14 marca 2016

Sto czterdzieści dwa

Layla
Z wrażenia aż zachłystnęła się powietrzem. Palący ból ją oszołomił, wytrącając z równowagi tym bardziej, że nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś podobnego – i to zwłaszcza ze swoimi zdolnościami kontrolowania ognia. Wzdrygnęła się niekontrolowanie, próbując jakkolwiek odciąć od źródła nieprzyjemnych doznań, ale to okazało się niemożliwe. Czuła wilgoć na skórze równie wyraźnie, co i drażniący zapach, który jak na zawołanie pozwolił jej przypomnieć sobie coś, czego doświadczyła wiek wcześniej.
Mieszanka benzyny i srebra – dokładnie taka sama jak ta, której użył Drake, kiedy zbuntował się przeciwko niej i nie chciał, żeby mogła się bronić. Wtedy ten drugi składnik wystarczył, żeby ograniczyć jej zdolności i uczynić całkowicie bezbronną, jednak tym razem domieszki niebezpiecznego dla istot takich jak ona kruszcu wystarczyły, by zadać ból.
Zacisnęła usta, po czym z pewnym wysiłkiem poderwała głowę, by móc spojrzeć przed siebie. Bała się poruszyć, nie chcąc ryzykować, że palenie stanie się jeszcze bardziej nieprzyjemne albo że… wydarzy się coś jeszcze bardziej nieprzyjemnego. Całą uwagę skupiała przede wszystkim na próbie kontrolowania płomieni, ogień bowiem narastał gdzieś w jej wnętrzu, gotowy w każdej chwili wydostać się na zewnątrz. Nie mogła na to pozwolić, aż nazbyt świadoma konsekwencji, które to mogłoby ze sobą nieść, a na które za żadne skarby nie miała zamiaru pozwolić. Spokojnie, spokojnie…, powtarzała w myślach niczym mantrę, jednak oszołomienie, ból i gniew tworzyły zbyt niebezpieczną mieszankę, by mogła ot tak je zignorować. Pragnęła w szale rzucić się przed siebie i rozszarpać gardło pierwszej osobie, którą uznałaby za winną tego całego szaleństwa, ale nie mogła się ruszyć; nie w obecnej sytuacji.
A potem zauważyła Lilianne i to wystarczyło, by wytrącić ją z równowagi. Dziewczyna stała kilka metrów dalej, zanosząc się niepohamowanym płaczem i raz po raz energicznie potrząsając głową. Była blada jak papier, przez co Layla tym wyraźniej zauważyła krew w kąciku jej ust. Jasne włosy miała posklejane od osoki i choć przynajmniej na pierwszy rzut oka wydawała się cała, wampirzycy oczywistym wydało się, że to wyłącznie pozory – w końcu istoty takie jak ona czy Lilly regenerowały ot tak. Dopiero po chwili zauważyła na nadgarstku przerażonej blondynki srebrzącą się bransoletkę, nie pozwalającą zagoić się głębokiej, poczerniałej na jej ręce… A tym bardziej się teleportować czy użyć mocy, co zresztą wyjaśniało, dlaczego wampirzyca była w stanie co najwyżej bezmyślnie tkwić w miejscu.
– Przepraszam… Dobra bogini, przepraszam! – wyszeptała rozgorączkowanym tonem Lilianne, kołysząc się w przód i w tył, i sprawiając wrażenie kogoś, kto jedynie cudem był w stanie utrzymać się na nogach. – Przestańcie! W tej chwili prze…
Mówiła coś jeszcze, ale Layla nie była w stanie skoncentrować się na jej słowach. W zamian spróbowała się podnieść, podświadomie czując, że powinna uciekać, to jednak okazało się niemożliwe – i to nie tylko dlatego, że ból skutecznie utrudniał jej poruszanie. Zdążyła zaledwie wesprzeć się na rękach i chwiejnie stanąć na nogi, kiedy nagłe uderzenie po raz kolejny wytrąciło ją z równowagi, w całkowicie pozbawiony delikatności sposób podrywając do góry. Już w następnej sekundzie z siłą uderzyła plecami o drzewo, ogłuszona ciosem i przeszywającym trzaskiem, który z równym powodzeniem mógł być dźwiękiem pękającego drewna, jak i… kości.
Jakaś postać zamajaczyła tuż przed nią, wręcz porażając spojrzeniem krwistoczerwonych, odrobinę pociemniałych przez obecność wypełniające powietrze krwi tęczówek. Z zaskoczeniem uświadomiła sobie, że to musiał być wampir – jeden z tych, które czasami widziała w Niebiańskiej Rezydencji i które otoczyły ją, kiedy wraz z Rufusem próbowała zabrać Isabeau. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie w geście niedowierzania, jednak nie miała nawet czasu na to, żeby uważnie przyglądać się jego twarzy, bardziej przejęta tym, że nieśmiertelny nie tylko bezceremonialnie chwycił ją za gardło, pozbawiając tchu, ale również zamachnął się, w ręku trzymając ni mniej, ni więcej, ale ostro zakończony kołek.
– Ej, Josh!
Wampir – Josh, chociaż w ogólnym zamieszaniu trudno było jej z całkowitą pewnością stwierdzić nawet tyle – na moment zesztywniał, słysząc swoje imię. W następnej sekundzie wyprostował się niczym struna i odskoczył od niej z wrzaskiem, wzdrygając się i zachowując tak, jakby coś sprawiało mu niewyobrażalne wręcz cierpienie. Jedynie uścisk nieśmiertelnego pozwalał Layli utrzymać się w pionie, a mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa, ledwo tylko dłoń nieśmiertelnego zniknęła z jej gardła. Z cichym jękiem ciężko osunęła się na ziemię, spazmatycznie chwytając oddech i próbując zrozumieć, co takiego właśnie się stało. Jej spojrzenie z pewnym wysiłkiem skoncentrowało się na Matcie i Lucasie, którzy z wyraźnym zadowoleniem przybili sobie piątkę. W tamtej chwili uprzytomniła sobie, że właśnie uratowała ją iluzja, ale nie miała siły, by jakkolwiek się nad tym zastanawiać.
Coś poruszyło się po jej lewej stronie, a w ułamek sekundy później tuż u jej boku zmaterializowała się jakaś postać. Layla wzdrygnęła się i krzyknęła, kiedy ciepłe dłonie wylądowały na jej ramionach. Gdyby nie ból i to, że wciąż nie mogła pozwolić sobie na korzystanie z mocy, najpewniej byłaby zdolna do zabicia potencjalnego przeciwnika, przynajmniej do momentu, w którym jej oczy nie spotkały się z czekoladowymi tęczówkami Rufusa. Wampir wyglądał na bliskiego wybuchu gniewu, spięty i na pierwszy rzut oka obojętny, Layla jednak wiedziała, że w jego przypadku to nie świadczy o niczym dobrym. Czuła, że drżał od nadmiaru emocji, a kiedy przyjrzała się uważniej, dostrzegła w jego oczach błysk czerwieni – przytłumiony, wciąż kontrolowany, ale jednak obecny.
– To tylko ja – rzucił spiętym tonem, zdecydowanym ruchem ustawiając ją do pionu. Zauważyła, że przez jego twarz przemknął cień, gdy dotknął jej wciąż pokrytego mieszanką srebra, nagrzanego ciała, ale nawet wtedy nie pozwolił jej się odsunąć. W zamian bardziej stanowczo otoczył ją ramieniem, bezceremonialnie podsuwając jej nadgarstek do ust. – Pij – ponaglił i zabrzmiało to jak charkot, a nie sensowne słowa, co skutecznie wybił jej z głowy jakąkolwiek dyskusję.
Nie była przekonana, ale myślenie w tamtej chwili zdecydowanie nie stanowiło jej najmocniejszej strony. Jakby tego było mało, na samą myśl o krwi jej kły wysunęły się i to tak gwałtownie, że chyba jedynie cudem nie poraniła sobie wargi. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, błyskawicznie wgryzła się w podsunięty jej nadgarstek, przez kilka następnych sekund skoncentrowana wyłącznie na krwi oraz tym, że ta rozeszła się po całym jej ciele, niosąc ze sobą przyjemne ciepłe i jakże upragnione ukojenie. Wciąż czuła ból, a myśl pokrywającym jej ciało związku sprawiała, że miała ochotę przy pierwszej okazji uciec pod prysznic, nawet gdyby to miało wiązać się obmywaniem otwartych ran, ale coś w możliwości pożywienia się sprawiło, że poczuła się lepiej.
To krzyk po raz kolejny przywołał ją do porządku. Otworzyła oczy, pośpiesznie odsuwając usta od rany i w pośpiechu mając jeszcze chwilę, by przesunąć po niej językiem i zahamować krwawienie. Rufus, który przez cały ten czas trwał w bezruchu, pozwalając jej pić, jak na zawołanie wzmógł uścisk, którym ją otaczał, by nie ryzykować, że znowu spróbuje rzucić się komukolwiek na pomoc. W tamtej chwili zapragnęła na niego warknąć, porażona jakąkolwiek próbą kontroli z jego strony, ale zdrowy rozsądek podpowiedział jej, że to nie ma sensu. W zamian poderwała głowę, by rozeznać się w sytuacji i uświadomić sobie, że problem był poważniejszy niż początkowo zakładała – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
Obecność Claudii wydawała się zarazem wyjaśniać i komplikować wszystko. Wampirzyca milczała, obojętnie spoglądając na to, co działo się na jej oczach i wydając się pilnować stojącą u jej boku Lilianne. Dziewczyna już nie płakała, a przynajmniej nie aż tak otwarcie i głośno, w zamian obojętnie spoglądając w ziemię. Wciąż lekko drżała, być może z bólu, a może ze… strachu przed stojącą tak blisko niej wampirzycą, chociaż to wydawało się niedorzeczne. Jakkolwiek by nie było, Claudia po raz kolejny znajdowała się w samym środku zamieszania, a Layla mogła się założyć, że tak, jak w Niebiańskiej Rezydencji wydawała rozkazy – z tym, że teraz nie nigdzie nie było Dimitra, który mógłby ją powstrzymać. Kasztanowe włosy nieśmiertelnej tworzyły rudawą aureolę wokół jej głowy, przez co ta wydawała się jarzyć, wyprostowana, milcząca i niebezpieczna, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Coś w widoku kobiety momentalnie wzbudziło w Layli niepokój, chociaż zdecydowanie nie należała do osób bojaźliwych, nie wspominając o tym, że to nie kochanka króla stanowiła największy problem.
Dookoła panował chaos i właśnie to było gorsze niż cokolwiek innego.
Josh (John, Eddie, Myron – cholera wie kto!) nie był jedynym ze strażników, którego Claudia zabrała ze sobą. Pavarottim udało się powstrzymać nieśmiertelnego przed zabiciem jej (albo unieszkodliwieniem, ale w jej przypadku to sprowadzało się do jednego), jednak nawet oni nie byli w stanie jednocześnie walczyć i chronić wszystkich wokół. Kątem oka zdążyła zauważyć Lucasa, który trwał w jakimś niebezpiecznym tańcu z jednym z potencjalnych przeciwników, ten jednak zniknął jej z oczu, zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co to tak naprawdę oznaczało.
Znowu usłyszała krzyk i tym razem w końcu zdołała namierzyć Irys… A także Williama, chociaż nie miała pojęcia, co takiego powinna sądzić właśnie o jego obecności. Jakkolwiek by nie było, wampir znajdował się niebezpiecznie blisko oszołomionej pół–wampirzycy, zmuszony do tego, żeby raz po raz unikać kolejnych ataków czarnowłosego przeciwnika, który za wszelką cenę usiłował dźgnąć go ostro zakończonym kołkiem w pierś. Oczy nieśmiertelnego jarzyły się na czerwonym i to wystarczyło, by Layla zrozumiała, że Will całkiem stracił cierpliwość. Jego ruchy były szybkie, precyzyjne i dzikie, a dziewczyna nie miała najmniejszych wątpliwości co do tego, że nieśmiertelny właśnie wpadł w szał, co w jego przypadku nigdy nie wróżyło dobrze.
Tak było i tym razem.
Z gardła wampira wyrwał się głośny, przyprawiający o dreszcze charkot. Jego postać na ułamek sekundy zamazała się, kiedy skoczył przed siebie, rzucając się przeciwnikowi do gardła. Nieśmiertelny znowu się zamachnął, mocno ściskając kołek i usiłując zrobić wszystko, by w końcu mieć okazję sięgnąć celu, ale Will zdecydowanie nie spieszył się do tego, by tak po prostu dać się zaszlachtować. Napędzany przez gniew i zbierającą się moc, którą nawet Layla ze swojego miejsca była w stanie poczuć równie intensywnie, jakby ta należała do niej, chłopak chwycił swojego przeciwnika za rękę, zdecydowanym ruchem wykręcić ją pod kątem, który w normalnym wypadku nie powinien mieć racji bytu, a potem…
Nawet w panującym zamieszaniu dało się usłyszeć trzask, który Layla była w stanie przyrównać wyłącznie do dźwięku kruszącej się skały. Wampir zawył, ale nawet to nie powstrzymało Williama przed ostatecznym postawieniem go ramienia i odrzucenia luźnej kończyny na tyle daleko, by ta zniknęła gdzieś poza zasięgiem wzroku wszystkich obecnych. Nie było krwi, groteskowego widoku poszarpanej skóry ani niczego innego, czego można by się spodziewać po kimś, kto właśnie stracił rękę, ale coś w widoku okaleczonego nieśmiertelnego i tak przyprawiało o zawroty głowy.
William zastygł w miejscu, przybierają pozycję sugerującą gotowość do kolejnego ataku. Jego oczy jarzyły się czerwienią, wręcz lśniąc w ciemnościach i zdradzając narastający obłęd. W przeszłości Layla widziała go w równych sytuacjach, ale w tamtej chwili wydawał się przechodzić samego siebie, w równym stopniu niebezpieczny, co i szalony. W tamtej chwili jak na zawołanie naszły ją wątpliwości co do tego, czy Will w ogóle dbał o to, kto był jego przyjacielem, a kto wrogiem. Czuła, że powinni się wycofać, póki jeszcze istniała po temu okazja, tym bardziej, że wciąż czuła wyraźną obecność mocy – wszechobecnej, narastającej i mogącej z powodzeniem pozabijać ich wszystkich.
Kolejne myśli przemykały przez jej umysł, jednak nie była w stanie skoncentrować się na którejkolwiek z nich. Chciała się ruszyć, ale nie była w stanie, zeszytą Rufus zdecydowanie by jej na to nie pozwolił, zwłaszcza, że nie wiadomo kiedy udało mu się wepchnąć ją za plecy, by łatwiej móc bronić jej i siebie. Bezwiednie zacisnęła palce na jego ramieniu, tak mocno, że wcale nie byłaby zdziwiona, gdyby później miał mieć do niej pretensje o kilka siniaków. Niespokojnie obserwowała, porażona natężeniem szaleństwa, które rozgrywało się na jej oczach i bynajmniej nie wyglądało tak, jakby miało zmierzać ku końcowi.
Claudia pojawiła się w zasięgu jej wzroku nagle, wyprostowana i zbyt pewna siebie, by Layla mogła ją zignorować. Kiedy obserwowała wampirzycę wcześniej, w ogólnym zamieszaniu nie zwróciła uwagi na to, że kobieta mogłaby się czymkolwiek wyróżniać, a jednak jakimś cudem w dłoniach dzierżyła coś, co zdecydowanie nie wróżyło dobrze: łuk i starannie naciągniętą na cięciwę strzałę. Z gracją wycelowała połyskliwy grot, mierząc w stronę Williama i nawet przez moment nie wahając się, strzeliła. Wampir błyskawicznie uskoczył, chwytając niebezpieczny pocisk w locie i błyskawicznym ruchem odrzucając go w stronę Claudii, chociaż w ten sposób zdecydowanie nie mógł zrobić jej krzywdy. Ostrze strzały wydało dziwny, przeszywający dźwięk, kiedy otarło się o ramię zaskoczonej nieśmiertelnej, przy okazji rozrywając materiał czarnej, wyszywanej złotą nitką sukni, którą miała na sobie. Kolejna ekscentryczka, która wygląda jakby urwała się ze średniowiecza, przeszło Layli przez myśl, jednak prawie natychmiast wszelakie myśli uleciały z jej głowy, kiedy zauważyła wyraz twarz kobiety.
Rubinowe tęczówki Claudii pociemniały, zwłaszcza kiedy Will rzucił jej bezczelne, wyzywające spojrzenie. Jej ruchy były szybkie i wprawne, kiedy zaś sięgnęła do przewieszonego przez ramię kołczana, nie było najmniejszych wątpliwości co do tego, że w przeszłości musiała robić to wielokrotnie. Wszystko działo się bardzo szybko, a jednak ułamki sekund wystarczyły, by Layla uświadomiła sobie, że tym razem wybrana przez kobietę strzałę była inna – i że to nie mogło skończyć się dobrze…
Nie, skoro grot był srebrny.
A Claudia zamiast w Williama, wycelowała w zastygłą w bezruchu Irys.
Chyba krzyknęła, a przynajmniej tak jej się wydawało. Spróbowała nawet skoczyć do przodu – zrobi… cokolwiek – ale Rufus nie zamierzał jej nigdzie puszczać, tym bardziej, że oboje byli za daleko. Sprawy potoczyły się błyskawicznie, a w ułamku sekundy zmieniło się dosłownie wszystko, kiedy Will przemieścił się, nagle materializując się przed Irys, żeby móc ją osłonić. Dziewczyna wrzasnęła, przywierając plecami do pnia drzewa do którego przygwoździł ją wampir, nagle znajdując się tak blisko niej, że gdyby nie sytuacja, Layla pomyślałaby, że chłopak właśnie zabierał się do tego, żeby pół-wampirzycę pocałować.
Nie zrobił tego, w zamian wydając z siebie zaskoczony okrzyk, kiedy wycelowana przez Claudię strzała jednak sięgnęła celu, zagłębiając się w plecach Williama. Spróbował oprzeć się o drzewo, do którego przyciskał Irys, układając obie dłonie na wysokości ramion dziewczyny.
– Cholera… – wyrwało mu się, a potem dosłownie poleciał na nią, tracąc równowagę i bezwładnie lądując na ziemi.
O bogini… o bogi… Nie!
Irys pozostała na swoim miejscu, blada jak papier i roztrzęsiona. Już wcześniej płakała, jednak w tamtej chwili ostatecznie coś musiało w niej pęknąć, bo nagle zaczęła niekontrolowanie zawodzić, by po chwili odsunąć się na kolana u boku Williama. Coś w jej zachowaniu oraz tym, że drżała na całym ciele, jak na zawołanie sprawiło, że Layla zapragnęła dopaść do niej, wziąć w ramiona i przynajmniej spróbować uspokoić. Instynkt opiekuńczy nie był w jej przypadku niczym nowym, zresztą Irys miała w sobie coś, co sprawiało, że w naturalny sposób pragnęło się ja chronić. Tak było i tym razem, jednak troskę i niepokój skutecznie przysłoniły dwa inne, bardziej znaczące uczucia: szok, ból i gniew tak silny, że na ułamek sekundy aż pociemniało jej przed oczami.
William.
Kiedyś byli w piątkę: Dylan, Diana, Kristin, William i ona. Teraz została ich zaledwie trójka, ale…
Nie.
– Ty…
Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, by dać upust narastającym w jej wnętrzu emocjach, jednak powstrzymała ją Kristin. Pojawiła się nagle, wydając z siebie przeciągły, przeszywający wrzask i sprawiając wrażenie co najmniej obłąkanej, kiedy pod wpływem impulsu porzuciła swojego dotychczasowego przeciwnika, rzucając się na Claudię. Początkowo zdołała wampirzycę zaskoczyć, bo ta instynktownie cofnęła się o krok, woląc być poza zasięgiem rąk rozszalałej nieśmiertelnej. Kristin syknęła gniewnie, po czym bez chwili wahania zamachnęła się na kochankę króla, jednym, zdecydowanym ciosem wybijając jej z ręki łuk. Claudia oskoczyła, sięgając po strzałę i najwyraźniej zamierzając użyć jej jak normalnego kołka, ale dziewczyna nie dała jej po temu okazji, jednym ciosem roztrzaskując drewno na kawałeczki. Przez twarz nieśmiertelnej przemknął cień, a już w następnej sekundzie rzuciła się do ataku, zdecydowanym ruchem powalając niespodziewającą się ataku Kristin na ziemię. Brunetka jęknęła i spróbowała się podnieść, ale wampirzyca nie zamierała jej na to pozwolić. Chwilę później rozległ się nieprzyjemny trzask, kiedy jak gdyby nigdy wymierzała dziewczynie celny cios w żebra, jak nic gruchocąc jej kości.
Tym razem poczuła, że puszczają jej nerwy. Spróbowała wyrwać się Rufusowi, a kiedy wyczula opór z jego strony, warknęła gniewnie, przez moment mając ochotę go poparzyć, by ją puścił. Nie zrobił tego, zdecydowanym ruchem chwytając ją za nadgarstki, a później ujmując wolną ręką pod brodę, by spojrzała mu w oczy. Coś w jego spojrzeniu ostatecznie zmusiło ją do tego, żeby się uspokoić i choć podświadomie widziała, że wampir najpewniej stosuje na niej wpływ, nie próbowała z nim walczyć.
– Zrobisz krzywdę i sobie, i mnie – syknął, chociaż doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Podświadomie czuła, że Claudia robiła to specjalnie, prowokując ją w ten sam sposób, co wcześniej pozostałych, ale mimo wszystko… Chciała ją zabić. Naprawdę chciała tę sukę zabić! – Po prostu… nie. Zaufaj mi, że…
Cokolwiek miał jej do powiedzenia, ostateczni nie dokończył, nagle podrywając głowę. Sama również wyczuła, że coś jest nie tak, porażona charakterystyczną zmianą w powietrzu, zwiastującą ni mniej, ni więcej, ale obecność mocy. Wzdrygnęła się niekontrolowanie, czując, że włoski na ramionach i karku stają jej dęba, reagując na przejmujący chłód. Poczuła znajomy zapach ozonu po burzy, jakże charakterystyczny dla telepatii, zwłaszcza w dużym natężeniu – takim, które sama potrafiłaby przy odrobinie szczęścia osiągnąć, chociaż nie miała pewności, czy wtedy byłaby w stanie nad tak potężną energią zapanować. To było niczym w porównaniu z tym, co osiągnęli, kiedy lata wcześniej współpracowali ze sobą, tworząc swoje serce, by mieć szansę w walce z Isobel, ale efekt i tak okazał się imponujący i niepokojący zarazem.
Claudia zamarła, wciąż pochylona nad Kristin. Jej palce zacisnęły się na szyi dziewczyny, ale nie próbowała wzmagać uścisku, zbyt przejęta tym, co działo się wokół niej. Wampirzyca również nie próbowała walczyć, zastygła w bezruchu i dziwnie bezradna, co zdecydowanie nie było w jej przypadku czymś normalnym. Layla wciąż pragnęła rzucić się przyjaciółce na pomoc, a później rozszarpać kochankę szwagra na kawałeczki – i to tylko po to, by wycierpiała się, zanim ostatecznie strawiłby ją ogień. Wciąż czuła pulsowanie poparzonego srebrem ciała, tym bardziej, że rany zdążyły zagoić się zaledwie częściowo za sprawą krwi wciąż obejmującego ją Rufusa. Adrenalina, która przez cały ten czas krążyła w jej ciele, stopniowo zanikała, pozostawiając wyłącznie wszechogarniające zmęczenie, ale…
Nikt nie będzie bezkarnie krzywdził moich córek!, usłyszała w głowie mentalny głos Marco i to na moment wystarczyło, żeby wytrącić ją z równowagi.
Kiedy w ułamek sekundy później spomiędzy drzew wypadli Allegra i jej ojciec, wszystko po raz kolejny zmieniło się diametralnie, a potem było już tylko gorzej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa