Renesmee
Klif wyglądał nieziemsko.
Jeszcze przemierzając las, pomiędzy drzewami dostrzegłam ciepły blask, który
skutecznie rozpraszał ciemność.
Kiedy
dotarliśmy na miejsce, przekonałam się, że to efekt licznych świec, które
rozmieszczono w strategicznych miejscach i które wyznaczały granice
dość sporego pola, które gromadziło wszystkich obecnych gości. Podobnie jak
podczas ślubu mojego i Gabriela, nigdzie nie było ławek, bo i żadne z nas
nie odczuwało zmęczenia. Nie było również podziału na stronę panny i pana
młodego, przybyli zaś ustawili się według uznania, robiąc dość spore przejście
dla przyszłej pani Cullen. Kiedy wraz z Gabrielem i dziećmi
podeszliśmy bliżej, dostrzegłam wyściełające ziemię kwiatowe płatki, które
znaczyły drogę dla Esme i jednocześnie wyznaczały niepisaną granicę, która
nie powinna zostać przekroczona. Dalej, na samym końcu kwiatowego szlaku,
wzniesiono niewielką altankę, gdzie miało paść obustronne sakramentalne „tak”.
Dostrzegłam tam jeszcze więcej kwiatowych bukietów i świec, które idealnie
komponowały się ze sobą, przykuwając uwagę. Słodki zapach wypełniał powietrze,
ale nie przyprawiał o mdłości; był po prostu idealny, ale tego można się
było po Layli spodziewać.
Ostrożnie
postawiłam Alessię na ziemi i nachyliłam się, żeby wygładzić tren jej
sukienki. W przeciwieństwie do tego, co zawsze wpajały mi ciotki, nie
traktowałam ubrań jednorazowo, dlatego bez wyrzutów sumienia wybrałam dla
Alessi zieloną kreację, którą miała na weselu w czerwcu. Głęboka zieleń
idealnie komponowała się z czarnymi włosami i równie ciemnymi oczami
mojej córeczki, przez co Ali wyglądała niczym anioł. Damien również wprawiał
mnie w zachwyt, chociaż nie wyglądał na tak zachwyconego swoim wyglądem,
jak jego siostra. Pod tym względem był podobny do Gabriela, który nawet na
własnym ślubie postawił na luźniejszy strój, a teraz zdecydował się na
garnitur jedynie przez wzgląd na moich dziadków i dyskretne groźby Layli.
Rozejrzałam
się dookoła, spoglądając na twarze zebranych. Bez trudu odszukałam Edwarda,
który – oczywiście – zajął miejsce przy ustawionym w niewielkiej
odległości od altanki fortepianie. Uśmiechnął się, kiedy podchwycił moje
spojrzenie, po czym specjalnie dla mnie zagrał kilka pierwszych taktów
„Kołysanki Belli”, jednocześnie sprawdzając instrument. Sądząc po błyski w jego
złocistych tęczówkach, fortepian musiał spełniać jego wymagania. Sama dawno nie
miałam do czynienia z muzyką, ale tyle razy grywałam z tatą w dzieciństwie,
że teraz byłam niemal pewna, iż instrument jest odpowiednio dostrojony.
Mój wzrok
powędrował w stronę Isabeau i Dimitra, którzy rozmawiali ze sobą
cicho, nieznacznie oddaleni od pozostałych gości. Beau roześmiała się
melodyjnie i bezwiednie przeczesała ciemne włosy, nawijając niesforny
kosmyk na palec. Zwykle proste kosmyki, tym razem miała zakręcone, przez co
loki podskakiwały przy każdym jej ruchu. Na sobie miała suknię barwy nocy, która
skojarzyła mi się ze średniowiecznymi strojami kobiet z wyższych sfer.
Tren falami opadał aż do samej ziemi, tworząc u stóp dziewczyny coś na
kształt chmury dymu, przez co Beau wydawała się wręcz płynąć w powietrzu,
jakby i tak na co dzień nie poruszała się z niesamowitą lekkością.
Kiedy się poruszyła, zauważyłam, że wpływ księżyca jedynie dodaje dziewczynie
urody, wydobywając z jej kreacji granatowe refleksy, przez co suknia
wydawała się jeszcze bardziej niezwykła.
Wróciłam do
obserwowania gości, bez trudu wypatrując kolejne znajome twarze. Pavarotti,
Michael i Anna, Kristin i Theo… Obecność żadnego z nich mnie nie
zdziwiła, poza tym była dla mnie czymś naturalnym. Dostrzegłam również Allegrę i kilka
kobiet – w tym Mayę – które przez wzgląd na zajmowaną przez nią funkcję
były jej posłuszne. Tam również dostrzegłam podrygującą nerwowo Laylę, która
psychicznie przygotowywała się na coś, co niekoniecznie musiało mieć związek z nadchodzącą
uroczystością. Nigdzie nie widziałam Rufusa, ale zbytnio nie ubolewałam nad
jego nieobecnością; może i nie miałam nic przeciwko jego spotkaniom z Laylą,
ale mimo wszystko i tak nie darzyłam naukowca zaufaniem, zdecydowanie
woląc co unikać.
Chociaż
byłam dzieckiem, kiedy ostatni raz miałam do czynienia z licznymi
znajomymi doktora, teraz rozpoznawałam ich bez trudu.
Egipcjanie
od razu rzucali się w oczy, trzymając się na uboczu i najlepiej
czując się we własnym towarzystwie. Amun, którego zdążyłam już znielubić za
dość ciężki charakter i sposób w jaki traktował swoją partnerkę,
rozglądał się nieufnie, zupełnie jakby podejrzewał, że za moment ktoś go
zaatakuje. Nie rozumiałam go i zamierzałam trzymać się od niego z daleka,
woląc kolejny raz nie słuchać głupich uwag na temat tego, jak lekkomyślne
decyzją jest branie sobie żony. Kultura południa była dość specyficzna, dlatego
nie chciałam mieć z nią nic wspólnego, zwłaszcza, że według wiary Amuna,
kobieta była kimś zdecydowanie gorszym. W zasadzie sympatią darzyłam
jedynie Benjamina, który miał zaskakującą wręcz łatwość w nawiązywaniu
kontaktów, zwłaszcza biorąc pod uwagę charakter jego stwórcy. Już jako dziecko
byłam zachwycona jego darem kontroli nad żywiołami, dlatego nie zdziwiło mnie,
że również dzieci moje oraz bliźnięta Isabeau, sporo czasu spędzały przy
wampirze. Jego sztuczki bywały niesamowite i sama wielokrotnie nie mogłam
sobie odmówić obejrzenia kolejnego pokazu.
Najbardziej
charakterystyczne okazały się Amazonki. Groźnie wyglądająca Zafrina oraz jej
towarzyszki – Senna i Kachiri – w rzeczywistości miały w sobie
zaskakująco dużo ciepła i tolerancji. Żałowałam, że nie mogę wyznać
najważniejszej z wampirzyc kim jestem, skoro przed laty bardzo się ze sobą
zżyłyśmy, ale i tym razem Zafrina od samego początku zaczęła darzyć mnie
sympatią, jakby instynktownie wyczuwając, że jestem jej bliska. Teraz również
nieco sztywno skinęła mi głową, a ja w odpowiedzi uśmiechnęłam się
promiennie, nie kryjąc entuzjazmu.
Doszły mnie
charakterystyczne śmiechu Aldero i Cammy'ego, i już bez patrzenia
byłam w stanie stwierdzić z kim w tym momencie przebywali
chłopcy. Ta dwójka od samego początku podbiła serca Irlandczyków, zwłaszcza
rudowłosej Mary. Drobna wampirzyca dosłownie zakochała się w synach
Isabeau, a i ci lgnęli do niej z sobie tylko znanych powodów.
Odniosłam wrażenie, że traktują czułą na kłamstwa nieśmiertelną jak starszą
siostrę, a i ta z radością koncentrowała się na zapewnianiu im
rozrywki, komentując niektóre wypowiedzi gości i demonstracyjnie krzywiąc
się za każdym razem, kiedy wychwyciłam kłamstwo.
Towarzyszący
nieśmiertelnej Liam i Siobhan, jedynie spoglądali na całą trójkę
pobłażliwie, nie kryjąc rozbawienia. To właśnie tam dostrzegłam nieco spiętego
Carlisle'a, którego wampirzyca – z lekkim przekąsem w głosie –
właśnie zapewniała, że ślub będzie idealny. Jak mogłoby być inaczej, skoro ona
tak sobie postanowiła?
Dostrzegłam
jeszcze kilka osób, ale nie wszystkie rozpoznałam. W oczy wrzucił mi się
jedynie dość charakterystyczny i sympatyczny nomada imieniem Alistair.
Nigdzie nie widziałam Garretta, bo wampir najzwyczajniej w świecie się nie
pojawił, ale tak było chyba nawet lepiej, bo przyszły partner Kate miał pojawić
się w życiu wampirzycy zdecydowanie później.
– Renesmee!
– Tanya dosłownie zmaterializowała się u mojego boku. – No i gdzie ty
jesteś? Niedługo się zaczyna – skarciła mnie, wspierając obie dłonie na
biodrach; kilka niesfornych kosmyków wymknęło się z koka, który upięła na
czubku głowy i opadło jej na twarz. – Cześć, Gabriel. I… Och – dodała,
dopiero po chwili zauważając mojego męża i dzieci.
Uśmiechnęłam
się niepewnie, nieco zaskoczona bezpośredniością wampirzycy, skoro widziałyśmy
się pierwszy raz od kilku miesięcy. Tanya i jej siostry pojawiły się w dzień
ślubu, dosłownie na ostatnią chwilę, więc nie było czasu na rozmowy albo na to,
żeby w ogóle się przywitać. Najwyraźniej Esme i Carlisle też nie
mieli okazji, żeby wspomnieć Denalkom o tym, co wydarzyło się w ciągu
minionych miesięcy, dlatego zaskoczone spojrzenie Tanyi wcale mnie nie
zdziwiło.
– To
Alessia i Damien – wyjaśniłam jak gdyby nigdy nic. – Hej, wszystko w porządku?
Mówiłaś, że musimy się pośpieszyć – przypomniałam z miną niewiniątka.
Wampirzyca
zamrugała i z niedowierzaniem potrząsnęła głową.
– Tak… Tak,
musimy – zreflektowała się. – Chodź. Musimy pomóc Esme – ponagliła mnie i w pośpiechu
odeszła, nawet nie patrząc, czy idę za nią. Tren różowej sukienki, niema
identycznej jak moja, podskakiwał przy każdym jej kroku, jednocześnie
zdradzając rolę wampirzycy w całym przedsięwzięciu.
Wzruszyłam
ramionami, rzucając Gabrielowi bezradne spojrzenie. Chłopak jedynie mrugnął do
mnie porozumiewawczo, dając mi do zrozumienia, że bez obaw mogę się oddalić.
Uspokojona, nachyliłam się jeszcze, żeby ucałować dzieci, po czym popędziłam za
Tanyą, starając się nie zabić na wysokim obcasie.
Dopiero
kiedy zrównaliśmy się ze sobą i ruszyłyśmy przez tłum w stronę
świątyni, uświadomiłam sobie, jak wiele się zmieniło – nie tylko w moim
życiu, ale mnie samej. Dotarło to do mnie, kiedy kolejna osoba, którą znałam z miasta,
uśmiechnęła się i skinęła mi głową na powitanie. Kristin na mój widok
pomachała mi, po czym wykonała wdzięczny piruet, prezentując swoją karmazynową
sukienkę; obserwując jak fałdy materiału muskają jej odsłonięte nogi, jedynie
wzniosła oczy ku górze, dając mi do zrozumienia, że takie stroje bynajmniej
nigdy nie należały do jej ulubionych. Mrugnęłam do niej porozumiewawczo,
wymownie spoglądając na własną kreację, czym chyba skutecznie poprawiłam jej
humor, bo roześmiała się, dochodząc do wniosku, że róż i koronki to
rzeczywiście nieco gorsza opcja.
Wciąż
jeszcze rozbawiona, dopiero po kilku chwilach zrozumiałam, że jestem bardziej
zżyta z nieśmiertelnymi, których widywałam na co dzień, a którzy
przecież zaledwie kilka miesięcy temu byli mi obcy, a nawet próbowali mi
zaszkodzić – tak jak chociażby Kristin, kiedy jeszcze godziła się na
wykonywanie rozkazów Lawrence’a. Teraz jej obecność była dla mnie czymś
naturalnym i nawet przy niej czułam się pewniej, niż w towarzystwie
Tanyi, czy któregokolwiek z wampirów, które przyjechały na ślub. Sama nie
byłam pewna kiedy, ale ten świat stał się częścią mnie i niemal nierealny
wydawał mi się powrót do dawnego życia, które prowadziłam wiele miesięcy
wcześniej. Tamten okres wydawał mi się tak odległy, jakby minęły już całe wieki
i chociaż było w tym coś przerażającego, ja już dawno przestałam się
zadręczać wspomnieniami. Ci, których potrzebowałam byli przy mnie albo dopiero
mieli się pojawić, a ja miałam pewność, że nie będę w stanie ich
zapomnieć.
– To
miejsce jest dziwne – mruknęła Tanya, nieufnie rozglądając się dookoła i krzywiąc
się demonstracyjnie, kiedy kolejne osoby zaczęły zwracać na nas uwagę. No cóż,
nie zdziwiło mnie, że spojrzenie krwistych tęczówek sprawiło, że poczuła się
nieswoja.
– Wcale nie
– zaoponowałam. – Jest niezwykłe – dodałam z naciskiem, chociaż oczywiste
dla mnie było, że Denalka tego nie zrozumie.
– Może –
zgodziła się z powątpiewaniem. – Chociaż i tak nie mogę doczekać się
powrotu do domu. Swoją drogę, sugerowałam Carlisle’owi, żebyście z nami
zamieszkali – oznajmiła, a mnie serce omal nie stanęło. – Oczywiście nie
zgodził się – dodała z nutką goryczy, zwłaszcza, że w odpowiedzi na
jej słowa, nie powstrzymałam westchnienia ulgi.
Nie
podjęłam tematu, woląc niepotrzebnie nie prowokować wampirzycy. Lubiłam Tanyę –
co więcej, kochałam ją jak ciotkę, chociaż teraz nie była wobec mnie tak
otwarta, jak wtedy, kiedy byłam dzieckiem, być może dlatego, że dość
sceptycznie podchodziła do naszych wyjaśnień na temat wariacji w czasie –
ale to nie zmieniało faktu, że nie we wszystkich kwestiach się z nią
zgadzałam. Wciąż nie mogłam zapomnieć jej pocałunku z Edwardem i chociaż
wszystko już zostało wyjaśnione, mimo wszystko wolałam, żeby ona i jej
siostry nie mieszały się w życie, które teraz prowadziliśmy. Dopiero teraz
wszystko tak naprawdę wydawało się układać, a dodatkowe komplikacje nie
były nikomu potrzebne.
Przestałam o tym
myśleć, bo wtedy przekroczyłyśmy próg świątyni. Tanya jeszcze rzuciła krótkie
spojrzenie w stronę posągu Selene i jedynie pokręciła głową,
decydując powstrzymać się od komentarza. Przyjęłam to z ulgą i bez wahania
przekroczyłam próg pogrążonego w ciszy budynku, jak zwykle porażona
niezwykłą atmosferą tego miejsca. Gwar, który panował na klifie, dostał na
zewnątrz, panująca zaś dookoła błoga cisza, wydawała się niemal nienaturalna.
Jednocześnie nie była uciążliwa, a słodki zapach kwiatów i blask
zapalonych świec sprawiły, że miejsce to miało w sobie coś kojącego.
Jako
pierwsze w oczy rzuciły mi się Kate i Irina. Obie wyglądały na
zniecierpliwione, co wydawało się dość dziwne, jeśli wziąć pod uwagę to, że
wampiry były stworzone do czekania. Kiedy tylko nad zobaczyły, wyraźnie się
rozluźniły i stały bardziej ludzkie, dzięki czemu nie przypominały już
dwóch ludzkich rozmiarów posągów o nienaturalnie pięknych rysach twarzy.
– Nareszcie
– westchnęła Irina. Ciemne włosy zafalowały, kiedy z niedowierzaniem
pokręciła głową. – Szczerze powiedziawszy, wolałabym mieć to już za sobą –
stwierdziła, co chyba znaczyło mniej więcej tyle, że nie najlepiej czuła się w roli
druhny.
– Jeszcze
tylko chwilę – pocieszyła ją pogodnie Kate. – Hej, Esme, możemy zaczynać? –
dodała, robiąc kilka kroków w stronę bardziej zacienionej części
pomieszczenia.
Dopiero
kiedy podążyłam za jej wzrokiem, dostrzegłam zastygłą w bezruchu Esme.
Wampirzyca stała plecami do nas, tak, że widziałam jedynie śnieżnobiały
materiał oraz sięgający aż do ziemi welon, idealnie komponujący się z jej
kasztanowymi włosami. Drgnęła, słysząc swoje imię i westchnęła cicho.
Zdenerwowanie wydawało się emitować z każdej komórki jej drobnego ciała,
minęła zresztą dłuższa chwila, zanim zdecydowała się odwrócić w naszą
stronę.
Wyglądała
cudownie, chociaż to nie powinno było mnie zdziwić. Chociaż zdecydowanie byłam
zwolenniczką prostych kreacji, jej suknia ślubna mnie zachwyciła. Wrażenie było
takie, jakby strój został żywcem wyjęty z bajki; biały materiał był
dosłownie wszędzie, spływając aż do samej ziemi i zasłaniając szpilki – co
do obcasów nie miałam najmniejszych wątpliwości, bo Esme była przynajmniej
kilka centymetrów wyższa. Zachwyciły mnie subtelne kwiatowe motywy, starannie
wyhaftowane, które wieńczyły długie rękawy oraz gorset. Góra sukni idealnie
przylegała do sylwetki, podkreślając idealne krągłe kształty, których kobiecie
nie brakowało. Niżej kreacja łagodnie rozszerzała się w pasie, zaś kiedy
przyjrzałam się dokładniej, dostrzegłam w niektórych miejscach kremowe
wstawki, które idealnie dopełniały całości. Jedynie przerażone spojrzenie Esme
wydawało się kłócić z ostatecznym efektem przygotowań, ale jednocześnie
dodawało jej uroku.
Babcia
zamrugała i spojrzała na nas tak, jakby sama zastanawiała się, co takiego
możemy tutaj robić. Co więcej, sama również sprawiała wrażenie, jakby chciała
znaleźć się w jakimkolwiek innym miejscu. Jasne dla mnie było, że to po
prostu nerwy, ale i tak zawahałam się, niepewna tego, co powinnam
powiedzieć, żeby pomóc jej psychicznie przygotować na to, co czekało na
zewnątrz. Pamiętałam własne obawy i to chyba było naturalne, zwłaszcza
mając za sobą już jedno nieudane małżeństwo, ale chyba nawet ja nie byłam aż do
tego stopnia wytrącona z równowagi. Wtedy zresztą koncentrowałam się
jedynie na czekającym na mnie Gabrielu oraz tym, że już nie mogę się wycofać,
ale nie byłam pewna, czy takie rady jakkolwiek wampirzycy pomogą.
– Esme, co
jest? – odezwała się Tanya, decydując się przerwać przeciągającą ciszę. Jej
głos zabrzmiał nienaturalnie, dodatkowo zwielokrotniony przez echo w świątyni.
Chyba nawet szept brzmiałby w tym miejscu jak wystrzał i mimowolnie
wzdrygnęłam się, czując się coraz bardziej nieswojo. – Wszystko w porządku.
Esme
pokręciła głową, dopiero po chwili będąc w stanie wyrwać się z zamyślenia.
– Nie wiem.
Chyba tak. – Powoli wypuściła zbędne jej do funkcjonowania powietrze. – Po
prostu pomyślałam o tych wszystkich wampirach i tak jakoś…
– Przecież
my też wszystkich nie znamy – zauważyła przytomnie Kate, wzruszając ramionami.
– To żaden problem – dodała, kiedy wampirzyca spojrzała na nią z powątpiewaniem.
– Ciebie
nikt nie będzie tej nocy oceniał, Kate – przypomniała jej łagodnie. – Poza tym…
Zdajecie sobie sprawę z tego, jakie to dziwne wychodzić za mąż, kiedy nie
zna się przyjaciół swojego przyszłego męża? – westchnęła, chociaż oczywiste
było, że to nie w tym leży problem; Esme nie wydawała się przejmować,
kiedy pierwsi znajomi Carlisle’a zaczęli się pojawiać, dlatego zakładałam, że
musi chodzić o coś więcej.
Denalki też
to wiedziały, chociaż żadna z nich nie odważyła się wspomnieć o tym
chociażby słowem. Po prostu milczały, spoglądając na wampirzycę wyczekująco i próbując
stwierdzić, jak właściwie prezentuje się sytuacja.
– Więc co…?
– Tanya zawahała się. – Mam iść i powiedzieć wszystkim, że dzisiaj raczej
nic z tego nie będzie? – zapytała, a ja ledwo powstrzymałam się od
tego, żeby na nią warknąć. Co ona najlepszego wyprawiała?!
Esme
również spojrzała na kobietę z niedowierzaniem, chyba dopiero po chwili
uświadamiając sobie, jak można było zinterpretować jej słowa. Złociste tęczówki
rozszerzyły się do granic możliwości. Natychmiast pokręciła głową, spanikowana
do tego stopnia, jakby Tanya już co najmniej zmierzała do wyjścia, zamierzając wcielić
swoją propozycję w życie.
–
Oczywiście, że nie! – jęknęła i skrzywiła się, kiedy nieświadomie
podniosła głos. – Nie. Ja za chwilę… Po prostu dajcie mi chwilę, żebym zebrała
myśli – poprosiła i szybko zaczęła krążyć po całej świątyni, najwyraźniej
nie będąc w stanie dłużej ustać w miejscu.
Obserwowałam
ją tępo, nieco rozdrażniona tym, jak non stop zmieniała miejsce, ale
jednocześnie nie będąc w stanie oderwać od niej wzroku. Było coś
hipnotyzującego w tym, jak układały się fałdy jej sukni ślubnej oraz w tym,
jak zmieniały się tańczące na posadzce długie cienie. Miałam wrażenie, że cisza
przeciąga się w nieskończoność i że za moment po prostu oszaleję albo
zacznę krzyczeć, nie będąc w stanie dłużej znieść niepewności. Oczywiście,
mogłam sobie tylko wyobrazić, co takiego myślała sobie Esme, zrażona tym, co
spotkało ją w ludzkim życiu, ale mimo wszystko i tak nie potrafiłam
zrozumieć, dlaczego wątpliwości męczą ją aż do tego stopnia i to dosłownie
na chwilę przed tym, jak miała powtórnie wyjść za mąż. Nie byłam pewna, czego
powinnam się spodziewać i to wydawało się przerażające.
Esme nagle
przystanęła, wbijając wzrok we mnie. Zawahałam się, ale uniosłam głowę i spojrzałam
jej w oczy, nie rozumiejąc dziwnego błysku w jej złocistych
tęczówkach.
– Nessie? –
Westchnęła i zawahała się. – Kochanie, mogłabyś na chwile do mnie podejść?
Chciałabym jeszcze… – Nie dokończyła, ale i tak natychmiast zgodziłam się
wypełnić jej prośbę, w pośpiechu pokonując dzielący nas dystans.
Babcia
spojrzała na mnie niepewnie, całkowicie bezwiednie przygryzając dolną wargę.
Wzrok wbiła w medalion, który miałam na szyi i z którym nigdy
się nie rozstawałam, nie tylko przez wzgląd na wartość sentymentalną. Nie
musiałam długo się zastanawiać, żeby zrozumieć jej niewerbalne pytanie, którego
nie zadała, ale które zawisło między nami. Bez wahania uniosłam obie ręce i odnalazłszy
zapięcie, ściągnęłam łańcuszek, zachęcająco wyciągając go w stronę Esme.
Wampirzyca zawahała się, ale ostatecznie zdecydowała się po niego sięgnąć,
zachowując się przy tym tak, jakby biżuteria za moment miała się rozpaść.
– Coś
pożyczonego – zaproponowałam, cofając się o krok i dając jej do
zrozumienia, że nie musi się śpieszyć z oddaniem mi medalionu.
Wampirzyca
jedynie uśmiechnęła się blado i skinęła głową, skoncentrowana na szukaniu
zatrzasku. Jeszcze przez moment obracała medalion w palcach, zanim szybkim
ruchem rozdzieliła jego połówki, żeby dostać się do ukrytych tam zdjęć, które
już raz pokazywałam jej i pozostałym. Wiedziałam na co patrzy, nawet bez
śledzenia jej wzroku – to musiała być wspólna fotografia całej naszej rodziny, w tym
jej i Carlisle’a; zakochani i szczęśliwi, obejmowali się czule i to
po tych wszystkich latach, które minęły od ich ślubu.
Esme
jeszcze przez moment wpatrywała się w zdjęcie, po czym zatrzasnęła
medalion i zamknęła go w dłoni. Trzymając go tak kurczowo, jakby
jednie on utrzymywał ją na nogach, ponownie spojrzała na mnie i Denalki;
jej oczy zdawały się słyszeć, a wyraz twarzy zdradzał, że właśnie podjęła
ostateczną decyzję.
–
Powiedzcie Edwardowi, że możemy zaczynać.
Czy ja ci kiedyś mówiłam, ze kocham twoje opowiadanie?; tak, to w takim razie to będzie drugi raz. Dwa śluby w jednej księdze, czego chcieć wiecej.? :D ha, Tanaya jako dobra osoba xD nie umiem sobie tego wyobrazić, a co wiecej stworzyć takiej... Dobrej xD ciekawe jak miała minę, kiedy zobaczyła dzieciaki 'wtf, a to co?' XD Bożeee, za dużo przebywam z koleżankami :D hah, ta czy inaczej rozdział był genialny. Nie bede opisywać poszczególnych scen, bo to bez sensu, skoro cały rozdział byc cudowny. Groźby Layli xD juz je sobie wyobrażam :D Gabriel w garniturze? *.* uuh, xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i miłej nocki życzę, a teraz idziemy katować Iana w tv xD
Gabi :**