7 listopada 2013

Sto pięć

Renesmee
Ellie Goulding – „Burn”

Płomienie rozjaśniły noc. Ogniste języki strzelały aż po same niebo, jednocześnie fascynując i niepokojąc. Ten niezwykły popis żywiołu momentalnie skupił uwagę wszystkich, chociaż reakcje były różne. Ci, którzy wiedzieli, co się dzieje – w tym ja i Gabriel – podeszli bliżej, podczas gdy większość obcych cofnęła się do tyłu, zdezorientowana. Ogień był jedynym żywiołem, który był w stanie zrobić wampirowi krzywdę i jedynie Benjamin wyglądał na pewnego i zafascynowanego, Amun jednak niemal siłą wymógł na nim, żeby się cofnął.
Gabriel pociągnął mnie za rękę, kiwając głową w stronę gości. Dostrzegłam Tanyę, która szybko zmierzała w naszą stronę, prawdopodobnie dlatego, że byliśmy najbliżej. Blask ognia sprawiał, że jej złociste loki wydawały się jeszcze jaśniejsze.
– Co się dzieje? – zapytała nerwowo, dla pewności zerkając przez ramię. – Mówiłam, że to miejsce jest dziwne, ale wy…
– To po prostu moja siostra – przerwał jej Gabriel, szczerząc się w uśmiechu. Tanya spojrzała na niego tak, jakby wątpiła w jego zdrowie psychiczne. – Mam bardzo ciekawe rodzeństwo – dodał, a dziewczyna prychnęła z niedowierzaniem.
– I Lucas – uzupełniłam, bo w tym samym momencie doszedł nas śpiewny szept tego z braci Pavarottich, zwielokrotniony za sprawą jego zdolności.

Słyszysz jej kroki?
Piękna się zbliża
Kiedy nadchodzi
Dzień w noc umyka

Piękna nadchodzi
Piękna się śmieje
Piękna wciąż tańczy
A z nią płomienie

Unoszą głowę
Spoglądam w niebo
Ku mej bogini
Ku chwale Selene

Lucas potrafił robić wrażenie, nie dziwiłam się zresztą, dlaczego to zawsze jego proszono o deklamowanie wierszy podczas uroczystości. Mówił rytmicznie, jego głos zaś miał w sobie coś hipnotyzującego. Pavarotti było znakomitymi iluzjonistami, dzięki czemu kolejne słowa wiersza – będące rozwinięciem pieśni, którą kiedyś śpiewał dla mnie Gabriel – wydawały się dochodzić zewsząd, dosłownie przenikają słuchaczy. Zawsze, kiedy tego doświadczałam, raz po raz przechodziły mnie dreszcze. Baryton wampira był niesamowity, a w połączeniu z cichą muzyką i płomieniami Layli, efekt był wręcz mistyczny.
Sama Layla wyglądała niesamowicie. Kiedy ją dostrzegłam, przez moment nie byłam w stanie rozpoznać w niej tej drobnej dziewczyny, którą znałam. Posłuszna wypowiedzianym przez Lucasa słowom, wirowała w jakimś szalonym tańcu, idealnie wpasowując się w rytm muzyki i deklamowanego wiersza. Płomienie tańczyły wokół niej, zupełnie jakby one i Layla były jedną potężną istotą. Całkowicie posłuszne woli siostry Gabriela, raz po raz strzelały w górę, rozjaśniając ciemność i tworząc fantazyjne kształty, które początkowo nie przedstawiały niczego, ale później zaczęły upodabniać się do kwiatów i migocących na niebie gwiazd.
Layla roześmiała się radośnie, wykonując kolejny wdzięczny piruet. Śmiała się i tańczyły, poruszając się tak lekko i zwinnie, że wydawało się to wręcz niemożliwe. Była piękna, nawet jak na pół-wampirzycę, tej nocy zaś wyglądała niczym mistyczna istota albo personifikacja Selene, ku czci której się bawiła. Jej loki falowały, przypominając języki ognia, cała postać zaś wydawała się aż pulsować od nadmiaru emocji oraz wewnętrznego światła, które nie miało żadnego związku z żywiołem z którym się utożsamiała. Nigdy nie widziałam czegoś takiego i byłam zachwycona, a to był przecież dopiero początek.
Siostra Gabriela zatrzymała się na samym środku wyznaczonej przez świece polany, która wcześniej służyła za miejsce dla gości weselnych. Uświadomiłam sobie, że w swoim niezwykłym tańcu okrążyła całe pole, kierując się wzdłuż świetlistych linii i sprawiając, że płomienie płonęły jeszcze bardziej energicznie. Tym samym sprawiła, że wszyscy opuścili krąg, nie ważąc się ponownie przekroczyć granicy; w zamian wokół dziewczyny utworzył się krąg, który uważnie obserwował każdy jej kolejny krok.

Słyszysz jej kroki?
Piękna się zbliża
Jej imię szepcę
Noc je połyka

Ona jej panią
Tańczy w ciemności
Ona jej częścią
Moja miłości...

Zamknij więc oczy
Wsłuchaj się w wiatr
Piękna nadchodzi
Tak piękna, tak...

Noc z nią podąża
Nadchodzi świt
Piękna odchodzi
Szept wiatru znikł

Wraz z ostatnimi linijkami, Layla zamknęła oczy, jakby ubolewając nad tym, że wiersz i taniec dobiegły końca. Oddychała szybko, a jej pierś falowała, zdradzając, że dziewczyna ledwo łapie oddech. Nawet w bezruchu wyglądała niesamowicie, poza tym nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że otacza ją niezwykła aura, której nie potrafiłam nazwać słowami. Wiedziałam jedynie, że to coś niezwykłego i pięknego jednocześnie, czego po prostu nie można było zignorować. Zaledwie kilka razy miałam okazję uczestniczyć w tego typu uroczystościach, a jedna wciąż nie byłam przyzwyczajona do tego, co się działo i za każdym razem zachwycałam się na nowo. Tym razem było podobnie, dlatego zamarłam w bezruchu i uważnie śledziłam każdy kolejny ruch Layli, dokładnie go analizując i chłonąć samą sobą powstałą atmosferę.
Dostrzegłam Lucasa, który spokojnym krokiem przekroczył granice ognistego kręgu i skierował się w stronę bliźniaczki Gabriela. Uśmiechając się nieco figlarnie, skłonił się jej lekko, a ta dygnęła, nie kryjąc rozbawienia. Dopiero teraz zaczęłam pojmować sens doboru sukni, którą Layla miała na sobie, bo połyskujący materiał i jaskrawe wstawki sprawiały, że przy każdym kolejnym ruchu dziewczyna sama wyglądała niczym gorący płomień, którym przecież w jakimś sensie była.
Wciąż promiennie uśmiechając się do Lucasa, wyrzuciła obie ręce ku górze, raz jeszcze przyzywając posłuszny jej żywioł. Kula ognia wystrzeliła w niebo, w locie przeistaczając się w płomiennego motyla, po czym rozprysła się na miliony połyskliwych drobinek, które lekko opadły na ziemię, gasnąć zanim zdążyłyby kogokolwiek dotknąć. Efekt był zachwycający i sama aż westchnęłam cicho, obserwując drobinki; kilka z nich opadło na trawę, ale nie bałam się, że wznieca pożar, bo to Layla decydowała, kiedy ogień miał zacząć niszczyć.
– Brawo, siostrzyczko – usłyszałam cichy szept Gabriela, ale nie obejrzałam się, żeby na niego spojrzeć; i bez tego wiedziałam, że jest dziewczyną oczarowany.
Kolejna postaci pewnym krokiem wkroczyły do kręgu. Sama nie byłam pewna, kto wygląda bardziej niezwykle – Dimitr, Allegra czy może Isabeau. Oczy tej ostatniej błyszczały intensywnie, zdradzając podekscytowanie, kiedy jej matka wysunęła się do przodu. Już wcześniej zorientowałam się, że Allegra zmienia się nie do poznania, kiedy koncentrowała się na swoim powołaniu. Chociaż przez wiele lat pozostawała w ukryciu, najwyraźniej nie wyszła wprawy, a nawet jeśli tak było, ja nie potrafiłam tego rozpoznać.
– Dzisiejsza noc… Och, nie pamiętam już nawet, kiedy ostatni raz mogłam poprowadzić ceremonię, więc jestem zachwycona, że wreszcie nadarzyła się po temu okazja. Tym bardziej raduję się, że dziś mam przy sobie nie tylko moją córkę, ale również dzieci mojej zmarłej siostry. – Allegra uśmiechnęła się, a stojący u mojego boku Gabriel drgnął nieco nerwowo. Kobieta musiała to zauważyć, bo natychmiast przeszła dalej, piękna i jeszcze bardziej pewna siebie wraz z każdym wypowiedzianym słowem. – Dzisiejsza noc jest niezwykła z wielu powodów, nie tylko dlatego, że możemy cieszyć się szczęściem kolejnej pary, która zdołała odnaleźć siebie nawzajem. Radujemy się, bo możemy podziękować za spokój, który nareszcie nastał po burzliwych dniach, które przeżyliśmy w ciągu minionych tygodni. Sądzę, że to niezwykła noc i wybrałam ją również przez wzgląd na kwartę w której dziś znajduje się księżyc. To wyjątkowa noc, kiedy ten niebiański satelita znajduje się dokładnie w połowie swojego cyklu – daleki od nowiu i pełni. Księżyc jest ważny, jak i ważna jest jego patronka, kochająca swoje dzieci Selene. Kiedy teraz patrzę w niebo, w sierpie księżyca widzę uśmiech i to przynosi mi ukojenie. Mam nadzieję, że i w waszym przypadku widok ten przyniesie chociaż częściowe ukojenie, chociaż bez wątpienia ciężko odnaleźć spokój, zwłaszcza kiedy wciąż przeżywa się śmierć ukochanej osoby. Wielu odeszło w minionym czasie, ale chciałabym, żeby każdy z nas przynajmniej spróbował odnaleźć równowagę, bo życie toczy się dalej. – Zwiesiła głos; mimowolnie pomyślałam o Lorenie, ale kiedy rozejrzałam się dookoła, nigdzie jej nie zauważyłam. – Ale jest również wiele powodów do tego, żeby się radować. Nie przeczę, że śmierć zebrała potężne żniwo, jednak w zamian oddała nam tych o których sądziliśmy, że są martwi. Nie warto bać się tego, co jest nam nieznane, skoro w rzeczywistości wszyscy jesteśmy tacy sami. O tym przypominamy sobie każdego roku, podczas Nocy Pojednania i o tym pragnę przypomnieć wam dzisiaj. Nasza bogini kocha wszystkie swoje dzieci i bez wątpienia miała jakiś powód, żeby wystawić część z nich na próbę. Być może dzisiaj tego nie rozumiemy, ale ja wierzę w to, że prędzej czy później pewne sprawy staną się dla nas jasne.
Mówiąc, przechadzała się powoli wzdłuż kręgu ze świec, bez wahania spoglądając każdemu z osoba w oczy. W tym momencie nie przypominała mi tej Allegry, którą znałam, ale zdecydowaną i pewną siebie kobietę, która byłaby w stanie pociągnąć za sobą tłumy. Kiedy spojrzała i na mnie, poczułam się nieco nieswojo, ale wysiliłam się na blady uśmiech. Słowa Allegry niosły ze sobą ukojenie, a do mnie dopiero po chwili dotarło, że to swego rodzaju kazanie – niezwykłe i zupełnie niepodobne do tych, które czasami widywałam w telewizji, do tej pory bowiem jakakolwiek wiara w praktyce była mi absolutnie obca.
Kiedy się rozejrzałam, zauważyłam, że pojawiło się więcej osób, których nie widziałam na weselu. Dostrzegłam między innymi kilkoro dzieci księżyca, w tym Yves’a, chociaż bez wątpienia nie widziałam ich wcześniej. Na twarzy przywódcy grupy malowała się obojętność, ale nawet i on śledził poczynania Allegry z uwagą, prawdopodobnie poruszony jej słowami bardziej niż byłby w stanie się do tego przyznać. Nareszcie dostrzegłam również przyczajonego w bardziej odludnym miejscu Rufusa i omal nie uśmiechnęłam się, kiedy odkryłam, że ten może i słuchał pół-wampirzycy, ale jego wzrok raz za razem uciekał w stronę Layli. Nie miałam najmniejszych wątpliwości co do tego, że musiał widzieć jej taniec i że był więcej niż tylko nim zaintrygowany.
– Chciałabym skorzystać z okazji, żeby wspomnieć o czymś jeszcze, zanim przejdziemy do momentu, który… No cóż, na który większość z nas czeka. – Uśmiechnęła się figlarnie. – Nie chciałabym zajmować więcej czasu, tym bardziej, że na twarzach tych, którzy pierwszy raz goszczą w Mieście Nocy, widzę czyste przerażenie, ale sądzę, że wybaczycie mi, jeśli zajmę jeszcze chwilkę. Tym bardziej, że to dotyczy mojej córki, dlatego… Isabeau, mi amore, podejdź do mnie – nakazała, wyciągając rękę w stronę stojącej za nią Beau.
Isabeau wypuściła powietrze ze świstem, ale bez wahania wykonała polecenie. Fałdy jej sukni Zafalowały, kiedy się poruszyła, jak zwykle emitując pięknem i pewnością siebie. Była podobna do matki, co stało się dla mnie jeszcze bardziej oczywiste, kiedy stanęła u boku Allegry, a ta położyła jej obie dłonie na ramionach. Oczy nieśmiertelnej błyszczały, zdradzając podekscytowanie i dumę, co chyba jedynie Beau peszyło.
– Wraz z nadejściem pełni, ostatecznie przekażę Isabeau moją funkcję. W zasadzie to jedynie formalność, bo moja córka chyba bardziej zasłużyła na miano kapłanki niż ja, ale chciałabym, żeby wszystko odbyło się we właściwy sposób.
– Mamo… – Isabeau westchnęła zrezygnowana, po czym wywróciła oczami. – Mówiłam ci już, że nie planowaliśmy żadnych uroczystości, ale skoro nalegasz…
– Nalegam – zgodziła się. – Przygotowywałaś się do tego, odkąd stałaś się na tyle dorosła, żeby móc się uczyć, dlatego nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej… No, ale teraz już przejdźmy do rzeczy, Isabeau – dodała, spoglądając nań porozumiewawczo.
Siostra Gabriela wciąż nie wyglądała na przekonaną, ale w odpowiedzi na słowa matki, cała się rozpromieniła. Tym razem to ona zwróciła się w stronę tłumu; jej błękitne oczy lśniły intensywnie, chociaż nie był to ten znajomy mi czerwony blask, który tak dobrze znałam. Isabeau skinęła głową, ale nie byłam pewna kto i kiedy odczytał ten gest jako znak – nagle po prostu pojawiły się dzieci. Ali oczywiście znalazła się na przedzie i biegiem podbiegła do mnie, w rękach trzymając koszyk wypełniony białymi kwiatami. Natychmiast otoczył mnie słodki zapach roślin, kiedy zaś z zaciekawieniem przyjrzałam się zawartości koszyka, przekonałam się, że to…
– Białe lilie. – Gabriel wyjął mi te słowa z ust. – Ach, mogłem się tego spodziewać – stwierdził i nachylił się, żeby wziąć jedną od Alessi.
Uniosłam pytająco brwi, tym bardziej, że Ali w radosnych pląsach pobiegła dalej, żeby móc rozdać resztę kwiatów. Nie miałam pojęcia, jaki to ma sens, ale Gabriel najwyraźniej był we wszystko wtajemniczony. Zirytowało mnie to, bo od początku przekonywał mnie, że nie ma pojęcia, co takiego wydarzy się na klifie.
Gabriel musiał zauważyć moje rozdrażnienie, bo uśmiechnął się i ujął mnie za rękę, wsuwając mi w dłoń lilię. Jego skóra była przyjemnie ciepła, zaś jego dotyk sprawił, że całe moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Co prawda nie był w ten sposób zdolny do rozproszenia mojej uwagi, ale musiałam przyznać, że był na dobrej drodze, żeby mu się to udało.
– Nie patrz na mnie w ten sposób – poprosił, wzdychając cicho. – Powiedziałem ci, że ojciec raz zabrał mnie i Laylę z Chianni. Nie przyjechaliśmy wtedy do Miasta Nocy, ale jako dzieci braliśmy udział w uroczystościach, gdzie wykorzystywano lilie i… – Urwał i spojrzał na kwiat. – Och, może po prostu ci pokażę.
Skinęłam głową, nieco speszona tym, że mogłam jakkolwiek go urazić. Bez słowa pozwoliłam, żeby wziął mnie za rękę, prowadząc w stronę krawędzi klifu. Kątem oka zauważyłam, że więcej osób już się zorientowało, jaki cel mają rozdawane przez Alessię i resztę dzieci kwiaty, ale nie miałam czasu, żeby zbyt długo przyglądać się ich poczynaniu. Skoncentrowałam się raczej na Gabrielu, który zatrzymał się przy krawędzi urwiska. Razem spojrzeliśmy w dół, wprost na wzburzoną wodę i przez kilka sekund po prostu patrzyliśmy na szalejący żywioł, niemal całkowicie czarny ze względu na porę dnia i odległość, która dzieliła nas od ziemi. Mimowolnie wzdrygnęłam się, bo klif z wielu powodów nie kojarzył mi się w najlepszy sposób, ale nie miałam czasu, żeby zbyt długo się nad tym zastanawiać, bo wtedy mój mąż się wyprostował.
Nie zapytałam o nic, kiedy wyciągnął obie dłonie w moją stronę. Wciąż ściskając w garści lilię, podałam mu obie dłonie, instynktownie wyczuwając, że Gabriel wręcz emituje telepatyczną mocą. Widziałam łagodny złocisty blask, który wydawał się go otaczać, jednak nie obawiałam się, że telepata zrobi mi krzywdę. Jego uścisk był znajomy i ciepły, zaraz też zapragnęłam do niego dołączyć; wykorzystywanie telepatycznych zdolności przychodziło mi już z łatwością, dlatego wkrótce i ja pozwoliłam, żeby złocisty blask krążył po całym moim ciele. Czułam, że nasze aury zlewają się ze sobą i to było przyjemne doświadczenie, chyba bardziej intymne od pocałunków czy nawet momentów, kiedy stawaliśmy się jednością, kochając się.
Gabriel złożył moje ręce w coś na kształt kołyski, sprawiając, że obejmowałam lilię ze wszystkich stron. Jego dłonie przykryły moje własne, a ja instynktownie przysunęłam się bliżej. Nie mogąc się powstrzymać, spojrzałam mu prosto w oczy; serce momentalnie mi przyśpieszyło, jak zawsze, kiedy miałam wrażenie, że zapadam się w jego ciemne tęczówki. W jego spojrzeniu było coś hipnotyzującego i nawet gdybym zapragnęła, nie byłabym w stanie odwrócić wzroku. Miałam wrażenie, że świat skurczył się do nas i do tej jednej chwili; wszystko inne przestało istnieć i nawet zapomniałam o lilii oraz związanych z nią pytaniami, przynajmniej do momentu, kiedy nie poczułam, że delikatne płatki zaczynają pulsować ciepłem.
– Co…? – zaczęłam, ale Gabriel uciszył mnie szeptem, spoglądając na lilię w naszych splecionych dłoniach.
Sama również na nią spojrzałam, żeby z niedowierzaniem przekonać się, że również kwiat pulsuje łagodnym ciepłem i że otacza go znajomy mi złocisty blask. Zdezorientowana, spojrzałam na Gabriela, w oczekiwaniu na wyjaśnienia, ale ten jedynie uśmiechnął się tajemniczo i uniósł nasze dłonie i delikatnie dmuchnął. Delikatne płatki lilii zostały wyrwane z naszego uścisku; wzbiły się w powietrze i przez kilka chwil wirowały w ciemnościach, zanim ostatecznie zniknęły nam z oczu, powoli opadając na dół klifu, gdzie miała pochłonąć je woda. Chociaż nie byłam pewna, czego właśnie doświadczaliśmy i jaki to miało sens, obserwując lot kwiatowych płatków, czułam się zaskakująco lekka i szczęśliwa, tym bardziej, że Gabriel otoczył mnie ramionami i czule przyciągnął do siebie.
– Biel jest symbolem niewinności… Lilie zaś są tak delikatnie, że chyba nie znam czystszych kwiatów – szepnął mi do ucha. – Czy istnieje coś bardziej delikatnego i czystszego niż prawdziwa miłość? – zapytał, a dla mnie w tamtym momencie wszystko stało się jasne.
Wkrótce więcej kwiatowych płatków wypełniło powietrze. Spojrzałam z zachwytem na ten niezwykły deszcz, jakże piękny i pełen słodyczy. Obserwując go, uświadomiłam sobie, jak wiele jest rodzajów miłości; to było nam potrzebne, zwłaszcza po wszystkim, co się wydarzyło. Już nie potrzebowałam wyjaśnień Gabriela, żeby zrozumieć, co takiego symbolizowały puszczone do lotu kwiaty.
Uczucia.
Podziękowania.
Tęsknotę…
Zamknęłam oczy i poddawszy się ciepłym ramionom ukochanego, w pełni się rozluźniłam. Nie miałam co prawda pojęcia, czy w istocie istnieje coś – jakaś siła, bogini, byt – która nad nami czuwa, ale chciałam wierzyć, że to wszystko faktycznie ma jakiś sens. Nawet jeśli nie, nie mogłam przyjąć do świadomości tego, że wszystkie pragnienia i myśli, które tej nocy zostały wypowiedziane albo pomyślane, i które teraz wypełniały powietrze pod postaciami płatków lilii, zostały tak po prostu zignorowane. Takiego widoku nie dało się zapomnieć, a jeśli faktycznie Selene gdzieś tam była, musical być zachwycona.
Gabriel poruszył się, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. Kiedy uniosłam powieki, zauważyłam, że dołączyli do nas Alessia i Damien. Zwłaszcza moja córeczka wydawała się zachwycona, w dłoniach zaś ściskała jeden z nielicznych kwiatów, którego nie udało się jej rozdać. Spojrzała z wahaniem na mnie i na Gabriela, a w jej oczach czaiła się niema prośba, którą oboje natychmiast zrozumieliśmy. Mój mąż uśmiechnął się, po czym zachęcająco wyciągnął ręce w stronę dzieci; przyjęły to z entuzjazmem, raz też znalazły się przy ojcu.
Wiedziałam, że bliźnięta zawsze łączyła niezwykła więź, ale i tak byłam zaskoczona tym, co dostrzegłam, kiedy Alessia i Damien znaleźli się tak blisko siebie, że stykali się ze sobą ramionkami. Być może gdyby byli starsi, wydałoby się to niestosowne, skoro byli rodzeństwem, ale to przecież wciąż były dzieci, ta niewinne, jak tylko to było możliwe. Damien uśmiechnął się do siostry, a ta bez wahania złożyła ręce tak, jak ja wcześniej, spoglądając wyczekując na lilię w jej dłoniach. Gabriel przykucnął przy nich, chcąc im pomóc, ale najwyraźniej okazało się to zbędne, bo Alessia wydawała się doskonale wiedzieć, co powinna robić. Nie miałam wątpliwości, że to jak nic szkoła Isabeau, która od początku była Ali zachwycona i to ze wzajemnością.
Powoli wypuściłam powietrze z płuc, mając wrażenie, że tej nocy zrzuciłam z ramion olbrzymi ciężar. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale chyba faktycznie wszyscy potrzebowaliśmy chwili wytchnienia i okazji do tego, żeby zrozumieć, że wszystko to, co działo się w ostatnich dniach, ostatecznie dobiegło końca. Allegra wydawała się to wiedzieć – każde wypowiedziane przez nią słowo było dokładnie przemyślanie i nie było co do tego najmniejszych wątpliwości.
Wciąż jeszcze rozmyślałam, jednocześnie obserwując moje dzieci i męża, kiedy tuż za plecami usłyszałam ciche kroki. Instynktownie obejrzałam się, czując, że ktoś mnie obserwuję, po czym cała spięłam się, kiedy dostrzegłam wpatrzonego we mnie Rufusa. Mój dobry nastrój stanął pod znakiem zapytania, bo bynajmniej wampirowi nie ufałam i sama nie miałam pojęcia, czego tym razem mogłam się po nim spodziewać.
Rufus udał, że nie dostrzega mojego wahania. Absolutnie spokojny, podszedł bliżej i zatrzymawszy się we względnie bezpiecznej odległości, zwrócił się bezpośrednio do mnie:
– Czy możemy porozmawiać?
Uniosłam brwi. Czego mógł ode mnie chcieć?

1 komentarz:

  1. Powinnam cię teraz utłuc młotkiem. Tak porządnie, aż nauczysz się, że nie kończy się w takich momentach. Zawsze.... Ciągle to robisz....

    Rozdział jest cuuuudowny. Kwiaty. Pięknie. Kurde, ale ze mnie szczęściarz. Znam tak wspaniałą pisarkę. Jestem dumna. Bardzo. No nie wiem co mam teraz powiedzieć, bo żadne słowa nie są odpowiednie.

    Tak więc, zakończę, mówiąc, że czekam na kolejny. Czekam pozdrawiam.

    Aleks

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa