wręcz błogosławiąc fakt, że zdecydowała
się tego chłopaka porzucić. Z tego też powodu szlag go trafiał, kiedy
widział, jak ten śmiertelnik kręci się przy Elenie, więc incydent z Claire
okazał się niejako wybawieniem, nawet jeśli wciąż chciał tamtego kretyna zabić
za to, że mógłby chcieć skrzywdzić którąkolwiek z jego kuzynek. Nie
zmieniało to jednak faktu, że od tamtego momentu Brian był oficjalnie skreślony
w oczach Eleny, nie stanowiąc najmniejszego nawet zagrożenia, a przynajmniej
dotychczas wszystko wskazywało na to, że tak właśnie jest.
Cóż, nie
przewidział tylko tego, że mógłby pojawić się ktokolwiek inny – i to na
dodatek niebezpieczny demon, który od dawna powinien być martwy.
Zrobił krok
naprzód, mimowolnie napinając mięśnie i licząc się z kolejnym atakiem
ze strony Rafaela. W gruncie rzeczy nie dbał o to z kim i dlaczego
mogłoby przyjść mu walczyć, zwłaszcza kiedy w grę wchodziła Elena. Chciał
jej się wytłumaczyć, niezależnie od tego, czy był to najodpowiedniejszy moment
do tego, żeby prowadzić jakąkolwiek konwersację. Wpatrywał się w nią i wszystko
w nim aż się do tego rwało, niezależnie od konsekwencji, okoliczności i sensu
tego, żeby prowadzić jakąkolwiek rozmowę. W tamtej chwili nie liczyło się
również to, że mogliby mieć jakąkolwiek publikę, choć zdecydowanie lepiej
czułby się, gdyby ten cholerny demon choć na moment zostawił ich samych, skoro
był już taki dobry, jak twierdziła
Elena.
Nic z tego.
Tkwił w tym samym miejscu, obserwował i czekał cholera wie na co,
Aldero jednak zmusił się do tego, żeby go zignorować. W tamtej chwili
liczyła się tylko i wyłączne Elena oraz to, że jej milczenie i niepewność
z jaką na niego spoglądała, stopniowo doprowadzały go do szaleństwa.
– Elena? –
zaryzykował, próbując nakłonić ją do jakiejkolwiek formy rozmowy. – Elena,
odpowiedz mi. Ty naprawdę tego nie widzisz?
– Czego nie
widzę? – wyrzuciła z siebie tak cicho, że pomimo wyostrzonych zmysłów
ledwo był w stanie ją zrozumieć.
Zacisnął
usta, po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową, sam niepewny tego czy
powinien się śmiać, czy może płakać. O bogini, to zaczynało być żałosne –
to jego zachowanie i ciągłe podchody. Nigdy wcześniej nie znalazł się w takiej
sytuacji, a już na pewno nie wyobrażał sobie tego, że można być aż do tego
stopnia zagubionym we własnych emocjach.
– Że jesteś
ważna… Zawsze byłaś, więc nawet nie próbuj mówić mi, że powinno być mi wszystko
jedno, co się z tobą dzieje – powiedział w końcu. Uniosła brwi, a on
zapragnął wywrócić oczami, rozdrażniony tym, że powaga w jego głosie
mogłaby budzić jakąkolwiek sensację. Tak, on też to potrafił. – Cały czas byłem
i jestem, kiedy tego potrzebowałaś. Nie rozumiesz? Teraz też poszedłem za
tobą, bo się martwiłem i… Nie, to zdecydowanie nie jest normalne, ale na tę
chwilę mnie to nie interesuje. Ja już mam po prostu dość – jęknął, a Elena
zawahała się.
– Czego dość?
W tamtej
chwili sam nie był pewien tego, czy powinien się histerycznie rozśmiać, czy
może zacząć wyć z frustracji.
–
Zauważasz, jak adorują się dziesiątki facetów, a jednak kiedy robię to ja,
masz jeszcze wątpliwości?
Zamilkł,
chowając obie ręce za plecami i bezwiednie zaciskając je w pieści,
nagle sam niepewny tego, co powinien z nimi zrobić. Zacisnął dłonie tak
mocno, że aż poczuł ból, ten jednak wydał mu się nieistotny, zwłaszcza po
złamanym nosie i obitych żebrach. Powiedział to i teraz w gruncie
rzeczy nie było odwrotu, choć nie sądził, że przyjdzie mu to z takim
trudem i w takich okolicznościach. Sam nie wierzył w to, co i dlaczego
mówił, nie wspominając o frustraci i… palącej zazdrości, która nagle
wróciła ze zdwojoną siłą, sprawiając, że poczuł się jeszcze bardziej żałośnie,
zwłaszcza ze świadomością obecności przysłuchującego się ich rozmowie demona.
To nie
powinno być tak. Zdecydowanie nie powinno, ale jak się nie ma, co się lubi…
–
Pamiętasz, jak cię pocałowałem? Pamiętasz, kto pierwszy przyszedł, kiedy tylko
zadzwoniłaś, że masz problemy? Kto przez cały ten czas…? – Urwał, widząc jak
jej oczy rozszerzają się coraz bardziej, w miarę jak szok zaczął ustępować
miejsca zrozumieniu. Prawie udało mu się uśmiechnąć, jednak powstrzymał się
przed tym, czując, że to nie doprowadziłoby do niczego dobrego. – Teraz też
tutaj jestem, bo miałem wrażenie, że możesz tego potrzebować. Chciałem z tobą
rozmawiać, kiedy pokłóciłaś się z Liz albo kiedy Brian na tej imprezie…
Elena, cholera, znasz mnie! Nie latam za pierwszą lepszą dziewczyną! –
westchnął, po czym z wolna zrobił kolejny krok naprzód. Wciąż nie odrywał
wzroku od jej twarzy, próbując dopatrzeć się czegokolwiek, co mogłoby mu
pozwolić stwierdzić, co takiego sobie myślała albo czuła. – Co mam zrobić, żeby
do ciebie dotarło? Ja nigdy wcześniej… I serio mam to powiedzieć? Myślisz,
że dlaczego szlag mnie trafia, tym bardziej, że nawet mnie nie powiedziałaś o tym, że mogłabyś mieć kłopoty?!
Podniósł
głos, chociaż zdecydowanie nie spodziewał się po sobie tego, że może być do
tego zdolny. Nie był w stanie powstrzymać się przed wypowiedzeniem
kolejnych słów, samego siebie zaskakując goryczą, której doszukał się we
własnym głosie. To ciągnęło się zbyt długo, przez co sam nie potrafił stwierdzić,
kiedy tak naprawdę się zaczęło. Był przy Elenie od zawsze, właściwie od
dziecka, początkowo faktycznie jako kuzyn, który potrafił ją rozbawić i którego
właściwie nie interesowało to czy robiła głupstwa. Z kolei później…
Była inna
niż dziewczyny, które spotykał do tej pory. Nie tylko piękniejsza od nich
wszystkich, ale pewna siebie, zabawna i mająca charakterek, który niezmiennie
go do niej przyciągał. To było dla niego naturalne – to, że mógłby jej pomagać,
być obok albo nawet rozmawiać. Nie chodziło tylko i wyłącznie o jej
wygląd; znali się dobrze, a przynajmniej zawsze trwał w przekonaniu,
że jest w stanie przewidzieć kolejne zachowania dziewczyny i jej
reakcje w każdej sytuacji. Przebywanie razem było proste, bo na swój
sposób pozostawali do siebie podobni, zwłaszcza kiedy chodziło o poczucie
humoru albo sposób spoglądania na rzeczywistość.
Przez
dłuższą chwilę panowała niemalże nieprzenikniona cisza, przerywana wyłącznie
ich przyśpieszonymi oddechami i biciem serc. Spojrzenie Eleny wydało mu
się puste, kiedy spojrzała na niego w nierozumiejący, na swój sposób
przerażony sposób, jakby nie docierało do niej to, co powiedział… Albo jakby
nie chciała przyjąć tego do świadomości i zaakceptować. W tamtej
chwili w głowie zapaliła mu się ostrzegawcza, czerwona lampka, która sprawiła,
że momentalnie zapragnął się wycofać, by nie pogorszyć sytuacji. Miał ochotę to
zrobić, jednak nie potrafił się na to zdobyć; czuł, że już i tak zabrnął
za daleko, a gdyby teraz stracił okazję, żeby porozmawiać z Eleną… To
zdecydowanie nie wchodziło w grę, a przynajmniej Aldero nie potrafił
wyobrazić sobie, że mógłby tak po prostu odpuścić – nie, skoro Elena wplątała
się w coś takiego.
– Dobra bogini,
nie… – usłyszał i to okazało się bardziej bolesne, aniżeli sponiewieranie
przez Rafaela, zwłaszcza kiedy dziewczyna dodatkowo ukryła twarz w dłoniach.
Jej reakcja
wprawiła go w konsternację, choć to w najmniejszym nawet stopniu nie
tłumaczyło tego, co powinien myśleć o jej zachowaniu. Chciał o coś
zapytać, jednak i to okazało się trudne, tym bardziej, że Elena
zdecydowanie nie sprawiała wrażenia kogoś, kto ma ochotę na słuchanie dalszych
wywodów, zwłaszcza dotyczących emocji. Miał wrażenie, że zrozumiała, jednak
nawet jeśli tak było, wcale nie poczuł się dzięki temu lepiej, zwłaszcza kiedy
zauważył jej minę.
Dziewczyna
nagle jęknęła, po czym cofnęła się o kilka kroków, przyciskając obie
dłonie do ust i energicznie potrząsając głową. Mamrotała coś nerwowo, tak
szybko i niespójnie, że nawet pomimo wyostrzonych zmysłów nie był w stanie
za nią nadążyć, a tym bardziej zrozumieć. Wydawała się podenerwowana,
wręcz przerażona, krążąc bez większego sensu i spójności ruchów, co
zresztą nie było dla niej niczym nowym. Znał ją dobrze, w wielu
przypadkach zdolny do tego, żeby niemalże czytać z niej tak, jak z przysłowiowej
„otwartej księgi”. W tamtej chwili również był w stanie to zrobić,
choć to niczego nie tłumaczyło, a Aldero miał wrażenie, że pląta się we
wszystkim tym, co dotychczas było dla niego oczywiste.
– To
niemożliwe… – oznajmiła w końcu. – Nie, po prostu nie, skoro… Och, Aldero!
– nie wytrzymała i poderwawszy głowę, spojrzała mu w oczy. – Tak mi
przykro, że…
– O czym
ty mówisz? – zniecierpliwił się. – Właśnie próbuję ci powiedzieć, że się w tobie
zakochałem i to już jakiś czas temu – wypalił pod wpływem impulsu. –
Dobra, w końcu to powiedziałem. Elena…
Znowu
zaczęła energicznie potrząsać głową, nawet nie dając mu dojść do głowa.
Pobladła, a kiedy przyjrzał jej się uważniej, odniósł wrażenie, że po raz
kolejny była bliska płaczu.
– O czym
mówię? – powtórzyła. – Aldero, gdzie ty miałeś uszy w domu, co? Ja
naprawdę nie… O bogini, nie zdawałam sobie sprawy, okej? Nie miałam
pojęcia, że kogokolwiek czaruję, a tym bardziej nie pomyślałabym, że ty…
Przepraszam – westchnęła, a on spojrzał na nią z niedowierzaniem, sam
niepewien tego, co powinien czuć albo myśleć. – Al, ja naprawdę…
– Mogłabyś
przestać pleść bzdury?! – Zrobił krok naprzód, mając ochotę chwycić dziewczynę
za ramiona i porządnie nią potrząsnąć. – Właśnie mówię ci, że coś do
ciebie czuję… Ja do ciebie, bez jakichś wyjątkowych czary-mary, do cholery!
Elena, jestem telepatą, zapomniałaś? Wyczułbym, gdyby ktokolwiek mieszał mi w głowie,
a już zwłaszcza ty! – oznajmił niemalże gniewnym tonem, choć jeśli miał
być ze sobą szczery, wcale nie był tego aż tak pewien, jak starał się okazywać.
Jak mógł
się tego spodziewać, na powrót zaczęła kręcić głową i protestować.
Niebieskie oczy rozszerzyły się do granic możliwości, zdradzając całą mieszankę
skrajnych emocji, a już zwłaszcza czyste przerażenie, które zaczynało udzielać
się również jemu. Był w stanie zrozumieć to, że mogłaby mieć obawy, ale
mimo wszystko… Nie, do diabła, zdecydowanie nie zamierzał uwierzyć w to,
że mogłaby w jakikolwiek nieświadomy sposób narzucić mu to, żeby ją
pokochał. To było szczere, Aldero zaś nie zamierzał nawet brać pod uwagę tego,
że sprawy mogłyby się mieć jakkolwiek inaczej.
To nie było
możliwe. Nie było, bo…
– Nie wiesz
tego – oznajmiła Elena i jej słowa zabrzmiały w niemalże bezlitosny
sposób. – Ja też tego nie wiem. Rafa jest demonem, odpornym na czyjkolwiek
wpływ, ale ty… Bądźmy szczerzy, Aldero. Oboje wiemy, że nawet Lawrence by sobie
z tobą poradził, gdyby zechciał, a ja przecież jestem jego wnuczką –
wypaliła i to zabrzmiało niepokojąco wręcz sensownie. – Kochasz mnie… Albo
raczej pragniesz – poprawiła się po chwili. – Pragniesz mnie tylko dlatego, że
nie potrafię nad tym zapanować. Nie wiem co i dlaczego robię, a mężczyźni
wokół mnie szaleją, sami pewnie nie wiedząc dlaczego aż tak bardzo ich
pociągam. To nie miłość, ale zaklęcie, chociaż ja… Nieważne – stwierdziła, a jej
głos na powrót wydał mu się obojętny. – To nie ma sensu, a ja tego nie
chcę. Po prostu wybacz mi to, co robię, póki nie zrozumiem w jaki sposób
mogłabym to zatrzymać. Ja już nic nie wiem i…
– Ale ja
wiem! – przerwał jej natychmiast. – Elena, to ja, pamiętasz? Cały czas przy
tobie. To nie było olśnienie, jakaś miłość od pierwszego wejrzenia czy… No,
sama wiesz, bo to wy uwielbiacie te wszystkie romansidła. Ale ja ciebie znam,
Eleno. Zawsze znałem i jeśli mówię ci, że to nie wpływ, to w końcu zrozum,
że tak jest – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem. Mówił coraz szybciej i bardziej
gorączkowo, poniekąd pragnąc przekonać również samego siebie, że tak mogłoby
być w istocie. – Nie decyduj za mnie, skoro sama nie masz pojęcia, czy
jest tak, jak mówisz. Jestem tuta, tak? I nigdzie się nie wybieram, tak z gwoli
ścisłości – dodał, a Elena zamarła; kolory odpłynęły jej z twarzy,
oczy zaś wydały mu się nagle jeszcze większe i bardziej niebieskie niż kiedykolwiek
wcześniej.
Miał
wrażenie, że milczenie ciągnęło się w nieskończoność, a on jest na
dobrej drodze do tego, żeby popaść w szaleństwo. Nie był pewien, jak długo
musiał czekać, żeby w końcu zapanowała nad sobą na tyle, by być w stanie
mu odpowiedzieć, to jednak nie było ważne. Jedyne, co wrzuciło mu się w oczy,
stanowiło to, że nagle wydała mu się na swój sposób zrezygnowana i… jakby pełna
obaw przed tym, co jednak mogłoby okazać się prawdą.
Cholera, był
gotów przysiąc, że najbardziej bała się tego, że prawdę mógłby mówić własne on.
Nie sądził,
że cokolwiek jest w stanie jednak go zranić, jednak myśl o tym, że
Elena mogłaby pragnąć tego, żeby jego uczucie okazała się sztuczne, okazała się
bolesna.
Cześć! :D
OdpowiedzUsuńJuż jestem i nadrabiam rozdziały. :p Rafael ogromnie mi się podoba, kiedy jest taki no taki w stosunku do Eleny. Walczy o jej honor i te sprawy. *.* Ciekawe czy po świecie chodzi jeszcze taki facet, który chociaż trochę się przejmuje tym co powie inny o jego dziewczynie. Ale serio bardzo dobrze postąpił, a Aldero sobie całkowicie zasłużył, bo żadna dziewczyna nie powinna usłyszeć takich słów. Nawet jeśli one są prawdziwe nie powinna. Wiadomo, żadna nie jest idealna, ale facetom do ideału jest daleko. Zawsze mnie zastanawiało czemu jest tak, że kiedy kobieta prześpi się z dużą ilością mężczyzn mówią, że się puszcza, a kiedy facet każdego dnia zalicza inną dziewczynę to każdy gratuluje. O.o No, ale to nie o tym miałam w końcu pisać.
Kurdę, Aldero chyba faktycznie się w niej zakochał, bo po tym co pisałaś mam wrażenie, że ten urok Eleny na niego naprawdę nie działa i chłopak ulokował w złej dziewczynie uczucia. Trochę mi się go szkoda zrobiło. Nawet gdyby Elena nie była z Rafaelem wątpię, aby była kiedykolwiek w stanie również pokochać Aldero. Ona i on to mieszanka wybuchowa, pasują do siebie jako przyjaciele, ale nie jako para.
Ciekawe czy zrozumie, ze Elena nie jest dla niego. C;
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział. :D
Pozdrawiam,
Gabi.