Renesmee
Dłonie Gabriela jak ja na
zawołanie wylądowały na moich biodrach. Nie zaprotestowałam, kiedy zdecydowanym
ruchem przyciągnął mnie do siebie, jak gdyby nigdy nic obejmując ramionami, ale
i tak uniosłam brwi, spoglądając na męża w co najmniej skonsternowany
sposób. Choć bez wątpienia wyczuł moją dezorientację, nie skomentował sytuacji
nawet słowem, uśmiechając się czarująco i z pozorną obojętnością
spoglądając na Castiela.
– Hm, więc
to znajomy?
– zapytał, a ja ledwo powstrzymałam prychnięcie, kiedy w subtelny,
aczkolwiek wyczuwalny dla mnie sposób zaakceptował ostatnie słowo.
Zazdrosny
Gabriel? Zwłaszcza w ostatnim czasie chodził podminowany przez wzgląd na
sytuację z Isabeau oraz tym, że wraz z Laylą na wszystkie sposoby
próbowaliśmy go zatrzymać w Seattle. Mogłam tylko zgadywać, co takiego się
wydarzyło, ale w przeciwieństwie do męża uważałam, że powinniśmy zaczekać
na powrót jego siostry albo na to, żeby sama Beau zdecydowała się nas
poinformować o tym, co tak naprawdę było na rzeczy.
Jakkolwiek
by nie było, Gabriel w naturalny sposób mógł się irytować, jednak jego
obecne zachowanie zdecydowanie nie miało związku z którakolwiek z sióstr.
Dobrze znałam to spojrzenie, ton i zachowanie, i choć powinnam być
przyzwyczajona do tego, że chłopakowi wciąż zdarzało się zachowywać w odrobinę
zaborczy sposób, czasami wciąż czułam się dziwnie z tym, że mógłby być o mnie
zazdrosny. Należałam do niego i ta jedna kwestia zdecydowanie nie miała
ulec zmianie.
Och… No i „znajomy”,
co zresztą też było mi aż nazbyt dobrze znaną kwestią.
Biedny
Castiel.
–
Poznaliśmy się przypadkiem, kiedy wracałam z Joce z tamtych ostatnich
oględzin… Wiesz, co takiego mam na myśli. – Spojrzałam na Gabriela znacząco,
mimochodem dochodząc do wniosku, że powinnam zajrzeć do córki; znowu spała
dłużej niż zwykle, poza tym w ostatnim czasie zachowywała się… dziwnie. – I to
w zasadzie tyle.
– Jak dla
kogo. Ta urocza panienka spadła mi z nieba i zaoferowała swój
telefon. John chciał mnie zabić, ale było warto – wtrącił Castiel, a ja
ledwo powstrzymałam się przed wywróceniem oczami w odpowiedzi na entuzjazm
w jego głosie.
Ułożyłam
obie dłonie na torsie Gabriela, woląc nie ryzykować, że pokusi się o coś
wyjątkowo głupiego. Nie miałam pojęcia, co takiego w ostatnim czasie było z tymi
facetami nie tak, ale to wydawało się najmniej istotne. Ważniejsze było to, że mój mąż sprawiał wrażenie kogoś, kto chętny jest w dość
jednoznaczny sposób uświadomić wszystkim wokół, czyją partnerką tak naprawdę
byłam. Mimowolnie pomyślałam o tym, że kiedy ostatnim razem był w takim
nastroju, skończyliśmy w sypialni, w dość nietypowej sytuacji, a później
musiałam radzić sobie z irytującymi, napalonymi facetami, którzy oznaczenie uznali za idealną okazję do
tego, żeby trochę porywalizować – i to na dodatek moim kosztem.
Wiedziałam, że w przypadku Castiela podobne zachowanie nie mogło mieć
miejsca, bo ten w końcu był człowiekiem, ale zdecydowanie nie chciałam
sprawdzać, jak miała się liczebność nieśmiertelnych w stanie Waszyngton.
Gabriel!,
pomyślałam, decydując się wniknąć do jego umysłu. Odpowiedziało mi wymowne
parsknięcie, wydające się w dość jednoznaczny sposób precyzować to, co
myślał sobie mój mąż. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, sama niepewna
tego, jak powinnam zareagować na jego zachowanie, tym bardziej, że zaczynałam
czuć się naprawę niezręcznie. Jakby tego było mało, coś w zachowaniu
Castiela również dało mi do myślenia, bo kiedy obejrzałam się przez ramię,
planując rzucić mężczyźnie przepraszające spojrzenie, przekonałam się, że
przypatrywał się mnie i Gabrielowi w rozbawiony, niemalże wyzywający
sposób.
– Dzięki bogini, mnie ta panienka oferuje mi o wiele więcej – mruknął pod nosem mój mąż
i choć z założenia nie zwracał się do nikogo konkretnego, a obdarzony
ludzkimi zmysłami Castiel nie mógł być w stanie go usłyszeć, ale i tak
omal nie zakrztusiłam się w odpowiedzi na tę dwuznaczną uwagę.
– Gabriel! – syknęłam już na głos, ale nawet to nie
zrobiło na chłopaku wrażenia.
– Czy ten
pan akurat nie zbierał się do wyjścia, Carlisle? – rzucił niemal pogodnym
tonem, uparcie ignorując to, że gdybym mogła, najpewniej zamordowałabym go w afekcie.
Otworzyłam i zaraz
zamknęłam usta, w zamian potrząsając z niedowierzaniem głową. Miałam
wrażenie, że jedynym, co mogłam zrobić, było co najwyżej załamanie rąk, chociaż
taka możliwość zdecydowanie nie była mi na rękę. Cóż, zachowanie Gabriela
mogłoby być nawet urocze, gdyby nie to, że czułam się tak, jakbym za moment
miała zapaść się pod ziemię. Nie miałam pojęcia, gdzie podziać oczy, a jakby
tego było mało, przenikliwość wzroku Castiela zaczynała doprowadzać mnie do
szału. Nie miałam pewności, skąd brała się ta pewność, ale nie mogłam pozbyć
się wrażenia, że sam zainteresowany w ogóle nie wyczuwał tego, że mógłby
być zagrożony – i że zachowanie Gabriela równie mocno go bawiło, co i zachęcało
do tego, by zacząć się z chłopakiem drażnić, nawet jeśli to zdecydowanie
nie było dobrym pomysłem.
– Castiel
nie przyszedł do mnie – wymamrotałam, ledwo powstrzymując się od warknięcia.
Jeszcze tego brakowało, żeby przy naszym gościu wyrwał mi się z gardła
gniewny, zwierzęcy charkot!
– Doprawdy?
To ciebie zna – zauważył, a ja aż uniosłam brwi ku górze.
Nie zrobiłeś tego, prawda?
Nie
odpowiedział mi i tak może nawet było lepiej, bo zdecydowanie nie chciałam
zastanawiać się nad tym, jakie istniały szanse na to, że Gabriel jednak pokusił
się o przeniknięcie czyjegokolwiek umysłu. Z drugiej strony, zarówno
spojrzenia jak i słowa Castiela na mój temat w istocie nie były tak
neutralne, jak mogłabym tego oczekiwać, więc w grę równie dobrze mógł
wchodzić naturalny zmysł obserwacji, jaki przejawiali Licavoli. Zwłaszcza kiedy
chodziło o mnie, pewna uparta i mroczna istota potrafiła być bardzo
zaborcza, a teraz najwyraźniej pojawiła się idealna okazja na to, by
Gabriel mógł dać upust narastającej w nim od dłuższego czasu frustracji.
Nie byłam z tego zadowolona, ale prawda była taka, że już od dłuższego
czasu spodziewałam się wybuchu z jego strony, podświadomie czując, że
prędzej czy później w końcu do niego dotrze.
– Castiel
jest bratem ojca Elliotta – wyjaśniłam cierpkim tonem, próbując jakkolwiek
uratować sytuację.
– Dokładnie
tak – wtrącił sam zainteresowany, chociaż dla niego zdecydowanie lepiej byłoby,
gdyby milczał. – Przyszedłem się przywitać – dodał.
Gabriel
gniewnie zmrużył oczy, obrzucając mężczyznę wymownym, chłodnym spojrzeniem.
– Dzień
dobry, Castielu – powiedział przesadnie wręcz uprzejmym tonem. – Pamiętasz
drogę do drzwi?
Drzwi to ty zobaczysz, ale od naszego
pokoju, kiedy przyjdziesz do mnie wieczorem!, pomyślałam z irytacją;
miałam ochotę wyjść, zostawiając ich w tym przesadnie przeładowanym
testosteronem pomieszczenia, póki jeszcze byłam w stanie czym oddychać.
Chłopak
nawet nie zareagował na moje groźby, najzwyczajniej w świecie decydując
się je zignorować. Aż się we mnie zagotowało, ale uparcie milczałam, próbując
przekonać samą siebie, że to najzupełniej naturalne, że dwóch facetów zachowuje
się w ten sposób względem jakiejkolwiek kobiety. Byłam przyzwyczajona do
tego, że ludzcy mężczyźni spoglądali na mnie z większym zainteresowaniem,
aniżeli mogłabym sobie tego życzyć, ale na żadnego z nich Gabriel nie
reagował w tak alergiczny sposób. Chyba nawet względem Jacoba był mniej
sarkastyczny, a to już o czymś świadczyło, chociaż…
– Właśnie,
co u Johna? – odezwał się pospiesznie Carlisle, decydując się spróbować
tego, co mnie się nie udało.
Wypuściłam
powietrze ze świstem, przez moment mając ochotę podziękować mu za sam fakt
tego, że usiłował cokolwiek zdziałać. Dziadek spojrzał na mnie wymownie, więc
tylko wzruszyłam ramionami, nie potrafiąc wytłumaczyć tego, co właśnie miało
miejsce. Szlag, sama chciałam zrozumieć zachowanie Gabriela, ale to wcale nie
było takie proste, jak którekolwiek z nas mogłoby oczekiwać. Wiedziałam jedynie,
że jeszcze moment i wyjdę z siebie – albo zabiję męża w przypływie
frustracji, chociaż oczywiście nawet nie potrafiłam sobie tego wyobrazić.
Cholera,
wyrzucenia go z sypialni również nie. Już próbowałam i to
wystarczyło, żeby również Gabriel zdawał sobie sprawę z tego, że w tym
jednym przypadku to z mojej strony groźby bez pokrycia.
Nerwowo zacisnęłam
dłonie w pięści, w duchu modląc się o to, żeby chwilowa cisza,
która zapadła po pytaniu doktora, okazała się zwiastunem czegoś znośniejszego
od wzajemnego skakania sobie do gardeł. Castiel choć na moment oderwał ode mnie
wzrok, przenosząc spojrzenie na Carlisle’a. Wydawał się zdezorientowany,
najwyraźniej będąc na dobrej drodze do tego, żeby zapomnieć o tym, że nie
przyszedł do mnie… Przynajmniej teoretycznie.
– Hm, to
zależy, co takiego masz w tym momencie na myśli – odezwał się w końcu,
ostrożnie dobierając słowa. – John nieszczególnie za mną przepada – dodał, ale
nie wydawał się tym przejęty; z tego, co zdążyłam się zorientować, jego
podejście do życia było wyjątkowo optymistyczne.
Gabriel
prychnął, więc spiorunowałam go wzrokiem. Ani
słowa!, warknęłam w duchu, jednak doczekałam się wyłącznie tego, że
wymownie wywrócił oczami.
Nie mogę się powstrzymać, zwłaszcza kiedy
widzę jak na ciebie patrzy, odpowiedział mi, w końcu decydując się
pokusić o jakiekolwiek wyjaśnienia.
To znaczy jak?, zapytałam i coś w spojrzeniu
męża dało mi do zrozumienia, że moje pytanie uznał za wybitnie głupie.
Och, mi amore…
– Ostatnio
nie był w najlepszym nastroju – stwierdził lakonicznie Carlisle. – W zasadzie
do tej pory nie wiedziałem nawet, że ma brata.
Wiedziałam
dobrze, co takiego dziadek miał na myśli, bo trudno było nie zauważyć tego, w jakim
stanie wraz z Eleną wrócili z prywatnego spotkania ze
współpracownikiem dziadka. Sama nie miałam okazji mężczyzny poznać, ale
wiedziałam dość – i to zarówno o nim, jak i jego synu, który
regularnie wystawiał nerwy Eleny na próbę. Samo zachowanie dziewczyny
wystarczyło do tego, żeby zwrócić naszą uwagę, więc Esme i Carlisle
ostatecznie zdecydowali się wytłumaczyć, co takiego miało miejsce podczas tej
jakże… uroczej kolacyjki. Jakby tego było mało, wszystko wskazywało na to, że w okolicy
pojawił się również Lawrence, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
Nie
chciałam o tym myśleć, ale wbrew wszystkiemu sprawy wydawały się dość
mocno komplikować. Mogłam tylko zgadywać, czego tym razem mógł oczekiwać L.,
nie wspominając o tym, co miało miejsce później – i w co po raz
kolejny zamieszane były demony. Do tego wszystkiego niewytłumaczalna sprawa z Beau…
Miałam wrażenie, że problemy zaczynały się mnożyć i to w dość nieprzewidziany,
niekontrolowany sposób. W przeszłości nie raz doświadczaliśmy czegoś
podobnego i efekt zazwyczaj bywał podobny, a skoro teraz sprawy po
raz kolejny wydawały się komplikować, zdecydowanie nie chciałam wiedzieć, gdzie
tym razem to wszystko miało prowadzić. Gdyby chodziło tylko o Lawrence’a,
chyba nawet byłabym w stanie to znieść, nawet jeśli wampir (Dlaczego nawet
nie dziwiło mnie to, że zdołał znaleźć kogoś, kto ponownie go przemienił? Były
pastor od samego początku był niczym jakaś uciążliwa zaraza, która regularnie
lubiła do nas wracać, więc i tym razem mogliśmy się tego po nim
spodziewać) nadal wzbudzał we mnie sprzeczne odczucia. Chcąc nie chcąc nie mogłam
zapomnieć o tym, że to właśnie jemu zawdzięczałam życie moje oraz moich
dzieci, ale…
Gorzej
sprawy miały się z demonami, tym bardziej, że pojawienie się Rafaela w naszym
domu wydawało się być zaledwie odległym, nic nieznaczącym wspomnieniem w zestawieniu
z tym, co miało miejsce później. Wciąż nie docierało do mnie to, że to właśnie
Hunter próbował zaatakować Elenę, nie wspominając o tym, że wykorzystał do
tego właśnie Elliotta. Dawno nie widziałam dziadków aż tak zmartwionych jak w chwili,
w której ich córka wróciła do domu – cala zakrwawiona, śmiertelnie blada i najwyraźniej
wciąż w ciężkim szoku, bo zanim zdołała udzielić rodzicom jakichkolwiek
wyjaśnień, minęło dość czasu, by wszyscy poważnie zaczęli się martwić.
Krótko
spojrzałam na Carlisle’a, nie mając najmniejszych wątpliwości co do tego, że
myślał dokładnie o tym samym, co i on. Wszystko wskazywało na to, że
zmanipulowany Elliott nie pamiętał tego, co miało miejsce, ale żadne z nas
nie miało całkowitej pewności, że tak jest w istocie. Teraz istniała
idealna okazja do tego, żeby się upewnić, jednak wcale nie byłam pewna, czy chcę
poznać odpowiedź. Już i tak mieliśmy dość problemów, a gdyby do tego
wszystkiego doszła obawa ujawnienia się i związane z tym
konsekwencje… Volturi już i tak zdążyli nas odwiedzić i zorientować
się, że nasza liczebność w znacznym stopniu uległa zmianie. Dawanie im
dodatkowego pretekstu do tego, żeby się nami zainteresować, zdecydowanie nie było
żadnemu z nas na rękę.
– John
zawsze taki był – odezwał się w końcu Castiel. Zawahał się na moment, a wyraz
skupienia na jego twarzy okazał się wystarczający, by zaintrygować nawet
Gabriela, bo ten w końcu darował sobie złośliwości, w zamian
koncentrując się na rozmowie. – Zwłaszcza ostatnio przechodzi samego siebie,
ale to wina młodego. Elliott chyba urządził jakąś dziką orgię, kiedy nas nie
było, bo kiedy wróciliśmy do domu… Czasami sam się zastanawiam, co z tym chłopakiem
nie tak – przyznał, a ja poczułam, że kamen spada mi z serca.
– A co
na to Elliott? – zapytał natychmiast Carlisle; w jego głosie wyczułam
ledwo zauważalne napięcie, co uprzytomniło mi, że mimo wszystko się martwił.
Cóż, jakby nie patrzeć chłopak zaatakował jego córkę.
– Chyba to,
co każdy dzieciak, któremu zdarzyło się zabalować – twierdzi, że niczego nie
pamięta. – Castiel wzruszył ramionami, po czym z lekkością poderwał się na
równe nogi. – Chyba faktycznie już pójdę. Jak wspominałem, chciałem się tylko
przywitać, tym bardziej, że chyba zostanę tutaj na dłużej – dodał, a ja
poczułam, że mięśnie stojącego u mojego boku Gabriela jak na zawołanie się
napinają.
Rzuciłam
mężowi ostrzegawcze spojrzenie, to jednak na całe szczęście okazało się zbędne.
Chłopak milczał, w zamian decydując się w dość zaborczy sposób
przygarnąć mnie do siebie, a ja – choć początkowo poirytowana i chętna
do tego, by spróbować trzymać go na dystans – ostatecznie mu na to pozwoliłam. Z dwojga
złego wolałam, żeby zachowywał się w ten sposób, poza tym…
Och, jasne. Tutaj wcale nie chodzi o bliskość
Gabriela, zadrwiła moja podświadomość, wprawiając mnie w stan jeszcze
silniejszej irytacji. Jakby to w ogóle miało jakieś znaczenie!
– Cieszy
mnie to, że jednak dotarłeś na miejsce – powiedziałam, ignorując przenikliwe
spojrzenie męża i to, że najpewniej igrałam z ogniem.
– A ja
wcale nie żałuję tego, że jestem taki roztrzepany – stwierdził Castiel pogodnym
tonem. – Czasami wyjątkowe osoby spotyka się w najmniej oczekiwanych
okolicznościach. Poza tym miałaś rację: najwyraźniej jesteśmy sąsiadami.
Wysiliłam
się na blady uśmiech, nie będąc w stanie zareagować w żaden inny
sposób. Castiel miał w sobie coś wyjątkowego, co skutecznie poprawiało
innym nastrój, a przynajmniej ja odbierałam go w ten sposób.
Podejrzewałam, że z perspektywy Gabriela sprawy miały się trochę inaczej,
jednak starałam się o tym nie myśleć, dochodząc do wniosku, że pewne
kwestie będę mogła omówić z mężem później, najlepiej wtedy, kiedy
zostaniemy sami. Co prawda podejrzewałam, że przy pierwszej okazji ulegnę,
kiedy ta diabelska istota zdecyduje się owinąć mnie sobie wokół palca, ale mimo
wszystko miałam nadzieję na to, że wcześniej przynajmniej dam mu do myślenia.
– Jaka
szkoda, że najpewniej długo tutaj nie zostaniemy – mruknął bez cienia żalu
Gabriel, spoglądając na Castiela z udawanym żalem.
– Och,
faktycznie… Szukacie domu, prawda? – O dziwo w odpowiedzi na tę
informację oczy naszego gościa zabłysły. – I jak wam idzie?
Westchnęłam,
po czym wzruszyłam ramionami.
– Dość
marnie – przyznałam, a Castiel uśmiechnął się jeszcze bardziej
olśniewająco; miałam wrażenie, że tylko czekał na to, żebym odpowiedziała w ten
sposób.
– Daj mi
swój numer, Nessie – wypalił, a Gabriel drgnął niespokojnie, chyba jedynie
cudem powstrzymując się przed rzuceniem się komuś do gardła. Z wrażenia aż
uniosłam brwi, przez ułamek sekundy mając ochotę postawić sprawę w dość
oczywisty, jednoznaczny sposób. Jeśli faktycznie Castiel zaczynał mieć względem
mnie jakieś konkretne zamiary i to pomimo tego, że wprost oświadczyłam mu
że mam męża, chyba faktycznie powinnam była pewne kwestie wyjaśnić, by uniknąć dalszych
komplikacji.
– Castielu…
– Nie, nie…
To nie tak, jak mogło się wydawać! – zreflektował się pośpiesznie, kiedy
dotarło do niego, jak mogłabym odebrać jego słowa. Cóż, nie jako jedyna zresztą…
Z tym, że ja zdecydowanie nie zamierzałam go za jakąkolwiek sugestie
zabić. – Chciałem tylko powiedzieć, ze być może mogę wam pomóc. Zdzwonimy się
na dniach i wtedy wszystko wam wytłumaczę – zaproponował i choć mówił
w liczbie mnogiej, jego spojrzenie było skoncentrowane przede wszystkim na
mnie.
Zamrugałam
kilkukrotnie, próbując doprowadzić się do porządku i jakkolwiek sensownie
mu odpowiedzieć. Nie chciałam zastanawiać się nad reakcją Gabriela, instynktownie
zaciskając palce na ramieniu męża w uspokajającym geście. Początkowo nie
miałam pewności, co takiego Castiel właściwie nam sugerował, dopiero po chwili będąc
w stanie połączyć fakty i uprzytomnić sobie, że mężczyzna najpewniej
właśnie proponował… pomoc w znalezieniu domu? Nie miałam pojęcia, co
takiego powinnam o tym myśleć, tym bardziej, że od dnia ostatnich oględzin
i reakcji Jocelyne w ogóle nie miałam głowy do tego, żeby zajmować
się kwestia przeprowadzi, ale jeśli Castiel faktycznie miał jakiś konkretny
plan…
Krótko
spojrzałam na Gabriela, próbując przewidzieć, jaka mogłaby być jego reakcja,
gdybym się zgodziła. Już od dłuższego czasu marzyliśmy o tym, żeby
zamieszkać osobno, teraz zaś wiedziałam, że przy wyborze odpowiedniego lokum musieliśmy
wziąć pod uwagę to, że wkrótce miałam rozpocząć studia. Jakkolwiek by nie było,
każda pomoc wydawała się wskazana, a przynajmniej ja nie zamierzałam się
przejmować tym, czy Castiel spoglądał na mnie w bardziej znaczący sposób.
Był miły, bezpośredni i niezwykle grzeczny, a skoro tak, nie zamierzałam
traktować go źle tylko dlatego, że Gabriel zaczynał być trochę zazdrosny.
Rób, co uważasz za słuszne, usłyszałam w głowie
zniecierpliwiony głos męża. W ostatniej chwili powstrzymałam się przed błyskawicznym
odwróceniem w jego stronę, nie chcąc ryzykować, że moja reakcja okaże się
zbyt podejrzana z perspektywy naszego gościa. Jakkolwiek by nie było, nie
tego spodziewałam się po tych licznych komentarzach i jego wcześniejszym
zachowaniu, ale… Nie lubię go, Nessie.
Ale to nie znaczy, że przestałem ufać twojej intuicji, dodał o wiele
łagodniej, a ja aż westchnęłam, porażona tym, jak łatwo przychodziło mu
udobruchanie mnie.
Castiel jest miły, to wszystko,
odpowiedziałam z przekonaniem. A my potrzebujemy domu, więc to chyba nic
złego, że chce nam pomóc, prawda? Swoją drogą, chyba muszę ci przypomnieć z kim
tak naprawdę chcę dzielić sypialnię.
Tym razem
udało mi się rozbawić, bo wyraźnie wyczułam, że dotychczas istniejące napięcie
jak na zawołanie ulatnia się, pozostawiając przede wszystkim ulgę. Co prawda
Gabriel nadal wydawał się spięty i pełen rezerwy, ale nie odbierałam tego w aż
tak uciążliwy sposób, jak mogłabym się tego spodziewać.
A mnie się wydawało, że wspominałaś coś o tym,
że zobaczę co najwyżej drzwi naszej sypialni…, przypomniał mi usłużnie,
otwarcie się ze mną drocząc.
Musiałam
mocniej zacisnąć palce na jego ramieniu, by powstrzymać się przed zaczepnym
dzieleniem go po głowie. Nie chcąc ryzykować, pośpiesznie spojrzałam na
obserwującego nas Castiela, cudownie nieświadomego tego, że w ciągu
zaledwie kilku sekund zdążyłam w niewerbalny sposób omówić z mężem
kilka mniej lub bardziej istotnych kwestii.
– Dziękuję
ci bardzo – odezwałam się, nie chcąc dłużej trzymać go w niepewności.
Uśmiechnęłam się promiennie, co przyszło mi w zaskakująco wręcz naturalny
sposób, zwłaszcza kiedy spojrzałam Castielowi w oczy. – Jeszcze o tym
porozmawiamy, ale…
Chciałam
dodać coś jeszcze, ale nie miałam okazji.
Zanim zdążyłam
zastanowić się nad tym, co się dzieje, gdzieś z piętra doszedł nas
urywany, ale wyraźny krzyk Jocelyne.
Hej :3
OdpowiedzUsuńGabriel w ostatnich dwóch rozdziałach jest naprawdę uroczy. Niech Nessie uważa, bo może faktycznie znowu skończy naznaczona i się nie będzie mogła odpędzić od nieśmiertelnych, którzy będą między sobą rywalizować o jej względy. Cholera wie ile faktycznie ich się w Seattle kręci. Może znacznie więcej niż sobie wszyscy wyobrażają. A tak na poważnie to Gabriel z tą swoją zazdrością jest naprawdę uroczy i śmieszny, przecież nie każdy osobnik płci męskiej, którego zna Renesmee musi być od razu znajomym. Jednak to naprawdę słodkie z jego strony, że jest zazdrosny o swoją żonę. Przez takie zachowanie widać, że mu naprawdę zależy, ale on nie musi nikomu nic udowadniać, żeby pokazać jak bardzo mu na własnej żonie zależy. :D
Strasznie jest mi szkoda Setha. Nieźle się chłopak wkopał i trzeba przyznać, że osobę do wpojenia to sobie wybrał naprawdę złą. ;-; Wiadomo z jakich powodów Claire się wilkołaków boi, nawet jeśli Seth jest zmiennokształtnym to wciąż pozostaje jednak wilkiem, a to dziewczynie różnicy nie robi. Rozmowa nie jest zła – przychodząc bez zapowiedzi po prostu ją wystraszył, a ja mu się wcale nie dziwię, że wybrał sobie moment, kiedy akurat Rufusa nie ma w pobliżu. Jakby facet posiadał zdolności swojej żony to pewnie puściłby chłopaka z dymem... Heh, xD Claire się chyba przekonuje powoli do tego, aby przynajmniej z nim porozmawiać, a to już krok w dobrą stronę. :)
Niecierpliwie czekam na następne losy bohaterów, rozwinęłaś dużo wątków, a ja najchętniej chciałabym przeczytać już wszystko co planujesz. ;D I teraz chyba najbardziej mnie dręczy co tam u Isabeau i Claire... :D
Pozdrawiam i duuużo weny!! :* <3
Gabi. ^^