16 marca 2016

Sto czterdzieści cztery

Isabeau

Czuła się w sposób, którego nawet nie potrafiła opisać. Poruszała się powoli, w przesadnie wręcz ostrożny, przemyślany sposób. Jej wyostrzone zmysły wydawały się chłonąć wszystko, nagle bardziej wrażliwe i wyczulone na każdy, nawet najbardziej subtelny bodziec. To było coś nowego, czego wcześniej nie doświadczyła, a co niezmiernie przypadło jej do gustu, dając możliwości o których wcześniej mogła co najwyżej pomarzyć. Czuła się zdecydowana, silna i piękna, prawie jak podczas uroczystości, kiedy wykorzystywane energia i iluzja dawały jej znaczne pole do popisu. Tak było i tym razem, jednak Beau wyraźnie czuła różnicę zarówno w sytuacji, jak i samej sobie, chociaż nadal nie potrafiła opisać na czym polegała ta różnica.
Miała wrażenie, że balansuje na krawędzi czegoś równie fascynującego, co i wyjątkowego, i że to od niej zależało w którą ostatecznie pójdzie stronę. Ból wciąż tlił się gdzieś w jej wnętrzu, znacznie przytłumiony, ale obecny, tak jak i wciąż przechowywane cierpienie po stracie brata, które miała pielęgnować w sobie aż po kres wieczności. Przez wieki życia nieśmiertelnej zdążyła przyzwyczaić się do tego… piętna, to zaś stało się bardziej znośne i jakby odległe, co pozwalało jej normalnie funkcjonować. Potrzebowała całych lat, by dojść do perfekcji w zdolności odcinania się od tego, co sprawiało jej cierpienie, jednak ostatecznie zdołała odzyskać równowagę, żyjąc samotnie i zamykając się w swojej znajomej, bezpiecznej skorupie. Tak było łatwiej, a nie ufając w pełni nikomu, kogo spotykała na swojej drodze, była w stanie ochronić się przed cierpieniem; zwłaszcza dla kogoś, kto regularnie doświadczał wizji przyszłych katastrof, ta kwestia była nader istota, chroniąc ją przed szaleństwem.
A potem wszystko się zmieniło i zaufała Dimitrowi – ten jeden, jedyny raz, pod wpływem chwili decydując się porzucić swoje dotychczasowe środki ostrożności i pozwolić na to, żeby król zbliżył się do niej w sposób, którego nie akceptowała. Otworzyła się przed nim, pozwalając sobie na uczucie, które już raz okazało się niemalże zabójcze, chociaż sprawa z Drake'm była o wiele bardziej skomplikowana, aniżeli ktokolwiek mógłby przypuszczać. Zaryzykowała i tym samym popełniła błąd, kolejny raz narażając się na coś, przed czym uciekała przez tyle wieków – na ból.
Czy to możliwe, żeby z powodu jednej osoby czuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej serce? Najwyraźniej tak, a gdyby miała określić swoje emocje od chwili w której weszła do tamtej biblioteki, sama nie miałaby pojęcia od czego zacząć. Nadmiar bodźców sprawiał, że czuła się zagubiona, zaś sama konieczność wspominania albo patrzenia na Niego niosła ze sobą coś, czego zdecydowanie nie była w stanie zaakceptować. Przed oczami widziała znajomą twarz, ale prawda była taka, że miała wrażenie, że wspomina jakiegoś obecnego mężczyznę – i że jej mąż umarł.
To był właśnie ten rodzaj bólu: wyniszczające, przywodzące na skraj szaleństwa cierpienie, które mogłaby odczuwać po śmierci jednej z najważniejszych osób w swojej egzystencji.
Miała tego dość.
Odrzuciła ciemne włosy na plecy, prostując się niczym struna i szybkim krokiem ruszając przed siebie. Obecność Claudii działała na nią niczym czerwona płachta na byka i chociaż początkowo starała się ten stan rzeczy ignorować, nie chcąc dawać kobiecie nawet cienia satysfakcji w związku ze swoim cierpieniem, coś w słowach wampirzycy ostatecznie przekonało ją do tego, żeby przestała. Ból choć na chwilę zszedł na dalszy plan, wyparty przez nieopisany wręcz gniew, który na dłuższą chwilę przysłonił wszystko inne, dodając Isabeau siły i popychając do działania. Chwila w której po raz pierwszy uderzyła Claudię, dając upust swojej frustracji, złości i całej mieszanki skrajnych emocji, które już od dłuższego czasu narastały w jej wnętrzu, kumulując się wraz z telepatyczną mocą, okazała się cudowna, dając jej satysfakcję i poczucie kontroli nad sytuacją. Zwłaszcza to drugie sprawiło jej przyjemność, stanowiąc coś, czego nie doświadczyła od bardzo dawna i co z miejsca poprawiło jej nastrój, chociaż nie sądziła, że to w ogóle możliwe.
Dookoła panowała cisza, ale to jej nie przeszkadzało. Czuła na sobie spojrzenia zebranych – mniej lub bardziej zszokowana – ale i to nie zrobiło na niej najmniejszego nawet wrażenia. Wyprostowała się dumnie, niemalże z wdzięcznością reagując na jakiekolwiek przejawy zainteresowania. Była do tego przyzwyczajona, przez dłuższą chwilę czując się dokładnie jak podczas kolejnych uroczystości – pewna siebie, silna i w pełni przekonana o swojej sile oraz możliwościach.
Isabeau Licavoli należało się bać i teraz zamierzała uświadomić o tym Claudię.
Moc wciąż krążyły po jej ciele, rozgrzewając ją od środka i sprawiając, że jej ciało wydawało się jarzyć łagodnym, wewnętrznym blaskiem. To było przyjemne, a Beau z zaskoczeniem przekonała się, że jej moc wcale nie słabnie, chociaż już za pierwszym razem zużyła jej dość, by odczuwać co najmniej lekkie zmęczenie. Z wolna przystąpiła naprzód, przyczajona i niebezpieczna, gotowa w każdej chwili rzucić się do gardła pierwszej osobie, która zdążyłaby ją powstrzymać. W tamtej chwili nie wyobrażała sobie tego, żeby ktokolwiek okazał się do tego zdolny, o ile w ogóle istniała osoba na tyle zdesperowana, by próbować igrać z jej nerwami. Gdyby zaszła taka potrzeba, była skłonna bez mrugnięcia okiem zabić, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze – przynajmniej dla nich.
Zejdźcie mi z drogi!, zażądała, a jej mentalny głos rozszedł się dookoła, niosąc ze sobą cześć skumulowanej energii. Rozkaz przeciął powietrze, będąc niczym zmaterializowany przymus – coś, czego tylko głupiej zdecydowałby się nie usłuchać. Gniewnie zmrużyła oczy, a jej bladoniebieskie tęczówki skoncentrowały się na grupce wampirów, które trwały przy Claudii, dotychczas chroniąc ją, a w tamtej chwili sprawiając wrażenie co najmniej rozdartych. Żaden z nich nie odezwał się nawet słowem, wciąż tkwiąc na swoim miejscu i spoglądając na nią tak, jakby widzieli ją po raz pierwszy. To wystarczyło, by podsycić odczuwaną nań irytację, sprawiając, że z miejsca zapragnęła kogoś zabić, niezależnie od możliwych konsekwencji i tego, czy podobne myśli miały jakiekolwiek sens.
Drugi raz nie poprosiła. W zamian po raz kolejny uwolniła moc, pozwalając żeby ta rozeszła się dookoła potężną, śmiercionośną falą. Nie próbowała nawet zastanawiać się nad tym, w kogo trafi i czy przypadkiem nie zrani kogoś, kto powinien być dla niej ważny. Odczuwała tylko i wyłącznie gniew, ten zaś wydawał się przysłaniać wszystko inne, przywodząc ją do ostateczności; nie chciała się powstrzymywać, świadoma tylko i wyłącznie podsycanej z każdą kolejną sekundą złości raz pragnienia zadawania bólu. Jej uwaga z miejsca skupiła się na Claudii, jednak jeśli miała być ze sobą szczera, było jej wszystko jedno wobec kogo tak naprawdę wykorzysta narastającą w niej frustrację.
Tym razem moc wystarczyła, by wywołać chaos. Wyczuła wahanie i obawy zebranych, ale to tylko poprawiło jej nastrój, utwierdzając w przekonaniu o tym, że dysponowała mocą, której inny mogli co najwyżej jej pozazdrościć. Ruszyła przed siebie, pozwalając żeby złocista energia emanowała z jej ciała, sprawiając, że nawet dla postronnego, nieuzdolnionego obserwatora musiała wręcz jarzyć się w ciemnościach. Instynkt podpowiadał jej, że posuwała się za daleko i że powinna przestać, póki jeszcze mogła okazać się do tego zdolna, ale za żadne skarby nie potrafiła się do tego zmusić. Wątpliwości i sprzeczne emocje skutecznie przyprawiały ją o zawroty głowy, jednak starała się o nich nie myśleć, skoncentrowana przede wszystkim na metodycznym przesuwaniu się naprzód. Jakie właściwie znaczenie miały uczucia, skoro te z założenia pozytywne zwykle niosły ze sobą tylko i wyłącznie ból?
– Zamierzasz kryć się za plecami moich strażników, Claudio? – zadrwiła. Zdołała się uśmiechnąć, chociaż w tym geście nie było niczego, co można by uznać za właściwe albo pozytywne; był wyłącznie chłód i gniew, mieszające się ze sobą i tworzące niebezpieczne połączenie, które mogło okazać się wyjątkowo… niebezpieczne, zwłaszcza gdyby ostatecznie zdecydowała się ulec emocjom, które narastały w jej wnętrzu. – Wydawało mi się, że jesteś taka odważna… Ale czego ja się spodziewałam po zdzirze, która bierze się za cudzego męża, a wcześniej uciekała, chociaż…
– Niczego nie wiesz! – syknęła Claudia, a z jej gardła wyrwał się gniewny, zwierzęcy charkot.
Beau uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy wampirzyca bez jakiegokolwiek ostrzeżenia rzuciła się w jej stronę. Właśnie tego spodziewała się po nieśmiertelnej, specjalnie dobierając kolejne słowa w taki sposób, żeby jak najbardziej zabolało. Nie miała pewności, czego tak naprawdę spodziewała się po kobiecie, ale to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia. Liczył się efekt, a Isabeau tylko czekała na moment, w którym Claudia zdecyduje się rzucić jej do gardła, gotowa w każdej chwili odeprzeć atak. Nawet się nie zawahała, bez większego wysiłku uskakując na bok, by uniknąć zderzenia z marmurowym ciałem swojej przeciwniczki. Już w następnej sekundzie odwróciła się na pięcie i skoczyła przed siebie, odsłaniając kły i czując się na tyle zdesperowaną, by zrobić z nich użytek, nawet jeśli w przypadku Claudii wydawało się to czymś niemożliwym.
Aż zabrakło jej tchu, kiedy skoczyła na znienawidzona przez siebie kobietę, pozwalając ją na ziemię. Czuła, że jej ciało napina się, a oczy zaczynają lśnić w niebezpieczny, niezdrowy sposób, który zwłaszcza w przypadku wampira nowego rodzaju nie mógł świadczyć o niczym dobrym. Gniew po raz kolejny przybrał na sile, popychając ją do ataku i sprawiając, że Beau już nie wyobrażała sobie z tego, że mogłaby się wycofać – i to niezależenie od konsekwencji, podszeptów intuicji albo czego, co mogłoby jej podpowiadać sumienie…
Sumienie? Czym właściwie było sumienie, zwłaszcza w jej przypadku? Czy którekolwiek z nich, a już zwłaszcza Dimitr, kierowało, się czymkolwiek prócz własnych rządzy, kiedy za jej plecami robili z niej idiotkę? Co więcej, teraz to właśnie Claudia była tutaj, wydając się mieć pełną swobodę w wydawaniu rozkazów, zupełnie jakby to do niej należała najbardziej wpływowa pozycja w Mieście Nocy. Kilka dni wystarczyło, żeby wszystko zmieniło się diametralnie, a jej podobno kochający mąż uznał, że najwyraźniej jest mu wszystko jedno, która kobieta stoi u jego boku. Najwyraźniej równie nieistotne było to, że właśnie pozwalał na to, żeby Claudia – cień przeszłości; jego stwórczyni, która zostawiła go zaraz po przemianie, skazując na ból i niewiedzę – krzywdziła tych, których przez te wszystkie lata mógł uznawać za rodzinę. Gdzie było miejsce dla sumienia i miłości – na jakiekolwiek ludzkie uczucia – skoro ostatecznie wszyscy tkwili w tym szaleństwie.
No cóż, odpowiedź była oczywista: nie istniało.
Powinna była poczuć się źle z samą myślą o takim stanie rzeczy, a jednak nawet się nie skrzywiła. Wciąż odczuwała ból, ten jednak z łatwością zdołała przytłumić o wiele bardziej przystępnymi w tamtej chwili emocjami, a już zwłaszcza gniewem, który ostatecznie przysłonił wszystko wokół. To uczucie jej się podobało, tak jak i poczucie kontroli nad sytuacją, którego doznawała za każdym razem, kiedy za sprawą mocy mogła doprowadzić do tego, żeby wszyscy wokół z szacunkiem pochylali przed nią głowy, nie będąc w stanie sprzeciwić się ja poleceniom. W efekcie w pewnym momencie dotarło do niej, że tak naprawdę nie czuła już niczego prócz ponurej satysfakcji i mobilizującej złości, popychającej ją do tego, żeby walczyć, zabijać i zadawać ból; to i tak nie miało być w stanie zrekompensować tego, czego doświadczyła, a jakby tego było mało…
Och, to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia. Najbardziej uciążliwy był ból, już nie tyle niosący cierpienie, co stanowiący uciążliwy aspekt jej osobowości, którego jak najszybciej należało się pozbyć. Skupiona na ruchu, przyjemnemu poczuciu frustracji oraz tym, żeby próbować dosięgnąć trzymającej się poza zasięgiem jej rąk Claudii, odbierała niechciane fizyczne doznania jako chwilową niedogodność, której w każdej chwili mogłaby się pozbyć. Czuła, że gdyby tylko zechciała, mogłaby bez większego wysiłku się od tego odciąć; po prostu powiedzieć „stop”, pierwszy raz od wieków będąc wolną w sposób, którego przez cały ten czas oczekiwała. Jedna decyzja mogła przynieść jej ukojenie i chociaż Isabeau wiedziała, że z jakiegoś powodu powinna być czujna, w tamtej chwili wszelakie środki ostrożności wydały jej się całkowicie zbędne. Co gorszego mogło być od tego, czego doświadczała teraz, zwłaszcza po tych wszystkich dniach słabości, wątpliwości i wylanych łzach? Upokorzyła się na wszystkie możliwe sposoby, nie tylko w oczach matki i siostry, ale również osób, które zdecydowanie nie miały prawa oglądać jej w takim stanie. Dotychczas nigdy nie pozwalała sobie na to, żeby ktokolwiek mógł zobaczyć jej łzy, wątpliwości, a tym bardziej ból – coś tak osobistego, że powinno było należeć wyłącznie do niej. Dawna Isabeau była silna, a już na pewno nie pozwoliłaby sobie na podobną chwilę załamania, niezależnie od tego, czy z perspektyw niczego nieświadomych obserwatorów miała do tego prawo. Te istoty tak naprawdę nie wiedziały niczego, a już na pewno nie były nią – kapłanką z wyjątkowym darem widzenia, która przez całe swoje życie obracała się wokół najgorszych nieszczęść.
No cóż, tego jakoś nie przewidziałam… Nie jako jedynego, pomyślała, ale tym razem myśl o bracie nie przyniosła jej takiego cierpienia, jak zdążyła się do tego przyzwyczaić. To ją zaskoczyło, jednak nie miała czasu, by zastanawiać się nad tym w szczególnie długi, drobiazgowy sposób. Syknęła ostrzegawczo, wbijając roziskrzone oczy w Claudię, coraz bardziej sfrustrowana tym, że w walce wręcz ta miała nad nią fizyczna przewagę. Wampirzyca była szybka i zwinna, wydając się wręcz przewidywać ruchy Beau, chociaż ta zdecydowanie nie atakowała w impulsywny sposób; nie była głupią, nowonarodzoną nieśmiertelną, która nie miała pojęcia w jaki sposób najrozsądniej obchodzić się z przeciwnikiem. Przeżyła dość, żeby wiedzieć na co sobie pozwolić i kiedy powinna się wycofać, nawet jeśli perspektywa odwrotu zdecydowanie nie była jej na rękę.
Odskoczyła do tyłu, chcąc zyskać na czasie i zebrać myśli. Ciemne włosy na ułamek sekundy opadły jej na twarz, więc odgarnęła niesforne kosmyki zniecierpliwionym ruchem ręki. Dłonie zacisnęła w pięści i to tak mocno, że długie paznokcie wbiły jej się w skórę, jednak nawet to nie zrobiło na kapłance najmniejszego nawet wrażenia. Gniew i adrenalina sprawiły, że czuła się pobudzona i zdecydowanie zbyt pewna siebie, doświadczając czegoś, czego nie potrafiła opisać słowami, ale co z miejsca przypadło jej do gustu. Walczyła i czuła się z tym dobrze, napędzana przed skrajne emocje, zupełnie niezwiązane z tymi, które powszechnie uznawano na „dobre”. Jakaś jej cząstka od zawsze należała do mroku, co czuła od najmłodszych lat, zwłaszcza kiedy przebywali z Drake’m, choć zawsze traktowała to jako coś niewinnego, co w gruncie rzeczy nie miało znaczenia. Nie sądziła, żeby byli tak naprawdę źli, nawet jeśli nie wszystko to, co robili, mieściło się w kategorii rzeczy powszechnie akceptowanych. W przeszłości zabijała, zwykle w samoobronie, ale w jakimś stopniu sprawiało jej to przyjemność – to oraz możliwość picia krwi, która dawała jej tak wiele siły, wyostrzając zmysły i dodając jakże niezbędnej do normalnego funkcjonowania energii.
Teraz po raz kolejny pomyślała o mroku, który nosiła w sobie, a który był tym bardziej wyraźny od chwili przemiany… A może już wcześniej, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jakie odczucia wzbudzał w niej Drake. „Dzieci złego ojca i matki” – przypomniała sobie własne słowa, odnoszące się do bliźniaków, kiedy jeszcze nosiła tę dwójkę pod sercem, ale tym razem to wcale nie wydało jej się jakkolwiek niepokojącą czy niewłaściwą myślą. No cóż, dlaczego miałoby, skoro w gruncie rzeczy stwierdzała fakt, ubierając w słowa to, czego była świadoma od zawsze. Teraz przyjęła je ze spokojem i niemalże radością, zupełnie jakby po długich latach ucieczki i zaprzeczania samej sobie, ostatecznie otworzyła się na to, kim naprawdę była – i to było dobre.
Isabeau skoczyła przed siebie, wyrzucając obie ręce naprzód i usiłując zacisnąć je na gardle swojej ofiary. Wampirzyca okazała się szybsza, ale Beau wyraźnie poczuła, że jej palce zahaczają od długie, kasztanowe loki Claudii. Szarpnęła gwałtownie, czując narastającą satysfakcję, kiedy usłyszała charakterystyczny dźwięk, a w dłoni został jej pokaźny pukiel lśniących włosów. Bez chwili wahania spojrzała na przyczajoną tuż naprzeciwko niej kobietę, spoglądając wprost w rubinowe tęczówki nieśmiertelnej. Zauważyła, że rubinowe oczy Claudii rozszerzyły się do granic możliwości, kiedy dotarło do niej, co takiego właśnie miało miejsce. Zawyła gniewnie, nie tyle z bólu, ale wściekłości, przeczesując palcami włosy i swoim zachowaniem sprawiając Beau dziką satysfakcję. Gdyby to zależało tylko i wyłącznie od niej, pozbawiłaby kobietę wszystkiego, co było dla niej cenne, począwszy od włosów, na oczach i kolejnych częściach ciała kończąc.
Czuła moc, która wciąż krążyła w jej ciele, wszechobecna i niosąca ze sobą nieopisaną wręcz przyjemność. Zrozumienie pojawiło się nagle, a Isabeau wyprostowała się dumnie, zaskoczona tym, że wcześniej nie zdecydowała się na pomysł, który jak na zawołanie przyszedł jej do głowy. Poruszając się trochę jak we śnie, raz jeszcze spojrzała na Claudię – z uwagą, w niezwykle wyniosły, pozbawiony jakichkolwiek emocji sposób. Uwolnienie mocy przyszło jej z łatwością, zaraz po tym zaś wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Wampirzyca krzyknęła, równie zaskoczona i oszołomiona cierpieniem, które zgotowała jej Isabeau. Serce kapłanki zabiło szybciej z podekscytowania, kiedy nieśmiertelna z jękiem osunęła się na kolana, chwytając się za głowę i ledwo będąc w stanie zapanować nad krzykiem. Dotychczas nienaganne rysy twarzy Claudii wykrzywiły się i chociaż widać było, że starała się zapanować nad ciałem, siła telepatycznego ataku skutecznie jej to uniemożliwiła. Beau nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem posunęła się aż tak daleko, by próbować kogokolwiek torturować, dotychczas nie przekraczając granic, które już dawno temu narzucili sobie z rodzeństwem, jednak w tamtej chwili niepisane zasady z przeszłości nie miały znaczenia.
– Isabeau! – Krzyk Layli wdarł się do jej podświadomości, na moment sprowadzając ją na ziemię, jednak nawet to nie wystarczało do tego, żeby jakkolwiek zareagowała. – Beau, przestań! Przestań, bo…
Cokolwiek miała do dodania jej siostra, Isabeau nie zamierzała tego słuchać. Stała wyprostowana, z dziką satysfakcją spoglądając na wijącą się na ziemi Claudię i czując, że coś w niej się zmienia – bardzo subtelnie, w prawie nieznaczący sposób, ale jednak. Miała wrażenie, że balansuje na krawędzi czegoś wyjątkowego, o znaczeniu tak wielkim, że nawet gdyby zechciała, nie byłaby w stanie tego zignorować. Chciała brnąć w to dalej, napawając się uczuciami, które do tej pory były jej obce i które na własne życzenie usiłowała trzymać od siebie z daleka. Nie czuła strachu, a wszelakie wątpliwości zniknęły równie nagle, co się pojawiły, schodząc na dalszy plan – pozbawione znaczenia i sensu, niczym odległy sen, który z łatwością można było wyrzucić z pamięci. Teraz wszystko zależało tylko i wyłącznie od niej, a gdyby jednak podjęła decyzję, znajdując w sobie dość odwagi, bo posunąć się o ten krok dalej, tym bardziej, że…
Właściwie… dlaczego nie?
Już i tak niczego nie miała do stracenia.
Uśmiechnęła się pod nosem, tym razem w szczery, zupełnie niewymuszony sposób. Zadawała ból i to sprawiało jej przyjemność, wręcz doprowadzając do tego, że chciała więcej. Patrzenie na cierpienie Claudii było dobre i choć nie powinna odczuwać tego nawet względem kogoś takiego, Isabeau zapragnęła doświadczyć o wiele więcej; ten ból był dopiero początkiem, a sama myśl o tym wzbudziła w niej satysfakcję nad którą nawet nie próbowała zapanowywać.
Z chwilą, w której ostatecznie poddała się tym nowym emocjom, ból i strach ostatecznie zniknęły, a Isabeau po raz pierwszy od wieków poczuła się naprawdę wolna.

1 komentarz:

  1. Cześć. :) Muszę przyznać, że czytając jak Claudia dostaje łomot (w pierwszej chwili chciałam napisać Octavia, o.O) vieszylam sie jak dziecko. Wreszcie ktoś jej pokazał, gdzie jest jej miejsce. I Allgera również dobrze jej powiedziała, chociaż było widać jak bardzo wampirzycy się nie podobają słowa kapłanki. Ale kto by się patrzył na to co się podoba takiej osobie? Ktoś musi jej pokazać, gdzie jest jej miejsce zanim zrobi się jeszcze większy bałagan. Jestem zdziwiona, że Dimitr wcale nie reaguje, chociaż kto wie czy przy nim czegoś nie majstrowała. Przecież nie mógłby pozwolić na coś takiego!
    Beau... Ech, z jednej strony się cieszę z tego co zrobiła, a z drugiej sama nie wiem. To dość ciężkie, ale po tym co jej zrobili miała pełne prawo do tego, żeby się "wyłączyć". Jestem za to ciekawa reakcji Dimitra na to, że jego ukochana postanowiła to zrobić.^^ Chociaż może jak Claudia wrócić do rezydencji to będzie zbyt zajęty nią, aby zwrócić uwagę na żonę. :3 Lubisz używać w takich momentach, kiedy robi się najciekawiej. Gdybym miała spełnić każda obietnice, która złożyłam, że Cię przez takie końcówki zabije już dawno by Cie tu nie było  xDD Ale znaj moje dobre serce. C:
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. I duuuuuużo weny!! :* <3
    Gabi.

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa