Layla
Z wrażenia aż zachłystnęła się
powietrzem. Palący ból ją oszołomił, wytrącając z równowagi tym bardziej,
że nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś podobnego – i to zwłaszcza ze
swoimi zdolnościami kontrolowania ognia. Wzdrygnęła się niekontrolowanie,
próbując jakkolwiek odciąć od źródła nieprzyjemnych doznań, ale to okazało się
niemożliwe. Czuła wilgoć na skórze równie wyraźnie, co i drażniący zapach,
który jak na zawołanie pozwolił jej przypomnieć sobie coś, czego doświadczyła
wiek wcześniej.
Mieszanka
benzyny i srebra – dokładnie taka sama jak ta, której użył Drake, kiedy
zbuntował się przeciwko niej i nie chciał, żeby mogła się bronić. Wtedy
ten drugi składnik wystarczył, żeby ograniczyć jej zdolności i uczynić
całkowicie bezbronną, jednak tym razem domieszki niebezpiecznego dla istot
takich jak ona kruszcu wystarczyły, by zadać ból.
Zacisnęła
usta, po czym z pewnym wysiłkiem poderwała głowę, by móc spojrzeć przed
siebie. Bała się poruszyć, nie chcąc ryzykować, że palenie stanie się jeszcze
bardziej nieprzyjemne albo że… wydarzy się coś jeszcze bardziej nieprzyjemnego.
Całą uwagę skupiała przede wszystkim na próbie kontrolowania płomieni, ogień
bowiem narastał gdzieś w jej wnętrzu, gotowy w każdej chwili wydostać
się na zewnątrz. Nie mogła na to pozwolić, aż nazbyt świadoma konsekwencji,
które to mogłoby ze sobą nieść, a na które za żadne skarby nie miała
zamiaru pozwolić. Spokojnie, spokojnie…,
powtarzała w myślach niczym mantrę, jednak oszołomienie, ból i gniew
tworzyły zbyt niebezpieczną mieszankę, by mogła ot tak je zignorować. Pragnęła w szale
rzucić się przed siebie i rozszarpać gardło pierwszej osobie, którą
uznałaby za winną tego całego szaleństwa, ale nie mogła się ruszyć; nie w obecnej
sytuacji.
A potem
zauważyła Lilianne i to wystarczyło, by wytrącić ją z równowagi.
Dziewczyna stała kilka metrów dalej, zanosząc się niepohamowanym płaczem i raz
po raz energicznie potrząsając głową. Była blada jak papier, przez co Layla tym
wyraźniej zauważyła krew w kąciku jej ust. Jasne włosy miała posklejane od
osoki i choć przynajmniej na pierwszy rzut oka wydawała się cała,
wampirzycy oczywistym wydało się, że to wyłącznie pozory – w końcu istoty
takie jak ona czy Lilly regenerowały ot tak. Dopiero po chwili zauważyła na
nadgarstku przerażonej blondynki srebrzącą się bransoletkę, nie pozwalającą
zagoić się głębokiej, poczerniałej na jej ręce… A tym bardziej się
teleportować czy użyć mocy, co zresztą wyjaśniało, dlaczego wampirzyca była w stanie
co najwyżej bezmyślnie tkwić w miejscu.
– Przepraszam…
Dobra bogini, przepraszam! – wyszeptała rozgorączkowanym tonem Lilianne,
kołysząc się w przód i w tył, i sprawiając wrażenie kogoś,
kto jedynie cudem był w stanie utrzymać się na nogach. – Przestańcie! W tej
chwili prze…
Mówiła coś
jeszcze, ale Layla nie była w stanie skoncentrować się na jej słowach. W zamian
spróbowała się podnieść, podświadomie czując, że powinna uciekać, to jednak
okazało się niemożliwe – i to nie tylko dlatego, że ból skutecznie
utrudniał jej poruszanie. Zdążyła zaledwie wesprzeć się na rękach i chwiejnie
stanąć na nogi, kiedy nagłe uderzenie po raz kolejny wytrąciło ją z równowagi,
w całkowicie pozbawiony delikatności sposób podrywając do góry. Już w następnej
sekundzie z siłą uderzyła plecami o drzewo, ogłuszona ciosem i przeszywającym
trzaskiem, który z równym powodzeniem mógł być dźwiękiem pękającego
drewna, jak i… kości.
Jakaś
postać zamajaczyła tuż przed nią, wręcz porażając spojrzeniem
krwistoczerwonych, odrobinę pociemniałych przez obecność wypełniające powietrze
krwi tęczówek. Z zaskoczeniem uświadomiła sobie, że to musiał być wampir –
jeden z tych, które czasami widziała w Niebiańskiej Rezydencji i które
otoczyły ją, kiedy wraz z Rufusem próbowała zabrać Isabeau. Jej oczy
rozszerzyły się nieznacznie w geście niedowierzania, jednak nie miała
nawet czasu na to, żeby uważnie przyglądać się jego twarzy, bardziej przejęta
tym, że nieśmiertelny nie tylko bezceremonialnie chwycił ją za gardło,
pozbawiając tchu, ale również zamachnął się, w ręku trzymając ni mniej, ni
więcej, ale ostro zakończony kołek.
– Ej, Josh!
Wampir –
Josh, chociaż w ogólnym zamieszaniu trudno było jej z całkowitą
pewnością stwierdzić nawet tyle – na moment zesztywniał, słysząc swoje imię. W następnej
sekundzie wyprostował się niczym struna i odskoczył od niej z wrzaskiem,
wzdrygając się i zachowując tak, jakby coś sprawiało mu niewyobrażalne
wręcz cierpienie. Jedynie uścisk nieśmiertelnego pozwalał Layli utrzymać się w pionie,
a mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa, ledwo tylko dłoń nieśmiertelnego
zniknęła z jej gardła. Z cichym jękiem ciężko osunęła się na ziemię,
spazmatycznie chwytając oddech i próbując zrozumieć, co takiego właśnie
się stało. Jej spojrzenie z pewnym wysiłkiem skoncentrowało się na Matcie i Lucasie,
którzy z wyraźnym zadowoleniem przybili sobie piątkę. W tamtej chwili
uprzytomniła sobie, że właśnie uratowała ją iluzja, ale nie miała siły, by
jakkolwiek się nad tym zastanawiać.
Coś
poruszyło się po jej lewej stronie, a w ułamek sekundy później tuż u jej
boku zmaterializowała się jakaś postać. Layla wzdrygnęła się i krzyknęła,
kiedy ciepłe dłonie wylądowały na jej ramionach. Gdyby nie ból i to, że
wciąż nie mogła pozwolić sobie na korzystanie z mocy, najpewniej byłaby
zdolna do zabicia potencjalnego przeciwnika, przynajmniej do momentu, w którym
jej oczy nie spotkały się z czekoladowymi tęczówkami Rufusa. Wampir
wyglądał na bliskiego wybuchu gniewu, spięty i na pierwszy rzut oka
obojętny, Layla jednak wiedziała, że w jego przypadku to nie świadczy o niczym
dobrym. Czuła, że drżał od nadmiaru emocji, a kiedy przyjrzała się
uważniej, dostrzegła w jego oczach błysk czerwieni – przytłumiony, wciąż
kontrolowany, ale jednak obecny.
– To tylko
ja – rzucił spiętym tonem, zdecydowanym ruchem ustawiając ją do pionu.
Zauważyła, że przez jego twarz przemknął cień, gdy dotknął jej wciąż pokrytego
mieszanką srebra, nagrzanego ciała, ale nawet wtedy nie pozwolił jej się
odsunąć. W zamian bardziej stanowczo otoczył ją ramieniem,
bezceremonialnie podsuwając jej nadgarstek do ust. – Pij – ponaglił i zabrzmiało
to jak charkot, a nie sensowne słowa, co skutecznie wybił jej z głowy
jakąkolwiek dyskusję.
Nie była
przekonana, ale myślenie w tamtej chwili zdecydowanie nie stanowiło jej
najmocniejszej strony. Jakby tego było mało, na samą myśl o krwi jej kły
wysunęły się i to tak gwałtownie, że chyba jedynie cudem nie poraniła
sobie wargi. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, błyskawicznie wgryzła się w podsunięty
jej nadgarstek, przez kilka następnych sekund skoncentrowana wyłącznie na krwi
oraz tym, że ta rozeszła się po całym jej ciele, niosąc ze sobą przyjemne
ciepłe i jakże upragnione ukojenie. Wciąż czuła ból, a myśl
pokrywającym jej ciało związku sprawiała, że miała ochotę przy pierwszej okazji
uciec pod prysznic, nawet gdyby to miało wiązać się obmywaniem otwartych ran,
ale coś w możliwości pożywienia się sprawiło, że poczuła się lepiej.
To krzyk po
raz kolejny przywołał ją do porządku. Otworzyła oczy, pośpiesznie odsuwając
usta od rany i w pośpiechu mając jeszcze chwilę, by przesunąć po niej
językiem i zahamować krwawienie. Rufus, który przez cały ten czas trwał w bezruchu,
pozwalając jej pić, jak na zawołanie wzmógł uścisk, którym ją otaczał, by nie
ryzykować, że znowu spróbuje rzucić się komukolwiek na pomoc. W tamtej
chwili zapragnęła na niego warknąć, porażona jakąkolwiek próbą kontroli z jego
strony, ale zdrowy rozsądek podpowiedział jej, że to nie ma sensu. W zamian
poderwała głowę, by rozeznać się w sytuacji i uświadomić sobie, że problem
był poważniejszy niż początkowo zakładała – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
Obecność
Claudii wydawała się zarazem wyjaśniać i komplikować wszystko. Wampirzyca
milczała, obojętnie spoglądając na to, co działo się na jej oczach i wydając
się pilnować stojącą u jej boku Lilianne. Dziewczyna już nie płakała, a przynajmniej
nie aż tak otwarcie i głośno, w zamian obojętnie spoglądając w ziemię.
Wciąż lekko drżała, być może z bólu, a może ze… strachu przed stojącą
tak blisko niej wampirzycą, chociaż to wydawało się niedorzeczne. Jakkolwiek by
nie było, Claudia po raz kolejny znajdowała się w samym środku
zamieszania, a Layla mogła się założyć, że tak, jak w Niebiańskiej
Rezydencji wydawała rozkazy – z tym, że teraz nie nigdzie nie było
Dimitra, który mógłby ją powstrzymać. Kasztanowe włosy nieśmiertelnej tworzyły
rudawą aureolę wokół jej głowy, przez co ta wydawała się jarzyć, wyprostowana,
milcząca i niebezpieczna, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Coś w widoku
kobiety momentalnie wzbudziło w Layli niepokój, chociaż zdecydowanie nie
należała do osób bojaźliwych, nie wspominając o tym, że to nie kochanka
króla stanowiła największy problem.
Dookoła
panował chaos i właśnie to było gorsze niż cokolwiek innego.
Josh (John,
Eddie, Myron – cholera wie kto!) nie był jedynym ze strażników, którego Claudia
zabrała ze sobą. Pavarottim udało się powstrzymać nieśmiertelnego przed
zabiciem jej (albo unieszkodliwieniem,
ale w jej przypadku to sprowadzało się do jednego), jednak nawet oni nie
byli w stanie jednocześnie walczyć i chronić wszystkich wokół. Kątem
oka zdążyła zauważyć Lucasa, który trwał w jakimś niebezpiecznym tańcu z jednym
z potencjalnych przeciwników, ten jednak zniknął jej z oczu, zanim
zdążyła zastanowić się nad tym, co to tak naprawdę oznaczało.
Znowu
usłyszała krzyk i tym razem w końcu zdołała namierzyć Irys… A także
Williama, chociaż nie miała pojęcia, co takiego powinna sądzić właśnie o jego
obecności. Jakkolwiek by nie było, wampir znajdował się niebezpiecznie blisko
oszołomionej pół–wampirzycy, zmuszony do tego, żeby raz po raz unikać kolejnych
ataków czarnowłosego przeciwnika, który za wszelką cenę usiłował dźgnąć go
ostro zakończonym kołkiem w pierś. Oczy nieśmiertelnego jarzyły się na
czerwonym i to wystarczyło, by Layla zrozumiała, że Will całkiem stracił
cierpliwość. Jego ruchy były szybkie, precyzyjne i dzikie, a dziewczyna
nie miała najmniejszych wątpliwości co do tego, że nieśmiertelny właśnie wpadł w szał,
co w jego przypadku nigdy nie wróżyło dobrze.
Tak było i tym
razem.
Z gardła
wampira wyrwał się głośny, przyprawiający o dreszcze charkot. Jego postać
na ułamek sekundy zamazała się, kiedy skoczył przed siebie, rzucając się
przeciwnikowi do gardła. Nieśmiertelny znowu się zamachnął, mocno ściskając
kołek i usiłując zrobić wszystko, by w końcu mieć okazję sięgnąć
celu, ale Will zdecydowanie nie spieszył się do tego, by tak po prostu dać się
zaszlachtować. Napędzany przez gniew i zbierającą się moc, którą nawet
Layla ze swojego miejsca była w stanie poczuć równie intensywnie, jakby ta
należała do niej, chłopak chwycił swojego przeciwnika za rękę, zdecydowanym
ruchem wykręcić ją pod kątem, który w normalnym wypadku nie powinien mieć
racji bytu, a potem…
Nawet w panującym
zamieszaniu dało się usłyszeć trzask, który Layla była w stanie przyrównać
wyłącznie do dźwięku kruszącej się skały. Wampir zawył, ale nawet to nie
powstrzymało Williama przed ostatecznym postawieniem go ramienia i odrzucenia
luźnej kończyny na tyle daleko, by ta zniknęła gdzieś poza zasięgiem wzroku
wszystkich obecnych. Nie było krwi, groteskowego widoku poszarpanej skóry ani
niczego innego, czego można by się spodziewać po kimś, kto właśnie stracił
rękę, ale coś w widoku okaleczonego nieśmiertelnego i tak
przyprawiało o zawroty głowy.
William
zastygł w miejscu, przybierają pozycję sugerującą gotowość do kolejnego
ataku. Jego oczy jarzyły się czerwienią, wręcz lśniąc w ciemnościach i zdradzając
narastający obłęd. W przeszłości Layla widziała go w równych
sytuacjach, ale w tamtej chwili wydawał się przechodzić samego siebie, w równym
stopniu niebezpieczny, co i szalony. W tamtej chwili jak na zawołanie
naszły ją wątpliwości co do tego, czy Will w ogóle dbał o to, kto był
jego przyjacielem, a kto wrogiem. Czuła, że powinni się wycofać, póki
jeszcze istniała po temu okazja, tym bardziej, że wciąż czuła wyraźną obecność
mocy – wszechobecnej, narastającej i mogącej z powodzeniem pozabijać
ich wszystkich.
Kolejne
myśli przemykały przez jej umysł, jednak nie była w stanie skoncentrować
się na którejkolwiek z nich. Chciała się ruszyć, ale nie była w stanie,
zeszytą Rufus zdecydowanie by jej na to nie pozwolił, zwłaszcza, że nie wiadomo
kiedy udało mu się wepchnąć ją za plecy, by łatwiej móc bronić jej i siebie.
Bezwiednie zacisnęła palce na jego ramieniu, tak mocno, że wcale nie byłaby
zdziwiona, gdyby później miał mieć do niej pretensje o kilka siniaków.
Niespokojnie obserwowała, porażona natężeniem szaleństwa, które rozgrywało się
na jej oczach i bynajmniej nie wyglądało tak, jakby miało zmierzać ku
końcowi.
Claudia
pojawiła się w zasięgu jej wzroku nagle, wyprostowana i zbyt pewna
siebie, by Layla mogła ją zignorować. Kiedy obserwowała wampirzycę wcześniej, w ogólnym
zamieszaniu nie zwróciła uwagi na to, że kobieta mogłaby się czymkolwiek
wyróżniać, a jednak jakimś cudem w dłoniach dzierżyła coś, co
zdecydowanie nie wróżyło dobrze: łuk i starannie naciągniętą na cięciwę
strzałę. Z gracją wycelowała połyskliwy grot, mierząc w stronę
Williama i nawet przez moment nie wahając się, strzeliła. Wampir
błyskawicznie uskoczył, chwytając niebezpieczny pocisk w locie i błyskawicznym
ruchem odrzucając go w stronę Claudii, chociaż w ten sposób
zdecydowanie nie mógł zrobić jej krzywdy. Ostrze strzały wydało dziwny, przeszywający
dźwięk, kiedy otarło się o ramię zaskoczonej nieśmiertelnej, przy okazji
rozrywając materiał czarnej, wyszywanej złotą nitką sukni, którą miała na
sobie. Kolejna ekscentryczka, która
wygląda jakby urwała się ze średniowiecza, przeszło Layli przez myśl,
jednak prawie natychmiast wszelakie myśli uleciały z jej głowy, kiedy
zauważyła wyraz twarz kobiety.
Rubinowe
tęczówki Claudii pociemniały, zwłaszcza kiedy Will rzucił jej bezczelne,
wyzywające spojrzenie. Jej ruchy były szybkie i wprawne, kiedy zaś sięgnęła
do przewieszonego przez ramię kołczana, nie było najmniejszych wątpliwości co
do tego, że w przeszłości musiała robić to wielokrotnie. Wszystko działo się
bardzo szybko, a jednak ułamki sekund wystarczyły, by Layla uświadomiła
sobie, że tym razem wybrana przez kobietę strzałę była inna – i że to nie
mogło skończyć się dobrze…
Nie, skoro
grot był srebrny.
A Claudia
zamiast w Williama, wycelowała w zastygłą w bezruchu Irys.
Chyba
krzyknęła, a przynajmniej tak jej się wydawało. Spróbowała nawet skoczyć do
przodu – zrobi… cokolwiek – ale Rufus
nie zamierzał jej nigdzie puszczać, tym bardziej, że oboje byli za daleko. Sprawy
potoczyły się błyskawicznie, a w ułamku sekundy zmieniło się dosłownie
wszystko, kiedy Will przemieścił się, nagle materializując się przed Irys, żeby
móc ją osłonić. Dziewczyna wrzasnęła, przywierając plecami do pnia drzewa do
którego przygwoździł ją wampir, nagle znajdując się tak blisko niej, że gdyby
nie sytuacja, Layla pomyślałaby, że chłopak właśnie zabierał się do tego, żeby
pół-wampirzycę pocałować.
Nie zrobił
tego, w zamian wydając z siebie zaskoczony okrzyk, kiedy wycelowana
przez Claudię strzała jednak sięgnęła celu, zagłębiając się w plecach
Williama. Spróbował oprzeć się o drzewo, do którego przyciskał Irys,
układając obie dłonie na wysokości ramion dziewczyny.
– Cholera…
– wyrwało mu się, a potem dosłownie poleciał na nią, tracąc równowagę i bezwładnie
lądując na ziemi.
– O bogini… o bogi… Nie!
Irys
pozostała na swoim miejscu, blada jak papier i roztrzęsiona. Już wcześniej
płakała, jednak w tamtej chwili ostatecznie coś musiało w niej
pęknąć, bo nagle zaczęła niekontrolowanie zawodzić, by po chwili odsunąć się na
kolana u boku Williama. Coś w jej zachowaniu oraz tym, że drżała na
całym ciele, jak na zawołanie sprawiło, że Layla zapragnęła dopaść do niej, wziąć
w ramiona i przynajmniej spróbować uspokoić. Instynkt opiekuńczy nie
był w jej przypadku niczym nowym, zresztą Irys miała w sobie coś, co
sprawiało, że w naturalny sposób pragnęło się ja chronić. Tak było i tym
razem, jednak troskę i niepokój skutecznie przysłoniły dwa inne, bardziej
znaczące uczucia: szok, ból i gniew tak silny, że na ułamek sekundy aż
pociemniało jej przed oczami.
William.
Kiedyś byli
w piątkę: Dylan, Diana, Kristin, William i ona. Teraz została ich
zaledwie trójka, ale…
Nie.
– Ty…
Otworzyła
usta, chcąc coś powiedzieć, by dać upust narastającym w jej wnętrzu
emocjach, jednak powstrzymała ją Kristin. Pojawiła się nagle, wydając z siebie
przeciągły, przeszywający wrzask i sprawiając wrażenie co najmniej
obłąkanej, kiedy pod wpływem impulsu porzuciła swojego dotychczasowego
przeciwnika, rzucając się na Claudię. Początkowo zdołała wampirzycę zaskoczyć,
bo ta instynktownie cofnęła się o krok, woląc być poza zasięgiem rąk
rozszalałej nieśmiertelnej. Kristin syknęła gniewnie, po czym bez chwili
wahania zamachnęła się na kochankę króla, jednym, zdecydowanym ciosem wybijając
jej z ręki łuk. Claudia oskoczyła, sięgając po strzałę i najwyraźniej
zamierzając użyć jej jak normalnego kołka, ale dziewczyna nie dała jej po temu
okazji, jednym ciosem roztrzaskując drewno na kawałeczki. Przez twarz
nieśmiertelnej przemknął cień, a już w następnej sekundzie rzuciła się
do ataku, zdecydowanym ruchem powalając niespodziewającą się ataku Kristin na
ziemię. Brunetka jęknęła i spróbowała się podnieść, ale wampirzyca nie
zamierała jej na to pozwolić. Chwilę później rozległ się nieprzyjemny trzask,
kiedy jak gdyby nigdy wymierzała dziewczynie celny cios w żebra, jak nic
gruchocąc jej kości.
Tym razem
poczuła, że puszczają jej nerwy. Spróbowała wyrwać się Rufusowi, a kiedy
wyczula opór z jego strony, warknęła gniewnie, przez moment mając ochotę
go poparzyć, by ją puścił. Nie zrobił tego, zdecydowanym ruchem chwytając ją za
nadgarstki, a później ujmując wolną ręką pod brodę, by spojrzała mu w oczy.
Coś w jego spojrzeniu ostatecznie zmusiło ją do tego, żeby się uspokoić i choć
podświadomie widziała, że wampir najpewniej stosuje na niej wpływ, nie
próbowała z nim walczyć.
– Zrobisz
krzywdę i sobie, i mnie – syknął, chociaż doskonale zdawała sobie z tego
sprawę. Podświadomie czuła, że Claudia robiła to specjalnie, prowokując ją w ten
sam sposób, co wcześniej pozostałych, ale mimo wszystko… Chciała ją zabić.
Naprawdę chciała tę sukę zabić! – Po prostu… nie. Zaufaj mi, że…
Cokolwiek
miał jej do powiedzenia, ostateczni nie dokończył, nagle podrywając głowę. Sama
również wyczuła, że coś jest nie tak, porażona charakterystyczną zmianą w powietrzu,
zwiastującą ni mniej, ni więcej, ale obecność mocy. Wzdrygnęła się
niekontrolowanie, czując, że włoski na ramionach i karku stają jej dęba, reagując
na przejmujący chłód. Poczuła znajomy zapach ozonu po burzy, jakże
charakterystyczny dla telepatii, zwłaszcza w dużym natężeniu – takim,
które sama potrafiłaby przy odrobinie szczęścia osiągnąć, chociaż nie miała
pewności, czy wtedy byłaby w stanie nad tak potężną energią zapanować. To
było niczym w porównaniu z tym, co osiągnęli, kiedy lata wcześniej
współpracowali ze sobą, tworząc swoje
serce, by mieć szansę w walce z Isobel, ale efekt i tak
okazał się imponujący i niepokojący zarazem.
Claudia
zamarła, wciąż pochylona nad Kristin. Jej palce zacisnęły się na szyi
dziewczyny, ale nie próbowała wzmagać uścisku, zbyt przejęta tym, co działo się
wokół niej. Wampirzyca również nie próbowała walczyć, zastygła w bezruchu i dziwnie
bezradna, co zdecydowanie nie było w jej przypadku czymś normalnym. Layla wciąż
pragnęła rzucić się przyjaciółce na pomoc, a później rozszarpać kochankę
szwagra na kawałeczki – i to tylko po to, by wycierpiała się, zanim ostatecznie
strawiłby ją ogień. Wciąż czuła pulsowanie poparzonego srebrem ciała, tym
bardziej, że rany zdążyły zagoić się zaledwie częściowo za sprawą krwi wciąż obejmującego
ją Rufusa. Adrenalina, która przez cały ten czas krążyła w jej ciele,
stopniowo zanikała, pozostawiając wyłącznie wszechogarniające zmęczenie, ale…
Nikt nie będzie bezkarnie krzywdził moich córek!, usłyszała w głowie mentalny
głos Marco i to na moment wystarczyło, żeby wytrącić ją z równowagi.
Kiedy w ułamek
sekundy później spomiędzy drzew wypadli Allegra i jej ojciec, wszystko po
raz kolejny zmieniło się diametralnie, a potem było już tylko gorzej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz