11 kwietnia 2016

Sto sześćdziesiąt cztery

Claire
Długo wahała się nad tym, co powinna zrobić. Słuchała, myślała i starała się za wszelką cenę zapanować nad wciąż odczuwanym strachem, chociaż to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby się tego spodziewać. Serce wciąż biło jej szybciej na samo wspomnienie tego, jak to stworzenie – pies o całkiem sympatycznym imieniu Star – tak po prostu na nią skoczyło. Chociaż przynajmniej kilkukrotnie słyszała, że to wcale nie była próba ataku, a suczka chciała się po prostu bawić, ale trudno było jej ot tak przyjąć to do wiadomości. Być może była przewrażliwiona, jednak czuła, że miała do tego prawo, zwłaszcza kiedy myślała o tym, jak kilka lat temu…
Nie, nie chciała i absolutnie nie mogła o tym myśleć. Wiedziała to doskonale, nie po raz pierwszy przekonując samą siebie, że ciągłe trzymanie się przeszłości nie ma najmniejszego nawet sensu. Z tego powodu w ogóle zaczęła nalegać, by przyjechać tutaj, kiedy tylko nabrała przekonania, że istnieje szansa na to, żeby zobaczyć się z tym chłopakiem. Co prawda nie wyobrażała sobie tego w ten sposób, zresztą Seth nie pojawił się więcej, odkąd zabrał Star na piętro, jednak nie to było najistotniejsze. Jakaś jej cząstka chciała tej rozmowy i postawienia sprawy jasno, choć jednocześnie nie była w stanie wyobrazić sobie jakiejkolwiek dyskusji na temat tak wrażliwy, jak kwestia wpojenia. Już i tak zbyt długo walczyła ze sobą, rozdarta pomiędzy cieniami przeszłości a obawą przed zranieniem kogoś, kto nawet nie miał kontroli nad uczuciami, którymi ją darzył.
Bo Seth ją kochał, przynajmniej teoretycznie, jeśli tylko dobrze zrozumiała wyjaśnienia Renesmee. Wciąż nie docierało do niej to, że jakikolwiek mężczyzna mógłby spojrzeć na nią inaczej niż na dziecko, chociaż tym również od dawna nie była. Przy Rufusie łatwo zapominała o tym, że już dawno miała prawo do tego, by znaleźć sobie partnera, wyjść za mąż, mieć dzieci… To było niepojęte, zwłaszcza dla kogoś, kto niemal całe życie spędził w podziemiach. Isobel odebrała jej więcej niż tylko matkę i szansę na dzieciństwo choć w połowie tak udane, jak miało jej kuzynostwo. Wszystko było nie tak, a ona nie była w stanie ot tak przyzwyczaić się do nowego stanu rzeczy, na każdym kroku dopiero ucząc się tego, co dla innych musiało być normalne. Tak było również z Sethem, którego o wiele łatwiej mogłaby ignorować, gdyby przynajmniej miała pewność, że w grę wchodzi co najwyżej chwilowe zauroczenie, a chłopak szybko się otrząśnie.
Raz po raz nerwowo zaciskała dłonie w pięści, obojętna na delikatne pulsowanie, które czuła za każdym razem, kiedy naruszała świeże nacięcie. Miała tylko nadzieję, że Gabriel faktycznie miał jakiś plan, dzięki któremu w porę wpadłaby na Damiena zaraz po powrocie do Seattle. Ojciec i tak nie miał być zadowolony z tego, że podjęła decyzję o przyjeździe do miejsca, gdzie w każdej chwili mogła napatoczyć się na zmiennokształtnych, a tym bardziej chciała dyskutować z jednym z nich. Jedynym pocieszeniem mogło okazać się to, że mama nie pozwoli mu zrobić nic głupiego, tym bardziej, że Claire pozostawała w towarzystwie jej ukochanego brata – a więc kogoś, kto na pewno nie pozwoliłby jej skrzywdzić. To powinno było wystarczyć, żeby uniknąć burzy, której w innym wypadku mogliby się spodziewać, gdyby jednak okazało się, że stała jej się jakakolwiek krzywda; no i Seth miałby szansę na przeżycie, chociaż z drugiej strony…
Sama nie była pewna, w którym momencie myśli stały się na tyle uciążliwe, by zaczęła mieć ich dość. Przez większość czasu milczała, obojętnie przysłuchując się rozmowie, którą prowadzili Gabriel i Renesmee z dwójką ludzi, która była tak bliska dziewczynie. Czasami jakieś pytania kierowali do niej, więc chcąc nie chcąc się udzielała, ograniczając się zwykle do uprzejmych odpowiedzi i (miała nadzieję) wystarczająco szczerych uśmiechów. Chciała czuć się swobodnie, ale trudno było tego dokonać, kiedy raz po raz przyłapywała siostrę swojego niechcianego adoratora na tym, że ta dosłownie taksowała ją wzrokiem. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, najpewniej już dawno byłaby martwa, jednak starała się o tym nie myśleć. W porządku, to najzupełniej normalne, że dziewczyna nie była zadowolona z tego, co spotkało jej brata. To, że Sue raz po raz mierzyła ją wzrokiem, najpewniej oceniając wybrankę syna, również nie powinno było jej interesować. W końcu nigdy tak naprawdę tego nie chciała, a gdyby mogła zrobić cokolwiek, byleby zapewnić chłopakowi przynajmniej odrobinę swobody, zrobiłaby to.
Cóż, wiedziała, że można zerwać wpojenie. To też była jakieś rozwiązanie, chociaż wolała nie zastanawiać się nad tym, jak zareagowałby ojciec, gdyby poinformowała go, że jest w trakcie poszukiwania dobrej duszyczki, która pomogłaby jej zajść w ciążę i uwolnić się od pewnego zakochanego wilka.
Pomijając to, że zaczynała czuć się jak piąte koło u wozu, powoli zaczynając zazdrościć Elenie szybkiej ewakuacji, nie mogła zaprzeczyć, że atmosfera była o wiele bardziej znośna. Nessie wydawała się zadowolona, nawet jeśli nie pałała szczególnym entuzjazmem do udzielenia komendantowi jakichkolwiek wyjaśnień. Claire nie miała pewności, jaki układ miał ten mężczyzna z resztą rodziny, ale wszystko wskazywało na to, że zadowalał się niedopowiedzeniami. Nie raz przerywał, wspominając o tym, że „nie chce wiedzieć więcej niż musi”, poza tym przez całą rozmowę ani razu nie padło słowo „wampir” czy „hybryda”. Konieczność ukrywania się była dziwna, zresztą tak jak i świadomość tego, że zdradzenie tajemnicy mogłoby ściągnąć na wszystkich kłopoty, ale w ostatnim czasie przychodziło jej z łatwością. Wiedziała zresztą, że powinna się przyzwyczaić, tym bardziej, że w najbliższym czasie powrót do Miasta Nocy nie wchodził w grę – nie, skoro zarówno Layla, jak i Rufus, mogli zginąć, gdyby tylko znaleźli się w okolicy.
Skrzywiła się mimowolnie, niezadowolona z kierunku, który przybrały jej myśli. Pomijając Setha i wpojenie, znowu zaczynała zastanawiać się nad związkiem Dimitra i Isabeau, a to również nie należało do przyjemnych kwestii. W ostatnim czasie wszystko było nie tak, a dziewczyna nie miała pewności, czy w ogóle powinna chcieć poznać szczegóły. Skoro na świecie było tyle zła, jak mogłaby oczekiwać miłości? Już zdążyła się przekonać, że mężczyźni potrafią być okrutni, z kolei Seth… Cóż, nawet gdyby nie napawał jej przerażeniem, to jego stosunek do niej tak czy inaczej warunkowało wpojenie – rzekoma „magia”, która najpewniej była ni mniej, ni więcej, ale jakąś biologiczną reakcją organizmu zmiennokształtnych, mającą zapewnić im przedłużenie gatunku.
Dobra bogini, to zdecydowanie nie brzmiało zachęcająco.
– W porządku, Claire? – usłyszała i nieco nieprzytomnie spojrzała na Gabriela, by przekonać się, że ten z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy spoglądał w jej stronę.
– Co…? Och, oczywiście – zreflektowała się pośpiesznie. Zaraz po tym bezwiednie poderwała się na równe nogi, mając wrażenie, że jeśli natychmiast czegoś nie zrobi, po prostu oszaleje. – Idę się przejść, jeśli nie macie nic przeciwko. Boli mnie głowa – dodała, co zresztą wcale nie było takie dalekie od prawdy.
Nikt nie zaprotestował, a po bladym uśmiechu, którym na odchodne obdarowała ją Renesmee, Claire zorientowała się, że ta najpewniej podejrzewała w czym leżał problem. Był jeszcze wujek, ten jednak w naturalny sposób wiedział i dostrzegał więcej niż ktokolwiek mógłby sobie życzyć. Nie żałowała, że przyszła do niego, kiedy kwestia unikania Setha zaczęła być problematyczna, aż nazbyt świadoma tego, że zawsze był w stanie jej pomóc. Po pierwsze, wciąż pozostawała córką jego siostry, a dla tej zrobiłby wszystko. A po drugie, byli rodziną, a Gabriel bez wątpienia był jedną z tych osób, która dla najbliższych dałaby się zabić, zaś możliwość zrobienia czegoś, czego przy okazji Rufus nie popierał, bez wątpienia była chłopakowi na rękę.
Nikt nie zaprotestował, kiedy ruszyła w stronę drzwi, co przyjęła z ulgą. Chłodne powietrze miało w sobie coś kojącego, zresztą tak jak i charakterystyczna dla stanu Waszyngton deszczowa aura, którą dostrzegała niemalże na każdym kroku. Przystanęła na ganku, rozglądając się dookoła, by łatwiej rozeznać się w okolicy, choć dzięki wyostrzonym zmysłom i tak trudno byłoby jej się zgubić. Samo Forks sprawiało wrażenie malutkiego, kiedy zaś uważniej przyjrzała się otoczeniu, doszła do wniosku, że perspektyw w zasadzie ma tylko dwie: przejść się po mieście albo skierować ku linii rosnących za domem drzew, by wejść do zajmującego całkiem pokaźny obszar lasu. Nie musiała nawet się zastanawiać, by zdecydować się na to drugie, nie mając ochoty na przebywanie w jakimkolwiek towarzystwie – i to nawet gdyby miało ograniczać się do ewentualnych przechodniów i kilku przemykających ulicą aut.
Szła ostrożnie, niepewnie stawiając kroki na nierównej ściółce. Nie narzekała na zmysł równowagi, a już na pewno nie kończyła na ziemi tak często, jak przytrafiało się to Jocelyne, ale i tak wolała być ostrożna. Jej myśli raz po raz uciekały tam, gdzie zdecydowanie nie powinny, przez co skoncentrowanie się na czymkolwiek, wydawało się graniczyć niemalże z cudem. Chociaż ze wszystkich stron otaczały ją spokój i cisza, wcale nie czuła się lepiej niż w salonie, chociaż poza domem miała przynajmniej swobodę ruchów. Spacer bywał zbawienny, z kolei samotność nigdy szczególnie jej nie przeszkadzała, w gruncie rzeczy nie będąc dla niej niczym nowym. To była kolejna cecha, którą dzieliła z Rufusem, zresztą tak jak i zamiłowanie do nauki czy książek; milczenie było bezpieczne, poza tym dawało możliwości dostrzegania szczegółów, które w normalnym wypadku by jej umknęły. Co więcej, to właśnie cisza sprzyjała poezji, chociaż szczerze wątpiła w to, by ojciec był w stanie zrozumieć akurat tę konkretną zaletę.
Nie śpieszyła się, w naturalny sposób stawiając na spokojne, ludzkie tempo. Nie musiała obracać się przez ramię, by nabrać przekonania, że zdążyła zostawić dom ojca matki Renesmee za sobą, a ten najpewniej znajdował się poza zasięgiem jej wzroku. To nie było niczym niepokojącym, tym bardziej, że byłaby w stanie odszukać swoje własne ślady nawet z zamkniętymi oczami, gdyby tylko pojawiła się taka potrzeba. Orientowanie się w terenie było proste, zwłaszcza przy wyostrzonych zmysłach – i to nawet dla kogoś, kto całe życie spędził w podziemiach. To też wiele ją nauczyło, bo poruszanie się po tunelach było po stokroć bardziej skomplikowane od zapamiętania krótkiego, prostego odcinka dopiero co przebytej drogi.
Jej zmysły bez trudu reagowały na każdy, nawet najbardziej subtelny dźwięk czy ruch. Las żył swoim życiem, pełen istot, których człowiek nie byłby w stanie zauważyć, ale ona wyczuwała je bez najmniejszego nawet problemu. Część zwierząt uciekała, reagując na jej obecność i uznając dziewczynę jako potencjalne zagrożenie, jednak znamienita większość z nich wydawała się całkowicie obojętna. Zabawne, przeszło jej przez myśl i ledwo powstrzymała się przed wywróceniem oczami, mimowolnie dochodząc do wniosku, że gdyby tylko zechciała, mogłaby urządzić sobie polowanie. Nigdy nie brała pod uwagę „wegetarianizmu”, a już na pewno nie czuła potrzeby próbowania zwierzęcej krwi, ale gdyby te istoty wiedziały do czego jest zdolna, najpewniej już dawno znalazłyby sobie odpowiednią kryjówkę.
Milczenie miało w sobie coś kojącego, ale i tak zaczęła żałować, że jest sama. Nie pojmowała tego rozdarcia i dwojakości uczuć, ale tak właśnie było. W gruncie rzeczy sama nie potrafiła stwierdzić, czego tak naprawdę chce, czując niechęć zarówno względem całkowitej samotności, jak i powrotem do salonu, gdzie znowu mogłaby co najwyżej siedzieć, słuchać i od czasu do czasu odpowiadać na zadawane pytania. Taka perspektywa nie miała w sobie niczego zachęcającego, a Claire ostatecznie doszła do wniosku, że o wiele lepiej czułaby się z możliwością, żeby usiąść pod drzewem z książką na kolanach i na kilka godzin po prostu odpłynąć. To byłoby najprostsze rozwiązanie, które w przeszłości praktykowała nie raz, co zresztą bawiło Lucasa, który niejednokrotnie powtarzał, że wyglądała uroczo. Wtedy zwykle nie miała pojęcia, kiedy ktokolwiek ją obserwował, a skoro tak…
Wrażenie, że nie jest sama, pojawiło się nagle i skutecznie wytrąciło ją z równowagi. Momentalnie zesztywniała, po czym niespokojnie rozejrzała się dookoła, wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Chociaż nie miała po temu żadnego sensownego powodu, serce zabiło jej mocniej, chyba jedynie cudem nie wyrywając się z piersi. Instynktownie przesunęła się bliżej solidnie wyglądającego pnia drzewa, opierając się nań plecami, jakby w ten sposób mogła zapewnić sobie bezpieczeństwo. Ciemne włosy opadły jej na twarz, częściowo ją przysłaniając, ale prawie nie zwróciła na to uwagi, zresztą jak i na pokrywający chropowatą korę mech. Napięła mięśnie, samej sobie nie potrafiąc wytłumaczyć takiej reakcji, tym bardziej, że intruzem mógł być ktokolwiek, ale…
Och, tak naprawdę wiedziała, kogo powinna się spodziewać.
Wbiła wzrok w przestrzeń pomiędzy drzewami, ledwo tylko nabrała pewności z której strony powinna spodziewać się nadejścia niespodziewanego towarzystwa. Korzenny zapach ginął pośród innych, charakterystycznych dla drzew i gęstwiny, ale wciąż była w stanie wychwycić bicie serca i kroki, zwiastujące czyjąkolwiek obecność. Chwilę później w końcu zauważyła smukłą, chociaż muskularną sylwetkę, którą momentalnie rozpoznała. Chłopak przystanął, równe ostrożny, co i podekscytowany, dokładnie jak ostatnim razem, kiedy zaszedł ją pod domem Cullenów. Tym razem przynajmniej zdołała nad sobą zapanować, zmuszając się do spokojnego stania w miejscu, ale prawda była taka, że i tak momentalnie zapragnęła odwrócić się na pięcie i jak najszybciej wycofać.
Seth zawahał się, wyraźnie zmieszany, co jednak nie powstrzymało go przed uważnym lustrowaniem wzrokiem całej jej postaci. Zauważyła, że miał ciemne oczy, a kiedy przyjrzała się dokładniej, doszła do wniosku, że gdyby akurat nie był zaniepokojony, jego spojrzenie byłoby całkiem sympatyczne. Wyglądał młodo, chociaż w przypadku nieśmiertelnych to mogło być jedynie wrażeniem, bo pozory lubiły mylić; zwłaszcza kwestia wieku pozostawała problematyczna, choć z tego, co wiedziała, chłopak był młodszy od niej. Na sobie miał zwykłą koszulkę z krótkim rękawkiem, co przypadło jej do gustu dużo bardziej niż sposób, w jaki zawsze nosił się znajomy Renesmee, któremu najpewniej wszystko jedno było to, czy akurat miał coś na sobie. Co prawda pogoda nie sprzyjała temu, by biegać po dworze bez kurtki, ale zarówno zmiennokształtni, jak i ona sama nie byli wrażliwi na zmiany temperatury w takim stopniu jak ludzie. W efekcie była w stanie tę niedbałość zrozumieć, chociaż momentalnie i tak zrobiło jej się zimno – z tym, że to zdecydowanie nie miało żadnego związku z pogodą.
Milczenie przeciągało się, stopniowo doprowadzając ją do szaleństwa. Trwała w bezruchu, wciskając się w drzewo i nawet na moment nie odrywając wzroku od chłopaka. Gdyby nie zdawała sobie sprawy z tego, kim był i w co w każdej chwili mógłby się zmienić, doszłaby nawet do wniosku, że wyglądał miło. Było coś sympatycznego zarówno w rysach jego twarzy, jak i w nim samym, co mogło mieć związek z egzotycznymi rysami twarzy oraz śniadą skórą. Seth wyglądał jak trochę zagubiony dzieciak, poza tym bez wątpienia potrafiłby być miły, chociaż nawet to nie czyniło sytuacji jakość szczególnie prostszej.
– Poczekaj, proszę – usłyszała. Zamrugała kilkukrotnie, próbując stwierdzić, czy w jakikolwiek sposób dała mu do zrozumienia, że ma ochotę rzucić się do ucieczki. – Claire, ja… Nic ci się nie stało? Star nie chciała nic złego – wyrzucił z siebie na wydechu, najzwyczajniej w świecie próbując się przed nią tłumaczyć.
Nerwowo zacisnęła w pięść zranioną dłoń, ignorując pulsujący ból. Ostatecznie schowała ją za plecami, ale podejrzewała, że Clearwater i tak zdążył zorientować się, że cokolwiek było nie tak. Nie obwiniała go, nie próbując doszukiwać się w całej tej sytuacji ani winy chłopaka, ani psa, co jednak nie zmieniało faktu, że czuła się naprawdę niezręcznie.
– Wszystko jest w porządku – powiedziała z pewnym opóźnieniem, próbując zabrzmieć jak najbardziej stanowczo. – Ech, Seth, posłuchaj…
– Boisz się mnie, tak? – przerwał, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać. Nie grzeszył cierpliwością, nerwowo podrygując i wydając się bardzo dużo energii wkładać w to, by w ogóle znaleźć odpowiednie słowa do wypowiedzenia. – Rany, wiem. Wszyscy mi to mówią, ale ja naprawdę nie chcę zrobić ci krzywdy. To, jak daleko teraz stoję… To ci odpowiada, czy mam jeszcze trochę się odsunąć? – zapytał wprost.
Otworzyła i zamknęła usta, co najmniej zaskoczona jego słowami. Wydawał się zdesperowany, poza tym nie miała wątpliwości co do tego, że gdyby kazała mu odejść, pewne by to zrobił – co prawda nie na zawsze, poza tym jak nic by go zraniła, ale jednak. Wpojenie było skomplikowane i dostrzegała to nawet pomimo tego, że wciąż nie miała okazji tak naprawdę przekonać się, jak silne i złożone tak naprawdę było.
– Nie musisz się odsuwać. Poza tym… O bogini, tutaj nawet nie chodzi o ciebie, tylko o mnie! – westchnęła, potrząsając z niedowierzaniem głową.
Chłopak zmarszczył brwi, nie kryjąc zaskoczenia.
– O ciebie? – powtórzył. – Ja bym cię nie skrzywdził. Lubię i Nessie, i Cullenów, więc to nie tak, że mogę mieć problem z wampirami. Może moja siostra, ale Leah nie lubi nikogo – dodał, bezskutecznie próbując ją rozbawić.
– Och, Seth…
Założyła ramiona na piersiach, mimowolnie kuląc się, by zając jak najmniej miejsca. Pierwszy raz rozmawiali i nie czuła aż tak silnej potrzeby, by odwrócić się na pięcie i uciec z wrzaskiem, ale sytuacja i tak wydała jej się niecodzienna. Spięta i wystraszona, sama nie była pewna jak obchodzić się z kimś, kto zarazem był miły, ale jednocześnie wzbudzał w niej tak silny niepokój. Nigdy tego nie chciała, a to, że Seth nie miał kontroli nad uczuciami, którymi ją darzył, niczego nie ułatwiało.
Zamilkła, bezskutecznie próbując znaleźć odpowiednie, choć po części brzmiące sensownie słowa. Niby co miała mu powiedzieć, żeby zabrzmiało dobrze? W głowie miała pustkę, a świadomość tego, że chłopak właściwie nie odrywał od niej wzroku, dodatkowo wszystko komplikowała, raz po raz wytrącając ją z równowagi. To nie było proste, a tym bardziej przyjemne, chociaż nie mogła zaprzeczyć, że nie czuła się aż tak źle, jak mogłaby się tego spodziewać. No i jednak rozmawiali, prawda? To chyba również o czymś świadczyło, nawet jeśli nadal pozostawała spięta.
– Boisz się, bo spotkało cię coś złego – oznajmił nagle chłopak, a Claire drgnęła, wzdrygając się co najmniej tak, jakby ktoś próbował ją uderzyć. Poderwała głowę, spoglądając na swojego rozmówcę rozszerzonymi oczami, czym skutecznie udało jej się go zmieszać. – Jacob i Nessie coś wspominali. Wiem, że to pewnie trudne, a ja tak głupio naciskam, ale… Hej, ja naprawdę to rozumiem. Chciałem przynajmniej pogadać i przeprosić za Star – wyjaśnił i zawahał się na moment. – Poza tym jak cię tutaj zobaczyłem, to pomyślałem, że ty… Ach, zresztą nieważne – wycofał się pośpiesznie, ale jego słowa i tak wdały jej się dość oczywiste.
Cóż, w gruncie rzeczy nie pomylił się, że mogłaby przyjść po to, żeby porozmawiać. Nie powiedziała tego wprost, wciąż ogarnięta wątpliwościami, zwłaszcza po tej wpadce ze Star, ale przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to niczego nie zmieniało. Była mu coś winna, nawet gdyby to miała być krótka rozmowa, zresztą sama również tego potrzebowała. To było jak przeznaczenie, które nieopatrznie ich połączyło, niezależnie od tego, czego mogliby chcieć.
Ty i ja razem
Do samego końca
Przez przeznaczenie
Drgnęła niespokojnie, zaskoczona brzmieniem słów, które pojawiły się w jej głowie. Nie miała pojęcia, czy to jedynie jej wyobraźnia, czy cos więcej, ale…
– Przejdźmy się – wypaliła bez zastanowienia.
Nie była pewna, co bardziej szokowało – zaskoczenie czy może ulga, która pojawiła się w ciemnych oczach obserwującego ją Setha.

3 komentarze:

  1. Hej! =)
    Akcja "Jedziemy w tajemnicy przed Rufusem do Setha" widzę rozpoczęta. Mam nadzieję, że potoczy się ona dobrze i nikomu nic złego się nie stanie! No... ech, no i się stało. Ale to przeciez nie wina tej kochanej ślicznotki Star! :D Ja na widok takiego kochanego psiaka bym się cieszyła i skakała z radości razem z nim, ale rozumiem - Claire się boi nie tylko wilków, ale wszystkiemu co jak wilk wygląda lub jest podobne. Trzeba było ze Star zrobić uroczego kociaka. Wtedy Claire na pewno by się nie przestraszyła! :D
    I zabrała się z nimi Elena... tututu^^ <3
    Mi samej zawsze się pisze dziwne, kiedy muszę się wcielić w postać Charliego, sama nie wiem dlaczego, ale to w tej chwili nie ma większego znaczenia. ;3 To oczywiste, że cieszy się na widok wnuczki. Oj, gdyby on tylko wiedział ile jest tak naprawdę rzeczy o których wiedzieć nie powinienem... no i został pradziadkiem! Po raz trzeci... ech:D Te skomplikowane rodzinne sprawy. :D
    Claire... jakbyś tylko wtedy nie zasnęła, a Lucas mówił szybciej to być może byłabyś teraz w związku... xD
    Wielkim plusem dla niej jest to, że zdecydowała się porozmawiać z Sethem. Widać, że jest bardzo niepewna do tego wszystkiego, ale nikt z nas nie powinien się jej dziwić. W końcu dużo przeżyła i to właśnie ze strony wilków, więc normalne, że ich unika jak ognia.
    I trochę łamie lody. Jestem prawie pewna, że ten spacer wyjdzie im na dobre. A przynajmniej takie mam wrażenie. ;) To co pojawiło się w myślach Claire... cóż przypadkowe na pewno nie było;)
    Jestem ciekawa co się wydarzy podczas tego spaceru, więc jedyne co mogę teraz napisać to to, że życzę Ci weny! *tuli*
    I czekam z niecierpliwością,
    Gabi. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej
    Nareszcie ogarnęłam się w takim stopniu, aby nadrobić zaległości na LITT (Pozostałe właśnie nadrabiam- głównie twoje autorskie).
    Cóż na mogę Ci napisać. Tyle się dzieje, że nie wiem od czego zacząć, więc może to co najbardziej rzuca mi się w oczy. Chodzi mi rzecz jasna o Isabeau i Dimitra.
    Żal mi tej dwójki, zwłaszcza, że wystarczyłaby rozmowa na ten temat, a nie wzajemne wyniszczanie przez podstępy Claudii. Rozumiem dlaczego Beau uciekła w popłochu przed mężem i emocjami, które wiązały się z jego rzekomą zdradą, ale zupełnie nie rozumiem zachowania Dimitra. Nie tak zachowuje się mąż, któremu zależy na żonie. On czeka, aż ona do niego przyjdzie (zresztą jak zwykle), ale okoliczności nie są takie jak zawsze. Wcześniej zawsze wiedział, dlaczego Isabeau trzymała go na dystans albo przed nim uciekała, a teraz tego nie wie. Powinien chcieć się dowiedzieć, aby przygotować się do czekającej ich rozmowy. Przynajmniej w teorii.
    Z kolei Isabeau rozczarowała mnie jako matka. Powtarzam się, ja wiem, ale do znudzenia będę Ci przypominać, że dla kobiety, która ma dzieci to one są najważniejsze - teraz z całą stanowczością mogę to powiedzieć jako młoda matka. Wcześniej zarówno Nessie (w zapomnianych) jak teraz Isabeau wydają się stawiać w swoim życiu na pierwszym miejscu swoich partnerów. Więc wyrzeczenie się człowieczeństwa przez faceta nie przemawia do mnie. W ogóle nie pomyślała o dzieciach. Zresztą jeśli chodzi o cierpienie rodziny to bardziej skupiasz się na relacjach z rodzeństwem niż emocjach Aldero i Cammego, o których coś tam lakonicznie wspomniałaś w związku z tym co zrobiła kapłanka. No i wyrzuciłam to z siebie:P
    Następni w kolejności są moi ulubieńcy czyli Elena i Rafael:D Uwielbiam ich relacje, chociaż na razie wydają się być zepchnięci na bok, co mnie zresztą nie dziwi, bo są też inni bohaterowie. Ich przekomarzania się i te "kłótnie" są urocze. A zwłaszcza zazdrość Rafaela i te słowa o pożądaniu:P Świetne:D
    Ponadto zastanawia mnie po co Elena pojechała do Forks. Wiem, że im tłumaczyła, ale byłam nie mniej zaskoczona od Licavolich jej prośbą. Elena nie spędza czasu z rodziną. Ba, wydaje się, że w ogóle nie pasuje do nich. Taka wyniosła i pełna rezerwy, charakter zawdzięcza Rosalie, bo z rodzicami to ona niewiele ma wspólnego. To nie ta bajka:P No, ale może rozmowa Alem dała jej do myślenia i Elena zmieni trochę swoje podejście do nich, bo niczym sobie nie zasłużyli, aby naskakiwała na rodzinę na każdym kroku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedna Claire z tym swoim panicznym lękiem przed wilkami. Chociaż pies nijak nie przypomina wilka, ale to może chodzi o zwierzęta, które mają większe gabaryty, obrośnięte są futrem i chodzą na czterech łapach. No ale jakoś nie wyobrażam sobie, aby dziewczyna miała przestraszyć się.. hmm powiedzmy yorka? Chociaż ja wzdragam się przed najmniejszym nawet pająkiem, więc chyba rozmiar nie ma znaczenia, ale ucieczka przed szczękającym kotem mogłaby być zabawna:P Czekam niecierpliwie na rozmowę z Sethem. Ciekawa jestem co ona mu powie, bo raczej "daj sobie spokój" nie przejdzie jej przez usta. Może będzie chciała go przeprosić i się szybko ewakuować? Mam nadzieje, że będzie to w następnym rozdziale.
      Na koniec zostawiłam sobie wątek Jocelynn, bo ten najbardziej mnie teraz interesuje. Gdyby tylko dziewczyna zapytała kogokolwiek z rodziny o Rosę.. sądzę, że wtedy może rozjaśniłoby się jej w głowie. Ale przynajmniej jakiś postęp jest skoro nie uciekła z wrzaskiem na widok dziewczyny o rudych włosach. Bardzo jestem ciekawa tego projektu beta, bo do niego wszystko wydaje się sprowadzać w tym wątku. Czekam niecierpliwie na to jak i na przeprowadzkę do nowego domu. Mam nadzieje, że będzie jeszcze jakaś scena z Gabrielem, Nessie i Castielem, bo zazdrość w wykonaniu Gabiego jest cudowna:D Siedziałam i się śmiałam:D
      Poza tym masz częste powtórzenia i małe błędy. Ale to kwestia techniczna. Walory za które pokochałam to opowiadanie się nie zmieniły. Świetnie opisujesz emocje (mimo drobnych różnic w naszych zdaniach na temat dzieci), co będę Ci powtarzać chyba za każdym razem. Oby tak dalej:)
      Postaram się być teraz na bieżąco, ale z komentowaniem może być różnie- jak Hubcio pójdzie spać w ciągu dnia to postaram się coś skrobnąć:D
      Lecę na autorskie, puki mam jeszcze chwilę czasu:P

      Weny kochana
      Guśka

      Usuń









After We Fall
stories by Nessa