9 marca 2016

Sto trzydzieści osiem

Renesmee
Dłonie Gabriela jak ja na zawołanie wylądowały na moich biodrach. Nie zaprotestowałam, kiedy zdecydowanym ruchem przyciągnął mnie do siebie, jak gdyby nigdy nic obejmując ramionami, ale i tak uniosłam brwi, spoglądając na męża w co najmniej skonsternowany sposób. Choć bez wątpienia wyczuł moją dezorientację, nie skomentował sytuacji nawet słowem, uśmiechając się czarująco i z pozorną obojętnością spoglądając na Castiela.
– Hm, więc to znajomy? – zapytał, a ja ledwo powstrzymałam prychnięcie, kiedy w subtelny, aczkolwiek wyczuwalny dla mnie sposób zaakceptował ostatnie słowo.
Zazdrosny Gabriel? Zwłaszcza w ostatnim czasie chodził podminowany przez wzgląd na sytuację z Isabeau oraz tym, że wraz z Laylą na wszystkie sposoby próbowaliśmy go zatrzymać w Seattle. Mogłam tylko zgadywać, co takiego się wydarzyło, ale w przeciwieństwie do męża uważałam, że powinniśmy zaczekać na powrót jego siostry albo na to, żeby sama Beau zdecydowała się nas poinformować o tym, co tak naprawdę było na rzeczy.
Jakkolwiek by nie było, Gabriel w naturalny sposób mógł się irytować, jednak jego obecne zachowanie zdecydowanie nie miało związku z którakolwiek z sióstr. Dobrze znałam to spojrzenie, ton i zachowanie, i choć powinnam być przyzwyczajona do tego, że chłopakowi wciąż zdarzało się zachowywać w odrobinę zaborczy sposób, czasami wciąż czułam się dziwnie z tym, że mógłby być o mnie zazdrosny. Należałam do niego i ta jedna kwestia zdecydowanie nie miała ulec zmianie.
Och… No i „znajomy”, co zresztą też było mi aż nazbyt dobrze znaną kwestią.
Biedny Castiel.
– Poznaliśmy się przypadkiem, kiedy wracałam z Joce z tamtych ostatnich oględzin… Wiesz, co takiego mam na myśli. – Spojrzałam na Gabriela znacząco, mimochodem dochodząc do wniosku, że powinnam zajrzeć do córki; znowu spała dłużej niż zwykle, poza tym w ostatnim czasie zachowywała się… dziwnie. – I to w zasadzie tyle.
– Jak dla kogo. Ta urocza panienka spadła mi z nieba i zaoferowała swój telefon. John chciał mnie zabić, ale było warto – wtrącił Castiel, a ja ledwo powstrzymałam się przed wywróceniem oczami w odpowiedzi na entuzjazm w jego głosie.
Ułożyłam obie dłonie na torsie Gabriela, woląc nie ryzykować, że pokusi się o coś wyjątkowo głupiego. Nie miałam pojęcia, co takiego w ostatnim czasie było z tymi facetami nie tak, ale to wydawało się najmniej istotne. Ważniejsze było to, że mój mąż sprawiał wrażenie kogoś, kto chętny jest w dość jednoznaczny sposób uświadomić wszystkim wokół, czyją partnerką tak naprawdę byłam. Mimowolnie pomyślałam o tym, że kiedy ostatnim razem był w takim nastroju, skończyliśmy w sypialni, w dość nietypowej sytuacji, a później musiałam radzić sobie z irytującymi, napalonymi facetami, którzy oznaczenie uznali za idealną okazję do tego, żeby trochę porywalizować – i to na dodatek moim kosztem. Wiedziałam, że w przypadku Castiela podobne zachowanie nie mogło mieć miejsca, bo ten w końcu był człowiekiem, ale zdecydowanie nie chciałam sprawdzać, jak miała się liczebność nieśmiertelnych w stanie Waszyngton.
Gabriel!, pomyślałam, decydując się wniknąć do jego umysłu. Odpowiedziało mi wymowne parsknięcie, wydające się w dość jednoznaczny sposób precyzować to, co myślał sobie mój mąż. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, sama niepewna tego, jak powinnam zareagować na jego zachowanie, tym bardziej, że zaczynałam czuć się naprawę niezręcznie. Jakby tego było mało, coś w zachowaniu Castiela również dało mi do myślenia, bo kiedy obejrzałam się przez ramię, planując rzucić mężczyźnie przepraszające spojrzenie, przekonałam się, że przypatrywał się mnie i Gabrielowi w rozbawiony, niemalże wyzywający sposób.
– Dzięki bogini, mnie ta panienka oferuje mi o wiele więcej – mruknął pod nosem mój mąż i choć z założenia nie zwracał się do nikogo konkretnego, a obdarzony ludzkimi zmysłami Castiel nie mógł być w stanie go usłyszeć, ale i tak omal nie zakrztusiłam się w odpowiedzi na tę dwuznaczną uwagę.
– Gabriel! – syknęłam już na głos, ale nawet to nie zrobiło na chłopaku wrażenia.
– Czy ten pan akurat nie zbierał się do wyjścia, Carlisle? – rzucił niemal pogodnym tonem, uparcie ignorując to, że gdybym mogła, najpewniej zamordowałabym go w afekcie.
Otworzyłam i zaraz zamknęłam usta, w zamian potrząsając z niedowierzaniem głową. Miałam wrażenie, że jedynym, co mogłam zrobić, było co najwyżej załamanie rąk, chociaż taka możliwość zdecydowanie nie była mi na rękę. Cóż, zachowanie Gabriela mogłoby być nawet urocze, gdyby nie to, że czułam się tak, jakbym za moment miała zapaść się pod ziemię. Nie miałam pojęcia, gdzie podziać oczy, a jakby tego było mało, przenikliwość wzroku Castiela zaczynała doprowadzać mnie do szału. Nie miałam pewności, skąd brała się ta pewność, ale nie mogłam pozbyć się wrażenia, że sam zainteresowany w ogóle nie wyczuwał tego, że mógłby być zagrożony – i że zachowanie Gabriela równie mocno go bawiło, co i zachęcało do tego, by zacząć się z chłopakiem drażnić, nawet jeśli to zdecydowanie nie było dobrym pomysłem.
– Castiel nie przyszedł do mnie – wymamrotałam, ledwo powstrzymując się od warknięcia. Jeszcze tego brakowało, żeby przy naszym gościu wyrwał mi się z gardła gniewny, zwierzęcy charkot!
– Doprawdy? To ciebie zna – zauważył, a ja aż uniosłam brwi ku górze.
Nie zrobiłeś tego, prawda?
Nie odpowiedział mi i tak może nawet było lepiej, bo zdecydowanie nie chciałam zastanawiać się nad tym, jakie istniały szanse na to, że Gabriel jednak pokusił się o przeniknięcie czyjegokolwiek umysłu. Z drugiej strony, zarówno spojrzenia jak i słowa Castiela na mój temat w istocie nie były tak neutralne, jak mogłabym tego oczekiwać, więc w grę równie dobrze mógł wchodzić naturalny zmysł obserwacji, jaki przejawiali Licavoli. Zwłaszcza kiedy chodziło o mnie, pewna uparta i mroczna istota potrafiła być bardzo zaborcza, a teraz najwyraźniej pojawiła się idealna okazja na to, by Gabriel mógł dać upust narastającej w nim od dłuższego czasu frustracji. Nie byłam z tego zadowolona, ale prawda była taka, że już od dłuższego czasu spodziewałam się wybuchu z jego strony, podświadomie czując, że prędzej czy później w końcu do niego dotrze.
– Castiel jest bratem ojca Elliotta – wyjaśniłam cierpkim tonem, próbując jakkolwiek uratować sytuację.
– Dokładnie tak – wtrącił sam zainteresowany, chociaż dla niego zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby milczał. – Przyszedłem się przywitać – dodał.
Gabriel gniewnie zmrużył oczy, obrzucając mężczyznę wymownym, chłodnym spojrzeniem.
– Dzień dobry, Castielu – powiedział przesadnie wręcz uprzejmym tonem. – Pamiętasz drogę do drzwi?
Drzwi to ty zobaczysz, ale od naszego pokoju, kiedy przyjdziesz do mnie wieczorem!, pomyślałam z irytacją; miałam ochotę wyjść, zostawiając ich w tym przesadnie przeładowanym testosteronem pomieszczenia, póki jeszcze byłam w stanie czym oddychać.
Chłopak nawet nie zareagował na moje groźby, najzwyczajniej w świecie decydując się je zignorować. Aż się we mnie zagotowało, ale uparcie milczałam, próbując przekonać samą siebie, że to najzupełniej naturalne, że dwóch facetów zachowuje się w ten sposób względem jakiejkolwiek kobiety. Byłam przyzwyczajona do tego, że ludzcy mężczyźni spoglądali na mnie z większym zainteresowaniem, aniżeli mogłabym sobie tego życzyć, ale na żadnego z nich Gabriel nie reagował w tak alergiczny sposób. Chyba nawet względem Jacoba był mniej sarkastyczny, a to już o czymś świadczyło, chociaż…
– Właśnie, co u Johna? – odezwał się pospiesznie Carlisle, decydując się spróbować tego, co mnie się nie udało.
Wypuściłam powietrze ze świstem, przez moment mając ochotę podziękować mu za sam fakt tego, że usiłował cokolwiek zdziałać. Dziadek spojrzał na mnie wymownie, więc tylko wzruszyłam ramionami, nie potrafiąc wytłumaczyć tego, co właśnie miało miejsce. Szlag, sama chciałam zrozumieć zachowanie Gabriela, ale to wcale nie było takie proste, jak którekolwiek z nas mogłoby oczekiwać. Wiedziałam jedynie, że jeszcze moment i wyjdę z siebie – albo zabiję męża w przypływie frustracji, chociaż oczywiście nawet nie potrafiłam sobie tego wyobrazić.
Cholera, wyrzucenia go z sypialni również nie. Już próbowałam i to wystarczyło, żeby również Gabriel zdawał sobie sprawę z tego, że w tym jednym przypadku to z mojej strony groźby bez pokrycia.
Nerwowo zacisnęłam dłonie w pięści, w duchu modląc się o to, żeby chwilowa cisza, która zapadła po pytaniu doktora, okazała się zwiastunem czegoś znośniejszego od wzajemnego skakania sobie do gardeł. Castiel choć na moment oderwał ode mnie wzrok, przenosząc spojrzenie na Carlisle’a. Wydawał się zdezorientowany, najwyraźniej będąc na dobrej drodze do tego, żeby zapomnieć o tym, że nie przyszedł do mnie… Przynajmniej teoretycznie.
– Hm, to zależy, co takiego masz w tym momencie na myśli – odezwał się w końcu, ostrożnie dobierając słowa. – John nieszczególnie za mną przepada – dodał, ale nie wydawał się tym przejęty; z tego, co zdążyłam się zorientować, jego podejście do życia było wyjątkowo optymistyczne.
Gabriel prychnął, więc spiorunowałam go wzrokiem. Ani słowa!, warknęłam w duchu, jednak doczekałam się wyłącznie tego, że wymownie wywrócił oczami.
Nie mogę się powstrzymać, zwłaszcza kiedy widzę jak na ciebie patrzy, odpowiedział mi, w końcu decydując się pokusić o jakiekolwiek wyjaśnienia.
To znaczy jak?, zapytałam i coś w spojrzeniu męża dało mi do zrozumienia, że moje pytanie uznał za wybitnie głupie.
Och, mi amore…
– Ostatnio nie był w najlepszym nastroju – stwierdził lakonicznie Carlisle. – W zasadzie do tej pory nie wiedziałem nawet, że ma brata.
Wiedziałam dobrze, co takiego dziadek miał na myśli, bo trudno było nie zauważyć tego, w jakim stanie wraz z Eleną wrócili z prywatnego spotkania ze współpracownikiem dziadka. Sama nie miałam okazji mężczyzny poznać, ale wiedziałam dość – i to zarówno o nim, jak i jego synu, który regularnie wystawiał nerwy Eleny na próbę. Samo zachowanie dziewczyny wystarczyło do tego, żeby zwrócić naszą uwagę, więc Esme i Carlisle ostatecznie zdecydowali się wytłumaczyć, co takiego miało miejsce podczas tej jakże… uroczej kolacyjki. Jakby tego było mało, wszystko wskazywało na to, że w okolicy pojawił się również Lawrence, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
Nie chciałam o tym myśleć, ale wbrew wszystkiemu sprawy wydawały się dość mocno komplikować. Mogłam tylko zgadywać, czego tym razem mógł oczekiwać L., nie wspominając o tym, co miało miejsce później – i w co po raz kolejny zamieszane były demony. Do tego wszystkiego niewytłumaczalna sprawa z Beau… Miałam wrażenie, że problemy zaczynały się mnożyć i to w dość nieprzewidziany, niekontrolowany sposób. W przeszłości nie raz doświadczaliśmy czegoś podobnego i efekt zazwyczaj bywał podobny, a skoro teraz sprawy po raz kolejny wydawały się komplikować, zdecydowanie nie chciałam wiedzieć, gdzie tym razem to wszystko miało prowadzić. Gdyby chodziło tylko o Lawrence’a, chyba nawet byłabym w stanie to znieść, nawet jeśli wampir (Dlaczego nawet nie dziwiło mnie to, że zdołał znaleźć kogoś, kto ponownie go przemienił? Były pastor od samego początku był niczym jakaś uciążliwa zaraza, która regularnie lubiła do nas wracać, więc i tym razem mogliśmy się tego po nim spodziewać) nadal wzbudzał we mnie sprzeczne odczucia. Chcąc nie chcąc nie mogłam zapomnieć o tym, że to właśnie jemu zawdzięczałam życie moje oraz moich dzieci, ale…
Gorzej sprawy miały się z demonami, tym bardziej, że pojawienie się Rafaela w naszym domu wydawało się być zaledwie odległym, nic nieznaczącym wspomnieniem w zestawieniu z tym, co miało miejsce później. Wciąż nie docierało do mnie to, że to właśnie Hunter próbował zaatakować Elenę, nie wspominając o tym, że wykorzystał do tego właśnie Elliotta. Dawno nie widziałam dziadków aż tak zmartwionych jak w chwili, w której ich córka wróciła do domu – cala zakrwawiona, śmiertelnie blada i najwyraźniej wciąż w ciężkim szoku, bo zanim zdołała udzielić rodzicom jakichkolwiek wyjaśnień, minęło dość czasu, by wszyscy poważnie zaczęli się martwić.
Krótko spojrzałam na Carlisle’a, nie mając najmniejszych wątpliwości co do tego, że myślał dokładnie o tym samym, co i on. Wszystko wskazywało na to, że zmanipulowany Elliott nie pamiętał tego, co miało miejsce, ale żadne z nas nie miało całkowitej pewności, że tak jest w istocie. Teraz istniała idealna okazja do tego, żeby się upewnić, jednak wcale nie byłam pewna, czy chcę poznać odpowiedź. Już i tak mieliśmy dość problemów, a gdyby do tego wszystkiego doszła obawa ujawnienia się i związane z tym konsekwencje… Volturi już i tak zdążyli nas odwiedzić i zorientować się, że nasza liczebność w znacznym stopniu uległa zmianie. Dawanie im dodatkowego pretekstu do tego, żeby się nami zainteresować, zdecydowanie nie było żadnemu z nas na rękę.
– John zawsze taki był – odezwał się w końcu Castiel. Zawahał się na moment, a wyraz skupienia na jego twarzy okazał się wystarczający, by zaintrygować nawet Gabriela, bo ten w końcu darował sobie złośliwości, w zamian koncentrując się na rozmowie. – Zwłaszcza ostatnio przechodzi samego siebie, ale to wina młodego. Elliott chyba urządził jakąś dziką orgię, kiedy nas nie było, bo kiedy wróciliśmy do domu… Czasami sam się zastanawiam, co z tym chłopakiem nie tak – przyznał, a ja poczułam, że kamen spada mi z serca.
– A co na to Elliott? – zapytał natychmiast Carlisle; w jego głosie wyczułam ledwo zauważalne napięcie, co uprzytomniło mi, że mimo wszystko się martwił. Cóż, jakby nie patrzeć chłopak zaatakował jego córkę.
– Chyba to, co każdy dzieciak, któremu zdarzyło się zabalować – twierdzi, że niczego nie pamięta. – Castiel wzruszył ramionami, po czym z lekkością poderwał się na równe nogi. – Chyba faktycznie już pójdę. Jak wspominałem, chciałem się tylko przywitać, tym bardziej, że chyba zostanę tutaj na dłużej – dodał, a ja poczułam, że mięśnie stojącego u mojego boku Gabriela jak na zawołanie się napinają.
Rzuciłam mężowi ostrzegawcze spojrzenie, to jednak na całe szczęście okazało się zbędne. Chłopak milczał, w zamian decydując się w dość zaborczy sposób przygarnąć mnie do siebie, a ja – choć początkowo poirytowana i chętna do tego, by spróbować trzymać go na dystans – ostatecznie mu na to pozwoliłam. Z dwojga złego wolałam, żeby zachowywał się w ten sposób, poza tym…
Och, jasne. Tutaj wcale nie chodzi o bliskość Gabriela, zadrwiła moja podświadomość, wprawiając mnie w stan jeszcze silniejszej irytacji. Jakby to w ogóle miało jakieś znaczenie!
– Cieszy mnie to, że jednak dotarłeś na miejsce – powiedziałam, ignorując przenikliwe spojrzenie męża i to, że najpewniej igrałam z ogniem.
– A ja wcale nie żałuję tego, że jestem taki roztrzepany – stwierdził Castiel pogodnym tonem. – Czasami wyjątkowe osoby spotyka się w najmniej oczekiwanych okolicznościach. Poza tym miałaś rację: najwyraźniej jesteśmy sąsiadami.
Wysiliłam się na blady uśmiech, nie będąc w stanie zareagować w żaden inny sposób. Castiel miał w sobie coś wyjątkowego, co skutecznie poprawiało innym nastrój, a przynajmniej ja odbierałam go w ten sposób. Podejrzewałam, że z perspektywy Gabriela sprawy miały się trochę inaczej, jednak starałam się o tym nie myśleć, dochodząc do wniosku, że pewne kwestie będę mogła omówić z mężem później, najlepiej wtedy, kiedy zostaniemy sami. Co prawda podejrzewałam, że przy pierwszej okazji ulegnę, kiedy ta diabelska istota zdecyduje się owinąć mnie sobie wokół palca, ale mimo wszystko miałam nadzieję na to, że wcześniej przynajmniej dam mu do myślenia.
– Jaka szkoda, że najpewniej długo tutaj nie zostaniemy – mruknął bez cienia żalu Gabriel, spoglądając na Castiela z udawanym żalem.
– Och, faktycznie… Szukacie domu, prawda? – O dziwo w odpowiedzi na tę informację oczy naszego gościa zabłysły. – I jak wam idzie?
Westchnęłam, po czym wzruszyłam ramionami.
– Dość marnie – przyznałam, a Castiel uśmiechnął się jeszcze bardziej olśniewająco; miałam wrażenie, że tylko czekał na to, żebym odpowiedziała w ten sposób.
– Daj mi swój numer, Nessie – wypalił, a Gabriel drgnął niespokojnie, chyba jedynie cudem powstrzymując się przed rzuceniem się komuś do gardła. Z wrażenia aż uniosłam brwi, przez ułamek sekundy mając ochotę postawić sprawę w dość oczywisty, jednoznaczny sposób. Jeśli faktycznie Castiel zaczynał mieć względem mnie jakieś konkretne zamiary i to pomimo tego, że wprost oświadczyłam mu że mam męża, chyba faktycznie powinnam była pewne kwestie wyjaśnić, by uniknąć dalszych komplikacji.
– Castielu…
– Nie, nie… To nie tak, jak mogło się wydawać! – zreflektował się pośpiesznie, kiedy dotarło do niego, jak mogłabym odebrać jego słowa. Cóż, nie jako jedyna zresztą… Z tym, że ja zdecydowanie nie zamierzałam go za jakąkolwiek sugestie zabić. – Chciałem tylko powiedzieć, ze być może mogę wam pomóc. Zdzwonimy się na dniach i wtedy wszystko wam wytłumaczę – zaproponował i choć mówił w liczbie mnogiej, jego spojrzenie było skoncentrowane przede wszystkim na mnie.
Zamrugałam kilkukrotnie, próbując doprowadzić się do porządku i jakkolwiek sensownie mu odpowiedzieć. Nie chciałam zastanawiać się nad reakcją Gabriela, instynktownie zaciskając palce na ramieniu męża w uspokajającym geście. Początkowo nie miałam pewności, co takiego Castiel właściwie nam sugerował, dopiero po chwili będąc w stanie połączyć fakty i uprzytomnić sobie, że mężczyzna najpewniej właśnie proponował… pomoc w znalezieniu domu? Nie miałam pojęcia, co takiego powinnam o tym myśleć, tym bardziej, że od dnia ostatnich oględzin i reakcji Jocelyne w ogóle nie miałam głowy do tego, żeby zajmować się kwestia przeprowadzi, ale jeśli Castiel faktycznie miał jakiś konkretny plan…
Krótko spojrzałam na Gabriela, próbując przewidzieć, jaka mogłaby być jego reakcja, gdybym się zgodziła. Już od dłuższego czasu marzyliśmy o tym, żeby zamieszkać osobno, teraz zaś wiedziałam, że przy wyborze odpowiedniego lokum musieliśmy wziąć pod uwagę to, że wkrótce miałam rozpocząć studia. Jakkolwiek by nie było, każda pomoc wydawała się wskazana, a przynajmniej ja nie zamierzałam się przejmować tym, czy Castiel spoglądał na mnie w bardziej znaczący sposób. Był miły, bezpośredni i niezwykle grzeczny, a skoro tak, nie zamierzałam traktować go źle tylko dlatego, że Gabriel zaczynał być trochę zazdrosny.
Rób, co uważasz za słuszne, usłyszałam w głowie zniecierpliwiony głos męża. W ostatniej chwili powstrzymałam się przed błyskawicznym odwróceniem w jego stronę, nie chcąc ryzykować, że moja reakcja okaże się zbyt podejrzana z perspektywy naszego gościa. Jakkolwiek by nie było, nie tego spodziewałam się po tych licznych komentarzach i jego wcześniejszym zachowaniu, ale… Nie lubię go, Nessie. Ale to nie znaczy, że przestałem ufać twojej intuicji, dodał o wiele łagodniej, a ja aż westchnęłam, porażona tym, jak łatwo przychodziło mu udobruchanie mnie.
Castiel jest miły, to wszystko, odpowiedziałam z przekonaniem. A my potrzebujemy domu, więc to chyba nic złego, że chce nam pomóc, prawda? Swoją drogą, chyba muszę ci przypomnieć z kim tak naprawdę chcę dzielić sypialnię.
Tym razem udało mi się rozbawić, bo wyraźnie wyczułam, że dotychczas istniejące napięcie jak na zawołanie ulatnia się, pozostawiając przede wszystkim ulgę. Co prawda Gabriel nadal wydawał się spięty i pełen rezerwy, ale nie odbierałam tego w aż tak uciążliwy sposób, jak mogłabym się tego spodziewać.
A mnie się wydawało, że wspominałaś coś o tym, że zobaczę co najwyżej drzwi naszej sypialni…, przypomniał mi usłużnie, otwarcie się ze mną drocząc.
Musiałam mocniej zacisnąć palce na jego ramieniu, by powstrzymać się przed zaczepnym dzieleniem go po głowie. Nie chcąc ryzykować, pośpiesznie spojrzałam na obserwującego nas Castiela, cudownie nieświadomego tego, że w ciągu zaledwie kilku sekund zdążyłam w niewerbalny sposób omówić z mężem kilka mniej lub bardziej istotnych kwestii.
– Dziękuję ci bardzo – odezwałam się, nie chcąc dłużej trzymać go w niepewności. Uśmiechnęłam się promiennie, co przyszło mi w zaskakująco wręcz naturalny sposób, zwłaszcza kiedy spojrzałam Castielowi w oczy. – Jeszcze o tym porozmawiamy, ale…
Chciałam dodać coś jeszcze, ale nie miałam okazji.
Zanim zdążyłam zastanowić się nad tym, co się dzieje, gdzieś z piętra doszedł nas urywany, ale wyraźny krzyk Jocelyne.

1 komentarz:

  1. Hej :3
    Gabriel w ostatnich dwóch rozdziałach jest naprawdę uroczy. Niech Nessie uważa, bo może faktycznie znowu skończy naznaczona i się nie będzie mogła odpędzić od nieśmiertelnych, którzy będą między sobą rywalizować o jej względy. Cholera wie ile faktycznie ich się w Seattle kręci. Może znacznie więcej niż sobie wszyscy wyobrażają. A tak na poważnie to Gabriel z tą swoją zazdrością jest naprawdę uroczy i śmieszny, przecież nie każdy osobnik płci męskiej, którego zna Renesmee musi być od razu znajomym. Jednak to naprawdę słodkie z jego strony, że jest zazdrosny o swoją żonę. Przez takie zachowanie widać, że mu naprawdę zależy, ale on nie musi nikomu nic udowadniać, żeby pokazać jak bardzo mu na własnej żonie zależy. :D
    Strasznie jest mi szkoda Setha. Nieźle się chłopak wkopał i trzeba przyznać, że osobę do wpojenia to sobie wybrał naprawdę złą. ;-; Wiadomo z jakich powodów Claire się wilkołaków boi, nawet jeśli Seth jest zmiennokształtnym to wciąż pozostaje jednak wilkiem, a to dziewczynie różnicy nie robi. Rozmowa nie jest zła – przychodząc bez zapowiedzi po prostu ją wystraszył, a ja mu się wcale nie dziwię, że wybrał sobie moment, kiedy akurat Rufusa nie ma w pobliżu. Jakby facet posiadał zdolności swojej żony to pewnie puściłby chłopaka z dymem... Heh, xD Claire się chyba przekonuje powoli do tego, aby przynajmniej z nim porozmawiać, a to już krok w dobrą stronę. :)
    Niecierpliwie czekam na następne losy bohaterów, rozwinęłaś dużo wątków, a ja najchętniej chciałabym przeczytać już wszystko co planujesz. ;D I teraz chyba najbardziej mnie dręczy co tam u Isabeau i Claire... :D
    Pozdrawiam i duuużo weny!! :* <3
    Gabi. ^^

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa