Renesmee
W milczeniu wyszliśmy przed
kawiarnię. Castiel otworzył przede mną drzwi, przytrzymując je, kiedy
przechodziłam, co sprawiło, że z miejsca zarumieniłam się jak piwonia.
Krótko skinęłam głową mu głową, wciąż nieprzyzwyczajona do tego, że ktokolwiek
mógłby traktować mnie z taką klasą, prawie jak księżniczkę, którą
zdecydowanie nie byłam. Nawet u Gabriela takie zachowanie niejednokrotnie
takie zachowanie mnie peszyło, co bynajmniej nie zrażało mojego męża przed
traktowaniem mnie w wyszukany sposób. W jego przypadku w grę
wchodziło przede wszystkim wychowanie – mężczyźni starej daty tacy jak on,
Dimitr czy Rufus postępowali w ten sposób już z przyzwyczajenia,
uznając szacunek do kobiety jako oczywistość – ale ktoś tak młody jak Castiel
bez wątpienia robił pod tym względem wrażenie.
Przez myśl po
raz kolejny przeszło mi, że to dziwne, by ktoś taki jak on był sam, ale
zdecydowałam się tego nie komentować. W zamian z wolna ruszyłam w stronę
swojego samochodu, dopiero po chwili uprzytomniając sobie, że mógł pojawić się
niewielki problem w postaci aut, skoro mieliśmy gdziekolwiek pojechać.
Wszystko wskazywało na to, że musiałam zdać się na zdolności dowódcze mojego
towarzysza, podążając za nim swoim autem, chociaż wciąż nie byłam pewna czy to
dobrze, czy źle. Ze szczęściem Castiela zawsze mogło skończyć się tak, że po
raz kolejny zabraknie mu paliwa, chociaż wolałam nie zakładać najgorszego.
– Pojadę za
tobą – zaproponowałam, odwracając się w jego stronę.
Nie otrzymałam
odpowiedzi, przynajmniej nie tak szybko, jak mogłabym tego oczekiwać. W zamian
przekonałam się, że Castiel spoglądał na mój samochód z miną sugerującą,
że nie tylko niedowierzał własnym oczom, ale przede wszystkim był bardzo
zadowolony z tego, co zobaczył.
– Czy to
jest lexus? – zapytał mnie w końcu, a ja wywróciłam oczami, słysząc
aż nazbyt znajomą, charakterystyczną nutę, którą nie raz miałam okazję
wychwycić podczas licznych rozmów moich bliskich na temat motoryzacji. Mogłam
przewidzieć, że z łatwością trafię na kolejnego pasjonata.
– Hm…
Możliwe – rzuciłam wymijającym tonem, mimowolnie uśmiechając się pod nosem, co
bez wątpienia popsuło efekt.
Podświadomie
wiedziałam, że tata nie będzie palił się do tego, żeby szybko użyczyć mi swój samochód,
zwłaszcza po tym, jak skończył się mój ostatni wyjazd na miasto. Aktualnie nie
miałam pod ręką Rufusa, by ponarzekać na to, jak wytrącił mnie z równowagi,
przez co omal nie wypadłam z drogi, ale jakby nie patrzeć, w każdej
sytuacji można było znaleźć jakieś plusy. Jednym był chociażby pretekst do
kupna własnego samochodu, co zresztą skrupulatnie wykorzystałam, by choć na
moment zająć uwagę Gabriela, kiedy ten snuł się po dom, zamartwiając stanem
Isabeau. Początkowo nie był zachwycony czymś tak błahym jak zakupy, ale długo
nie potrafił mi odmawiać, nie wspominając o tym, że mało który facet nie
byłby zaciekawiony wspólną wycieczką do salonu samochodowego.
Jakkolwiek
by nie było, auto było nowe i drogie, co zresztą było do przewidzenia. Mój
mąż nigdy nie widział problemu z wydawaniem pieniędzy, zwłaszcza kiedy w grę
wchodziłam ja albo którekolwiek z naszych dzieci. Musiało stanąć na tym co
najlepsze i chociaż zwykle nie byłam zachwycona drogimi prezentami, w przypadku
wyboru auta sprawy miały się zgoła inaczej. Jakby nie patrzeć od dziecka
wychowałam się pośród wampirów, które przejawiały wyjątkowe zamiłowanie do
drogich pojazdów i szybkiej jazdy. Ostatecznie pasja udzieliła się również
mnie, a gdyby nie to, że mój nastrój wciąż pozostawiał wiele do życzenia,
bez wątpienia promieniałabym z radości.
Spojrzałam
na Castiela, a na moich ustach z wolna pojawił się zdawkowy, niewinny
uśmiech. Podjęcie decyzji zajęło mi zaledwie ułamek sekundy, dlatego sięgnęłam do
torebki, by mój wyszukać kluczyki.
– Chcesz
poprowadzić? – zaryzykowałam, chociaż odpowiedź wydawała mi się aż nazbyt
oczywista, zwłaszcza kiedy mój towarzysz spojrzał na mnie tak, jakby wciąż niedowierzał
temu, że mogłabym mówić poważnie.
– Żartujesz
sobie? – zapytał z powątpiewaniem.
Wywróciłam
oczami, po czym podeszłam bliżej, zachęcająco wyciągając rękę w jego
stronę.
–
Absolutnie nie – zapewniłam pośpiesznie, wymownie unosząc brwi ku górze. –
Później wrócimy tutaj po twój samochód. O ile ci się nie śpieszy i nie
masz nic przeciwko…
– To nie
jest daleko – zapewnił mnie pośpiesznie. Dłużej nie musiałam zachęcać go do
tego, żeby zabrał kluczyki z mojej wyciągniętej dłoni, nieudolnie usiłując
maskować targające nim emocje. Gdybym musiała go opisać, powiedziałabym, że
sprawiał wrażenie dziecka, któremu ktoś właśnie powiedział, że gwiazdka w tym
roku wypada podwójnie. Przy okazji przypadkiem musnął palcami moja dłoń, a pomiędzy
jego brwiami jak na zawołanie pojawiła się pionowa zmarszczka. – Wszystko w porządku?
Wydajesz się… bardzo ciepła – przyznał, a ja jęknęłam w duchu.
– To przez
czekoladę – wyjaśniłam lakonicznie. Krótko skinęłam głową w stronę auta,
chcąc jak najszybciej zająć jego uwagę czymś innym. – Jedziemy? Jestem coraz
bardziej ciekawa tego domu.
Więcej nie
musiałam go zachęcać, co przyjęłam z ulgą. Zdążyłam odwyknąć od
konieczności ukrywania przed ludźmi swojej natury, a to mogło okazać się
niebezpieczne, tym bardziej, że od dawna nie miałam bliskiego kontaktu z jakimkolwiek
człowiekiem. Castiel na szczęście nie drążył tematu, najwyraźniej bardziej
zafascynowany perspektywą obejrzenia samochodu z bliska, a już zwłaszcza
zajęciem miejsca pasażera. Podobało mi się to, jak jego zielone oczy zabłysły,
zdradzając szczery entuzjazm. Taki właśnie przez cały ten czas mi się wydawał:
sympatyczny i szczery, co sprawiało, że czułam się przy nim bardzo
swobodnie.
Wyczułam
jego początkowe wahanie, kiedy przyszło do odpalenia silnika, to jednak
zniknęło z chwilą, w której przekręcił kluczyki w stacyjce. Dla
zachowania pozorów zapięłam pasy, rozsiadając się na miejscu pasażera i na
ułamek sekundy wtulając twarz w skórzaną tapicerkę. Mimowolnie
uśmiechnęłam się, wciąż będąc w stanie wyczuć charakterystyczny, słodki
zapach Gabriela, co sprawiło, że poczułam się o wiele pewniej – i to
nawet pomimo tego, że znalazłam się w zamkniętym samochodzie sam na sam z jakimkolwiek
człowiekiem. Słyszałam przyśpieszone bicie serca Castiela, a zapach jego
krwi raz po raz drażnił moje gardło, jednak łatwo było mi o tym zapomnieć,
tym bardziej, że przed wyjściem z domu zadbałam o to, żeby napić się
krwi. Spokojnie, będzie dobrze. Żadnych
nieprzewidzianych wypadków, uspokoiłam się w duchu, koncentrując się na
tych kilku słowach i raz po raz przekonując samą siebie, że sprawa w rzeczywistości
jest aż taka prosta. Do tej pory radziłam sobie świetnie, Castiel zresztą nie
sprawiał wrażenia kogoś kogo mogłabym uznać za potencjalny obiad – i to
nawet pomimo tego, że Gabriel z pewnością nie miałby nic przeciwko.
Ostrożnie ułożyłam
torebkę na tylnym siedzeniu, nie chcąc zaszkodzić czekoladowemu ciastu, które wzięłam
z myślą o Jocelyne. Sądziłam, że powinna być zadowolona albo że
przynajmniej uda mi się poprawić jej nastrój, chociaż nie byłam pewna, czy to
ma jakikolwiek sens. Na pewno zależało mi na tym, żeby Joce poczuła się jak
najbardziej swobodnie, nie wyobrażając sobie tego, bym mogła traktować ją
inaczej po tym, co powiedziała mi i Gabrielowi. Cokolwiek się z nią
działo, zdecydowanie nie miałam jej za wariatkę, a teraz w mojej
gestii leżało to, by jakkolwiek ją uspokoić. Ta jedna sprawa była dla mnie
priorytetem, przynajmniej na dobry początek, póki nie miało pojawić się
konkretne rozwiązanie. Wciąż nie miałam pojęcia na czym tak naprawdę stoimy, a skoro
tak…
Westchnęłam
w duchu, skupiona na tym, by za wszelką cenę zamaskować swoje faktyczne
emocje. Przeczesałam włosy palcami, po czym z nieco wymuszonym uśmiechem zerknęłam
na Castiela, mimowolnie zauważając, że zdążył już wymanewrować samochód na
głową drogę. Za oknem widziałam znajome budynki i uliczki, które nie raz
widywałam, kiedy przemieszczałam się przez Seattle. Co prawda miasto wciąż nie
było mi aż tak znajome jak Forks albo Miasto Nocy, ale powoli zaczynałam przywykać
do nowego stanu rzeczy. Gdybyśmy jeszcze znaleźli odpowiedni dom, by na powrót
się uniezależnić i poczuć tak, jakby wszystko było na swoim miejscu, wtedy
naprawdę poczułabym się szczęśliwa… A przynajmniej miałam nadzieję,
zresztą tak jak i na to, że właśnie tego brakowało Joce – kąta, który
byłby tylko i wyłącznie nasz oraz stabilizacji.
– Dom stoi
poza miastem, ale w innej dzielnicy niż ten, który zajmujesz z rodziną.
Wiem, że wkrótce zaczynasz studia, ale dojazd nie powinien być problematyczny. Z tego,
co się zorientowałem, chcecie spokoju, a to dość urokliwe miejsce – rzucił
pogodnym tonem Castiel.
– No,
proszę… Ładnie sobie plotkowaliście na mój temat z Carlisle’m, kiedy
wyszłam – zauważyłam zaczepnym tonem, co najmniej zaskoczona tym, jak wiele
zdążył się dowiedzieć.
– Mam swoje
sposoby. – Mrugnął do mnie porozumiewawczo, po czym na powrót skupił się na
drodze. – Martwi cię to?
– Ależ skąd
– zapewniłam pośpiesznie. – Nie wyglądasz mi na stalkera, wiesz? – dodałam, a on
roześmiał się serdecznie.
– Skąd ta
pewność? Z tego, co mi wiadomo, tacy wyglądają naprawdę niepozornie… To
część kamuflażu: wizerunek miłego gościa zawsze się sprawdza – uświadomił mnie
konspiracyjnym szeptem.
Wywróciłam
oczami, ledwo będąc w stanie powstrzymać się od uśmiechu. Czasami nie
rozumiałam jego poczucia humoru, chociaż nie mogłam zaprzeczyć, że w toku
jego rozumowania coś jednak było. Co prawda nie byłam stalkerem, ale pół-wampirem,
co chyba mogło podchodzić pod kategorię „morderca”. Nie sądziłam, żeby Castiel
spoglądał na mnie jak na kogoś, kto mógł nabrać ochoty na to, by wgryźć mu się w tętnicę,
niemniej gdyby poznał prawdę…
Uciekłam
wzrokiem gdzieś w bok, chociaż bynajmniej nie dlatego, że nagle zapragnęłam
go zaatakować. Chociaż wszystko wydawało się być w zupełnym porządku, coś
sprawiło, że poczułam się naprawdę dziwnie – i to pomimo tego, że nie
potrafiłam w żaden sensowny sposób tego wytłumaczyć, a jakiekolwiek
złe samopoczucie przy Castielu wydawało się czymś, co nie powinno mieć racji
bytu. Pośpiesznie zrzuciłam to na przewrażliwienie oraz to, że myślami wciąż byłam
przy Jocelyne, w zamian stanowczo nakazując sobie to, by w końcu się
rozluźnić.
Teraz ważna
była ta chwila i dom, który miałam obejrzeć.
Dom, który
– być może – wkrótce miał zostać mój i Gabriela.
– Mówiłem,
że to nic specjalnego. Pomyślałem sobie, że mogłabyś być zainteresowana, ale…
Nessie?
Castiel
urwał, po czy spojrzał na mnie wyczekująco. Bez wątpienia powinnam była mu
odpowiedzieć, ale nie zdołałam wykrztusić z siebie nawet słowa, zbyt
przejęta miejscem, w którym się znajdowałam. Niewiele myśląc rozpięłam
pasy i wyślizgnęłam się na zewnątrz, ledwo tylko samochód stanął. Chyba
jedynie cudem wciąż pamiętałam o tym, że jestem w towarzystwie
człowieka i powinnam pamiętać o tym, że mój towarzysz nie zdawał
sobie sprawy z tego, że dysponowałam jakimikolwiek wyjątkowymi
zdolnościami. Gdybym nagle rzuciła się do biegu, pokonując kilka ładnych metrów
w zaledwie ułamek sekundy, wtedy wszyscy moglibyśmy mieć problem.
Czy on
sobie ze mnie żartował? Słuchałam jego słów i nie wierzyłam, tym bardziej,
że budynku, który ukazał się moim oczom, zdecydowanie nie opisałabym słowami „nic
specjalnego”. Serce zabiło mi szybciej, zdradzając ekscytację i całą
mieszankę skrajnych emocji, których nawet nie próbowałam opanowywać. Zrobiłam
kilka pośpiesznych kroków naprzód, zanim przypomniałam sobie o tym, że
powinnam zaczekać na Castiela. Kiedy na moment obejrzałam się przez ramię,
przekonałam się, że obserwował mnie z zaciekawieniem i swego rodzaju
fascynacją, szczerząc się w uśmiechu. Lubiłam, kiedy tak robił, bo wtedy cała
jego twarz promieniała, a oczy lśniły intensywniej niż zwykle, przywodząc
na myśl dwa szmaragdy.
– Chyba
niepotrzebnie się produkuję – stwierdził pogodnym tonem Castiel, lekko
przekrzywiając głowę, jakby spojrzenie na mnie pod innym kątem mogło pozwolić
mu zrozumieć moją reakcję. – Mam wrażenie, że już mogę zamawiać notariusza.
Prychnęłam,
potrząsając z niedowierzaniem głową i wciąż nie będąc w stanie
dojść do siebie. Moje spojrzenie samo wydawało się kierować ku domowi, który z powodzeniem
mogłabym uznać za spełnienie wszelakich kryteriów, którymi kierowałam się,
kiedy wybierałam kolejne oferty tych mieszkań, które do tej pory miałam okazję
obejrzeć. Żaden nie satysfakcjonował mnie tak, jak dom, który zostawiliśmy w Mieście
Nocy i który już zawsze miał być jedynym, prawdziwym ideałem, ale to, co
zaprezentował mi Castiel, bez wątpienia było doskonałe – przynajmniej na
pierwszy rzut oka.
Budynek nie
był duży – zaledwie piętrowy – to jednak wydało mi się idealne, by pomieścić naszą
czwórkę i zapewnić swobodę ewentualnym gościom. Mimowolnie pomyślałam o Alessi
i o tym, że nie wyobrażałam sobie tego, żeby prędzej czy później nie
pojawiła się w Seattle z wizytą. Tęskniłam za nią, nawet jeśli
doskonale rozumiałam to, że zdecydowała się przenieść do Lille, by być bliżej
Ariela. Nie zamierzałam zatrzymywać któregokolwiek z moich dzieci, zresztą
brałam pod uwagę to, że prędzej czy później mogliśmy zostać sami z Joce.
Damien też był już dorosły, poza tym miał ambitne plany, które kiedyś musiały
doprowadzić do tego, żeby zechciał nas zostawić. Bała się tego, zwłaszcza
pustki, której mogłabym doświadczyć, jednak coś w widoku domu Castiela
podziałało na mnie kojąco – bo wydawał się idealny nawet dla dwójki, gdyby
zaszła taka potrzeba.
Miejsce,
które zaprezentował mi mój towarzysz, leżało w znacznym oddaleniu od
miasta, co jak najbardziej było mi na rękę. Okolica okazała się zielona,
odludna i cicha, a pomijając kilka mijanych bo drodze domków, ten
wydawał się jedną z nielicznych zabudów w okolicy. Sam budynek
znacznie różnił się od tego, który zajmowaliśmy z mężem w Mieście
Nocy, bardziej nowoczesny i prostokątny. Z miejsca przypadła mi do
gustu delikatna szarość elewacji oraz duże, liczne okna, która przypominały mi
styl, który preferowała moja rodzina. Wiedziałam, że zastąpienie niektórych zewnętrznych
ścian szkłem sprawiało, że wnętrza wydawały się jaśniejsze i bardziej
przestronne, to zaś sprawiło, że moja wyobraźnia z miejsca zaczęła
działać. Aż rwałam się do tego, żeby wejść do środka i przekonać się, czy
wystrój wnętrza, który przyszedł mi na myśl, w ogóle ma racje bytu.
Zamierzałam poprosić o pomoc Alice, nie mając najmniejszych wątpliwości co
do tego, że wampirzyca bez chwili wahania rzuci wszystko, byleby tylko pomóc mi
w przystosowaniu miejsca, które – och, tak, czułam to! – wydawało się
wręcz prosić o to, żeby w nim zamieszkać.
Chyba
właśnie tego potrzebowałam – tego oraz możliwości oderwania się od
rzeczywistości. Mieszkanie z bliskimi nie było niczym złym, a ja nie
czułam potrzeby, by gdziekolwiek się przenosić z powodu atmosfery, która
panowała w domu Cullenów. To było coś innego i najzupełniej
naturalnego, tym bardziej, że już od dłuższego czasu cieszyliśmy się z Gabrielem
całkowitą samodzielnością. W efekcie tym trudniej było nam przyzwyczaić się
do obecności innych, ja zaś podświadomie pragnęłam tego, by wszystko wróciło do
normy. Jakaś cząstka mnie chciała powrotu do Miasta Nocy, ale skoro ta możliwość
nie wchodziła w grę, musiałam znaleźć inne rozwiązanie.
Bez chwili
wahania wyjęłam telefon, by móc zrobić zdjęcie. Pośpiesznie zrobiona fotka nie
oddawała pełnego uroku budynku i okolicy, ale i tak zdecydowałam się wysłać
obraz Gabrielowi, coraz bardziej podekscytowana tym, że w końcu się udało.
Castiel chyba nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, ale prawda była taka,
że spadł nam z nieba – i to dosłownie.
Na reakcję
nie musiałam czekać długo. Moja komórka prawie natychmiast rozdzwoniła się, a wyświetlacz
zmienił na zdjęcie Gabriela z gitarą. Uśmiechnęłam się pod nosem i odebrałam,
ledwo będąc w stanie powstrzymać się przed tym, by już na wstępie kazać
mężowi przyjechać.
– Gdzie
znalazłaś to cudo? – zapytał mnie już na wstępie mąż, nawet nie dając mi dojść
do słowa. Jego głos brzmiał normalnie, przynajmniej w teorii, bo wyczułam
wyraźną nutkę napięcia, która skutecznie dała mi do myślenia. – Nie
wspominałaś, że jedziesz oglądać jakiś dom,
mi amore – dodał, ale nie zabrzmiało to jak zarzut.
– Bo wciąż nie
miałam pewności, czy to to. Co sądzisz? – zapytałam wprost, a głos dosłownie
zadrżał mi z podekscytowania.
Gabriel
milczał przez dłuższą chwilę, wydając się nad czymś zastanawiać.
– Mówisz
tak, jakbym miał tutaj coś do powiedzenia. Brzmisz jak rusałka w środku
lata, chociaż… – Zamilkł, a potem zadał pytanie, którego najbardziej się
obawiałam: – Gdzie ty jesteś?
– Hm… Z Joce
wszystko w porządku? – zapytałam z braku lepszych pomysłów, nieudolnie
próbując zmienić temat.
Byłam w stanie
wyobrazić sobie, jak chłopak uśmiecha się pod nosem i wywraca oczami.
Nawet jeśli wciąż przejmował się Isabeau (byłam pewna, że tak jest – inaczej
nie byłby sobą), doskonale panował nad emocjami, jak zwykle na mój użytek będąc
w stanie sprawiać wrażenie równie spokojnego i entuzjastycznego, co i ja.
– Śpi –
zapewnił mnie, chociaż wcale nie poczułam się z tego powodu lepiej; to nie
brzmiałoby źle, gdyby nie to, że mieliśmy środek dnia. – Siedzę przy niej i na
razie wszystko jest w porządku. Nie chciała pozwolić, żebym gdziekolwiek
poszedł.
– To dobrze.
Powinna odpocząć – stwierdziłam, po czym z wolna skinęłam głową.
Po drugiej
stronie znowu zapadła cisza, dzięki czemu byłam w stanie usłyszeć
spokojny, miarowy oddech Jocelyne. Gabriel dał mi chwilę na zebranie myśli, po
czym zrobił to, czego mogłam się spodziewać, a więc powrócił do tematu,
którego mogłam się spodziewać:
– Nie
odpowiedziałaś na moje pytanie.
Wywróciłam
oczami. Wiedziałam, że nie będzie zadowolony, ale musiał jakoś to przełknąć.
Fakt, że siedział przy Joce, w pewnym sensie ułatwiał sprawę, tym
bardziej, że musiał przy niej zostać, żeby mogła odpocząć. Kontrolował jej sny i to
pomagało, a przynajmniej miałam nadzieję, że w razie potrzeby zdoła
wychwycić w jej aurze coś, co pozwoli nam rozwiązać zagadkę koszmarów,
które ją dręczyły…
O ile
oczywiście to jednak były sny, a nie… coś innego, co zresztą sugerowała nam
sama Jocelyne.
– Wiesz…
Pamiętasz jak Castiel wspominał, że może mieć dla nas dom? – zapytałam
niewinnym tonem, po czym nerwowo przygryzłam dolną wargę.
– Cholera –
wyrwało mu się, chociaż zwykle starał się unikać przekleństw podczas rozmowy ze
mną.
– Daj
spokój. To tylko dom – powiedziałam na wydechu, wymownie spoglądając w stronę
obserwującego mnie Castiela. Stał przy samochodzie, jakby od niechcenia
rozglądając się dookoła i starając się dać mi pełną swobodę podczas
rozmowy z mężem. – Bardzo ładny na dodatek.
– Och, tak,
to mogłem zobaczyć – zapewnił mnie. – Po tobie też to słuchać, ale…
Uniosłam
brwi.
– Tu jest
jakieś „ale”?
Gabriel
westchnął ciężko, wyraźnie rozdrażniony.
– W kwestii
domu? Nie. Ale nie podoba mi się, że jesteś z nim sama – stwierdził i przez
moment jego głos zabrzmiał tak, jakby ledwo tłumił warknięcie. – Wyślij mi
adres – poprosił, a ja parsknęłam.
– Miałeś
pilnować Joce – przypomniałam mu usłużnie. – No, Gabrielu, znowu jesteś o mnie
zazdrosny?
– Zawsze –
odpowiedział z rozbrajającą wręcz szczerością. – Zresztą nie o to
chodzi. Chciałbym zobaczyć dom, w którym mam zamieszkać z moją żoną.
Och, tak, na pewno!, pomyślałam z przekąsem,
ale nie powiedziałam tego na głos. Jego zachowanie niezmiennie mnie rozbrajało,
na swój sposób sprawiając mi przyjemność, chociaż wciąż miałam ochotę go udusić
za to, jak zachowywał się względem Castiela ostatnim razem.
– Wyślę,
kiedy sama go obejrzę. Możesz zabrać Joce i razem wrócimy do domu –
zaproponowałam.
– Mi amore…
– Też cię
kocham – przerwałam mu, po czym jak gdyby nic zdecydowałam się rozłączyć, nie
dając Gabrielowi czasu na jakiekolwiek protesty; to już i tak była forma
kompromisu, tym bardziej, że rozsądek podpowiadał mi, że mój mąż i Castiel
powinni spotykać się razem jak najrzadziej.
Usatysfakcjonowana,
pozwoli odwróciłam się w stronę mojego towarzysza. Na moich ustach
momentalni pojawił się promienny uśmiech, a ja po raz kolejny
skoncentrowałam się na domu i tym, że wkrótce mieliśmy wejść do środka.
– Pani
pozwoli – rzucił pogodnym tonem Castiel.
Dłużej nie
musiał mnie zachęcać.
Hej.:)
OdpowiedzUsuńGabriel jest naprawdę uroczy,kiedy robi się zazdrosny o swoją żonę. Całkowicie rozumiem to, że musi pokazać czyja Nessie jest, ale bez przesady. Castiel chyba jej nie zje, zresztą sam przyznał, że nie ugania się za mężatkami, ale ja szczerze mówiąc jakoś nie potrafię w to uwierzyć. Zaczynam go chyba lubić, ale nie chce nic mówić zanim go lepiej nie poznamy. Jak na razie wiem tyle, że jest po prostu miły, ale to ludzka rzecz. Książki nie ocenia się po okładce, a nie wiadomo co tak naprawdę skrywa Castiel. Bez powodu nie pojawia się u Ciebie żadna postać. Każda wnosi coś do opowiadania, jedna mniej, druga więcej, ale nie są w opowiadaniu bez większego powodu. ;]
Zazdrosny Gabriel<33 Słodki, naprawdę słodki. ;]
Gabi.