22 marca 2016

Sto czterdzieści dziewięć

Renesmee
Chociaż nie sądziłam, że to w ogóle możliwe, w chwili, w której przekroczyłam próg domu, poczułam się jeszcze bardziej niezwykle. Z uwagą rozglądałam się dookoła, całą sobą chłonąc każdy najdrobniejszy szczegół otaczającej mnie rzeczywistości. Uśmiechnęłam się blado na widok solidnych, drewnianych paneli, które zaskrzypiały łagodnie pod moim ciężarem. Dźwięk wydał mi się zaskakująco przyjazny i jak najbardziej na miejscu, chociaż nie sądziłam, że to w ogóle możliwe, tym bardziej, że jakakolwiek forma hałasu chyba powinna być irytująca.
Jak mogłam przewidzieć, dom okazał się jasny i przestronny. Już na wstępie zauważyłam ładnie wyeksponowane, prowadzące na piętro schody. Zaraz po tym moim oczom ukazał się przestronny salon, bezpośrednio połączy z kuchnią, co przypadło mi do gustu, zwłaszcza kiedy zauważyłam jak wiele wolnej przestrzeni zapewniał taki układ. Nie pytałam Castiela, ilu pokoi powinnam spodziewać się na piętrze, ale mogłam się założyć, że dom był wystarczająco duży, by swobodnie pomieścić cztery osoby, jeśli nie więcej. Obecność okien, odcieni bieli i szarości oraz intensywny brąz drewnianych dodatków sprawiały, że czułam się jak w bajce, podekscytowana jak dziecko.
– Co myślisz? – usłyszałam tuż za plecami głos mojego towarzysza. Odwróciłam się w jego stronę, by przekonać się, że obserwował mnie z uśmiechem. – Chociaż to głupie pytanie, prawda? Ale i tak jestem ciekawy…
– To ja jestem ciekawa, dlaczego chcesz pozbyć się takiego miejsca! – obruszyłam się, a on zaśmiał się, wymownie unosząc brwi w odpowiedzi na pobrzmiewający w moim głosie entuzjazm.
– Jest dla mnie za duży, zresztą nie pamiętam, kiedy ostatnim razem mieszkałem gdzieś dłużej niż kilka miesięcy. Normalne życie to zdecydowanie nie moja bajka – wyjaśnił mi ze spokojem. Wzruszył ramionami, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że w jego słowach nie ma niczego wartego uwagi. – Dbałem o ten dom, przynajmniej w miarę możliwości, chociaż na odległość to trochę trudne… Mam pewną zaufaną osobę, która co jakiś czas wpadała trochę posprzątać i jak widać efekt jest całkiem niezły. Ale wiesz, na dłuższą metę taki dom to wydatek, a skoro mógłby przydać się komuś innemu…
– Jest fantastyczny – zapewniłam pośpiesznie.
Gdybym przyszła tutaj z przedstawicielem jakiejś agencji nieruchomości, najpewniej zadałabym dziesiątki pytań o historię, powody sprzedaży i wiele innych kwestii, które w jakikolwiek sposób wiązały się z budynkiem. Obecność Castiela zmieniała wszystko, a ja podświadomie wyczułam, że nieszczególnie chciał wracać do przeszłości i tłumaczyć mi, jakim cudem wszedł w posiadanie takiego cudeńka i dlaczego tak naprawdę chciał się go pozbyć. W zasadzie jakie to miało znaczenie, skoro oboje mogliśmy sobie pomóc? Ja już od dłuższego czasu szukałam miejsca, gdzie mogłabym zamieszkać z najbliższymi, a on kupca – niczego więcej nie było trzeba, a przynajmniej zakładałam, że to jeden z tych dobrych, sprzyjających zbiegów okoliczności.
Z wolna ruszyłam w stronę salonu, chcąc dokładniej rozejrzeć się po pomieszczeniu. Moje spojrzenie samo z siebie powędrowało w stronę prowadzących na tył budynku, przeszklonych drzwi, prowadzących na całkiem pokaźne pole zieleni, które przy odrobinie szczęścia z łatwością można byłoby przemienić w niezwykły ogród. Co prawda pora roku i panująca na zewnątrz szaruga nie sprzyjały jakimkolwiek pracom na zewnątrz, znacznie umniejszając urokliwość okolicy, ale ta jedna kwestia bardzo szybko mogła ulec zmianie, co niezmiernie mnie cieszyło. Podejrzewałam, że Esme byłaby zachwycona, gdybym poprosiła ją o pomoc, tym bardziej, że wciąż tęskniłam za wyjątkowym ogrodem i otaczającym go sadem, którym dysponowaliśmy w Mieście Nocy. W efekcie sama nie byłam pewna, dlaczego tak po prostu zdecydowaliśmy się na wyjazd, ale… na swój sposób tak było lepiej. Nasze miejsce już chyba zawsze miało być tam daleko, gdzieś w górach Francji, ale jednocześnie każde z nas potrzebowało odmiany i przynajmniej próby poznania życia, które toczyło się w innym miejscu. Wieczność była długa, a my mieliśmy znaleźć czas na wszystko, tym samym dając sobie szansę na poznanie czegoś zupełnie nowego.
Moją uwagę przykuł niezagospodarowany kąt, znajdujący się w niewielkim oddaleniu od przeszklonych drzwi. Z łatwością mogłam sobie wyobrazić, że w słoneczny dzień miejsce będzie idealnie oświetlone, zapewniając mi pełną swobodę, gdybym zechciała rozłożyć się ze sztafetą i farbami, i zacząć malować. To był zaledwie zalążek pracowni, którą miałam do dyspozycji w Mieście Nocy, ale nagle zaczął znaczyć dla mnie więcej niż cokolwiek innego. Namiastka naszego dotychczasowego domu czy też nie, czułam, że w końcu zdołałam znaleźć to, czego szukałam przez tak długi okres czasu. Castiel spadał nam z nieba i chociaż Gabriel sądził inaczej, podświadomie czułam, że kiedy zamieszkały osobno, szybko przestanie przejmować się tym, komu tak naprawdę zawdzięczaliśmy to miejsce.
– Idealnie – wyrwało mi się, a dotychczas obserwujący mnie z uwagą Castiel parsknął śmiechem.
– Tak uważasz? – zapytał ze spokojem.
Wywróciłam oczami. Przecież doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mój entuzjazm był aż nadto wyrazisty. Czułam się fantastycznie, a próba maskowania emocji wydawała mi się czymś całkowicie zbędnym. Nie miałam pojęcia, co tak naprawdę w tym miejscu było, ale sama atmosfera wystarczyła do tego, by mnie oczarować i sprawić, żebym zapragnęła osiedlić się chociażby zaraz.
– Mówię poważnie. Będę mogła malować – stwierdziłam pogodnym tonem, a Castiel spojrzał na mnie z jeszcze większym zainteresowaniem.
– Ach, no tak! – zreflektował się, nagle coś sobie uświadamiając. – W końcu ASP, prawda?
– To akurat pomysł Gabriela – przyznałam z uśmiechem. – Gdyby nie on, pewnie poszłabym na medycynę albo jakiś równie… rodzinny profil – dodał, a mój rozmówca uśmiechnął się blado.
– Wydaje mi się, że to byłby błąd. Wierz mi, wiem coś o niespełnionych ambicjach – przyznał, a ja mogłabym przysiąc, że przez jego twarz jak na zawołanie przekonał cień.
Przez ułamek sekundy miałam ochotę zapytać go o to, co tak naprawdę miał na myśli, ale ostatecznie zdecydowałam się tego nie robić. Nie byłam pewna skąd to wrażenie, ale tak jak i w przypadku tego domu, tak i tym razem instynkt podpowiedział mi, że to nie jest temat, który powinnam poruszać. Najwyraźniej przeszłość stanowiła kwestię, która była dla Castiela dość wrażliwa, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie. W efekcie po prostu zamilkłam, uważnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo, co przyjął z wyraźną ulgą.
Przez kilka następnych sekund milczeliśmy, ale nie czułam się z tym jakoś szczególnie źle. Ostatecznie to Castiel zdecydował się przejąć inicjatywę, bez pośpiechu wracając do przedsionka i kierując się w stronę schodów.
– Chcesz zobaczyć piętro – zaproponował, zaciskając palce na poręczy schodów. – Pewnie pytam niepotrzebnie, ale… Cholera! – wyrwało mu się.
Spojrzałam na niego zaskoczona, kiedy nagle zaklął i w pośpiechu odsunął się od schodów. Dopiero po chwili doszedł do mnie zapach krwi, co prawda subtelny i jakby przytłumiony, ale i tak poczułam się tak, jakby ktoś zdzielił mnie czymś ciężkim po głowie. Zastygłam w bezruchu, niespokojnie obserwując Castiela, który w roztargnieniu spojrzał na swoją dłoń, układając ją tak, że mogłam zaważyć niewielkie, wciąż krwawiące rozcięcie na jego skórze. W tamtej chwili to ja zapragnęłam zacząć przeklinać albo najlepiej uciec z wrzaskiem, byleby tylko poczuć się chociaż odrobinę pewniej. Przynajmniej z mojej perspektywy „cholera” stanowiło zbyt słabym określeniem tego, jak prezentowała się sytuacja w chwili, w której w grę wchodziła pół-wampirzyca, zamknięte pomieszczenie i chociażby odrobina krwi.
Miałam zaledwie ułamek sekundy na to, żeby przynajmniej spróbować wstrzymać oddech. Gardło momentalnie zapiekło mnie w nieprzyjemny sposób, chociaż zaskoczenie i tak w znacznym stopniu umniejszyło poziom odczuwanego przeze mnie głodu. Momentalnie napięłam mięśnie i zastygłam w bezruchu, w duchu modląc się o to, żeby Castiel nie zauważył mojej reakcji.
A już zwłaszcza o to, żebym nie rzuciła mu się do gardła.
Castiel skrzywił się, po czym z uwagą przyjrzał się poręczy. Chyba coś do mnie powiedział – coś na temat jakiejś śruby albo innego ostrego elementu, którego trzeba było się pozbyć – ale właściwie nie słuchałem. Cała moja uwaga skupiona była na słodyczy krwi oraz na tym, że Castiel nieświadomie zbliżał się do mnie z krwawiącą raną. Wolałam nie zastanawiać się nad tym, co by było, gdybym nie była oswojona ze słodyczą krwi albo przed spotkaniem nie wypiła chociaż odrobiny, poza tym…
Omal nie zakrztusiłam się powietrzem, kiedy mężczyzna nagle ruszył w moją stronę. Bezwiednie nabrałam powietrza do płuc, zresztą prędzej czy później i tak musiałabym sobie na to pozwolić, tym bardziej, że nie potrafiłam normalnie funkcjonować bez tlenu. Słodyczy znowu zaatakowała moje gardło, paląc je żywym ogniem, jednak w oszołomieniu i tak wyczułam coś nietypowego – swego rodzaju dziwną gorycz, która sprawiła, że zdołałam nad sobą zapanować, nagle nie będąc w stanów wyobrazić sobie tego, że mogłabym napić się tej konkretnej krwi.
– Ale pobladłaś – stwierdził Castiel, wymownie unosząc brwi ku górze. Jego głos doszedł do mnie jakby z oddali, to jednak wystarczyło, żeby sprowadzić mnie na ziemię i uprzytomnić, że był o wiele bliżej niż powinien. – Renesmee…
– Nie zbliżaj się z tym do mnie! – wybuchłam, cofając się o kilka kroków i energicznie potrząsając głową.
Skrzydłami się, kiedy z miejsca zrobiło mi się niedobrze. Nie miałam pojęcia, czy to wynik nerwów, czy może ten dziwny zapach, który mieszał się ze słodyczą krwi Castiela, ale to nie miało dla mnie znaczenia. Chciałam, żeby trzymał się na dystans, nie wyobrażając sobie podjęcia jakiejkolwiek formy ryzyka.
Brunet zatrzymał się, wymownie unosząc ku górze brwi. Przez kilka sekund wpatrywał się we mnie z powątpiewaniem, najpewniej próbując zrozumieć moje zachowanie. Zaraz po tym w jego szmaragdowych tęczówkach doszukałam się zrozumienia, a on sam uśmiechnął się w odrobinę cyniczny sposób.
– Och… Nie lubisz widoku krwi? – zapytał, a ja jęknęłam i dla utwierdzenia go w tym przekonaniu, pośpiesznie zasłoniłam oczy dłońmi.
– Nie! – Energicznie pokręciłam głową. – Weź mi to z oczu, bo zaraz zwymiotuję – zagroziłam i to musiało przynieść skutek, bo wyczułam, że się odsunął.
– Już, już… – zapewnił mnie przepraszającym tonem. – Idę do łazienki, więc gdybyś chwilę zaczekała… Albo najlepiej wyjdź na zewnątrz. I oddychaj głęboko! – zawołał jeszcze za mną, ale właściwie nie słuchałam, skupiona przede wszystkim na tym, żeby zwiększyć dzielący nas dystans.
No cóż, mogliśmy chyba uznać, że przynajmniej tymczasowo zwiedzanie dobiegło końca.
Claire
Aldero znalazł ją w bibliotece, już na wstępie oznajmiając, że ma dobry pomysł. Zazwyczaj była cierpliwa i ufna, ale w odpowiedzi na słowa kuzyna zesztywniała, po czym z rezerwą spojrzała na niego znad podręcznika do historii nad którym pochylały się z Issie. Claire sama nie była pewna kiedy i dlaczego obecność dziewczyny zaczęła jawić się jej jako coś w zupełności naturalnego, ale nie miała nic przeciwko Marissie – i to zwłaszcza kiedy ta okazywała ten swój nadmierny entuzjazm, jawiąc się dziewczynie jako najbardziej optymistyczna osoba, jakąkolwiek miała okazję spotkać. Co więcej, Issie zachowywała się tak, jakby już były dobrymi znajomymi, wręcz rwąc się do zawarcia przyjaźni, co w równym stopniu oszałamiało i zachwycało – i to zwłaszcza kogoś, kto do tej pory nie miał okazji znaleźć sobie prawdziwej, bliskiej przyjaciółki. Lucas był daleko, poza tym pozostawał facetem – i to o dość nietypowym podejściu do życia oraz poczuciu humoru, które nie zawsze była w stanie zrozumieć.
Wyprostowała się na swoim miejscu, ledwo powstrzymując się przed rzuceniem czegoś w stylu: „Nie, nie będziemy dręczyć Shannon”. Z tego, co wiedziała od Cammyego, to od ostatniej sceny dziewczyna unikała bliźniaków, a już zwłaszcza Ala, przez co kwestia jej ewentualnych zdolności pozostawała zawieszoną, niezweryfikowaną kwestią. Aldero nie był z tego zadowolony, nawet jeśli nie chciał się do tego przyznać. Jakkolwiek by nie było, dotychczas żadne z nich nie wpadło na jakiś twórczy pomysł, co na dłuższą metę był jej na rękę, bo mogła skupić się na szkole, normalności i życiu, którego nie mała okazji poznać.
Cóż, być może to przewrażliwienie i to, co przez te wszystkie lata słyszała na temat kuzyna (zwłaszcza od ojca), ale wyznanie Aldero z miejsca wzbudziło w niej niepokój.
– Al. W bibliotece – odezwała się cicho Issie, nie kryjąc zaskoczenia. – Czuję się zaszczycona takim widokiem – dodała dramatycznym szeptem, a Claire nie powstrzymała się od parsknięcia śmiechem; awersja do szkoły i książek, którą przejawiał jej kuzyn, najwyraźniej była już legendarna.
– Jesteś bardzo pocieszna, Iss – rzucił sam zainteresowany, wymownie unosząc brwi ku górze. – Serio robicie się nierozłączne. Chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego dziewczyny chodzą w grupach.
Claire wzruszyła ramionami, ale i tak z jakiegoś powodu poczuła się lepiej. Wciąż miewała wrażenie, że nie pasuje do tej nowej, ludzkiej rzeczywistości, ale jakaś jej cząstka tego chciała: normalności, Issie i czegoś, co znacznie różniło się od siedzenia w domu i próby znalezienia ciekawej książki. Na dodatek dzięki temu nie musiała zadręczać się kwestią Setha, chociaż i tak marzyła o tym, by spróbować wyciągnąć mamę gdzieś, gdzie mogłyby swobodnie porozmawiać. Wiedziała, że jeszcze tego wieczora miały się zobaczyć, chociaż wciąż nie miała pewności w jaki sposób miała zostać sama z Laylą, nie wzbudzając przy tym podejrzliwości ojca. Rufus był przewrażliwiony, poza tym nie sądziła, żeby przyjął dobrze to, że wciąż się zadręczała, wręcz biorąc pod uwagę to, by jednak z wpojonym chłopakiem porozmawiać.
Przestała o tym myśleć, w zamian spoglądając wyczekująco na stojącego przed nią chłopaka. Wydawał się rozdrażniony, poza tym podejrzliwie rozglądał się po bibliotece, aż zaczęła się zastanawiać, czy z jej powodu nie pofatygował się do tej części budynku po raz pierwszy w swojej karierze. Cóż, jeśli tak, to chyba powinna być z siebie dumna, chociaż nie sądziła, by sam Aldero podzielał jej zamiłowanie do książek. W zasadzie to gdyby miała się z nim porównywać, powiedziałaby, że łączyło ich naprawdę mało kwestii, w wyniku czego lepiej rozmawiało jej się nawet z Cammym. Al bywał roztrzepany, a ona czuła się zdecydowanie zbyt niepewna siebie, by tak po prostu ustawić go do pionu i to nawet wtedy, gdy miała rację. To nie było w jej stylu, chociaż im dłużej myślała o Shannon, tym pewniejsza była tego, że w przypadku niczego nieświadomej, ludzkiej dziewczyny, należy postępować ostrożnie.
Nie mam nic głupiego na myśli, usłyszała w głowie głos chłopaka. Z wrażenia omal nie spadła z krzesła, zdecydowanie nieprzyzwyczajona do tego, że ktokolwiek mógłby wnikać do jej umysłu. Wybacz, zreflektował się Aldero, ale musimy pogadać. Jakie są szanse, że spławisz Issie?
Dlaczego miałabym spławiać Issie?, obruszyła się, ledwo powstrzymując się przed wywróceniem oczami. Nic dziwnego, że tata regularnie chciał go zabić.
Aldero rzucił jej udręczone spojrzenie.
Bo musisz natychmiast ze mną pójść, odpowiedział z przejęciem, najwyraźniej nie mając w planach dodania nawet zwykłego „proszę”; w przypadku Ala to, że zapomni o tak istotnej kwestii, wydawało się równie oczywiste, co i szansa na to, że jego pomysł jednak okaże się lekkomyślny. Teraz, zaraz.
– Nie chcę być nieuprzejmy ani nic z tych rzeczy, ale muszę porwać Claire na chwilę – powiedział już na głos, wspierając obie dłonie na blacie stolika, który zajmowały. Było coś czarującego w uśmiechu, który posłał Marissie, tym bardziej, że w odpowiedzi na gest, serce dziewczyny zaczęło bić szybciej. – Miałabyś coś przeciwko?
– Ja bym miała – mruknęła pod nosem Claire; to, co robił Aldero, zdecydowanie nie było uczciwe, tym bardziej, że podświadomie czuła, że chłopak planował użyć na Issie przymusu.
Musisz utrudniać? I to na dodatek ty, kuzyneczko?, dodał takim tonem, jakby nie wierzył, że mogłaby być zdolna do tego, żeby się zdenerwować. Sama do tej pory nie miała pojęcia, jak wiele trzeba, by jednak wytrącić ją z równowagi, ale wampir ze swoim charakterem najwyraźniej miał wyjątkowy talent. Z drugiej strony, być może wciąż była podenerwowana w związku z koniecznością podjęcia decyzji o tym, co zrobić Sethem, wpojeniem i ewentualną rozmową z mamą, ale to w gruncie rzeczy niczego nie zmieniało.
– Pójdę, chociaż mógłbyś przynajmniej poprosić – westchnęła, a na ustach chłopaka jak na zawołanie pojawił się olśniewający uśmiech, który skutecznie uświadomił jej, jakim cudem Aldero udawało się wyjść cało z każdej sytuacji. – Issie…
– Nie ma sprawy – zapewniła pośpiesznie sama zainteresowana, uśmiechając się w szczery, bynajmniej nieurażony sposób. – Później gdzieś cię złapię… Ach, muszę w końcu wpaść do was do domu! Wciąż pamiętam o imprezie Halloween – oznajmiła entuzjastycznym tonem, a Claire skrzywiła się mimowolnie; nieszczególnie rwała się do udziału w jakichkolwiek uroczystościach, chociaż Marissie wydawało się na tym zależeć.
– Zobaczymy, co da się zrobić – obiecała i chciała wstać, ale ubiegła ją Issie, która z gracją poderwała się na równe nogi, by móc na pożegnanie musnąć ją wargami w policzek. To było… wyjątkowo urocze, miłe i równie bezpośrednie, co sama dziewczyna, chociaż nieprzyzwyczajona do takiej otwartości Claire i tak poczuła się dziwnie.
Aldero wywrócił oczami, po czym delikatnie, aczkolwiek zdecydowanie, chwycił ją za nadgarstek, ledwo tylko mógł sobie na to pozwolić. Ruszyła za nim, pozwalając żeby wyprowadził ją z biblioteki. Zauważyła, że wyraźnie rozluźnił się, kiedy wrócili na szkolny korytarz, co samo w sobie wydało jej się dość interesujące. Otwarta awersja do samej bliskości książek? Cóż, to byłoby w stylu Aldero, chociaż zawsze wydawało jej się, że chłopak tylko udaje – i że gdyby tylko zechciał, mógłby ze spokojem zadziwić ich wszystkich zarówno dobrymi pomysłami, jak i zaskakującą inteligencją. W zasadzie czasami miała wrażenie, że chłopak był mądrzejszy od nich, skoro niezależnie od sytuacji udawało mu się wyjść z problemów cało, niezależnie od tego, jak skomplikowane te by się nie wydawały.
Początkowo milczała, czekając aż kuzyn się odezwie i z łaski swojej spróbuje wytłumaczyć jej cokolwiek, co miało związek z Shannon, jego pomysłem i tym, dlaczego była mu tak pilnie potrzebna. Straciła cierpliwość dopiero po kilku następnych minutach, kiedy znaleźli się na zatłoczonym korytarzu, a Aldero poprowadził ją w kierunku – och, tak, mogłaby przysiąc! – sali gimnastycznej.
– Dokąd idziemy? – zapytała podejrzliwym tonem. – Al…
Rzucił jej roztargnione spojrzenie, jakby zaskoczony tym, że mogłaby mieć jakiekolwiek obiekcje.
– Zaraz zobaczysz. Mówiłem już, że mam pomysł – przypomniał, po czym mrugnął do niej porozumiewawczo. – Odrobinę zaufania, kuzyneczko.
Zaufania? Do ciebie, Al?, pomyślała z powątpiewaniem, ale ostatecznie nie odezwała się nawet słowem. W zamian nieznacznie potrząsnęła głową, coraz pełniejsza wątpliwości, tym bardziej, że zachowanie chłopaka wydało jej się… zastanawiające
 Musiał to zauważył, bo westchnął i bezceremonialnie się zatrzymał, jak gdyby nigdy nic chwytając ją za ramię. Pozwoliła, żeby przycisnął ją do ściany korytarza, nachylając się w jej stronę na tyle blisko, by nikt nie był w stanie ich podsłuchać. Jej brwi powędrowały ku górze, nim jednak zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie, Aldero sam zdecydował się spróbować wytłumaczyć w czym leżał problem.
– Wiem, że pomysł z uświadamianiem Shanny jest głupi, okej? – westchnął, po czym przeczesał ciemne włosy palcami, robiąc sobie na głowie jeszcze większy bałagan. W jakiś pokrętny sposób dodawało mu to uroku, chociaż Claire nie sądziła, że to w jego przypadku w ogóle możliwe. – Wymyśliłem coś innego, ale do tego potrzebuję ciebie. Po prostu chodź ze mną, a sama przekonasz się, że to nie takie głupie.
Wypuściła powietrze ze świstem, sama niepewna do tego, czy powinna mu odmówić, czy może jednak uznać, że był wyjątkowo poważny. W gruncie rzeczy odmowa Aldero nie wchodziła w grę, niezależnie od tego, czy mówił prawdę.
Biedna Shannon…, przeszło jej przez myśl.
Westchnęła, po czym krótki skinęła głową.
– Po prostu chodźmy.
Aldero się uśmiechnął.

1 komentarz:

  1. Hej. Tak na wstępie tylko powiem, że wkradło ci się źle słowo. ;)
    "Castiel skrzydeł się, po czym z uwagą przyjrzał się poręczy." Chociaż może można się i skrzydeł. Kto wie:D
    Nie podoba mi się to, że tak nagle się zaciął. To nie mógł to przypadek, chociaż może... nie wiem, naprawdę nie jestem pewna co powinnam o tym sądzić. Dziwi mnie też reakcja Renesmee. Myślałam, że ma znacznie większą kontrolę nad sobą. W końcu przez bardzo długi czas się żywi ludzka krwią (chyba, że coś źle zrozumiałam i znowu się przerzuciła na biedne Bambi), więc nie powinna mieć raczej problemu z opakowaniem się. Ważne, że sytuacja została opanowana. Nie wiem tylko czy ja bym uwierzyła, że taka mała ilość krwi potrafi kogoś wyprowadzić z równowagi tak bardzo. Ale ona jest też w końcu pół wampirem, wszystko możliwe. ;)
    "Aldero znalazł ją w bibliotece, już na wstępie oznajmiając, że ma dobry pomylił." Nie lubię Ci tak wytykać błędów, a raczej pomyłek xDD ale każdemu się zdarzają, a wiadomo, że komuś łatwiej znaleźć pomyłki niż samemu je znaleźć. :) Aldero i dobry pomysł? Cóż to na pewno nie może się dobrze skończyć.
    Wiedziałam, że on będzie chciał zrobić coś głupiego. Dalej nie wiemy co takiego jest z Shannon, jestem ciekawa kim dziewczyna jest. Może tym samym co Claudia? ;] Coś Iss jest naprawdę urocza i zdążyłam ja polubić. Lubię takie osoby, a tak naprawdę nigdy nie zdarzyło mi się z taką przyjaźnić. Claire również wydaje się być zadowolona z tego, że ma przyjaciółkę. I bardzo dobrze, dziewczyna trochę zasmakuje normalnego życia. :)
    Lece czytać dalej, jestem ciekawa tego jak ten pomysł Al'a wypali. :)
    Gabi.

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa