3 maja 2016

Sto osiemdziesiąt sześć

Claire
Chciała coś zrobić – odezwać się chociaż słowem albo spróbować zwrócić na siebie uwagę Aldero i Shannon – nic jednak nie wskazywało na to, żeby którekolwiek z nich zdawało się sprawę z tego, że cokolwiek może być nie tak. Zanim zdążyła pojąć jakąkolwiek decyzję, problem rozwiązał się sam, choć zdecydowanie nie spodziewała się takiego zakończenia. W duchu dziękowała, że to nie szyby w oknach się poddały, bo żadne z nich nie byłoby w stanie wytłumaczyć tego, jakim cudem szkło samo z siebie mogłoby rozpaść się na tysiące malutkich kawałeczków. Inaczej było z awarią prądu, bowiem zarówno lampy, jak i sprzęt przestały działać; ciemność na moment rozjaśniły jeszcze migocące iskry, jednak i te po chwili zniknęły, pozostawiając tylko i wyłącznie mrok.
Wszystko trwało zaledwie ułamku sekund, ale i tak wystarczyło, żeby skutecznie wytrącić ją z równowagi. Claire uświadomiła sobie, że oddycha szybciej niż zazwyczaj, niespokojnie wodząc wzrokiem dookoła. Dzięki wampirzym zdolnościom, jej oczy momentalnie przywykły do panującej ciemności, wychwytując więcej szczegółów, aniżeli byliby w stanie śmiertelnicy ze swoim niedoskonałym wzrokiem. Widziała zarys sylwetki Shannon, która – teraz już milcząca i nieruchoma – trwała na swoim miejscu, kurczowo ściskając w dłoniach mikrofon. Z pewnym opóźnieniem dotarło do niej, że dziewczyna drżała, najpewniej przerażona zarówno finałem piosenki, jak i tym, że sama mogłaby do tego doprowadzić, pozwalając sobie na chwilę zapomnienia.
Przez kilka chwil nic się nie stało, a potem Shanny odwróciła się na pięcie i na oślep rzuciła się do biegu. W pierwszym odruchu Claire chciała za nią ruszyć, ale powstrzymało ja ogóle zamieszanie i to, że wszyscy nagle zaczęli próbować się przemieszczać i rozmawiać, wyraźnie zaniepokojeni sytuacją. Usłyszała ciche przekleństwo i nie miała wątpliwości, że głos musiał należeć do Aldero, dlatego spróbowała ruszyć w jego stronę. Issie jęknęła, kiedy puściła jej rękę, ale nie zwróciła na to uwagi, bardziej skupiona na kuzynie i problemach, które teraz mogli mieć.
– Al?
Natychmiast znalazł się przy niej, dla pewności ujmując ją pod ramię, by łatwiej móc odciągnąć Claire na bok. W panującym zamieszaniu i tak mało prawdopodobnym wydawało się to, żeby ktokolwiek mógł być w stanie ich usłyszeń, jednak po tym, co zrobiła Shannon, lepiej było zachować ostrożność.
– No i teraz sama widzisz, w czym leży problem. – W ciemnościach zauważyła, że z niedowierzaniem pokręcił głową. – O bogini, biedna Shannon… Powinienem za nią iść?
– Nie sądzę, żeby chciała rozmawiać – przyznała, po czym uniosła głowę i spróbowała rozejrzeć się dookoła. Westchnęła cicho, po czym wysiliła się na nikły uśmiech. – Chyba Cammy za nią poszedł.
– Świetnie – rzucił Al, ale trudno było jej stwierdzić, czy w jego głosie pobrzmiewało więcej entuzjazmu, czy ironii.
Wciąż był zaniepokojony i to jedno wydawało się aż nazbyt oczywiste. Zmartwiony Aldero to zdecydowanie nie był normalny widok, więc tym bardziej coś było na rzeczy. Nie potrafiła tego jednoznacznie zinterpretować, ale czuła, że mogą mieć problemy, nawet jeśli przynajmniej początkowo nic nie wskazywało na to, żeby ktokolwiek doszukiwał się powiązań pomiędzy awarią prądu a finałem występu Shannon.
Usłyszała, że ktoś zaczął krzyczeć coś na temat sprawdzenia bezpieczników. Znowu zrobiło się zamieszanie, które ostatecznie spróbowała opanować gospodyni imprezy, chcąc nie chcąc wyjaśniając, gdzie znajdowała się główna skrzynka energetyczna. Claire odniosła wrażenie, że część obecnych dzieciaków doskonale się bawiła, uznając siedzenie w ciemnościach za idealną atrakcję na Halloween. To na swój sposób okazało się pocieszające, choć sama nie podzielała entuzjazmu nawet części obecnych. Jakby tego było mało Aldero najwyraźniej podzielał jej nastrój, uparcie tkwiąc w miejscu i nerwowo stukając palcami w obudowę gitary i wyraźnie nie mając pojęcia, gdzie i czym powinien się zająć.
– Nic z tego nie będzie… Ej, żarówki poszły! – zawołał ktoś, a Al westchnął, wymownie wywracając oczami.
– Jest źle? – zaryzykowała.
Jedynie wzruszył ramionami.
– Ale z Shanny czy z nami? – zapytał z powątpiewaniem. – Nie mam pojęcia. Nie wiem, czy rozglądałaś się dookoła, ale niektórzy są już nieźle wstawieni, więc gdyby odpowiednio odwrócić uwagę…
Musiał urwać, bo dotychczasową ciemność rozproszyło jasne światło czegoś, co okazało się jedną z kilku przyniesionych przez Jessikę (Tak miała na imię znajoma Eleny?) latarek. Światło nie było tak intensywne, jak to rzucane przez lampy, ale i tak okazało się lepszą alternatywą niż trwanie w mroku. Dziwnie było obserwować dziesiątki poprzebieranych w mniej lub bardziej przerażające istoty dzieciaków, chociaż efekt bez wątpienia był… interesujący. Swoją drogą, tak może było lepiej, bo kiedy myślała o tym, co niektórzy potrafili robić, kiedy uważali, że nikt nie patrzy, chyba faktycznie wolała żeby jej pole widzenia zostało ograniczone.
Wyczuła ruch za plecami, a kiedy obejrzała się przez ramię, dostrzegła Issie. Zwłaszcza w takich warunkach jej bladość rzucała się w oczy, przez co dziewczyna wyglądała niczym zjawa. Niebieskie oczy Marissy okazały się nienaturalnie wręcz rozszerzone, jednak ponad to blondynka nie sprawiała wrażenia aż tak zaniepokojonej, jak chwilę po tym, jak zapanowała ciemność.
– Co teraz? – zapytała cicho. – Muzyki nie ma, przynajmniej na razie. Gracie coś? – dodała, a Claire spojrzała na nią z niedowierzaniem.
– Shannon musiała wyjść – zauważyła przytomnie. – Zresztą instrumenty nie działają, więc…
– Gitara akustyczna nie potrzebuje prądu – wtrącił Aldero. – No i mamy ciebie… Tak tylko mówię! – zapewnił pośpiesznie, bo spojrzała na niego gniewnie. – Rany, kiedy spoglądasz na mnie w ten sposób, to chyba boję się bardziej niż kiedy robi to Rufus.
Nie miała pojęcia czy mówił poważnie, czy może próbował sobie żartować, to zresztą nie miało dla niej najmniejszego nawet znaczenia. Była poirytowana, a Aldero i Issie jedynie potęgowali te odczucia, wyraźnie sugerując jej coś, czego nie zamierzała robić. I tak mieli szczęście, skoro Shannon zapanowała nad sobą wystarczająco szybko, zanim efekty jej śpiewu stałyby się bardziej spektakularne i zapadające w pamięć, Być może najrozsądniej byłoby po prostu się wycofać albo udawać, że to zwykłe spięcie, a nie coś, co powinno wzbudzać jakiekolwiek bardziej złożone emocje. Czy tak zresztą nie było? Ona, Aldero i Cammy wiedzieli, ale nic ponadto, więc…
Miała o tym powiedzieć, jednak w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Później samej sobie nie potrafiła wytłumaczyć, skąd brało się narastające w niej pragnienie, żeby… Jak miała to rozumieć, skoro nawet nie potrafiła nazwać tego przeczucia? Wiedziała jedynie, że czuje narastający niepokój i że musi coś zrobić, niezależnie od konsekwencji i tego, czy w jej postępowaniu istniała jakakolwiek logika.
– Dobrze – powiedziała cicho, nawet nie próbując zastanawiać się nad doborem słów. – Graj, Aldero. Może faktycznie tak będzie lepiej – oznajmiła, a kuzyn spojrzał na nią dziwnie, jakby coś w jej tonie dawało mu do myślenia.
– Jesteś pewna…?
Skinęła głową i to najwyraźniej mu wystarczyło, bo więcej nie pytał o nic. Obserwowała go w milczeniu, kiedy zajął się przygotowywaniem gitary, jakby od niechcenia potrącając kolejne struny, które tymczasowo nie tworzyły żadnej konkretnej melodii. Kilka osób spojrzało na nich z zaciekawieniem, więc chłopak wysilił się na uśmiech i jakby od niechcenia im pomachał, próbując ściągnąć na siebie uwagę jak największej ilości osób. W tamtej chwili powinna była pożałować tego, że w ogóle zdecydowała się na to, by zaryzykować publiczne zrobienie z siebie idiotkę, jednak podenerwowanie, które jej towarzyszyło, nie miało żadnego związku z tym, że mogłaby śpiewać. Nie miała pojęcia, skąd brała się ta pewność, jednak towarzyszące jej uczucie wydawało się bardzo podobne z tym, którego doświadczała, kiedy była bliska tego, żeby coś napisać. Instynktownie zacisnęła palce na zawieszce przy bransoletce, którą podarował jej Lucas, jednak nie czuła potrzeby, żeby jak najszybciej znaleźć kartkę albo przestrzeń odpowiednią do notowania. Nie czuła również znajomego mrowienia w ramieniu, choć dziwne napięcie pozostawało, a jedynym, czego tak naprawdę chciała, była możliwość wyrzucenia z siebie kolejnych słów – wiąz nieuporządkowanych, niejasnych, ale jednak obecnych.
Spojrzała niespokojnie na kuzyna, nagle zaczynając wątpić w to, czy śpiew był takim dobrym pomysłem. Chciała powiedzieć jemu albo któremukolwiek z członków rodziny, że dzieje się coś naprawdę nietypowego, ale nie miała po temu możliwości. Czuła się trochę jak w transie, świadoma przede wszystkim narastających pragnień oraz tego, że chcąc nie chcąc musiała doprowadzić sprawy do końca.
– Hej… Ej, pozamykać się, bo zaraz sobie pójdziemy! – zawołał Aldero, bez trudu przekrzykując odgłosy coraz bardziej niespójnych, chaotycznych rozmów. Jeszcze więcej osób spojrzało w ich stronę, po części z zainteresowaniem, a połowicznie z narastającym rozdrażnieniem. – Nie ma muzyki, przynajmniej na razie, a sprzęt nie działa, więc nie spodziewajcie się cudów. Ale od czego jest gitara akustyczna, prawda? Nie wiem, czy już znacie Claire, ale jeśli nie… – Urwał, po czym wywrócił oczami. – Gadam od rzeczy. Po prostu słuchacie i tyle.
Dzięki, Al. Od razu czuję się pewniej, pomyślała w oszołomieniu, ale nie potrafiła zmusić się do ucieczki. Chcąc nie chcąc stanęła obok kuzyna, sama niepewna tego czy powinna cieszyć się z braku mikrofonu, czy może wręcz przeciwnie.
To, co ostatnio? „Słyszysz jej kroki…?, usłyszała w głowie głos chłopaka, ale sama nie była pewna, co takiego powinna mu odpowiedzieć. W gruncie rzeczy nie znała niczego innego, może pomijając jeszcze kilka innych piosenek, które słyszała podczas uroczystości, zresztą…
Teraz mnie o to pytasz?, westchnęła. Wiedziała, że wciąż siedział jej w głowie, choć naturalnie miał zbyt wielką wprawę, by w jakikolwiek konkretny sposób zdradzić swoją obecność. Nieważne. Graj cokolwiek, skoro już improwizujemy…
Ach, cudownie. Aldero zaśmiał się nerwowo. Mogłem przewidzieć, że to się tak skończy.
Cóż, biorąc pod uwagę to, że sam miał w zwyczaju eksperymentować w najmniej oczekiwanych momentach, chyba nie powinien był mieć do niej pretensji. Na swój sposób ratowała ich wszystkich, chociaż zdecydowanie nie miała na to ochoty. Co więcej, Claire jakoś nie miała wątpliwości, że gdyby nie te dziwne odczucia, które towarzyszyły jej niemalże na każdym kroku, w życiu nie przyszłoby jej do głowy, żeby dobrowolnie zgodzić się na jakikolwiek występ. W tamtej chwili gorączkowo próbowała przypomnieć sobie, co takiego powinna zrobić, żeby jej głos zabrzmiał jak najlepiej, starając się uporządkować wszystkie wskazówki, które dawali jej Al i Shannon – liczne uwagi na temat oddychania, wykorzystywania przepony i manipulowania głosem. Gdyby była człowiekiem, nie miałaby prawa tego wszystkiego zapamiętać, nie wspominając o tym, że nieśmiertelna cząstka i tak dawała jej sporą przewagę, skoro nawet jej głos potrafił brzmieć dla potencjalnych ofiar uwodzicielsko, ale mimo wszystko… Och, to wciąż mogło być za mało.
Omal nie wyszła z siebie, kiedy Aldero zaczął grać, zmusiła się jednak do tego, żeby spokojnie stać na swoim miejscu. Natychmiast rozpoznała melodię do starej kołysanki, którą zdążyli przećwiczyć, kiedy po raz pierwszy dała się kuzynowi zaciągnąć na salę gimnastyczną. W naturalnym odruchu spróbowała sobie przypomnieć aż nazbyt dobrze znane słowa, które słyszała tak wiele razy, jednak to, co ostatecznie przyszło jej do głowy, w niczym nie przypominało wielokrotnie wykorzystywanej podczas uroczystości pieśni.
Taki stan rzeczy powinien był ją zaniepokoić, jednak nic podobnego nie miało miejsca. W zamian odczuwane już od dłuższego czasu pragnienia przybrały na sile, a ona już dłużej nie potrafiła im się opierać.
Zaraz po tym po prostu im się poddała i zaczęła śpiewać:

Znajdę ją nawet, jeśli ukryjesz się pośród róż
Znajdę, bo kocham ją – nie zmienię tego
Pragnę jej, odkąd tylko ujrzałem
Piękną dziewczynę o złotych włosach
I spojrzeniu, które ukradło mą duszę

Światło w Ciemności – to rozwiązanie
Pokocha mnie lub znienawidzi
Polegnie lub zdoła zniszczyć
Lecz jeśli posiąść ją zdołam, będzie moja
Ona i każda z jej córek

Starannie artykułowała kolejne słowa i dźwięki, zaskoczona zarówno zdecydowanym, melodyjnym brzmieniem swojego głosu, jak i – przede wszystkim! – treścią wyśpiewanych słów. Poczuła na sobie co najmniej skonsternowane spojrzenie Aldero, jednak nawet zmiana tekstu nie wytrąciła go z równowagi na tyle, żeby przestał grać. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, wydał jej się równie oszołomiony, co i zaniepokojony. Taki stan rzeczy bynajmniej jej nie zaskoczył, bo sama doświadczała czegoś podobnego, niespokojnie drżąc i całą sobą czując raz po raz powracające dreszcze. Śpiewała i była gotowa przysiąc, że kolejne słowa materializują się gdzieś powietrzu, owijając wokół niej i porażając swoją treścią. Czuła, że wydarzy się coś niedobrego, ale…
Cisza okazała się gorsza niż cokolwiek innego. Miała wrażenie, że dzwoni jej w uszach, stopniowo doprowadzając do szaleństwa. Wszystko trwało zaledwie chwilę, bo po kilku sekundach usłyszała oklaski i uprzytomniła sobie, że jednak dobrnęła do końca, ale prawie nie była świadoma tego, co działo się wokół niej. Wszelakie dźwięki i bodźce, które podsuwały jej wyostrzone zmysły, wydawały się odległe i nienaturalne, a Claire wciąż miała wrażenie że porusza się jak w transie – oszołomiona, oderwana od rzeczywistości i wykończona. To nie była zwykła piosenka, tak jak i nigdy nie uważała za normalne wiersze, które w takich chwilach zdarzało jej się pisać. Z drugiej strony, żadna z linijek piosenki nie przypominała swoją konstrukcją haiku, jednak… czy to w ogóle miało jakiekolwiek znaczenie?
Nie była pewna, kiedy i jakim cudem udało jej się wyrwać z kręgu, który stworzył się wokół niej i Aldero. Wciąż czuła na sobie spojrzenie kuzyna i nie miała wątpliwości co do tego, że ten chciał o coś zapytać, ale wciąż nie czuła się na tyle pewnie, żeby rozmawiać. Fakt, że rozdzielił ich tłum, wyjątkowo był jej na rękę, tym bardziej, że nagle zapragnęła znaleźć się w domu. Chyba nigdy dotąd nie czuła tak silnej potrzeby, żeby pomówić z Isabeau, ta jednak pozostawała poza jej zasięgiem, przez co wszelakie pytania do wieszczki musiała zostawić dla siebie. Co prawda była jeszcze Allegra, jednak Claire szczerze wątpiła, żeby ta mogła udzielić jej odpowiedzi. Podejrzewała, że nawet ojciec nie byłby w stanie i to nie tylko dlatego, że do tej pory w dość pobłażliwy sposób podchodził do jej zdolności. W tamtej chwili potrzebowała kogoś, kto dobrze wiedział, jak nieprzewidywalnym darem były te zdolności, które mogły umożliwiać przewidywanie zdolności, a Beau wydawała się idealną i zarazem jedyną kandydatką.
– Cześć, Claire… Claire, tak? – rozległo się tuż za jej plecami. Wyrwana z zamyślenia i wciąż niespokojna, w pośpiechu odwróciła się na pięcie, by stanąć oko w oko ze swoim niespodziewanym towarzyszem. – Dobrze pamiętam?
Nie odpowiedziała, w zamian wymownie unosząc brwi ku górze na widok… byłego chłopaka Eleny. Brian, przypomniała sobie, ale nie poczuła się dzięki tej świadomości pewniej, obojętnie wodząc wzrokiem po pokaźnej sylwetce chłopaka. Kiedy ostatni raz się widzieli, przez cały czas wgapiał się w tej dekolt, a ona zastanawiała się nad tym, czy przypadkiem nie istniał jakiś problem z jego psychiką. Tym razem wydawał się bardziej przystępny, być może dlatego, że zdecydował się skupić wzrok na jej twarzy, co samo w sobie okazało się miłą odmianą, nawet jeśli zdawała sobie sprawę z tego, że dzięki sukience, którą dała jej kuzynka, zasadniczo nie było na co popatrzeć – przynajmniej jeśli chodziło o próbę przypatrywania się jej piersiom.
– Nie wiem, gdzie jest Elena – oznajmiła oschle.
Myślami wciąż była gdzieś daleko, skupiona na swoim nietypowym występie, Brian zresztą miał w sobie coś takiego, co wzbudzało w niej najgorsze emocje. Jakby tego było mało, zaczynała czuć się naprawdę źle, zbytnio rozproszona i zdekoncentrowana namiarem bodźców. Było jej gorąco, choć nie potrafiła stwierdzić czy miało to związek z emocjami, czy może tym, że w ciasnym, wypełnionym ludźmi pomieszczeniu zaczynało robić się naprawdę duszno.
Chciała odejść, nawet nie próbując zastanawiać się nad tym, czy z perspektywy byłego Eleny takie zachowanie jawiło się jako nieuprzejme, ten jednak wyraźnie nie zamierzał dać się tak po prostu spławić. Ku jej zaskoczeniu, uśmiechnął się szeroko, w całkiem uroczy sposób, który sprawił, że mimo swoich gabarytów wydał jej się sympatyczny, niemalże chłopięcy. Takie wrażenie czasami robił na niej Emmett, zwłaszcza kiedy próbował udobruchać swoją żonę, gdy po raz kolejny zdarzyło mu się powiedzieć coś absolutnie nieprzemyślanego.
– Wiem, wiem… Już ją widziałem i całkiem miło sobie porozmawialiśmy – zapewnił i machnął ręką, przy okazji omal nie trafiając jej dłonią w twarz. Skrzywiła się i odsunęła, porażona całkowitym brakiem koordynacji z jego strony. – Widziałem jak śpiewałaś i chciałem tylko powiedzieć, że wyszło naprawdę fajnie. Masz ładny głos – oznajmił i zabrzmiało to… No cóż, szczerz.
– Dziękuję – powiedziała machinalnie.
Brian musiał wyczuć towarzyszące jej napięcie, bo westchnął i energicznie pokręcił głową.
Sorry za to, że tak wyszło jak widzieliśmy się po raz pierwszy. To przez Elenę, poza ty… Wiesz, czasami głupieję przy ładnych dziewczynach – wyjaśnił, wzruszając ramionami. – Nie chciałem wyjść na debila. No i to patrzenie się na was w… No, sama wiesz, bo wy, dziewczyny, czujecie takie rzeczy, nie? – W roztargnieniu przeczesał włosy palcami. – I tyle. Nie mam nic do ciebie ani za to poprawianie, ani nic z tych rzeczy.
Uniosła brwi, bo nawet nie przyszło jej do głowy, żeby mieć do niego o cokolwiek pretensje. Jeśli miała być ze sobą szczera, był jej obojętny, tym bardziej, że do tej pory zawsze trzymał się od niej z daleka. Nie miała pojęcia, co takiego się zmieniło i dlaczego akurat teraz postanowił się przed nią kajać, to jednak nie miało znaczenia. Brian jawił jej się jako istota nie do końca rozgarnięta i dość nieokrzesana, ale kiedy zachowywał się w tak miły sposób, ewentualnie była skłonna przymknąć na to oko.
– W porządku – zapewniła pośpiesznie. – Raz jeszcze dziękuję. Zwykle nie śpiewam… A teraz chyba powinnam znaleźć Shannon – stwierdziła, a on skrzywił się mimowolnie, wyraźnie niezadowolony z tego, że mogłaby tak po prostu odejść.
– Mnie naprawdę jest przykro za to, że tak wtedy wyszło – powtórzył z naciskiem. – Już wystarczy, że Ell nie chce mnie widzieć na oczy. Wiem, że jesteście rodziną, ale mam nadzieję, że pomimo całej tej babskiej solidarności… Może chociaż dasz sobie zaproponować coś do picia? Wyciągałaś całkiem ładne dźwięki i teraz wyglądasz na zmęczoną…
Jeszcze kiedy mówił, znaczącym ruchem wyciągnął w jej stronę zakręconą butelkę z wodą. W pierwszym odruchu chciała mu odmówić, ale coś w jego spojrzeniu i tym, jak bardzo wydawało mu się zależeć na zgodzie, ostatecznie sprawiło, że zdecydowała się ją przyjąć. Podejrzliwie przyjrzała się napojowi, jednak nie dostrzegła w niczym niczego, co mogłaby uznać za niewłaściwe – zwykła, nowa butelka z woda, którą można było dostać w dosłownie każdym sklepie. Dla jeszcze lepszego efektu, pośpiesznie uporała się z zakrętką i wzięła kilka łyków, tym bardziej, że w istocie czuła się równie dziwnie, co i po napisaniu każdego ze swoich wierszy.
– Dziękuję. – Raz jeszcze spojrzała na Briana. – Naprawdę nie miałam o nic żalu. A Elena… Wiesz, może gdybyś nie był względem niej taki zaborczy, wtedy łatwiej by się wam rozmawiało. Ją po prostu bardzo łatwo wytrącić z równowagi – wyjaśniła, a chłopak zaśmiał się nerwowo.
– Może i tak. W takim razie na razie dam jej spokój i… Aha, właśnie! – dodał, po czym bez jakiegokolwiek ostrzeżenia chwycił ją za rękę. – Widziałem, że Shannon i twój kuzyn poszli na piętro. Tam spróbuj ich szukać – zasugerował, a Claire lekko zmarszczyła brwi, po czym skinęła głową.
Mimo wszystko poczuła ulgę, kiedy oddaliła się od Briana na tyle, żeby ten nie był w stanie jej obserwować. Nie miała pojęcia dlaczego, ale wciąż towarzyszyły jej złe przeczucia, a jakby tego było mało, część z nich miała związek z jedną, konkretną osobą.
Z nim.

1 komentarz:

  1. Hej
    Claire na imprezie? Claire na imprezie śpiewa?:D Nawet ja w to nie wierzę. A co dopiero Aldero, który z pewnością nie spodziewał się takich słów do melodii, którą zagrał. Ciekawa jestem reakcji jego i czy powiedzą o tym komuś z rodziny. No i czy Elena słyszała tą piosenkę? Bardzo jestem ciekawa jak to dalej będzie, bo Shannon będzie chciała żeby Claire ją zastąpiła- zwłaszcza po udanym debiucie:)
    Elena zachowała się bardzo fajnie w stosunku do Claire- tym, że uratowała ją przed włożeniem tak odważnej sukienki. No i w ogóle same przygotowania do wyjścia.. nie sądziłam, że namówią małą Prime na imprezę. Chociaż całe radosne przygotowania i wyjście popsuło trochę wróżenie z ręki. Issie powinna zająć się tym zawodowo:D
    Czekam na ciąg dalszy:) No i oczywiście zazdrosnego Rafę:P Ciekawa jestem co by powiedział gdyby zobaczył Elenę w takim wydaniu:P

    Weny kochana
    Guśka

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa