Layla
Wzburzona woda raz po raz
uderzała o ścianę klifu. Layla spokojnym krokiem szła po wąskiej plaży
u stóp urwiska, wpatrując się w srebrzysty w tym oświetleniu
piasek. Odłamki krzemu tłumiły jej kroki, przez co doskonale słyszała swój
przyspieszony oddech oraz trzepocące się w piersi serce. Natura zawsze
miała w sobie coś kojącego, ale tym razem szum wody sprawił, że
dotychczasowy niepokój wzrósł i już nie była w stanie nad nim
zapanować. Bała się, ale nie o siebie, ale o Rufusa – ta jednak
kwestia nie podlegała dyskusji, chociaż Layla wciąż wolała myśleć, że jednak
jakimś cudem się pomyliła.
Ślady krwi
zniknęły i teoretycznie powinna czuć się tym odkryciem uspokojona, ale to
wydawało się niemal abstrakcyjne. Rufus szybko się regenerował, ale mimo
wszystko coś go zraniło; nie wierzyła w to, żeby przypadkiem się skaleczył
albo jakkolwiek sam przyczynił się do utraty krwi, bo to po prostu nie było do
niego podobne. Szalony czy nie, Rufus wciąż pozostawał dostatecznie świadomy,
żeby podświadomie unikać niebezpieczeństw.
Layla
skrzywiła się, czując się nieswojo. Klif i plaża chyba już nigdy nie miały
jej się kojarzyć z czymś dobrym, bo chociaż wiedziała, że to
prawdopodobnie w tym miejscu Carlisle oświadczył się Esme, bardziej żywe
było wspomnienie upadku Isabeau albo przebudzenia o którym siostra jej
opowiadała. Teraz na dodatek poziom wody wydawał się podnieść, a przynajmniej
tak się Layli wydawało, bo do tej pory nie odważyła się sama z siebie
wkroczyć na przepełnioną wspomnieniami plażę. Teraz nie miała czasu na to, żeby
koncentrować się na tym miejscu, ale i tak czuła się źle.
Zatrzymała
się, chociaż niechętnie, ale nie miała innego wyboru. Szła bardzo blisko ściany
klifu, bo woda uniemożliwiała bardziej swobodne poruszanie. Najwyraźniej
niedawne opady musiały podnieść poziom zbiornika, bo nie przypominała sobie,
żeby ktokolwiek mówił, że plaża jest aż tak wąska. Zmartwiło ją to, bo sama już
nie miała pojęcia, gdzie powinna szukać Rufusa, w nie chciała nawet brać
pod uwagę tego, że…
Z
niepokojem spojrzała na atramentową wodę. Żywioły bywały niebezpieczne, ale to
zwykle ogień robił najwięcej złego, jeśli chodziło o nieśmiertelnych,
nigdy jednak nie słyszała o przypadkach utonięć. Nie było tak silnego
prądu, który mógłby się równać wampirzej sile, wiedziała zresztą od Isabeau, że
takim jak ona czy Rufus tlen jest już zbędny, jednak perspektywa i tak
była niepokojąca.
Gdzie
jesteś?, pomyślała, chociaż wiedziała, że nie otrzyma odpowiedzi. Nawet nie
próbowała się wysilać, żeby wykorzystać telepatyczne zdolności, bo Rufus
i tak nie był w stanie odczytać jej mentalnych nawoływań.
Wiatr
rozwiał jej jasne włosy, rozpraszając ją kolejną dawką niepowiązanych ze sobą
zapachów. Już nie potrafiła wyczuć Rufusa, obojętnie jak bardzo się starała.
Nie widziała już krwi i jedynie instynkt podpowiadał jej, że znajduje się
w dobrym miejscu. Nie było możliwości, żeby się pomyliła. Rufus nie mógł
pójść nigdzie indziej, tym bardziej, jeśli faktycznie był ranny. Nie miała
pojęcia, dlaczego w ogóle zdecydował się zejść w dół klifu, ale
obawiała się, że to niekoniecznie była jego decyzja. Napięta do granic
możliwości, czynnie rozglądała się dookoła, szukając jakiejkolwiek wskazówki
albo czegoś, co świadczyłoby o czyjejkolwiek obecności, ale otaczają ją
wyłącznie pustka.
Panika
wzrastała, chociaż to wydawało się bezsensowne. Niewiele myśląc, Layla
skoncentrowała się i rozesłała na wszystkie strony myśl sondującą,
telepatycznie przeczesując teren w promieniu kilku kilometrów. Miała już
dość wprawy, żeby wychwytywać tylko te informacje, które ją interesowały,
dlatego bez trudu odcięła się od bodźców, które były jej zbędne.
Momentalnie
pojawiło się kolejne rozczarowanie, kiedy nie uzyskała w ten sposób
niczego – a przynajmniej tak jej się w pierwszej chwili wydawało.
Sfrustrowana jęknęła i z całej siły uderzyła pięścią o ścianę
klifu, próbując dać upust narastającej złości. Skała skruszyła się,
a kilka drobnych odłamków stoczyło się na ziemię, znikając pośród ziarenek
piasku. Layla zacisnęła powieki, po czym oparła się o ścianę, żeby
w następnej sekundzie osunąć się po niej do pozycji siedzącej. Czuła gniew
i cisnące jej się do oczu łzy, ale jakoś zmusiła się do tego, żeby je
powstrzymać. Nie chciała płakać, nawet w samotności, bo słabość do niczego
nie prowadziła, a już na pewno nie miała pomóc jej podjąć jakiejkolwiek
sensownej decyzji.
Właśnie
wtedy to poczuła. Siedziała w bezruchu, ciężko łapiąc oddech i walczą
o zachowanie kontroli nad emocjami, kiedy wyczuła czyjąś obecność – ciepły
blask, który mógł wiązać się tylko z jednym. Poderwała się gwałtownie,
omal nie potykając się o własne nogi, po czym rozejrzała się dookoła,
koncentrując się na tym słabym pulsowaniu mocy, blask jednak wydawał się
gasnąć, jakby umykając jej zdolnościom. Raz jeszcze wykorzystała telepatię
i wysłała kolejną sondującą myśl, tym razem na mniejszą skalę, ale odzew
znów był nikły, a wcześniejsze ciepło się nie pojawiło. Miała wręcz
wrażenie, że coś – albo ktoś – opiera się jej zdolnościom, próbując ukryć swoją
obecność. To odkrycie ją zaskoczyło i jednocześnie sprawiło, że
z większą determinacją skoncentrowała się na poszukiwaniach.
To nie mógł
być Rufus. Miała do czynienia z telepatą i była tego pewna.
Layla
zmarszczyła brwi, zaintrygowana. Teraz wyraźnie czuła opór, ale nie potrafiła
określić jego konkretnego źródła. To nie miało sensu, ale miała wrażenie, że
przeciwna jej energia wychodzi ze ścian, chociaż są żadne skarby nie potrafiła
tego wyjaśnić.
Jednak
z drugiej strony…
Zrozumienie
pojawiło się nagle i całkiem ją oszołomiło. Jaskinie! Przecież doskonale
wiedziała, że w okolicach klifu było pełno wnęk i różnorodnych
jaskiń, które mogły posłużyć za idealną kryjówkę. Przecież nawet sama Isabeau
powiedziała, że miała problem ze znalezieniem dzieci, bo Aldero i Cammy
ukryli się we wnęce gdzieś u podstawy klifu. Tym razem chodziło o coś
zdecydowanie większego, ale najpierw musiała stwierdzić, gdzie powinna tego szukać.
Wciąż nawołując,
ruszyła przed siebie. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby określić właściwy
kierunek, ale w końcu udało jej się stwierdzić, gdzie powinna się udać.
Ciężko było znaleźć skrawek suchej przestrzeni, żeby przedostać się na drugi
koniec plaży, ale nie dbała już o to, czy się zamoczy. Już
w następnej sekundzie znalazła się w po kolana w wodzie, aż tren
jej ciemnogranatowej sukienki unosił się ku górze. Ubranie szybko nasiąkło
i teraz kleiło się do jej ciała, utrudniając poruszanie i ciążąc, im
bardziej podążała przed siebie. Wkrótce opuściła bezpieczną plażę i mocno
trzymając się krawędzi klifu, zaczęła iść przed siebie, coraz bardziej
zanurzając się w zimnej wodzie.
Pod stopami
wyczuła gładkie i stosunkowo stabilne kamienie. Takie podłoże wydało się
całkiem obiecujące, dlatego bez żalu zrzuciła obcasy, dalej przemieszczając się
boso. Z rozwagą stawiając kolejne kroki, ruszyła przed siebie, starając
się nie zanurzyć zbyt głęboko. Wędrówka nie była łatwa, ale dzięki sile
i uporowi, udało jej się całkiem sprawnie pokonać kilka metrów. Głowę
starała się trzymać powyżej poziomu wody, chociaż z czasem stało się to
o tyle trudne, że musiała iść na palcach, żeby utrzymać się na
powierzchni. Właśnie wtedy zdecydowała się odpuścić i zaczęła płynąć, sukcesywnie
oddalając się od brzegu, a więc i od ściany klifu.
Chociaż
było ciepło, temperatura jej ciała sprawiała, że woda wydawała się chłodna. Nie
przeszkadzało jej to, ale obecność żywioły sprawiała, że czuła się trochę
nieswojo. Ogień nie płonął, kiedy było mokro, więc ewentualna obrona mogła
okazać się dość problematyczna. Layla nie miała pojęcia, czego powinna się
spodziewać, ale obawiała się, że właśnie na własne życzenie panowała się
w kłopoty.
Myśl
o Rufusie, nakazała sobie i to pozwoliło jej nie zawrócić. Jeśli
już ktoś miał go zabić, to ona i to dopiero wtedy, kiedy stwierdzi, że ma
do tego mocno powody. Nie miała pojęcia, co zrobi, jeśli nagle okaże się, że
traciła czas lub – co gorsza – przybyła za późno. Jej umysł bronił się przed
takim rozwiązaniem, dlatego ostatecznie przestała myśleć i skoncentrowała
się na płynięciu przed siebie.
Jej stopy
nagle znów musnęły coś stabilnego, więc zatrzymała się. Była daleko od brzegu,
a jedynym punktem zaczepienia był klif, który stopniowo przeszedł
w otaczającą Miasto Nocy kopułę. Nie oglądając się za siebie, raz jeszcze
wykorzystała moc i omal nie westchnęłam z ulgi, kiedy odkryła, że
jest bliżej celu niż mogłaby się tego spodziewać.
Było
ciemno, ale doskonale widziała ścianę przed sobą. Obie dłonie położyła na jej
powierzchni, po czym przesunęła po niej opuszkami palców, chociaż sama nie była
pewna, co chce w ten sposób uzyskać. Lita skała pozbawiona była
niedoskonałości, a przynajmniej tak wydawało się w słabym
oświetleniu, które dawała wyłącznie srebrzysta poświata księżyca. Layla
mimowolnie pomyślała o tym, jak równie bezsensownie krążyła
z pozostałymi wokół miasta, kiedy usiłowali znaleźć wejście oraz
o tym, jak Kristin zupełnym przypadkiem wpadła do tuneli. Coś przewróciło
jej się w żołądku na samo wspomnienie podziemi, ale zaraz wzięła się
w garść, instynktownie zdecydowała się zaryzykować i niewiele myśląc,
nabrała powietrza do płuc i wsadziła głowę pod wodę.
Ciemność
zamknęła się nad nią, w momencie, kiedy mętna woda naparła ze wszystkich
stron na jej drobne ciało. Jasne włosy w pierwszym momencie przylepiły jej
się do twarzy, sprawiając, że straciła wzrok, ale odgarnęła je gniewnym ruchem.
Niewiele pomogło, bo światło księżyca przenikało przez taflę wody niezwykle
osłabione, ale po dłuższej chwili zaczęła rozpoznawać poszczególne kształty, co
pomogło jej w orientacji. Doskonale widziała kamienną ścianę oraz liczne,
zalegające na dnie kamienie, jednak dopiero po dłuższej chwili dostrzegła to,
czego oczekiwała i co przyprawiło ją zarówno o poczucie triumfu, co
i wywołało klaustrofobię.
U podstawy
klifu, sporo poniżej linii wody, czernił się dość wąski otwór, będący
w stanie pomieścić człowieka. Instynktownie chciała popłynąć w jego
stronę, żeby nie zrezygnować, ale zmusiła się do tego, żeby jeszcze chwilę
poczekać i wynurzyć się na powierzchnię. Chłodne, nocne powietrze uderzyło
ją w twarz, kiedy łapczywie nabrała cały haust do płuc, jednocześnie
przypominając jej o tym, że w przeciwieństwie do siostry
i Rufusa, wciąż jeszcze potrzebowała tlenu.
To odkrycie
sprawiło, że przez kilka sekund była w stanie zastanawiać się jedynie nad
tym, czy w ogóle ma szanse przedostać się przez otwór pod wodą. Teraz ten
pomysł wydawał się szalony, tym bardziej, że nie miała zielonego pojęcia, czy
korytarz w ogóle się kończył i czy później będzie miała okazję na to,
żeby wypłynąć albo zaczerpnąć tchu. Równie dobrze mogło okazać się, że to
śmiertelna pułapka w której utknie; gdyby tak się stało, jedyną
perspektywą byłaby śmierć i ta myśl była przerażająca. To nic, że później
prawdopodobnie by się przebudziła – wcześniej musiała przez przynajmniej kilka
minut dusić się w ciemnościach, czując jak woda wdziera się do jej płuc
i uniemożliwia złapanie oddech. Nie potrafiła sobie wyobrazić równie
powolnej i okropnej śmierci, zwłaszcza dla kogoś, kogo drugą naturą był
ogień. Musiała liczyć na to, że tlenu wystarczy jej na dostatecznie długo, by
zdążyła przedostać się przez otwór i ewentualnie zawrócić, gdyby okazało
się, że nie da rady się przez niego przecisnąć. Marna perspektywa, bo chociaż
była dobrą pływaczką i jeszcze jako normalna pół-wampirzyca wstrzymywała
oddech na zdecydowanie więcej czasu niż człowiek, wciąż miała świadomość tego,
że to może być zbyt mało.
Nie
pozwalając sobie na dalsze wahanie, zdecydowanie zanurzyła się pod wodę.
Natychmiast otoczyła ja ciemność, ale tym razem brak światła i ciśnienie
wody nie oszołomiły ją na tak długo, jak za pierwszym razem. Mokra sukienka
ciążyła jej i ciągnęła ją w dół, uniemożliwiając obranie właściwego
kierunku, dlatego szarpnięciem oderwała tren, żeby mieć większą swobodę ruchów.
Tak przygotowana, w pośpiechu wpłynęła w pustkę, modląc się
w duchu, żeby to nie okazało się ostatnią rzeczą, którą uda jej się zrobić
w życiu.
Podróż
przez ciemny, podwodny korytarz była koszmarem i praktycznie zapamiętała
ją jak przez mgłę. Szybko płynęła przed siebie, raz po raz wpadając na
niewidoczne przeszkody albo zdzierając sobie skórę, kiedy przypadkiem
przepłynęła zbyt blisko skały, ocierając się o jej chropowatą
powierzchnię. Włosy jej przeszkadzały, ale po pewnym odcinku już zrezygnowała
z ciągłego ich odgarniania, bo i tak nie widziała niczego. Czuła się
gorzej niż w tunelach, jakby już samo uczucie pogrzebania żywcem nie było
wystarczająco uciążliwe. Wiedziała jedynie, że jeśli jakimś cudem uda jej się
wynurzyć i wrócić cało na brzeg, jeszcze przez długi okres czasu będzie
miała poważny uraz do wody i ciasnych, zamkniętych przestrzeni.
Przed
oczami zatańczyły jej kolorowe plamki, kiedy z rozpędu z całą siłą
uderzyła głową o skały. Jęknęła bezwiednie i część powietrza, którym
dysponowała, bezlitośnie uciekła z jej płuc, w postaci srebrzystych
bąbelków tlenu. Natychmiast wstrzymała oddech, po czym w oszołomieniu
zaczęła uderzać rękami wodę, próbując stwierdzić, gdzie i w jakiej
sytuacji się znajduje, ale to niewiele pomogło; ostatecznie stwierdziła, że
wąski tunel gwałtownie skręca w prawo i to przez jego załamanie była
teraz cała obolała. W głowie jej wirowało od braku tlenu i uderzenia,
ale zmusiła się do tego, żeby płynąć dalej i ostrożnie wykonując kolejne
ruchy, znów znalazła się na prostym, równie niewygodnym odcinku.
Tym razem
również starała się płynąć szybko, ale okazało się to trudniejsze niż mogłaby
przypuszczać. Starała się wydychać jak najmniej powietrza, szybko jednak
przekonała się, że długo tak nie wytrzyma. Miała co najwyżej kilka minut na to,
żeby się wynurzyć i nabrać tlenu, jeśli nie chciała się utopić, ale nic
nie wskazywało na to, żeby mogła liczyć na taką możliwość. Całkiem straciła
orientację i nie miała już nawet pewności, gdzie jest góra a gdzie dół,
wiedziała zresztą, że od powierzchni dzieli ją dość spory odcinek, którego nie
miała szansy pokonać w takim stanie. Powrót nie wchodził w grę, bo
już wystarczająco trudna wydawała się perspektywa tego, żeby spróbować zawrócić
w takich warunkach. Mogła co najwyżej płynąć dalej, ale coraz częściej do
głosu dochodziła myśl, że to najprawdopodobniej nie ma sensu. Śmierć była
blisko, a Layla miała już dość walki i katowania się bezsensowną
przeprawą przez ciasny, pozbawiony światła korytarz. Woda ją pokonała,
a teraz miała ją zabrać, ale dziewczyna wcale nie czuła się z tego
powodu specjalnie smutna. Owszem, było jej przykro, tym bardziej, że ostatnią
rzeczą, jaką zrobiła, był atak słowny na Gabriela, ale wierzyła w to, że
Gabriel jej wybaczy.
Zabawne
jak wiele szczegółów dostrzega się, kiedy ma się umierać, pomyślała
mimochodem. Wciąż parła do przodu, ale już zdecydowanie mniej pewnie,
praktycznie dryfując, jeśli w ogóle było to możliwe pod wodą. Jej mięśnie
się poddawały, chociaż nie przypominała sobie, żeby wcześniej była aż tak
bardzo zmęczona. Energia z niej uciekała, podobnie jak i wolna wola,
w miarę jak otaczające ją ciemność i pustka zaczynały przejmować
kontrolę. Jakaś część jej podświadomości nadal chciała walczyć, ale zdecydowanie
bardziej wpływowa wydawała się ta, która nakazywała się jej poddać. Cokolwiek
czekało na nią dalej, nie warte było tego, żeby się męczyć. Co więcej, przecież
i tak nie miała umrzeć, a jedynie się zmienić, więc czego tak
naprawdę się obawiała? Może jako wampirzyca miała mieć większe szanse na to,
żeby walczyć z wodą i tymi wszystkimi problemami, które
w ostatnim czasie wydawały się ją przerastać? Ta perspektywa była kusząca…
W zasadzie wszystko prezentowało się lepiej, jeśli tylko za perspektywę
miała możliwość zamknięcia oczu i zapadnięcia się w pustkę. Chciała
odpocząć, przynajmniej na chwile, a ciemność i panujące pod wodą
warunki wydawały się do tego idealne. Jedynie pieczenie spragnionych tlenu płuc
wydawało się zakłócać idealną harmonię, ale kiedy głębiej się nad tym zastanowiła,
doszła do wniosku, że nawet to doświadczenie jest stosunkowo znośne.
Przynajmniej mogła spróbować wytrzymać, ból zresztą miał trwać naprawdę krótko
– a zaraz po nim czekał ją jakże upragniony spokój. To zdecydowanie było
tego warte, ale…
Ale jej rodzeństwo
by tego nie chciało. I Nessie by tego nie chciała, i dzieci,
i Cullenowie… Było wiele osób, które miały zaniepokoić się jej
zniknięciem, tym bardziej, że żadne z nich nie wiedziało na jaki
idiotyczny pomysł wpadła, kiedy zdecydowała się poszukać Rufusa pod wodą.
Podążanie za opierającym się jej nawoływaniom telepatą, który z pewnością
nie był tym, którego szukała, wydawało się co najmniej głupie. Teraz resztą nie
miała nawet pewności, czy w ogóle coś słyszała, czy może to było efektem jej
umęczonego, stęsknionego umysłu. Może tak bardzo pragnęła znaleźć jakiś ślad,
wpaść na trop, że może…
Ale
Rufus… Rufus też byłby zły, gdybym się poddała. Rufus mnie potrzebuje,
pomyślała i te słowa wydały się całkiem wyraźne, chociaż wszelakie myśli
i tak wydawały się uciekać z jej umysłu, prześlizgując się i nie
pozostawiając po sobie ani śladu. Jej umysł również potrzebował tlenu, ale tego
nie było, dlatego nie było powodów do tego, żeby dalej walczyć.
Jednak
chciała spróbować. Tylko spróbować, żeby później poddać się ciemności
z poczuciem, że zrobiła wszystko, co tylko mogła. Chyba tylko w ten
sposób miała być w stanie ukoić nerwy i swoje własne, rozedrgane
sumienie, dlatego – chociaż to wymagało od niej olbrzymiego wysiłku – zmusiła
swoje kończyny do współpracy. Jej płuca płonęły, poza tym coraz bliższa była
tego, żeby wziąć pierwszy morderczy wdech i pozwolić, żeby woda zalała jej
gardło i płuca, ale udało jej się powstrzymać. Centymetr po centymetrze,
zaczęła przesuwać się przed siebie, czekając na moment, aż jej ciało samo uzna,
że zrobiła dość i może sobie odpocząć. Chciała tego, nawet więcej niż
bardzo, ciemność jednak wciąż nie nadchodziła, a ona była boleśnie
świadoma tego, co działo się wokół niej. Jej umysł od dawna nie pracował tak
sprawnie, zmysły zaś jakimś cudem jeszcze bardziej się wyostrzyły, jakby chcąc
złośliwie udowodnić jej, jak wiele miała wkrótce stracić. Widziała
i słyszała wszystko, przez co panująca dookoła cisza i pusta wydawały
się jeszcze bardziej nieznośne. Miała wrażenie, że za moment zwariuje, chociaż
to wydawało się niemożliwe i zbyt okrutne, skoro od umierania dzieliły ją
zaledwie sekundy, co najwyżej minuta.
I wtedy
pierwszy raz poczuła, że żałuje. Chciała żyć, chociaż wcześniej unikała tej
myśli, żeby móc zachować spokój. Teraz to pragnienie dosłownie ją oszołomiło;
stało się najważniejszym priorytetem i już po prostu nic innego nie miało
znaczenia. Żyć. Chciała żyć. Nie była gotowa na śmierć, nawet jeśli ta miała
okazać się jej narodzinami.
Wybierała
życie…
W
przypływie desperacji, raz jeszcze zmusiła swoje ciało do współpracy.
Wystrzeliła do przodu, po czym – co całkiem ją oszołomiło – poczuła, że jest
w stanie płynąć już nie tylko przed siebie, ale i w górę.
Niewiele myśląc, ostatkiem wolnej woli, zmusiła się do pokonania jeszcze kilku
metrów. W momencie, kiedy okryła, że tunel pnie się coraz wyżej pod górę,
już nie była w stanie zmusić się do tego, żeby się poddać. Przyśpieszyła,
żeby w następnej chwili wystrzelić ponad powierzchnię wody. Gwałtownie
nabrała do płuc zimnego, orzeźwiającego powietrza i momentalnie
zakrztusiła się, po czym zaczęła kaszleć. To na moment odebrało jej wzrok
i pozbawiło koncentracji, ale nie zwróciła na to uwagi, skoncentrowana
wyłącznie na tym, że nareszcie mogła oddychać – to nic, że od nadmiaru powietrza
ją mdliło, a tlen trze o jej gardło, przyprawiając ją o ból.
Mogła
oddychać…
Instynktownie
uniosła obie ręce i uchwyciła się brzegu, żeby nie ryzykować, że ponownie
ześlizgnie się pod wodę. Trzęsła się cała, kiedy spróbowała wspiąć się na
kawałek skały, którą czuła pod palcami, ale uparła się, żeby raz jeszcze
spróbować wykrzesać z siebie odrobinę energii. Nie miała pojęcia, gdzie
się znajduje, ale to nie miało żadnego znaczenia; najważniejsze było to, że
nareszcie mogła wyjść z wody.
Oszołomiona
i wykończona, nie zauważyła postaci, która pojawiła się tuż przed nią.
Czyjeś silne dłonie bez ostrzeżenia chwyciły ją za ramiona, po czym stanowczo
wciągnęły ją na pewny grunt. Layla upadła, bezwładnie lądując na ziemi, ale
zmusiła się do tego, żeby nieznacznie unieść głowę – a potem zamarła.
Proszę niech się okaże, że to Rufus! Tylko nie Dylan, nie Dylan.. Nienawidzę swoich przeczuć :_: i nadal twierdzę, iż to będzie ten nieznośny rudzielec, który jest zakochany w Layli, która kocha go tylko jako przyjaciela. Niech to będzie Rufus, nooo ;D dobra, koniec tych życzeń :D biedna Lay, taka ciężka podróż pod wodą. I jeszcze to uczucie, że dar będzie nieprzydatny =/ ale cieszę się, że jeszcze nie umarła i nie zmieniła się w takiego wampira jak Isabeau czy Rufus. Oraz jej dzieci, ale to bez znaczenia. Czytałam wszystko zapartym tchem i jestem zachwycona. Szkoda, że nie ma dialogów, ale to najmniejszy problem XD gdzieś tam znalazłam literówki, ale teraz nie będę się wracać do tekstu i ich szukać, bo to nie ma znaczenia =)
OdpowiedzUsuńRozdział był cudowny, i czekam na więcej
Gabi ;**