19 kwietnia 2016

Sto siedemdziesiąt dwa

Elena
Pierwszym, co zarejestrowała po przebudzeniu, było to, że jest jej niewygodnie – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Czuła obejmujące ją ramiona, skutecznie utrudniające złapanie tchu, chociaż samo doświadczenie nie okazało się bolesne. W pierwszym odruchu zamarła, całą sobą chłonąc to, co podsuwały jej wyostrzone zmysły i koncentrując się przede wszystkim na cieple, które odczuwała. Kiedy myślała o sypianiu razem, przedstawionym zwłaszcza w tych wszystkich romantycznych książkach i filmach, to wszystko wydawało się cudowne, teraz jednak powoli zaczynała utwierdzać się w przekonaniu, że rzeczywistość wcale nie była aż tak kolorowa.
Słyszała spokojny oddech i to wystarczyło, żeby utwierdzić ją w przekonaniu, że nie jest sama. Początkowo nie zareagowała, trwając w bezruchu i nie widząc żadnego powodu, dla którego miałaby pokusić się o otwarcie oczu. Pomimo niewygody i tego, że od trwania w jednej pozycji zaczynały ją boleć mięśnie, czuła się dobrze, więc jakiekolwiek obiekcje wydawały się pozbawione sensu. Och, w zasadzie trudno byłoby, by poczuła się inaczej, tym bardziej, że w końcu wszystko było takie, jak sobie wymarzyła – przynajmniej teoretycznie. To, co miało miejsce zanim zamknęła oczy, wciąż do niej nie docierało, w wyniku czego nawet nie próbowała zastanawiać się nad ewentualnymi konsekwencjami decyzji, która podjęła; liczyło się to co tu i teraz, a jeśli później miały pojawić się problemy… Cóż, chyba była na nie gotowa.
Coś przesunęło się wzdłuż jej kręgosłupa, skutecznie przyprawiając o dreszcze. Drgnęła, po czym instynktownie przesunęła jeszcze bliżej swojego towarzysza, chcąc nie chcąc przyznając mu się do tego, że była przytomna. Natychmiast poczuła na ustach znajome wargi, ale nie od razu odwzajemniła pocałunek, w zamian stanowczo zaciskając usta i próbując odwrócić głowę. Doszło ją poirytowane westchnienie, pozornie gniewne, wyczuła jednak, że demon był zaniepokojony, co zwłaszcza po tym, jak zareagowała ostatnim razem, tak po prostu zaczynając płakać, absolutnie jej nie zdziwiło.
– Co tym razem? – obruszył się, więc w końcu otworzyła oczy, decydując się obdarować go zaciekawionym spojrzeniem.
– Nic – rzuciła zaczepnym tonem, dochodząc do wniosku, że nie będzie niczego złego w tym, że mogłaby chcieć się z nim podrażnić. – Pewnie wyglądam okropnie… – dodała z westchnieniem, stanowczym ruchem odsuwając go od siebie.
Coś ścisnęło ją w gardle, kiedy zauważyła, że sypialnię wypełnia przytłumione, wciąż anemiczne światło poranka. Nie miała pojęcia, która jest godzina, ale i bez tego uświadomiła sobie, że na własne życzenie najpewniej wpakowała się w kłopoty. Rodzice nie byli przewrażliwieni, ale po tym, jak omal nie zginęła z rąk Huntera, jak nic nie mieli przymknąć oka na to, że zniknęła na całą noc. Rzadko nocowała poza domem, jeśli nie miała konkretnego powodu, a lakoniczność wyjaśnień o które pokusił się Rafael zdecydowanie nie miała zadowolić Cullenów. Szkoda, że na domiar złego nie próbował przekonywać, że mogłaby się uczyć ze znajomymi, bo wtedy jak nic zorientowaliby się, że coś jest nie tak – w końcu prędzej spędziłaby cały dzień w pokoju, aniżeli pozwoliła wyciągnąć się do miasta tylko po to, żeby ślęczeć nad książkami. Nie była Damienem, zresztą gdyby w grę wchodził jej święty kuzyn, nikt nawet słowem nie podważyłby jego kompetentności i tego, czy chłopak miał być w stanie odpowiednio o siebie zadbać.
Przestała o tym myśleć, woląc skupić się na tym, co jawiło jej się jako najważniejsza kwestia: na Rafaelu, wzajemnej bliskości i na tym, że… na swój sposób spędzili ze sobą noc. Chyba nigdy dotąd nie doświadczyła czegoś takiego, co prawda w przeszłości wielokrotnie podpieszczając się z kolejnymi partnerami, ale nic ponad to. Być może brzmiało to niedorzecznie, ale to, czego doświadczała, kiedy była z demonem, było o wiele bardziej delikatne i intymne. To, że Rafa wprost powiedział jej o tym, że ją kochał, również czyniło sytuację bardziej niezwykłą, a Elena nadal nie miała pewności, co tak naprawdę powinna w związku z tym odczuwać.
– Coś w tym jest – stwierdził z nutką rezerwy Rafael, tym samym skutecznie sprowadzając ją na ziemię. Uniosła brwi, co najmniej skonsternowana jego słowami. – Nie powiem, dobrze wiedzieć, że nie jesteś taka idealna. Raven mógłby całkiem wygodnie urządzić się w twoich włosach – ocenił, a Elena z jękiem uniosła dłoń, wplatając palce, by w pośpiechu przeczesać poplątane loki.
– Wchodzisz na grząski teren, Rafa – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Chciała dodać coś jeszcze, ale nie dał jej po temu okazji, w zamian robiąc ostatnią rzecz, której by się spodziewała: po prostu się uśmiechnął. Przynajmniej w teorii taka reakcja nie powinna była zrobić na niej najmniejszego nawet wrażenia, a jednak Elena i tak zamarła w bezruchu, w osłupieniu spoglądając na Rafę i mając wrażenie, że widzi go po raz pierwszy. Cholera, nie chodziło o to, że – w przeciwieństwie do niej – jak zwykle prezentował się fantastycznie. Widziała jego przystojną twarz, umięśnione ciało i ten wyjątkowy, lekko złocisty kolor skóry, ale choć to wszystko niezmiennie robiło na niej wrażenie, to wydawało się niczym w porównaniu z tym, co poczuła, kiedy zauważyła jego uśmiech – nie cyniczny, złośliwy albo pozbawiony wesołości, ale jak najbardziej prawdziwy, chociaż nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wcześniej był zdolny zdobyć się na coś takiego.
– A to co było? – wypaliła, nie zastanawiając się nawet nad tym, czy jej reakcja miała jakikolwiek sens.
– Co takiego? – Jego oczy zabłysły, jednak prawie natychmiast nad sobą zapanował. Obserwowała go, kiedy z lekkością poderwał się do pionu, w pełni rozluźniony i zadowolony z siebie, chociaż mogła się założyć, że jak zwykle czuwał przez noc… I to przy niej, jakkolwiek powinna to rozumieć. – Nieważne. Nie chcę nic mówić, ale świta. A to oznacza, że…
– Wiem – przerwała mu.
Na nic więcej nie było ją stać, być może z winy szoku, a może czegoś jeszcze innego. Kiedy w grę wchodziło przebywanie z tą istotą, nic nie było takie proste i oczywiste, jak mogłaby tego oczekiwać, ale nie potrafiła stwierdzić czy to dobrze, czy źle. Wiedziała jedynie, że jakaś jej cząstka tego chciała, a na samo wspomnienie tego, co usłyszała i powiedziała kilka godzin wcześniej, czuła tylko i wyłącznie nieopisany wręcz spokój – a więc coś, czego potrzebowała nade wszystko już od dłuższego czasu.
Wciąż o tym myślała, kiedy demon zmaterializował się tuż przed nią. Drgnęła, kiedy jak gdyby nigdy nic wsparł obie dłonie na materacu, by móc nachylić się w jej stronę i raz jeszcze pokusić się o to, by ją pocałować. Tym razem odwzajemniła mu się tym samym, nie wahając się nawet przez ułamek sekundy i chłonąc wszystko to, co wiązało się z pieszczotą, zupełnie jakby w każdej chwili mogło wydarzyć się coś, co ostatecznie by ich rozdzieliło.
– Nie przejmuj się, Eleno. Dalej jesteś pociągająca – oznajmił łaskawie, wymownie wywracając oczami.
– Zapytam o to Ravena, skoro już byłeś taki uprzejmy, by o nim wspomnieć – mruknęła, wydymając usta. – Ale jeśli jest tak, jak mówisz, to kruk ma świetny gust… Przynajmniej jak na ptaka.
– A ja to niby nie? – rzucił, jednak prawie natychmiast spoważniał. – Czasami nie mam pojęcia, co robię. Nie do tego przywykłaś, prawda?
Bez zastanowienia chwyciła go za rękę, tak po prostu, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Pozwolił jej na to, chociaż i tak wyczuła w jego ruchach napięcie, jakby nadal nie do końca był w stanie przyjąć do wiadomości to, że cokolwiek mogłoby się zmienić – i to pomimo tego, że bez wątpienia zmieniło się wszystko.
– Czy każdy mój chłopak najpierw katował mnie do nieprzytomności ćwiczeniami, a później spędzał ze mną noc w dawnym domu rodziców? Och, fakt, to zdecydowanie coś nowego – powiedziała, po czym nieznacznie potrząsnęła głową. – Nie, jesteś pierwszy.
– Chłopak? – powtórzył z rezerwą.
Spojrzała mu w oczy, próbując ocenić, czy przypadkiem nie powiedziała o słowa za dużo i czy właśnie nie planował w pospiechu się wycofać, jednak nic nie wskazywało na to, by to w ich relacji leżał problem. Chodziło o słowa, a Elena nie mogła zaprzeczyć, że te faktycznie nie oddawały pełni tego, co było pomiędzy nimi.
– Fakt, nie brzmi szczególnie dobrze – przyznała, w zamyśleniu przekrzywiając głowę. – Nawet nie wiem, jak cię nazwać, ale… tak jest chyba lepiej, nie? To coś innego.
– Tak sądzisz, lilan? – zapytał ze spokojem, a Elena zesztywniała, rozpoznając ten niezwykły, melodyjny język pierwotnych.
Drgnęła, kiedy ciepłe palce musnęły jej policzek. Nie miała pojęcia, jak ta diabelska istota to robiła, ale z równym powodzeniem potrafił wytrącić ją z równowagi złośliwościami, co i samym dotykiem, spojrzeniem albo – o czym zdążyła przekonać się chwilę wcześniej – uśmiechem. Czasami miała wrażenie, że ma do czynienia z jego dwiema różnymi wersjami: bezdusznym potworem oraz kimś, kto był zdolny do czułości, jeśli akurat sytuacja temu sprzyjała. Sam Rafael przez większość czasu się w tym gubił, jednak obserwując go w tamtej chwili, całą sobą czuła, że wszystko pozostawało na swoim miejscu – i że Rafa jest wyjątkowo pewny tego, co mówił.
Lilan… – powtórzyła.
Kolejny uśmiech, tym razem bardziej złośliwy, ale jednak o wiele bardziej przystępny niż wtedy, kiedy tak po prostu się z nią drażnił.
– Tego języka chyba nadal uczą – zauważył, a Elena ledwo powstrzymała się przed wywróceniem oczami. Sądziła, że doda jeszcze coś nie do końca przyjemnego, ot tak dla zasady, by łatwiej doprowadzić ją do szału, ale najwyraźniej miał dobry humor: – O ile mnie pamięć nie myli, to w dawnych czasach znaczyło po prostu „najdroższa” – wyjaśnił usłużnie, jak gdyby nigdy nic odsuwając się i w mniej lub bardziej wprawny sposób usiłując udawać, że nie dzieje się nic wartego uwagi.
Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, tym bardziej, że jego zachowanie wciąż pozostawało dla niej abstrakcją. Nie miała pojęcia, czego powinna się spodziewać, podświadomie wciąż wyczekując momentu, w którym ostatecznie zdecydowałby się wycofać albo jednak doprowadzić ją do szału, jednak nic podobnego nie miało miejsca. Rafael się starał i była tego świadoma, nawet jeśli on sam za wszelką cenę starał się udawać, że wszystko jest w porządku, a takie zachowanie przychodzi mu w najzupełniej naturalny sposób.
Nie zaprotestowała, kiedy jak gdyby nigdy nic zostawił ją w pokoju, na odchodne rzucając coś na temat tego, żeby doprowadziła się do porządku. Potrzebowała chwili na to, żeby ochłonąć i dojść do wniosku, co takiego powinna powiedzieć rodzinie, kiedy już wróci do domu. Czuła, że reakcja na jej zniknięcie może być dość osobliwa, zależnie od tego, czy Cullenowie w pełni uwierzyli w SMS-a, którego wysłał im Rafael. Spodziewała się dosłownie wszystkiego, aż nazbyt świadoma tego, że musi mieć dobrą wymówkę, chociaż z drugiej strony…
Rozejrzała się dookoła, szukając telefonu komórkowego i usiłując wymyślić cokolwiek sensownego, jednak w głowie miała pustkę. W pierwszej chwili pomyślała, że to mogłaby być dobra okazja do tego, żeby spróbować dodzwonić się do Liz i poprosić ją o przysługę, jednak prawie natychmiast odrzuciła od siebie taką możliwość. Nie chodziło już tylko o to, że praktycznie nie rozmawiała z przyjaciółką, a ta unikała jej od tej nieszczęsnej rozmowy z Damienem. Tamten wypadek zmienił wszystko, a Elena z niejakim przerażeniem zaczęła uświadamiać sobie, że na swój sposób zdążyła oswoić się z myślą o tym, że mogłaby stracić Elizabeth. To bolało, zwłaszcza kiedy wracała pamięcią do tego, jak w ostatnim czasie miały się ich relacje, jednak najwyraźniej w naturze wampira leżało to, że z łatwością zapominał o tym, co było mu nie na rękę. Tak mogło być chociażby w przypadku trudnej przyjaźni, która ostatecznie zaczęła jawić jej się jako potencjalne zagrożenie – i to zarówno dla całej jej rodziny, jak i dla samej Liz.
Być może tak miało być lepiej, zwłaszcza teraz, kiedy Rafael prędzej rozszarpałby Huntera, aniżeli pozwoliłby mu ponownie zaatakować (nieważne kogo i gdzie), ale i tak nie czuła się z tym najlepiej.
No cóż, trudno. Prędzej czy później musiała zadecydować, co takiego w obecnej sytuacji mogłoby okazać się najlepszym rozwiązaniem, ale to nie był ten moment – przynajmniej na razie. Teraz musiała skoncentrować się na Rafie, własnych uczuciach i tym, by nie wpakować się w kłopoty, tym bardziej, że zdecydowanie nie mogła uświadomić Cullenów o tym, jak teraz prezentowała się sytuacja. Żadne z nich by nie zrozumiało i chociaż czasami wręcz marzyła o tym, żeby z kimś porozmawiać – po prostu wyrzucić to z siebie i poczuć się chociaż odrobinę pewniej, gdyby nabrała pewności, że istnieje przynajmniej jedna osoba, która jest życzliwa jej i Rafaelowi.
Jak wejść w związek z demonem i nie zwariować…?, pomyślała i niewiele brakowało, żeby roześmiała się histerycznie, porażona absurdalnością takiego pytania – a już zwłaszcza tym, że w jej przypadku było ono jak najbardziej uzasadnione.
Nie miała pojęcia, czego powinna się spodziewać, ale to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia; o całej reszcie miał zadecydować czas.
Jason
– Nie jestem pewna, czy to taki dobry pomysł.
Zacisnął usta, zmuszając się do demonstracyjnego przemilczenia stwierdzenia swojej towarzyszki. Melanie cyklicznie dawała znać o swoich wątpliwościach, raz po raz to zaczynając narzekać, to znów błagać i coraz bardziej męczyć go prośbami o to, by zrobili najpewniej najbardziej idiotyczną rzecz na ziemi: uciekli, tym samym narażając się na niebezpieczeństwo. Nie chodziło już tylko o tych, którzy ścigali Claudię i ostatecznie zagięli parol również na nich; problemem mogła okazać się właśnie ich dotychczasowa towarzyszka, tym bardziej, że odkąd tylko sięgał pamięcią, to właśnie ona wydawała polecenia – a kiedy mówiła, wtedy należało po prostu słuchać.
Spojrzał na Melanie, obrzucając ją wymownym spojrzeniem. Zamilkła, co samo w sobie mogłoby być pocieszające, bo właśnie tego oczekiwał, gdyby nie świadomość tego, że efekt najpewniej jest chwilowy. Przez całą drogę do Seattle naprzemiennie siedziała cicho, zachowując się w niemalże normalny sposób, by w najmniej oczekiwanym momencie zacząć wykład pod tytułem: „Nie róbmy tego, bo to się źle skończy”. Och, tak, tolerował i to, i ją, tym bardziej, że z dziewczyną łączył go szczególny rodzaj uczucia. W zasadzie mógłby stwierdzić, że była tą jedyną, chociaż w sytuacjach takich jak ta, kiedy miał ochotę osobiście skrócić ją o głowę, sytuacja wcale nie była aż taka prosta i oczywista, Mel zresztą wcale nie ułatwiała mu spokojnego podejmowania kolejnych decyzji.
Dziewczyna westchnęła, po czym lekko pochyliła głowę do przodu, pozwalając by krótkie, jasne loczki opadły jej na twarz. Była ładna, poza tym miała coś niezwykle delikatnego i kobiecego w wyglądzie, zwłaszcza sylwetce. Jeśli dobrze się nad tym zastanowić, musiał przyznać, że wampirzyca wzbudzała w nim instynkty opiekuńcze, przez co był gotów bronić jej przy każdej możliwej okazji. Była słodka i niewinna, przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo Jason doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo niebezpieczna potrafiła być. Widział ją w akcji, czy to podczas polowań, czy wspólnych „zabaw”, kiedy potrafiła przeistoczyć się w namiętną, zdecydowaną istotę, godną tego, żeby określać ją mianem wampira.
No cóż, w tamtej chwili zdecydowanie się tak nie zachowywała.
Biegli w milczeniu, błyskawicznie przemykając opustoszałymi, pogrążonymi w półmroku uliczkami. Oboje trzymali się na uboczu, preferując tę część miasta, która mogła zapewnić im przynajmniej względną swobodę, nawet jeśli jej stan pozostawiał wiele do życzenia. W powietrzu dało się wyczuć zapach fekaliów i czegoś jeszcze, czego nie potrafił jednoznacznie określić, ale bez wątpienia nie miało przyciągać ludzi – przynajmniej teoretycznie, jeśli nie liczyć ewentualnych przypadków bezdomnych, których bardzo łatwo można było spotkać w tak nieciekawej dzielnicy. Ci nie stanowili najmniejszego problemu, mogąc wręcz okazać się wybawieniem, gdyby wraz z Melanie zaczął potrzebować okazji do zaspokojenia towarzyszącego nieśmiertelnym głodu.
Zatrzymał się nagle, przystając w cieniu jednego z wyniszczonych budynków, stojących w jednym z najdalszych zakamarków Seattle. Założył ramiona na piersi, po czym oparł się ramieniem o ceglany mur, obojętny na brud i ewentualne niedogodności. Chociaż było chłodno – w powietrzu dało się wyczuć zbliżającą zimę, a wrażenie to potęgowała późna pora oraz deszczowa aura, którą szczyciło się miasto – temperatura nie robiła na nim najmniejszego nawet wrażenia, obojętna mu w równym stopniu, co i regularne jojczenie Mel.
– Musimy ciągle do tego wracać? – westchnął, nie kryjąc narastającej z każdą kolejną sekundą frustracji. – Słyszałaś Claudię. Jesteśmy tutaj, bo to jedyne, co możemy zrobić… I nie patrz na mnie w ten sposób, jasne? Jak uciekniemy, jesteśmy martwi – oboje, bo znajdzie nas albo ona, albo któryś z tych nieśmiertelnych, którym pomaga. Kiepsko to wygląda, Melanie.
– Wiem – powiedziała, ale po cieniu, który przemknął przez jej twarz, momentalnie zorientował się, że i tak była skłonna zaryzykować. – Ale się boję, okej? Nie wiem, co się dzieje i to mnie przeraża – dodała, po czym spojrzała na Jasona z uwagą, wymownie unosząc brwi ku górze. – Jak chcesz mnie wyśmiać, to proszę bardzo.
– Absolutnie nie miałem takiego zamiaru – westchnął i coś jak na zawołanie w nim złagodniało.
Zmaterializował się przy niej, zachęcająco wyciągając ramiona i pozwalając na to, by znalazła się w jego objęciach. Nie musiał długo nakłaniać jej do tego, żeby znalazła się w jego ramionach, przynajmniej częściowo uspokajając się, kiedy przygarnął ją do siebie. Palcami przeczesał jej krótkie loczki, jeden owijając sobie wokół palca, tak jak wielokrotnie wcześniej; lubił bawić się jej włosami, a i sama Melanie wydawała się nie mieć nic przeciwko, chyba nawet czerpiąc z takiego stanu rzeczy przyjemność.
Westchnął cicho, po czym musnął wargami jej czoło. Wiedział, że to wystarczy, żeby ją uspokoić – przynajmniej na moment, zanim znowu zaczęłaby namawiać go do tego, by stchórzyć. Cóż, jakaś jego cząstka chciała dokładnie tego samego, tym bardziej, że kiedy podróżowali razem, wcale nie było im aż tak źle. Później pojawiła się Claudia i sprawy trochę się skomplikowały, chociaż dopiero teraz zaczęło do nich docierać, że przebywanie z tą kobietą było niebezpieczne. Gdyby mógł, natychmiast by się wycofał, ale w obecnej sytuacji…
Było też coś jeszcze, chociaż o tym akurat nie zamierzał wspominać Melanie – przynajmniej na razie. Obawiał się, że by nie zrozumiała, a na utratę jej bliskości i uczucia zdecydowanie nie zamierzał sobie pozwolić. Łatwiej było unikać konfliktów, zresztą powrót do Seattle i związane z nim konsekwencje pozostawały tylko i wyłącznie jego sprawą – przeszłością, która nagle ożyła i z którą nie potrafił ot tak sobie poradzić. Już kiedy Claudia powiedziała, czego oczekuje od niego i Mel, zaczął walczyć ze wspomnieniami, a także pragnieniem, o którym sądził, że już dawno przestało go dotyczyć. Chciał odciąć się od ludzkiego życia, przeszłości i wszystkiego, co się z nią wiązało, ale to okazało się trudne, o ile w ogóle miało mieć rację bytu.
A teraz był tutaj, więc całe to szaleństwo stało się bardziej materialne i wyobrażalne, aniżeli mógłby przypuszczać. Co więcej, chyba naprawdę tego chciał, a skoro tak… W czym tak naprawdę leżał problem? Już i tak musieli spełnić polecenie Claudii, a jeśli przy okazji udałoby mu się rozwiązać pewne… rodzinne sprawy, na swój sposób upiekłby dwie pieczenie na jednym ogniu.
– Wszystko będzie w porządku – powiedział cicho, raz jeszcze przeczesując jasne włosy Melanie. – Załatwimy wszystko raz-dwa, a potem odejdziemy. Sama zobaczysz, że to łatwiejsze i mniej wymagające niż mogłoby się wydawać – zapewnił, ale myślami był gdzieś daleko.
Wrócił do domu. Teraz musiał przekonać się, gdzie tak naprawdę miało go to zaprowadzić.

1 komentarz:

  1. Hej
    Elena powinna napisać poradnik dla zakochanych-tytuł już ma:D Dobre rady też: to po prostu się wie. Eureka:D Nie wiem, może bała się to opisać słowami, aby on nie doszedł do wniosku, że to jednak nie to? Obawia się rozczarowania? Pewnie tak, chociaż Rafael już jej pokazał jak bardzo bezpośredni potrafi być i szczery, bo przemilczenia pewnych kwestii nie uznaję za kłamstwo.
    Rafa i uśmiech- prawdziwy- to coś niespotykanego. Tak samo jak żart, żart, a nie kpina, którą on dobrze zna. No jestem pod wrażeniem:P Ciekawa jestem co na to Miriam:P
    Jason..brzmi jak brat Elizabeth..ciekawa jestem jakie ma chłopak plany względem rodziny, skoro chce rozwiązać swoje "sprawy rodzinne". To, że pojawił się w Seattle aby zabić Elenę nie ulega wątpliwości- pytanie czy wie, że to najlepsza przyjaciółka jego siostry.

    Czekam na ciąg dalszy:)
    Weny kochana
    Guśka

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa