6 maja 2016

Sto osiemdziesiąt dziewięć

Claire
Poczuła ulgę, kiedy znalazła się poza zatłoczonym salonem. Chociaż miała wątpliwości co do tego, co powiedział jej Brian, z braku lepszych pomysłów zdecydowała się sprawdzić to, co jej zasugerował. Po części musiała zresztą ochłonąć, wciąż nie wierząc w to, że mogłaby pozwolić wyciągnąć się na scenę, to jednak wydawało się niczym w porównaniu z tym, co zaśpiewała. Wciąż miała dreszcze na wspomnienie słów piosenki, która tak nagle przyszły jej do głowy, te jednak zeszły gdzieś na dalszy plan, wyparte przez nadmiar innych bodźców.
Nie miała pojęcia, czego powinna spodziewać po szkolnych znajomych swojego kuzynostwa, ci jednak wydawali się wciąż podekscytowani zarówno problemem ze światłem, jak i występem. Była w niejakim szoku, kiedy jeszcze przed dotarciem do schodów kilka osób pozdrowiło ją, czy to gestem, czy to znów słownie, musiała jednak przyznać, że to okazało się zaskakująco miłe. W efekcie udało jej się uśmiechać, choć ścisk zaczynał sprawiać, że czuła się jak w potrzasku, momentami mając wręcz wrażenie, że nie ma czym oddychać. Sądziła, że to samo minie, kiedy znajdzie się poza zatłoczonym salonem, wrażenie jednak pozostało, kiedy już weszła na przyjemnie opustoszałe piętro.
Claire zawahała się, po czym z wolna rozejrzała dookoła. Korytarz wyglądał równie normalnie, co i każdy inny, a ona pomimo ciemności była w stanie dostrzec zarys kilku par drzwi. Słyszała ogólne zamieszanie, które panowało na dole, dźwięk jednak wydawał się dziwnie przytłumiony i jakby odległy, przez co nie była w stanie się na nim skoncentrować. W zasadzie nawet nie próbowała, nie chcąc zastanawiać się nad sensem urywków rozmów, a tym bardziej tym, co niektóre dzieciaki robiły za zamkniętymi drzwiami albo w tych najbardziej zaciemnionych kątach.
Nerwowo przygryzła dolną wargę, po czym raz jeszcze rozejrzała się dookoła, próbując wychwycić zapach któregokolwiek z kuzynów albo Shannon. Podświadomie czuła, że nie będzie do tego zdolna, zbytnio oszołomiona mieszanką zapachu krwi dziesiątek ludzkich nastolatków, co bynajmniej nie poprawiło jej nastroju. Skrzywiła się, po czym nerwowo przeczesała palcami ciemne włosy, przez dłuższą chwilę będąc w stanie koncentrować się wyłącznie na oddychaniu. Już wcześniej czuła się wytrącona z równowagi tym, co zrobiła, sądziła jednak, że z czasem to uczucie zacznie ustępować. Być może tak było, szybko jednak uprzytomniła sobie, że nadal nie czuje się najlepiej, choć początkowo nie potrafiła sprecyzować na czym polegała ta różnica. Dopiero kiedy po próbie ruszenia się z miejsca i zrobienia kroku naprzód zatoczyła się na ścianę, zrozumiała, że coś było nie tak i to zaskoczyło ją bardziej niż cokolwiek innego.
O bogini…, pomyślała mimochodem, nie kryjąc zaskoczenia. Było jej duszno, jednak w żaden sposób nie potrafiła znaleźć przyczyny takiego stanu rzeczy. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem coś podobnego miało miejsce, ale podejrzewała, że na krótko po ataku wilkołaków, kiedy ledwo była w stanie gdziekolwiek się ruszyć, zbyt osłabiona, by zdobyć się na jakikolwiek wysiłek. To było sensowne, bo wtedy miała dość powodów do tego, żeby odczuwać jakiekolwiek chorobowe oznaki, jednak w obecnej sytuacji… Nerwy? Jakim cudem, skoro już nie występowała? Być może mogła uznać to za jakąś spóźnioną reakcję organizmu albo na stres, albo na… nietypowe słowa, które zaśpiewała, jednak i to wydawało jej się pozbawione głębszego sensu. Fakt, że coraz bardziej kręciło jej się w głowie, jedynie pogarszał sytuację, sprawiając, że sama już nie była pewna, co takiego powinna zrobić.
Och, może jednak popełniła błąd, decydując się pójść na piętro. Bardziej sensowne wydawało się wyjście na zewnątrz i zaczerpnięci świeżego powietrza, choć teraz zdecydowanie nie zaryzykowałaby tego, by po raz kolejny zmierzyć się ze schodami. Znowu przystanęła, opierając się plecami o ścianę i na dłuższą chwilę przymykając oczy, w nadziei na to, że dzięki temu dojdzie do siebie. Żałowała, że nie potrafi w żaden sposób skontaktować się z kuzynami, chociażby z Damienem, bo ten zawsze wydawał jej się najbardziej rozsądny z całego towarzystwa, zresztą jego moc bez wątpienia szybciej rozjaśniłaby jej w głowie. Chciała zrzucić swoje samopoczucie na imprezę, bo nie miała przywyknąć do tak głośnych, zaludnionych miejsc, ale…
Przełknęła z trudem, mimowolnie krzywiąc się, kiedy nagle do głosu doszło nieprzyjemne pieczenie w gardle. Głód pojawił się bez jakiegokolwiek wcześniejszego ostrzeżenia, choć od chwili pojawienia się w Seattle musiała regularnie pić krew, by nie ryzykować, kiedy dzień w dzień musiała znosić obecność ludzi. Przed imprezą co prawda nie miała chwili na to, żeby się posilić, ale rano wypiła dość, by nawet w takim miejscu czuć się względnie pewnie. Nie miała pojęcia, co się zmieniło, ale skoro jej organizm zaczął w niemalże paniczny sposób domagać się osoki, coś zdecydowanie musiało być na rzeczy. Nie potrzebowała ani szczególnie złożonej wiedzy, ani tego, co wielokrotnie słyszała podczas pracy w laboratorium, kiedy Rufus przypominał jej o tym, że niektóre substancje mogą być szkodliwe. Gdyby w ostatnim czasie obcowała z chemikaliami, może nawet uwierzyłaby w to, że coś pomyliła i jednak się struła, ale odkąd przenieśli się do Seattle, zdecydowanie nie miała po temu okazji.
Usłyszała jakiś dziwny dźwięk, a kiedy uniosła głowę, machinalnie spoglądając w stronę schodów, zauważyła dwie postacie, które – nawet nie zwróciwszy na nią uwagi – ruszyły w głąb korytarza, stopniowo się od niej oddalając. Dostrzegła burzę jasnych loków, a kiedy przyjrzała się dokładniej, odniosła wrażenie, że widzi koleżankę Eleny, Jessikę. Dziewczyna chichotała filuternie, wtulona w wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę, którego Claire bez wątpienia po raz pierwszy widziała na oczy. To nie było dziwne, tym bardziej, że do tej pory znała naprawdę mało osób ze szkoły, w której codziennie bywała wraz z kuzynostwem, jednak coś w nieznajomym sprawiło, że poczuła się dziwnie zaniepokojona. Lekko zmarszczyła brwi, pomimo coraz gorszego samopoczucia próbując zmusić swój umysł do współpracy i uporządkować myśli, to jednak okazało się niemożliwe. Co więcej, kiedy chwilę później obejmująca się para zniknęła za drzwiami jednego z pokoi, jakiekolwiek obawy czy przemyślenia wydały jej się pozbawione sensu, nie wspominając o tym, że mogły wiązać się z tym, że nagle cały świat wydał jej się nie taki, jak być powinien.
Wypuściła powietrze ze świstem, po czym spróbowała oprzeć czoło o przyjemnie chłodną ścianę. Co się z nią działo? Co prawda po napisaniu któregokolwiek ze swoich nietypowych haiku nie zawsze czuła się dobrze, to jednak dotychczas sprowadzało się do ogólnego rozbicia i drętwienia, które odczuwała w ramieniu. Nigdy nie było aż tak źle, choć może powinna była liczyć się z tym, że jej zdolności mogą zacząć się zmieniać, zresztą tak jak i wizje Isabeau. Dobrze wiedziała, że jej ciotka zachowywała się w naprawdę dziwny sposób, czasem mdlejąc, a czasem płacząc krwią. Sama raz zasłabła, choć kiedy myślała o tym później, ostatecznie doszła do wniosku, że omdlenie sprzed lat miało związek z nadmiarem bodźców i niepokojem, który odczuwała, kiedy słuchała tych wszystkich spekulacji na temat swojego daru. Co więcej, wtedy było jej po prostu słabo, jednak w tamtej chwili, stojąc w tym ciemnym korytarzu…
I to na dodatek nie takim zwykłym, skoro nagle zaczął się kołysać. Miała wrażenie, że ściany wokół niej się poruszają, przechylając na wszystkie strony i sprawiając, że nagle zwątpiła w to, czy ta, o którą się opierała, zdoła dać jej wystarczające oparcie. Bała się, że nogi nagle odmówią jej posłuszeństwa i że ostatecznie upadnie, przez co tym więcej wysiłku wkładała w to, żeby stać w miejscu. Bała się ruszyć choć o milimetr, oszołomiona i wytrącona z równowagi do tego stopnia, że ledwo była w stanie myśleć. Nawet złapanie oddechu zaczęło jawić jej się jako coś niezwykle trudne, co samo w sobie wystarczało, żeby nagle zaczęła balansować gdzieś na krawędzi paniki. Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego, na dodatek nie mając przy sobie nikogo, kto w porę by jej pomógł, więc…
– Claire… Hej, Claire – usłyszała i aż wzdrygnęła się, kiedy czyjaś dłoń wylądowała na jej ramieniu.
Chciała krzyknąć, przestraszona, w zamian jednak wyrwał jej się cichy, zdławiony jęk. Spróbowała odwrócić się w stronę kogo, komu jakimś cudem udało się zajść ją od tyłu, ale jej ruchy okazały się zaskakująco ociężałe i oporne. W efekcie zatoczyła się i dosłownie wpadła w ramiona… Briana, choć zdecydowanie nie jego spodziewała się zobaczyć po uniesieniu wzroku.
– Co się…? – zaczęła, a przynajmniej spróbowała powiedzieć, zanim nie przekonała się, że sformułowanie jakiejkolwiek sensownej wypowiedzi jest zdecydowanie zbyt trudne.
Twarz chłopaka zamazała jej się przed oczami, przez co nie od razu skoncentrowała na nim wzrok. Wciąż trzymała się na nogach, nagle jednak zwątpiła w to, czy byłaby do tego zdolna, gdyby były Eleny jej nie przytrzymywał. Miała wrażenie, że jej ciało waży tonę, dlatego z braku lepszych perspektyw uwiesiła się na umięśnionym ramieniu śmiertelnika, nie dbając o to, czy przypadkiem nie są o wiele zbyt blisko, by którekolwiek z nich mogłoby czuć się swobodnie.
– Chodź, usiądziesz gdzieś – powiedział cicho Briana i – musiała przyznać – to była najbardziej sensowna rzecz, jaką usłyszała od niego tego wieczora. – Powoli…
Nie musiał jej tego powtarzać, bo już i tak czuła się tak, jakby była pijana. Każdy kolejny krok kosztował jej mnóstwo energii, poza tym miała wrażenie, że idzie na oślep – że powoli posuwa się w pustkę, w każdej chwili spodziewając się tego, że pod jej stopami już nie ma podłogi, ale przepaść w którą ostatecznie się zapadnie. Balansowała gdzieś na granicy świadomości, wciąż walcząc o to, żeby zachować jasność umysłu, to jednak wydawało się coraz trudniejsze, jeśli nie niemożliwe.
Chciała powiedzieć Brianowi, żeby pomógł jej wrócić do salonu, a później znalazł Damiena, Aldero albo Elenę… Kogokolwiek. Nie marzyła o niczym innym, prócz tego, żeby wrócić do domu i położyć się do łóżka. Nie potrafiła w żaden sensowny sposób opisać tego, jak się czuła, nie wspominając o przyczynach, ale w gruncie rzeczy było jej wszystko jedno. Co prawda podejrzewała, że ojciec się zdenerwuje – delikatnie rzecz ujmując – ale tym również nie zamierzała się przejmować. Cokolwiek by się nie działo…
Usłyszała ciche skrzypnięcie i uświadomiła sobie, że Brian musiał otworzyć jakieś drzwi, najpewniej innego pokoju niż ten do którego weszli Jessika i tamten chłopak. Spróbowała rozejrzeć się dookoła, ale zrezygnowała, kiedy wszystko wokół znowu zawirowało, tym razem bardziej intensywnie, przez co omal jej nie zemdliło. Nie sądziła, żeby wymiotowanie przy jakimkolwiek chłopaku było dobrym pomysłem, choć ta kwestia powinna była znaczyć dla niej najmniej ze wszystkich. Bardziej przejmowała się tym, dlaczego czuła się tak okropnie, a ciało z każdą kolejną sekundą stawiało jej coraz silniejszy opór.
Nie była pewna, kiedy i na czym posadził ją Brian, ale poczuła miękkość materaca, który delikatnie ugiął się pod jej ciężarem. Spróbowała utrzymać się w pozycji siedzącej, ale prawie natychmiast wylądowała na plecach, co zresztą w nawet najmniejszym stopniu jej nie przeszkadzało. Ciemne włosy opadły Claire na twarz, więc spróbowała odgarnąć jej dłonią, przekonując się, że nie jest w stanie zdobyć się nawet na taki wysiłek. Jej ciało wydawało się ważyć tonę, zupełnie jakby ktoś na niej siedział, choć zdawała sobie sprawę z tego, że to niemożliwe.
– Bra…ian…? – zaryzykowała, oszołomiona panującą dookoła ciszą. Pomyślała, że mógł ją zostawić, żeby poszukać któregoś z jej bliskich, choć wpadnięcie na taki pomysł najpewniej było ponad jego zdolności intelektualne.
Cóż, nie pomyliła się. Choć wszystko nadal dochodziło do niej jakby z oddali, wyraźnie poczuła ciepłą dłoń, która jakby od niechcenia przesunęła się wzdłuż jej ramienia. Wzdrygnęła się niekontrolowanie, po czym spróbowała otworzyć oczy, jednak nawet to okazało się trudne, nie wspominając o samej tylko możliwości rozejrzenia się dookoła.
Usłyszała spokojny, odrobinę tylko ciężki oddech, a chwilę później wyraźnie zauważyła nachylonego nad nią Briana.
– Przestań… – wyrzuciła z siebie na wydechu. Miała ochotę na niego warknąć, ale wyszedł jej z tego zaledwie cichy szept. – Przestań, bo… – zaczęła, zamierzając ustawić go do pionu i kazać wyjść, ale to okazało się zbyt skomplikowanym zadaniem w takim stanie.
– Zaraz i tak będzie czy wszystko jedno – odpowiedział ze spokojem i choć ledwo była w stanie zebrać myśli, tych kilka słów wystarczyło, żeby poczuła się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. – Ell będzie o nas zazdrosna?
Zazdrosna…?, pomyślała w oszołomieniu, ledwo będąc w stanie nadążyć za jego słowami i tokiem rozumowania. Niczego już nie rozumiała, przynajmniej początkowo, póki ciepły oddech nie musnął jej policzka. Jakby tego było mało, chwilę później znowu poczuła ciepłe dłonie, tym razem na biodrach, choć po chwili zaczęły przesuwać się w dół, najpewniej zamierzając dostać się pod jej sukienkę. Już raz była w takiej sytuacji, o wiele bardziej świadoma i przynajmniej zdolna do tego, żeby próbować walczyć, jednak tym razem…
Gdyby mogła się poruszyć, zabiłaby go. Był człowiekiem, nie wilkołakiem, więc w każdym innym wypadku mogłaby swobodnie walczyć, jednak zawroty głowy i narastające osłabienie skutecznie jej to uniemożliwiały. W tamtej chwili pomyślała o tym, że powinna zacząć krzyczeć, jednak i to nie wchodziło w grę. Pozostawało jej tylko walczyć o to, żeby zachować przytomność, choć i to przychodziło jej z coraz większym trudem. Co więcej, Briana wydawał się być tego świadomy, być może od samego początku zdając sobie sprawę z tego, że zasadnie ją dokładnie w takim stanie – na wpół przytomną, oszołomioną i bliską omdlenia.
Ta woda… No jasne…, pomyślała, jednak to nadal do niej nie docierało.
To, co mogło się stać, również nie. Sama myśl o tym sprawiała, że robiło jej się niedobrze, zresztą jak i narastające poczucie bezradności. Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie czegoś takiego i to na dodatek po facecie, który nie grzeszył inteligencją i który wcześniej rozmawiał z nią raptem raz. Nie miała pojęcia, jak silna musiała być jego obsesja na puncie Eleny, skoro nie wahał się wykorzystać inną dziewczynę, byleby spróbować zainteresować sobą Cullenównę… Ba! Nie wiedziała, co takiego było z jej kuzynką i mężczyznami, skoro już wcześniej ten mały Elliott zachowywał się jak obłąkany, jednak i to nie wydało jej się w tamtej chwili istotne.
Proszę, nie…
Raz jeszcze spróbowała odzyskać kontrolę, jednak dobrze wiedziała, że nie będzie do tego zdolna. Czuła dłonie Briana i wiedziała, że chłopak dopiero zamierzał zacząć poczynać sobie jej kosztem, ale…
A potem drzwi do pokoju otworzyły się po raz kolejny i wszystko uległo zmianie.
Jessica
Zachichotała, nie po raz pierwszy tego wieczora. Z założenia chyba brzmiało to idiotycznie, jednak spoglądając na twarz prawdziwego anioła, którego miała przed sobą, nie odniosła wrażenia, by odebrał to w jakikolwiek niewłaściwy sposób. Wręcz przeciwnie – uśmiechał się, obserwował ją, a od czasu do czasu przesuwał dłonią po jej odsłoniętym ramieniu, czym skutecznie przyprawiał dziewczynę o dreszcze. Miał zimną skórą, ale to jej nie przeszkadzało, bo paradoksalnie robiło jej się gorąco za każdym razem, kiedy te ósmy cud świata jej dotykał.
Cholera, nie przypuszczała nawet, że trafi jej się takie ciasteczko. Już kiedy zauważyła go na imprezie, wiedziała, że musi być jej. Nieważne, że pierwszy raz widziała go na oczy i że zdecydowanie nie od niej otrzymał zaproszenie. Liczyło się przede wszystkim to, że dorwała go przed Eleną, a on naprawdę zainteresował się jej osobą. Chociaż jeden raz wyprzedziła Cullenównę, która miała w zwyczaju owijać sobie wokół palca wszystkich najlepszych facetów w towarzystwie. Tym razem Jessika zamierzała być pierwsza, w duchu zaczynając błogosławić tę całą awarię światła; mogła się założyć, że tylko dzięki temu i szczęśliwemu zbiegu okoliczności, który sprawił, że trafiła na tego przystojniaka pierwsza, mogła cieszyć się tym, że teraz razem siedzieli w jej sypialni – i to na dodatek w tak intymnej sytuacji.
Wiedziała, że był doskonały; czuła to cała sobą, chociaż tak naprawdę miała okazję przyjrzeć mu się przez tych kilka krótkich minut, które spędzili w oświetlonym nikłym blaskiem latarek salonie. Wiedziała, że miał ciemne włosy, harmonijne rysy twarzy i wyglądał tak, jakby wyszedł prosto z wybiegu. Och, poza tym zaszalał i do najzwyklejszej w świecie czarnej koszulki i wytartych jeansów założył parę czerwonych szkieł kontaktowych, które – mogłaby przysiąc! – świeciły się w ciemności. Miała ochotę zapytać go o to, za kogo tak naprawdę się przebrał, ale nie chciała wyjść na niedomyślną. Była pewna, że świetnie się bawił, udając, że ma gdzieś całą tę tradycję z zakładaniem nietypowych strojów, by potem zaskoczyć tymi niezwykłymi oczami, których spojrzenie skutecznie przyprawiało o dreszcze.
Bez pośpiechu podniosła się, po czym podeszła do przeszklonych drzwi balkonu, niby to przypadkowo kołysząc biodrami i – czego była pewna – niemalże czując, że mężczyzna jej się przypatruje. Nie miała nic przeciwko temu, że już po kilku minutach rozmowy o niczym, podczas której nawet razu nie zapytał jej o imię, zasugerował żeby przenieśli się w bardziej odludne miejsce. Jedną z zasad imprezy było to, że nikt nigdy nie wchodził do jej pokoju, więc w sypialni mogli cieszyć się pełnią spokoju. Nie czuła się źle z tym, że mogłaby znaleźć się sam na sam z jakimkolwiek nieznajomym, wręcz ciesząc się jak dziecko i myśląc tylko i wyłącznie o tym, że udało jej się zainteresować kogoś takiego. Po niedostępnych Cullenach, Licavolich i Devile’ach, znalezienie kogoś tak doskonałego, kto nie należał do tej wielkiej rodziny, graniczyło z cudem – a jej się udało.
Swoją drogą, ta zabawa w nieznajomych zaczynała ją podniecać.
Blade światło, które rzucały uliczne latarnie, wpadło przez przysłonięte drzwi balkonowe. Jessica była niemalże pewna tego, że wygląda doskonale – bardzo seksownie, zwłaszcza przy tak subtelnym oświetleniu. Fakt, że chłopak wciąż jej się przypatrywał, jedynie utwierdził ją w tym przekonaniu, kiedy zaś z wolna odwróciła się w jego stronę, przekonała się, że stał tuż za nią, choć nawet nie wychwyciła momentu, w którym zaszedł ją od tyłu.
– Rany… Szybki jesteś – wyrwało jej się. Jego zapach ją oszołomił, nie po raz pierwszy zresztą, bo nigdy dotąd nie czuła aż tak pociągających perfum… Albo wody kolońskiej? Nie wiedziała, ale na pewno było cholernie drogie. – Więc co robimy, hm? – rzuciła, po czym zamrugała zalotnie. Przesunęła się bliżej, zadzierając głowę, by móc spojrzeć mu w twarz. – Może jednak zdradzisz mi swoje imię i…
Chciała dodać coś jeszcze, ale nie dał jej po temu okazji. Początkowo nie zwróciła uwagi na to, że jego palce znalazły się na jej szyi, dochodząc do wniosku, że to kolejna pieszczota, uczucie to jednak zniknęło z chwilą, w której nieznajomy chwycił ją za gardło, skutecznie pozbawiając tchu.
Kiedy w następnej sekundzie przyciągnął ją do siebie, wyrwał jej się cichy, zdławiony jęk.
– Co ty…?
Jedynie zaśmiał się melodyjnie i – pomimo swojego położenia – w oszołomieniu zdołała pomyśleć, że nawet kiedy to robił, brzmiał po prostu seksownie.
– Głupiutka jesteś, Eleno – usłyszała i chociaż zapragnęła zaprotestować – jakkolwiek to wyjaśnić – wszystko potoczyło się zbyt szybko, by było to możliwe.
Na ułamek sekundy przed tym, jak nieznajomy bezceremonialnie wgryzł się w jej gardło, zdążyła jeszcze rozdzierająco wrzasnąć. W następnej chwili nie była zdolna już nawet do tego, porażona paraliżującym bólem, który poraził całe jej ciało.
Ostatnim, co zapamiętała, było tylko i wyłącznie cierpienie, a także dźwięk tłuczonego szkła, kiedy mężczyzna odepchnął ją od siebie, ciskając w stronę zamkniętych, balkonowych drzwi.
Po tym nie było już niczego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa