8 marca 2016

Sto trzydzieści siedem

Renesmee
Las był spokojny, co przyjęłam z ulgą. Początkowo milczałam, próbując wykorzystać chwilę pozostałego mi czasu do tego, żeby zebrać myśli. Seth nie patrzył na mnie, udając skoncentrowanego na czymś, co znajdowało się poza zasięgiem mojego wzroku, ale nie byłam tym szczególnie zaskoczona. Myślami wydawał się być gdzieś daleko, najpewniej wciąż przy Claire, co również potrafiłam zrozumieć, chociaż zdecydowanie nie ułatwiało mi zadania.
Westchnęłam w duchu, po części rozczarowana tym, jaki obrót przybrały sprawy. Mimo wszystko liczyłam na to, że Jacob będzie w stanie chłopaka upilnować i powiedzieć mu dość, by ten nie ryzykować zbliżania się do siostrzenicy mojego męża, choć to z pewnością było naiwnością z mojej strony. Doświadczyłam skutków wpojenia na własnej skórze, mając okazję przekonać się, jak bardzo potrafi zmienić się zmiennokształtny, byleby być przy swojej drugiej połowie. To był szczególny rodzaj uczucia – na swój sposób miłość, chociaż jakaś cząstka mnie do tej pory buntowała się na samą myśl o zniewoleniu z którym wiązało się wpojenie dla tej ze stron, która miała szansę zostać odrzuconą. Jak na razie wszystko wskazywało na to, że ta dwójka była na dobrej drodze do tego, żeby krzywdzić siebie nawzajem, chociaż t zdecydowanie nie leżało w gestii żadnego z nich.
Nerwowo przygryzłam dolną wargę, zbierając się do tego, żeby się odezwać. Chociaż Seth był ode mnie starczy, instynktownie traktowałam go jak roztrzepanego dzieciaka, mimowolnie spoglądając na niego przez pryzmat tego, jak zwykle zachowywał się w mojej obecności. Aż dziwnie czułam się z tym, że się nie uśmiechał, nie wspominając o jakiejkolwiek formie żartu pod moim adresem, ale z drugiej strony…
– Wiem, co chcesz powiedzieć – zapowiedział, ubiegając mnie, zanim zdążyłam wykrztusić z siebie przynajmniej słowo. – Ale Nessie… Ja wiem – powtórzył z naciskiem – ale to wcale nie jest takie proste.
Westchnęłam ciężko, tym razem nawet nie próbując się ze swoją reakcją kryć. Wymownie uniosłam brwi ku górze, obrzucając chłopaka skonsternowanym spojrzeniem. Jak niby miałam rozmawiać z kimś, kto był w gorszej sytuacji od normalnego, zauroczonego nastolatka? Gdyby chodziło wyłącznie o to, że zadurzył się w Claire, wtedy sprawa byłaby o wiele prostsza i… najpewniej mniej bolesna. Nie wspominałam o tym, kiedy chcąc nie chcąc musiałam spełnić oczekiwania Rufusa i wytłumaczyć co się dzieje, wtedy bardziej skoncentrowana na pocieszeniu Claire, ale…
Cholera, to nie było proste, a Seth wcale nie musiał mi o tym przypominać. Do tej pory pamiętałam zaborczość Jacoba względem mnie, o każdej kolejnej konfrontacji z Gabrielem nie wspominając. Raniłam go, odrzucałam i zniechęcałam jak mogłam, chociaż konieczność zerwania przyjaźni, którą oboje pielęgnowaliśmy od mojego wczesnego dzieciństwa, sprawiała mi równie wiele bólu, co i Jake'owi. Samo zerwanie wpojenia było wybawieniem, ale nie sądziłam, żeby w przypadku Claire było to możliwe – przynajmniej na razie… I to nie tylko przez wzgląd na Rufusa, który miał skłonności do tego, żeby trzymać córkę pod kloszem, przez co znalezienie potencjalnego kandydata mogło okazać się dla dziewczyny problematyczne. Inną kwestią był całkowity brak pewności siebie ze strony samej zainteresowanej, która bynajmniej nie sprawiała wrażenia kogoś, kto jest świadom tego, że mógłby podobać się płci przeciwnej.
Jakkolwiek by nie było, sprawa nie wyglądała ciekawie. Claire panicznie bała się Setha, ten z kolei cierpiał przez konieczność trzymania się od swojego wpojenia. To nie mogło skończyć się dobrze, ja zaś nie miałam zielonego pojęcia, co powinnam zrobić, żeby mieć choć cień szansy na zaparkowane nad tym całym bałaganem. Po prostu fantastycznie!
– Dobrze rozumiem – odezwałam się w końcu, ostrożnie dobierając słowa o usiłując brzmieć jak najrozsądniej. – Z tym, że to niewiele zmienia. Sam widziałeś jej reakcję.
– Serio jest aż tak źle? – zapytał mnie z powątpiewaniem, przez moment brzmiąc tak, jakby podejrzewał, że specjalnie odstawiliśmy szopkę, żeby zniechęcić go do wybranki.
– Było gorzej – przyznałam niechętnie. – Nie patrz na mnie w ten sposób. To nie jest wina żadnego z was, ale mimo wszystko…
– Mam sobie odpuścić, tak?
Spojrzałam na niego z wahaniem, porażona jego tonem i sposobem w jaki zdecydował się ująć sprawę. Co właściwie miałam mu powiedzieć? Wbrew wszystkiemu takie rozwiązanie byłoby najprostsze i najmniej kłopotliwe dla wszystkich, nawet jeśli z perspektywy wpojonego wilkołaka musiało brzmieć okrutnie.
– Claire jest przerażona, a mój szwagier najchętniej zabiłby każdego, kto zagraża jego córce. Nie żeby mnie to zdziwiło, chociaż oczywiście wiem, że ty nie…
– Nie próbuj mnie zwodzić, Nessie – przerwał mi pospiesznie. – Chodzi ci o to, że mam sobie darować.
Nie chciałam tego, ale i tak skinęłam głową, dochodząc do wniosku, że zasłużył sobie na choć odrobinę szczerości z mojej strony. To wcale nie było takie proste, również dla mnie, bo czułam się tak, jakbym znalazła się pomiędzy młotem a kowadłem, jednak w porównaniu do Setha i Claire, moja sytuacja prezentowała się o niebo lepiej.
– Nie chcę, żebyś zrozumiał mnie źle – rzuciłam przepraszającym tonem. – Claire po prostu… Nie wiem, co powinnam co powiedzieć – przyznałam, wzdychając cicho. – To nie jest nasz wymysł. Nie wiem, co takiego wytłumaczył co Jacob, ale to naprawdę nie jest dla niej łatwe.
– Powiedział, że spotkało ją coś niedobrego ze strony… wilkołaków? Swoją drogą, skoro one istnieją, to kim my jesteśmy? – dodał po chwili, a ja prawie że wywróciłam oczami.
– Moja córka spotyka się z pewnym wilkołakiem – uświadomiłam go, próbując wykorzystać okazję do zmiany tematu. Spojrzał na mnie wymownie, chociaż trudno było mi stwierdzić, co takiego szokowało go bardziej: typowe wilkołaki czy sam fakt tego, że jak gdyby nigdy nic dyskutowałam sobie o swoim macierzyństwie. – Wierz mi, jest różnica. I wcale nie mam na myśli tylko tego, co dzieje się podczas pełni.
– Skoro tak, to skąd problem? Ja nie wyję do księżyca! – obruszył się.
Westchnęłam, bo choć dobrze wiedziałam, że miał rację, trudno było mi z nim dyskutować na temat czegoś, czego sama do końca nie rozumiałam. Wiedziałam skąd brały się obawy Claire, ale nawet nie chciałam próbować wyobrażać sobie tego, co ta dziewczyna musiała czuć.
– Strach nie działa w ten sposób, Seth.
Spojrzał na mnie z powątpiewaniem, przez ułamku sekundy wyglądając na chętnego o coś zapytać, ale ostatecznie tego nie zrobił. W tamtej chwili w końcu zaczęłam rozumieć, jak musiał czuć się Gabriel, nie raz zmuszony dobierać słowa w taki sposób, by nie naruszyć prywatności żadnej ze swoich sióstr, kiedy mówił o przeszłości. Mówienie o tym, co stało się w tamtym hotelu, zawsze było dla Claire trudne, ale ta kwestia mimo wszystko należała do niej – i tylko ona miała prawo tłumaczyć się komukolwiek z tego, co tak bardzo ją przerażało.
Chłopak milczał, ale to wydawało się najmniej istotne. Przez kilka następnych minut szliśmy w milczeniu, jednak nie czułam się z tego powodu źle. Seth zawsze miał tę cudowną cechę, że potrafił zrozumieć naprawdę wiele; zasadniczo nie przejmując się naturą tego z kim się przyjaźnił. Clearwater od zawsze był idealnym dowodem na to, że przyjaźń międzygatunkowa była możliwa, a gdyby sytuacja była choć trochę inna, stwierdziłabym, że Claire nie mogła trafić lepiej. Chłopak był miły, zabawny i otwarty na innych, a ja zawsze życzyłam mu tego, co najlepsze.
– Hm… Jak czujesz się z tym, że zostaniesz moim wujkiem? – zapytałam i udało mi się go rozbawić, bo w końcu się uśmiechnął.
– Jesteś młodsza ode mnie, a jednak mam wrażenie, że jest na odwrót – przyznał, po czym wywrócił oczami. – To dziwne, ale się cieszę… W przeciwieństwie do Leah – dodał i spojrzał na mnie znacząco.
– Cóż za zaskoczenie – Leah nie jest zadowolona!
Parsknął śmiechem, a po jego wyrazie twarzy poznałam, że mimo wszystko był mi wdzięczny za to, że próbowałam odciągnąć jego myśli od Claire. Zawsze mieliśmy dobry kontakt i pomijając Jake'a, to właśnie Seth zawsze entuzjastycznie reagował na moją obecność. Wiedziałam, że już wcześniej tolerował moją rodzinę bardziej niż reszta członków stada, co samo w sobie wydało mi się dość niezwykłe. Co więcej teraz również wydawał się w pełni akceptować to, jak wiele się zmieniło – że byłam inna i że to niejako w związku ze mną miał teraz problem z Claire: bo gdyby nie ja, dziewczyna najpewniej nigdy nie pojawiłby się w Seattle. Jasne, nie zamierzałam się o to obwiniać, ale prawda była taka, że czułam się za tę dwójkę odpowiedzialna.
– Nie wiem, co drażni ją bardziej – odezwał się Seth, podejmując temat siostry – ale ostatnio jest nieznośna. Ma do mamy pretensje o ten ślub, a do mnie o wpojenie, chociaż dobrze wie, że to niezależny ode mnie. To głupie, że nad tym nie panuję?
– Jasne, że nie – obruszyłam się. – Leah jest trudna – dodałam, chociaż zdecydowanie nie musiałam mu tego mówić.
– Żeby tylko… Nawet Shelby jest dla mnie bardziej wyrozumiała! – oznajmił, a ja wymownie uniosłam brwi ku górze. Cholera, nigdy nie rozumiałam i nie miałam zrozumieć tej dziewczyny. – Wiesz, ona i Jake to dziwna sprawa, bo przywykłem do myśli o tym, że ty… Ale Shelby zna Claire, prawda? – zreflektował się, bo mimowolnie skrzywiłam się na samą wzmiankę o tym, jak sprawy miały się między mną a Jacobem.
– Shelby… tak jakby ją uratowała – przyznałam lakonicznie; fakt, że dziewczyna sama z siebie oddała dla Claire krew, nawet po tych wszystkich latach do mnie nie dochodził.
Seth zawahał się, starannie analizując moje słowa, po czum z uznaniem skinął głową.
– Będę musiał jej podziękować.
Zacisnęłam usta, w ostatniej chwili powstrzymując się od komentarza. No pięknie, więc jednak nieźle go wzięło! Miałam tylko nadzieję, że Shelby okaże się wyrozumiała, gdyby Seth w istocie miał zamiar wychwalać ją za coś, co miało miejsce lata wcześniej i o czym najpewniej planowała zapomnieć.
Milczałam, wciąż jeszcze oszołomiona i sceptycznie nastawiona do jego zachowania. Starałam się tego nie okazywać, ale mój towarzysz najwyraźniej doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co chodziło mi po głowie.
– Wiem, że to głupie, ale ja naprawdę nie potrafię o niej nie myśleć. Byłaś wpojeniem Jacoba, a on na pewno ci to tłumaczył… Ona teraz jest moim światem. Znasz to uczucie, prawda? – dodał i w tym momencie trafił w sedno; nie musiałam być wpojonym zmiennokształtnym, by aż nazbyt dobrze rozumieć kwestię miłości tak silnej, by przysłoniła wszystko inne. To, co łączyło mnie z Gabrielem, było pod każdym względem wyjątkowe, chociaż w naszym przypadku zdecydowanie nie było mowy o przekraczającym wszelakie pojęcie uczuciu za sprawą jednego tylko spojrzenie. – Mogę trzymać się z daleka, ale…
– Ale to boli – dopowiedziałam za niego, tak cicho, że ledwo byłam w stanie zrozumieć samą siebie, Seth jednak musiał dobrze mnie słyszeć, bo krótko skinął głową. – Ja… Ja naprawdę to rozumiem, ale to wcale nie jest takie proste, jak mógłbyś tego chcieć. Claire po prostu się ciebie boi.
– Cholera, wiem – wyrwało mu się. Aż uniosłam brwi ku górze, nie potrafiąc przypomnieć sobie, żebym kiedykolwiek wcześniej słyszała, żeby ten chłopak przeklinał. – I nie chcę jej krzywdzić, to chyba oczywiste, ale… ja też w tym jestem – przyznał i zawahał się na moment. – Chciałbym z nią porozmawiać, przynajmniej raz.
Otworzyłam i zaraz zamknęłam usta, nie będąc w stanie znaleźć żadnego sensownego argumentu. Problem polegał na tym, że w pełni wierzyłam Sethowi, mając coraz silniejszą chęć jakkolwiek mu pomóc, chociaż to nie było takie proste. Czułam się rozdarta pomiędzy tym, co powinnam zrobić, a co zrobić musiałam, żeby wszyscy wyszli z tego przynajmniej względnie cało. Co prawda mogłam jeszcze spróbować porozmawiać z Rufusem i uświadomić mu, że trzymanie córki pod kloszem do niczego nie prowadziło, a ta dwójka musiała dogadać się samodzielnie, ale podejrzewałam, że dyskusja z naukowcem miała równie dużo sensu, co i próba przesunięcia ściany. W efekcie sama nie byłam pewna, co takiego powinnam zrobić, mogąc co najwyżej mieć nadzieję na to, że decyzję podejmie Claire. Wiedziałam, że była zapatrzona w Rufusa, a on z kolei traktował ją jak swoje oczko w głowie, więc miała największe szanse na to, żeby na ojca wpłynąć, chociaż z drugiej strony… No cóż, nie sądziłam żeby tego chciała.
Och, Seth, jak zwykle trafiłeś w najgorszy z możliwych układów, pomyślałam mimochodem, ale zdecydowałam się zaoszczędzić mu mówienia o czymś, co już i tak musiało być dla niego oczywiste. Przeczesałam włosy palcami, próbując zająć czymś ręce i zebrać myśli, ale to okazało się trudniejsze, aniżeli mogłabym przypuszczać. Początkowo zakładałam, że spróbuję wytłumaczyć chłopakowi to, dlaczego próba integrowania w prywatność Claire nie była najlepszym pomysłem, teraz jednak wszystko wskazywało na to, że powinnam pokusić się o coś więcej. Nie miałam pojęcia, czy to słabość do Quileutów, których znałam od najmłodszych lat, czy może fakt, że ja i Seth już właściwie byliśmy rodzina, ale czułam, że powinnam zainterweniować.
– Porozmawiam z Claire – zaproponowałam niemalże zrezygnowanym tonem. Lekko potrząsnęłam głową, sama niepewna tego, co próbowałam zrobić. – Przynajmniej postaram się ją uspokoić, ale niczego nie obiecuję. Rufusa nie ma, więc mogę spróbować przekonać ją do tego, żeby dała ci chociaż chwilę na rozmowę, ale… Cóż, sam widziałeś – zauważyłam przytomnie, to jednak nie zrobiło na chłopaku najmniejszego nawet wrażenia.
– O rany, dziękuję, Nessie! – wyrzucił z siebie na wydechu, nagle materializując się tuż przy mnie i jak gdyby nigdy nic biorąc w ramiona.
Początkowo aż zabrakło mi tchu, tym bardziej, że chłopak zdecydowanie nie zastanawiał się nad tym, jakiego natężenia siły używał. Wyrwał mi się jęk protestu, ale nie próbowałam się odsuwać, zbyt oszołomiona entuzjazmem, który od niego wyczuwałam. Reagował w sposób sugerujący, że mogłabym co najmniej obiecać mu załatwić ślub, a nie spróbować przekonać obiekt jego westchnień do tego, by zechciała go wysłuchać i nie zemdleć z nadmiaru emocji. Sama nie wierzyłam w to, w co się wpakowałam i chociaż miałam wątpliwości, reakcja Setha nie pozwalała mi nawet wziąć pod uwagę tego, że mogłabym się wycofać.
Cholera, po prostu cudownie…
– Okej, nie ma sprawy… Jeszcze nic nie zrobiłam – wyrzuciłam z siebie na wydechu, próbując nakłonić zmiennokształtnego do tego, żeby mnie puścił. Moje żebra protestowały, a niemożność złapania oddechu również okazała się problematyczna. – Może jej ojciec mnie nie zabije – mruknęłam chmurnie, jednak moje słowa jedynie poprawiły mu nastrój.
– Na pewno nie będzie aż tak źle – stwierdził, najwyraźniej przekonany o tym, że dramatyzowałam.
– Obawiam się, że jednak będzie.
Uniósł brwi, więc wzruszyłam ramionami, nawet nie próbując tłumaczyć mu tego, gdzie leżał problem. Rufus był specyficzny, a jak długo sam nie musiał się o tym przekonywać, tym lepiej dla niego.
– Jak wielki mam problem? – zapytał z wahaniem, lekko przekrzywiając głowę, by móc przyjrzeć mi się pod innym kątem.
– Bardzo – odpowiedziałam lakonicznie. No cóż, Seth, tak się składa, że wpoiłeś sobie ukochaną i zarazem jedyną córkę najbardziej nieprzewidywalnej osoby, jaką znam. Masz szczęście, że nadal żyjesz, pomyślałam i westchnęłam w duchu. Nie, to zdecydowanie nie zabrzmiałoby dobrze, gdybym jednak zdecydowała się go uświadomić, jak bardzo nieciekawe było jego położenie. – Ale nie przejmuj się tym teraz. Po prostu daj mi działać, a ja zobaczę, co da się zrobić.
Nie wyglądał na przekonanego, najpewniej podejrzewając, że nie byłam z nim do końca szczera, ale przynajmniej nie próbował się ze mną kłócić. Podejrzewałam, że nie był zachwycony tym, że po raz kolejny musi czekać na to, by dowiedzieć się, jak miały się sprawy z Claire, ale dzień czy dwa wydawały się niczym w porównaniu z tym, ile czasu spędził w niepewności. To i tak było lepsze od wpędzenia Claire w panikę, tym bardziej, że sama jej obiecałam, że chłopak nie zamierzał być zaborczy, a tym bardziej w niczym jej nie zagrażał. Rozumiałam wątpliwości Clearwatera, a także to, że chciał osobiście zamienić kilka słów z dziewczyną, która w obecnej sytuacji wydawała się być mu przeznaczona, jednak sytuacja prezentowała się w na tyle specyficzny sposób, bym uświadomiła sobie, iż wszyscy musieliśmy zachować się w ostrożny, przemyślany sposób.
Mimo wszystko odetchnęłam, kiedy upewniłam się, że mogę spokojnie wrócić do domu, nie obawiając się tego, że chłopak miał w planach zrobić coś wybitnie głupiego. Chciałam przynajmniej wierzyć w to, że przy pierwszej okazji zamierzał wrócić do La Push i dać mi czas do tego, żebym mogła wywiązać się ze swojej obietnicy. Potrzebowałam chwili na zastanowienie i podjęcie odpowiednich kroków, co ze zmiennokształtnym kręcącym się w okolicy mogłoby okazać się dość problematyczne. Chwała bogini, że chłopak przynajmniej nie zachowywał się tak, jak Jacob na jego miejscu, gotów posunąć się naprawdę daleko, żeby zwrócić na siebie moją uwagę. Być może miało to związek z tym, że Claire nie miała żadnego dodatkowego adoratora, jednak niezależnie od przyczyny, liczył się sam fakt tego, że Seth wciąż zachowywał się w całkowicie akceptowalny sposób.
Cóż, jakkolwiek by nie było, dla pewności i tak zamierzała zadzwonić do Jacoba. Odkąd tylko sięgałam pamięcią, on i Seth zawsze mieli ze sobą dobry kontakt, prawie jak bracia, co zresztą mnie nie dziwiło, bo wszystkich członków watahy wydawały się łączyć niemalże rodzinne więzi. Tak czy inaczej, Jake był dla chłopaka trochę jak starszy brat, więc mogłam spróbować to wykorzystać. Jacob mógł przynajmniej przypilnować chłopaka do momentu, w którym stwierdziłabym, co takiego zrobić, a do tego czasu…
Zapach ludzkiej krwi dotarł do mnie na ułamek sekundy przed tym, jak wyszłam spomiędzy drzew, stając na niewielkiej polance tuż przed domem. Dopiero po chwili uprzytomniłam sobie, że na podjeździe stał dodatkowy samochód – dziwnie znajomy, chociaż w pierwszym odruchu nawet nie zwróciłam na to uwagi. W zamian – co raz bardziej zaintrygowana – szybkim krokiem ruszyłam w stronę głównego wejścia, przeskakując kilka stopni, by dostać się na werandę, a później do środka. Nie musiałam nawet zastanawiać się nad tym, gdzie powinnam szukać ewentualnego gościa, zupełnie machinalnie kierując się w stronę salonu, by móc z zaciekawieniem zajrzeć do środka.
To Carlisle jako pierwszy zwrócił na mnie uwagę. Poderwał głowę, ledwo tylko przystanęłam w progu. Uśmiechnęłam się blado, jednak moja uwaga jak na zawołanie skupiła się na pewnym zdecydowanie znajomym przybyszu, który na mój widok rozpromienił się do tego, że aż wymownie uniosłam brwi, co najmniej zaskoczona jego reakcją.
– Nessie. – Dziadek najwyraźniej nie zauważył w mojej reakcji niczego nietypowego, bo lekko skinął głową, po czym zdecydował się spojrzeć na naszego gościa. – Poznaj proszę Castiela, który…
– Który najwyraźniej znalazł stację paliw – dopowiedziałam, nie mogąc się powstrzymać. Castiel parsknął śmiechem, najwyraźniej w świetnym nastroju, co zresztą nie wydało i się niczym dziwnym; już przy pierwszym spotkaniu wydał mi się pozytywnie nastawiony do życia. – Dzień dobry.
– To na pewno. W końcu pojawił się mój przydrożny anioł stróż – odezwał się sam zainteresowany, obrzucając mnie niemalże figlarnym spojrzeniem. – Już myślałem, że nakłamałaś mi z tym bliskim sąsiedztwem, żeby móc się ewakuować.
Wywróciłam oczami, ale coś w jego tonie dało mi do myślenia. Dlaczego miałam wrażenie, że on… próbował ze mną flirtować?
Założyłam ramiona na piersiach, pośpiesznie odrzucając od siebie niechciane myśli. Nie, tego jednego nawet nie chciałam brać pod uwagę.
– Fakt, to brzmi jak moja żona – usłyszałam tuż za plecami.
Aż wzdrygnęłam się, po czym błyskawicznie obejrzałam, wpadając prosto w ramiona stojącego tuż za mną Gabriela. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa