Renesmee
Las był spokojny, co przyjęłam
z ulgą. Początkowo milczałam, próbując wykorzystać chwilę pozostałego mi
czasu do tego, żeby zebrać myśli. Seth nie patrzył na mnie, udając
skoncentrowanego na czymś, co znajdowało się poza zasięgiem mojego wzroku, ale
nie byłam tym szczególnie zaskoczona. Myślami wydawał się być gdzieś daleko,
najpewniej wciąż przy Claire, co również potrafiłam zrozumieć, chociaż
zdecydowanie nie ułatwiało mi zadania.
Westchnęłam
w duchu, po części rozczarowana tym, jaki obrót przybrały sprawy. Mimo
wszystko liczyłam na to, że Jacob będzie w stanie chłopaka upilnować i powiedzieć
mu dość, by ten nie ryzykować zbliżania się do siostrzenicy mojego męża, choć
to z pewnością było naiwnością z mojej strony. Doświadczyłam skutków
wpojenia na własnej skórze, mając okazję przekonać się, jak bardzo potrafi
zmienić się zmiennokształtny, byleby być przy swojej drugiej połowie. To był
szczególny rodzaj uczucia – na swój sposób miłość, chociaż jakaś cząstka mnie
do tej pory buntowała się na samą myśl o zniewoleniu z którym wiązało
się wpojenie dla tej ze stron, która miała szansę zostać odrzuconą. Jak na
razie wszystko wskazywało na to, że ta dwójka była na dobrej drodze do tego,
żeby krzywdzić siebie nawzajem, chociaż t zdecydowanie nie leżało w gestii
żadnego z nich.
Nerwowo
przygryzłam dolną wargę, zbierając się do tego, żeby się odezwać. Chociaż Seth
był ode mnie starczy, instynktownie traktowałam go jak roztrzepanego dzieciaka,
mimowolnie spoglądając na niego przez pryzmat tego, jak zwykle zachowywał się w mojej
obecności. Aż dziwnie czułam się z tym, że się nie uśmiechał, nie
wspominając o jakiejkolwiek formie żartu pod moim adresem, ale z drugiej
strony…
– Wiem, co
chcesz powiedzieć – zapowiedział, ubiegając mnie, zanim zdążyłam wykrztusić z siebie
przynajmniej słowo. – Ale Nessie… Ja wiem – powtórzył z naciskiem – ale to
wcale nie jest takie proste.
Westchnęłam
ciężko, tym razem nawet nie próbując się ze swoją reakcją kryć. Wymownie
uniosłam brwi ku górze, obrzucając chłopaka skonsternowanym spojrzeniem. Jak
niby miałam rozmawiać z kimś, kto był w gorszej sytuacji od
normalnego, zauroczonego nastolatka? Gdyby chodziło wyłącznie o to, że zadurzył
się w Claire, wtedy sprawa byłaby o wiele prostsza i… najpewniej
mniej bolesna. Nie wspominałam o tym, kiedy chcąc nie chcąc musiałam
spełnić oczekiwania Rufusa i wytłumaczyć co się dzieje, wtedy bardziej
skoncentrowana na pocieszeniu Claire, ale…
Cholera, to
nie było proste, a Seth wcale nie musiał mi o tym przypominać. Do tej
pory pamiętałam zaborczość Jacoba względem mnie, o każdej kolejnej
konfrontacji z Gabrielem nie wspominając. Raniłam go, odrzucałam i zniechęcałam
jak mogłam, chociaż konieczność zerwania przyjaźni, którą oboje pielęgnowaliśmy
od mojego wczesnego dzieciństwa, sprawiała mi równie wiele bólu, co i Jake'owi.
Samo zerwanie wpojenia było wybawieniem, ale nie sądziłam, żeby w przypadku
Claire było to możliwe – przynajmniej na razie… I to nie tylko przez wzgląd
na Rufusa, który miał skłonności do tego, żeby trzymać córkę pod kloszem, przez
co znalezienie potencjalnego kandydata mogło okazać się dla dziewczyny
problematyczne. Inną kwestią był całkowity brak pewności siebie ze strony samej
zainteresowanej, która bynajmniej nie sprawiała wrażenia kogoś, kto jest
świadom tego, że mógłby podobać się płci przeciwnej.
Jakkolwiek
by nie było, sprawa nie wyglądała ciekawie. Claire panicznie bała się Setha,
ten z kolei cierpiał przez konieczność trzymania się od swojego wpojenia.
To nie mogło skończyć się dobrze, ja zaś nie miałam zielonego pojęcia, co
powinnam zrobić, żeby mieć choć cień szansy na zaparkowane nad tym całym
bałaganem. Po prostu fantastycznie!
– Dobrze
rozumiem – odezwałam się w końcu, ostrożnie dobierając słowa o usiłując
brzmieć jak najrozsądniej. – Z tym, że to niewiele zmienia. Sam widziałeś
jej reakcję.
– Serio
jest aż tak źle? – zapytał mnie z powątpiewaniem, przez moment brzmiąc
tak, jakby podejrzewał, że specjalnie odstawiliśmy szopkę, żeby zniechęcić go
do wybranki.
– Było
gorzej – przyznałam niechętnie. – Nie patrz na mnie w ten sposób. To nie
jest wina żadnego z was, ale mimo wszystko…
– Mam sobie
odpuścić, tak?
Spojrzałam
na niego z wahaniem, porażona jego tonem i sposobem w jaki
zdecydował się ująć sprawę. Co właściwie miałam mu powiedzieć? Wbrew wszystkiemu
takie rozwiązanie byłoby najprostsze i najmniej kłopotliwe dla wszystkich,
nawet jeśli z perspektywy wpojonego wilkołaka musiało brzmieć okrutnie.
– Claire
jest przerażona, a mój szwagier najchętniej zabiłby każdego, kto zagraża
jego córce. Nie żeby mnie to zdziwiło, chociaż oczywiście wiem, że ty nie…
– Nie
próbuj mnie zwodzić, Nessie – przerwał mi pospiesznie. – Chodzi ci o to,
że mam sobie darować.
Nie
chciałam tego, ale i tak skinęłam głową, dochodząc do wniosku, że zasłużył
sobie na choć odrobinę szczerości z mojej strony. To wcale nie było takie
proste, również dla mnie, bo czułam się tak, jakbym znalazła się pomiędzy
młotem a kowadłem, jednak w porównaniu do Setha i Claire, moja
sytuacja prezentowała się o niebo lepiej.
– Nie chcę,
żebyś zrozumiał mnie źle – rzuciłam przepraszającym tonem. – Claire po prostu…
Nie wiem, co powinnam co powiedzieć – przyznałam, wzdychając cicho. – To nie
jest nasz wymysł. Nie wiem, co takiego wytłumaczył co Jacob, ale to naprawdę
nie jest dla niej łatwe.
–
Powiedział, że spotkało ją coś niedobrego ze strony… wilkołaków? Swoją drogą,
skoro one istnieją, to kim my jesteśmy? – dodał po chwili, a ja prawie że
wywróciłam oczami.
– Moja
córka spotyka się z pewnym wilkołakiem – uświadomiłam go, próbując
wykorzystać okazję do zmiany tematu. Spojrzał na mnie wymownie, chociaż trudno
było mi stwierdzić, co takiego szokowało go bardziej: typowe wilkołaki czy sam
fakt tego, że jak gdyby nigdy nic dyskutowałam sobie o swoim
macierzyństwie. – Wierz mi, jest różnica. I wcale nie mam na myśli tylko
tego, co dzieje się podczas pełni.
– Skoro
tak, to skąd problem? Ja nie wyję do księżyca! – obruszył się.
Westchnęłam,
bo choć dobrze wiedziałam, że miał rację, trudno było mi z nim dyskutować
na temat czegoś, czego sama do końca nie rozumiałam. Wiedziałam skąd brały się
obawy Claire, ale nawet nie chciałam próbować wyobrażać sobie tego, co ta
dziewczyna musiała czuć.
– Strach
nie działa w ten sposób, Seth.
Spojrzał na
mnie z powątpiewaniem, przez ułamku sekundy wyglądając na chętnego o coś
zapytać, ale ostatecznie tego nie zrobił. W tamtej chwili w końcu
zaczęłam rozumieć, jak musiał czuć się Gabriel, nie raz zmuszony dobierać słowa
w taki sposób, by nie naruszyć prywatności żadnej ze swoich sióstr, kiedy
mówił o przeszłości. Mówienie o tym, co stało się w tamtym
hotelu, zawsze było dla Claire trudne, ale ta kwestia mimo wszystko należała do
niej – i tylko ona miała prawo tłumaczyć się komukolwiek z tego, co
tak bardzo ją przerażało.
Chłopak
milczał, ale to wydawało się najmniej istotne. Przez kilka następnych minut
szliśmy w milczeniu, jednak nie czułam się z tego powodu źle. Seth
zawsze miał tę cudowną cechę, że potrafił zrozumieć naprawdę wiele; zasadniczo
nie przejmując się naturą tego z kim się przyjaźnił. Clearwater od zawsze
był idealnym dowodem na to, że przyjaźń międzygatunkowa była możliwa, a gdyby
sytuacja była choć trochę inna, stwierdziłabym, że Claire nie mogła trafić
lepiej. Chłopak był miły, zabawny i otwarty na innych, a ja zawsze
życzyłam mu tego, co najlepsze.
– Hm… Jak
czujesz się z tym, że zostaniesz moim wujkiem? – zapytałam i udało mi
się go rozbawić, bo w końcu się uśmiechnął.
– Jesteś
młodsza ode mnie, a jednak mam wrażenie, że jest na odwrót – przyznał, po
czym wywrócił oczami. – To dziwne, ale się cieszę… W przeciwieństwie do
Leah – dodał i spojrzał na mnie znacząco.
– Cóż za
zaskoczenie – Leah nie jest zadowolona!
Parsknął
śmiechem, a po jego wyrazie twarzy poznałam, że mimo wszystko był mi
wdzięczny za to, że próbowałam odciągnąć jego myśli od Claire. Zawsze mieliśmy
dobry kontakt i pomijając Jake'a, to właśnie Seth zawsze entuzjastycznie
reagował na moją obecność. Wiedziałam, że już wcześniej tolerował moją rodzinę
bardziej niż reszta członków stada, co samo w sobie wydało mi się dość
niezwykłe. Co więcej teraz również wydawał się w pełni akceptować to, jak
wiele się zmieniło – że byłam inna i że to niejako w związku ze mną
miał teraz problem z Claire: bo gdyby nie ja, dziewczyna najpewniej nigdy
nie pojawiłby się w Seattle. Jasne, nie zamierzałam się o to
obwiniać, ale prawda była taka, że czułam się za tę dwójkę odpowiedzialna.
– Nie wiem,
co drażni ją bardziej – odezwał się Seth, podejmując temat siostry – ale
ostatnio jest nieznośna. Ma do mamy pretensje o ten ślub, a do mnie o wpojenie,
chociaż dobrze wie, że to niezależny ode mnie. To głupie, że nad tym nie panuję?
– Jasne, że
nie – obruszyłam się. – Leah jest trudna – dodałam, chociaż zdecydowanie nie
musiałam mu tego mówić.
– Żeby
tylko… Nawet Shelby jest dla mnie bardziej wyrozumiała! – oznajmił, a ja
wymownie uniosłam brwi ku górze. Cholera, nigdy nie rozumiałam i nie
miałam zrozumieć tej dziewczyny. – Wiesz, ona i Jake to dziwna sprawa, bo
przywykłem do myśli o tym, że ty… Ale Shelby zna Claire, prawda? –
zreflektował się, bo mimowolnie skrzywiłam się na samą wzmiankę o tym, jak
sprawy miały się między mną a Jacobem.
– Shelby…
tak jakby ją uratowała – przyznałam lakonicznie; fakt, że dziewczyna sama z siebie
oddała dla Claire krew, nawet po tych wszystkich latach do mnie nie dochodził.
Seth
zawahał się, starannie analizując moje słowa, po czum z uznaniem skinął
głową.
– Będę
musiał jej podziękować.
Zacisnęłam
usta, w ostatniej chwili powstrzymując się od komentarza. No pięknie, więc
jednak nieźle go wzięło! Miałam tylko nadzieję, że Shelby okaże się
wyrozumiała, gdyby Seth w istocie miał zamiar wychwalać ją za coś, co
miało miejsce lata wcześniej i o czym najpewniej planowała zapomnieć.
Milczałam,
wciąż jeszcze oszołomiona i sceptycznie nastawiona do jego zachowania.
Starałam się tego nie okazywać, ale mój towarzysz najwyraźniej doskonale zdawał
sobie sprawę z tego, co chodziło mi po głowie.
– Wiem, że
to głupie, ale ja naprawdę nie potrafię o niej nie myśleć. Byłaś wpojeniem
Jacoba, a on na pewno ci to tłumaczył… Ona teraz jest moim światem. Znasz
to uczucie, prawda? – dodał i w tym momencie trafił w sedno; nie
musiałam być wpojonym zmiennokształtnym, by aż nazbyt dobrze rozumieć kwestię
miłości tak silnej, by przysłoniła wszystko inne. To, co łączyło mnie z Gabrielem,
było pod każdym względem wyjątkowe, chociaż w naszym przypadku
zdecydowanie nie było mowy o przekraczającym wszelakie pojęcie uczuciu za
sprawą jednego tylko spojrzenie. – Mogę
trzymać się z daleka, ale…
– Ale to boli – dopowiedziałam za niego, tak cicho,
że ledwo byłam w stanie zrozumieć samą siebie, Seth jednak musiał dobrze
mnie słyszeć, bo krótko skinął głową. – Ja… Ja naprawdę to rozumiem, ale to
wcale nie jest takie proste, jak mógłbyś tego chcieć. Claire po prostu się
ciebie boi.
– Cholera, wiem – wyrwało mu się. Aż uniosłam brwi
ku górze, nie potrafiąc przypomnieć sobie, żebym kiedykolwiek wcześniej
słyszała, żeby ten chłopak przeklinał. – I nie chcę jej krzywdzić, to
chyba oczywiste, ale… ja też w tym jestem – przyznał i zawahał się na
moment. – Chciałbym z nią porozmawiać, przynajmniej raz.
Otworzyłam i zaraz zamknęłam usta, nie będąc w stanie
znaleźć żadnego sensownego argumentu. Problem polegał na tym, że w pełni
wierzyłam Sethowi, mając coraz silniejszą chęć jakkolwiek mu pomóc, chociaż to
nie było takie proste. Czułam się rozdarta pomiędzy tym, co powinnam zrobić, a co
zrobić musiałam, żeby wszyscy wyszli z tego przynajmniej względnie cało.
Co prawda mogłam jeszcze spróbować porozmawiać z Rufusem i uświadomić
mu, że trzymanie córki pod kloszem do niczego nie prowadziło, a ta dwójka
musiała dogadać się samodzielnie, ale podejrzewałam, że dyskusja z naukowcem
miała równie dużo sensu, co i próba przesunięcia ściany. W efekcie sama
nie byłam pewna, co takiego powinnam zrobić, mogąc co najwyżej mieć nadzieję na
to, że decyzję podejmie Claire. Wiedziałam, że była zapatrzona w Rufusa, a on
z kolei traktował ją jak swoje oczko w głowie, więc miała największe
szanse na to, żeby na ojca wpłynąć, chociaż z drugiej strony… No cóż, nie
sądziłam żeby tego chciała.
Och, Seth,
jak zwykle trafiłeś w najgorszy z możliwych układów, pomyślałam
mimochodem, ale zdecydowałam się zaoszczędzić mu mówienia o czymś, co już i tak
musiało być dla niego oczywiste. Przeczesałam włosy palcami, próbując zająć
czymś ręce i zebrać myśli, ale to okazało się trudniejsze, aniżeli
mogłabym przypuszczać. Początkowo zakładałam, że spróbuję wytłumaczyć
chłopakowi to, dlaczego próba integrowania w prywatność Claire nie była
najlepszym pomysłem, teraz jednak wszystko wskazywało na to, że powinnam
pokusić się o coś więcej. Nie miałam pojęcia, czy to słabość do Quileutów,
których znałam od najmłodszych lat, czy może fakt, że ja i Seth już właściwie
byliśmy rodzina, ale czułam, że powinnam zainterweniować.
– Porozmawiam z Claire – zaproponowałam
niemalże zrezygnowanym tonem. Lekko potrząsnęłam głową, sama niepewna tego, co
próbowałam zrobić. – Przynajmniej postaram się ją uspokoić, ale niczego nie
obiecuję. Rufusa nie ma, więc mogę spróbować przekonać ją do tego, żeby dała ci
chociaż chwilę na rozmowę, ale… Cóż, sam widziałeś – zauważyłam przytomnie, to
jednak nie zrobiło na chłopaku najmniejszego nawet wrażenia.
– O rany,
dziękuję, Nessie! – wyrzucił z siebie na wydechu, nagle materializując się
tuż przy mnie i jak gdyby nigdy nic biorąc w ramiona.
Początkowo
aż zabrakło mi tchu, tym bardziej, że chłopak zdecydowanie nie zastanawiał się nad
tym, jakiego natężenia siły używał. Wyrwał mi się jęk protestu, ale nie
próbowałam się odsuwać, zbyt oszołomiona entuzjazmem, który od niego
wyczuwałam. Reagował w sposób sugerujący, że mogłabym co najmniej obiecać mu
załatwić ślub, a nie spróbować
przekonać obiekt jego westchnień do tego, by zechciała go wysłuchać i nie
zemdleć z nadmiaru emocji. Sama nie wierzyłam w to, w co się
wpakowałam i chociaż miałam wątpliwości, reakcja Setha nie pozwalała mi
nawet wziąć pod uwagę tego, że mogłabym się wycofać.
Cholera, po prostu cudownie…
– Okej, nie
ma sprawy… Jeszcze nic nie zrobiłam – wyrzuciłam z siebie na wydechu,
próbując nakłonić zmiennokształtnego do tego, żeby mnie puścił. Moje żebra
protestowały, a niemożność złapania oddechu również okazała się problematyczna.
– Może jej ojciec mnie nie zabije – mruknęłam chmurnie, jednak moje słowa
jedynie poprawiły mu nastrój.
– Na pewno
nie będzie aż tak źle – stwierdził, najwyraźniej przekonany o tym, że
dramatyzowałam.
– Obawiam
się, że jednak będzie.
Uniósł
brwi, więc wzruszyłam ramionami, nawet nie próbując tłumaczyć mu tego, gdzie
leżał problem. Rufus był specyficzny, a jak długo sam nie musiał się o tym
przekonywać, tym lepiej dla niego.
– Jak
wielki mam problem? – zapytał z wahaniem, lekko przekrzywiając głowę, by
móc przyjrzeć mi się pod innym kątem.
– Bardzo –
odpowiedziałam lakonicznie. No cóż, Seth,
tak się składa, że wpoiłeś sobie ukochaną i zarazem jedyną córkę
najbardziej nieprzewidywalnej osoby, jaką znam. Masz szczęście, że nadal żyjesz,
pomyślałam i westchnęłam w duchu. Nie, to zdecydowanie nie
zabrzmiałoby dobrze, gdybym jednak zdecydowała się go uświadomić, jak bardzo
nieciekawe było jego położenie. – Ale nie przejmuj się tym teraz. Po prostu daj
mi działać, a ja zobaczę, co da się zrobić.
Nie
wyglądał na przekonanego, najpewniej podejrzewając, że nie byłam z nim do
końca szczera, ale przynajmniej nie próbował się ze mną kłócić. Podejrzewałam,
że nie był zachwycony tym, że po raz kolejny musi czekać na to, by dowiedzieć
się, jak miały się sprawy z Claire, ale dzień czy dwa wydawały się niczym w porównaniu
z tym, ile czasu spędził w niepewności. To i tak było lepsze od
wpędzenia Claire w panikę, tym bardziej, że sama jej obiecałam, że chłopak
nie zamierzał być zaborczy, a tym bardziej w niczym jej nie zagrażał.
Rozumiałam wątpliwości Clearwatera, a także to, że chciał osobiście
zamienić kilka słów z dziewczyną, która w obecnej sytuacji wydawała się
być mu przeznaczona, jednak sytuacja prezentowała się w na tyle
specyficzny sposób, bym uświadomiła sobie, iż wszyscy musieliśmy zachować się w ostrożny,
przemyślany sposób.
Mimo
wszystko odetchnęłam, kiedy upewniłam się, że mogę spokojnie wrócić do domu,
nie obawiając się tego, że chłopak miał w planach zrobić coś wybitnie głupiego.
Chciałam przynajmniej wierzyć w to, że przy pierwszej okazji zamierzał wrócić
do La Push i dać mi czas do tego, żebym mogła wywiązać się ze swojej
obietnicy. Potrzebowałam chwili na zastanowienie i podjęcie odpowiednich
kroków, co ze zmiennokształtnym kręcącym się w okolicy mogłoby okazać się dość
problematyczne. Chwała bogini, że chłopak przynajmniej nie zachowywał się tak,
jak Jacob na jego miejscu, gotów posunąć się naprawdę daleko, żeby zwrócić na
siebie moją uwagę. Być może miało to związek z tym, że Claire nie miała
żadnego dodatkowego adoratora, jednak niezależnie od przyczyny, liczył się sam
fakt tego, że Seth wciąż zachowywał się w całkowicie akceptowalny sposób.
Cóż,
jakkolwiek by nie było, dla pewności i tak zamierzała zadzwonić do Jacoba.
Odkąd tylko sięgałam pamięcią, on i Seth zawsze mieli ze sobą dobry
kontakt, prawie jak bracia, co zresztą mnie nie dziwiło, bo wszystkich członków
watahy wydawały się łączyć niemalże rodzinne więzi. Tak czy inaczej, Jake był
dla chłopaka trochę jak starszy brat, więc mogłam spróbować to wykorzystać. Jacob
mógł przynajmniej przypilnować chłopaka do momentu, w którym
stwierdziłabym, co takiego zrobić, a do tego czasu…
Zapach
ludzkiej krwi dotarł do mnie na ułamek sekundy przed tym, jak wyszłam spomiędzy
drzew, stając na niewielkiej polance tuż przed domem. Dopiero po chwili
uprzytomniłam sobie, że na podjeździe stał dodatkowy samochód – dziwnie
znajomy, chociaż w pierwszym odruchu nawet nie zwróciłam na to uwagi. W zamian
– co raz bardziej zaintrygowana – szybkim krokiem ruszyłam w stronę
głównego wejścia, przeskakując kilka stopni, by dostać się na werandę, a później
do środka. Nie musiałam nawet zastanawiać się nad tym, gdzie powinnam szukać
ewentualnego gościa, zupełnie machinalnie kierując się w stronę salonu, by
móc z zaciekawieniem zajrzeć do środka.
To Carlisle
jako pierwszy zwrócił na mnie uwagę. Poderwał głowę, ledwo tylko przystanęłam w progu.
Uśmiechnęłam się blado, jednak moja uwaga jak na zawołanie skupiła się na
pewnym zdecydowanie znajomym przybyszu,
który na mój widok rozpromienił się do tego, że aż wymownie uniosłam brwi, co
najmniej zaskoczona jego reakcją.
– Nessie. –
Dziadek najwyraźniej nie zauważył w mojej reakcji niczego nietypowego, bo
lekko skinął głową, po czym zdecydował się spojrzeć na naszego gościa. – Poznaj
proszę Castiela, który…
– Który
najwyraźniej znalazł stację paliw – dopowiedziałam, nie mogąc się powstrzymać.
Castiel parsknął śmiechem, najwyraźniej w świetnym nastroju, co zresztą
nie wydało i się niczym dziwnym; już przy pierwszym spotkaniu wydał mi się
pozytywnie nastawiony do życia. – Dzień dobry.
– To na
pewno. W końcu pojawił się mój przydrożny anioł stróż – odezwał się sam
zainteresowany, obrzucając mnie niemalże figlarnym spojrzeniem. – Już myślałem,
że nakłamałaś mi z tym bliskim sąsiedztwem, żeby móc się ewakuować.
Wywróciłam
oczami, ale coś w jego tonie dało mi do myślenia. Dlaczego miałam
wrażenie, że on… próbował ze mną flirtować?
Założyłam
ramiona na piersiach, pośpiesznie odrzucając od siebie niechciane myśli. Nie,
tego jednego nawet nie chciałam brać pod uwagę.
– Fakt, to brzmi
jak moja żona – usłyszałam tuż za
plecami.
Aż wzdrygnęłam
się, po czym błyskawicznie obejrzałam, wpadając prosto w ramiona stojącego
tuż za mną Gabriela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz