Layla
– Chodźmy na spacer. Albo do
miasta, rozerwiesz się trochę. – Zamilkła, po czym spojrzała wyczekująco na
wpatrzoną w nią Isabeau. Siostra wpatrywała się w nią w co
najmniej dziwny, pozbawiony emocji sposób, sprawiając wrażenie chętnej wyśmiać
samą tylko propozycję wyjścia z bezpiecznego pokoju. – Isabeau…
– I co?
– przerwała jej natychmiast wampirzyca. Odrzuciła ciemne włosy na plecy, po czym
nieznacznie pokręciła głową. Jej błękitne oczy wydawały się ciemniejsze niż
zazwyczaj i bardzo, ale to bardzo poważne. – Pójdziemy do kawiarni
Michaela i będziemy udawać, że wszystko jest w jak największym
porządku? A może powinnam ubrać jakaś skąpą, seksowną sukienkę i poszukać
sobie… No, sama nie wiem, ale ktoś na pewno by się znalazł! – zadrwiła, po czym
nagle wyprostowała się niczym struna, wygodniej siadając na łóżku. – Hej, to
może być jakaś myśl! On świetnie bawi się z Claudią, więc ja pewnie też
pozuje się lepiej, jeśli zrobię z siebie dziwkę!
Layla
skrzywiła się, czując się trochę tak, jakby Beau próbowała ją uderzyć – i to
dosłownie. Przez ostatnie dni dosłownie stawała na głowie, na wszystkie sposoby
próbując jakkolwiek do siostry dotrzeć, byleby tylko ta choć na moment
przestała zachowywać się w… taki
sposób. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wcześniej widziała wampirzycę w takim
stanie, ale to wydawało się najmniej istotne, przynajmniej teoretycznie. Sęk w tym,
że Isabeau coraz bardziej irytowały jakiekolwiek próby pocieszenia, przez co
dotarcie do niej wydawało się graniczyć z cudem. Jakby tego było mało,
wszystko to, co mówiła dziewczyna, coraz częściej przyprawiało Laylę o dreszcze,
wzbudzając niepokój. Wampirzyca zawsze była sarkastyczna i zimna, ale w ostatnim
czasie wydawała się przechodzić samą siebie.
Wypuściła
powietrze ze świstem, szukając w głowie jakiejś sensownej odpowiedzi. Nie
jako jedyna próbowała pomóc Isabeau, czy to proponując jakieś sensowne formy
rozrywki, czy też po prostu będąc, kiedy miała wrażenie, że siostra tego
potrzebuje. Coś musiało być na rzeczy, bo nawet Rufus na swój pokrętny sposób
się starał, chociaż w jego przypadku sprowadzało się to przede wszystkim
do milczenia i unikania złośliwych uwag pod adresem Beau, nawet kiedy ta
zachowywała się w nieznośny sposób. Była jeszcze Allegra, która wydawała
się mieć największe szanse na to, by dotrzeć do córki, a Layla była gotowa
przysiąc, że matka pozostawała jedyną osobą, przy której Isabeau nie wstydziła
się płakać. Również to właśnie kapłanka była w stanie wpłynąć na
temperament Marco, który przynajmniej trzy razy na dobę musiał zacząć poważni
rozważać zalety wtargnięcia do Niebiańskiej Rezydencji, pozbawienia Dimitra
kilku istotnych części ciała, a na koniec zrównania budynku z ziemią,
niezależnie od możliwych konsekwencji. W takich momentach zaczynała
doceniać to, że Gabriel wciąż pozostawał w Seattle, w kilku krótkich
rozmowach, na które się zdecydowała, wspominając o tym, że mieli z Nessie
problemy z Jocelyne. To też ją zmartwiło, ale brat – najpewniej w odwecie
za jej próby unikania tematu – nie zamierzał wnikać w szczegóły, woląc dla
siebie zachować to, co działo się z jego córką.
No cóż,
mogło być i tak, bo Layla jakoś nie miała złudzeń co do tego, że gdyby
Gabriel pojawił się w Mieście Nocy i ocenił sytuację, najpewniej
pierwszy raz od dawna okazałby się wyjątkowo zgodny z Marco – a to
byłoby bardzo, ale to bardzo niedobre dla Dimitra.
– Nie to
miałam na myśli – powiedziała na wydechu, korzystając z tego, że Isabeau w końcu
zamilkła, ciężko opadając na materac i ukrywając twarz w dłoniach.
Oddechu miała przyśpieszony i płytki, co najmniej tak, jakby właśnie
została zmuszona do przebiegnięcia maratonu. – Możemy porobić coś innego, Beau.
Posiedzimy w domu, włączymy jakiś film…
– Komedię
romantyczną?
Zacisnęła
usta, w duchu modląc się o odrobinę cierpliwości.
– Co
będziesz chciała – zadecydowała w końcu. – To może być nawet jeden z tych
idiotycznych horrorów, gdzie krew leje się litrami, a bohaterowie potykają
się o poodcinane części ciała. Cokolwiek
– dodała z naciskiem, chociaż to zachodziło na desperację; chociaż była
wampirzycą, oglądanie takich scen zwykle było ponad jej nerwy.
– Jakie to
miłe z twojej strony – mruknęła z przekąsem Isabeau, wywracając
oczami.
Jej głos
wciąż brzmiał inaczej niż zwykle, przytłumiony i… jakby odległy, chociaż Layla
starała się nie zwracać na to uwagi, w zamian woląc skupiać się na próbach
zmuszenia Isabeau do normalnego funkcjonowania. Chciała z nią rozmawiać
albo przynajmniej zachęcić do tego, żeby przestała czuć się po domu niczym
cień, przez większość czasu kryjąc się w pokoju. Takie zachowanie byłoby w stylu
Rufusa, chociaż w przypadku naukowca pociąg do samotności był czymś w pełni
naturalnym, a nie efektem szoku, którego doświadczyła Beau. Jakkolwiek by
nie było, Lay była pewna, że odcinanie się od świata stanowiło najgorsze z możliwych
rozwiązań dla jej siostry, nawet jeśli ta wydawała się mieć na tę kwestię
zupełnie odmienny pogląd.
Spojrzała
na Beau wyczekująco, ta jednak uparcie milczała, udając zainteresowaną jakimś
bliżej nieokreślonym punktem przestrzeni. Layla zaczynała szczerze nienawidzić
momentów, w których wampirzyca zachowywała się w ten sposób, bo ta
obojętność i przeciągająca cisza wydawały się gorsze od krzyku. Chyba
nawet to by wolała – wściekłą Isabeau, która miotałaby się na prawo i lewo,
wyklinając, rzucając przedmiotami i sprawiając wrażenie chętnej rozszarpać
na kawałeczki pierwszą osobę, która wpadłaby jej w ręce. Tak byłoby
lepiej, a Lay chyba nawet po cichu liczyła na to, że jej siostra nie
wytrzyma i pójdzie zobaczyć się z Dimitrem, przy okazji być może
wydrapując oczy Claudii, gdyby ta napatoczyła się po drodze. Jakakolwiek forma
działania wydawała się lepsza od bierności, zwłaszcza gdyby niosła ze sobą
jakąkolwiek formę uczuć. Właśnie tych brakowało jej, kiedy obserwowała Isabeau,
czekając i przekonując samą siebie, że wszystko jest w najzupełniejszym
porządku, a jej siostra…
– Sis? – zaryzykowała, ta jednak w odpowiedzi
jedynie energicznie potrząsnęła głową.
– Nie,
dzięki – oznajmiła z rezerwą. – Dobrze mi tutaj, Lay. Nie zmuszaj mnie do
czegoś na co nie mam ochoty.
– Ale…
Isabeau
gwałtownie poderwała głowę, jednak decydując się spojrzeć w jej stronę. W normalnym
wypadku Layla uznałaby to za formę progresu, ale zdecydowanie nie to przyszło
jej do głowy, kiedy siostra dosłownie spiorunowała ją wzrokiem. Zastygła w bezruchu,
nagle oszołomiona i co najmniej skonsternowana wyrazem twarzy siostry, a już
zwłaszcza tym, co jak na zawołanie podsunęła jej intuicja. Instynktownie
napięła mięśnie, czując coraz silniejszą potrzebę wycofania się i obrony,
chociaż zwłaszcza ta druga kwestia wydawała się czymś niedorzecznym. Co więcej,
chociaż spoglądała w oczy Beau i te były po prostu niebieskie, przez
ułamek sekundy miała nieodparte wrażenie, że dostrzega w nich znajome,
czerwone błyski.
Wyjdź!
Zacisnęła
dłonie w pięści, decydując się nawet słowem nie komentować mentalnego
rozkazu, który rozbrzmiał w jej umyśle. Raz jeszcze spojrzała na zastygłą w bezruchu
Isabeau, po czym odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła w stronę
drzwi, chcąc jak najszybciej wyjść z sypialni. Trzęsła się, chociaż to w pełni
dotarło do niej dopiero w chwili, w której znalazła się na korytarzu,
starannie zamykając za sobą drzwi i machinalnie opierając się o nie
plecami. Również wtedy dotarło do niej to, że już od dłuższej chwili
wstrzymywała oddech, dlatego pośpiesznie wypuściła powietrze z płuc,
potrząsając z niedowierzaniem głową i czując się trochę tak, jakby
ktoś zdzielił ją czymś ciężkim po głowie.
– Coś
kiepsko ci poszło – usłyszała i omal nie wyszła z siebie, słysząc
spokojny głos Rufusa.
Wampir stał
zaledwie kilka metrów dalej, obserwując ją z przesadnym wręcz
zainteresowaniem. W przeciwieństwie do Layli, jak zwykle doskonale panował
nad emocjami, bez trudu będąc w stanie ukryć to, co w tamtej chwili
musiało chodzić mu po głowie. Jak zwykle również poruszał się w bezszelestny
sposób, bez trudu będąc w stanie ukryć swoją obecność i najwyraźniej
nadal nie rozumiejąc tego, że nie znosiła, kiedy zachodził ją w ten
sposób. Z drugiej strony, być może to z nią w nerwach nie było
najlepiej, a przejęta Beau traciła czujność, chociaż… Cóż, bardziej
prawdopodobne wydawało się to, że Rufus najzwyczajniej w świecie lubił
czasami zabawić się jej kosztem.
– Słyszałeś
– zarzuciła mu, pośpiesznie prostując się i ruszając w jego stronę. –
Och, ciszej! Beau jest… w specyficznym nastroju.
– Moja
droga, tutaj nawet szept słyszalny jest w całym domu. Naprawdę uważasz, że
ona nas nie…? – zaczął, ale zdecydowała się mu przerwać:
– Uważam,
że powinniśmy zejść na dół.
Przez twarz
naukowca przemknął cień, ale przynajmniej nie próbował dręczyć jej przez to, że
zdecydowała się mu przerwać. Mogła tylko zgadywać, jak sama brzmiała i wyglądała,
ale skoro nawet Rufus zdecydował się jej ulec, coś zdecydowanie musiało być na
rzeczy.
Wciąż się
zamartwiała, kiedy znaleźli się w salonie. Jeszcze na ułamek sekundy przed
tym, jak przekroczyła próg, uświadomiła sobie, że nie są sami – i że
zdecydowanie nie towarzyszą im ani Allegra, ani Marco.
– Cześć! –
rzuciła zaskoczona, mimowolnie uśmiechając się na widok Kristin. – Nie
wiedziałam, że…
– Często o mnie
zapominasz. Zdążyłam się przyzwyczaić – przerwała zniecierpliwionym tonem
wampirzyca, wymownie wywracając oczami. – A tak poważniej rzecz ujmując,
to jak sytuacja?
Kristin
wsparła obie dłonie na biodrach, tym samym wydając się bardziej zdecydowaną i nieskorą
do tego, by na cokolwiek czekać. Czarne włosy miała w nieładzie, co nie
było do niej podobne, a co ostatecznie Layla uznała za efekt pośpiesznie
zrzuconego z głowy kaptura ciemnej peleryny, którą dziewczyna miała na
sobie. Wydawała się bledsza niż zazwyczaj i bez wątpienia zdenerwowana, co
zwłaszcza w przypadku Kristin nie mogło wróżyć dobrze.
– Beau…
potrzebuje czasu – wyjaśniła lakonicznym tonem, ostrożnie dobierając słowa. –
Jest rozbita.
– To lepiej
niech się szybko pozbiera, bo za moment trafi mnie szlag!
Z wrażenia
aż uniosła brwi, co najmniej zaskoczona tonem, którym zwracała się do niej
przyjaciółka. Nawet postawa Kristin wydawała się inna, a jej ruchy
bardziej drapieżne, zdradzając wyraźne podenerwowanie. Gdyby wzrok mógł zabijać,
wampirzyca bez wątpienia miałaby już na sumieniu przynajmniej kilka osób, nawet
jeśli niedorzecznym wydawało się Layli to, żeby dziewczyna mogła być
zdenerwowana na nią.
– Ech…
Kristin? – zaryzykowała, zakładając ramiona na piersi. – Dobrze się czujesz?
– Ja?
Zajebiście! – Brunetka prychnęła, po czym z niedowierzaniem pokręciła
głową. – Jest cudownie, tym bardziej, że bez Isabeau wszystko się sypie! Kiedy
którekolwiek z was ostatnim razem było w mieście, hm?
– O czym
ty…?
Kristin
wydęła usta, wyraźniej podenerwowana.
– O szlag,
wy serio nic…? Słodka bogini, to niedobrze – oznajmiła spiętym tonem, nagle
zaczynając nerwowo krążyć. – Wiem to i owo od Pavarottich, ale odkąd
unikają Niebiańskiej Rezydencji, trochę trudno z przepływem informacji.
Przynajmniej Theo wciąż wie o pewnych sprawach szybciej niż inni, ale
nawet on… – Urwała, by móc złapać oddech. – Layla, powiedz mi szczerze… Co jest
nie tak z Dimitrem?
– Zdajesz
sobie sprawę z tego, że zaczynasz pleść od rzeczy? – zniecierpliwił się
Rufus, jednak decydując się zabrać głos. – A tak swoją drogą… Kiedy
ostatnio piłaś krew, co? – dodał i musiał trafić w sedno, bo kobieta
zatrzymała się gwałtownie.
– Dobre
pytanie – przyznała. – Ale nie o to chodzi! Powiem wam to wprost: znowu
jesteśmy na czarnej liście!
Zamilkła,
najwyraźniej nie będąc w stanie dodać niczego więcej. Wyglądała na chętną
do tego, żeby roznieść na kawałki pierwszą rzecz, która wpadłaby jej w ręce,
a jednak ostatecznie zdecydowała się tego nie robić. W zamian
zastygła w bezruchu, gwałtownie zaciskając palce na oparciu najbliższego z krzeseł.
Allegra nie będzie zadowolona, przeszło
jej przez myśl, kiedy usłyszała wyraźne chrupniecie, które uświadomiło jej, że
wampirzyca najpewniej właśnie uszkodziła mebel. Nie chciała jeszcze bardziej
drażnić Kristin, bez trudu pojmując, że ta była w dość specyficznym,
niebezpiecznym nastroju, ale sądząc po tym, co mówiła…
– Jednak
Dimitr zdenerwował się na to, co stało się w rezydencji? – Rufus wydawał
się sceptyczny, ale przynajmniej jako jedyny jak zwykle myślał w przesadnie
wręcz praktyczny sposób. – Mów, co się dzieje. Na litość bogini, jeden, głupi
dramat i zaraz…
– Ten jeden, głupi dramat – przerwała mu
Kristin, ignorując to, że wampir dosłownie spiorunował ja spojrzeniem za to, że
ważyła mu się przerwać – najwyraźniej odbił się na wszystkich. Coś
wspominaliście, że ta Claudia to materiał na sukę, ale nikt nie powiedział, że
ona aż tak się panoszy! – Dziewczyna urwała i z niedowierzaniem
pokręciła głową. – To jeszcze nieoficjalne, ale wiem, że właśnie zaczęły się
polowania. Tacy jak my znowu nie są tutaj mile widziani, rozumiecie? Tym razem
to nie tak, że z braku pomysłów Dimitr kazał pozamykać tych, którym
okazyjnie odbija. Claudia zrobiła z Beau wariatkę, a z ciebie,
Lay, desperatkę, która przy pierwszej okazji próbowała zabić króla. Przy
wcześniejszych akcja Williama to wygląda tak, że nagle wszyscy jesteśmy „niebezpieczni,
okropni i stanowimy niebezpieczeństwo dla społeczeństwa” – syknęła, kreśląc
w powietrzu cudzysłów. – To nie moje słowa, tylko to, co usłyszał Theo.
Najgorsze jest to, że brak oficjalnego rozkazu nie przeszkadza im działać.
Pytałeś mnie o krew, Rufus… Prawda jest taka, że właśnie cudem udało mi się
umknąć z CK, bo jakiś kretyn próbował przebić mnie kołkiem i oddać w ręce
Dworu. Przyszłam tutaj, bo mam bardzo proste pytanie… Co tu się, kurwa,
dzieje?!
Spojrzeli
na nią w osłupieniu, co najmniej zaskoczeni. Layla otworzyła i zaraz zamknęła
usta, przez ułamek sekundy mając ochotę zakląć albo wprost zapytać dziewczynę,
czy robiła sobie z niej żarty. Serce zabiło jej szybciej ze zdenerwowania,
a ciało jak na zawołanie się nagrzało, kiedy ogień wypełnił jej żyły,
reagując na coraz silniejsze wzburzenie. W tamtej chwili miała ochotę
wypaść z domu, dostać do Niebiańskiej Rezydencji, a potem porządnie
komuś nakopać – Dimitrowi albo najlepiej Claudii, bo wszystko wydawało się
sprowadzać do niej. „Jak to możliwe?!” – tłukło jej się w głowie, ale
żadne sensowne wyjaśnienie nie przychodziło jej do głowy. Uświadomiła sobie, że
się trzęsie, ale i to wydawało się najmniej istotne, a Layla ledwo
powstrzymała gniewne warknięcie, kiedy tuż u jej boku nagle
zmaterializował się Rufus, jak gdyby nigdy nic kładąc jej obie ręce na
ramionach. Ze świstem wypuściła powietrze z płuc, próbując się uspokoić i myśleć
logicznie, ale nie była w stanie, a jedyny wniosek, który w naturalny
sposób wysnuła, wydawał się sprowadzać do jednego stwierdzenia:
– On
zwariował – oznajmiła z przekonaniem, zaciskając obie dłonie w pięści.
– Dimitrowi już całkiem odbiło!
– Coś w tym
jest, chociaż mnie bardziej zastanawia Claudia – stwierdził Rufus. – Nie
ukrywajmy, Dimitr bez Isabeau robi różne rzeczy, ale to…
– Dimitr do
tej pory nie pomyślałby nawet, by skrzywdzić moja siostrę, a co dopiero
nas. Mnie naprawdę nie obchodzi kto i dlaczego do tego doprowadził! – nie
wytrzymała, nagle tracąc cierpliwość.
Chciała
dodać coś jeszcze, kiedy jakiś dziwny dźwięk przykuł jej uwagę. Drzwi w korytarzu
otworzyły się gwałtownie, a kiedy we trójkę – ona, Rufus i Kristin –
błyskawicznie zwrócili się w stronę wejścia, instynktownie przybierając
pozycję gotową do ataku, omal nie zaatakowali Pavarottich, kiedy ci
bezceremonialnie wpadli do domu. Layla wypuściła powietrze ze świstem, mając
ochotę zapytać ich o to, czy całkiem już oszaleli ze swoją
bezpośredniością, jednak coś w spojrzeniu Lucasa skutecznie przekonało ją
do tego, żeby milczeć.
– Wiecie? –
zapytał wprost Matt i zabrzmiał wyjątkowo poważnie, co w przypadku
tego wampira zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
– To, że znowu
mamy problem? Toć to już tradycja – mruknął Rufus, ale nie zabrzmiało to
szczególnie przekonywująco.
Lucas
wywrócił oczami.
– Wolę
nasze ceremonie. To bardziej przyjazna
tradycja – stwierdził, ale wyraźnie nie było mu do śmiechu. – W mieście
coś się dzieje. Chyba nie tylko Kristin zorientowała się, że coś jest nie tak,
bo wampiry się burzą. Nie chcę nic mówić, ale komuś zdecydowanie pomieszał się
zasięg kompetencji.
Jeszcze
kiedy mówił, Layla zdecydowanym ruchem zrzuciła z ramion dłonie męża,
nagle zaczynając niecierpliwie krążyć. William?
Lilianne…?, pomyślała, bez chwili wahania decydując się wykorzystać
telepatię, kiedy dotarło do niej, że problem mógł okazać się o wiele
poważniejszy niż początkowo zakładała. Kristin była bezpieczna, przynajmniej w teorii,
ale jeśli w istocie było aż tak źle, jak mówili Pavarotti i ona, to
wszyscy mieli problem. W tamtej chwili martwiła się o Isabeau, ale
prawda była taka, że komplikacje towarzyszyły im wszystkim – a ona była
odpowiedzialna zarówno za siebie, jak i swoje dzieciaki. No, ona i Beau, ale ta w tej chwili
była… średnio osiągalna. W takim wypadku Layla musiała wymyślić coś na
tyle sensownego, by móc uprzedzić wszystkich; musieli zebrać się razem, a później…
– Layla?
Nie
zareagowała, kiedy Rufus wypowiedział jej imię, zbytnio skoncentrowana na
wykorzystywaniu mocy. Musiał zorientować się, co takiego robiła, bo zamilkł,
pozwalając jej działać. Poczuła, że przyjemne ciepło rozchodzi się po całym jej
ciele, niosąc ze sobą przyjemne rozluźnienie, chociaż nawet to nie sprawiło, że
poczuła się lepiej. Potrzebowała planu i chociaż w przeszłości nie
raz improwizowała, usiłując zachować pozycję, którą objęła całe wieki
wcześniej. Wampirów w Mieście Nocy było dość, by zaczęła się przejmować, a skoro
tak…
Nie
doczekała się mentalnej odpowiedzi ze strony żadnego z telepatów, bowiem
bez jakiegokolwiek ostrzeżenia coś innego skutecznie sprowadziło ją na ziemię, wyrywając
z transu. Wyprostowała się niczym struna, z wrażenia aż zataczając
się do tyłu i wpadając na Rufusa. Wyczuła, że wzdrygnął się, w pierwszym
odruchu wydając się chętnym do tego, żeby się od niej odsunąć, kiedy ułożył
dłonie na jej biodrach, co uprzytomniło jej, że krążący w jej ciele ogień
wciąż dawał o sobie znać. Spróbowała nad sobą zapanować, ale to okazało
się trudne, tym bardziej, że dźwięk, który usłyszała, wciąż trwał – i był
bardzo, ale to bardzo niepokojący.
Było coś
przeszywającego w głośnym, kobiecym krzyku. Layla zesztywniała,
niespokojnie rozglądając się dookoła i ostatecznie koncentrując spojrzenie
na Kristin, która wyglądała tak, jakby ktoś zdzielił ją czymś ciężkim po
głowie.
– Irys –
wyjaśniła w odpowiedzi na pytające spojrzenie przyjaciółki. Pokręciła
głową, jakby chcąc odrzucić od siebie jakaś niechcianą myśl, po czym
wyprostowała się i szybkim krokiem ruszyła w stronę korytarza. –
Jestem pewna, bo z Beau dopiero co musiałyśmy… Nieważne. William ma
kłopoty – oznajmiła, a Layla uniosła brwi.
– A co
do tego…?
Kristin
zniknęła jej z oczu, nagle rzucając się do biegu. Layla zaklęła i nie
czekając na aż ktokolwiek zdecyduje się ją zatrzymać, biegiem ruszyła za
dziewczyną. Nie musiała się odwracać, by zorientować się, że Rufus najpewniej
nie zamierzał puszczać jej samopas, chociaż zdążyła już wielokrotnie udowodnić,
że doskonale potrafiła poradzić sobie w pojedynkę.
Biegiem
wypadła przed drzwi wejściowe, ruszając śladem Kristin w stronę linii
drzew, kiedy wszystko poszło nie tak.
Na początku
poczuła wilgoć, trochę tak, jakby nagle znalazła się w samym środku ulewy.
Coś mokrego spłynęło po jej włosach i ciele, przyprawiając o dreszcze
i poczucie dezorientacji. W nozdrza uderzył ją dziwny, ostry i dość
charakterystyczny zapach, nim jednak zdążyła zorientować się, co to tak
naprawdę oznacza, prócz oszołomienia poczuła coś jeszcze: silny, wręcz
paraliżujący ból, który skutecznie ściął ją z nóg. Krzyknęła, chwytając się
za głowę i bezskutecznie usiłując stwierdzić, dlaczego w kontakcie z cieczą,
którą została oblana, całe jej ciało wydawało się wręcz pulsować palącym bólem.
– Lay…
Layla, przepraszam! – doszedł ją znajomy głos, ten jednak wydawał się dochodzić
jakby z oddali, pozbawiony jakiegokolwiek głębszego znaczenia.
Chwilę
później wróciło do niej odpowiednie wspomnienie i zrozumiała wszystko.
Hej:) Po pierwsze ten szablon jest niesamowity, wiem, że już Ci o tym mówiłam, ale powtórzę to raz jeszcze. Szablon jest prześliczny. :3 Joyce zaczyna się nieco przełamywać, a wizyta Beatrycze pewnie mocno na nią wpłynęła, zwłaszcza, że przez cały czas dziewczyna miała wrażenie, że siedzi przy niej jej kuzynka. Na początku szczerze mówiąc byłam zdziwiona, że to Elena tam jest, ale po kilku sekundach do mnie dotarło kim tak naprawdę Elena jest. :D Nic też dziwnego, że Joyce się trochę wystraszyła jak zdała sobie sprawę z tego, że to nie Cullen'ówna. Najmłodsza z Licavoli zaczyna się powoli otwierać przed rodzicami, a jej obawa przed ich reakcją jest najzupełniej normalna, a przynajmniej ja sądzę, że jest. W końcu nie każdego dnia rodzice się dowiadują, że ich córka widzi rzeczy. Mam nadzieję, że w końcu im w całości powie co takiego się wydarzyło i dlaczego cały czas jest taka przerażona. ;)
OdpowiedzUsuńCo do wczorajszego rozdziału, Boże niech ktoś wreszcie zabije Claudię. Ja naprawdę nie mam pojęcia dlaczego Dimitr nic z tym nie robi, cholera, te „nowe/złe/paskudne” wampiry to jego rodzina, chcąc nie chcąc też i jego żona jest jednym z tych „złych”, a on tak po prostu pozwoli, aby się takie rzeczy działy? Aż mnie coś bierze jak sobie pomyślę, że Claudia się panoszy po rezydencji jakby była u siebie i miała jakiekolwiek prawo do wydawania rozkazów. -,- Z niecierpliwością czekam, aż wreszcie ktoś jej nakopie w ten tyłek, przepędzi z Miasta Nocy, zabije, cokolwiek byle się jej oberwało -_-
Niecierpliwie czekam teraz na następny rozdział. :D
Pozdrawiam i weny!
Gabi ;3