Layla
Czuła, że wszystko jest nie
tak. Obserwowała Isabeau i to wystarczyło, żeby zorientowała się, że jej
siostra nie jest po prostu wściekła. To było coś o wiele więcej niż zwykły
żal i chociaż po tym, co miało miejsce w Niebiańskiej Rezydencji,
rozżalenie wydawało się czymś w zupełności zrozumiałym, zachowanie Beau z miejsca
utwierdziło jej w przekonaniu, że wampirzyca zdecydowanie nie zamierzała
zadowolić się samą tylko możliwością nakopania Claudii do tyłka.
Obie
nieśmiertelne trwały w swego rodzaju śmiertelnym tańcu, naprzemiennie
doskakując i odskakując od siebie. W ich ruchach było coś
drapieżnością, nie pozostawiającego miejsca na wątpliwości, czego tak naprawdę
chciały. To nie była zwykła walka, ale coś o wiele bardziej
śmiercionośnego; obie nieśmiertelne z oszałamiającą wręcz zawziętością
walczyły o to, by nie tyle zranić, co wręcz zabić siebie nawzajem.
Zwłaszcza w przypadku Isabeau rzucało się to w oczy, a Layla nie
potrafiła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek w ruchach siostry widziała
tak wiele agresji. Zwykle niebieskie tęczówki błyszczały czerwienią, a wraz
z każdym kolejnym atakiem, Isabeau coraz bardziej zatracała się w walce,
przypominając niebezpieczną maszynę do zabijania.
Skupiona na
walce, nie od razu zauważyła, że oddech Irys przyspieszył. Początkowo nie
zwróciła na to uwagi, po chwili jednak instynktownie zdecydowała się na
dziewczynę spojrzeć. Wciąż siedziała u boku Williama, najwyraźniej nie
czując się na tyle pewnie, żeby stanąć na nogi, a może po prostu nie chcąc
zostawiać chłopaka. Layla wciąż nie miała pewności, czy jej podejrzenia są
słuszne, ale zdążyła zaobserwować dość, żeby założyć, że kwestię szukania
Willowi partnerki miały już z głowy – z tym, że nie miała jeszcze
pewności czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie. Jakkolwiek by jednak nie
było, liczył się sam fakt tego, że dziewczyna wyglądała tak, jakby za moment
miała się popłynąć, rozszerzonymi do granic możliwości, zaszklonymi oczami wpatrując
się ni mniej, ni więcej, ale właśnie w Isabeau.
– Irys…? –
zaczęła z wahaniem Layla, próbując zwrócić na siebie uwagę dziewczyny.
– Ciemność
– odezwała się tamta drżącym głosem. Jeszcze więcej łez napłynęło jej do oczu i już
nawet nie próbowała jej powstrzymać. – Ciemność jest coraz bliżej. Jest jej
coraz więcej i… Och, na litość bogini, niech ktoś ją powstrzyma!
Dopiero w chwili,
w której powietrze wokół po raz kolejny zawirowało od mocy, do Layli w pełni
dotarło, że mówiła o Isabeau. Poczuła, że blednie, kiedy zaś poderwała
głowę, przekonała się, że Beau wyglądała tak, jakby nagle znalazła się w samym
środku huraganu. Ciemne włosy wirowały wokół jej głowy, wzburzone i przypominające
czarną aureolę albo… skrzydła. Królowa aż pulsowała od zgromadzonej w jej
ciele mocy, potężna jak nigdy, w swego rodzaju mroczny sposób piękna i bez
wątpienia niebezpieczna. Stała wyprostowana, rozświetlona rodzajem wewnętrznego
blasku i bez wątpienia gotowa na wszystko, co tylko mogłoby się okazać
konieczne, by mogła osiągnąć swój cel. Layla aż nazbyt dobrze rozumiała chęć
zabicia Claudii, ale nawet Beau nie postępowała w ten sposób; różnica była
aż nazbyt wyraźna, a ona poczuła, że natychmiast musi coś zrobić, zanim
sytuacja ostatecznie wymknie się spod kontroli.
Coraz
bardziej przerażona, w oszołomieniu spojrzał na Rufusa, próbując doszukać
się w jego twarzy i oczach czegoś, co utwierdziłoby ją w przekonaniu,
że właśnie działo się coś niebezpiecznego, co natychmiast powinni przerwać, ten
jednak jak zwykle okazał się panować nad sobą o wiele lepiej niż
ktokolwiek inny. Mimo wszystko Layla zdołała doszukać się w jego
spojrzeniu niepokoju, ale przede wszystkim fascynacji, kiedy z uwagą
przypatrywał się Isabeau. Zacisnęła usta, przez dłuższą chwilę mając ochotę na
niego naskoczyć za to, że akurat w tej sytuacji mógłby spoglądać na jej
siostrę tak, jak na ciekawy obiekt naukowy, zamiast należycie przejąć się
problemem, jednak zdecydowanie nie miała na to czasu.
– Isabeau!
– zawołała i coś ścisnęło ją w gardle, zdradzając narastający z każdą
kolejną sekundą lęk. – Beau, przestań! Przestań, bo…
Nie
przestała.
Nawet nie
drgnęła w odpowiedzi, zimna i wyniosła, w pełni koncentrując się
na swoim gniewie. Moc wciąż wypełniała jej ciało, kiedy zaś Isabeau zdecydowała
się ją uwolnić, efekt okazał się piorunujący i wręcz nie do zniesienia.
Krzyk Claudii miał w sobie coś, co sprawiało, że Layla zapragnęła pójść w ślady
Irys i w dziecinnym odruchu zakryć uszy dłońmi. Nie chodziło o to,
czy kobieta zasłużyła sobie na gniew Isabeau, tym bardziej, że sama dopiero co
miała ochotę ją zabić w odwecie z siostrę, Williama, Kristin i samą
siebie, ale przede wszystkim o to, co było słuszne. Problem leżał w samej
Beau, która w ułamku sekundy przeistoczyła się w kogoś obcego i znajomego
zarazem, co samo w sobie wydało się niepokojące. Co więcej, wciąż
postępowało, by w końcu osiągnąć swoje apogeum, a potem…
To nie była
widoczna zmiana, ale Layla poczuła ją wyraźnie, nie po raz pierwszy w ostatnim
czasie odbierając emocje należące do siostry. Była pewna, że Gabriel również to
poczuł, być może nawet w większym stopniu niż ona, skoro nie miał okazji
przygotować się do tego, co miało nastąpić. Sama wciąż nie mogła w to
uwierzyć, chociaż podświadomie wiedziała, w pamięci wciąż mając to, co już
pierwszego dnia zauważył Rufus: że ważnym było to, by nie pozwolić Isabeau
utracić tego, co najważniejsze – człowieczeństwa.
Skoro tak,
to znaczyło, że właśnie zawiedli.
Do tej pory
nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele emocji odbierała ze strony
Isabeau – zwłaszcza tych negatywnych, związanych z bólem straty, której
doświadczyła. Dopiero w chwili w której to wszystko zniknęło, a cierpienie
zastąpiła oszałamiającą wręcz pusta, do Layli dotarło, jak daleko w swoim
żalu zapędziła się jej siostra. Ta cisza była niczym wyrok, w pierwszej
chwili niosąc ze sobą swego rodzaju ukojenie, by już w następnej sekundzie
przynieść ze sobą wyłącznie strach – i to należący tylko i wyłącznie
do niej, bo ze strony kapłanki nie odbierała już niczego.
Więź
zniknęła – tak po prostu, nie tyle zdenerwowana, co zatracona, zupełnie jakby
nigdy wcześniej jej nie było. To wydawało się logiczne, skoro opierała się nie
tylko na mocy, ale przede wszystkim na uczuciach, które zapewniały jej
trwałość. Teraz nie było już niczego, co nadawałoby sens dalszemu istnieniu
połączenia – wyłącznie pustka, co nagle wydało się Layli o wiele gorsze od
śmierci czy dotychczasowego gniewu.
Isabeau
wciąż tkwiła w tym samym miejscu, beznamiętnie wpatrując się w Claudię.
Wampirzyca przestała krzyczeć, znajdując w sobie dość determinacji, by
zapanować nad cierpieniem, które zadawała jej przeciwniczka. Chociaż to
wydawało się niemożliwe, jakimś cudem zdołała się posunięć, wspierając na
łokciach i z uporem dźwignąć do pozycji siedzącej. Zaraz po tym
poderwała się na równe nogi, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia rzucając się wprost
na Beau, ta jednak wydawała się przygotowana na jakąkolwiek formę ataku. Na
ułamek sekundy obie straciły równowagę, by po chwili wylądować na ziemi, kapłanka
jednak nie zamierzała czekać aż Claudia ponownie spróbuje skoczyć jej do
gardła. W pośpiechu przetoczyła się, zarzucając z siebie stwórczynię
Dimitra i skutecznie odpychając ją na względnie bezpieczną odległość.
Kobieta nawet się nie skrzydła, tym razem nie zamierzając ponowić ataku; w zamian
poderwała się na równe nogi i najzwyczajniej w świecie rzuciła się do
ucieczki, ani razu nie oglądając się za siebie. Jej decyzja była niczym sygnał
dla wszystkich obecnych, a okolica w krótkim czasie opiekowała, kiedy
strażnicy Dimitra wycofali się wraz ze stwórczynią króla. Cisza, która zapadła,
dosłownie dzwoniła w uszach, gorsza niż chaos i zamieszanie, choć
Layla i tak przyjęła ją z większą wdzięcznością od udręczonych
wrzasków Claudii.
Isabeau
nawet nie drgnęła, wciąż jarzącymi się na czerwoni oczami spoglądając w ślad
za swoją przeciwniczką. Nie wydawała się rozżalona, tak po prostu zła albo
poirytowana tym, że kobieta mogłaby się wycofać. Nie sprawiała również wrażenia
kogoś, kto jest z siebie w otwarty sposób zadowolony, chociaż na jej
ustach z wolna pojawił się zdawkowy, olśniewający uśmiech. Gest nie objął
oczu, ale to nie miało znaczenia, bo zarówno w spojrzeniu, jak i wyrazie
twarzy siostry, Layla doszukała się czegoś, czego nie potrafiła tak po prostu
nazwać słowami, a co w zupełności wystarczyło, żeby przyprawić ją o dreszcze.
Dziwnie
roztrzęsiona i oszołomiona, zdołała jako pierwsza znaleźć w sobie
dość odwagi do tego, żeby ruszyć się z miejsca. Ostrożnie przesunęła się w stronę
Isabeau, rozdarta pomiędzy pragnieniem, by dopaść do Beau i wziąć ją w ramiona,
a irracjonalnym podszeptem intuicji, który nakazywał jej trzymać się z daleka.
Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić tego, że Isabeau mogłaby ją tak po prostu
skrzywdzić, a jednak…
– Nie patrz
na mnie tak, jakbyś widziała mnie po raz pierwszy, siostrzyczko. – Słowa
wampirzycy ją zaskoczyły, tak jak i to, że ta jak gdyby nigdy nic zdecydowała
się zwrócić do niej, przenosząc nań spojrzenie tych nieziemskich oczu. Czerwony
błysk zdążył zniknąć, ale w spojrzeniu wciąż dało się doszukać czegoś
nieludzkiego, co sprawiało, że nie niebieskie niczym zamarzająca woda tęczówki
lśniły w subtelny, niespotykany dotychczas sposób. – To wciąż ja.
– Isabeau,
amore, dobrze się czujesz? – zapytała wprost Allegra, ubiegając zbyt oszołomioną,
by tak po prostu się odezwać, Laylę.
Kobieta
przedmieścia się, błyskawicznie materializując się u boku córki. Wydawała się
podenerwowana, zwłaszcza kiedy z uwaga spojrzała na Isabeau, wyraźnie
zaniepokojona jej zachowaniem. Z jakiegoś powodu Layla odniosła wrażenie,
że odpowiedź na pytanie jest dla Allegry nader istotna, zupełnie jakby od tego,
co miała usłyszeć, zależało dosłownie wszystko.
Isabeau
nawet się nie zawahała. Jej oczy po raz kolejny zalśniły tym dziwnym,
niepokojącym blaskiem, a uśmiech stał się jeszcze bardziej olśniewający.
–
Oczywiście, mamo – zapewniła i zabrzmiało to szczerze. – Jest nawet lepiej
niż dobrze.
Jej głos
brzmiał inaczej niż zazwyczaj, nie zdradzając żadnych uczuć, które mogłyby posłużyć
za wskazówkę w próbie zrozumienia tego, co dziewczyna musiała tak naprawdę
czuć albo myśleć. Była spokojna i nic nie wskazywało na to, że dopiero co
mogłaby chcieć roznieść na kawałeczki Claudię i każdego, kto mógłby mieć czelność
ją przed tym powstrzymywać. Od Beau bił chłód i to samo w sobie
wydało się Layli niepokojące, o wiele bardziej niż cokolwiek innego i to
łącznie z wybuchem, którego doświadczyła jej siostra.
– Jesteś
pewna? – wykrztusiła, jedna znajdując w sobie dość siły na to, żeby się
odezwać. Zmierzyła wampirzycę wzrokiem, coraz bardziej zaniepokojona; coś
zdecydowanie było nie tak, chociaż…
– W zupełności.
– Isabeau spojrzała jej w oczy. – Powiedziałabym, że od dawna nie czułam
się aż tak dobrze – dodała z naciskiem,
co skutecznie wytrąciło Laylę z równowagi.
Problem
leżał w tym, że Beau wydawała się w zupełności szczera, nawet jeśli
coś w jej zachowaniu wydawało się sugerować zupełnie odwrotny stan rzeczy.
Chociaż zachowywała się naturalnie, przynajmniej na pierwszy rzut oka, zarówno
jej słowa, ton, jak i gesty, wydawał się zaprzeczać temu, co sugerowała.
Layla wciąż nie mogła pozbyć się niejasnego wrażenia, że spogląda na kogoś innego
– obcego, nawet jeśli bez wątpienia miała przed sobą Isabeau.
– Co masz
na myśli? – zapytała, zanim zdążyła ugryźć się w język. – Isabeau… – zaczęła
raz jeszcze i zawahała się, bo coś w spojrzeniu kapłanki sprawiło, że
momentalnie straciła chęć do tego, żeby drążyć temat.
– To może
poczekać – wtrącił Rufus. Nie miała pewności, czy to przypadek, że zdecydował
się zmienić temat, czy może zrobił to specjalnie, by powstrzymać ją przed
prowokowaniem siostry, ale i tak była mu za to wdzięczna. – Nie żebym chciał
być uciążliwy – podjął pozornie spokojnym tonem naukowiec – ale tkwienie w środku
lasu nie jest w tym momencie najlepszą alternatywą.
– Ma rację.
Beau, amore, chodźmy do domu –
podchwyciła natychmiast Allegra. – Mówiłam poważnie o tym, że udzielę
schronienia każdemu, komu będę chciała. Nie wiem, co tutaj się dzieje, ale nie
podoba mi się to. Kristin, William, Irys i Lilianne też nie mają się czego
przy mnie obawiać – dodała, kiwając głową w stronę grupki nieśmiertelnych.
– W takim
razie idźcie, bo Will może nie mieć tyle czasu – rzuciła obojętnym tonem
Isabeau.
Miała
rację, jednak to nie ta kwestia wydała się Layli najbardziej niepokojąca. W tamtej
chwili istotniejsze było to, co wydawała się sugerować swoją wypowiedzią jej
siostra.
– Beau…
Wampirzyca
uciszyła ją spojrzeniem.
– Nie mam
ochoty na to, żeby wracać do domu – oznajmiła ze spokojem, tak lekkim tonem,
jakby dyskutowały na temat równie lekki i nic nieznaczący, co pogoda. – W zasadzie
nie chcę już niczego, co ma związek z tym miejscem.
– Chwila,
bo chyba się pogubiłem. – Layla aż wzdrygnęła się, kiedy pomiędzy nią a Allegrą
bezceremonialnie zmaterializował się Marco. – Co ty właściwie…?
– Jeszcze
nie wiem – przerwała mu rozdrażnionym tonem Isabeau – ale najpewniej zrobię to,
co powinnam była zrobić już dawno temu: odejdę.
Jej słowa zabrzmiały
lekko i beztrosko, zupełnie nie pasując do sensu, który nadała im
wampirzyca. Początkowo Layla nawet nie zwróciła uwagi na przekaz, mając
wrażenie, że Beau sobie żartuj albo że przynajmniej zwracała się do niej w jakimś
obcym, niezrozumiałym języku. Dopiero po chwili jej umysł zdecydował się jednak
przetworzyć to, co sugerowała siostra, jednak nawet wtedy nie poczuła się
gotowa na to, by przyjąć tę jedną kwestię do wiadomości.
– Co ty
mówisz? – wyrzuciła z siebie na wydechu, a przynajmniej próbowała, bo
jej głos okazał się niewiele głośniejszy od szeptu. Coś ścisnęło ją w gardle,
jednak nawet wtedy nie pozwoliła sobie na to, żeby zamilknąć, nie wyobrażając
sobie milczenia w takiej
sytuacji. – Przecież ty nie możesz tak po prostu…
– Nikt nie
będzie mi mówił, co mogę, a czego nie mogę robić!
Aż wzdrygnęła
się, co najmniej oszołomiona tym, że Isabeau jak na zawołanie podniosła głos.
Postać nieśmiertelnej zamazała się na ułamek sekundy, kiedy dziewczyna skoczyła
w stronę Layli, stając tak blisko, że ta poczuła jej oddech na policzku.
Po raz kolejny naszła ją niepokojąca chęć, żeby się od siostry odsunąć, chociaż
z porem powtarzała sobie, że to nie ma sensu. Potrafiła sobie wyobrazić
naprawdę wiele, zwłaszcza kiedy w grę wchodziła podenerwowana Beau, jednak
w takim stanie nie sądziła, by wampirzyca mogła ją zaatakować.
Nie, to
zdecydowanie nie wchodziło w grę.
– Nie to
miałam… – zaczęła, chcąc pośpiesznie się zreflektować, wampirzyca jednak nie
dała jej po temu okazji.
– Bez znaczenia
– stwierdziła zdecydowanym tonem. Layla skrzywiła się, przez ułamek sekundy
czując się tak, jakby ktoś próbował ją uderzyć. – Postawmy sprawę jasno: nic
już mnie tutaj nie trzyma. Przestańcie spoglądać na mnie tak, jakbyście
sądzili, że jestem słaba, bo nieprawda. To, co działo się ze mną w ostatnim
czasie… Ale to jest przeszłość – oznajmiła zdecydowanym tonem głosu. Jeszcze
kiedy mówiła, ujęła obrączkę, zdobiącą jeden z palców jej dłoni, po czym z lekkością
zsunęła ją, by móc wcisnąć w rękę zaskoczonej Layli. – Oddaj to mojemu mężowi, gdybyście się widzieli…
Och, albo najlepiej Claudii. Zaoszczędzą na biżuterii – zadrwiła.
– Isabeau…
Wampirzyca
gniewnie mrużyła oczy.
– Co
takiego? – zapytała, potrząsając z niedowierzaniem głową. – To nie jest moja
decyzja. Podjęli ją za mnie, a skoro tak… Ale to nigdy nie było życie dla
mnie, Lay. Tak naprawdę nigdy nie powinnam była tutaj wrócić – stwierdziła i zaśmiała
się cicho, w całkowicie pozbawiony wesołości sposób. – Powinnam się już do
tego przyzwyczaić. Każda z moich decyzji prędzej czy później okazywała się
błędem, jeśli tylko w grę wchodziły uczucia i… Nie, nie przerywaj mi! A skoro
już musisz, to podaj mi przykład chociaż jednej, jedynej rzeczy z której
mogę być dumna.
– Twoje
dzieci – wypaliła natychmiast Layla. – Aldero i Cammy to nie rzeczy, ale
tak jest lepiej. Są znacznie ważniejsi, zwłaszcza dla ciebie, Beau… Poza tym
masz mnie – dodała z naciskiem. – Nas.
– Moje
dzieci… – Isabeau westchnęła cicho. – Dzieci, których ojcem jest jedyna osoba,
która tak naprawdę na mnie zasłużyła. Czy to nie ironiczne, Lay? Drake nigdy
mnie nie zdradził.
– Drake
zabił twojego brata.
Dopiero po
chwili dotarło do niej, że być może posunęła się za daleko, ale już nie miała sposobności
do tego, żeby cokolwiek zmienić. Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, jak
zareagować i co powiedzieć, Beau przemieściła się, popychając ją do tyłu i bez
jakiegokolwiek ostrzeżenia zaciskając dłoń na jej gardle.
– Nie
wypowiadaj się na tematy o których nie masz pojęcia! – syknęła gniewnie, a jej
oczy na powrót zalśniły czerwienią. Zmiana w jej nastroju dosłownie
oszołomiła Laylę, bardziej spektakularna i kontrolowana niż to, czego nie
raz doświadczała ze strony Rufusa. – To nigdy nie była wina Drake’a,
rozumiesz?! W dniu jego śmierci… Zabiłam miłość życia, chociaż tak naprawdę
nigdy nie musiało do tego dojść! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego,
co to oznacza? To, co spotkało Aldero…
Urwała
gwałtownie, w zamian koncentrując uwagę na Rufusie, który bezceremonialnie
zdecydował się ją odsunąć. Layla jęknęła, kiedy uścisk palców Beau zelżał, a ona
mogła nabrać tchu, jednak nie to wydało jej się w tamtej chwili
najistotniejsze. Nawet się nie skrzywiła, ignorując narastający w piersiach
kaszel; w oszołomieniu spojrzała kolejno na męża, a zaraz po tym na
siostrę, która błyskawicznie oswobodziła się z uścisku wampira,
materializując się w bezpiecznej odległości.
– Nigdy
więcej… – zaczął Rufus, ale wampirzyca nie dała mu dojść do słowa, nagle
wybuchając zimnym, pozbawionym wesołości śmiechem.
– Nie
udawaj, że jesteś aż taki troskliwy. Oboje wiemy, że najchętniej rzuciłbyś mi
się do gardła – stwierdziła i wymownie wywróciła oczami. – Będę robiła to,
co tylko uznam za słuszne. Nie powstrzymujcie mnie, a wtedy nie będę
musiała… robić takich rzeczy – dodała, potrząsając z niedowierzaniem
głową. – Sęk w tym, że relacje między mną a Drake’m zawsze były
proste, wręcz oczywiste. Kochaliśmy się i nienawidziliśmy wzajemnie,
gotowi pozabijać, ale… Och, nawet to było oczywiste! On nigdy mnie nie
zdradził, ale to już nie ma i nigdy więcej nie będzie miało znaczenia.
Jeszcze kiedy
mówiła, przemieściła się, przybierając pozycję gotową do ataku. Roziskrzonymi,
rubinowymi tęczówkami wodziła na prawo i lewo, szukając potencjalnego
przeciwnika albo ofiary, chociaż do Layli wciąż nie docierało to, że jej
siostra mogłaby posunąć się aż tak daleko. Czuła, że zaczyna brakować jej tchu,
a odezwanie się chociaż słowem zaczęło nagle jawić się jako coś
niemożliwego, co w najmniejszym wypadku nie miało racji bytu.
– Isabeau…
– jęknęła, ta jednak najwyraźniej nie zamierzała wchodzić w jakiekolwiek
głębsze dyskusje.
– Dla
własnego dobra, po prostu dajcie wy mi wszyscy święty spokój – rzuciła chłodno.
Zaraz po
tym jak gdyby nigdy nic odwróciła się na pięcie, by w ułamek sekundy
później zaniknąć pomiędzy drzewami. Nikt nawet nie ruszył się z miejsca,
trwając w bezruchu i ciszy, która nagle zapadła, wydając się aż do
tego stopnia przenikliwą, że wręcz wydawała się dzwonić w uszach.
Layla
jęknęła, po czym ciężko oparła się plecami o korę najbliższego drzewa,
zsuwając się po niej do pozycji siedzącej. Usłyszała aż nazbyt znajomy dźwięk i chociaż
nie była pewna tego, czy postępuje słusznie, pośpiesznie wyjęła telefon z kieszeni
jeansów. Dłonie jej drżały, kiedy uniosła komórkę, decydując się jednak odebrać
i w pośpiechu wyrzucić kilak istotnych słów, zanim jej rozmówca w ogóle
zdążyłby się odezwać:
– Gabriel?
– wyszeptała drżącym głosem, czując, że coś ściska ją w gardle,
pozbawiając tchu. – Braciszku, ona to zrobiła… Nasza siostra właśnie zrzekła się
człowieczeństwa.
Hej :3 Niby powinnam wszystko skomentować w jednym komentarzu, ale po prostu wiem, że zapomnę co się działo i się skupie na tym co było w ostatnim rozdziale, więc skomentuje każdy po kolei. Ale żeby nie przedłużając wracam do rozdziału...:)
OdpowiedzUsuńCałkowicie rozumiem postępowanie Isabeau, poczuła się zdradzona i miała prawo do tego, żeby się pozbyć człowieczeństwa. Ale jednak mimo wszystko nawet jedna, krótszy rozmowa mogłaby wiele zmienić. Chociaż nie wiem czy mogłaby się dostać do Rezydencji, skoro Claudia wydała rozkazy, aby złapać/zabić nowe wampiry mogłaby mieć nieco trudności. Ale to w końcu Beau, ona zrobi tak jak uważa. Szkoda mi jej strasznie, bo znowu dostaje po tyłku chociaż nie zasłużyła. Najwyraźniej każde dobre postacie tak mają ;_;
Myślałam, że z nimi pójdzie do domu, ale nie. Chyba nie powinnam być zaskoczona jej decyzja. Miała prawo do tego, aby tak zrobić. Jestem ciekawa co będzie dalej:) Lece czytać następne rozdziały, obym dostała odpowiedzi. :p
Gabi^_^