7 kwietnia 2016

Sto sześćdziesiąt jeden

Claudia
Poczucie irytacji nie opuszczało jej nawet na moment, stopniowo doprowadzając do szaleństwa. Wróciła do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi z większym zamachem, aniżeli by wypadało. Trzęsły się niebezpiecznie, ale nie wypadły z zaświatów, chociaż po cichu liczyła, że właśnie to zrobią. Miała ochotę coś zniszczyć i chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że niepotrzebne zawracanie na siebie uwagi może co najwyżej pogorszyć jej sytuację, przez dłuższą chwilę miała wielką ochotę to zignorować. W zasadzie kogo tak naprawdę obchodziło to, co robiła, kiedy była w swojej komnacie?
Niepotrzebnie się zagalopowała, pozwalając sobie na o wiele więcej niż powinna. Zdenerwowała Dimitra, chociaż zdecydowanie nie powinna była tego robić. To była niebezpieczna, skomplikowana gra, która niosła ze sobą ryzyko wystarczająco duże, żeby nawet najmniej istoty błąd mógł okazać się niebezpieczny. Nie mogła pozwolić sobie na impulsywność, o czym zresztą dopiero co zdążyła się przekonać. Teraz musiała podjąć decyzję ot tym, jak dalej postępować z Dimitrem, nie wspominając o znalezieniu jakiegoś sensownego usprawiedliwienia na to, że mogłaby próbować go pocałować. Tak bezpośrednie zarzucenie czegokolwiek kapłance również nie było dobrym pomysłem, przynajmniej tymczasowo, kiedy sprawa była taka świeża. Król był tak zapatrzony w Isabeau, że pewnie byłby zdolny wyznawać jej dozgonną miłość, w czasie gdy ta wrzucałaby kawałki jego ciała na stos.
Cholerne emocje. Gdyby nie one, sprawa byłaby o wiele prostsza, zresztą Claudia musiała przyznać królowej jedno: zrzeczenie się człowieczeństwa było najmądrzejszym, co ta mogła zrobić.
Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, wciąż wzburzona i bliska wybuchu szału. Wszystko w niej aż rwało się do tego, żeby rzucić to wszystko w cholerę i po prostu uciec, chociaż czuła, że w ten sposób może się co najwyżej pokrążyć. Amelie już raz dała jej do zrozumienia, co takiego sądzi o samym tylko pomyśle zrezygnowania z planu, który z góry narzuciła swojej podopiecznej. Denerwowanie tej kobiety było niczym prośba o najgorszą z możliwych kar, tym bardziej, że Claudia nie mogła zaprzeczyć, iż była swojej twórczyni coś winna. Przez lata wampirzego życia raz po raz musiała radzić sobie sama, zmieniając miejsce pobytu, tożsamości i imiona, w miarę jak zapędzała się w nieskończoną ucieczkę – zarówno przed samą sobą, jak i przed przeszłością, chociaż ta miała ją prześladować aż po kres wieczności.
Jakkolwiek by nie było, nie czuła się dobrze. W zasadzie to jawiło się jako niedopowiedzenie stulecia, bo ktoś, kto nauczył się na każdym koku wypatrywać potencjalnego niebezpieczeństwa, zdecydowanie nie miał być w stanie ot tak przymusić się do biernego trwania w miejscu. Gdyby miała pewność, że to może się udać, już dawno bez cienia żalu i wątpliwości opuściłaby Niebiańską Rezydencję, znikając dokładnie w ten sam sposób, co wielokrotnie wcześniej – po prostu rozpływając się w powietrzu, by nigdy więcej nie wrócić. Potrzebowała tego, a każdy kolejny dzień zwłoki jedynie podsycał odczuwany nań niepokój. Wiedziała, że traci czas i że wkrótce wydarzy się coś niedobrego, chociaż to wydawało się niedorzeczne. Minęło tyle czasu – całe wieki – podczas których nie popełniła najmniejszego nawet błędu, uciekając już chyba tylko z przyzwyczajenia. Amelie również zapewniała ją o tym, że nic niewłaściwego nie będzie miało miejsca, ale…
Bo przecież zawsze istnieje jakieś „ale”…
Niepokój nie był niczym nowym, ale skutecznie wytrącił ją z równowagi, przez co choć na moment zapomniała o wzburzeniu. Wciąż dziwnie podenerwowana i spięta, praktycznie bezwiednie skierowała się w stronę łazienki. Musiała się uspokoić, co wcale nie musiało być takie proste, zwłaszcza kiedy było się wampirem. Wszelakie bodźce docierały do niej w nadmiernie wyostrzony sposób, przez co nie była w stanie tak po prostu ich ignorować. Potrzebowała ukojenia, a skoro nie mogła samodzielnie podjąć decyzji o ucieczce, ostatecznie wybór padł na kąpiel – nie do końca zadowalający, ale lepszy niż żaden rodzaj kompromisu. Co prawda ciepła woda nie robiła najmniejszego nawet wrażenia na jej nieśmiertelnym ciele, ale samo doświadczenie było znajome i na swój sposób kojące, a przecież właśnie tego potrzebowała.
Dookoła panowała cisza, ale to jej nie przeszkadzało. Ciepła woda raz po raz muskała jej ciało, pieniąc się za sprawą zapachowych olejków, które znalazła w łazience. Jej nieprzeciętny węch w znaczącym stopniu reagował na każdy, nawet najbardziej subtelny rodzaj zapachu, a słodka, przyjemna kompozycja z miejsca przypadła jej do gustu. Jedno trzeba było Dimitrowi przyznać: zawsze dbał o wystrój i wyposażenie komnat, przejmując się swoimi gośćmi w stopniu wystarczającym, by ci mogli poczuć się naprawdę swobodnie. Co prawda zdawała sobie sprawę z tego, że przynajmniej tymczasowo nie zaliczała się do osób, które król chciał widzieć na oczy i z przyjemnością gościł, ale w otoczeniu pary wodnej i zapachów łatwo mogła o tym zapomnieć.
Kasztanowe włosy musnęły jej twarz, skręcając się i za sprawą wilgoci klejąc do jej skóry. W przypadku wampirów bez znaczenia mogłoby wydawać się to, czy miały na sobie ubranie, czy też nie, jednak Claudia poczuła się o wiele lepiej, kiedy w końcu mogła zrzucić z siebie długą, ciężką suknię. Bez większego zainteresowania wodziła wzrokiem na prawo i lewo, obserwując jak światło jarzeniówki igra na powierzchni jasnych kafelek, którymi wyłożona była łazienka. Widziała mikroskopijne drobinki kurzu, kształty, które tworzyła kłębiąca się para, a także każdą niedoskonałość otaczającej ją rzeczywistości – subtelne pęknięcia na suficie, zarysowania na kafelkach albo miejsce, w którym zawilgoconą dłonią dotknęła kafelków. Doświadczała tego wszystkiego na raz, co dla kogoś obdarzonego wyostrzonymi zmysłami mogłoby być męczące, gdyby nie to, że przez minione wieki miała dość czasu, by przywyknąć do takiego stanu rzeczy.
Pomimo wątpliwości, ostatecznie zdecydowała się zamknąć oczy. Oddychała powoli, raz po raz wciągając do płuc na pierwszy rzut oka zbędne istocie nieśmiertelnej powietrze i pozwalając, by to przyniosło jej ukojenie. W końcu zdołała się rozluźnić, przynajmniej przez moment czując się naprawdę swobodnie. Coś podobnego nie zdarzało się jej na co dzień, Claudia zresztą była istotą zbyt przewrażliwioną i skupioną na własnym bezpieczeństwie, by nagminnie pozwalać sobie na chwile nieuwagi. Potrzebowała czegoś więcej, by móc w pełni się zrelaksować, ale jak się nie ma, co się lubi…
Z wolna uniosła dłoń ku górze, by móc przeczesać palcami długie, kasztanowe loki. Myślała, że zabije Isabeau, kiedy ta podczas walki wyrwała jej włosy, czym skutecznie wytrąciła wampirzycę z równowagi. Claudia nigdy nie uważała się za osobę próżną, a przynajmniej nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem zdarzyło jej się spędzić przed lustrem dłużej iż kilka minut. Nigdy nie zachwycała się swoją urodą, chociaż jak każda nieśmiertelna miała w sobie ten nieodparty urok, który przyciągał mężczyzn – i to nie tylko ludzkich. Potrafiła wykorzystać swoje atuty, by namieszać innym w głowach, co potrafiło być prawdziwym wybawieniem, zwłaszcza kiedy przez całe życie skupiało się na ciągłej ucieczce. Niezależnie jednak od wszystkiego, trudno było nie wpaść w gniew, kiedy kapłanka wyrwała jej pokaźną garść włosów. Gdyby wciąż była człowiekiem, bez wątpienia wpadłaby w szał, chociaż loki prędzej czy później by odrosły. Problem leżał w tym, że w przypadku wampirów nic podobnego nie miało miejsca, więc efekt szarpaniny mógłby okazać się… naprawdę zgubny w skutkach, gdyby pozwoliła się oszpecić.
Być może gdyby była normalna, to faktycznie by wystarczyło.
Przesunęła palcami po lśniących, nienaruszonych w żaden sposób włosach, uśmiechając się mimowolnie. Dzięki bogini, że nie była zwyczajna, o ile ten termin w odniesieniu do wampira w ogóle miał rację bytu. Kiedyś wiele oddałaby za to, by stać się szpetną i odpychającą, jednak to było dawno, a od tego czasu wszystko się zmieniło. Już i tak straciła dość, więc odebranie jej czegokolwiek cennego mogłoby okazać się problematycznym zadaniem.
No cóż, prócz wolności, chociaż myślenie o niej w sytuacji, w której zmuszała się do wykonania narzuconego jej zadania, wydawało się dość ironiczne. Z drugiej strony, to i tak było lepsze od tego, czego doświadczyła w przeszłości i co zakończyła właśnie Amelie. Miała dość powodów, by darzyć wampirzycę szacunkiem i tym szczególnym rodzajem wdzięczności, który ostatecznie przekonał ją do tego, by przestać się spierać. Co prawda nawet gdyby spróbowała, jej stwórczyni w dość nieprzyjemny sposób dałaby jej do zrozumienia, co takiego myśli o próbie ucieczki, ale…
Nie zauważyła, że cokolwiek jest nie tak – żadnego znak, zapachu albo innego rodzaju bodźca, który uprzytomniłby jej, że powinna być ostrożna. W efekcie tym większym zaskoczeniem była dla niej dłoń, która z siłą imadła zacisnęła się na jej gardle, zdecydowanym ruchem wpychając zaskoczoną wampirzycę pod wodę. Szarpnęła się, usiłując w jakikolwiek sposób oswobodzić się z uścisku, to jednak okazało się niemożliwe. Co więcej, kiedy z przyzwyczajenia nabrała powietrza do płuc, przy okazji pozwalając na to, by do jej gardła dostał się cały haust wody, najzwyczajniej w świecie się zakrztusiła. To niemożliwe…, uświadomiła sobie w panice, jednak zarówno ta, jak i jej podobne myśli prawie natychmiast zostały wyparte przez strach, kiedy z całą mocą doświadczyła czegoś, co w przypadku istoty nieśmiertelnej, której tlen był zbędny do normalnego funkcjonowania, nie powinno mieć miejsca.
To niemożliwe…, pomyślała raz jeszcze, ale to nie zmieniało najistotniejszego: tego, że właśnie się topiła.
Czuła to całą sobą, doświadczając całej mieszanki skrajnych, przesadnie intensywnych odczuć. Czuła wodę, która wdarła się do jej gardła, a później głębiej, bezlitośnie zalewając płuca. Do tej pory sądziła, że nic nie będzie w stanie aż do tego stopnia wytrącić jej z równowagi, zmuszając do niemalże panicznej próby wydostania się na zewnątrz i złapać tchu. Chociaż to wydawało się nieprawdopodobne, miała wrażenie, że kręci jej się w głowie, a płuca protestują przez brak tlenu. Dusiła się, cała klatka piersiowa wydawała się palić żywym ogniem, a dłonie bezskutecznie zaciskały się na krawędziach wanny, tylko po to, by po chwili z powrotem ześlizgnąć się na dół.
Nie miała pewności, jak długo to trwało. Dłoń puściła ją nagle, ale prawie tego nie zarejestrowała, bardziej przejęta tym, że w końcu mogła usiąść. Gwałtownie poderwała się do pozycji siedzącej, rozchlapując na wszystkie strony wodę i zanosząc się coraz silniejszym, bardziej uciążliwym kaszlem. Pochyliła się do przodu, usiłując wypluć zalegającą w jej przełyku wodę. Łapczywie chwytała powietrze, to jednak okazało się dla niej całkowicie obojętne, po prostu przesuwając się do płuc i z powrotem, nie pozostawiając po sobie ani ukojenia, ani żadnej innej oczekiwanej formy odczuć. Było tak, jak być powinno, ale…
– Dobry wieczór, Claudio.
Gdyby jej serce wciąż biło, w tamtej chwili bez wątpienia wyrwałoby się na zewnątrz albo najzwyczajniej w świecie się zatrzymało. Wciąż dysząc tak ciężko, jakby dopiero co przebiegła maraton, kurczowo zacisnęła palce na krawędzi wanny, usiłując usiąść w taki sposób, by nie ryzykować ponownego znalezienia się pod wodą. Poruszała się prawie jak w transie, zbyt roztrzęsiona i oszołomiona, by zwrócić uwagę na cokolwiek z tego, co działo się wokół niej. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie pary znajomych, krwistoczerwonych oczu, jednak za wszelką cenę usiłowała odsunąć konieczność uniesienia głowy i spojrzenia na swoją niechcianą towarzyszkę. Nie obchodziło ją również to, że była naga, chociaż już dawno nikt nie upokorzył ją w taki sposób – i to łącznie z Dimitrem, który w tak niefortunny sposób zareagował na ten cholerny pocałunek.
Milczenie wydawało przeciągać się w nieskończoność, jednak to nie miało dla niej znaczenia. Bezskutecznie próbowała się uspokoić, pragnąc jak najszybciej wyjść z łazienki i znaleźć się w przynajmniej względnie bezpiecznej sypialni, to jednak nie wchodziło w grę.
– Nie spojrzysz na mnie? Nie lubię przemawiać do siebie, Claudio – odezwała się ponownie Amelie, a wampirzyca uznała, że nie ma innego wyboru.
Kobieta spokojnie siedziała na krawędzi wanny, milcząca i wyniosła, zresztą tak jak i zawsze, kiedy Claudia miała okazję ją zobaczyć. Jasne włosy falami opadały na smukłe ramiona i plecy, a czerwone tęczówki z uwagą śledziły każdy kolejny ruch jej podopiecznej. Amelie wyglądała wręcz nienaturalnie w zwyczajnej, zaparowanej łazience, na pierwszy rzut oka wyglądając raczej jak zjawa, aniżeli wampirzyca. Jakby tego było mało, trudno było w jakikolwiek sensowny sposób wytłumaczyć to, jakim cudem mogłaby być zdolna dostać się do wnętrza Niebiańskiej Rezydencji – i to właśnie ona: osoba stojąca najbliżej samej Isobel.
Claudia milczała, zmuszając się do tego, by nie spuścić wzroku. Usiłowała wziąć się w garść, zachowując jak ktoś godny swojej pozycji i wieku, to jednak było trudne w sytuacji, w której doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Amelie miała nad nią przewagę.
– Ja… – Skrzywiła się, kiedy jej głos zabrzmiał w ten nieakceptowalny, zdradzający coraz silniejszy niepokój sposób. Nie powinna była okazywać lęku, a przynajmniej nie przy tej kobiecie. – Wybacz mi, proszę – zreflektowała się pośpiesznie.
Nie zapytała o nic, co miało związek z tym, co spotkało ją zaledwie chwilę wcześniej. Jakiekolwiek pytania wydawały się zbędne, skoro doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co potrafiła Amelie. Ba! Była skłonna stwierdzić, że jako jedyna poznała wampirzycę na tyle dobrze, żeby naprawdę zacząć jej się obawiać. Ta istota była stworzona do rzeczy strasznych i potężnych zarazem, a Claudia zdecydowanie nie chciała przekonać się o tym, co mogłoby spotkać tego, kto zasłużyłby sobie na pełnię jej gniewu.
Co więcej, nigdy tak naprawdę Amelie nie rozumiała. Jeśli miała być ze sobą szczera, chyba tak naprawdę tego nie chciała, woląc nie wnikać w to, dlaczego kobieta tak silna i potężna wciąż trwała przy Isobel. Gdyby to właśnie ona miała decydować, bez chwili wahania powiedziałaby, że obie nieśmiertelne są sobie równe…
A może nawet to, że właśnie Amelie należało obawiać się tak naprawdę, tym bardziej, że to właśnie od niej wszystko się zaczęło.
Potęga Isobel również.
– Uznajmy to za taką małą lekcję… Lepiej byś nigdy nie zapominała o tym, jak wiele mi zawdzięczasz, moja droga – odezwała się cicho Amelie. Nie musiała podnosić głosu i jakoś szczególnie się wysilać, by zapewnić sobie posłuch. – Śmiertelnicy bywają ograniczeni, nie uważasz?
– Dobrze pamiętam – oznajmiła z pokorą, lekko pochylając głowę.
Amelie rzuciła jej pełne aprobaty spojrzenie, momentalnie łagodniejąc. Kiedy wpadała w gniew, jej uczucia i zachowanie bywały spektakularne, jednak tym razem nie wydawała się zdenerwowana. Wręcz przeciwnie – Claudia nie po raz pierwszy miała wrażenie, że kobieta spogląda na nią prawie tak, jak kochająca, troskliwa matka, co zresztą na swój sposób opisywało ich relacje. Gdyby nie Amelie, najpewniej już dawno byłaby martwa albo spotkałoby ją coś o wiele gorsze od ciągłej ucieczki. Scenariuszy były wiele, a Claudia doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak ważną rolę w jej życiu odegrała stwórczyni. To sprawiało, że darzyła nieśmiertelną szczególnym rodzajem szacunku, co jednak nie przeszkadzało jej w tym, by momentami szczerze jej nienawidzić, zwłaszcza ostatnio, kiedy odwieczna raz po raz przymuszała ją do robienia rzeczy, które w normalnym wypadku nie przyszłyby jej do głowy. Nie chodziło o to, że była zbyt słaba albo litościwa; problem leżał w tym, że zdążyła przywyknąć do tego, że jej egzystencja zależy tylko i wyłącznie od niej, a pojawienie się Amelie jednoznacznie utwierdziło ją w przekonaniu, że nigdy tak nie było.
Wciąż obserwując wampirzycę kątem oka, spróbowała odgarnąć wilgotne włosy, by nie przysłaniały jej twarzy stwórczyni. Zaczynała czuć się coraz bardziej nieswojo, jednak starała się tego nie okazywać, przez lata doświadczeń nauczona tego, że względem silniejszych należało zachować odpowiednią dozę pokory.
– Amelie… Nie spodziewałam się ciebie, zwłaszcza tutaj – powiedziała cicho, w duchu modląc się o to, żeby do jej głosu nie wdarła się nutka rozczarowania czy paniki. Przecież nie mogła dać kobiecie do zrozumienia, że jej widok jej nie zadowolił. – Gdybyś dała mi znać, wtedy…
– Nie było takiej potrzeby – przerwała jej ze spokojem wampirzyca. – W końcu nie masz przede mną nic do ukrycia. Ten moment jest równie dobry, co każdy inny, czyż nie?
Cóż, może gdybym akurat nie próbowała się kąpać…
Kąciki ust Amelie drgnęły nieznacznie, ale Claudia nie miała pewności, co tak naprawdę to oznaczało. Czasami była niemalże całkowicie pewna, że kobieta jest w stanie wniknąć w jej umysł, chociaż nigdy nie zapytała jej o to wprost. Równie dobrym wyjaśnieniem mogło być to, ze odwieczna dysponowała wyjątkowo rozwiniętą intuicją, choć i to wcale nie musiało być bliskie prawdy. Z pewnością nie miała do czynienia z telepatką, jednak w przypadku pierwotnej nie czyniło to najmniejszej różnicy. Przy takich zdolnościach…
Amelie nie bez powodu była nazywana w przeszłości „czarownicą”. Kto jak kto, ale Claudia dobrze wiedziała, skąd wzięły się te plotki i ile było w nich prawdy.
– Gdybym wiedziała, mogłabym lepiej się przygotować – powiedziała, ostrożnie dobierając słowa i pragnąc zabrzmieć jak najbardziej przekonywująco. – Daj mi przynajmniej chwilę, a przyjmę cię tak, jak powinnam. Jestem pewna, że wiesz, co robisz i że nie przyszłabyś, gdyby ktoś mógł nas przyłapać, więc…
– Nie trudź się, Claudio – ucięła stanowczym tonem Amelie. – To bardzo miło z twojej strony, ale nie mam czasu na dłuższe rozmowy. Przyszłam, bo Isobel zaczyna się niecierpliwić.
– Królowa? – zapytała zaskoczona, chociaż to wydawało się oczywiste.
Amelie rzuciła jej karcące spojrzenie, wyraźnie niezadowolona z tego, że ktokolwiek mógłby jej przerwać. Ostatecznie nie skomentowała tego nawet słowem, ale jej podopieczna wiedziała, że musi się pilnować i trzymać język za zębami.
– Wszystko idzie w dobrym kierunku, ale to akurat nie jest czymś, co powinno cię interesować… Przynajmniej tymczasowo. – Amelie zawahała się na moment, skoncentrowana na odpowiednim doborze słów. – Sęk w tym, że zewnętrzne sprawy ciągną się za długo.
– Pracuję nad Dimitrem – zaoponowała, nagle zaniepokojona. Robiła wszystko, co mogła, a jednak wciąż było im mało? – Pozbyłam się królowej i właśnie już żądzę w mieście, przynajmniej tak długo, jak Dimitr nie interesuje się swoimi powinnościami. Mam wszystko pod kontrolą, więc nie rozumiem…
– Ależ ja niczego nie zarzucam tobie, Claudio.
Otworzyła i zamknęła usta, co najmniej zaskoczona takim oświadczeniem. Spodziewała się naprawdę wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że Amelie mogłaby powiedzieć coś, co od biedy można było uznać za komplement. To sprawiło, że Claudia na dłuższą chwilę zamilkła, zdolna co najwyżej spoglądać na kobietę z powątpiewaniem, podświadomie wyczekując tego, że ta jednak znajdzie powód, by raz jeszcze ją ukarać.
Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim Amelie zdecydowała się podjąć temat i przejść do rzeczy. Nie wiedziała, czy kobieta robiła to specjalnie, czy może z rozmysłem dobierała kolejne słowa, by przypadkiem nie powiedzieć za dużo, to jednak w tamtej chwili stanowiło dla Claudii najmniej istotną kwestię.
– Pani martwią pewne komplikacje w Seattle – powiedziała w końcu wampirzyca. – Powinnam się tym zająć, ale mam ważniejsze rzeczy na głowie od szukania nieporadnych sług. Pomyślałam, że będę mieć kolejne zadanie dla ciebie, jeśli tylko nie będziesz miała nic przeciwko temu, by wyświadczyć mi przysługę.
A mam jakiś wybór?, pomyślała z przekąsem, jednak nie była na tyle głupia, by zadać to pytanie na głos.
– Wszystko, Amelie – powiedziała z naciskiem. – Przecież wiesz.
Pierwotna wydała z siebie przeciągłe westchnienie.
– Obyś kiedyś nie pożałowała złożenia mi tej obietnicy… – mruknęła, a Claudia zadrżała niekontrolowanie, nagle zaniepokojona. – Ale w porządku. I nie martw się, moja droga, tym razem zadanie jest proste, a ty nie musisz fatygować się do tego, by wykonać je osobiście…
Claudia krótko skinęła głową.
Po tym, jak zmusiła się do ujawnienia, jakiekolwiek zadanie miało okazać się proste.

1 komentarz:

  1. Haj c:
    Ścian, krzeseł nie było, ale za to jak jak ładnie kto kogoś topił. Co prawda Claudia nie może umrzeć od tego, ale zawsze miło poczytać Jak się ktoś nad nią znęca. I nie jest przy tym wcale dżentelmenem.
    Nie mam pojęcia co powinnam sądzić o samej Amelie. Jestem ciekawa jakie to zadanie dostała Claudia, naprawdę lubisz tak niespodziewanie urywać rozdziały, prawda? I potem jeszcze dawać perspektywę ktoś innego, a na odpowiedź trzeba social poczekać. C: Za takie rzeczy powinno się robić krzywdę. :D
    Rozdział mi się podobał, chociaż mogłoby być więcej znęcania się nad Claudia i byłabym bardziej zadowolona xD Nie, że po tym nie jestem, ale wiesz co mam na myśli:D
    A teraz idę czytać dalej. C;
    Gabi^^

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa