5 listopada 2013

Sto trzy

Renesmee
Klif wyglądał nieziemsko. Jeszcze przemierzając las, pomiędzy drzewami dostrzegłam ciepły blask, który skutecznie rozpraszał ciemność.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, przekonałam się, że to efekt licznych świec, które rozmieszczono w strategicznych miejscach i które wyznaczały granice dość sporego pola, które gromadziło wszystkich obecnych gości. Podobnie jak podczas ślubu mojego i Gabriela, nigdzie nie było ławek, bo i żadne z nas nie odczuwało zmęczenia. Nie było również podziału na stronę panny i pana młodego, przybyli zaś ustawili się według uznania, robiąc dość spore przejście dla przyszłej pani Cullen. Kiedy wraz z Gabrielem i dziećmi podeszliśmy bliżej, dostrzegłam wyściełające ziemię kwiatowe płatki, które znaczyły drogę dla Esme i jednocześnie wyznaczały niepisaną granicę, która nie powinna zostać przekroczona. Dalej, na samym końcu kwiatowego szlaku, wzniesiono niewielką altankę, gdzie miało paść obustronne sakramentalne „tak”. Dostrzegłam tam jeszcze więcej kwiatowych bukietów i świec, które idealnie komponowały się ze sobą, przykuwając uwagę. Słodki zapach wypełniał powietrze, ale nie przyprawiał o mdłości; był po prostu idealny, ale tego można się było po Layli spodziewać.
Ostrożnie postawiłam Alessię na ziemi i nachyliłam się, żeby wygładzić tren jej sukienki. W przeciwieństwie do tego, co zawsze wpajały mi ciotki, nie traktowałam ubrań jednorazowo, dlatego bez wyrzutów sumienia wybrałam dla Alessi zieloną kreację, którą miała na weselu w czerwcu. Głęboka zieleń idealnie komponowała się z czarnymi włosami i równie ciemnymi oczami mojej córeczki, przez co Ali wyglądała niczym anioł. Damien również wprawiał mnie w zachwyt, chociaż nie wyglądał na tak zachwyconego swoim wyglądem, jak jego siostra. Pod tym względem był podobny do Gabriela, który nawet na własnym ślubie postawił na luźniejszy strój, a teraz zdecydował się na garnitur jedynie przez wzgląd na moich dziadków i dyskretne groźby Layli.
Rozejrzałam się dookoła, spoglądając na twarze zebranych. Bez trudu odszukałam Edwarda, który – oczywiście – zajął miejsce przy ustawionym w niewielkiej odległości od altanki fortepianie. Uśmiechnął się, kiedy podchwycił moje spojrzenie, po czym specjalnie dla mnie zagrał kilka pierwszych taktów „Kołysanki Belli”, jednocześnie sprawdzając instrument. Sądząc po błyski w jego złocistych tęczówkach, fortepian musiał spełniać jego wymagania. Sama dawno nie miałam do czynienia z muzyką, ale tyle razy grywałam z tatą w dzieciństwie, że teraz byłam niemal pewna, iż instrument jest odpowiednio dostrojony.
Mój wzrok powędrował w stronę Isabeau i Dimitra, którzy rozmawiali ze sobą cicho, nieznacznie oddaleni od pozostałych gości. Beau roześmiała się melodyjnie i bezwiednie przeczesała ciemne włosy, nawijając niesforny kosmyk na palec. Zwykle proste kosmyki, tym razem miała zakręcone, przez co loki podskakiwały przy każdym jej ruchu. Na sobie miała suknię barwy nocy, która skojarzyła mi się ze średniowiecznymi strojami kobiet z wyższych sfer. Tren falami opadał aż do samej ziemi, tworząc u stóp dziewczyny coś na kształt chmury dymu, przez co Beau wydawała się wręcz płynąć w powietrzu, jakby i tak na co dzień nie poruszała się z niesamowitą lekkością. Kiedy się poruszyła, zauważyłam, że wpływ księżyca jedynie dodaje dziewczynie urody, wydobywając z jej kreacji granatowe refleksy, przez co suknia wydawała się jeszcze bardziej niezwykła.
Wróciłam do obserwowania gości, bez trudu wypatrując kolejne znajome twarze. Pavarotti, Michael i Anna, Kristin i Theo… Obecność żadnego z nich mnie nie zdziwiła, poza tym była dla mnie czymś naturalnym. Dostrzegłam również Allegrę i kilka kobiet – w tym Mayę – które przez wzgląd na zajmowaną przez nią funkcję były jej posłuszne. Tam również dostrzegłam podrygującą nerwowo Laylę, która psychicznie przygotowywała się na coś, co niekoniecznie musiało mieć związek z nadchodzącą uroczystością. Nigdzie nie widziałam Rufusa, ale zbytnio nie ubolewałam nad jego nieobecnością; może i nie miałam nic przeciwko jego spotkaniom z Laylą, ale mimo wszystko i tak nie darzyłam naukowca zaufaniem, zdecydowanie woląc co unikać.
Chociaż byłam dzieckiem, kiedy ostatni raz miałam do czynienia z licznymi znajomymi doktora, teraz rozpoznawałam ich bez trudu.
Egipcjanie od razu rzucali się w oczy, trzymając się na uboczu i najlepiej czując się we własnym towarzystwie. Amun, którego zdążyłam już znielubić za dość ciężki charakter i sposób w jaki traktował swoją partnerkę, rozglądał się nieufnie, zupełnie jakby podejrzewał, że za moment ktoś go zaatakuje. Nie rozumiałam go i zamierzałam trzymać się od niego z daleka, woląc kolejny raz nie słuchać głupich uwag na temat tego, jak lekkomyślne decyzją jest branie sobie żony. Kultura południa była dość specyficzna, dlatego nie chciałam mieć z nią nic wspólnego, zwłaszcza, że według wiary Amuna, kobieta była kimś zdecydowanie gorszym. W zasadzie sympatią darzyłam jedynie Benjamina, który miał zaskakującą wręcz łatwość w nawiązywaniu kontaktów, zwłaszcza biorąc pod uwagę charakter jego stwórcy. Już jako dziecko byłam zachwycona jego darem kontroli nad żywiołami, dlatego nie zdziwiło mnie, że również dzieci moje oraz bliźnięta Isabeau, sporo czasu spędzały przy wampirze. Jego sztuczki bywały niesamowite i sama wielokrotnie nie mogłam sobie odmówić obejrzenia kolejnego pokazu.
Najbardziej charakterystyczne okazały się Amazonki. Groźnie wyglądająca Zafrina oraz jej towarzyszki – Senna i Kachiri – w rzeczywistości miały w sobie zaskakująco dużo ciepła i tolerancji. Żałowałam, że nie mogę wyznać najważniejszej z wampirzyc kim jestem, skoro przed laty bardzo się ze sobą zżyłyśmy, ale i tym razem Zafrina od samego początku zaczęła darzyć mnie sympatią, jakby instynktownie wyczuwając, że jestem jej bliska. Teraz również nieco sztywno skinęła mi głową, a ja w odpowiedzi uśmiechnęłam się promiennie, nie kryjąc entuzjazmu.
Doszły mnie charakterystyczne śmiechu Aldero i Cammy'ego, i już bez patrzenia byłam w stanie stwierdzić z kim w tym momencie przebywali chłopcy. Ta dwójka od samego początku podbiła serca Irlandczyków, zwłaszcza rudowłosej Mary. Drobna wampirzyca dosłownie zakochała się w synach Isabeau, a i ci lgnęli do niej z sobie tylko znanych powodów. Odniosłam wrażenie, że traktują czułą na kłamstwa nieśmiertelną jak starszą siostrę, a i ta z radością koncentrowała się na zapewnianiu im rozrywki, komentując niektóre wypowiedzi gości i demonstracyjnie krzywiąc się za każdym razem, kiedy wychwyciłam kłamstwo.
Towarzyszący nieśmiertelnej Liam i Siobhan, jedynie spoglądali na całą trójkę pobłażliwie, nie kryjąc rozbawienia. To właśnie tam dostrzegłam nieco spiętego Carlisle'a, którego wampirzyca – z lekkim przekąsem w głosie – właśnie zapewniała, że ślub będzie idealny. Jak mogłoby być inaczej, skoro ona tak sobie postanowiła?
Dostrzegłam jeszcze kilka osób, ale nie wszystkie rozpoznałam. W oczy wrzucił mi się jedynie dość charakterystyczny i sympatyczny nomada imieniem Alistair. Nigdzie nie widziałam Garretta, bo wampir najzwyczajniej w świecie się nie pojawił, ale tak było chyba nawet lepiej, bo przyszły partner Kate miał pojawić się w życiu wampirzycy zdecydowanie później.
– Renesmee! – Tanya dosłownie zmaterializowała się u mojego boku. – No i gdzie ty jesteś? Niedługo się zaczyna – skarciła mnie, wspierając obie dłonie na biodrach; kilka niesfornych kosmyków wymknęło się z koka, który upięła na czubku głowy i opadło jej na twarz. – Cześć, Gabriel. I… Och – dodała, dopiero po chwili zauważając mojego męża i dzieci.
Uśmiechnęłam się niepewnie, nieco zaskoczona bezpośredniością wampirzycy, skoro widziałyśmy się pierwszy raz od kilku miesięcy. Tanya i jej siostry pojawiły się w dzień ślubu, dosłownie na ostatnią chwilę, więc nie było czasu na rozmowy albo na to, żeby w ogóle się przywitać. Najwyraźniej Esme i Carlisle też nie mieli okazji, żeby wspomnieć Denalkom o tym, co wydarzyło się w ciągu minionych miesięcy, dlatego zaskoczone spojrzenie Tanyi wcale mnie nie zdziwiło.
– To Alessia i Damien – wyjaśniłam jak gdyby nigdy nic. – Hej, wszystko w porządku? Mówiłaś, że musimy się pośpieszyć – przypomniałam z miną niewiniątka.
Wampirzyca zamrugała i z niedowierzaniem potrząsnęła głową.
– Tak… Tak, musimy – zreflektowała się. – Chodź. Musimy pomóc Esme – ponagliła mnie i w pośpiechu odeszła, nawet nie patrząc, czy idę za nią. Tren różowej sukienki, niema identycznej jak moja, podskakiwał przy każdym jej kroku, jednocześnie zdradzając rolę wampirzycy w całym przedsięwzięciu.
Wzruszyłam ramionami, rzucając Gabrielowi bezradne spojrzenie. Chłopak jedynie mrugnął do mnie porozumiewawczo, dając mi do zrozumienia, że bez obaw mogę się oddalić. Uspokojona, nachyliłam się jeszcze, żeby ucałować dzieci, po czym popędziłam za Tanyą, starając się nie zabić na wysokim obcasie.
Dopiero kiedy zrównaliśmy się ze sobą i ruszyłyśmy przez tłum w stronę świątyni, uświadomiłam sobie, jak wiele się zmieniło – nie tylko w moim życiu, ale mnie samej. Dotarło to do mnie, kiedy kolejna osoba, którą znałam z miasta, uśmiechnęła się i skinęła mi głową na powitanie. Kristin na mój widok pomachała mi, po czym wykonała wdzięczny piruet, prezentując swoją karmazynową sukienkę; obserwując jak fałdy materiału muskają jej odsłonięte nogi, jedynie wzniosła oczy ku górze, dając mi do zrozumienia, że takie stroje bynajmniej nigdy nie należały do jej ulubionych. Mrugnęłam do niej porozumiewawczo, wymownie spoglądając na własną kreację, czym chyba skutecznie poprawiłam jej humor, bo roześmiała się, dochodząc do wniosku, że róż i koronki to rzeczywiście nieco gorsza opcja.
Wciąż jeszcze rozbawiona, dopiero po kilku chwilach zrozumiałam, że jestem bardziej zżyta z nieśmiertelnymi, których widywałam na co dzień, a którzy przecież zaledwie kilka miesięcy temu byli mi obcy, a nawet próbowali mi zaszkodzić – tak jak chociażby Kristin, kiedy jeszcze godziła się na wykonywanie rozkazów Lawrence’a. Teraz jej obecność była dla mnie czymś naturalnym i nawet przy niej czułam się pewniej, niż w towarzystwie Tanyi, czy któregokolwiek z wampirów, które przyjechały na ślub. Sama nie byłam pewna kiedy, ale ten świat stał się częścią mnie i niemal nierealny wydawał mi się powrót do dawnego życia, które prowadziłam wiele miesięcy wcześniej. Tamten okres wydawał mi się tak odległy, jakby minęły już całe wieki i chociaż było w tym coś przerażającego, ja już dawno przestałam się zadręczać wspomnieniami. Ci, których potrzebowałam byli przy mnie albo dopiero mieli się pojawić, a ja miałam pewność, że nie będę w stanie ich zapomnieć.
– To miejsce jest dziwne – mruknęła Tanya, nieufnie rozglądając się dookoła i krzywiąc się demonstracyjnie, kiedy kolejne osoby zaczęły zwracać na nas uwagę. No cóż, nie zdziwiło mnie, że spojrzenie krwistych tęczówek sprawiło, że poczuła się nieswoja.
– Wcale nie – zaoponowałam. – Jest niezwykłe – dodałam z naciskiem, chociaż oczywiste dla mnie było, że Denalka tego nie zrozumie.
– Może – zgodziła się z powątpiewaniem. – Chociaż i tak nie mogę doczekać się powrotu do domu. Swoją drogę, sugerowałam Carlisle’owi, żebyście z nami zamieszkali – oznajmiła, a mnie serce omal nie stanęło. – Oczywiście nie zgodził się – dodała z nutką goryczy, zwłaszcza, że w odpowiedzi na jej słowa, nie powstrzymałam westchnienia ulgi.
Nie podjęłam tematu, woląc niepotrzebnie nie prowokować wampirzycy. Lubiłam Tanyę – co więcej, kochałam ją jak ciotkę, chociaż teraz nie była wobec mnie tak otwarta, jak wtedy, kiedy byłam dzieckiem, być może dlatego, że dość sceptycznie podchodziła do naszych wyjaśnień na temat wariacji w czasie – ale to nie zmieniało faktu, że nie we wszystkich kwestiach się z nią zgadzałam. Wciąż nie mogłam zapomnieć jej pocałunku z Edwardem i chociaż wszystko już zostało wyjaśnione, mimo wszystko wolałam, żeby ona i jej siostry nie mieszały się w życie, które teraz prowadziliśmy. Dopiero teraz wszystko tak naprawdę wydawało się układać, a dodatkowe komplikacje nie były nikomu potrzebne.
Przestałam o tym myśleć, bo wtedy przekroczyłyśmy próg świątyni. Tanya jeszcze rzuciła krótkie spojrzenie w stronę posągu Selene i jedynie pokręciła głową, decydując powstrzymać się od komentarza. Przyjęłam to z ulgą i bez wahania przekroczyłam próg pogrążonego w ciszy budynku, jak zwykle porażona niezwykłą atmosferą tego miejsca. Gwar, który panował na klifie, dostał na zewnątrz, panująca zaś dookoła błoga cisza, wydawała się niemal nienaturalna. Jednocześnie nie była uciążliwa, a słodki zapach kwiatów i blask zapalonych świec sprawiły, że miejsce to miało w sobie coś kojącego.
Jako pierwsze w oczy rzuciły mi się Kate i Irina. Obie wyglądały na zniecierpliwione, co wydawało się dość dziwne, jeśli wziąć pod uwagę to, że wampiry były stworzone do czekania. Kiedy tylko nad zobaczyły, wyraźnie się rozluźniły i stały bardziej ludzkie, dzięki czemu nie przypominały już dwóch ludzkich rozmiarów posągów o nienaturalnie pięknych rysach twarzy.
– Nareszcie – westchnęła Irina. Ciemne włosy zafalowały, kiedy z niedowierzaniem pokręciła głową. – Szczerze powiedziawszy, wolałabym mieć to już za sobą – stwierdziła, co chyba znaczyło mniej więcej tyle, że nie najlepiej czuła się w roli druhny.
– Jeszcze tylko chwilę – pocieszyła ją pogodnie Kate. – Hej, Esme, możemy zaczynać? – dodała, robiąc kilka kroków w stronę bardziej zacienionej części pomieszczenia.
Dopiero kiedy podążyłam za jej wzrokiem, dostrzegłam zastygłą w bezruchu Esme. Wampirzyca stała plecami do nas, tak, że widziałam jedynie śnieżnobiały materiał oraz sięgający aż do ziemi welon, idealnie komponujący się z jej kasztanowymi włosami. Drgnęła, słysząc swoje imię i westchnęła cicho. Zdenerwowanie wydawało się emitować z każdej komórki jej drobnego ciała, minęła zresztą dłuższa chwila, zanim zdecydowała się odwrócić w naszą stronę.
Wyglądała cudownie, chociaż to nie powinno było mnie zdziwić. Chociaż zdecydowanie byłam zwolenniczką prostych kreacji, jej suknia ślubna mnie zachwyciła. Wrażenie było takie, jakby strój został żywcem wyjęty z bajki; biały materiał był dosłownie wszędzie, spływając aż do samej ziemi i zasłaniając szpilki – co do obcasów nie miałam najmniejszych wątpliwości, bo Esme była przynajmniej kilka centymetrów wyższa. Zachwyciły mnie subtelne kwiatowe motywy, starannie wyhaftowane, które wieńczyły długie rękawy oraz gorset. Góra sukni idealnie przylegała do sylwetki, podkreślając idealne krągłe kształty, których kobiecie nie brakowało. Niżej kreacja łagodnie rozszerzała się w pasie, zaś kiedy przyjrzałam się dokładniej, dostrzegłam w niektórych miejscach kremowe wstawki, które idealnie dopełniały całości. Jedynie przerażone spojrzenie Esme wydawało się kłócić z ostatecznym efektem przygotowań, ale jednocześnie dodawało jej uroku.
Babcia zamrugała i spojrzała na nas tak, jakby sama zastanawiała się, co takiego możemy tutaj robić. Co więcej, sama również sprawiała wrażenie, jakby chciała znaleźć się w jakimkolwiek innym miejscu. Jasne dla mnie było, że to po prostu nerwy, ale i tak zawahałam się, niepewna tego, co powinnam powiedzieć, żeby pomóc jej psychicznie przygotować na to, co czekało na zewnątrz. Pamiętałam własne obawy i to chyba było naturalne, zwłaszcza mając za sobą już jedno nieudane małżeństwo, ale chyba nawet ja nie byłam aż do tego stopnia wytrącona z równowagi. Wtedy zresztą koncentrowałam się jedynie na czekającym na mnie Gabrielu oraz tym, że już nie mogę się wycofać, ale nie byłam pewna, czy takie rady jakkolwiek wampirzycy pomogą.
– Esme, co jest? – odezwała się Tanya, decydując się przerwać przeciągającą ciszę. Jej głos zabrzmiał nienaturalnie, dodatkowo zwielokrotniony przez echo w świątyni. Chyba nawet szept brzmiałby w tym miejscu jak wystrzał i mimowolnie wzdrygnęłam się, czując się coraz bardziej nieswojo. – Wszystko w porządku.
Esme pokręciła głową, dopiero po chwili będąc w stanie wyrwać się z zamyślenia.
– Nie wiem. Chyba tak. – Powoli wypuściła zbędne jej do funkcjonowania powietrze. – Po prostu pomyślałam o tych wszystkich wampirach i tak jakoś…
– Przecież my też wszystkich nie znamy – zauważyła przytomnie Kate, wzruszając ramionami. – To żaden problem – dodała, kiedy wampirzyca spojrzała na nią z powątpiewaniem.
– Ciebie nikt nie będzie tej nocy oceniał, Kate – przypomniała jej łagodnie. – Poza tym… Zdajecie sobie sprawę z tego, jakie to dziwne wychodzić za mąż, kiedy nie zna się przyjaciół swojego przyszłego męża? – westchnęła, chociaż oczywiste było, że to nie w tym leży problem; Esme nie wydawała się przejmować, kiedy pierwsi znajomi Carlisle’a zaczęli się pojawiać, dlatego zakładałam, że musi chodzić o coś więcej.
Denalki też to wiedziały, chociaż żadna z nich nie odważyła się wspomnieć o tym chociażby słowem. Po prostu milczały, spoglądając na wampirzycę wyczekująco i próbując stwierdzić, jak właściwie prezentuje się sytuacja.
– Więc co…? – Tanya zawahała się. – Mam iść i powiedzieć wszystkim, że dzisiaj raczej nic z tego nie będzie? – zapytała, a ja ledwo powstrzymałam się od tego, żeby na nią warknąć. Co ona najlepszego wyprawiała?!
Esme również spojrzała na kobietę z niedowierzaniem, chyba dopiero po chwili uświadamiając sobie, jak można było zinterpretować jej słowa. Złociste tęczówki rozszerzyły się do granic możliwości. Natychmiast pokręciła głową, spanikowana do tego stopnia, jakby Tanya już co najmniej zmierzała do wyjścia, zamierzając wcielić swoją propozycję w życie.
– Oczywiście, że nie! – jęknęła i skrzywiła się, kiedy nieświadomie podniosła głos. – Nie. Ja za chwilę… Po prostu dajcie mi chwilę, żebym zebrała myśli – poprosiła i szybko zaczęła krążyć po całej świątyni, najwyraźniej nie będąc w stanie dłużej ustać w miejscu.
Obserwowałam ją tępo, nieco rozdrażniona tym, jak non stop zmieniała miejsce, ale jednocześnie nie będąc w stanie oderwać od niej wzroku. Było coś hipnotyzującego w tym, jak układały się fałdy jej sukni ślubnej oraz w tym, jak zmieniały się tańczące na posadzce długie cienie. Miałam wrażenie, że cisza przeciąga się w nieskończoność i że za moment po prostu oszaleję albo zacznę krzyczeć, nie będąc w stanie dłużej znieść niepewności. Oczywiście, mogłam sobie tylko wyobrazić, co takiego myślała sobie Esme, zrażona tym, co spotkało ją w ludzkim życiu, ale mimo wszystko i tak nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego wątpliwości męczą ją aż do tego stopnia i to dosłownie na chwilę przed tym, jak miała powtórnie wyjść za mąż. Nie byłam pewna, czego powinnam się spodziewać i to wydawało się przerażające.
Esme nagle przystanęła, wbijając wzrok we mnie. Zawahałam się, ale uniosłam głowę i spojrzałam jej w oczy, nie rozumiejąc dziwnego błysku w jej złocistych tęczówkach.
– Nessie? – Westchnęła i zawahała się. – Kochanie, mogłabyś na chwile do mnie podejść? Chciałabym jeszcze… – Nie dokończyła, ale i tak natychmiast zgodziłam się wypełnić jej prośbę, w pośpiechu pokonując dzielący nas dystans.
Babcia spojrzała na mnie niepewnie, całkowicie bezwiednie przygryzając dolną wargę. Wzrok wbiła w medalion, który miałam na szyi i z którym nigdy się nie rozstawałam, nie tylko przez wzgląd na wartość sentymentalną. Nie musiałam długo się zastanawiać, żeby zrozumieć jej niewerbalne pytanie, którego nie zadała, ale które zawisło między nami. Bez wahania uniosłam obie ręce i odnalazłszy zapięcie, ściągnęłam łańcuszek, zachęcająco wyciągając go w stronę Esme. Wampirzyca zawahała się, ale ostatecznie zdecydowała się po niego sięgnąć, zachowując się przy tym tak, jakby biżuteria za moment miała się rozpaść.
– Coś pożyczonego – zaproponowałam, cofając się o krok i dając jej do zrozumienia, że nie musi się śpieszyć z oddaniem mi medalionu.
Wampirzyca jedynie uśmiechnęła się blado i skinęła głową, skoncentrowana na szukaniu zatrzasku. Jeszcze przez moment obracała medalion w palcach, zanim szybkim ruchem rozdzieliła jego połówki, żeby dostać się do ukrytych tam zdjęć, które już raz pokazywałam jej i pozostałym. Wiedziałam na co patrzy, nawet bez śledzenia jej wzroku – to musiała być wspólna fotografia całej naszej rodziny, w tym jej i Carlisle’a; zakochani i szczęśliwi, obejmowali się czule i to po tych wszystkich latach, które minęły od ich ślubu.
Esme jeszcze przez moment wpatrywała się w zdjęcie, po czym zatrzasnęła medalion i zamknęła go w dłoni. Trzymając go tak kurczowo, jakby jednie on utrzymywał ją na nogach, ponownie spojrzała na mnie i Denalki; jej oczy zdawały się słyszeć, a wyraz twarzy zdradzał, że właśnie podjęła ostateczną decyzję.
– Powiedzcie Edwardowi, że możemy zaczynać.

1 komentarz:

  1. Czy ja ci kiedyś mówiłam, ze kocham twoje opowiadanie?; tak, to w takim razie to będzie drugi raz. Dwa śluby w jednej księdze, czego chcieć wiecej.? :D ha, Tanaya jako dobra osoba xD nie umiem sobie tego wyobrazić, a co wiecej stworzyć takiej... Dobrej xD ciekawe jak miała minę, kiedy zobaczyła dzieciaki 'wtf, a to co?' XD Bożeee, za dużo przebywam z koleżankami :D hah, ta czy inaczej rozdział był genialny. Nie bede opisywać poszczególnych scen, bo to bez sensu, skoro cały rozdział byc cudowny. Groźby Layli xD juz je sobie wyobrażam :D Gabriel w garniturze? *.* uuh, xD
    Pozdrawiam i miłej nocki życzę, a teraz idziemy katować Iana w tv xD
    Gabi :**

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa