Layla
Cisza, która nagle zapadła,
miała w sobie coś ogłuszającego. Layla aż nazbyt wyraźnie słyszała swój
urywany, przyspieszony oddech oraz trzepocące się w piersi serce. Słyszała
coś jeszcze, ale nie była w stanie skoncentrować się na niczym innym,
prócz uciążliwej myśli, której za żadne skarby nie
potrafiła dokończyć, nawet jeśli zdawała sobie sprawę z tego, że jest
prawdziwa.
Dylan…
On nie mógł, ale… Nie mógł…
Dylan…
Dylan.
– Layla? –
Omal nie krzyknęła, kiedy nagle usłyszała cichy szept tuż przy swoim uchu.
Rufus zesztywniał i zawahał, ale ostatecznie nie zdecydował się odsunąć. –
Cii… Już jest w porządku – zapewnił, siląc się na spokojny ton.
Nie
uwierzyła mu. Jak cokolwiek może być w porządku, skoro… Skoro nie było.
I skoro sam również wiedział, że Dylan…
Dylan.
Niewiele
myśląc poderwała się na równe nogi, przypadkiem uderzając głową o niski
strop. Syknęła, ale nie zatrzymała się, najmniejszej uwagi nie zwracając na to,
że Rufus spróbował ją powstrzymać – i że w ogóle przy niej był.
Potykając
się i ślizgając, z trudem dotarła do sterty kamieni, która odgradzała
korytarz w którym się znajdowali od jaskini z niskim sklepieniem oraz
oczkiem wodnym, przez które w ogóle dostała się do tego miejsca. Nie
myślała już nawet o tym, jak miałaby wrócić na powierzchnię ani czy
w ogóle jej się to uda.
– Dylan? –
Głos drżał jej tak bardzo, że ledwo sama siebie zrozumiała. Przełknęła
z trudem, ale nic nie było w stanie sprawić, żeby udało jej się
pozbyć guli, która uniemożliwiała jej mówienie. Była przerażona, ale spróbowała
powtórzyć i tym razem poszło jej trochę lepiej, odpowiedź jednak nadal nie
nadeszła. Wtedy ostatecznie coś w niej pękło, kiedy w przepływie
paniki, omal nie rzuciła się na przeszkodę. – Dylan? Dylan! – zaszlochała, ale
dookoła wciąż panowała cisza; odpowiedzi nie nadchodziły, a ją coraz
częściej nachodziła ta straszna myśl, której za żadne skarby nie chciała
przyjąć do wiadomości.
Jej głos
odbił się echem od ścian korytarza. Słowa wydawały się wibrować
w powietrzu, zwielokrotnione i nieznośnie głośne. W ten sposób
jedynie była jeszcze bardziej świadoma pustki oraz tego, że Dylan
prawdopodobnie jej nie odpowie. Kiedy to w końcu do niej dotarło,
zachwiana się i osunęła na kolana, przyciskając obie dłonie do ust.
Chciało jej się krzyczeć i wyć z rozpaczy, ale jednocześnie czuła się
zbyt oszołomiona i zbyt pusta, żeby być do tego zdolną. Płacz był czymś
dobrym, co nie było jej pisane, chociaż wyjątkowo nie interesowało jej, czy
ktokolwiek będzie świadkiem jej łez.
Coś
poruszyło się za jej plecami. Nagły ruch przypomniał jej o Rufusie,
dlatego odwróciła się i spojrzała na wampira pustym wzrokiem. Stał tuż za
nią, chorobliwie blady, chociaż równie dobrze mogło mieć to związek
z brakiem światła. Zmierzyła go wzrokiem, a potem – kolejny raz
reagując pod wpływem chwili, kiedy kolejne fakty zaczynały do niej docierać –
bez zastanowienia skoczyła w jego stronę, rzucając mu się w ramiona.
Rufus zesztywniał i skrzywił się, ale nie odepchnął jej do siebie.
W zamian wzmógł uścisk i mocno przygarnął ją do siebie, a ona wtuliła
się w jego tors, całą sobą wdychając słodki, znajomy zapach.
Dylan. Za
wszystkim stał Dylan, ale teraz to już nie miało znaczenia. Podobnie jak
i bez znaczenia wydały jej się wcześniejsze kłótnie o tajemniczą Rosę
czy cokolwiek innego. Zapomniała, że powinna być na niego zła, bo i po co?
Jak mogłaby o cokolwiek się złościć, skoro w końcu był tutaj?
Przyszedł, kiedy śpiewała i pewnie pojawiłby się na ceremonii, gdyby nie
Dylan – to jej wystarczyło, przynajmniej na razie. Niczego innego nie ważyła
się oczekiwać, skoro przez kilka nieznośnych minut myślała, że może stracić
wszystko. Obecność śmierci zawsze zmienia – to dotyczyło również jej, zwłaszcza
po tym, jak omal się nie utopiła, a Dylan…
Co takiego
zrobił Dylan?
– Laylo,
nie chcę cię urazić ani nic z tych rzeczy, ale… – zaczął wymownym tonem
Rufus, nieznacznie odsuwając ją od siebie.
Zesztywniała
cała i w pośpiechu odskoczyła, żeby być w stanie zmierzyć go
wzrokiem. Znów uderzyła ją bladość jego skóry, kiedy zaś jej wzrok powędrował
niżej…
–
O bogini! – jęknęła, całkowicie oszołomiona. Z wrażenia aż cofnęła
się o krok, widząc jego zakrwawione ubranie oraz niewielki srebrny
przedmiot, który wciąż sterczał z jego brzucha. – Ty krwawisz … Nie, czy
to jest…?
Rufus
uśmiechnął się w nieco sztuczny sposób.
–
Posrebrzany nóż, tak… – Wywrócił oczami. – Szybko się uczył… No
i najwyraźniej nie był zbyt subtelny – dodał, ale Layla już go nie
słuchała.
Uderzył ją
czas przeszły, którym posłużył się względem Dylana. Rzuciła mu udręczone
spojrzenie, ale Rufus albo nie rozumiał, albo go nie zauważył. Czuła jedynie,
że jej się przygląda i to przypomniało jej, że ma na sobie jedynie
strzępki materiału, których już na pewno nie można było określić mianem
sukienki. Resztki ubrania kleiły się do jej szczupłego ciała, przez co czuła
się tak obnażona, jakby była naga. Co ciekawe, nie czuła się tym jakoś
specjalnie speszona; być może to były oznaki szoku, ale naprawdę nie czuła się
źle z tym, że Rufus ją oglądał.
– Nic ci
nie jest? – zapytał, wyrywając ją z zamyślenia. Zamrugała nieprzytomnie,
próbując skoncentrować na nim wzrok. – Słyszałem, że krzyczałaś i…
–
I dlatego ruszyłeś się z miejsca? – zapytała z niedowierzaniem.
Wolała nie wiedzieć, jak musiała wyglądać skóra wokół rany, jeśli srebro
działało tak, jak opisano w legendach. – Och, dlaczego tego nie wyjmiesz?
– dodała zdenerwowanym tonem i sama wyciągnęła drżącą dłoń w stronę
noża, ale powstrzymały ją ciepłe ręce Rufusa, które zacisnęły się na jej
nadgarstkach.
– Niczego
cię nie nauczyłem? – westchnął i w tamtym momencie przypominał
prawdziwego siebie. – Srebro to jedyny związek, który sprawia, że regenerujemy
się jak ludzie. Wolałbym się nie wykrwawić, przynajmniej póki stąd nie
wyjdziemy – stwierdził, ale jego żart średnio ją rozbawił.
– Ale
srebro… – naciskała z uporem; przecież bywało zabójcze, a ona nie
chciała nawet brać pod uwagę tego, że mogłaby go stracić.
– Ach,
dziewczyno… – Westchnął, a przynajmniej próbował, jednak na jego twarzy
pojawił się grymas. – Gdyby to było czyste srebro, prawdopodobnie już byłbym
martwy. A teraz chodźmy stąd, dobrze? – dodał, ignorując jej zszokowaną
minę.
Zdecydowanie
musiała być w szoku, bo nawet nie próbowała naskoczyć na niego za to, że
znów nazwał ją „dziewczyną”. Wręcz ucieszyła się, słysząc te słowa w jego
ustach, tak bardzo martwiła się o to, że więcej nie uda jej się go
znaleźć. Dopiero zaczynało do niej docierać, co właśnie się wydarzyło. Emocje
zaczynały opadać, a Layla poczuła się całkowicie wyczerpana, zarówno
psychicznie, jak i fizycznie.
Obejrzała
się za siebie, spoglądając na miejsce, gdzie dopiero co znajdowała się jaskinia
i gdzie na własne życzenie oddał życie Dylan. Dylan nie żył… Te słowa
w końcu znalazły drogę do jej podświadomości, niosąc ze sobą poczucie
pustki i żalu. Łzy w końcu zapiekły ją w oczy, ale nie pozwoliła
im popłynąć, chociaż wcześniej była gotowa zrobić wszystko, byleby tylko się
pojawiły. Los był przewrotny a może to po prostu z nią było coś nie
tak, skoro tak szybko zmieniała zdanie. Sama już nie była pewna kim jest
i czego powinna oczekiwać od siebie po wszystkim, co się wydarzyło.
– To raczej
mało prawdopodobne, żeby on wrócił, prawda? – zapytała nieco dziecinnym tonem,
kiedy już w milczeniu ruszyli korytarzem przed siebie. Wcześniej minęli
kolejną jaskinię, tym razem zdecydowanie mniejszą, a po śladach krwi na
skałach poznała, że to tam musiał być Rufus, kiedy ona walczyła z Dylanem
– i o Dylana.
Rufus nawet
na nią nie spojrzał, ale jego palce niby to przypadkowo musnęły wierzch jej
dłoni. Unikał fizycznego zbliżenia, a i ona czuła się teraz nieswojo
na myśl o tym, że mogliby się odtykać, ale w odpowiedzi na ten
pozornie niewinny gest, jej ciało wstrząsnął przyjemnie ciepły dreszcz.
– To chyba
mało prawdopodobne – przyznał niechętnie. Cóż, przynajmniej był z nią
szczery. – A nawet jeśli, chyba byłoby dla niego lepiej, gdyby umarł.
Mniej bólu, a ty… Ty nie chcesz, żeby cierpiał, prawda?
– Nie chcę
niczyjego cierpienia – stwierdziła zgodnie z prawdą; czuła wilgoć na
policzkach, więc wierzchem dłoni w pośpiechu otarła policzki.
– A ja
nie chciałem i nie chcę skrzywdzić ciebie – powiedział z naciskiem
Rufus, ale nie podjęła tematu. Nagle poczuła się niegotowa na to, żeby omawiać
to, co zaszło między nimi kilka dni wcześniej, kiedy po raz kolejny się
pokłócili. Teraz pomyślała, że w zasadzie nigdy nie będzie gotowa, ale
i tak musieli odbyć tę rozmowę; w końcu im szybciej, tym lepiej, ale…
Czym było kilka godzin zwłoki w obliczu wieczności. – Laylo… Słyszałem
cię, wiesz?
Uparcie
wpatrywała się w ziemię.
– Isabeau
mi powiedziała – odpadła cicho. – Dziękuję. To było miłe, wiesz? – dodała
sztywno.
Co ty
pieprzysz?, zaoponował cichy głosił w jej głowie, ale
była zbyt wymęczona, żeby wysilić się na cokolwiek więcej. Ledwo znajdowała
energię na to, żeby iść przed siebie, powoli pokonując długi, pozbawiony
światła korytarz. Fakt, że przynajmniej nie musiała się śpieszyć i płynąć
przed siebie, był swego rodzaju pocieszeniem, ale i tak miała wrażenie, że
trafiła do pułapki bez wyjścia. Czy w ogóle istniało cokolwiek gorszego od
nieskończonej wędrówki w mroku? Nie miała nawet siły na to, żeby przywołać
do siebie płomienie, chociaż ciemność zaczynała jej ciążyć i to do tego
stopnia, że raz za razem potykała się. Raz omal nie upadła, a równowagę
odzyskała jedynie dzięki temu, że Rufus w porę chwycił ją za ramię. Nawet
osłabiony i ranny, musiał prezentować się zdecydowanie lepiej od niej, co
było irytujące, ale w żaden sposób tego nie skomentowała.
Nie
rozmawiali, ale wszelakie słowa wydawały się zbędne. Oboje byli zmęczeni,
a Layla miała wrażenie; że jest bardzo bliska tego, żeby zasnąć na
stojąco. Nawet w mroku widziała bladą skórę Rufusa i to, jak wiele
wysiłku kosztowało go, żeby nie tylko się poruszać, ale usiłować ukryć przed
nią swój faktyczny stan. Nie chciała sobie nawet wyobrazić, jak musiał się
czuć, skoro nawet udawanie nie wychodziło mu tak idealnie jak zwykle.
Z
opóźnieniem uświadomiła sobie, że tunel zaczyna piąć się w górę. Była to
nieznaczna zmiana, ale wpłynęła na nią i to do tego stopnia, że
instynktownie przyśpieszyła, chcąc jak najszybciej znaleźć się na powierzchni.
Zaraz tego pożałowała, bo w pośpiechu potknęła się o coś, co
znajdowało się poza zasięgiem jej wzroku i jak pijana zatoczyła się,
wpadając na ścianę. Przytrzymała się jej, żeby nie upaść, a do oczu jak na
zawołanie napłynęły jej łzy frustracji i już nie była w stanie ich
powstrzymać.
– Jesteśmy
w tunelach, prawda? – zapytała drżącym głosem, odsuwając się pierwszy raz
od długich, przypominających godzin minut. – Pogrzebani żywcem… To znów tunele
i to dlatego Dylan wiedział, jak najlepiej dostać się do tego miejsca…
– Tak… –
Rufus popatrzył na nią niemal łagodnym wzrokiem. To było coś nowego, tym
bardziej, że Layla nie chciała, żeby się nad nią litował. Wolała, kiedy był
złośliwy i delikatny niczym papier ścierny, bo to w tym momencie
dodałoby jej siły. – Ale wiem jak stąd wyjść – uspokoił ją, zupełnie jakby to
to było ich największym problemem. – Chcesz chwilę odpocząć?
Pokręciła
głową, ale i tak ciężko oparła się o ścianę, nie będąc w stanie
się podnieść. Mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa, poza tym coraz bardziej
przytłaczała ja atmosfera tego miejsca. Znów znajdowała się w podziemiach
i znowu coś wydawało się ją przywoływać, odciągać od prawdziwego życia
i od światła. Instynktownie zapragnęła przywołać płomień – stworzyć
przynajmniej mały płomyczek, będący formą pocieszenia po wszystkim, co się
wydarzyło – ale okazało się, że nie jest w stanie się skoncentrować. Myśli
prześlizgiwały się przez jej umysł, umykając jej i plącząc się ze sobą.
Czuła się wykończona i już nie była w stanie myśleć o niczym
innym, a jedynie o tym, żeby zamknąć oczy i zapaść się
w jakże upragnioną ciemność. Z tym, że ukojenie nie nadchodziło,
a ona była tak bardzo zmęczona…
– Laylo? –
Rufus podszedł do niej, po czym ujął jej twarz w obie dłonie. Ich oczy się
spotkały, a ona dosłownie zatonęła w płynnej czekoladzie jego
okrągłych, znajomych oczu. – Czy dasz radę iść dalej?
Chciała mu
odpowiedzieć, ale to okazało się wręcz nie odpowie trudne. Jego twarz
rozmazywała się, chociaż tak bardzo pragnęła się na niej skoncentrować… Czuła,
że powoli się poddaje, a mrok zamyka się nad nią, coraz ciaśniej oplatając
jej ciało i otumaniając umysł. Próbowała się przed tym bronić, ale to było
coraz trudniejsze, by nie powiedzieć, że niemożliwe.
– Ja… –
wyszeptała z trudem. – Kocham cię – palnęła pod wpływem impulsu, po prostu
czując, że musi mu to powiedzieć.
W następnej
sekundzie poddała się, a potem straciła przytomność.
Przebudzenie przyszło
zaskakująco łatwo. Nagle po prostu odzyskała czucie i jasność umysłu,
chociaż minęła dłuższa chwila, zanim w pełni pojęła, co się stało.
Wspomnienia wróciły do niej tak gwałtownie, że z wrażenia spróbowała
poderwać się do pozycji siedzącej, ale powstrzymał ją jakiś dziwny ciężar,
który wydawał się przygniatać ją do czegoś miękkiego, prawdopodobnie jakiegoś
materaca albo… łóżka?
Layla
uniosła powieki i zamrugała nieprzytomnie. Dookoła panował przyjemny
półmrok, dzięki czemu jej oczy szybko przyzwyczaiły się do braku oświetlenia
i mogła rozejrzeć się dookoła. Przypomniała sobie, że chyba zemdlała,
a przynajmniej tak jej się wydawało, bo nie miała pojęcia, jakie inne
wyjaśnienie mogłaby znaleźć dla tego, że nagle znalazła się w pokoju
Rufusa. To odkrycie ją oszołomiło, zaraz też spróbowała obejrzeć się za siebie,
chociaż już wcześniej domyśliła się, co takiego się dzieje.
Rufus leżał
tuż obok niej, obejmując ją ramieniem. Jak łyżeczki,
uświadomiła sobie, bo idealnie wpasowali się w swoje ciała, żeby móc
zmieścić się na wąskim, jednoosobowym materacu. Czuła znajomy, słodki zapach
i aż nie mogła uwierzyć, że kilka godzin (tak jej się wydawało, bo nie
miała pojęcia, jak długo była nieprzytomna) wcześniej leżała na tym samym
łóżku, rozpaczając i zamartwiając się na wszystkie możliwe sposoby. Wtedy
próbowała sobie wyobrazić, że ma go przy sobie, teraz zaś naprawdę byli razem,
chociaż wciąż nie miała pojęcia, co powinna myśleć o ich skomplikowanych
relacjach. Wciąż wiele kwestii pozostawało niewyjaśnionych, ale Layla nie miała
siły i motywacji do tego, żeby próbować poruszać ten temat. Na to mieli
jeszcze czas, poza tym po spokojnym oddechu leżącego przy niej wampira, bez
trudu zorientowała się, że Rufus śpi – i widziała go takim pierwszy raz
odkąd w ogóle go poznała.
Powoli
odwróciła się w jego ramionach, żeby móc spojrzeć mu w twarz.
Nieświadomie mocniej przytulił ją do siebie, a ona poddała się jego
ramionom, pozwalając żeby ją trzymał. To było przyjemne, poza tym nie musiała
zastanawiać się, czy w tym momencie ma do czynienia z prawdziwym
Rufusem, czy może kolejnym z jego nieprzewidywalnych wcieleń. Podczas snu
był sobą, a ją przeszedł przyjemny dreszcz na samą myśl o tym, że
nawet wtedy instynktownie wyczuwał jej obecność. Omal się nie uśmiechnęła, ale
powstrzymała ją świadomość tego, co się stało; śmierć Dylana kładła się cieniem
na wszystko, co się wydarzyło i nie była w stanie w żaden sposób
tego zignorować albo zapomnieć.
Westchnęła
i oswobodziwszy rękę, przeczesała palcami jasne włosy Rufusa. Chyba nigdy
nie widziała go aż tak łagodnego i bezbronnego jednocześnie. Znów zwróciła
uwagę na to, że wydawał się bledszy niż zwykle, ale kiedy uważniej mu się
przyjrzała, zauważyła, że i tak prezentował się lepiej od niej. Już nie
krwawił, poza tym miał na sobie świeże ubranie i najwyraźniej zdążył nie
tylko przynieść ją do laboratorium, ale również doprowadzić się do porządku.
Nie widziała śladów krwi, poza tym nareszcie zniknął srebrny nóż, który napawał
ją takim niepokojem, co chyba znaczyło, że Rufus zdążył się sobą zająć. Ją
zresztą też, bo kiedy się wyprostowała, odkryła, że ma na sobie jedną
z jego koszul; było od niej zdecydowanie wyższy, chociaż równie szczupły,
dlatego ubranie mogło z powodzeniem udawać sięgającą do połowy jej ud
sukienkę.
Speszona,
poczuła, że się czerwieni. Rozebrał ją, kiedy była nieprzytomna? Ta myśl
powinna ją przerażać, a jednak nie potrafiła być na niego zła. Najbardziej
przejęła się tym, że mógł widzieć ją w samej bieliźnie
i niekoniecznie musiała mu się tak podobać. W duchu zresztą
pogratulowała sobie, że pod sukienkę, którą przygotowała na ceremonię, założyła
całkiem ładny komplet czarnej bielizny, który można było od biedy określić
mianem „eleganckiego”. Nigdy nie odważyła się ubrać czegoś aż nadto
wyzywającego, więc obecność koronek już i tak była sporym ustępstwem
z jej strony.
Z
niedowierzaniem pokręciła głową. Fakt, że w obecnej sytuacji przejmowała
się bielizną, wydawał się nie na miejscu i chyba jedynie potwierdzał to,
że prawdopodobnie była w szoku. Ciężko zresztą, żeby czuła się inaczej,
kiedy trochę wcześniej zakochany w niej nieśmiertelny popełnił
samobójstwo, a drugiemu wprost wyznała miłość. Nie miała pojęcia, co
powinna teraz o tym myśleć, dlatego instynktownie broniła się przed
jakimkolwiek wspomnieniami, koncentrując się na wszystkim innym, byle nie na
śmierci Dylana i obecności Rufusa. Z tym, że na dłuższą metę to nie
miało sensu, a Layla doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Prędzej
czy później miała być zmuszona do zmierzenia się ze wszystkim tym, co tak
bardzo ją przerażało. Nie była na to gotowa, ale czy kiedykolwiek miała być?
Chyba nawet mając przed sobą całą wieczność, nie miała być w stanie oswoić
się ze śmiercią, nawet jeśli czasami sama ją zadawała.
Łzy znów
napłynęły jej do oczu, ale tym razem nie zamierzała ich powstrzymywać.
Pozwoliła im płynąć, sama zaś mocniej wtuliła się w Rufusa, nie dbając
o to, czy przypadkiem nie zmoczy mu koszuli. Potrzebowała pocieszenia,
a on był jedyną osobą, która mogła jej go udzielić, chociaż paradoksalnie
Layla nie miała serca do tego, żeby go budzić. Oboje potrzebowali odpoczynku
i teraz sama żałowała, że przebudzenie przyszło tak szybko. Chciała spać,
ale jednocześnie czuła się zbyt pobudzona, żeby być w stanie ponownie
zasnąć i to doprowadzało ją do szału.
Poczuła, że
ciepłe dłonie przesuwając się po jej włosach. Zesztywniała, odrobinę
zdezorientowana, ale Rufus nie zaprzestał na gładzeniu jej loków, tylko
przesunął dłoń niżej, tak, że ta musnęła jej plecy, zakreślając krzywiznę
kręgosłupa. Dziewczyna zadrżała, po czym niepewnie uniosła głowę, żeby
przekonać się, że Rufus już nie śpi. Patrzył na nią przytomnie,
a w jego oczach dostrzegła tak wiele emocji, że z wrażenia aż
zakręciło jej się w głowie.
Otworzyła
usta, żeby coś powiedzieć, ale nie była w stanie wydobyć z siebie
głosu. Ostatecznie jęknęła i ponownie się w niego wtuliła,
w duchu czując ulgę, że przynajmniej więcej nie próbował odepchnąć ją od
siebie.
Zamknęła
oczy; nareszcie znalazła się w miejscu do którego naprawdę przynależała.
Cudo!!! Ile ja czekałam na to żeby w końcu między nimi wszystko się wyjaśniło no może jeszcze nie do końca bo Rufus nie wszystko jej powiedział.Końcówka na prawdę piękna:D Trochę szkoda Dylana był z niego nawet fajny chłopak kochał Laylę szkoda tylko że ta miłość go zabiła, ale nie można nikogo do nie czego zmusić, a na pewno nie do miłości.
OdpowiedzUsuńCzemu mam wrażenie że to już końcówka tej księgi szkoda bo Layla to moja ulubiona postać, ale z drugiej strony bardzo mnie ciekawi do kogo będzie należeć następna księga:)
Pozdrawiam i czekam na następny:D
Renesmee
Tyle na to czekałam... Normalnie jestem zachwycona. Ubóstwiam cię za to. To jest cudowne i uwielbiam Laylę i Rufusa. Oni są świetni.
OdpowiedzUsuńKocham Cię dziewczyno za to. Jest idealnie. C'est admirable. Nie będę mówić tego co już wiesz, więc życzę weny i pozdrawiam.
Twoja Aleks.