Elena
Milczenie doprowadzało ją do szaleństwa,
ale nie potrafiła zmusić się do prowadzenia jakiejkolwiek rozmowy. W głowie
wciąż miała to, co powiedziała jej Issie, choć raz po raz powtarzała sobie, że
to tylko i wyłącznie gadka uroczej dziewczyny, która wierzyła w zabobony.
Wróżenie z ręki? Sam pomysł jawił jej się jako coś na swój sposób
zabawnego, tym bardziej, że żyjąc z Alice albo znając zdolności Isabeau,
kwestia przewidywania przyszłości nie była jej obca. Nie potrafiła wyobrazić
sobie tego, że sposób w jaki biegły linie na jej dłoni mógłby mieć
znaczenie, ale z drugiej strony… Ta jedna kwestia nie dawała jej spokoju i to
pomimo tego, że na wszystkie sposoby próbowała zająć myśli czymś bardziej
przystępnym. Fakt, że reszta również wydawała się preferować trwanie w ciszy,
jedynie wszystko utrudniał, sprawiając, że słowa Marissy jawiły jej się jako
coś ostatecznego i nieodwołalnego.
Bezwiednie
potarła dłonie, mając wrażenie, że skóra na nich jest nienaturalnie wręcz
wrażliwa na dotyk i wszelakiego rodzaju zewnętrzne bodźce. Miała ochotę
coś powiedzieć, ale nie ufała ani sobie, ani swojemu głosowi, tym bardziej, że
na myśl natychmiast przyszło jej coś, o czym dotychczas starała się nie
myśleć. Łatwo było zapomnieć o tym, w jakich okolicznościach poznała
Rafaela i że wciąż wisiał nad nią wyrok wampirzej królowej, która z jakiegoś
powodu życzyła sobie jej śmierci. To bez wątpienia ta świadomość sprawiła, że
słowa Marissy zrobiły na niej aż takie wrażenie, tym bardziej, że jakaś jej
cząstka wciąż obawiała się tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby Rafa otrzymał…
nowe rozkazy – i to nie tyle od Isobel, co od swojego ojca. Nie wyobrażała
sobie tego, a już na pewno nie miała w sobie dość odwagi, by
zaryzykować zapytanie demona o jego plany względem niej. Czuła, że ostatnia
noc zmieniła wszystko, zwłaszcza w związku z tym, co działo się
pomiędzy nimi, więc próba zwizualizowania sobie Rafaela jako potencjalnego
kata…
Poczuła
niewysłowioną wręcz ulgę, kiedy Aldero zatrzymał samochód przed domem Jessiki.
Natychmiast wysiadła, nie oglądając się na zebrane towarzystwo i szybkim
krokiem zmierzając ku wyróżniającemu się na tle ciemności budynkowi. Już z daleka
dało się usłyszeć głośną muzykę – przede wszystkim kawałki, które sama
doskonale znała z radia. Zwłaszcza przy wyostrzonych, wampirzych zmysłach,
przebywanie w takich miejscach zawsze było wyzwaniem, ale tym razem uznała
to za wyjątkowo przyjazne zrządzenie losu. Potrzebowała jakiegokolwiek bodźca,
który uniemożliwiłby jej rozmyślania, a miejsce wypełnione zapachem
ludzkiej krwi, potu oraz głośną muzyką, idealnie sprawdzało się w tej
roli. Jasne światła podrażniły jej przywykłe do ciemności oczy, ale prawie
natychmiast zdążyła przyzwyczaić tęczówki, wciąż doskonale widząc nawet
najdrobniejszy szczegół otaczającej ją ze wszystkich stron rzeczywistości. To
było znajome, prawdziwe i na swój sposób przez nią pożądane, dzięki czemu w krótkim
czasie zdołała się rozluźnić i przybrać wyćwiczoną już pozę kogoś pewnego
siebie, kto doskonale wiedział gdzie i z jakiego powodu się znalazł.
Jessica
pojawiła się przy niej zaledwie chwilę po tym, jak zdecydowała się przekroczyć
próg domu. Nie po raz pierwszy Elenę uderzył ją wygląd, począwszy od
zafarbowanych na jasny, do złudzenia przypominający odcień jej własnych loków
kolor włosów, po sukienkę, która była niemalże idealnym odzwierciedleniem tej,
którą założyła na imprezę urodzinową. Na twarzy miała czarną, zdobioną
maseczkę, sprawiającą, że widać było tylko i wyłącznie jasne oczy
dziewczyny, przez co wyglądała raczej tak, jakby wybierała się na bal, aniżeli
imprezę z okazji Halloween.
– Elena!
Cudnie wyglądasz! Szkoda, że wcześniej nie wspomniałaś o tym, co
zamierzasz na siebie włożyć, ale mogłam domyślić się, że to jak zwykle będzie
bajeczna niespodzianka – wyrzuciła z siebie na wydechu. Aha, jasne. Gdybym wspominała wcześniej,
pewnie przetrząsnęłabyś wszystkie pobliskie centra handlowe, żeby znaleźć coś
podobnego, pomyślała z przekąsem, wysiliła się jednak na nieco
sztuczny, uprzejmy uśmiech. – Chcesz może żebym cię oprowadziła czy…?
– Znam twój
dom, Jess – przerwała jej zniecierpliwionym tonem. – Poza tym nie jestem sama –
dodała, po czym chcąc nie chcąc odwróciła się, by móc pomachać do Aldero i towarzyszących
mu dziewczyn.
Jessika
skrzywiła się, wyraźnie poirytowana, ale ostatecznie nie odezwała się nawet
słowem, w zamian przesadnie entuzjastycznie kiwając głową. Elena była
gotowa się założyć, że jej niechciana towarzyszka jeszcze przynajmniej
kilkukrotnie spróbuje wciągnąć ją do rozmowy albo wspólnego towarzystwa, ale
nie dbała o to, zdecydowanie nie zamierzając spędzać czasu z fałszywą
gospodynią. Dotychczas nigdy wcześniej nie przeszkadzało jej zachowanie tej ze
swoich znajomych, sama zresztą bez trudu dostosowywała się do tej właściwie
nieistniejącej, opartej na wzajemnej grze przed sobą relacji, jednak w ostatnim
czasie… Być może miało to związek z licznymi przytykami Rafaela, a może
pozbawiona wsparcia Liz i w końcu świadoma tego, kogo tak naprawdę
chciała mieć przy sobie, wyraźniej zauważała te aspekty swojej codzienności,
które pozostawały tak wiele do życzenia. Jessika i dziewczyny jej podobne
bez wątpienia były jednym z nich, wręcz męcząc ją tym, że nie mogła być
sobą, co nigdy wcześniej nie miało miejsca.
Przestała o tym
myśleć, kiedy tuż przy niej zmaterializował się Aldero. Zadrżała, kiedy kuzyn
otarł się ramieniem o jej własne, trzymając się tak blisko, jak tylko
mogło być to możliwe. Był mniej bezpośredni od Issie, która dosłownie uwiesiła
się na ramieniu Claire i zniknęła z nią w głębi domu, trajkocąc
radośnie i najwyraźniej zamierzając zapoznać dziewczynę z miejscem,
które bez wątpienia było dla niej nowe. Odprowadzając te dwie wzrokiem i skupiając
wzrok przede wszystkim na małej Prime, Elena odniosła wrażenie, że
pół-wampirzyca wyglądała lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, co prawda
onieśmielona, ale przy tym niezwykle urokliwa. Być może miało to związek z sukienką
i makijażem, tym bardziej, że zawsze uważała, że dobry wygląd był
gwarancją doskonałego samopoczucie, jednak równie dobrze mogło mieć to związek z tym,
że Claire potrzebowała towarzystwa i choć odrobiny normalnej rozrywki.
– Cameron i Damien
oficjalnie mnie olali – oświadczył Al, więc prychnęła, bynajmniej takim stanem
rzeczy niezaskoczona. – To nie jest śmieszne. Swoją drogą, czy to nie dziwne,
że mój własny brat uważa mnie za idiotę? – zapytał i tym razem zdołała się
roześmiać.
– Jeśli
już, to chyba nie ciebie, ale ten strój. – W zamyśleniu wyciągnęła przed
siebie rękę, by móc musnąć palcami jego tors i nieco poprawić sposób, w jaki
leżał na nim ten nieszczęsny płaszcz. – Wszyscy boją się Draculi – dodała, a chłopak
posłał jej olśniewający uśmiech.
– A ty?
– zapytał wprost, uśmiechając się w sposób tym bardziej niepokojący, że
przy okazji odsłonił parę wydłużonych, jak najbardziej prawdziwych kłów.
Trzepnęła
go w ramię, nawet nie próbując odpowiadać. Wywrócił oczami, po czym w najzupełniej
naturalnym geście chwycił ją za rękę. Przebywanie razem zawsze przychodziło im
naturalnie, a przynajmniej tak było do niedawna, zanim Rafa w tak
znaczący sposób namieszał jej w życiu. Nie miała pojęcia, czy to związek z demonem
sprawiał, że również przy kuzynie zaczynała czuć się nieswojo, czy może to
zwiąż ten pocałunek kładł się cieniem na ich relacje, ale to nie miało
znaczenia. Co prawda sądziła, że po ostatniej rozmowie udało im się wyjść na
prostą, a jakiekolwiek powody do niepokoju zniknęły, ale mimo wszystko…
Cichy,
ledwie słyszalny w ogólnym zamieszaniu dźwięk nowej wiadomości, skutecznie
sprowadził ją na ziemię. Zauważyła, że przez twarz Al'a przemknął cień, kiedy
odsunęła się na bezpieczną odległość i zaczęła przetrząsać telefon w poszukiwaniu
komórki, jednak zignorowała jego zachowanie, dochodząc do wniosku, że to w gruncie
rzeczy nie ma znaczenia.
Gdzie jesteś?
Wywróciła
oczami, porażona bezpośredniością pytania Rafaela. Po pierwsze, wciąż dziwnie
czuła się z tym, że z taką wprawą wysyłał jej kolejne SMS-y. A po
drugie, porażało ją to jego wyczucie czasu albo szósty zmysł, który pozwalał mu
stwierdzić, kiedy mogłaby nie siedzieć spokojnie w domu, w zamian
narażając się… nie tyle na niebezpieczeństwo, ale na ewentualne spojrzenia obcych mężczyzn.
Dyskretnie
zerknęła na Aldero, po czym w pośpiechu wystukała odpowiedź, dbając o to,
żeby kuzyn przynajmniej nie zauważył do kogo pisała. Co prawda wątpiła, żeby
wpadł na to, że mogłaby konwersować sobie z tym konkretnym Rafaelem, ale wolała nie musieć tłumaczyć się z tego,
co i z kim robiła w wolnej chwili.
U znajomej
To jakby
nie patrzeć była prawda, choć wątpiła, żeby Rafa był zadowolony, gdyby
dowiedział się wszystkiego. Czasami miała wrażenie, że ta cholerna istota
czułaby się najlepiej, mogąc pójść w ślady Elliotta i zamknąć ją w piwnicy,
by nabrać pewności, że jest bezpieczna – i że należy tylko i wyłącznie
do niego.
Cudownie.
Uruchomiła w zabójcy ludzkie uczucia, a ten już teraz próbował
traktować ją jak swoją własność.
Chciała
schować komórkę, ale powstrzymało ją nadejście kolejnego SMS-a. W tamtej
chwili doszła do wniosku, że Rafaelowi najwyraźniej się nudziło, skoro musiał
dosłownie czekać z telefonem w ręce, niecierpliwie czekając na
jakikolwiek sygnał z jej strony.
To moja wymówka, pamiętasz? Konkrety poproszę.
Och, no i co jeszcze? Mam ci może
napisać szczegółowe sprawozdanie z rozbiciem na poszczególne godziny?,
pomyślała z przekąsem, wymownie wywracają oczami. Znowu. Czasami naprawdę
nie rozumiała, co takiego ta przeklęta istota sobie myślała, ale z drugiej
strony… To była niemalże troska, chociaż sam zainteresowany prędzej dałby się
pokroić, aniżeli nazwał tę jedna kwestię po imieniu – i to zwłaszcza w rozmowie
z nią.
– Musisz to
robić nawet tutaj? – obruszył się Aldero, jednak decydując się zareagować.
Oderwała
wzrok od ekraniku, by móc na niego spojrzeć. Jej brwi z wolna powędrowały
ku górze, zdradzając narastającą z każdą kolejną sekundę konsternację.
– O co
ci chodzi? – westchnęła, po czym wzruszyła ramionami. – To tylko Rose. Pyta
się, czy nie widziałam jej pomadki – wyjaśniła, ale po minie kuzyna od razu
zorientowała się, że jej nie wierzył.
– Aha. I dlatego
z taką zaciętą miną wysyłasz kolejne wiadomości? – zapytał z powątpiewaniem.
– Wiem, że od dłuższego czasu ze sobą nie rozmawiacie.
– Wcale nie
– zaprotestowała, choć naturalnie miał rację; wciąż nie darowała siostrze tego,
że ta mogłaby chociaż zasugerował to, żeby cokolwiek zrobić Liz.
–
Powarkiwanie na siebie i wychodzenie, żeby nie przebywać na swojej
obecności, to nie rozmowa – zauważył przytomnie, po raz kolejny porażając ją
spostrzegawczością. – Zresztą nieważne. Nie chcesz, to nie mów – obruszył się, a Elena
aż otworzyła usta, co najmniej zaskoczona.
– Aldero…
Chciała
powiedzieć cokolwiek, co zabrzmiałoby choć po części przytomnie, ale
ostatecznie nic właściwego nie przyszło jej do głowy. Jakby tego było mało,
znowu usłyszała dźwięk telefon, kiedyś zaś spojrzała na wyświetlacz, przekonała
się, że Rafa najwyraźniej zaczął się niecierpliwić.
Elena?
Wiedziała,
że nie tyle powinna, co wręcz musi mu
odpisać, nie chcąc ryzykować, że mógłby dojść do wniosku, iż jednak wpakowała
się w kłopoty. Miał prawo być przewrażliwiony, zwłaszcza po tym, co miało
miejsce, kiedy zaatakował ją zmanipulowany przez Huntera Elliott, ale mimo
wszystko…
– Pisz
sobie dalej z Rose – rzucił
urażonym tonem Aldero, nawet na nią nie spoglądając. – Zobaczymy się potem.
Musze znaleźć Shannon i ustalić, co i kiedy gramy – dodał, ale
wiedziała, że to tylko i wyłącznie wymówka.
Zaklęła w duchu,
jednak nie próbowała go zatrzymywać. Sama nie była pewna, jak powinna rozumieć
zachowanie kuzyna, którego nastroje potrafiły zmieniać się ot tak, co
zdecydowanie nie było w jego przypadku normalne. Kto jak kto, ale ten z jej
kuzynów wydawał się mieć humor zawsze i wszędzie, niezależnie od tego, co
by się nie działo, jednak kiedy chodziło o nią… Gdyby go nie znała,
powiedziałaby, że postępowało w taki sposób, jakby było o nią
zazdrosny, jednak nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Zaborczy, zapatrzony w nią
Al? To nie wchodziło w grę, a przynajmniej tak pomyślała w pierwszym
odruchu.
Z drugiej
strony… Ten pocałunek. Powiedział, że nie powinien był tego robić i że
właściwie nic nie znaczyć, jednak czy aby na pewno? Aldero w ostatnim
czasie przechodził samego siebie, tak łatwo obrażając się i wyskakując z pretensjami,
nawet kiedy teoretycznie nie miał powodów. Inaczej sprawa miałyby się, gdyby
faktycznie zachowywała się szczególnie dziwnie, jednak analizując zachowanie
kuzyna…
Wypuściła
powietrze ze świstem, po czym pośpiesznie skoncentrowała się na telefonie.
Wolała nie czekać, aż Rafael naprawdę zaczynie się martwić, zresztą dalsze
analizowanie zachowania wampira zdecydowanie nie poprawiało jej nastroju. Nie
mogła wyobrazić sobie tego, że Al mógłby tak po prostu się w niej
zakochać, tym bardziej, że chłopak nigdy nie jawił jej się jako ktoś zdolny do
stałych, gorących uczuć. Pod tym względem zawsze byli do siebie podobni; oboje
lubili bawić się uczuciami, skupieni przede wszystkim na fizycznych doznaniach,
a nie szukanie partnera na stałe. W jej przypadku sprawa była o tle
skomplikowana, że cały czas szukała kogoś, kto poruszyłby jej serce w ten
szczególny sposób, ale Aldero…?
Jestem ze znajomymi i kuzynami. Odezwę się, kiedy będę mogła.
Nie dodała
niczego więcej, dochodząc do wniosku, że to powinno wystarczyć, by dał jej
spokój, przynajmniej na jakiś czas. Miała ochotę znaleźć jakieś względnie
bezpieczne miejsce, by dla pewności do niego zadzwonić, ale nie sądziła, by
Rafa puścił mimo uszu napływającą ze wszystkich stron głośną muzykę. Jeszcze
tego było jej trzeba, żeby znowu spróbował wkręcić się na imprezę, tym samym
ryzykując, że ktoś przypadkiem go zauważy.
– Ej,
Elena!
Aż się w niej
zagotowało, kiedy usłyszała głos Briana. W pierwszym odruchu zesztywniała,
po czym na powrót wbiła wzrok w telefon, zamierzając udawać, że niczego nie
dostrzega, a tym bardziej nie słyszy. Miała nadzieję – najpewniej płonną –
że chłopak choć raz użyje tego, co z założenia powinien mieć w głowie
i po prostu da jej spokój, szybko jednak zdała sobie sprawę z tego,
że nie ma na co liczyć. Nie miała pojęcia, co było gorsze – zapach alkoholu,
czy może dwie ciepłe dłonie, które bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wylądowały na
jej biodrach – jednak niezależnie od tego, w naturalnym odruchu okręciła
się na pięcie, chyba jedynie cudem nie rzucając się śmiertelnikowi do gardła.
– Brian! –
syknęła, po czym stanowczo odsunęła się o krok w tył, chcąc jak
najszybciej znaleźć się poza zasięgiem jego rąk. – Łapy przy sobie!
– Kiedyś ci
to nie przeszkadzało – zauważył, więc wywróciła oczami, porażona brakiem
pomyślunku z jego strony. Ciekawe
dlaczego! – Oj, Ell…
– Elena –
wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Serio musimy przechodzić przez to od
początku?
Naprawdę go
nie rozumiała, tym bardziej, że przez ostatnie dni wydawał się być na dobrej
drodze do tego, żeby dać jej święty spokój. W zasadzie nie przypominała
sobie, kiedy naprzykrzał jej się ostatnim razem, więc ten nagły powrót do
wcześniejszych zwyczajów, poraził ją bardziej niż cokolwiek innego. Chociaż
wiedziała, że irytowanie się na Briana nie ma sensu, prowadząc tylko i wyłącznie
do frustracji, ale mimo wszystko…
Tylko spokojnie… Zrobienie mu krzywdy na
oczach wszystkich wcale nie jest takim dobrym pomysłem, pomyślała gorączkowo,
próbując odzyskać nad sobą kontrolę. Jeśli
już, to po imprezie. Do bagażnika, do lasu, a potem pod ziemię – pełna
dyskrecja…
Cóż, sama
perspektywa mogłaby być kusząca, gdyby nie wzbudzała w niej aż tak silnego
niepokoju. Dobrze pamiętała, jak skończyło się to ostatnim razem, kiedy
zdecydowała się rzucić chłopakowi do gardła, jedynie cudem go nie zabijając. Tę
tajemnicę również dzieliła z Aldero, ale nagle zwątpiła, czy w razie
powtórki chłopak nadal byłby tak chętny do tego, żeby jej pomóc. Nie chodziło
już tylko o to, że zdecydowanie nie mogła pozwolić sobie na kolejną
wpadkę, a także o to, że tym razem w pobliżu mogłoby zabraknąć
kogoś, kto zechciałby ją wyciągnąć z opresji. Al to jedno, ale – co nagle
sobie uświadomiła – tak naprawdę najwięcej zawdzięczała Lawrence’owi, choć do
tej pory usiłowała nie myśleć o tym, że jej dziadek faktycznie był świadkiem tego, co zrobiła. Dotychczas
ignorowała nawet to, że nadal musiał być gdzieś w okolicy, a także że
rodzice naprawdę nie byli zadowoleni z tego, że w każdej chwili
mogłaby się na niego napatoczyć.
– Co u ciebie,
Elena? – odezwał się Brian, więc chcąc nie chcąc skoncentrowała na nim wzrok. –
Wciąż za tobą tęsknię, wiesz?
– Jakie to
przykre… – rzuciła, nie kryjąc rozdrażnienia. – Jesteś pewien, że nie
przyszedłeś zapytać mnie o kontakt do Alessi?
– Jezu, a ty
znowu o tym! – Potrząsnął z niedowierzaniem głową, tak urażony, jakby
to ona oglądała się za innymi, kiedy byli w tym nieszczęsnym związku. –
Wiesz, że to ty jesteś najpiękniejsza. Elena, słuchaj – zaczął, ale jedno jej
spojrzenie wystarczyło do tego, żeby zamknąć mu usta.
–
Rozmawialiśmy na ten temat wystarczająco długo. Co więcej, nie zmieniłam zdania
i miałam już nadzieję, że w końcu wbiłeś sobie do głowy to, co do
ciebie mówię – oznajmiła lodowatym tonem. Zacisnęła usta, coraz bardziej
poirytowana sytuacją, a także samą bliskością zdecydowanie zbyt nachalnego
Briana. Nie czuła od niego alkoholu, ale podejrzewała, że to jedynie kwestia
czasu, kiedy dorwie się do jakiejś butelki albo… czegokolwiek innego.
Chłopak
jęknął i zrobił taki ruch, jakby planował chwycić ją za ramiona. Sama
miała ochotę to zrobić, oczywiście po to, żeby energicznie nim potrząsnąć, bo
irytował ją bardziej niż ktokolwiek inny. Fakt, że czuła zapach jego krwi,
jedynie wszystko komplikował, choć tym razem zdecydowanie nie miała zamiaru
wgryzać mu się w gardło. Wręcz przeciwnie – dawne doświadczenia sprawiały,
że nade wszystko wzbraniała się przed taką możliwości, gotowa za wszelką cenę
zignorować pokusę i próbować trzymać nerwy na wodzy.
– Nie piję.
To znaczy… trochę piłem, wiesz jak to jest z wolną wolą, ale…
Potrząsnęła
głową.
– Dla mojej
przyjemności możesz przerzucić się nawet na sok pomarańczowy. To już naprawdę
nie jest mój problem – oznajmiła z naciskiem. – Daj już sobie spokój
Brian, zanim powiem coś, co cię zaboli. Nie mam ochoty się kłócić, a przy tobie
już dawno opadły mi ręce.
Spojrzała
mu w oczy, próbując znaleźć jakiekolwiek oznaki tego, że jej słowa w choć
minimalnym stopniu robiły na nim wrażenie. W duchu modliła się o to,
żeby się wycofał, tym bardziej, że już i tak nie była w najlepszym
nastroju. Nawet nie potrafiła skoncentrować na nim wzroku, przez co z opóźnieniem
uprzytomniła sobie, że na sobie miał coś, co chyba z założenia miało
upodabniać go do rycerza albo… Cóż, sama nie była pewna, ale musiała przyznać,
że dzięki postawnej budowie ciała, idealnie wpasowywał się do tej roli. Problem
leżał w tym, że ona zdecydowanie nie zamierzała być jego księżniczką.
Milczenie
przeciągało się, więc ostatecznie zdecydowała się oddalić. Odwróciła się na
pięcie, chcąc odejść i czując ulgę, kiedy okazało się, że Brian nie
próbował jej zatrzymywać. Czuła na sobie jego spojrzenie, ale nie próbowała
zastanawiać się nad tym, co takiego chodziło mu po głowie i co zamierzał
zrobić w najbliższym czasie. Pragnęła jedynie spokoju, nagle dochodząc do
wniosku, że nie miałaby nic przeciwko temu, żeby się z kimś związał – i to
nawet z Jessiką, której zawsze się podobał, a która z takim
uporem próbowała się do niej upodobnić; w takim układzie pewnie oboje
byliby zadowoleni.
– To przez
to, że masz kogoś? – rzucił Brian, jedynak decydując się odezwać. – Dopiero co
zerwaliśmy, a ty już się puszczasz?
Zacisnęła
usta, ledwo powstrzymując się przed tym, żeby na niego nie warknąć. Zaraz po
tym po prostu odeszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz