Claire
– Przepraszam cię bardzo, ale…
Co ja mam zrobić?
W
oszołomieniu wpatrywała się w Aldero, mając wrażenie, że chłopak mówił do
niej w jakimś innym, obcym języku. Wsparła obi dłonie na biodrach,
nachylając się w jego stronę i usiłując przybrać pozycję kogoś
zdecydowanego, kto absolutnie nie wyraża zgody na to, by zgodzić się na to, co
właśnie było mu sugerowane. Chciała przynajmniej udawać, że jestem w stanie
czegokolwiek komukolwiek odmówić, ale im dłużej wpatrywała się w ciemne
oczy Al'a, tym mniej pewna się czuła. Wszystko było nie tak, a chłopak
wcale nie ułatwiał jej zadania, jak zwykle zdecydowanie zbyt pewny siebie,
spokojny i na swój sposób czarujący.
Aldero
wyprostował się, po czym jakby od niechcenia trącił palcami struny gitary,
którą miał ze sobą. Siedzieli na sali gimnastycznej, a raczej to on
siedział, jak gdyby nigdy nic strojąc gitarę, podczas gdy ona niespokojnie
ciskała się na prawo i lewo. Spodziewała się naprawdę wielu rzeczy, ale
zdecydowanie nie tego, co zasugerował jej kuzyn – i co jak najbardziej mogło
być sposobem na to, by miała Shannon na oku, ale…
–
Powiedziałem jedynie, że szukamy wokalistki do zespołu… No, Shanny szuka,
chociaż sama ma taki głos, że dla mnie to strata czasu. – Mrugnął do niej
porozumiewawczo. – Och, Claire, nie daj się prosić. To chyba mniej więcej to,
czego chciał wujek, nie?
–
Powiedział, że mogę się temu
przyjrzeć – obruszyła się. – Poza tym przestań mącić, Al! Miałam ci pomóc
zrozumieć dar Shannon, a nie śpiewać!
Chłopak
wywrócił oczami, najwyraźniej nie widząc problemu w tym, że mogliby
wychodzić poza pierwotny plan, jakikolwiek by nie był. Nie musiała pytać, żeby
zorientować się, że był bardzo z siebie zadowolony, a już na pewno
nie zamierzał tak po prostu odpuścić. Cóż, Claire nie mogła zaprzeczyć, że jego
pomysł był o wiele bardziej przystępny od pierwotnego, a już na pewno
pozostawał… bezpieczniejszy, ale to w gruncie rzeczy niczego nie zmieniało
– przynajmniej z jej perspektywy.
Nieznacznie
pokręciła głową, zastanawiając się nad tym, jak zareagowałby Aldero, gdyby
zdecydowała odwrócić się na piecie i po prostu wyjść. Nerwowo zacisnęła
dłonie w pięści, po czym zmierzyła chłopaka gniewnym spojrzeniem, nie
kryjąc irytacji. Zaczynała żałować, że pozwoliła na to, by w ogóle
wyciągnął ją z biblioteki. Z dwojga złego wolała towarzystwo Issie
i rozmowę na temat tego, jakie istniały szanse na to, żeby pozwoliła
wyciągnąć się na imprezę z okazji Halloween o której wspominała
dziewczyna. To byłoby prostsze, poza tym Marissa przynajmniej słuchała tego, co
ktoś inny do niej mówił, co w przypadku Aldero wcale nie było aż takie
oczywiste.
– Ja nie
śpiewam – dodała cicho, spoglądając chłopakowi w oczy.
Myślała, że
wyjdzie siebie, kiedy w odpowiedzi na jej słowa, Aldero jak gdyby nigdy
nic wywrócił oczami.
– Tak, nie
śpiewasz. I nie tańczysz. I nie wychodzisz do ludzi, a wilków
się boisz – wyliczył, starannie dobierając słowa. – Wyluzuj, kuzyneczko. Rufusa
tutaj nie ma, więc mogę ci to powiedzieć: jeśli naprawdę nie chcesz, żebyśmy
wszyscy traktowali cię jak dziecko, to trochę uwierzy w siebie, jasne?
Jesteś taka jak my, Claire. Zorientowałem się mniej więcej w chwili,
w której po raz pierwszy złamałaś mi nos.
Otworzyła
i zaraz zamknęła usta, co najmniej zaskoczona tym, co powiedział – tym
bardziej, że zabrzmiał wyjątkowo poważnie i pewnie, nie tak jak Aldero,
który miał w zwyczaju irytować wszystkich dookoła. Jego słowa brzmiały
sensownie, poza tym jakaś jej cząstka zdawała sobie sprawę z tego, że
chłopak trafił w sedno. Czegokolwiek by nie powiedziała albo nie czuła,
prawda była taka, że od zawsze brakowało jej normalności. Życie w podziemiach
zrobiło swoje, przez co teraz trudno było jej się dostosować, co bynajmniej nie
znaczyło, że ta jedna kwestia pozostawała czymś całkowicie nieosiągalnym.
Czasami obserwowała swoich kuzynów, a zwłaszcza to, jak wiele swobody
i pewności siebie okazywali w najróżniejszych sytuacjach – i pomimo
tego, że byli niemalże w równym wieku, czuła, że różni się od nich tak
bardzo, że to wręcz niemożliwe. Tata wciąż traktował ją jak dziecko i może
coś w tym było, tym bardziej, że chciał ją chronić, a ona sama
momentami musiała przyznać, że na swój sposób tego potrzebowała – tego oraz
poczucia bezpieczeństwa, które zapewniało jej zachowanie wampira. Wiedziała, że
na dłuższą metę to nie było żadnym rozwiązaniem i że prędzej czy później
będzie musiała przestać się bać, żyć przeszłością i po prostu otworzyć na
to, co działo się wokół niej, ale…
Och,
a właściwie jaki to miało znaczenie w odniesieniu do tego, w czym
leżał problem, a tym bardziej w tym, czy mogła pomóc z Shannon?!
Aldero był dobrym manipulatorem i właśnie miała okazję się o tym
przekonać, ale to wciąż niczego nie tłumaczyło.
– Ach,
Claire… – Chłopak wywrócił oczami, najpewniej wyczuwając bijące od niej
wątpliwości. – Słyszałaś jaki głos ma Layla? Albo moja mama?
– Co to ma
do…?
Coś w jego
spojrzeniu wystarczyły, by natychmiast ją uciszyć.
– Bardzo
wiele, a przynajmniej tak mi się wydaje. Cholera, śpiewanie to nie talent,
a nam wiele rzeczy przychodzi naturalnie. To, że czegoś nie robiłaś, jeszcze
nie oznacza, że tego nie potrafisz – stwierdził z takim spokojem, że gdyby
usłyszał go ktoś, kto nie miał wcześniej okazji go poznać, mógłby wziąć jego
słowa za pewnik.
Potrząsnęła
z niedowierzaniem głową, coraz bardziej skonsternowana. Dobrze wiedziała,
jak niezwykły głos miała Layla, bo tej zdarzało się nucić aż nazbyt często,
zwłaszcza kiedy miała dobry humor. Trochę inaczej sprawy miały się z Isabeau,
która pozwalała sobie na śpiew sporadycznie, wtedy jednak wrażenie było takie,
jakby słuchało się anioła – i to dosłownie. Nie mogła zaprzeczyć, że
w stwierdzeniu Aldero coś było coś, co dawało do myślenia, zaskakująco
wręcz sensowne, ale…
– Nie –
wyrzuciła z siebie na wydechu. – Nie będę robiła z siebie idiotki,
tylko dlatego, że wpadłeś na jakikolwiek pomysł, Al.
– Jesteśmy
tutaj tylko ty i ja – zauważył przytomnie – z kolei rola rodzinnego
błazna należy do mnie. Wierz mi, nie jestem aż tak złośliwy, jak mogłoby się
wydawać – dodał, a Claire prychnęła.
– Dziękuję.
Od razu mi lepiej.
Aldero
uniósł brwi.
– No
proszę, to już prawie sarkazm. Wiedziałem, że masz coś po wujku – stwierdził
pogodnym tonem, stukając palcami w gitarę. – Więc jak? Zawsze będziesz
mogła złamać mi nos raz jeszcze.
– Al… –
westchnęła zmęczonym głosem.
Zmierzył ją
wzrokiem, wydając się nad czymś intensywnie zastanawiać. Była gotowa założyć
się, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zaczynała się łamać, choć
za wszelką cenę starała się tego nie okazywać. Jakkolwiek by nie było, coś
w zachowaniu kuzyna jasno dało jej do zrozumienia, że zamierzał postawić
na swoim – i to niezależnie od tego, jak długo musiałby ja przekonywać.
– Spróbuj,
a potem pogadamy. Kwestie naukowe są mi obce, ale to jedno akurat mogę ci
wytłumaczyć jednym słowem: przepona – oznajmił z powagą, a ona
westchnęła.
– Co
takiego? – Spojrzała na niego z powątpiewaniem, wciąż mając nadzieję na
to, że sobie z niej żartował.
– No…
przepona? – powtórzył i uśmiechnął się blado. – Daj spokój, Claire. To
pewnie mogłabyś wytłumaczyć lepiej ode mnie.
– Wiem, co
to jest przepona – westchnęła, nagle speszona jego słowami i własną
reakcją. – Nie wierzę po prostu, że jesteś taki uparty.
– Wydawało
mi się, że „upór” to moje drugie imię… – mruknął, po czym wzruszył ramionami. –
Znasz niektóre z tych wierszy, które deklamuje dla Isabeau Lucas? Słyszysz jej kroki…? – podpowiedział.
Claire
jęknęła, coraz bardziej sfrustrowana. Jasne, że znała tę balladę i to nie
tylko dlatego, że nie raz słyszała kolejne wersy, kiedy Lucas recytował je dla
kapłanki. Niektóre kwestie były oczywiste, a znajomość wierzeń i związanych
z nimi obrzędów bez wątpienia stanowiła jedną z nich. Tak było
również w przypadku melodii, którą z wprawą niemniejszą od wujka
Gabriela wydobył ze strun gitary Aldero, jak gdyby nigdy nic decydując się
przejść do rzeczy. Wciąż się w nią wpatrywał i to wystarczyło do
tego, żeby zarumieniła się niczym piwonia, nagle spięta i niespokojna,
chociaż kuzyn zapewniał ją, że nie miała po temu powodów.
Wypuściła powietrze ze świstem, wciąż nie wierząc w to,
co próbowała zrobić. Spokojnie… Ta
melodia jest prosta, skarciła się w duchu, raz po raz przekonując samą
siebie, że wszystko jest w porządku, a ona wcale nie była na dobrej
drodze do tego, żeby zrobić z siebie idiotkę. Próbowała się uspokoić,
jednak przenikliwe spojrzenie wampira wcale jej nie pomagało, sprawiając, że
ledwo była w stanie skoncentrować się na melodii, starając się wychwycić
moment, w którym w ogóle mogłaby otworzyć usta.
Słyszysz jej kroki?
Piękna…
Gwałtownie
urwała, kiedy coś ścisnęło ją w gardle, uniemożliwiając złapanie tchu. Jej
głos i tak zabrzmiał inaczej niż zwykle, dziwnie piskliwy, cichy i łamliwy.
To zdecydowanie nie było to, czego mógłby oczekiwać Aldero albo co sama mogłaby
chcieć zaprezentować, a to był zaledwie początek. Natychmiast zamilkła,
a Al jak na zawołanie przestał grać, wzdychając cicho i rzucając jej
bliżej nieokreślone spojrzenie.
– Claire –
odezwał się z powagą w głosie, a ona zarumieniła się jak
piwonię, pragnąc momentalnie zejść mu z oczu. – Rozluźnij się – dokończył,
ale jedynie potrząsnęła głową.
– Nic
z tego nie będzie – zaoponowała, w pośpiechu próbując się wycofać. –
Nie, Aldero. Mówię poważnie. Ja nie…
– Jesteś
spięta i to cały problem. To powinno przyjść naturalnie, jeśli wiesz, co
mam na myśli. – Zamilkł, w zamian koncentrując się na wygrywaniu kolejnych
taktów melodii. – Rozluźnij się w końcu… A najlepiej zamknij oczy, bo
w ten sposób faktycznie nic z tego będzie. Po prostu je zamknij
i słuchaj – powtórzył z naciskiem, ale zabrzmiało to na swój sposób…
kojąco.
Sama nie
była pewna, co tak naprawdę sprawiło, że zdecydowała się go posłuchać. Mocno
zacisnęła powieki, przez kilka pierwszych sekund czując się jak idiotka. Przez
myśl przeszło jej, że Aldero najpewniej właśnie udało się ją wkręcić – i że
to jakiś głupi żart, którego oboje mieli na swój sposób pożałować. To byłoby
w stylu Al'a, który zwykle zachowywał się w niezwykle nierozsądny
sposób, nie obawiając się nikogo i niczego… I to łącznie z Rufusem,
przynajmniej tak długo, jak jej ojca nie było w pobliżu, a ten nie
próbował go zabić. Jakkolwiek by nie było, mogła spodziewać się najgorszego
albo…
Za dużo myślisz, kuzyneczko, uświadomił
jej wampir, a ona omal nie wyszła z siebie, kiedy po raz kolejny
usłyszała w głowie jego mentalny głos. Spróbowała nad sobą zapanować, raz
po raz powtarzając sobie, że nie ma powodów do niepokoju, chociaż to wcale nie
było takie proste. Ostatecznie spróbowała skoncentrować się na mentalnym głosi
Aldero, pozwalając żeby ją poprowadził, jakkolwiek nierozsądne by się to nie
wydawało. Z wolna zaczęła się rozluźnić i chociaż to wciąż nie był
spokój, którego mogłaby oczekiwać, poczuła się choć odrobinę pewniej. O, właśnie tak…
Zacisnęła usta, nie najlepiej czując się z myślą
o tym, że nadal mógłby kontrolować jej umysł, ale zmusiła się do tego,
żeby to zignorować. Żyjąc w tunelach niejednokrotnie miała do czynienia
z przymusem i wiedziała, jak go rozpoznać i próbować się bronić.
Al nie należał do osób, które wykorzystywały swoje zdolności w sposób
niewłaściwy, przynajmniej nie wtedy, gdy byłby w pełni swoich decyzji
świadomy. Próbował jej pomóc, jakkolwiek z jego perspektywy by to
wyglądało, co samo w sobie wydało jej się właściwe.
Słyszysz jej kroki?
Piękna się zbliża
Jej imię szepcę
Noc je połyka
Na moment
zmarła, zasłuchana w kolejne wersy znajomej piosenki. Nie sądziła, że
Aldero miał aż tak niezwykły głos, głęboki, przyjemny dla ucha i na swój
sposób… urzekający. Nie wahał się, poza tym wydawał się pewny tego, co robił,
wręcz czerpiąc z tego nieopisaną przyjemność. Nic nie wskazywało na to, by
czuł się jakkolwiek skrępowany jej obecnością, spięty albo w jakikolwiek
inny sposób zestresowany. Mogła się tego po nim spodziewać, a jednak jego
zachowanie i tak z miejsca zrobiło na niej wrażenie, wprawiając
w konsternację i swego rodzaju fascynację. Miała wrażenie, że kolejne
linijki owijają się wokół niej, niosąc ze sobą ukojenie i jakże potrzeby
do normalnego funkcjonowania spokój.
Wypuściła powietrze ze świstem, niezdolna do tego, żeby tak
po prostu nad sobą zapanować i udawać, że zachowanie kuzyna nie ma dla
niego jakiegokolwiek wrażenia. Śpiewał, ale wiedziała, że tak naprawdę czekał
aż sama zdecyduje się do niego dołączyć, chociaż to zdecydowanie nie było takie
łatwe. Wciąż czuła, że robi jej się niedobrze na samą myśl o tym, że miałaby
się odezwać, ale…
Ona jej panią
Tańczy w ciemności
Zacisnęła dłonie w pięści – i to tak mocno, że
paznokcie w nieprzyjemny sposób zaczęły wżynać jej się w skórę.
A niech go diabli! Nie miała pojęcia, dlaczego musiał być aż do tego
stopnia uparty i na dodatek dręczyć ją, ale to najwyraźniej było w tamtej
chwili najmniej istotne.
Ona jej częścią
Moja…
Mniej więcej
wtedy nie wytrzymała.
…miłości
To był zaledwie szept, bardzo niepewny i delikatny,
ale wiedziała, że Aldero ją usłyszał. Najwyraźniej wciąż na swój sposób
podzielał z nią myśli, bo wyraźnie wyczuła jego obecność, a zwłaszcza
satysfakcję, którą poczuł, kiedy w końcu zdecydowała się wtrącić. Coś
ścisnęło ją w gardle, ale musiał się do tego, żeby to zignorować
i z wolna nabrawszy powietrza do płuc, ciągnąc dalej, tym bardziej,
że również Aldero nie przestał śpiewać – przynajmniej początkowo.
Zamknij więc oczy
Wsłuchaj się w wiatr
Piękna nadchodzi
Tak piękna, tak…
Na moment
zesztywniała, zaskoczona tym, że ich mieszające się ze sobą głosy zabrzmiały… dobrze.
Wciąż brzmiała na o wiele mniej pewną od kuzyna, chociaż ten zniżył głos
do szeptu, by przypadkiem jej nie zagłuszyć. Sama nie była pewna, czy powinna
być na niego z tego powodu zła, czy może wręcz przeciwnie, ale to w gruncie
rzeczy nie miało znaczenia. Wciąż zaciskała powieki, usiłując sobie wyobrazić,
że w rzeczywistości jest sama, ale trudno było jej w pełni zapomnieć
o tym, że chłopak wciąż jej się z uwagą przypatrywał. Chciała kazać
mu przestać, ale nie zrobiła tego, nie chcąc się rozpraszać. Wszystko jest w porządku,
pomyślała, a może to Aldero próbował podsuwać jej jakieś pocieszające
myśli – nie wiedziała, ale nie zamierzała tego roztrząsać. Cokolwiek by to nie
było, w tamtej chwili nie miało najmniejszego znaczenia.
Z wolna
nabrała tchu, by móc przejść do kolejnej linijki. Dopiero po chwili
uprzytomniła sobie, że Al najzwyczajniej w świecie zamilkł, zostawiając ją
samą ze słowami i wciąż wygrywaną na gitarze melodią. Powinna była być
przerażona i na swój sposób taka była, ale spróbowała to zignorować,
w zamian skupiając się na własnym głosie; czuła się dziwnie, poza tym sama
nie była pewna, w jaki sposób powinna oddychać, by zabrzmiało to chociaż
odrobinę lepiej. Dobrze wiedziała, jaką rolę odgrywała przepona i –
przynajmniej w teorii – zdawała sobie sprawę z tego, co sugerował jej
Al, jednak czym innym było znać podstawy, a czym innym próbować opanować
coś, czego nigdy wcześniej się nie robiło. Przez myśl przeszło jej, że to
trochę jak deklamowanie wiersza – rytmiczne, melodyjne i skoncentrowane na
przekazie emocji – jednak czym innym było recytowanie poszczególnych linijek
tekstu, a czym innym śpiew, który…
– O mój
Boże!
Omal nie
zakrztusiła się powietrzem, kiedy melodię i jej głos zagłuszył zaskoczony
okrzyk. Natychmiast zamilkła, wytrącona z równowagi i zażenowana,
zaraz też okręciła się na pięcie, by móc spojrzeć na zastygłą w drzwiach
Shannon. Dziewczyna trzymała w rękach telefon komórkowy, raz po raz
stukając o obudowę długimi, pomalowanymi krwistoczerwonym lakierem
paznokciami. Płomienne włosy częściowo opadły jej na twarz, wzburzone i niedbale
zaczesane, co w jakiś pokrętny sposób dodawało dziewczynie uroku. Lekko
zmrużyła oczy, wymownie spoglądając to na Aldero, to znów na zastygłą w bezruchu
Claire, wydając się intensywnie nad czymś myśleć. Wydawało się, że minęła cała
wieczność, zanim zdecydowała się odrzucić loki na plecy i szybkim krokiem
ruszyła przed siebie, o wiele spokojniejsza i mniej wzburzona niż
kiedy Claire zobaczyła ją po raz pierwszy.
Shannon
zatrzymała się przed Aldero, zakładając ramiona na piersiach i z uwagą
mierząc chłopaka wzrokiem. Wydęła usta, przez ułamek sekundy sprawiając
wrażenie chętnej do tego, żeby na niego warknąć, chociaż w przypadku
człowieka taka reakcja byłaby co najmniej dziwna.
– Cześć,
Shanny. – Wampir przeciągnął się i jakby od niechcenia pomachał jej wolną
ręką, drugą wciąż przytrzymując gitarę. – Tak sobie z Claire brzdękamy…
– Znalazłeś
dziewczynę z takim głosem
i nie zająknąłeś się nawet słowem? – przerwała mu zniecierpliwionym tonem.
Fakt, że nawet nie zareagowała na przezwisko, którego użył chłopak, sam w sobie
wydał się dość wymowny.
– W zasadzie…
– zaczął Al, po chwili jednak zamilkł i jakby od niechcenia wzruszył
ramionami. – Wiesz, może coś bym wspomniał, ale w ostatnim czasie mnie
unikasz.
Dziewczyna
otworzyła i zaraz zamknęła usta, przez ułamek sekundy wyraźnie niepewna
tego, co powinna mu powiedzieć. Ostatecznie darowała sobie jakiekolwiek
dyskusje, w zamian energicznie potrząsając głową i decydując się na
milczenie. W jakiś niezrozumiały sposób taka reakcja wydawała się wyrażać
więcej, aniżeli jakiekolwiek inne słowa, tym samym zdradzając więcej niż Shannon
mogłaby, gdyby jednak zaczęła krzyczeć. Claire również milczała, dziwnie
speszona i oszołomiona, podświadomie zaczynając zastanawiać się nad tym,
czy przypadkiem nie powinna rzucić się Aldero do gardła – i to zwłaszcza
w chwili, w której zauważyła leżącą u jego boku komórkę.
Ach,
cholerny zdrajca! Zawsze wiedziała, że kwestia zaufania w jego przypadku
jest dość sporna, a teraz mogła się o tym przekonać. Jakby tego było
mało, tak naprawdę nie potrafiła się na niego zdenerwować, bo reakcja Shannon
wydawała się dość oczywista, a już na pewno nie zwiastowała tego, żeby
dziewczyna miała ochotę ją wyśmiać.
– Hm,
Aldero… – zaczęła z wahaniem, próbując zwrócić na siebie uwagę kuzyna
i uświadomić go, że niezależnie od wszystkiego nie zamierzała śpiewać, ten jednak wydawał się mieć zupełnie inne
plany.
– Claire
jest nieśmiała, sama widzisz. – Wampir machnął niecierpliwie ręką. – Pogadamy
sobie jeszcze, nie kuzyneczko? Chociaż może to ty ją przekonasz, co Shanny?
–
Przeginasz, chłopaku – obruszyła się Shannon, wymownie wywracając oczami. – Co
to w ogóle było? To, co dla niej grałeś…
Al zawahał
się, po czym posłał swojej rozmówczyni blady uśmiech.
– Taka tam…
stara kołysanka – powiedział w końcu, co zresztą wcale nie było takie
dalekie od prawdy.
Dziewczyna
skinęła głową, najwyraźniej usatysfakcjonowana takimi wyjaśnieniami. W jej
oczach znowu pojawiło się wahanie, ostatecznie jednak zdusiła je w sobie
i rozejrzawszy się dookoła, ostatecznie podjęła decyzję.
– Jeszcze
raz – oznajmiła, a jej wzrok ostatecznie wylądował na Claire. – Proszę.
Mało słyszałam – dodała ze słodkim uśmiechem.
Spojrzała
na nią w oszołomieniu, w pierwszym odruchu mając ochotę odmówić
i jak najszybciej się wycofać. Znowu poczuła narastające podenerwowanie,
co w najmniejszym wypadku nie mogło skończyć dobrze, a przynajmniej
tak pomyślała w pierwszym odruchu, oszołomiona perspektywą tego, by znowu
otworzyć usta. Mogła pisać wiersze, mogła je deklamować, aż w końcu była
w stanie wyrecytować z pamięci jakaś skomplikowaną naukową teorię,
a później z powodzeniem ją wyjaśnić, ale coś takiego…
A potem coś
w spojrzeniu Shannon sprawiło, że się zawahała i chcąc nie chcąc
skinęła głową.
Aldero, ja naprawdę cię zabiję…
Odpowiedział
jej jego cichy, mentalny śmiech.
Rozdział sto pięćdziesiąty, co niezwykle mnie cieszy, bo początkowo nie zakładałam, że ta księga objętościowo przybierze takie rozmiary. Z założenia części miało być sto, ale już przy „Mroku” przekonałam się, że w przypadku moich planów mało co pokrywa się z pierwotnymi założeniami. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale nie będę się nad tym rozwodziła.
OdpowiedzUsuńOdrobinę martwi mnie fakt, że w ostatnim czasie czuję się trochę tak, jakbym pisała w pustkę, ale zwalę to na szkołę i świąteczne przygotowania ;) Wciąż piszę i przestawać nie zamierzam, chociaż przyznaję, że przełom lutego i marca to zawsze niepojęty kryzys dla mojej weny. Powoli się z tego wygrzebuję, co zresztą można zauważyć po innych moich blogach – pojawił się już rozdział na Cieniach, a w przeciągu kilku godzin postaram się wrzucić coś na Alyssę. Najważniejsze jest jednak to, że zdecydowałam się na coś nowego; opowiadanie autorskie na które serdecznie zapraszam: Forever you said.
No cóż, pięknie dziękuję tym, którzy czytają, nawet jeśli nie komentują – wyświetlenia mówią same za siebie c: Piszę dla siebie i dla Was, zresztą nie raz miałam okazję przekonać się, że jesteście, nawet jeśli nie zawsze jestem tego świadoma.
Do napisania,
Nessa.
Link faktycznie zły c: Poprawiam: Forever you said
UsuńNessa.
Cześć!
OdpowiedzUsuńZanim przejdę do komentarza - każda osoba, która przeczytała rozdział ma wręcz obowiązek iść i sprawdzić autorskie opowiadanie Nessy! Grzechem byłoby je pominąć, więc proszę ładnie wchodzić, czytać i komentować. C:
Kochana! Ty wiesz, że ja zawsze jestem, bardzo często jestem do tyłu, ale opowiadania nie zostawiam i wciąż jest czytam. W pustkę nigdy nie pisałaś, a jestem pewna, że gdyby każda osoba, która czyta LITT zostawiła komentarz nie wyrobiłabyś z ich czytaniem:D
Wow, spodziewałam się jakiegoś głupiego pomysłu, czegokolwiek, ale na pewno nie tego, że Al postanowi wkręcić Claire do zespołu. Ale skoro dziewczyna na dobry głos to powinna tylko korzystać. Wcale się nie dziwię, że trochę się tym martwi. W końcu całe życie była trzymają w tunelach i tak naprawdę nie miała zbytnio szansy, aby się rozwinąć w jakikolwiek sposób. Wiem, że wiesz co mam na myśli.:D
Rozdział bardzo przyjemny, Al potrafi przekonać do swoich racji chyba każdego, a to już nikogo nie powinno dziwić. Cóż jestem ciekawa jak dalej ma wyglądać ten plan, bo na wprowadzeniu jej do zespołu się skończyć nie może. ;)
Pozdrawiam cieplutko,
Gabi.^^
Dodam jeszcze od siebie, że jak klikam w link do forever to niestety nic nie wyskakuje, a jedynie napis "Wyszukana strona nie istnieje: ;)
Usuń