20 marca 2016

Sto czterdzieści osiem

Renesmee
W milczeniu wyszliśmy przed kawiarnię. Castiel otworzył przede mną drzwi, przytrzymując je, kiedy przechodziłam, co sprawiło, że z miejsca zarumieniłam się jak piwonia. Krótko skinęłam głową mu głową, wciąż nieprzyzwyczajona do tego, że ktokolwiek mógłby traktować mnie z taką klasą, prawie jak księżniczkę, którą zdecydowanie nie byłam. Nawet u Gabriela takie zachowanie niejednokrotnie takie zachowanie mnie peszyło, co bynajmniej nie zrażało mojego męża przed traktowaniem mnie w wyszukany sposób. W jego przypadku w grę wchodziło przede wszystkim wychowanie – mężczyźni starej daty tacy jak on, Dimitr czy Rufus postępowali w ten sposób już z przyzwyczajenia, uznając szacunek do kobiety jako oczywistość – ale ktoś tak młody jak Castiel bez wątpienia robił pod tym względem wrażenie.
Przez myśl po raz kolejny przeszło mi, że to dziwne, by ktoś taki jak on był sam, ale zdecydowałam się tego nie komentować. W zamian z wolna ruszyłam w stronę swojego samochodu, dopiero po chwili uprzytomniając sobie, że mógł pojawić się niewielki problem w postaci aut, skoro mieliśmy gdziekolwiek pojechać. Wszystko wskazywało na to, że musiałam zdać się na zdolności dowódcze mojego towarzysza, podążając za nim swoim autem, chociaż wciąż nie byłam pewna czy to dobrze, czy źle. Ze szczęściem Castiela zawsze mogło skończyć się tak, że po raz kolejny zabraknie mu paliwa, chociaż wolałam nie zakładać najgorszego.
– Pojadę za tobą – zaproponowałam, odwracając się w jego stronę.
Nie otrzymałam odpowiedzi, przynajmniej nie tak szybko, jak mogłabym tego oczekiwać. W zamian przekonałam się, że Castiel spoglądał na mój samochód z miną sugerującą, że nie tylko niedowierzał własnym oczom, ale przede wszystkim był bardzo zadowolony z tego, co zobaczył.
– Czy to jest lexus? – zapytał mnie w końcu, a ja wywróciłam oczami, słysząc aż nazbyt znajomą, charakterystyczną nutę, którą nie raz miałam okazję wychwycić podczas licznych rozmów moich bliskich na temat motoryzacji. Mogłam przewidzieć, że z łatwością trafię na kolejnego pasjonata.
– Hm… Możliwe – rzuciłam wymijającym tonem, mimowolnie uśmiechając się pod nosem, co bez wątpienia popsuło efekt.
Podświadomie wiedziałam, że tata nie będzie palił się do tego, żeby szybko użyczyć mi swój samochód, zwłaszcza po tym, jak skończył się mój ostatni wyjazd na miasto. Aktualnie nie miałam pod ręką Rufusa, by ponarzekać na to, jak wytrącił mnie z równowagi, przez co omal nie wypadłam z drogi, ale jakby nie patrzeć, w każdej sytuacji można było znaleźć jakieś plusy. Jednym był chociażby pretekst do kupna własnego samochodu, co zresztą skrupulatnie wykorzystałam, by choć na moment zająć uwagę Gabriela, kiedy ten snuł się po dom, zamartwiając stanem Isabeau. Początkowo nie był zachwycony czymś tak błahym jak zakupy, ale długo nie potrafił mi odmawiać, nie wspominając o tym, że mało który facet nie byłby zaciekawiony wspólną wycieczką do salonu samochodowego.
Jakkolwiek by nie było, auto było nowe i drogie, co zresztą było do przewidzenia. Mój mąż nigdy nie widział problemu z wydawaniem pieniędzy, zwłaszcza kiedy w grę wchodziłam ja albo którekolwiek z naszych dzieci. Musiało stanąć na tym co najlepsze i chociaż zwykle nie byłam zachwycona drogimi prezentami, w przypadku wyboru auta sprawy miały się zgoła inaczej. Jakby nie patrzeć od dziecka wychowałam się pośród wampirów, które przejawiały wyjątkowe zamiłowanie do drogich pojazdów i szybkiej jazdy. Ostatecznie pasja udzieliła się również mnie, a gdyby nie to, że mój nastrój wciąż pozostawiał wiele do życzenia, bez wątpienia promieniałabym z radości.
Spojrzałam na Castiela, a na moich ustach z wolna pojawił się zdawkowy, niewinny uśmiech. Podjęcie decyzji zajęło mi zaledwie ułamek sekundy, dlatego sięgnęłam do torebki, by mój wyszukać kluczyki.
– Chcesz poprowadzić? – zaryzykowałam, chociaż odpowiedź wydawała mi się aż nazbyt oczywista, zwłaszcza kiedy mój towarzysz spojrzał na mnie tak, jakby wciąż niedowierzał temu, że mogłabym mówić poważnie.
– Żartujesz sobie? – zapytał z powątpiewaniem.
Wywróciłam oczami, po czym podeszłam bliżej, zachęcająco wyciągając rękę w jego stronę.
– Absolutnie nie – zapewniłam pośpiesznie, wymownie unosząc brwi ku górze. – Później wrócimy tutaj po twój samochód. O ile ci się nie śpieszy i nie masz nic przeciwko…
– To nie jest daleko – zapewnił mnie pośpiesznie. Dłużej nie musiałam zachęcać go do tego, żeby zabrał kluczyki z mojej wyciągniętej dłoni, nieudolnie usiłując maskować targające nim emocje. Gdybym musiała go opisać, powiedziałabym, że sprawiał wrażenie dziecka, któremu ktoś właśnie powiedział, że gwiazdka w tym roku wypada podwójnie. Przy okazji przypadkiem musnął palcami moja dłoń, a pomiędzy jego brwiami jak na zawołanie pojawiła się pionowa zmarszczka. – Wszystko w porządku? Wydajesz się… bardzo ciepła – przyznał, a ja jęknęłam w duchu.
– To przez czekoladę – wyjaśniłam lakonicznie. Krótko skinęłam głową w stronę auta, chcąc jak najszybciej zająć jego uwagę czymś innym. – Jedziemy? Jestem coraz bardziej ciekawa tego domu.
Więcej nie musiałam go zachęcać, co przyjęłam z ulgą. Zdążyłam odwyknąć od konieczności ukrywania przed ludźmi swojej natury, a to mogło okazać się niebezpieczne, tym bardziej, że od dawna nie miałam bliskiego kontaktu z jakimkolwiek człowiekiem. Castiel na szczęście nie drążył tematu, najwyraźniej bardziej zafascynowany perspektywą obejrzenia samochodu z bliska, a już zwłaszcza zajęciem miejsca pasażera. Podobało mi się to, jak jego zielone oczy zabłysły, zdradzając szczery entuzjazm. Taki właśnie przez cały ten czas mi się wydawał: sympatyczny i szczery, co sprawiało, że czułam się przy nim bardzo swobodnie.
Wyczułam jego początkowe wahanie, kiedy przyszło do odpalenia silnika, to jednak zniknęło z chwilą, w której przekręcił kluczyki w stacyjce. Dla zachowania pozorów zapięłam pasy, rozsiadając się na miejscu pasażera i na ułamek sekundy wtulając twarz w skórzaną tapicerkę. Mimowolnie uśmiechnęłam się, wciąż będąc w stanie wyczuć charakterystyczny, słodki zapach Gabriela, co sprawiło, że poczułam się o wiele pewniej – i to nawet pomimo tego, że znalazłam się w zamkniętym samochodzie sam na sam z jakimkolwiek człowiekiem. Słyszałam przyśpieszone bicie serca Castiela, a zapach jego krwi raz po raz drażnił moje gardło, jednak łatwo było mi o tym zapomnieć, tym bardziej, że przed wyjściem z domu zadbałam o to, żeby napić się krwi. Spokojnie, będzie dobrze. Żadnych nieprzewidzianych wypadków, uspokoiłam się w duchu, koncentrując się na tych kilku słowach i raz po raz przekonując samą siebie, że sprawa w rzeczywistości jest aż taka prosta. Do tej pory radziłam sobie świetnie, Castiel zresztą nie sprawiał wrażenia kogoś kogo mogłabym uznać za potencjalny obiad – i to nawet pomimo tego, że Gabriel z pewnością nie miałby nic przeciwko.
Ostrożnie ułożyłam torebkę na tylnym siedzeniu, nie chcąc zaszkodzić czekoladowemu ciastu, które wzięłam z myślą o Jocelyne. Sądziłam, że powinna być zadowolona albo że przynajmniej uda mi się poprawić jej nastrój, chociaż nie byłam pewna, czy to ma jakikolwiek sens. Na pewno zależało mi na tym, żeby Joce poczuła się jak najbardziej swobodnie, nie wyobrażając sobie tego, bym mogła traktować ją inaczej po tym, co powiedziała mi i Gabrielowi. Cokolwiek się z nią działo, zdecydowanie nie miałam jej za wariatkę, a teraz w mojej gestii leżało to, by jakkolwiek ją uspokoić. Ta jedna sprawa była dla mnie priorytetem, przynajmniej na dobry początek, póki nie miało pojawić się konkretne rozwiązanie. Wciąż nie miałam pojęcia na czym tak naprawdę stoimy, a skoro tak…
Westchnęłam w duchu, skupiona na tym, by za wszelką cenę zamaskować swoje faktyczne emocje. Przeczesałam włosy palcami, po czym z nieco wymuszonym uśmiechem zerknęłam na Castiela, mimowolnie zauważając, że zdążył już wymanewrować samochód na głową drogę. Za oknem widziałam znajome budynki i uliczki, które nie raz widywałam, kiedy przemieszczałam się przez Seattle. Co prawda miasto wciąż nie było mi aż tak znajome jak Forks albo Miasto Nocy, ale powoli zaczynałam przywykać do nowego stanu rzeczy. Gdybyśmy jeszcze znaleźli odpowiedni dom, by na powrót się uniezależnić i poczuć tak, jakby wszystko było na swoim miejscu, wtedy naprawdę poczułabym się szczęśliwa… A przynajmniej miałam nadzieję, zresztą tak jak i na to, że właśnie tego brakowało Joce – kąta, który byłby tylko i wyłącznie nasz oraz stabilizacji.
– Dom stoi poza miastem, ale w innej dzielnicy niż ten, który zajmujesz z rodziną. Wiem, że wkrótce zaczynasz studia, ale dojazd nie powinien być problematyczny. Z tego, co się zorientowałem, chcecie spokoju, a to dość urokliwe miejsce – rzucił pogodnym tonem Castiel.
– No, proszę… Ładnie sobie plotkowaliście na mój temat z Carlisle’m, kiedy wyszłam – zauważyłam zaczepnym tonem, co najmniej zaskoczona tym, jak wiele zdążył się dowiedzieć.
– Mam swoje sposoby. – Mrugnął do mnie porozumiewawczo, po czym na powrót skupił się na drodze. – Martwi cię to?
– Ależ skąd – zapewniłam pośpiesznie. – Nie wyglądasz mi na stalkera, wiesz? – dodałam, a on roześmiał się serdecznie.
– Skąd ta pewność? Z tego, co mi wiadomo, tacy wyglądają naprawdę niepozornie… To część kamuflażu: wizerunek miłego gościa zawsze się sprawdza – uświadomił mnie konspiracyjnym szeptem.
Wywróciłam oczami, ledwo będąc w stanie powstrzymać się od uśmiechu. Czasami nie rozumiałam jego poczucia humoru, chociaż nie mogłam zaprzeczyć, że w toku jego rozumowania coś jednak było. Co prawda nie byłam stalkerem, ale pół-wampirem, co chyba mogło podchodzić pod kategorię „morderca”. Nie sądziłam, żeby Castiel spoglądał na mnie jak na kogoś, kto mógł nabrać ochoty na to, by wgryźć mu się w tętnicę, niemniej gdyby poznał prawdę…
Uciekłam wzrokiem gdzieś w bok, chociaż bynajmniej nie dlatego, że nagle zapragnęłam go zaatakować. Chociaż wszystko wydawało się być w zupełnym porządku, coś sprawiło, że poczułam się naprawdę dziwnie – i to pomimo tego, że nie potrafiłam w żaden sensowny sposób tego wytłumaczyć, a jakiekolwiek złe samopoczucie przy Castielu wydawało się czymś, co nie powinno mieć racji bytu. Pośpiesznie zrzuciłam to na przewrażliwienie oraz to, że myślami wciąż byłam przy Jocelyne, w zamian stanowczo nakazując sobie to, by w końcu się rozluźnić.
Teraz ważna była ta chwila i dom, który miałam obejrzeć.
Dom, który – być może – wkrótce miał zostać mój i Gabriela.

– Mówiłem, że to nic specjalnego. Pomyślałem sobie, że mogłabyś być zainteresowana, ale… Nessie?
Castiel urwał, po czy spojrzał na mnie wyczekująco. Bez wątpienia powinnam była mu odpowiedzieć, ale nie zdołałam wykrztusić z siebie nawet słowa, zbyt przejęta miejscem, w którym się znajdowałam. Niewiele myśląc rozpięłam pasy i wyślizgnęłam się na zewnątrz, ledwo tylko samochód stanął. Chyba jedynie cudem wciąż pamiętałam o tym, że jestem w towarzystwie człowieka i powinnam pamiętać o tym, że mój towarzysz nie zdawał sobie sprawy z tego, że dysponowałam jakimikolwiek wyjątkowymi zdolnościami. Gdybym nagle rzuciła się do biegu, pokonując kilka ładnych metrów w zaledwie ułamek sekundy, wtedy wszyscy moglibyśmy mieć problem.
Czy on sobie ze mnie żartował? Słuchałam jego słów i nie wierzyłam, tym bardziej, że budynku, który ukazał się moim oczom, zdecydowanie nie opisałabym słowami „nic specjalnego”. Serce zabiło mi szybciej, zdradzając ekscytację i całą mieszankę skrajnych emocji, których nawet nie próbowałam opanowywać. Zrobiłam kilka pośpiesznych kroków naprzód, zanim przypomniałam sobie o tym, że powinnam zaczekać na Castiela. Kiedy na moment obejrzałam się przez ramię, przekonałam się, że obserwował mnie z zaciekawieniem i swego rodzaju fascynacją, szczerząc się w uśmiechu. Lubiłam, kiedy tak robił, bo wtedy cała jego twarz promieniała, a oczy lśniły intensywniej niż zwykle, przywodząc na myśl dwa szmaragdy.
– Chyba niepotrzebnie się produkuję – stwierdził pogodnym tonem Castiel, lekko przekrzywiając głowę, jakby spojrzenie na mnie pod innym kątem mogło pozwolić mu zrozumieć moją reakcję. – Mam wrażenie, że już mogę zamawiać notariusza.
Prychnęłam, potrząsając z niedowierzaniem głową i wciąż nie będąc w stanie dojść do siebie. Moje spojrzenie samo wydawało się kierować ku domowi, który z powodzeniem mogłabym uznać za spełnienie wszelakich kryteriów, którymi kierowałam się, kiedy wybierałam kolejne oferty tych mieszkań, które do tej pory miałam okazję obejrzeć. Żaden nie satysfakcjonował mnie tak, jak dom, który zostawiliśmy w Mieście Nocy i który już zawsze miał być jedynym, prawdziwym ideałem, ale to, co zaprezentował mi Castiel, bez wątpienia było doskonałe – przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Budynek nie był duży – zaledwie piętrowy – to jednak wydało mi się idealne, by pomieścić naszą czwórkę i zapewnić swobodę ewentualnym gościom. Mimowolnie pomyślałam o Alessi i o tym, że nie wyobrażałam sobie tego, żeby prędzej czy później nie pojawiła się w Seattle z wizytą. Tęskniłam za nią, nawet jeśli doskonale rozumiałam to, że zdecydowała się przenieść do Lille, by być bliżej Ariela. Nie zamierzałam zatrzymywać któregokolwiek z moich dzieci, zresztą brałam pod uwagę to, że prędzej czy później mogliśmy zostać sami z Joce. Damien też był już dorosły, poza tym miał ambitne plany, które kiedyś musiały doprowadzić do tego, żeby zechciał nas zostawić. Bała się tego, zwłaszcza pustki, której mogłabym doświadczyć, jednak coś w widoku domu Castiela podziałało na mnie kojąco – bo wydawał się idealny nawet dla dwójki, gdyby zaszła taka potrzeba.
Miejsce, które zaprezentował mi mój towarzysz, leżało w znacznym oddaleniu od miasta, co jak najbardziej było mi na rękę. Okolica okazała się zielona, odludna i cicha, a pomijając kilka mijanych bo drodze domków, ten wydawał się jedną z nielicznych zabudów w okolicy. Sam budynek znacznie różnił się od tego, który zajmowaliśmy z mężem w Mieście Nocy, bardziej nowoczesny i prostokątny. Z miejsca przypadła mi do gustu delikatna szarość elewacji oraz duże, liczne okna, która przypominały mi styl, który preferowała moja rodzina. Wiedziałam, że zastąpienie niektórych zewnętrznych ścian szkłem sprawiało, że wnętrza wydawały się jaśniejsze i bardziej przestronne, to zaś sprawiło, że moja wyobraźnia z miejsca zaczęła działać. Aż rwałam się do tego, żeby wejść do środka i przekonać się, czy wystrój wnętrza, który przyszedł mi na myśl, w ogóle ma racje bytu. Zamierzałam poprosić o pomoc Alice, nie mając najmniejszych wątpliwości co do tego, że wampirzyca bez chwili wahania rzuci wszystko, byleby tylko pomóc mi w przystosowaniu miejsca, które – och, tak, czułam to! – wydawało się wręcz prosić o to, żeby w nim zamieszkać.
Chyba właśnie tego potrzebowałam – tego oraz możliwości oderwania się od rzeczywistości. Mieszkanie z bliskimi nie było niczym złym, a ja nie czułam potrzeby, by gdziekolwiek się przenosić z powodu atmosfery, która panowała w domu Cullenów. To było coś innego i najzupełniej naturalnego, tym bardziej, że już od dłuższego czasu cieszyliśmy się z Gabrielem całkowitą samodzielnością. W efekcie tym trudniej było nam przyzwyczaić się do obecności innych, ja zaś podświadomie pragnęłam tego, by wszystko wróciło do normy. Jakaś cząstka mnie chciała powrotu do Miasta Nocy, ale skoro ta możliwość nie wchodziła w grę, musiałam znaleźć inne rozwiązanie.
Bez chwili wahania wyjęłam telefon, by móc zrobić zdjęcie. Pośpiesznie zrobiona fotka nie oddawała pełnego uroku budynku i okolicy, ale i tak zdecydowałam się wysłać obraz Gabrielowi, coraz bardziej podekscytowana tym, że w końcu się udało. Castiel chyba nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, ale prawda była taka, że spadł nam z nieba – i to dosłownie.
Na reakcję nie musiałam czekać długo. Moja komórka prawie natychmiast rozdzwoniła się, a wyświetlacz zmienił na zdjęcie Gabriela z gitarą. Uśmiechnęłam się pod nosem i odebrałam, ledwo będąc w stanie powstrzymać się przed tym, by już na wstępie kazać mężowi przyjechać.
– Gdzie znalazłaś to cudo? – zapytał mnie już na wstępie mąż, nawet nie dając mi dojść do słowa. Jego głos brzmiał normalnie, przynajmniej w teorii, bo wyczułam wyraźną nutkę napięcia, która skutecznie dała mi do myślenia. – Nie wspominałaś, że jedziesz oglądać jakiś dom, mi amore – dodał, ale nie zabrzmiało to jak zarzut.
– Bo wciąż nie miałam pewności, czy to to. Co sądzisz? – zapytałam wprost, a głos dosłownie zadrżał mi z podekscytowania.
Gabriel milczał przez dłuższą chwilę, wydając się nad czymś zastanawiać.
– Mówisz tak, jakbym miał tutaj coś do powiedzenia. Brzmisz jak rusałka w środku lata, chociaż… – Zamilkł, a potem zadał pytanie, którego najbardziej się obawiałam: – Gdzie ty jesteś?
– Hm… Z Joce wszystko w porządku? – zapytałam z braku lepszych pomysłów, nieudolnie próbując zmienić temat.
Byłam w stanie wyobrazić sobie, jak chłopak uśmiecha się pod nosem i wywraca oczami. Nawet jeśli wciąż przejmował się Isabeau (byłam pewna, że tak jest – inaczej nie byłby sobą), doskonale panował nad emocjami, jak zwykle na mój użytek będąc w stanie sprawiać wrażenie równie spokojnego i entuzjastycznego, co i ja.
– Śpi – zapewnił mnie, chociaż wcale nie poczułam się z tego powodu lepiej; to nie brzmiałoby źle, gdyby nie to, że mieliśmy środek dnia. – Siedzę przy niej i na razie wszystko jest w porządku. Nie chciała pozwolić, żebym gdziekolwiek poszedł.
– To dobrze. Powinna odpocząć – stwierdziłam, po czym z wolna skinęłam głową.
Po drugiej stronie znowu zapadła cisza, dzięki czemu byłam w stanie usłyszeć spokojny, miarowy oddech Jocelyne. Gabriel dał mi chwilę na zebranie myśli, po czym zrobił to, czego mogłam się spodziewać, a więc powrócił do tematu, którego mogłam się spodziewać:
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Wywróciłam oczami. Wiedziałam, że nie będzie zadowolony, ale musiał jakoś to przełknąć. Fakt, że siedział przy Joce, w pewnym sensie ułatwiał sprawę, tym bardziej, że musiał przy niej zostać, żeby mogła odpocząć. Kontrolował jej sny i to pomagało, a przynajmniej miałam nadzieję, że w razie potrzeby zdoła wychwycić w jej aurze coś, co pozwoli nam rozwiązać zagadkę koszmarów, które ją dręczyły…
O ile oczywiście to jednak były sny, a nie… coś innego, co zresztą sugerowała nam sama Jocelyne.
– Wiesz… Pamiętasz jak Castiel wspominał, że może mieć dla nas dom? – zapytałam niewinnym tonem, po czym nerwowo przygryzłam dolną wargę.
– Cholera – wyrwało mu się, chociaż zwykle starał się unikać przekleństw podczas rozmowy ze mną.
– Daj spokój. To tylko dom – powiedziałam na wydechu, wymownie spoglądając w stronę obserwującego mnie Castiela. Stał przy samochodzie, jakby od niechcenia rozglądając się dookoła i starając się dać mi pełną swobodę podczas rozmowy z mężem. – Bardzo ładny na dodatek.
– Och, tak, to mogłem zobaczyć – zapewnił mnie. – Po tobie też to słuchać, ale…
Uniosłam brwi.
– Tu jest jakieś „ale”?
Gabriel westchnął ciężko, wyraźnie rozdrażniony.
– W kwestii domu? Nie. Ale nie podoba mi się, że jesteś z nim sama – stwierdził i przez moment jego głos zabrzmiał tak, jakby ledwo tłumił warknięcie. – Wyślij mi adres – poprosił, a ja parsknęłam.
– Miałeś pilnować Joce – przypomniałam mu usłużnie. – No, Gabrielu, znowu jesteś o mnie zazdrosny?
– Zawsze – odpowiedział z rozbrajającą wręcz szczerością. – Zresztą nie o to chodzi. Chciałbym zobaczyć dom, w którym mam zamieszkać z moją żoną.
Och, tak, na pewno!, pomyślałam z przekąsem, ale nie powiedziałam tego na głos. Jego zachowanie niezmiennie mnie rozbrajało, na swój sposób sprawiając mi przyjemność, chociaż wciąż miałam ochotę go udusić za to, jak zachowywał się względem Castiela ostatnim razem.
– Wyślę, kiedy sama go obejrzę. Możesz zabrać Joce i razem wrócimy do domu – zaproponowałam.
Mi amore…
– Też cię kocham – przerwałam mu, po czym jak gdyby nic zdecydowałam się rozłączyć, nie dając Gabrielowi czasu na jakiekolwiek protesty; to już i tak była forma kompromisu, tym bardziej, że rozsądek podpowiadał mi, że mój mąż i Castiel powinni spotykać się razem jak najrzadziej.
Usatysfakcjonowana, pozwoli odwróciłam się w stronę mojego towarzysza. Na moich ustach momentalni pojawił się promienny uśmiech, a ja po raz kolejny skoncentrowałam się na domu i tym, że wkrótce mieliśmy wejść do środka.
– Pani pozwoli – rzucił pogodnym tonem Castiel.
Dłużej nie musiał mnie zachęcać.

1 komentarz:

  1. Hej.:)
    Gabriel jest naprawdę uroczy,kiedy robi się zazdrosny o swoją żonę. Całkowicie rozumiem to, że musi pokazać czyja Nessie jest, ale bez przesady. Castiel chyba jej nie zje, zresztą sam przyznał, że nie ugania się za mężatkami, ale ja szczerze mówiąc jakoś nie potrafię w to uwierzyć. Zaczynam go chyba lubić, ale nie chce nic mówić zanim go lepiej nie poznamy. Jak na razie wiem tyle, że jest po prostu miły, ale to ludzka rzecz. Książki nie ocenia się po okładce, a nie wiadomo co tak naprawdę skrywa Castiel. Bez powodu nie pojawia się u Ciebie żadna postać. Każda wnosi coś do opowiadania, jedna mniej, druga więcej, ale nie są w opowiadaniu bez większego powodu. ;]
    Zazdrosny Gabriel<33 Słodki, naprawdę słodki. ;]
    Gabi.

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa