Renesmee
Zatrzymałam samochód przed kawiarnią, nie po raz pierwszy zastanawiając
się nad tym, co właściwie robiłam. Przez myśl przeszło mi, że Gabriel
zdecydowanie nie byłby zadowolono, ale prawie natychmiast odrzuciłam od siebie
tę myśl. Mój mąż był przewrażliwiony i o wiele zbyt mocno zazdrosny, ja z kolei
nie byłam głupia. Co więcej martwiłam się, więc jakakolwiek forma odmiany
jawiła mi się jako cudowna perspektywa, której w żaden sposób nie byłam w stanie
się oprzeć.
Telefon od
Castiela mnie zaskoczył, tym bardziej, że ostatnim razem nie zdążyłam dać mu
numeru telefony. Dopiero później mężczyzna wytłumaczył mi, że przed wyjściem z naszego
domu miał jeszcze chwilę na to, żeby podręczyć Carlisle’a o jakiś kontakt
ze mną, co najwyraźniej poskutkowało, skoro ostatecznie się odezwał.
Zdecydowanie nie miałam głowy ani do planowania przeprowadzki, ani szukania jakiekolwiek
lokum dla naszej czwórki. W zasadzie zdążyłam zapomnieć o tym, że
Castiel cokolwiek nam sugerował, zbyt przejęta Jocelyne i tym, że w Mieście
Nocy również sprawy nie miały się najlepiej. Gabriel chodził jak struty, a po
ostatnim telefonie od Layli, która zdołała wykrztusić z siebie zaledwie
kilka słów na temat Beau i człowieczeństwa, chłopak sprawiał wrażenie
chętnego kogoś zabić – i to zwłaszcza po tym, jak stanowczo zabroniłam mu
gdziekolwiek jechać.
Jakkolwiek
by nie było, początkowo byłam sceptycznie nastawiono do spotkania z Castielem,
zwłaszcza w tak charakterystycznym miejscu, jak kawiarnia. Wciąż nie byłam
pewna, co tak naprawdę powinnam myśleć o zachowaniu swojego nowego
znajomego, zwłaszcza po tej dość niezręcznej sytuacji, kiedy w niemalże
otwarty sposób okazywał zainteresowanie moją osobą. Chciałam wierzyć, że w ten
sposób próbował co najwyżej zirytować Gabriela, rozbawiony jego zaborczością
względem mnie, ale i tak czułam, że powinnam postawić sprawę jasno – ot
tak, dla jasności.
Zacisnęłam
dłonie na kierownicy, po czym wypuściłam powietrze ze świstem, próbując się
uspokoić. Okej, to tylko kawa. Godzina,
góra dwie i po problemie, pomyślałam, w pośpiechu odpinając pasy i przesuwając
się w stronę drzwiczek. Jakaś część mnie cieszyła się na to spotkanie, tym
bardziej, że Castiel jawił mi się jako sympatyczna osoba, a chyba właśnie
kogoś takiego teraz potrzebowałam: miłego faceta z poczuciem humoru, który
nie był świadom istnienia istot nadnaturalnych i związanych z nimi
problemów. Miałam nadzieję, że chociaż na moment zdołam się rozluźnić, co
pozwoliłoby mi spojrzeć na sytuację z dystansu i – przy odrobinie
szczęścia – wymyślić coś na tyle sensownego, żebyśmy wszyscy poczuli się
lepiej.
Dzień
zapowiadał się pochmurnie i szaro, ale to nie było niczym dziwnym o tej
porze roku w Seattle. Przynajmniej nie padało, dzięki czemu swobodnie
mogłam przejść niewielki kawałek, który dzielił mnie od budynku. Już od progu
powitał mnie aromatyczny zapach kawy i słodkich ciastek, co sprawiło, że
mimowolnie pomyślałam o Joce; zamierzałam coś jej przywieść, chociaż obdarowywanie
dziewczyny słodyczami zdecydowanie nie miało rozwiązać najważniejszego
problemu. Martwiłam się o nią, a jej ostatnie wyznanie wciąż nie
dawało mi spokoju – to, że mogła słyszeć i widzieć rzeczy, których nie
było. Wciąż nie miałam pojęcia, co z tym zrobić i właśnie ta
bezradność najbardziej mnie przerażała. Chciałam jej pomóc, ale nie miałam
pojęcia jak, podświadomie chyba licząc na to, że od Rufusa wyciągnę coś
praktycznego, kiedy tylko pojawią się z Laylą w Seattle. Wiedziałam,
że zamierzali wrócić i choć nie miałam pewności, czy próba konsultowania
stanu Joce z kimś, kto niejednokrotnie sam zachowywał się jak wariat, ma
jakikolwiek sens, byłam na tyle zdesperowana, żeby jednak spróbować.
– Renesmee?
– usłyszałam i to wystarczyło, żeby skutecznie sprowadzić mnie na ziemię.
Poderwałam głowę, machinalnie spoglądając w stronę jednego z odległych
stolików, gdzie rozsiadł się Castiel, mimowolnie uśmiechając się na jego widok.
Pomachał mi energicznie, żebym nie miała najmniejszych wątpliwości, gdzie go
szukać, a ja bez chwili wahania ruszyłam w jego stronę. – Tutaj!
Bardziej
stanowczo przycisnęłam do boku torebkę, w duchu raz po raz powtarzając
sobie, że powinnam przynajmniej spróbować się rozluźnić. Stanowczo odrzuciłam
od siebie myślenie o Jocelyne, wcześniej stanowczo przekonując samą
siebie, że jeśli choć na moment przestanę, nie powinno wydarzyć się nic złego.
– Cześć –
rzuciłam przesadnie wręcz entuzjastycznym tonem, zajmując miejsce naprzeciwko
Castiela.
Spojrzałam
krótko na różowy, koronkowy bieżnik, którym przykryto nasz stolik, zresztą jak i wszystkie
inne w lokalu. Coś w tych słodkich dekoracjach sprawiało, że miałam ochotę
wywrócić oczami, mimowolnie myśląc o walentynkowych dekoracjach, które
tylko w teorii miały zapewniać odpowiedni nastrój.
– Tak, mnie
też to drażni – zapewnił mnie Castiel, podążając wzrokiem za moim spojrzeniem i uśmiechając
się w nieco roztargniony, uroczy sposób. – Nigdy więcej nie poproszę
Elliotta o radę… Wiesz, że długo nie było mnie w mieście – dodał, a ja
wymownie uniosłam brwi ku górze.
– No nie
wiem, nie wiem… – rzuciłam pozornie rozbawionym tonem, ale do mojego tonu i tak
wkradła się nutka napięcia. Miałam nadzieję, że mój rozmówca nie był w stanie
jej wyczuć, bo zdecydowani nie w mojej gestii leżało to, żeby jakkolwiek
go urazić. – Mnie to wygląda na próbę wmuszenia randki.
Ulga, którą
poczułam, kiedy nagle wybuchnął śmiechem, była nie do opisania. Jego zielone
oczy zabłysły figlarnie, gdy zaś niedbałym ruchem przeczesał ciemne włosy
palcami, robiąc sobie na głowie jeszcze większy bałagan, coś w wyrazie
jego twarzy i zachowaniu dało mi do zrozumienia, że decydowanie nie mam
powodów do tego, żeby czymkolwiek się przejmować.
– Dobry
Boże, nie! – zapewnił mnie pośpiesznie. – Masz obrączkę na palcu, a ja nie
mam w zwyczaju uganiać się za mężatkami, obojętnie jak urodziwymi – dodał z powagą.
Wypuściłam
powietrze ze świstem, równie uspokojona, co i zażenowana.
– To dobrze
– powiedziałam i zaraz poczułam się głupio, dochodząc do wniosku, że
zabrzmiało to w co najmniej niezręczny sposób. – Miałam na myśli… Nie
zrozum mnie źle, ale po prostu chciałam mieć jasność, że ty nie… – Urwałam,
mając wrażenie, że jestem na dobrej drodze do tego, żeby zrobić z siebie
idiotkę.
– Och,
Nessie, chyba powinienem cię w takim razie przeprosić. Ostatnim razem…
Chyba troszeczkę się zagalopowałem. – Castiel posłał mi kolejny czarujący,
figlarny uśmiech. – Nie mogłem się powstrzymać, kiedy twój mąż zaczął zachowywać
się w ten sposób.
– Gabriel
nie powinien był tego robić – przyznałam i chciałam dodać coś jeszcze, ale
Castiel zdecydował się mnie ubiec:
– Nie
przejmuj się tym. To dobrze, kiedy facet dba o swoją kobietę – stwierdził,
mrugając do mnie porozumiewawczo. – Ja z kolei przywykłem do tego, że
piękne, inteligentne panie są zazwyczaj zajęte.
Poczułam,
że się rumienię, chociaż sama nie byłam pewna dlaczego. Zdecydowanie nie
przywykłam do tego, żeby komplementował mnie ktokolwiek inny niż Gabriel,
czasami i z powodu słów męża czując się w co najmniej dziwny sposób.
Chłopak nie raz zarzucał mi, że jestem zbyt niepewna siebie i swoich
atutów, chociaż to wcale nie było takie proste, jak mogłoby mu się wydawać. Już
i tak zmieniłam się przy nim, bardziej świadoma siebie i swojego
ciała, ale jakiekolwiek oznaki zainteresowania i tak wprawiały mnie w konsternację.
– Na pewno
sobie kogoś znajdziesz – odezwałam się cicho, dziwnie czując się z tym,
jaki kierunek przybrała nasza rozmowa. Z wahaniem spojrzałam Castielowi w oczy,
po czym spróbowałam wysilić się na blady uśmiech. Moje place bezwiednie
zacisnęły się na „Oczku Gabrielli”, a ja zaczęłam nerwowo obracać pierścionek,
chcąc zająć czymś ręce. – Dziwię się, że jeszcze tego nie zrobiłeś – dodałam
zgodnie z prawdą.
No cóż, nie
mogłam zaprzeczyć, że był przystojny – i to bardzo, zwłaszcza biorąc pod uwagę
to, że był człowiekiem. Zdążyłam przywyknąć do obracania się w świecie
istot, które zachwycały urodą, bo to była cecha właściwa nieśmiertelnym. W przypadku
Castiela również dostrzegałam coś wyjątkowego, co zwłaszcza w zestawieniu z jego
charakterem sprawiało, że wydawał mi się osobą, która bardzo szybko byłaby w stanie
stworzyć udany związek. Co prawda znałam go krótko, ale skoro już przy trzecim
spotkaniu miałam takie wrażenie, podejrzewałam, że coś musiało w tym być.
– Gdyby to
było takie proste… – mruknął Castiel na tyle cicho, że nie miałam wątpliwości
co do tego, że zwracał się bardziej do siebie niż do mnie. – Dziękuję ci, że
przyszłaś – odezwał się już normalnym tonem, a na jego twarzy jak na
zawołanie pojawił się uśmiech. Często to robił, wyjątkowo entuzjastycznie nastawiony
do świata i ludzi, co z miejsca poprawiło nastrój również mnie. –
Zanim przejdziemy do rzeczy… Czy wszystko w porządku? Być może nie
powinienem pytać, ale po tym, co miałem okazję zobaczyć ostatnim razem… Mam
nadzieję, że twoja siostra czuje się lepiej.
Ledwo
powstrzymałam grymas, niechętnie wspominając to, co działo się z moją
córką. Carlisle wspominał, że opanował sytuację związaną z Castielem,
oczywiście przedstawiając mu Jocelyne jako moją siostrę. Niektórzy już i tak
dziwnie się na mnie patrzyli, kiedy wspominałam o tym, że mam męża – w końcu
wyglądałam na o wiele za młodą na to, by być w aż tak poważnym
związku. Dziecko zdecydowanie nie wchodziło w grę i to nawet gdybyśmy
z Gabrielem spróbowali przekonywać, że przygarnęliśmy Joyce po tym, jak
straciła rodziców.
– Ja…
Dziękuję – odezwałam się z pewnym opóźnieniem, starannie dobierając słowa.
– Nie powinieneś był tego słyszeć. Joce po prostu… ma gorszy okres – wyjaśniłam
lakonicznie.
– Tak,
Carlisle mi wspomniał… Koszmary? – zapytał pozornie obojętnym tonem, ale
wyczułam w jego tonie jakąś specyficzną nutę, która dała mi do myślenia.
– Można tak
powiedzieć.
Z wolna
skinął głową, ale nie wyglądał na przekonanego.
– Nie chcę
być wścibski, nic z tych rzeczy, ale wydajesz się zbyt przygnębiona, by
sprawa była aż taka prosta – przyznał, a ja westchnęłam.
Aż do tego
stopnia było to po mnie widać? Starałam się o tym nie myśleć, ale trudno
było, bym przestała martwić się stanem własnego dziecka. Problem leżał w tym,
że żadne z nas nie miało pojęcia, co takiego powinniśmy zrobić. Bezradność
jak zwykle okazała się najbardziej wykańczająca, a przecież mogło być
jeszcze gorzej.
– Po prostu
się martwię – przyznałam po chwili wahania. Nie miałam pewności, co takiego
Castiel miał w sobie, ale to nie zmieniało faktu, że coraz bardziej mu
ufałam, już nie widząc powodu, dla którego miałabym unikać tematu, przynajmniej
w tych kwestiach, które mogłam bezpiecznie mu zdradzić. – Nic podobnego
wcześniej nie miało miejsca. Joce coś męczy, a ja nie mam pojęcia, co
mogłabym zrobić – wyznałam.
–
Próbowaliście z nią rozmawiać? – podsunął mi.
Uniosłam
brwi.
– Jasne, że
tak – obruszyłam się. – Ona też jest przerażona. Nie wiem, co powinnam o tym
myśleć.
– Te
koszmary… Coś jak lęki nocne? – zapytał mnie rzeczowym tonem. – Parasomnia?
– Co
takiego? – powtórzyłam tępo.
Castiel
rzucił mi przepraszające spojrzenie, być może uświadamiając sobie, że odrobinę
się zapędził.
– Wybacz.
Możesz uznać to za zboczenie zawodowe… Bo widzisz, psychiatria to już chyba
rodzinne zamiłowanie, chociaż z Johnem mamy zupełnie inne podejście do tej
kwestii – przyznał, skutecznie mnie zaskakując. Wiedziałam, co takiego robił w szpitalu
jego brat, ale nie sądziłam, że Castiel należał do tej samej branży! – Parasomnia
to zespół zaburzeń, które wiążą się właśnie ze snem. Koszmary, lęki nocne… Nie
wiem, w czym tak naprawdę leży problem z twoją siostrą, ale to chyba
coś poważniejszego niż to, że kilka razy obudziła się z krzykiem, prawda?
Otworzyłam i zaraz
zamknęłam usta, co najmniej zaskoczona tym, o czym rozmawialiśmy. Nie
sądziłam, że Castiel w ogóle mógłby być zdolny do tego, żeby próbować
pomóc mi akurat w tej jednej kwestii. Co więcej, wciąż nie miałam
powiedzieć mu wszystkiego – i to nie tylko dlatego, że wtedy najpewniej
uznałby mnie za wariatkę. W końcu co mogłam mu powiedzieć? „Wiesz,
Castiel, Joce ma urojenia. To martwi mnie i Gabriela, ale próbujemy przekonywać
się, że ma do tego prawo…Tak to już bywa z telepatami, zwłaszcza z takimi,
którzy nie mają bliźniaczego rodzeństwa, które przejęłoby od nich część mocy.
Poza tym moja córka – tak, tak, to
wcale nie jest moja siostra – nie jest wampirzycą w takim stopniu jak jej
starsze rodzeństwo, więc hormony, dojrzewanie i telepatia to może być dla
niej za dużo”? To zdecydowanie nie brzmiało dobrze, a już na pewno nie
było dla żadnego z nas bezpieczne.
– Masz
rację – przyznałam lakonicznie, starając się dobrać takie słowa, by nakłonić go
do wycofania się i jednocześnie go nie urazić. – To coś o wiele
bardziej złożonego.
– Z tego,
co mówisz, powiedziałbym, że to jakaś trauma, ale… – Urwał i spojrzał na
mnie wyczekująco. – Masz mi za złe, że drążę temat?
Natychmiast
pokręciłam głową.
–
Zdecydowanie nie! – zapewniłam, bo taka była prawda. Chyba naprawdę cieszyłam się
z tego, że nareszcie mogłam z kimś porozmawiać, tym bardziej, że
Castiel wydawał się naprawdę zaangażowany. – Po prostu… to nie jest dla mnie
proste. Nie sądzę, żeby stało się coś, co aż do tego wpłynęło na Joce. Zawsze
była chorowita i na początku myślałam, że to to, ale później… – Zmusiłam
się do tego, żeby spojrzeć mu w oczy. – Powiedziałaby mi, gdyby wydarzyło
się coś, co aż do tego stopnia na nią wpłynęło – oznajmiłam z naciskiem.
– Wierzę –
uspokoił mnie natychmiast Castiel. Zawahał się na moment, po czym w najzupełniej
naturalnym, niedwuznacznym geście chwycił mnie za rękę, jakby chcąc
zreflektować się za to, że doprowadził do tego, że się uniosłam. – Nie chciałem
cię zdenerwować, Renesmee. Po prostu chciałbym ci pomóc, a po tym, co mi
powiedziałaś, jestem w stanie wywnioskować tylko tyle – wyjaśnił
przepraszającym tonem.
Zamrugałam
kilkukrotnie, jednocześnie starając się wyrównać oddech i jakkolwiek
uspokoić. Poczułam się źle z tym, że Castiel mógłby mnie za cokolwiek
przepraszać, tym bardziej, że nie miał prawa wiedzieć jak wyglądała rzeczywista
sytuacja. Starał się i to powinno było mi wystarczyć, tym bardziej, że
nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby próbować go o cokolwiek prosić.
– W porządku.
To ja niepotrzebnie… – zaczęłam i zawahałam się. – Wybacz, proszę. Po
prostu…
– Po prostu
się martwisz, jasne – dokończył za mnie, uśmiechając się blado. – Jak
wspominałem, to już chyba zboczenie zawodowe. To wasze sprawy, a to, co
dzieje się z twoją siostrą pewnie jest przejściowe, ale gdybym jednak mógł
ci coś zasugerować… – Castiel puścił mnie, nagle prostując się do pozycji
siedzącej. Wydał mi się jeszcze bardziej roztrzepany, kiedy w pośpiechu
zaczął przetrząsać kieszenie kurtki, wyraźnie czegoś szukając. Na jego twarzy
na ułamek sekundy pojawiło się zniecierpliwienie, po chwili jednak rozpromienił
się, wyraźnie z siebie zadowolony. Jego zielone oczy na powrót spoczęły na
mnie, kiedy z wolna nachylił się w moją stronę, zachęcającym ruchem
wyciągając w moją stronę mały, zadrukowany kartonik: wizytówkę. – Nie
chcę, żebyś zrozumiała mnie źle, ale tak sobie pomyślałem… Mój znajomy niedługo
startuje z nowym projektem i tak się składa, że specjalizuje się przede
wszystkim w zaburzeniach snu. Jakbyś była ciekawa, a Joce chciała z kimś
porozmawiać…
– Dziękuję,
Castielu – przerwałam mu zdecydowanie zbyt szybko i gwałtownie, żeby to
zabrzmiało miło.
Skinął
głową, nawet słowem nie komentując mojej reakcji, co z miejsca sprawiło,
że poczuła się winna. Nie chciałam wyjść na niewdzięczną, tym bardziej, że po
zachowaniu mężczyzny widać było, że naprawdę się starał jakkolwiek pomóc mnie i Jocelyne.
Problem w tym, że nie chciałam nawet brać pod uwagę, że moja córka mogłaby
być chora i chociaż Castiel nie zasugerował tego wprost, miałam wrażenie,
że jego słowa sprowadzały się właśnie do tego. W efekcie nie podjęłam tematu,
w zamian w pośpiechu biorąc wizytówkę i jedynie przelotnie
spoglądając na wytłuszczony napis, układający się w słowa „Projekt Beta”, który
przykuł moją uwagę, zanim schowałam kartkę do torebki. Mimowolnie pomyślałam o tym,
jak raz zdecydowałam się posłużyć Rufusowi za królika doświadczalnego i jednak
ulec mu w kwestii badania EEG. Jeśli dobrze pamiętałam, fale beta miały
związek ze zmęczeniem i snem, co zresztą wyjaśniało dlaczego wampir nie
był szczególnie zadowolony, kiedy maszyna poinformowała go, że jestem bliska
tego, żeby mu odlecieć.
Nieznacznie
pokręciłam głową, nie chcąc się nad tym zastanawiać. Nerwowo zacisnęłam palce
na pasku torebki, próbując zając czymś ręce i nagle zaczynając czuć się
naprawdę dziwnie w towarzystwie obserwującego mnie Castiela. Milczenie,
które zapadło pomiędzy nami, miało w sobie coś uciążliwego, co sprawiło,
że mimowolnie zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy nie powinnam się pożegnać i wrócić
do domu, by dłużej nie trwać w tak niezręcznym milczeniu. Co prawda
decydowanie nie po to się ze sobą spotkaliśmy, ale skupiona na Jocelyne szybko
zdążyłam zapomnieć o jakichkolwiek innych powodach.
– Mam
nadzieję, że cię nie zdenerwowałem – odezwał się uprzejmym tonem Castiel,
skutecznie ściągając na siebie moja uwagę. Westchnęłam w duchu, coraz
bardziej rozdarta pomiędzy własnymi odczuciami, a tym, że mój rozmówca
traktował mnie o wiele lepiej niż powinien. – Nie mówmy już o prywatnych
sprawach, w porządku? Jesteśmy w kawiarni, a ja nawet nie
zapytałem cię o to, czy masz na coś ochotę – zreflektował się pospiesznie,
posyłając mi przepraszający uśmiech.
Odezwij się, kretynko!, warknęłam na
siebie w duchu, coraz bardziej zła na siebie za to, że mogłabym irytować
się bez potrzeby. Spróbowałam się rozluźnić, stanowczo odrzucając od siebie
myśl o tym, że mogłabym go teraz zostawić. Zdecydowanie nie miał nic złego
na myśli, a skoro już zdecydowałam się przyjść, powinnam była zadbać o to,
żeby przynajmniej jedno z nas czuło się swobodnie.
– Chyba
spasuję. W ostatnim czasie nie potrzebuję kawy – przyznałam zgodnie z prawdą,
a Castiel uśmiechnął się blado.
– Domyślam
się – stwierdził, a jego zielone zabłysły – ale ja tam bym nie wzgardził
gorącą czekoladą. Co sądzisz? Potem mógłbym ci pokazać dom o którym wspominałem,
jeśli masz chwilę na przejażdżkę. To niedaleko stąd – wyjaśnił i tym razem
również mnie jakimś cudem udało się uśmiechnąć.
Po
pierwsze, uwielbiałam gorącą czekoladę, odkąd Gabriel po raz pierwszy nakłonił
mnie do tego, żebym w ogóle raczyła zerknąć na jakiekolwiek ludzkie
jedzenie. Castiel nieświadomie trafił w sedno, a ja nie mogłabym mu
odmówić, po zakończeniu tematu Joce nie widzą już żadnego powodu, dla którego miałabym
chcieć uciekać. Co więcej, podświadomie liczyłam na to, że przeprowadzka w nowe
miejsce – do domu, który byłby tylko i wyłącznie nasz – dobrze wpłynie na
małą, zwłaszcza jeśli miałoby nam się udać uciec od tego całego zamieszania,
ścisku i niedogodności, które wiązały się z mieszkaniem po jednym
dachem.
– Tu mnie
masz – oznajmiłam z przekonaniem. – Tak naprawdę wcale nie chodzi mi o dom,
tylko o czekoladę – dodałam i jakimś cudem udało mi się go rozbawić.
–
Fantastycznie. Gdybym wiedział, że to taka dobra metoda, może już dawno
znalazłbym żonę. – Wywrócił oczami, po czym podniósł się, chcąc jak najszybciej
złożyć zamówienie, zupełnie jakby bał się o to, że jednak zmienię zdanie i ucieknę.
– Pani wybaczy na moment.
Skinęłam
głową, odprowadzając go wzrokiem i mimowolnie zaczynając zastanawiać się nad
tym, co tak naprawdę chodziło mu po głowie, kiedy rozmawialiśmy. Być może pobyt
w Mieście Nocy i separacja od ludzi sprawiły, że nie znałam już
ludzkich zwyczajów tak dobrze, jak mogłabym tego oczekiwać, ale mogłam się założyć,
że mało kto potrafił zaproponować pomoc przy znalezieniu domu dziewczynie,
którą przypadkiem poznał i to tylko dlatego, że skończyło mu się paliwo w baku.
Z drugiej strony…
No cóż,
Castiel był sympatycznym facetem z zasadami. W tamtej chwili to w zupełności
mi wystarczyło.
Po wielu miesiącach wracam do regularnego komentowania tego jakże cudownego opowiadania z czego bardzo się cieszę.
OdpowiedzUsuńJuż w nocy przeczytałam rozdział, ale uznałam, że skomentuję go na spokojnie.
Castiel wydaje się być przyjemną postacią w przeciwieństwie do swego brata i Eliotta.
Cóż, Nessie się martwi co jest normalne.
W sumie, gdybym nie wiedziała, że Jocelyne posiada dar do widzenia zmarłych z pewnością wzięłabym na poważnie hipotezę Castiela.
Mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się nadrobić wszystkie zaległe rozdziały "Światła".
Pozdrawiam, Esme Anne Cullen.
Hej:3
OdpowiedzUsuńPojawiam się o dość dziwnej jak na mnie porze. Coś nowego, kiedy jestem tutaj tam wcześniej i to wcale nie jest środek nocy bądź bardzo, bardzo wczesny poranek. Ale wracając do rozdziału, czekolada! Już wiem co miałaś na myśli mówiąc, że u Ciebie tez ja mieli. W pierwszej chwili myślałam, że to Renesmee z Joyce sobie ją piją, nie pomyliłam się zbytnio. Z tym, że zamiast Joyce jest Castiel. Naprawdę nie wiem co powinnam o nim sądzić, facet wydaje się być w porządku. Ale jak wiadomo pozostałe lubią mylić i jak na razie nie wiemy jaki on jest naprawdę. Nie mam pojęcia czemu on się tak Nessie uczepił, Gabriel zadowolony nie jest, a z jego strony to nawet urocze, że jest tak zazdrosny o swoją żonę. Chociaż wiadomo co za dużo to nie zdrowo.
Ciekawi mnie jaki był głębszy sens w tym spotkaniu. Mam wrażenie, że tu nie chodziło tylko o zobaczenia domu i wypicie czekolady, porozmawiania o Joyce. ;)
Lece dalej, może znajdę odpowiedzi.^^
Pozdrawiam,
Gabi^^