Isabeau
Czuła się w sposób,
którego nawet nie potrafiła opisać. Poruszała się powoli, w przesadnie
wręcz ostrożny, przemyślany sposób. Jej wyostrzone zmysły wydawały się chłonąć
wszystko, nagle bardziej wrażliwe i wyczulone na każdy, nawet najbardziej
subtelny bodziec. To było coś nowego, czego wcześniej nie doświadczyła, a co
niezmiernie przypadło jej do gustu, dając możliwości o których wcześniej
mogła co najwyżej pomarzyć. Czuła się zdecydowana, silna i piękna, prawie
jak podczas uroczystości, kiedy wykorzystywane energia i iluzja dawały jej
znaczne pole do popisu. Tak było i tym razem, jednak Beau wyraźnie czuła
różnicę zarówno w sytuacji, jak i samej sobie, chociaż nadal nie
potrafiła opisać na czym polegała ta różnica.
Miała
wrażenie, że balansuje na krawędzi czegoś równie fascynującego, co i wyjątkowego,
i że to od niej zależało w którą ostatecznie pójdzie stronę. Ból
wciąż tlił się gdzieś w jej wnętrzu, znacznie przytłumiony, ale obecny,
tak jak i wciąż przechowywane cierpienie po stracie brata, które miała pielęgnować
w sobie aż po kres wieczności. Przez wieki życia nieśmiertelnej zdążyła
przyzwyczaić się do tego… piętna, to zaś stało się bardziej znośne i jakby
odległe, co pozwalało jej normalnie funkcjonować. Potrzebowała całych lat, by
dojść do perfekcji w zdolności odcinania się od tego, co sprawiało jej
cierpienie, jednak ostatecznie zdołała odzyskać równowagę, żyjąc samotnie i zamykając
się w swojej znajomej, bezpiecznej skorupie. Tak było łatwiej, a nie
ufając w pełni nikomu, kogo spotykała na swojej drodze, była w stanie
ochronić się przed cierpieniem; zwłaszcza dla kogoś, kto regularnie doświadczał
wizji przyszłych katastrof, ta kwestia była nader istota, chroniąc ją przed
szaleństwem.
A potem
wszystko się zmieniło i zaufała Dimitrowi – ten jeden, jedyny raz, pod
wpływem chwili decydując się porzucić swoje dotychczasowe środki ostrożności i pozwolić
na to, żeby król zbliżył się do niej w sposób, którego nie akceptowała.
Otworzyła się przed nim, pozwalając sobie na uczucie, które już raz okazało się
niemalże zabójcze, chociaż sprawa z Drake'm była o wiele bardziej
skomplikowana, aniżeli ktokolwiek mógłby przypuszczać. Zaryzykowała i tym
samym popełniła błąd, kolejny raz narażając się na coś, przed czym uciekała
przez tyle wieków – na ból.
Czy to
możliwe, żeby z powodu jednej osoby czuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej
serce? Najwyraźniej tak, a gdyby miała określić swoje emocje od chwili w której
weszła do tamtej biblioteki, sama nie miałaby pojęcia od czego zacząć. Nadmiar
bodźców sprawiał, że czuła się zagubiona, zaś sama konieczność wspominania albo
patrzenia na Niego niosła ze sobą coś, czego zdecydowanie nie była w stanie
zaakceptować. Przed oczami widziała znajomą twarz, ale prawda była taka, że
miała wrażenie, że wspomina jakiegoś obecnego mężczyznę – i że jej mąż
umarł.
To był
właśnie ten rodzaj bólu: wyniszczające, przywodzące na skraj szaleństwa
cierpienie, które mogłaby odczuwać po śmierci jednej z najważniejszych
osób w swojej egzystencji.
Miała tego
dość.
Odrzuciła
ciemne włosy na plecy, prostując się niczym struna i szybkim krokiem
ruszając przed siebie. Obecność Claudii działała na nią niczym czerwona płachta
na byka i chociaż początkowo starała się ten stan rzeczy ignorować, nie
chcąc dawać kobiecie nawet cienia satysfakcji w związku ze swoim cierpieniem,
coś w słowach wampirzycy ostatecznie przekonało ją do tego, żeby
przestała. Ból choć na chwilę zszedł na dalszy plan, wyparty przez nieopisany
wręcz gniew, który na dłuższą chwilę przysłonił wszystko inne, dodając Isabeau
siły i popychając do działania. Chwila w której po raz pierwszy
uderzyła Claudię, dając upust swojej frustracji, złości i całej mieszanki
skrajnych emocji, które już od dłuższego czasu narastały w jej wnętrzu,
kumulując się wraz z telepatyczną mocą, okazała się cudowna, dając jej
satysfakcję i poczucie kontroli nad sytuacją. Zwłaszcza to drugie sprawiło
jej przyjemność, stanowiąc coś, czego nie doświadczyła od bardzo dawna i co
z miejsca poprawiło jej nastrój, chociaż nie sądziła, że to w ogóle
możliwe.
Dookoła
panowała cisza, ale to jej nie przeszkadzało. Czuła na sobie spojrzenia
zebranych – mniej lub bardziej zszokowana – ale i to nie zrobiło na niej
najmniejszego nawet wrażenia. Wyprostowała się dumnie, niemalże z wdzięcznością
reagując na jakiekolwiek przejawy zainteresowania. Była do tego przyzwyczajona,
przez dłuższą chwilę czując się dokładnie jak podczas kolejnych uroczystości –
pewna siebie, silna i w pełni przekonana o swojej sile oraz
możliwościach.
Isabeau
Licavoli należało się bać i teraz zamierzała uświadomić o tym Claudię.
Moc wciąż
krążyły po jej ciele, rozgrzewając ją od środka i sprawiając, że jej ciało
wydawało się jarzyć łagodnym, wewnętrznym blaskiem. To było przyjemne, a Beau
z zaskoczeniem przekonała się, że jej moc wcale nie słabnie, chociaż już
za pierwszym razem zużyła jej dość, by odczuwać co najmniej lekkie zmęczenie. Z wolna
przystąpiła naprzód, przyczajona i niebezpieczna, gotowa w każdej
chwili rzucić się do gardła pierwszej osobie, która zdążyłaby ją powstrzymać. W tamtej
chwili nie wyobrażała sobie tego, żeby ktokolwiek okazał się do tego zdolny, o ile
w ogóle istniała osoba na tyle zdesperowana, by próbować igrać z jej
nerwami. Gdyby zaszła taka potrzeba, była skłonna bez mrugnięcia okiem zabić, a to
zdecydowanie nie wróżyło dobrze – przynajmniej dla nich.
Zejdźcie mi z drogi!, zażądała, a jej
mentalny głos rozszedł się dookoła, niosąc ze sobą cześć skumulowanej energii.
Rozkaz przeciął powietrze, będąc niczym zmaterializowany przymus – coś, czego
tylko głupiej zdecydowałby się nie usłuchać. Gniewnie zmrużyła oczy, a jej
bladoniebieskie tęczówki skoncentrowały się na grupce wampirów, które trwały
przy Claudii, dotychczas chroniąc ją, a w tamtej chwili sprawiając
wrażenie co najmniej rozdartych. Żaden z nich nie odezwał się nawet
słowem, wciąż tkwiąc na swoim miejscu i spoglądając na nią tak, jakby
widzieli ją po raz pierwszy. To wystarczyło, by podsycić odczuwaną nań
irytację, sprawiając, że z miejsca zapragnęła kogoś zabić, niezależnie od możliwych
konsekwencji i tego, czy podobne myśli miały jakiekolwiek sens.
Drugi raz
nie poprosiła. W zamian po raz kolejny uwolniła moc, pozwalając żeby ta
rozeszła się dookoła potężną, śmiercionośną falą. Nie próbowała nawet
zastanawiać się nad tym, w kogo trafi i czy przypadkiem nie zrani
kogoś, kto powinien być dla niej
ważny. Odczuwała tylko i wyłącznie gniew, ten zaś wydawał się przysłaniać
wszystko inne, przywodząc ją do ostateczności; nie chciała się powstrzymywać,
świadoma tylko i wyłącznie podsycanej z każdą kolejną sekundą złości
raz pragnienia zadawania bólu. Jej uwaga z miejsca skupiła się na Claudii,
jednak jeśli miała być ze sobą szczera, było jej wszystko jedno wobec kogo tak
naprawdę wykorzysta narastającą w niej frustrację.
Tym razem
moc wystarczyła, by wywołać chaos. Wyczuła wahanie i obawy zebranych, ale
to tylko poprawiło jej nastrój, utwierdzając w przekonaniu o tym, że
dysponowała mocą, której inny mogli co najwyżej jej pozazdrościć. Ruszyła przed
siebie, pozwalając żeby złocista energia emanowała z jej ciała,
sprawiając, że nawet dla postronnego, nieuzdolnionego obserwatora musiała wręcz
jarzyć się w ciemnościach. Instynkt podpowiadał jej, że posuwała się za
daleko i że powinna przestać, póki jeszcze mogła okazać się do tego
zdolna, ale za żadne skarby nie potrafiła się do tego zmusić. Wątpliwości i sprzeczne
emocje skutecznie przyprawiały ją o zawroty głowy, jednak starała się o nich
nie myśleć, skoncentrowana przede wszystkim na metodycznym przesuwaniu się naprzód.
Jakie właściwie znaczenie miały uczucia, skoro te z założenia pozytywne
zwykle niosły ze sobą tylko i wyłącznie ból?
–
Zamierzasz kryć się za plecami moich strażników, Claudio? – zadrwiła. Zdołała się
uśmiechnąć, chociaż w tym geście nie było niczego, co można by uznać za
właściwe albo pozytywne; był wyłącznie chłód i gniew, mieszające się ze
sobą i tworzące niebezpieczne połączenie, które mogło okazać się
wyjątkowo… niebezpieczne, zwłaszcza gdyby ostatecznie zdecydowała się ulec
emocjom, które narastały w jej wnętrzu. – Wydawało mi się, że jesteś taka
odważna… Ale czego ja się spodziewałam po zdzirze, która bierze się za cudzego
męża, a wcześniej uciekała, chociaż…
– Niczego
nie wiesz! – syknęła Claudia, a z jej gardła wyrwał się gniewny,
zwierzęcy charkot.
Beau
uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy wampirzyca bez jakiegokolwiek ostrzeżenia
rzuciła się w jej stronę. Właśnie tego spodziewała się po nieśmiertelnej,
specjalnie dobierając kolejne słowa w taki sposób, żeby jak najbardziej
zabolało. Nie miała pewności, czego tak naprawdę spodziewała się po kobiecie,
ale to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia. Liczył się efekt, a Isabeau
tylko czekała na moment, w którym Claudia zdecyduje się rzucić jej do
gardła, gotowa w każdej chwili odeprzeć atak. Nawet się nie zawahała, bez
większego wysiłku uskakując na bok, by uniknąć zderzenia z marmurowym ciałem
swojej przeciwniczki. Już w następnej sekundzie odwróciła się na pięcie i skoczyła
przed siebie, odsłaniając kły i czując się na tyle zdesperowaną, by zrobić
z nich użytek, nawet jeśli w przypadku Claudii wydawało się to czymś
niemożliwym.
Aż zabrakło
jej tchu, kiedy skoczyła na znienawidzona przez siebie kobietę, pozwalając ją
na ziemię. Czuła, że jej ciało napina się, a oczy zaczynają lśnić w niebezpieczny,
niezdrowy sposób, który zwłaszcza w przypadku wampira nowego rodzaju nie
mógł świadczyć o niczym dobrym. Gniew po raz kolejny przybrał na sile,
popychając ją do ataku i sprawiając, że Beau już nie wyobrażała sobie z tego,
że mogłaby się wycofać – i to niezależenie od konsekwencji, podszeptów
intuicji albo czego, co mogłoby jej podpowiadać sumienie…
Sumienie?
Czym właściwie było sumienie,
zwłaszcza w jej przypadku? Czy którekolwiek z nich, a już
zwłaszcza Dimitr, kierowało, się czymkolwiek prócz własnych rządzy, kiedy za
jej plecami robili z niej idiotkę? Co więcej, teraz to właśnie Claudia
była tutaj, wydając się mieć pełną swobodę w wydawaniu rozkazów, zupełnie
jakby to do niej należała najbardziej wpływowa pozycja w Mieście Nocy.
Kilka dni wystarczyło, żeby wszystko zmieniło się diametralnie, a jej
podobno kochający mąż uznał, że
najwyraźniej jest mu wszystko jedno, która kobieta stoi u jego boku.
Najwyraźniej równie nieistotne było to, że właśnie pozwalał na to, żeby Claudia
– cień przeszłości; jego stwórczyni, która zostawiła go zaraz po przemianie,
skazując na ból i niewiedzę – krzywdziła tych, których przez te wszystkie
lata mógł uznawać za rodzinę. Gdzie było miejsce dla sumienia i miłości –
na jakiekolwiek ludzkie uczucia – skoro ostatecznie wszyscy tkwili w tym
szaleństwie.
No cóż,
odpowiedź była oczywista: nie istniało.
Powinna
była poczuć się źle z samą myślą o takim stanie rzeczy, a jednak
nawet się nie skrzywiła. Wciąż odczuwała ból, ten jednak z łatwością
zdołała przytłumić o wiele bardziej przystępnymi w tamtej chwili
emocjami, a już zwłaszcza gniewem, który ostatecznie przysłonił wszystko
wokół. To uczucie jej się podobało, tak jak i poczucie kontroli nad
sytuacją, którego doznawała za każdym razem, kiedy za sprawą mocy mogła doprowadzić
do tego, żeby wszyscy wokół z szacunkiem pochylali przed nią głowy, nie
będąc w stanie sprzeciwić się ja poleceniom. W efekcie w pewnym
momencie dotarło do niej, że tak naprawdę nie czuła już niczego prócz ponurej
satysfakcji i mobilizującej złości, popychającej ją do tego, żeby walczyć,
zabijać i zadawać ból; to i tak nie miało być w stanie zrekompensować
tego, czego doświadczyła, a jakby tego było mało…
Och, to w gruncie
rzeczy nie miało znaczenia. Najbardziej uciążliwy był ból, już nie tyle niosący
cierpienie, co stanowiący uciążliwy aspekt jej osobowości, którego jak
najszybciej należało się pozbyć. Skupiona na ruchu, przyjemnemu poczuciu
frustracji oraz tym, żeby próbować dosięgnąć trzymającej się poza zasięgiem jej
rąk Claudii, odbierała niechciane fizyczne doznania jako chwilową niedogodność,
której w każdej chwili mogłaby się pozbyć. Czuła, że gdyby tylko
zechciała, mogłaby bez większego wysiłku się od tego odciąć; po prostu
powiedzieć „stop”, pierwszy raz od wieków będąc wolną w sposób, którego
przez cały ten czas oczekiwała. Jedna decyzja mogła przynieść jej ukojenie i chociaż
Isabeau wiedziała, że z jakiegoś powodu powinna być czujna, w tamtej
chwili wszelakie środki ostrożności wydały jej się całkowicie zbędne. Co
gorszego mogło być od tego, czego doświadczała teraz, zwłaszcza po tych
wszystkich dniach słabości, wątpliwości i wylanych łzach? Upokorzyła się
na wszystkie możliwe sposoby, nie tylko w oczach matki i siostry, ale
również osób, które zdecydowanie nie miały prawa oglądać jej w takim
stanie. Dotychczas nigdy nie pozwalała sobie na to, żeby ktokolwiek mógł
zobaczyć jej łzy, wątpliwości, a tym bardziej ból – coś tak osobistego, że
powinno było należeć wyłącznie do niej. Dawna Isabeau była silna, a już na
pewno nie pozwoliłaby sobie na podobną chwilę załamania, niezależnie od tego,
czy z perspektyw niczego nieświadomych obserwatorów miała do tego prawo.
Te istoty tak naprawdę nie wiedziały niczego, a już na pewno nie były nią
– kapłanką z wyjątkowym darem widzenia, która przez całe swoje życie
obracała się wokół najgorszych nieszczęść.
No cóż, tego jakoś nie przewidziałam… Nie
jako jedynego, pomyślała, ale tym razem myśl o bracie nie przyniosła
jej takiego cierpienia, jak zdążyła się do tego przyzwyczaić. To ją zaskoczyło,
jednak nie miała czasu, by zastanawiać się nad tym w szczególnie długi,
drobiazgowy sposób. Syknęła ostrzegawczo, wbijając roziskrzone oczy w Claudię,
coraz bardziej sfrustrowana tym, że w walce wręcz ta miała nad nią
fizyczna przewagę. Wampirzyca była szybka i zwinna, wydając się wręcz
przewidywać ruchy Beau, chociaż ta zdecydowanie nie atakowała w impulsywny
sposób; nie była głupią, nowonarodzoną nieśmiertelną, która nie miała pojęcia w jaki
sposób najrozsądniej obchodzić się z przeciwnikiem. Przeżyła dość, żeby
wiedzieć na co sobie pozwolić i kiedy powinna się wycofać, nawet jeśli
perspektywa odwrotu zdecydowanie nie była jej na rękę.
Odskoczyła
do tyłu, chcąc zyskać na czasie i zebrać myśli. Ciemne włosy na ułamek
sekundy opadły jej na twarz, więc odgarnęła niesforne kosmyki zniecierpliwionym
ruchem ręki. Dłonie zacisnęła w pięści i to tak mocno, że długie
paznokcie wbiły jej się w skórę, jednak nawet to nie zrobiło na kapłance
najmniejszego nawet wrażenia. Gniew i adrenalina sprawiły, że czuła się pobudzona
i zdecydowanie zbyt pewna siebie, doświadczając czegoś, czego nie
potrafiła opisać słowami, ale co z miejsca przypadło jej do gustu.
Walczyła i czuła się z tym dobrze, napędzana przed skrajne emocje,
zupełnie niezwiązane z tymi, które powszechnie uznawano na „dobre”. Jakaś
jej cząstka od zawsze należała do mroku, co czuła od najmłodszych lat,
zwłaszcza kiedy przebywali z Drake’m, choć zawsze traktowała to jako coś
niewinnego, co w gruncie rzeczy nie miało znaczenia. Nie sądziła, żeby
byli tak naprawdę źli, nawet jeśli nie wszystko to, co robili, mieściło się w kategorii
rzeczy powszechnie akceptowanych. W przeszłości zabijała, zwykle w samoobronie,
ale w jakimś stopniu sprawiało jej to przyjemność – to oraz możliwość
picia krwi, która dawała jej tak wiele siły, wyostrzając zmysły i dodając
jakże niezbędnej do normalnego funkcjonowania energii.
Teraz po
raz kolejny pomyślała o mroku, który nosiła w sobie, a który był
tym bardziej wyraźny od chwili przemiany… A może już wcześniej, zwłaszcza
biorąc pod uwagę to, jakie odczucia wzbudzał w niej Drake. „Dzieci złego
ojca i matki” – przypomniała sobie własne słowa, odnoszące się do
bliźniaków, kiedy jeszcze nosiła tę dwójkę pod sercem, ale tym razem to wcale
nie wydało jej się jakkolwiek niepokojącą czy niewłaściwą myślą. No cóż, dlaczego
miałoby, skoro w gruncie rzeczy stwierdzała fakt, ubierając w słowa
to, czego była świadoma od zawsze. Teraz przyjęła je ze spokojem i niemalże
radością, zupełnie jakby po długich latach ucieczki i zaprzeczania samej
sobie, ostatecznie otworzyła się na to, kim naprawdę była – i to było
dobre.
Isabeau
skoczyła przed siebie, wyrzucając obie ręce naprzód i usiłując zacisnąć je
na gardle swojej ofiary. Wampirzyca okazała się szybsza, ale Beau wyraźnie
poczuła, że jej palce zahaczają od długie, kasztanowe loki Claudii. Szarpnęła gwałtownie,
czując narastającą satysfakcję, kiedy usłyszała charakterystyczny dźwięk, a w dłoni
został jej pokaźny pukiel lśniących włosów. Bez chwili wahania spojrzała na
przyczajoną tuż naprzeciwko niej kobietę, spoglądając wprost w rubinowe
tęczówki nieśmiertelnej. Zauważyła, że rubinowe oczy Claudii rozszerzyły się do
granic możliwości, kiedy dotarło do niej, co takiego właśnie miało miejsce.
Zawyła gniewnie, nie tyle z bólu, ale wściekłości, przeczesując palcami
włosy i swoim zachowaniem sprawiając Beau dziką satysfakcję. Gdyby to
zależało tylko i wyłącznie od niej, pozbawiłaby kobietę wszystkiego, co
było dla niej cenne, począwszy od włosów, na oczach i kolejnych częściach
ciała kończąc.
Czuła moc,
która wciąż krążyła w jej ciele, wszechobecna i niosąca ze sobą nieopisaną
wręcz przyjemność. Zrozumienie pojawiło się nagle, a Isabeau wyprostowała
się dumnie, zaskoczona tym, że wcześniej nie zdecydowała się na pomysł, który
jak na zawołanie przyszedł jej do głowy. Poruszając się trochę jak we śnie, raz
jeszcze spojrzała na Claudię – z uwagą, w niezwykle wyniosły,
pozbawiony jakichkolwiek emocji sposób. Uwolnienie mocy przyszło jej z łatwością,
zaraz po tym zaś wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Wampirzyca krzyknęła,
równie zaskoczona i oszołomiona cierpieniem, które zgotowała jej Isabeau.
Serce kapłanki zabiło szybciej z podekscytowania, kiedy nieśmiertelna z jękiem
osunęła się na kolana, chwytając się za głowę i ledwo będąc w stanie
zapanować nad krzykiem. Dotychczas nienaganne rysy twarzy Claudii wykrzywiły
się i chociaż widać było, że starała się zapanować nad ciałem, siła telepatycznego
ataku skutecznie jej to uniemożliwiła. Beau nie przypominała sobie, kiedy
ostatnim razem posunęła się aż tak daleko, by próbować kogokolwiek torturować, dotychczas
nie przekraczając granic, które już dawno temu narzucili sobie z rodzeństwem,
jednak w tamtej chwili niepisane zasady z przeszłości nie miały
znaczenia.
– Isabeau!
– Krzyk Layli wdarł się do jej podświadomości, na moment sprowadzając ją na
ziemię, jednak nawet to nie wystarczało do tego, żeby jakkolwiek zareagowała. –
Beau, przestań! Przestań, bo…
Cokolwiek
miała do dodania jej siostra, Isabeau nie zamierzała tego słuchać. Stała
wyprostowana, z dziką satysfakcją spoglądając na wijącą się na ziemi
Claudię i czując, że coś w niej się zmienia – bardzo subtelnie, w prawie
nieznaczący sposób, ale jednak. Miała wrażenie, że balansuje na krawędzi czegoś
wyjątkowego, o znaczeniu tak wielkim, że nawet gdyby zechciała, nie byłaby
w stanie tego zignorować. Chciała brnąć w to dalej, napawając się
uczuciami, które do tej pory były jej obce i które na własne życzenie
usiłowała trzymać od siebie z daleka. Nie czuła strachu, a wszelakie
wątpliwości zniknęły równie nagle, co się pojawiły, schodząc na dalszy plan –
pozbawione znaczenia i sensu, niczym odległy sen, który z łatwością można
było wyrzucić z pamięci. Teraz wszystko zależało tylko i wyłącznie od
niej, a gdyby jednak podjęła decyzję, znajdując w sobie dość odwagi,
bo posunąć się o ten krok dalej, tym bardziej, że…
Właściwie…
dlaczego nie?
Już i tak
niczego nie miała do stracenia.
Uśmiechnęła
się pod nosem, tym razem w szczery, zupełnie niewymuszony sposób. Zadawała
ból i to sprawiało jej przyjemność, wręcz doprowadzając do tego, że
chciała więcej. Patrzenie na cierpienie Claudii było dobre i choć nie
powinna odczuwać tego nawet względem kogoś takiego, Isabeau zapragnęła doświadczyć
o wiele więcej; ten ból był dopiero początkiem, a sama myśl o tym
wzbudziła w niej satysfakcję nad którą nawet nie próbowała zapanowywać.
Z chwilą, w której
ostatecznie poddała się tym nowym emocjom,
ból i strach ostatecznie zniknęły, a Isabeau po raz pierwszy od
wieków poczuła się naprawdę wolna.
Cześć. :) Muszę przyznać, że czytając jak Claudia dostaje łomot (w pierwszej chwili chciałam napisać Octavia, o.O) vieszylam sie jak dziecko. Wreszcie ktoś jej pokazał, gdzie jest jej miejsce. I Allgera również dobrze jej powiedziała, chociaż było widać jak bardzo wampirzycy się nie podobają słowa kapłanki. Ale kto by się patrzył na to co się podoba takiej osobie? Ktoś musi jej pokazać, gdzie jest jej miejsce zanim zrobi się jeszcze większy bałagan. Jestem zdziwiona, że Dimitr wcale nie reaguje, chociaż kto wie czy przy nim czegoś nie majstrowała. Przecież nie mógłby pozwolić na coś takiego!
OdpowiedzUsuńBeau... Ech, z jednej strony się cieszę z tego co zrobiła, a z drugiej sama nie wiem. To dość ciężkie, ale po tym co jej zrobili miała pełne prawo do tego, żeby się "wyłączyć". Jestem za to ciekawa reakcji Dimitra na to, że jego ukochana postanowiła to zrobić.^^ Chociaż może jak Claudia wrócić do rezydencji to będzie zbyt zajęty nią, aby zwrócić uwagę na żonę. :3 Lubisz używać w takich momentach, kiedy robi się najciekawiej. Gdybym miała spełnić każda obietnice, która złożyłam, że Cię przez takie końcówki zabije już dawno by Cie tu nie było xDD Ale znaj moje dobre serce. C:
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. I duuuuuużo weny!! :* <3
Gabi.