1 maja 2016

Sto osiemdziesiąt cztery

Elena
Milczenie doprowadzało ją do szaleństwa, ale nie potrafiła zmusić się do prowadzenia jakiejkolwiek rozmowy. W głowie wciąż miała to, co powiedziała jej Issie, choć raz po raz powtarzała sobie, że to tylko i wyłącznie gadka uroczej dziewczyny, która wierzyła w zabobony. Wróżenie z ręki? Sam pomysł jawił jej się jako coś na swój sposób zabawnego, tym bardziej, że żyjąc z Alice albo znając zdolności Isabeau, kwestia przewidywania przyszłości nie była jej obca. Nie potrafiła wyobrazić sobie tego, że sposób w jaki biegły linie na jej dłoni mógłby mieć znaczenie, ale z drugiej strony… Ta jedna kwestia nie dawała jej spokoju i to pomimo tego, że na wszystkie sposoby próbowała zająć myśli czymś bardziej przystępnym. Fakt, że reszta również wydawała się preferować trwanie w ciszy, jedynie wszystko utrudniał, sprawiając, że słowa Marissy jawiły jej się jako coś ostatecznego i nieodwołalnego.
Bezwiednie potarła dłonie, mając wrażenie, że skóra na nich jest nienaturalnie wręcz wrażliwa na dotyk i wszelakiego rodzaju zewnętrzne bodźce. Miała ochotę coś powiedzieć, ale nie ufała ani sobie, ani swojemu głosowi, tym bardziej, że na myśl natychmiast przyszło jej coś, o czym dotychczas starała się nie myśleć. Łatwo było zapomnieć o tym, w jakich okolicznościach poznała Rafaela i że wciąż wisiał nad nią wyrok wampirzej królowej, która z jakiegoś powodu życzyła sobie jej śmierci. To bez wątpienia ta świadomość sprawiła, że słowa Marissy zrobiły na niej aż takie wrażenie, tym bardziej, że jakaś jej cząstka wciąż obawiała się tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby Rafa otrzymał… nowe rozkazy – i to nie tyle od Isobel, co od swojego ojca. Nie wyobrażała sobie tego, a już na pewno nie miała w sobie dość odwagi, by zaryzykować zapytanie demona o jego plany względem niej. Czuła, że ostatnia noc zmieniła wszystko, zwłaszcza w związku z tym, co działo się pomiędzy nimi, więc próba zwizualizowania sobie Rafaela jako potencjalnego kata…
Poczuła niewysłowioną wręcz ulgę, kiedy Aldero zatrzymał samochód przed domem Jessiki. Natychmiast wysiadła, nie oglądając się na zebrane towarzystwo i szybkim krokiem zmierzając ku wyróżniającemu się na tle ciemności budynkowi. Już z daleka dało się usłyszeć głośną muzykę – przede wszystkim kawałki, które sama doskonale znała z radia. Zwłaszcza przy wyostrzonych, wampirzych zmysłach, przebywanie w takich miejscach zawsze było wyzwaniem, ale tym razem uznała to za wyjątkowo przyjazne zrządzenie losu. Potrzebowała jakiegokolwiek bodźca, który uniemożliwiłby jej rozmyślania, a miejsce wypełnione zapachem ludzkiej krwi, potu oraz głośną muzyką, idealnie sprawdzało się w tej roli. Jasne światła podrażniły jej przywykłe do ciemności oczy, ale prawie natychmiast zdążyła przyzwyczaić tęczówki, wciąż doskonale widząc nawet najdrobniejszy szczegół otaczającej ją ze wszystkich stron rzeczywistości. To było znajome, prawdziwe i na swój sposób przez nią pożądane, dzięki czemu w krótkim czasie zdołała się rozluźnić i przybrać wyćwiczoną już pozę kogoś pewnego siebie, kto doskonale wiedział gdzie i z jakiego powodu się znalazł.
Jessica pojawiła się przy niej zaledwie chwilę po tym, jak zdecydowała się przekroczyć próg domu. Nie po raz pierwszy Elenę uderzył ją wygląd, począwszy od zafarbowanych na jasny, do złudzenia przypominający odcień jej własnych loków kolor włosów, po sukienkę, która była niemalże idealnym odzwierciedleniem tej, którą założyła na imprezę urodzinową. Na twarzy miała czarną, zdobioną maseczkę, sprawiającą, że widać było tylko i wyłącznie jasne oczy dziewczyny, przez co wyglądała raczej tak, jakby wybierała się na bal, aniżeli imprezę z okazji Halloween.
– Elena! Cudnie wyglądasz! Szkoda, że wcześniej nie wspomniałaś o tym, co zamierzasz na siebie włożyć, ale mogłam domyślić się, że to jak zwykle będzie bajeczna niespodzianka – wyrzuciła z siebie na wydechu. Aha, jasne. Gdybym wspominała wcześniej, pewnie przetrząsnęłabyś wszystkie pobliskie centra handlowe, żeby znaleźć coś podobnego, pomyślała z przekąsem, wysiliła się jednak na nieco sztuczny, uprzejmy uśmiech. – Chcesz może żebym cię oprowadziła czy…?
– Znam twój dom, Jess – przerwała jej zniecierpliwionym tonem. – Poza tym nie jestem sama – dodała, po czym chcąc nie chcąc odwróciła się, by móc pomachać do Aldero i towarzyszących mu dziewczyn.
Jessika skrzywiła się, wyraźnie poirytowana, ale ostatecznie nie odezwała się nawet słowem, w zamian przesadnie entuzjastycznie kiwając głową. Elena była gotowa się założyć, że jej niechciana towarzyszka jeszcze przynajmniej kilkukrotnie spróbuje wciągnąć ją do rozmowy albo wspólnego towarzystwa, ale nie dbała o to, zdecydowanie nie zamierzając spędzać czasu z fałszywą gospodynią. Dotychczas nigdy wcześniej nie przeszkadzało jej zachowanie tej ze swoich znajomych, sama zresztą bez trudu dostosowywała się do tej właściwie nieistniejącej, opartej na wzajemnej grze przed sobą relacji, jednak w ostatnim czasie… Być może miało to związek z licznymi przytykami Rafaela, a może pozbawiona wsparcia Liz i w końcu świadoma tego, kogo tak naprawdę chciała mieć przy sobie, wyraźniej zauważała te aspekty swojej codzienności, które pozostawały tak wiele do życzenia. Jessika i dziewczyny jej podobne bez wątpienia były jednym z nich, wręcz męcząc ją tym, że nie mogła być sobą, co nigdy wcześniej nie miało miejsca.
Przestała o tym myśleć, kiedy tuż przy niej zmaterializował się Aldero. Zadrżała, kiedy kuzyn otarł się ramieniem o jej własne, trzymając się tak blisko, jak tylko mogło być to możliwe. Był mniej bezpośredni od Issie, która dosłownie uwiesiła się na ramieniu Claire i zniknęła z nią w głębi domu, trajkocąc radośnie i najwyraźniej zamierzając zapoznać dziewczynę z miejscem, które bez wątpienia było dla niej nowe. Odprowadzając te dwie wzrokiem i skupiając wzrok przede wszystkim na małej Prime, Elena odniosła wrażenie, że pół-wampirzyca wyglądała lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, co prawda onieśmielona, ale przy tym niezwykle urokliwa. Być może miało to związek z sukienką i makijażem, tym bardziej, że zawsze uważała, że dobry wygląd był gwarancją doskonałego samopoczucie, jednak równie dobrze mogło mieć to związek z tym, że Claire potrzebowała towarzystwa i choć odrobiny normalnej rozrywki.
– Cameron i Damien oficjalnie mnie olali – oświadczył Al, więc prychnęła, bynajmniej takim stanem rzeczy niezaskoczona. – To nie jest śmieszne. Swoją drogą, czy to nie dziwne, że mój własny brat uważa mnie za idiotę? – zapytał i tym razem zdołała się roześmiać.
– Jeśli już, to chyba nie ciebie, ale ten strój. – W zamyśleniu wyciągnęła przed siebie rękę, by móc musnąć palcami jego tors i nieco poprawić sposób, w jaki leżał na nim ten nieszczęsny płaszcz. – Wszyscy boją się Draculi – dodała, a chłopak posłał jej olśniewający uśmiech.
– A ty? – zapytał wprost, uśmiechając się w sposób tym bardziej niepokojący, że przy okazji odsłonił parę wydłużonych, jak najbardziej prawdziwych kłów.
Trzepnęła go w ramię, nawet nie próbując odpowiadać. Wywrócił oczami, po czym w najzupełniej naturalnym geście chwycił ją za rękę. Przebywanie razem zawsze przychodziło im naturalnie, a przynajmniej tak było do niedawna, zanim Rafa w tak znaczący sposób namieszał jej w życiu. Nie miała pojęcia, czy to związek z demonem sprawiał, że również przy kuzynie zaczynała czuć się nieswojo, czy może to zwiąż ten pocałunek kładł się cieniem na ich relacje, ale to nie miało znaczenia. Co prawda sądziła, że po ostatniej rozmowie udało im się wyjść na prostą, a jakiekolwiek powody do niepokoju zniknęły, ale mimo wszystko…
Cichy, ledwie słyszalny w ogólnym zamieszaniu dźwięk nowej wiadomości, skutecznie sprowadził ją na ziemię. Zauważyła, że przez twarz Al'a przemknął cień, kiedy odsunęła się na bezpieczną odległość i zaczęła przetrząsać telefon w poszukiwaniu komórki, jednak zignorowała jego zachowanie, dochodząc do wniosku, że to w gruncie rzeczy nie ma znaczenia.
Gdzie jesteś?
Wywróciła oczami, porażona bezpośredniością pytania Rafaela. Po pierwsze, wciąż dziwnie czuła się z tym, że z taką wprawą wysyłał jej kolejne SMS-y. A po drugie, porażało ją to jego wyczucie czasu albo szósty zmysł, który pozwalał mu stwierdzić, kiedy mogłaby nie siedzieć spokojnie w domu, w zamian narażając się… nie tyle na niebezpieczeństwo, ale na ewentualne spojrzenia obcych mężczyzn.
Dyskretnie zerknęła na Aldero, po czym w pośpiechu wystukała odpowiedź, dbając o to, żeby kuzyn przynajmniej nie zauważył do kogo pisała. Co prawda wątpiła, żeby wpadł na to, że mogłaby konwersować sobie z tym konkretnym Rafaelem, ale wolała nie musieć tłumaczyć się z tego, co i z kim robiła w wolnej chwili.
U znajomej
To jakby nie patrzeć była prawda, choć wątpiła, żeby Rafa był zadowolony, gdyby dowiedział się wszystkiego. Czasami miała wrażenie, że ta cholerna istota czułaby się najlepiej, mogąc pójść w ślady Elliotta i zamknąć ją w piwnicy, by nabrać pewności, że jest bezpieczna – i że należy tylko i wyłącznie do niego.
Cudownie. Uruchomiła w zabójcy ludzkie uczucia, a ten już teraz próbował traktować ją jak swoją własność.
Chciała schować komórkę, ale powstrzymało ją nadejście kolejnego SMS-a. W tamtej chwili doszła do wniosku, że Rafaelowi najwyraźniej się nudziło, skoro musiał dosłownie czekać z telefonem w ręce, niecierpliwie czekając na jakikolwiek sygnał z jej strony.
To moja wymówka, pamiętasz? Konkrety poproszę.
Och, no i co jeszcze? Mam ci może napisać szczegółowe sprawozdanie z rozbiciem na poszczególne godziny?, pomyślała z przekąsem, wymownie wywracają oczami. Znowu. Czasami naprawdę nie rozumiała, co takiego ta przeklęta istota sobie myślała, ale z drugiej strony… To była niemalże troska, chociaż sam zainteresowany prędzej dałby się pokroić, aniżeli nazwał tę jedna kwestię po imieniu – i to zwłaszcza w rozmowie z nią.
– Musisz to robić nawet tutaj? – obruszył się Aldero, jednak decydując się zareagować.
Oderwała wzrok od ekraniku, by móc na niego spojrzeć. Jej brwi z wolna powędrowały ku górze, zdradzając narastającą z każdą kolejną sekundę konsternację.
– O co ci chodzi? – westchnęła, po czym wzruszyła ramionami. – To tylko Rose. Pyta się, czy nie widziałam jej pomadki – wyjaśniła, ale po minie kuzyna od razu zorientowała się, że jej nie wierzył.
– Aha. I dlatego z taką zaciętą miną wysyłasz kolejne wiadomości? – zapytał z powątpiewaniem. – Wiem, że od dłuższego czasu ze sobą nie rozmawiacie.
– Wcale nie – zaprotestowała, choć naturalnie miał rację; wciąż nie darowała siostrze tego, że ta mogłaby chociaż zasugerował to, żeby cokolwiek zrobić Liz.
– Powarkiwanie na siebie i wychodzenie, żeby nie przebywać na swojej obecności, to nie rozmowa – zauważył przytomnie, po raz kolejny porażając ją spostrzegawczością. – Zresztą nieważne. Nie chcesz, to nie mów – obruszył się, a Elena aż otworzyła usta, co najmniej zaskoczona.
– Aldero…
Chciała powiedzieć cokolwiek, co zabrzmiałoby choć po części przytomnie, ale ostatecznie nic właściwego nie przyszło jej do głowy. Jakby tego było mało, znowu usłyszała dźwięk telefon, kiedyś zaś spojrzała na wyświetlacz, przekonała się, że Rafa najwyraźniej zaczął się niecierpliwić.
Elena?
Wiedziała, że nie tyle powinna, co wręcz musi mu odpisać, nie chcąc ryzykować, że mógłby dojść do wniosku, iż jednak wpakowała się w kłopoty. Miał prawo być przewrażliwiony, zwłaszcza po tym, co miało miejsce, kiedy zaatakował ją zmanipulowany przez Huntera Elliott, ale mimo wszystko…
– Pisz sobie dalej z Rose – rzucił urażonym tonem Aldero, nawet na nią nie spoglądając. – Zobaczymy się potem. Musze znaleźć Shannon i ustalić, co i kiedy gramy – dodał, ale wiedziała, że to tylko i wyłącznie wymówka.
Zaklęła w duchu, jednak nie próbowała go zatrzymywać. Sama nie była pewna, jak powinna rozumieć zachowanie kuzyna, którego nastroje potrafiły zmieniać się ot tak, co zdecydowanie nie było w jego przypadku normalne. Kto jak kto, ale ten z jej kuzynów wydawał się mieć humor zawsze i wszędzie, niezależnie od tego, co by się nie działo, jednak kiedy chodziło o nią… Gdyby go nie znała, powiedziałaby, że postępowało w taki sposób, jakby było o nią zazdrosny, jednak nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Zaborczy, zapatrzony w nią Al? To nie wchodziło w grę, a przynajmniej tak pomyślała w pierwszym odruchu.
Z drugiej strony… Ten pocałunek. Powiedział, że nie powinien był tego robić i że właściwie nic nie znaczyć, jednak czy aby na pewno? Aldero w ostatnim czasie przechodził samego siebie, tak łatwo obrażając się i wyskakując z pretensjami, nawet kiedy teoretycznie nie miał powodów. Inaczej sprawa miałyby się, gdyby faktycznie zachowywała się szczególnie dziwnie, jednak analizując zachowanie kuzyna…
Wypuściła powietrze ze świstem, po czym pośpiesznie skoncentrowała się na telefonie. Wolała nie czekać, aż Rafael naprawdę zaczynie się martwić, zresztą dalsze analizowanie zachowania wampira zdecydowanie nie poprawiało jej nastroju. Nie mogła wyobrazić sobie tego, że Al mógłby tak po prostu się w niej zakochać, tym bardziej, że chłopak nigdy nie jawił jej się jako ktoś zdolny do stałych, gorących uczuć. Pod tym względem zawsze byli do siebie podobni; oboje lubili bawić się uczuciami, skupieni przede wszystkim na fizycznych doznaniach, a nie szukanie partnera na stałe. W jej przypadku sprawa była o tle skomplikowana, że cały czas szukała kogoś, kto poruszyłby jej serce w ten szczególny sposób, ale Aldero…?
Jestem ze znajomymi i kuzynami. Odezwę się, kiedy będę mogła.
Nie dodała niczego więcej, dochodząc do wniosku, że to powinno wystarczyć, by dał jej spokój, przynajmniej na jakiś czas. Miała ochotę znaleźć jakieś względnie bezpieczne miejsce, by dla pewności do niego zadzwonić, ale nie sądziła, by Rafa puścił mimo uszu napływającą ze wszystkich stron głośną muzykę. Jeszcze tego było jej trzeba, żeby znowu spróbował wkręcić się na imprezę, tym samym ryzykując, że ktoś przypadkiem go zauważy.
– Ej, Elena!
Aż się w niej zagotowało, kiedy usłyszała głos Briana. W pierwszym odruchu zesztywniała, po czym na powrót wbiła wzrok w telefon, zamierzając udawać, że niczego nie dostrzega, a tym bardziej nie słyszy. Miała nadzieję – najpewniej płonną – że chłopak choć raz użyje tego, co z założenia powinien mieć w głowie i po prostu da jej spokój, szybko jednak zdała sobie sprawę z tego, że nie ma na co liczyć. Nie miała pojęcia, co było gorsze – zapach alkoholu, czy może dwie ciepłe dłonie, które bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wylądowały na jej biodrach – jednak niezależnie od tego, w naturalnym odruchu okręciła się na pięcie, chyba jedynie cudem nie rzucając się śmiertelnikowi do gardła.
– Brian! – syknęła, po czym stanowczo odsunęła się o krok w tył, chcąc jak najszybciej znaleźć się poza zasięgiem jego rąk. – Łapy przy sobie!
– Kiedyś ci to nie przeszkadzało – zauważył, więc wywróciła oczami, porażona brakiem pomyślunku z jego strony. Ciekawe dlaczego! – Oj, Ell…
– Elena – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Serio musimy przechodzić przez to od początku?
Naprawdę go nie rozumiała, tym bardziej, że przez ostatnie dni wydawał się być na dobrej drodze do tego, żeby dać jej święty spokój. W zasadzie nie przypominała sobie, kiedy naprzykrzał jej się ostatnim razem, więc ten nagły powrót do wcześniejszych zwyczajów, poraził ją bardziej niż cokolwiek innego. Chociaż wiedziała, że irytowanie się na Briana nie ma sensu, prowadząc tylko i wyłącznie do frustracji, ale mimo wszystko…
Tylko spokojnie… Zrobienie mu krzywdy na oczach wszystkich wcale nie jest takim dobrym pomysłem, pomyślała gorączkowo, próbując odzyskać nad sobą kontrolę. Jeśli już, to po imprezie. Do bagażnika, do lasu, a potem pod ziemię – pełna dyskrecja…
Cóż, sama perspektywa mogłaby być kusząca, gdyby nie wzbudzała w niej aż tak silnego niepokoju. Dobrze pamiętała, jak skończyło się to ostatnim razem, kiedy zdecydowała się rzucić chłopakowi do gardła, jedynie cudem go nie zabijając. Tę tajemnicę również dzieliła z Aldero, ale nagle zwątpiła, czy w razie powtórki chłopak nadal byłby tak chętny do tego, żeby jej pomóc. Nie chodziło już tylko o to, że zdecydowanie nie mogła pozwolić sobie na kolejną wpadkę, a także o to, że tym razem w pobliżu mogłoby zabraknąć kogoś, kto zechciałby ją wyciągnąć z opresji. Al to jedno, ale – co nagle sobie uświadomiła – tak naprawdę najwięcej zawdzięczała Lawrence’owi, choć do tej pory usiłowała nie myśleć o tym, że jej dziadek faktycznie był świadkiem tego, co zrobiła. Dotychczas ignorowała nawet to, że nadal musiał być gdzieś w okolicy, a także że rodzice naprawdę nie byli zadowoleni z tego, że w każdej chwili mogłaby się na niego napatoczyć.
– Co u ciebie, Elena? – odezwał się Brian, więc chcąc nie chcąc skoncentrowała na nim wzrok. – Wciąż za tobą tęsknię, wiesz?
– Jakie to przykre… – rzuciła, nie kryjąc rozdrażnienia. – Jesteś pewien, że nie przyszedłeś zapytać mnie o kontakt do Alessi?
– Jezu, a ty znowu o tym! – Potrząsnął z niedowierzaniem głową, tak urażony, jakby to ona oglądała się za innymi, kiedy byli w tym nieszczęsnym związku. – Wiesz, że to ty jesteś najpiękniejsza. Elena, słuchaj – zaczął, ale jedno jej spojrzenie wystarczyło do tego, żeby zamknąć mu usta.
– Rozmawialiśmy na ten temat wystarczająco długo. Co więcej, nie zmieniłam zdania i miałam już nadzieję, że w końcu wbiłeś sobie do głowy to, co do ciebie mówię – oznajmiła lodowatym tonem. Zacisnęła usta, coraz bardziej poirytowana sytuacją, a także samą bliskością zdecydowanie zbyt nachalnego Briana. Nie czuła od niego alkoholu, ale podejrzewała, że to jedynie kwestia czasu, kiedy dorwie się do jakiejś butelki albo… czegokolwiek innego.
Chłopak jęknął i zrobił taki ruch, jakby planował chwycić ją za ramiona. Sama miała ochotę to zrobić, oczywiście po to, żeby energicznie nim potrząsnąć, bo irytował ją bardziej niż ktokolwiek inny. Fakt, że czuła zapach jego krwi, jedynie wszystko komplikował, choć tym razem zdecydowanie nie miała zamiaru wgryzać mu się w gardło. Wręcz przeciwnie – dawne doświadczenia sprawiały, że nade wszystko wzbraniała się przed taką możliwości, gotowa za wszelką cenę zignorować pokusę i próbować trzymać nerwy na wodzy.
– Nie piję. To znaczy… trochę piłem, wiesz jak to jest z wolną wolą, ale…
Potrząsnęła głową.
– Dla mojej przyjemności możesz przerzucić się nawet na sok pomarańczowy. To już naprawdę nie jest mój problem – oznajmiła z naciskiem. – Daj już sobie spokój Brian, zanim powiem coś, co cię zaboli. Nie mam ochoty się kłócić, a przy tobie już dawno opadły mi ręce.
Spojrzała mu w oczy, próbując znaleźć jakiekolwiek oznaki tego, że jej słowa w choć minimalnym stopniu robiły na nim wrażenie. W duchu modliła się o to, żeby się wycofał, tym bardziej, że już i tak nie była w najlepszym nastroju. Nawet nie potrafiła skoncentrować na nim wzroku, przez co z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że na sobie miał coś, co chyba z założenia miało upodabniać go do rycerza albo… Cóż, sama nie była pewna, ale musiała przyznać, że dzięki postawnej budowie ciała, idealnie wpasowywał się do tej roli. Problem leżał w tym, że ona zdecydowanie nie zamierzała być jego księżniczką.
Milczenie przeciągało się, więc ostatecznie zdecydowała się oddalić. Odwróciła się na pięcie, chcąc odejść i czując ulgę, kiedy okazało się, że Brian nie próbował jej zatrzymywać. Czuła na sobie jego spojrzenie, ale nie próbowała zastanawiać się nad tym, co takiego chodziło mu po głowie i co zamierzał zrobić w najbliższym czasie. Pragnęła jedynie spokoju, nagle dochodząc do wniosku, że nie miałaby nic przeciwko temu, żeby się z kimś związał – i to nawet z Jessiką, której zawsze się podobał, a która z takim uporem próbowała się do niej upodobnić; w takim układzie pewnie oboje byliby zadowoleni.
– To przez to, że masz kogoś? – rzucił Brian, jedynak decydując się odezwać. – Dopiero co zerwaliśmy, a ty już się puszczasz?
Zacisnęła usta, ledwo powstrzymując się przed tym, żeby na niego nie warknąć. Zaraz po tym po prostu odeszła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa